Drżenia lata - ebook
Drżenia lata - ebook
3 tom sagi o Date Masamune, kontynuacja "Księżycowych blizn" i "Cieni północy".
Dwunastoletni Date Masamune jest godnym następcą swojego ojca, daimyō Yonezawy. Ród Tamura postanawia sprzymierzyć się z Date, oddając mu za żonę córkę władcy Miharu. Kim jednak jest księżniczka Yoshihime i dlaczego jej rodzina nie chce nawet pokazać jej wysłannikom z Yonezawy? Komu nie w smak jest przymierze obu rodów? Okazuje się, że droga do sojuszu Date i Tamurów jest bardziej skomplikowana, niż by się mogło wydawać, a trzęsienie ziemi, która zaskakuje wysłanników w drodze, to dopiero początek dramatycznych zdarzeń.
Spis treści
Propozycja
Płomień
Rozdźwięk
Półprawdy
Poszukiwania
Przez puszczę
Przebłyski
Księżniczka
Pieśń Yoshihime
Władca
Prawe Oko Smoka
Pogoń
Podchody
Jednooki Smok
Dary lata
Epilog
Kategoria: | Powieść |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66627-03-1 |
Rozmiar pliku: | 900 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
W Yonezawie nigdy nie było cieplej niż w popołudnia ósmego miesiąca. Rok w rok ludzie zwykli gadać, że tak gorącego lata nie pamiętają, co i tak szczególnej różnicy nie robiło. Skoro człowiek mógł sobie usmażyć jajko na kamieniu, nie miało znaczenia, czy w tym roku było cieplej niż w zeszłym – upał był po prostu upałem. W takie dni, o ile tylko panował pokój – a zazwyczaj panował, bo każdy daimyō wiedział, że jeśli w tym skwarze wyśle ludzi na pole bitwy, to połowa z nich dostanie udaru cieplnego i będzie to bezsensowna strata, nie mówiąc już o drugim praktycznym aspekcie, jakim były żniwa – nie istniało dla samuraja nic przyjemniejszego od siedzenia w cieniu i popijania schłodzonej sake.
Kagetsuna uważał, że cokolwiek się to rozmija z klanowym kodeksem wojownika – tak przynajmniej sądziła ta jego część, która pozostawała w bliskiej zażyłości z jego sumieniem. Była ona zdania, że nawet w największym upale – a zwłaszcza wtedy – powinien ćwiczyć z mieczem albo przynajmniej, co było wersją mniej rygorystyczną, medytować w wodospadzie. Koniec końców wojownik nie powinien ustawać w samodoskonaleniu, do czego ekstremalne warunki nadawały się przecież najlepiej. Samuraj powinien zwalczać swoje słabości, a taką niewątpliwie była chęć cielesnej wygody. Jednak druga jego część, ta powiązana z rozsądkiem oraz innymi, mniej podniosłymi kwestiami, była zdania, że każdemu należy się chwila wytchnienia. Kagetsuna miał wrażenie, że obie te idee mocno się w nim ścierają, i to od dawna, jednak w ostatnich czasach częściej zdarzało mu się skłaniać w stronę tej drugiej. Nie wiedział, czy powinien się z tego cieszyć, czy wręcz przeciwnie, ale dopóki nikt go za to nie potępiał, mówił sobie, że wszystko jest w porządku. Żeby jednak zadośćuczynić sumieniu, nawet w szczycie lata co rano trenował przynajmniej przez godzinę, podobnie zresztą jak wieczorem, choć przeważnie wydawało mu się to nędzną namiastką porządnego ćwiczenia.
Kita ponownie napełniła jego czarkę, po czym pociągnęła łyk ze swojej, zapatrzona w majaczące na południu pasmo górskie.
– Więc to prawda? – zapytała. – Tamura Kiyoaki złożył propozycję?
Kagetsuna powoli popijał sake, również patrząc w dal ponad drzewami otaczającymi rezydencję. Przy tej temperaturze widzialność była słaba i wyraźnie dostrzegał jedynie pobliskie wzgórze.
