Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Duchy minionych lat. Tom 2: Letnie przesilenie - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 czerwca 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Duchy minionych lat. Tom 2: Letnie przesilenie - ebook

Epicka opowieść o ludziach żyjących w latach siedemdziesiątych, epoce zmian wartości i nowego spojrzenia na świat. To kolejne pokolenie bohaterów uwielbianej sagi Prawda zapisana w popiołach.

Kinga Dargiewicz, Amelia Chełmicka oraz Kostek Piotrowski, Krzysztof Wielopolski, Grzegorz Łyszkin i Karol Lewin nie pamiętają wojny, jednak ona wciąż powraca za sprawą wspomnień i przeżyć ich rodziców. Rozdarci pomiędzy tym, co prawe i właściwe, a tym, co wygodne i proste, muszą odpowiedzieć sobie na wiele pytań dotyczących moralności, zasad i swojego miejsca na ziemi. Pragną pójść swoimi ścieżkami losu, jednak zagadki z przeszłości nie pozwalają im zapomnieć zarówno o wielkiej namiętności, jak i równie ogromnej nienawiści. To opowieść o miłości, przyjaźni, zdradzie i zemście za zrujnowane dzieciństwo.

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7835-872-5
Rozmiar pliku: 796 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

1. STUTTGART/WARSZAWA, 1976

Jednostajny stukot pociągu sprawił, że Grzegorz Łyszkin zaczął powoli odpływać w sen. Nie potrafiłby zliczyć, ile razy jechał tą trasą w ciągu ostatnich trzech lat. Nie skarżył się jednak na swój los, ponieważ miał cel. Wbrew pozorom ów cel nie dotyczył wykonywanej przez niego pracy i chęci wybicia się, jak to było niegdyś, ale najnormalniej w świecie się zakochał. A może bardziej adekwatne byłoby stwierdzenie, że zwariował na punkcie kobiety. Jakże on kiedyś wykpiwał ojca, który, chociaż z niejednego pieca jadł chleb i mocno stąpał po ziemi, wciąż wracał myślami do dnia, w którym ujrzał Hankę Lewinównę i od tej chwili świata poza nią nie widział.

W jego przypadku sytuacja wyglądała nieco inaczej. Owszem, Amelia Imhoff spodobała mu się od razu, ale podobnie reagował chyba każdy mężczyzna, który ją zobaczył. Potem stwierdził, że może mu się bardzo przydać, co zresztą okazało się słusznym założeniem, a przy okazji pragnął dokopać kuzynowi, któremu, jak twierdzili rodzice, Amelia mocno zawróciła w głowie.

Wydawało się mu, że kalkulował na chłodno, mimo iż Amelia podczas pierwszego ich spotkania zrobiła na nim ogromne wrażenie. Czuł się bezpiecznie. W końcu był twardym facetem, który za nic w świecie nie pozwoliłby, aby jakakolwiek kobieta wodziła go za nos. Sądził, że jeśli mógł się oprzeć ślicznej Kindze Dargiewicz, zapewne potrafi także dać sobie radę z Amelią Imhoff. Tymczasem już po kilku tygodniach pobytu w RFN-ie okazało się, że bardzo się mylił.

Zaraz po przyjeździe do Stuttgartu, na początku siedemdziesiątego trzeciego roku, zadzwonił do biura Imhoffów, w którym funkcję redaktora naczelnego pełniła Amelia, i poprosił ją do telefonu, przedstawiając się jako znajomy z Polski. Odebrała jej sekretarka, niezwykle uprzejma i bardzo oficjalna. Chwilę potem usłyszał cichy głos Amelii Imhoff. Bez wahania zgodziła się na spotkanie, jednak gdy przybyła do kawiarni, w której się umówili, zauważył, że była bardzo zdenerwowana.

— A więc jednak się pan odezwał — powiedziała. — Sądziłam, że zapomni pan o mnie.

— Proszę mówić mi po imieniu — wydukał niepewnie, bo Amelia bardzo go onieśmielała.

Sądził, że nie zrobi na nim takiego wrażenia jak w Warszawie, a jednak gdy ją ujrzał po kilku miesiącach, nogi się pod nim ugięły. Zaczął się nawet zastanawiać, czy nie dosięgła go strzała Amora, jak kiedyś jego ojca, ale od razu odsunął od siebie tę myśl. Jego matka potrafiła robić z Igorem Łyszkinem, co jej się żywnie podobało. On nie zamierzał być takim frajerem.