– Nie sądzę, byś zatrudniała jako szpiegów osoby, które będą ci przekazywać błędne informacje – stwierdził z przekąsem.
– Ale zawsze wolę dowiedzieć się z oficjalnego źródła – odparła z miejsca. – Czyli to prawda? – ponowiła pytanie.
Kagetsuna kiwnął głową. Kita wydała odgłos, który brzmiał jak coś pomiędzy westchnieniem, mruknięciem a chrząknięciem, jednak w jej prawdziwych odczuciach trudno mu było się zorientować. Jak zresztą zazwyczaj.
– Masamune-sama już o tym wie?
Imię władcy rozlało się znajomym ciepłem w jego sercu, ale tym razem Kagetsuna nie był w stanie się uśmiechnąć.
– Jeśli tak, to nie ode mnie – odpowiedział beznamiętnie. – Terumune-sama nakazał milczenie wszystkim, którzy byli obecni przy czytaniu listu. Nie, wciąż nie ma o niczym pojęcia, a nie sądzę, by mógł się sam domyślić. Wysłannicy od innych daimyō przybywają przecież do zamku co i rusz; nie jest też niczym dziwnym, jeśli są nimi bliscy krewni władcy.
– Więc nie brał udziału w przyjmowaniu poselstwa? – zdziwiła się Kita.
– Nie. Nasz pan miał dobry pomysł, żeby Masamune-sama uczestniczył tylko w niektórych oficjalnych naradach. W ten sposób nie może podejrzewać niczego, kiedy na jedną czy drugą nie zostanie poproszony, a Terumune-sama może wybierać, do których spraw go dopuszczać. Poseł Tamury przedstawił zresztą prośbę, by zostać wysłuchanym tylko przez daimyō i jego doradców.
Kita pokiwała głową w zamyśleniu. Potem postawiła pustą czarkę na drewnianym panelu i spojrzała bystro na brata.
– Jak sądzisz? Jak zareaguje?
– Och, przecież to jeszcze nie jest nic oficjalnego – odrzekł Kagetsuna, siląc się na lekki ton. Tak naprawdę nie chciał się nad tym zastanawiać, bo kiedy tylko zaczynał, czuł dziwny dyskomfort. – Takie propozycje są przedstawiane nieustannie…
– Naprawdę? – spytała Kita z ironią.
– No dobrze, to jest pierwszy raz… w każdym razie pierwszy, o którym mi wiadomo – przyznał. Był jednak pewien swoich słów; zaliczał się do samurajów, z którymi pan Terumune konsultował sprawy dotyczące rodu Date. – Ale to jeszcze nie znaczy, że coś z tego będzie – zauważył, machając w jej stronę pustą czarką.
– Czemu więc jesteś taki wzburzony? – zapytała Kita trzeźwo, ponownie nalewając mu sake. – Do tego stopnia, że nagle zechciałeś odwiedzić swoją kochaną siostrzyczkę…
Postanowił zignorować jej sarkazm, zwłaszcza że miała rację.
– Nasz Jednooki Smok jest bardziej domyślny niż wszystkie inne smoki z obojgiem oczu razem wzięte. Od razu by mnie przejrzał i wyciągnął wszystko – odparł. To była prawda; nie potrafił niczego przed Masamune taić. I nawet nie chciał. – Poza tym wcale nie jestem wzburzony. Najwyżej zaskoczony.
Kita litościwie nie skomentowała, choć w tej kwestii musiała już dawno mieć wyrobione zdanie.
– Co dokładnie zawierał ten list? – spytała w zamian.
– Powiedziałem ci, że Terumune-sama nakazał nam milczenie – stwierdził Kagetsuna z naciskiem.
– Przecież nie proszę cię, żebyś mi słowo w słowo przytoczył pismo – odparła z niejaką pretensją. – Po prostu chcę wiedzieć, czego Tamura chcą od Date. Poza tym… skoro już wiem o całej sprawie, żadnej tajemnicy mi nie wyjawisz – dodała zupełnie naturalnym tonem.
Kagetsuna popatrzył na nią z uwagą, będąc pewnym, że w jej słowach kryje się jakaś pułapka. Stłumił westchnienie i uznał, że na dzisiaj wypił już wystarczająco. Gdyby nie wiedział, że jego przyrodnia siostra cieszy się pełnym zaufaniem pana Terumune, o niczym by nie mówił. Miał ochotę trochę się z nią podroczyć, ale z drugiej strony… Tak, miała rację; za bardzo był tym poruszony.
– Tamura chcą wejść w sojusz z Date – powiedział po krótkim milczeniu. – Kiyoaki-dono oferuje rękę swojej córki jako gwarant.
Na dłuższą chwilę zapadła cisza, którą wreszcie przerwała Kita.
– I to wszystko? – zapytała poirytowanym tonem.
– A czego się spodziewałaś? – odrzekł. – To było główne przesłanie listu. Reszta to pozdrowienia oraz wyrazy wdzięczności i uznania. Później Terumune-sama dyskutował z Ujiakim-dono na osobności i tylko oni dwaj wiedzą, co zostało powiedziane. Nie sądzę jednak, by nasz pan tak od razu podjął decyzję.
– No ale jakąś będzie musiał podjąć – zauważyła Kita. – Tamura są klanem, z którym trzeba się liczyć. Nawet jeśli sami w sobie nie stanowią dla Date zagrożenia, lepiej ich mieć za sojuszników niż przeciwników sprzymierzonych z Sōmą, Hatakeyamą czy Ashiną. A sprzymierzyć mogą się bardzo szybko, jeśli od Date nie otrzymają zadowalającej odpowiedzi.
– Wiem, ale... – zaczął i urwał, wahając się, po czym postanowił mówić z serca. Akurat przed Kitą nie musiał niczego kryć. – Ale nie wydaje mi się, żeby córka jakiegoś mniejszego władcy była dobrą partią dla Masamune-sama – zakończył ciszej, spuszczając wzrok i zastanawiając się, czy żal w jego głosie jest wyraźny.
Kątem oka widział, jak Kita pokręciła głową.
– Kagetsuna, Kagetsuna… A kogo byś widział w roli przyszłej pani Ōshū? Jakąś kuzyneczkę Mogamich? – spytała drwiąco. – Oni z pewnością liczą się w tych okolicach.
Kagetsuna wzdrygnął się.
– Amido Buddo, uchowaj…! To zła krew – szepnął.
Kita raz jeszcze potrząsnęła głową.
– Chyba że patrzysz szerzej… dalej… – kontynuowała. – Może kogoś z południowych panów? Uesugich? Takedów? To mrzonki, zapomnij. Jakkolwiek przykro to brzmi, sądzę, że oni patrzą na Date tak, jak ty patrzysz w tej chwili na Tamurów – wytknęła mu bez złości. – Może kiedy nasz Jednooki Smok już zdobędzie Ōshū i Ushū, jak to zapowiada, wtedy będą się z nim liczyć, ale na razie jest dla nich jedną z wielu płotek z północy. Nie sądzę zresztą, by było rozsądne czekać z ożenkiem do tego czasu – mruknęła. – Nie, myślę, że Tamura to całkiem sensowna opcja… być może najlepsza, jaka w tej chwili istnieje – powiedziała rzeczowo. – Tamura to jedyny ród, z którym Date nie prowadzili w ciągu ostatniego stulecia otwartej wojny. To o czymś świadczy – podkreśliła, choć następne zdanie nieco osłabiło jej wypowiedź, zwłaszcza że dorzuciła je z ewidentnym sarkazmem w głosie: – Aczkolwiek może to równie dobrze wynikać z położenia geograficznego.