— Grzegorz… — Uśmiechnęła się. — Gdyby mama nie nauczyła mnie polskiego, pewnie miałabym ogromny problem, żeby wymówić to imię. W takim razie proszę mówić mi Amelia. Tylko błagam, nie Amelka, bo brzmi infantylnie.

Zamówiła kawę. Odpowiadała dość zdawkowo na jego kurtuazyjne pytania, a gdy kelner postawił przed nią filiżankę, zaczęła wodzić szczupłym palcem po jej obrzeżu. Po chwili drżącą dłonią podniosła ją do ust.

— Coś cię trapi, Amelio? — zapytał niepewnie po kilku minutach. W końcu prawie wcale się nie znali i nie wiedział, czy wypada zadawać podobne pytanie niemal obcej osobie, ale kobietę najwyraźniej coś dręczyło.

— To, co zwykle — westchnęła. — Sprawy osobiste.

— Powiesz mi coś więcej? — Nie dawał za wygraną, bo spostrzegł, że ona ma ochotę się komuś zwierzyć.

Machnęła ręką.

— Dzień jak co dzień w małżeństwie Imhoffów. Bardzo trudny dzień.

Zastanawiał się przez chwilę, czy zapytać, dlaczego trwa w takim związku, zwłaszcza że nie dochowuje małżeńskiej wierności, jednak nie wypadało wytykać jej romansu z Lewinem. Powinien się z Amelią zaprzyjaźnić, a nie zrażać ją do siebie. Musiał więc udawać, iż nie ma pojęcia o jej intymnych kontaktach z Karolkiem. Swoją drogą był bardzo ciekawy, czy to był jednorazowy wybryk, czy też Amelia zdradzała małżonka notorycznie. On chyba nie zniósłby myśli, że musi się dzielić taką kobietą z innymi mężczyznami.

— Dlaczego więc się nie rozwiedziesz? — zapytał w końcu, pomijając część dotyczącą jej zażyłości z Karolem.

Zanim mu odpowiedziała, stwierdził, że właściwie było to dość oczywiste. Rodzina Imhoffów była bajecznie bogata i zapewne Amelii niełatwo byłoby zrezygnować z takiego luksusowego życia. Poza tym gdyby rzeczywiście rozeszła się z mężem, jego misja w RFN-ie nie miałaby racji bytu.

— To nie takie proste. Mój mąż na swój sposób mnie kocha i nie pozwala mi odejść.

— A mnie się wydawało, że w grę wchodzą duże pieniądze…

— Mam podpisaną intercyzę. W razie rozwodu nie dostanę nic, ale pieniądze niewiele mnie obchodzą — odparła.

Grzegorz miał jednak wrażenie, że nie mówi prawdy. Jej wzrok na jedną krótką chwilę uciekł gdzieś w przestrzeń, a to mogło świadczyć, że właśnie skłamała.

— To dlaczego z nim jesteś? — drążył temat.

— Nie po to wychodziłam za mąż, aby się rozwodzić. — Prychnęła nieco urażona.

— Przepraszam — bąknął, chociaż miał wielką ochotę dodać, że nie po to również brała ślub, by zdradzać swojego partnera.

Postanowił zmienić temat na bardziej neutralny i poprosił, by opowiedziała mu trochę o interesach Imhoffów, w które się angażuje. Oczywiście najbardziej zależało mu na informacjach o fabrykach, które wykonywały zlecenia dla niemieckiego rządu i Bundeswehry, ale Amelia skupiła się na spółkach medialnych. A było tego sporo. Dzienniki, kolorowe magazyny, a nawet udziały w sieciach telewizyjnych świadczyły o tym, że rodzina Imhoffów nie tylko musiała być niezwykle bogata, ale także mogła mieć wpływ na kształtowanie opinii publicznej. Polityka jednak niezbyt interesowała Amelię, która obśmiewała tak zwaną zimną wojnę, uznając, że każdy kraj ma prawo mieć ustrój taki, jaki mu się podoba. Nie chciał prostować jej naiwnych wypowiedzi, wręcz przeciwnie, starał się omijać podobne tematy. Uznał, że jej lekkie podejście do pewnych spraw ułatwi mu zadanie i rychło przekona ją, by dostarczyła mu kilku cennych informacji na temat zamówień realizowanych przez Imhoffów dla Bundeswehry. A musiał coś podrzucić swoim szefom, jeśli chciał pozostać w RFN-ie na dłużej.