Kagetsuna nic nie powiedział. Rozumiał, że miała rację… ale nie mógł tak po prostu zaakceptować tej idei. Zastanowił się nad słowami Kity i uświadomił sobie, że w gruncie rzeczy nie chodziło o Tamurów, nawet jeśli tak przed chwilą argumentował. Sam pomysł żenienia Masamune – choćby chodziło o córkę Ody Nobunagi albo i cesarską księżniczkę – budził w nim sprzeciw.
No dobrze, może cesarską księżniczkę mógłby jeszcze od biedy zaakceptować, przeszło mu przez głowę… po czym zdał sobie sprawę, że zaczyna myśleć o głupotach.
Nabrał głęboko powietrza i powoli wypuścił je z płuc, a potem przeczesał obiema rękami włosy. Tak naprawdę – nie mógł od tej świadomości uciekać – małżeństwo przyszłego władcy Date z córką Tamurów wisiało w powietrzu już przynajmniej od trzech lat. Yonezawa jako pierwsza brała pod uwagę sojusz z Tamurą – z tym że wtedy role były odwrócone: to pan Terumune pragnął pozyskać sprzymierzeńca i gotów był zgodzić się na połączenie obu rodów. Koniec końców do żadnych ustaleń nie doszło i sytuacja rozeszła się po kościach… po to, by teraz wrócić. Może była to jakaś karma, jakiś nieunikniony los, na który trzeba było przystać? Może ta dziewczyna była… przeznaczona Masamune, a on jej, nawet jeśli w tej chwili trudno to było pojąć? Może zresztą, jak mówiła Kita, nic złego z tego nie wyniknie, nieważne jak mocno Katakura Kagetsuna Kojūrō opierał się tej myśli…?
Kita jakby czytała mu w myślach.
– Wybierzmy się na rekonesans – zaproponowała tak po prostu. – Ty i ja. Pojedziemy do Tamury i przyjrzymy się małej księżniczce. Zobaczymy, czy jest warta naszego Jednookiego Smoka.
Podniósł na nią wzrok, zastanawiając się, czy naprawdę to powiedziała. Ależ tak, Kita była do tego stopnia szalona, że jak najbardziej mogła coś takiego zasugerować. I zrealizować. Był jej wdzięczny za tę propozycję i przez moment czuł ogromną chęć, by przystać na jej plan… ale zaraz wziął się w garść.
– Nie mogę opuszczać Yonezawy ot tak, dla własnego widzimisię – odparł z pewną niechęcią, ponownie wbijając wzrok w swoje kolana.
– Kto powiedział, że dla własnego widzimisię? – odrzekła z miejsca, prostując plecy. – Przedstawimy sprawę Terumune-sama. Jestem pewna, że się zgodzi – dodała z całkowitym przekonaniem. – Nie może wątpić w nasze dobre intencje.
Zerknął na nią z ukosa. Tak, pan Terumune z pewnością nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo… zaborczy w stosunku do jego pierworodnego syna byli Katakura Kojūrō i jego siostra, Katakura Kita. Wiedział natomiast, że oboje zrobiliby dla Jednookiego Smoka absolutnie wszystko i niczego nie pragnęli bardziej niż jego dobra. Ta myśl nasunęła mu inną, mniej radosną.
– Jak myślisz, jak zareaguje Yoshihime-sama? – spytał cicho.
Kita wzruszyła ramionami.
– Nijak, przecież nie ma w tej sprawie nic do gadania, zupełnie nic. A nawet gdyby miała, to podejrzewam, że mniej by ją to obeszło niż zeszłoroczny śnieg – odrzekła, a Kagetsuna w duchu przyznał jej rację.
– Gdyby chodziło o Masamichiego-sama, z pewnością byłaby bardzo rygorystyczna – rzucił mimowolnie.
– Gdyby chodziło o małego Kojirō, nie sądzę, by w ogóle rozważała jakąkolwiek kandydatkę – poprawiła Kita, a w jej głosie brzmiała wyraźna odraza. – Nie wątpię, że chce syneczka zachować dla siebie i nie pozwoli mu nawet spojrzeć na inną kobietę. Gdyby nieopatrznie się ożenił, biada tej dziewczynie. W piekle nie mogłoby jej być gorzej.
Kagetsuna odruchowo rozejrzał się. Nawet jeśli Kita potrafiła sobie zapewnić prywatność, to każdego dało się podsłuchać, a takie słowa mogły sprowadzić kłopoty.
– Nie powinnaś tak mówić – powiedział cicho. – Nie okazujesz szacunku.
Popatrzyła na niego przeszywającym spojrzeniem, w którym malowała się wyraźna drwina.
– Dobrze wiesz, że Yoshihime…-sama nie zasługuje na mój szacunek – odparła, niemal wypluwając imię władczyni. – A na twój, Kagetsuna? Zasługuje? – spytała wyzywająco.
Odwrócił głowę i wbił wzrok w zalaną słonecznym światłem roślinność ogrodu, którego tak naprawdę nie widział.
– Jest małżonką daimyō – powiedział z trudem… i było to wszystko, na co mógł się zdobyć.
Ukrywanie prawdziwych uczuć przed Kitą było niepotrzebne. Nie znosił pani na Yonezawa-jō równie mocno jak ona, może nawet mocniej – i jego siostra doskonale o tym wiedziała. Nie było jednak sensu zastanawiać się nad tym teraz, kiedy miał ważniejsze sprawy na głowie.
Znów zapadła cisza, wypełniona śpiewem cykad, który skutecznie zagłuszał odgłosy miasta. Słychać było jedynie śmiech dzieci, które jako jedyne nic sobie nie robiły z palącego słońca – podobnie jak z każdych innych warunków pogodowych. Kagetsuna pamiętał, że on sam kiedyś nie przejmował się ani upałem, ani ulewą, ani śniegiem... Czasy dzieciństwa skończyły się dawno temu, a teraz miał wrażenie, że nieubłaganego końca dobiegało dzieciństwo osoby, która była dla niego droższa niż brat… Dzieciństwo, które za sprawą pewnych ludzi i wypadków nie było tak szczęśliwe, jak powinno.
– Pokornie proszę o wybaczenie – rozległ się od drzwi cichy głos. Odwrócili się oboje, by ujrzeć pochyloną w pokłonie Masako, młodziutką pokojówkę. – Kita-dono, przybył posłaniec do pani. Z zamku.
Rodzeństwo wymieniło spojrzenia, po czym Kita podniosła się i udała do wyjścia, zostawiając brata chwilowo samego; pokojówka podążyła za nią. Kagetsuna wrócił do kontemplacji ogrodu, usiłując opanować wzburzenie wywołane myślą o Yoshihime, propozycji Tamurów i samym Masamune. Odpędził chęć, by nalać sobie sake, a w zamian sięgnął po dzbanek z wodą i zaczął się zastanawiać, co mógł oznaczać posłaniec z zamku do Kity. Ach, dowie się za moment…
Ptaki ćwierkały w krzewach otaczających ogród. Zasadzono tu także kilka śliw i wisienek, ale były jeszcze niewielkie i ptaki wolały wyższe zarośla. Nie można powiedzieć, by ogród był dziełem sztuki – Kita zostawiła go w spokoju, twierdząc, że woli jego naturalną urodę. Po prawdzie Kagetsunie też się bardziej takim podobał, choć obecnie może wolałby coś bardziej uporządkowanego, co pozwoliłoby mu opanować chaos we własnym wnętrzu. Nie ulegało jednak wątpliwości, że ogród w rezydencji Katakury Kity nie mógł mieć przyciętych krzewów i wymyślnie zaplanowanych ścieżek, wysypanych codziennie grabionym żwirem; to by po prostu do niej nie pasowało.
Pan Terumune podarował Kicie ten dom w podzięce za służbę rodowi Date, a zwłaszcza za nieocenioną pomoc udzieloną Masamune. Jej ponowne pojawienie się w życiu chłopca wedle wszelkich przesłanek ocaliło go przed śmiercią, kiedy wyprzedziła atak zamachowców i wywiozła go w sekrecie z Yamagaty, zaś później niemal publicznie zdemaskowała spiskowców. Dla wszystkich było jasne, że po czymś takim Kita nie mogła zamieszkać na zamku – pani Yoshihime darzyła ją zbyt wielką antypatią – wobec czego władca Yonezawy zlecił wybudowanie dla niej rezydencji na zachodnim krańcu miasta, wystarczająco daleko, by obie damy były zadowolone. Kita miała pewne opory przed przyjęciem takiego daru, jednak odmowa byłaby afrontem wobec pana Terumune, którego przecież wielce szanowała i któremu była niezwykle oddana. Otrzymywała też stałe uposażenie, czym daimyō wyraźnie dawał do zrozumienia, że mimo jej płci traktuje ją jako jednego ze swoich wasali, i czym czynił jej wielki honor – a przynajmniej taka była powszechna opinia. Sama Kita oczywiście przyjmowała łaskę władcy z pokorą, ale jednocześnie – choć nie mówiła tego na głos, a przynajmniej nie wprost – nigdy nie uważała się za kogoś gorszego niż jego męscy podwładni. Był to pogląd dość rewolucyjny w czasach, kiedy rola kobiety była jasno określona, a jej pozycja znajdowała się nieporównywalnie niżej niż pozycja mężczyzny.
Kagetsunie Kita często imponowała, ale równie często go przerażała. Była tak inna od wszystkich kobiet, jakie znał – uległych, pokornych, z wiecznie spuszczonymi głowami i spojrzeniami, usuwających się w cień i nigdy, przenigdy niewdających się w dyskusje z mężczyznami. Oczywiście pani Yoshihime też odbiegała od tego schematu, ale ona akurat była córką, siostrą i małżonką daimyō, księżniczką z urodzenia i pozycji, więc prawdopodobnie mogła sobie na to pozwolić… Kita natomiast była córką prostego samuraja i wedle wszelkiego porządku powinna prowadzić życie, jakie przystawało jej płci – jednak nigdy nie chciała się zgodzić na tę rolę. Czasem Kagetsuna zastanawiał się, na ile jej charakter został ukształtowany przez postawę jej ojca, Oniniwy Yoshinao, który porzucił ją i jej matkę, a przy okazji jawnie oddawał się rozpuście. Nie, Kita nie uważała się za gorszą od mężczyzn – i być może nawet była zdania, że jest od wielu z nich znacznie lepsza…
W każdym razie Kita zamieszkała w tym pięknym domu niedaleko wzgórza Onari, zaś w samym Yonezawa-jō pokazywała się rzadko i jedynie na wyraźne polecenie Terumune-sama. Zatrudniała tylko jedną pokojówkę, kucharkę i służącego, przy czym tych dwoje ostatnich jedynie przychodziło tu do pracy. Potrzeby miała niewielkie, a nade wszystko ceniła sobie niezależność i spokój – a Kagetsuna wiedział, że zamiast wydawać pieniądze na zbytki, opłaca kilku szpiegów, którzy mają baczenie na jej dom oraz dostarczają informacji. Wydarzenia polityczne śledziła z wielką uwagą i o tym, co działo się w Yonezawa-jō, wiedziała często więcej – i szybciej – niż Kagetsuna. Z jednej strony było to nieco dla niego uwłaczające – był przecież samurajem daimyō i zaufanym jego syna – ale z drugiej zdawał sobie sprawę, że ma do czynienia z osobą, która żyła na tym świecie dwa razy dłużej i przede wszystkim widziała znacznie więcej, nie tylko w kontekście geograficznym. Mówił sobie, że nie powinien mieć wobec niej kompleksów. Kiedy zaś zbytnio dokuczało mu poczucie własnej niższości, pocieszał się faktem, że znajduje się bliżej Masamune-sama – bliżej niż ona i bliżej niż ktokolwiek inny.
Sam Masamune był niepocieszony tym, że nie może Kity, swojej dawnej piastunki, widywać tak często, jak miałby na to ochotę. Wybłagał u ojca pozwolenie na odwiedzanie jej raz na tydzień w ramach edukacji – koniec końców, biorąc pod uwagę jej wieloletnie życie na dworze cesarskim, Kita mogła być najbardziej oświeconym człowiekiem w całej Yonezawie – ale mógł to robić tylko z obstawą. Po wydarzeniach sprzed czterech lat, kiedy to Kita w bardzo dramatycznych okolicznościach ponownie wkroczyła w jego życie, ataki na życie przyszłego władcy okręgu nigdy więcej się nie powtórzyły, ale pan Terumune nie chciał ryzykować. Kiedykolwiek Masamune opuszczał teren zamku, musiał mieć przy sobie przynajmniej trzech samurajów – nawet jeśli wychodził „tylko do miasta”. Pewną goryczą napełniała Kagetsunę myśl, że pierworodny daimyō nie jest bezpieczny nawet we własnych stronach, ale podobnie jak Terumune-sama uważał, że ostrożności nigdy za wiele. Nie należało opuszczać gardy tylko dlatego, że nic się nie działo – i, szczerze mówiąc, cieszył się, że pan Terumune wreszcie zaczął patrzeć mniej idealistycznie, a bardziej realistycznie. Przeważnie Masamune do Kity eskortowali on, Munenobu i Tsunamoto – i wtedy spotkanie przeradzało się w ożywioną dyskusję na wszelkie tematy, co z pewnością także miało walory edukacyjne. Kagetsuna jak dotąd nie usłyszał jeszcze z ust Kity niczego, czego nie warto było zapamiętać… może za wyjątkiem pewnych jej komentarzy na temat rodzaju męskiego.
Odetchnął głęboko, wciągając do płuc ciepłe powietrze wypełnione zapachem ogrodu, kiedy usłyszał szelest przesuwanych drzwi. Odwrócił się, by ujrzeć Kitę wracającą do pokoju. Jak zawsze ubrana była w ciemnoniebieski męski strój z hakamą, zaś włosy miała luźno związane na karku w węzeł. Jej brwi były zwyczajowo ściągnięte, kiedy pomachała w jego kierunku trzymanym w lewej ręce listem; w prawej niosła talerzyk z piklami.
– Terumune-sama wzywa mnie do siebie za dwa dni – powiedziała wprost. – Chce dyskutować nad propozycją Tamurów.
Kagetsuna kiwnął głową. Podejrzewał, że po powrocie do zamku zastanie taką samą wiadomość. Na razie cieszył się, że Kita została zaproszona na naradę – pan Terumune bardzo cenił sobie jej zmysł polityczny i nie był to pierwszy raz, kiedy chciał poznać jej opinię. Na dobrą sprawę, Kagetsuna teraz to sobie uświadomił, Kita była nieoficjalnym doradcą daimyō – i myśl ta napełniła go dumą. A gdzie był jej ojciec? – pomyślał zupełnie bez związku. Oddalony w niełasce z dworu i skazany na zapomnienie. Oniniwa Yoshinao mógł sobie pluć w brodę za to, jak potraktował córkę… która wyrzekła się nawet jego nazwiska. I słusznie, dodał w myślach z pewną złością, a potem potrząsnął głową, bo wydawało mu się, że skupia się na sprawach nieistotnych.
Kita tymczasem ponownie usiadła obok niego na engawie i przez chwilę wachlowała się listem.
– Tak swoją drogą… Kagetsuna, nie uważasz, że najwyższa pora, żebyś też się ożenił? – rzuciła znienacka.
Kagetsuna byłby zaskoczony tym pytaniem… gdyby nie fakt, że przedstawiała mu je przynajmniej raz w miesiącu. A dzisiaj rozmowa zeszła na ten temat w sposób naturalny. Stłumił westchnienie i nic nie powiedział, tylko sięgnął po marynowaną rzodkiew.
– Małżeństwo to nie jest nic strasznego – mówiła dalej Kita. Schowała list za połę ubrania i nalała im obojgu wody z dzbanka. – Świat się na tym naprawdę nie kończy…
– I to mówi osoba, która nigdy nie wyszła za mąż – odparł Kagetsuna, nie mogąc się powstrzymać, po czym złapał drugi plasterek żółtego przysmaku.
– Milcz. Nie okazujesz mi należytego szacunku – odcięła się z miejsca, choć w jej słowach nie było złości. Pociągnęła łyk z yunomi. – Nie uważasz, że skoro nawet Masamune-sama ma wstąpić w związek małżeński, co bez wątpienia nastąpi w najbliższych latach, po prostu nie wypada, by jego najbliższy podwładny pozostawał w stanie wolnym?
– Więc mam się ożenić tylko dlatego, że tak wypada? – spytał z przekąsem, rzucając jej kose spojrzenie.
Popatrzyła na niego, unosząc brwi.
– Żyjemy w społeczeństwie, w którym generalnie postępuje się wedle tego, co wypada, a co nie wypada – odparła chłodno. – Dziwne, że dotąd tego nie zauważyłeś – dodała z sarkazmem.
Kagetsuna zmełł w ustach kolejną uwagę pod adresem jej stanu cywilnego, jednak najwyraźniej zrozumiała jego intencję, bo dodała:
– Mnie nikt nie chciał. – W jej głosie mimo wszystko pobrzmiewało pełne zadowolenie, przez które miał jeszcze większą ochotę zakląć. Zastanowił się, czy powinien jej przypominać o tym urzędniku ze stolicy, przez którego uciekła w rodzinne strony, ale koniec końców zdecydował się pozostać cicho. – Poza tym… – dodała poważnie – nie zapominaj, że masz powinność wobec rodu. Jesteś ostatnim z Katakurów i twoim zadaniem jest przedłużyć linię. Zostałeś już tylko ty – powiedziała ciszej.
Kagetsuna milczał, wpatrując się w wybujałą trawę, nad którą unosiły się białe motyle. Wciąż tak trudno było mu uwierzyć w śmierć ojca, która miała miejsce ostatniej zimy. Nawet nie zdążył go pożegnać… Wprawdzie nigdy nie byli szczególnie blisko i większość czasu spędzali z dala od siebie, jednak Katakura Kagenaga był jego ojcem i kimś, kogo nie da się zastąpić. Był niczym monument, niewzruszona skała, która zawsze tam była, w zasięgu wzroku. Na swój sposób wciąż istniał. Kiedy się rozstawali po poprzednim spotkaniu, Kagetsunie nawet przez myśl nie przeszło, że widzi ojca po raz ostatni. Kagenaga był zdrowy i w pełni sił, miał dopiero pięćdziesiąt lat. Mógł przeżyć drugie tyle, ale bogowie postanowili inaczej. On, który wymknął się śmierci podczas epidemii ospy w Yonezawie przed dwudziestoma laty, zmarł zupełnie nagle podczas zarazy, która przeszła przez Kaneyamę, zabierając także ciotkę Kisshō i jej męża. Widać nikt nie uniknie swego losu, pomyślał Kagetsuna i przejął go dreszcz na myśl, czy i jemu pisany jest podobny.
– Więc myślisz, że Terumune-sama zgodzi się na propozycję Tamury? – zapytał, żeby odgonić to wrażenie.
Kita wzruszyła ramionami, przeżuwając marynowaną śliwkę i krzywiąc się przy tym bardzo nieznacznie.
Ciąg dalszy dostępny w pełnej wersji ebooka/książki.
___
Engawa – drewniany panel poza linią okien czy drzwi, otaczający tradycyjny japoński dom.
Yunomi – rodzaj naczynia do picia, przypominający kubek bez ucha. Mniej oficjalny i elegancki niż czarka.