Tego dnia, gdy ich znajomość przerodziła się w romans, spacerowali po jednym z parków i rozmawiali. W pewnej chwili zaczął padać rzęsisty deszcz. Gdyby było lato, mogłoby się to wydać nawet romantyczne, ale nastała wczesna wiosna, temperatura oscylowała wokół zera, a chwilami krople wody przeplatały się z płatkami topniejącego śniegu.

Złapał ją za rękę i powiedział:

— Zaraz będziemy cali mokrzy, taksówek jak na złość ani widu, ani słychu, a twój samochód stoi przy dworcu. Do mnie jest bliżej, chodźmy.

— Moja mama tak poznała swojego drugiego męża. — Roześmiała się. — Też padał deszcz.

— Ty masz już męża — mruknął.

— Ona też miała. — Amelia nie przestawała chichotać.

Do jego niewielkiego mieszkania dotarli w ciągu dziesięciu minut. Mimo tego oboje nawet bieliznę mieli mokrą. Grzegorz podał jej swój kąpielowy szlafrok.

— Mam tylko jeden. Damy mają pierwszeństwo.

To mogło być idealne popołudnie. Ona niekompletnie ubrana i rozbawiona, a on nastrojony romantycznie, bo oto znaleźli się sami w jego garsonierze, nie zaś w knajpie czy parku, gdzie zazwyczaj kręciło się mnóstwo ludzi. I wtedy zapytała drżącym głosem. Chciała, by brzmiało to beztrosko, a może nawet kurtuazyjnie, ale za cholerę jej ta sztuka nie wyszła.

— A co słychać u twojego brata, Karolka?

Zacisnął zęby.

— Karol jest moim kuzynem i raczej nie nazywam go bratem — wycedził. — Nasze relacje nie należą do najlepszych, więc nie wiem, co u niego słychać. Ale chyba wszystko dobrze, bo w przeciwnym razie rodzice albo siostra coś by mi powiedzieli.

— Ma kogoś? — zapytała cicho.

Zdenerwował się.

— On zawsze kogoś ma. Zazwyczaj dziwki. Co tydzień inną. Zadowolona?

— Nie złość się, po prostu pomógł mi, gdy przyjechałam do Polski, więc interesuje mnie, jak mu się wiedzie.

— Zapewniam cię, że dobrze — syknął.

— Grzegorz, czy ty jesteś zazdrosny? — zapytała cicho.

— Dlaczego miałbym być zazdrosny? — prychnął. — Przecież ty i ja jesteśmy jedynie przyjaciółmi. Po prostu nie lubimy się z Karolem i wkurza mnie rozmowa o nim.

— A dlaczego się nie lubicie? Igor mówił, że wychowywaliście się razem.

— Tak bywa, nawet jeśli mieszka się z kimś pod jednym dachem. Ty chyba powinnaś wiedzieć to najlepiej.

Źle to rozegrał. Mógł wmawiać jej, że nie jest zazdrosny, ale jego głos i każde wypowiadane przez niego zdanie świadczyły o czymś zgoła innym. Amelia podeszła do niego i nagle rozsunęła poły szlafroka. Po chwili mógł dokładnie obejrzeć jej drobne piersi, płaski brzuch i kępkę włosów na jej łonie.

— Przyjaciółmi? — Uniosła brwi. — My nie będziemy przyjaciółmi.

Nie chciał się zastanawiać, przed iloma mężczyznami Amelia się rozbierała ani nad tym, co wyprawiał z nią ten zwyrodnialec, Karolek. Dotknął opuszkiem jej sterczącego sutka, a potem stało się to, na co czekał przez tyle miesięcy. Kochali się zapamiętale na jego wąskim i twardym łóżku, ale żadne z nich nie zwracało uwagi na podobne niedogodności.

W pewnej chwili Amelia zerwała się z posłania i zaczęła nerwowo kręcić się po pokoju. Nago wyglądała jak bogini.

— Muszę jechać do domu. Mój mąż wraca wieczorem z Mediolanu. Ubrania mam jeszcze trochę mokre… Co robić? Przecież nie pojadę w szlafroku. — Amelia zaczęła panikować.

— Nie wracaj do domu. Zostań ze mną. Na zawsze — odparł odurzony jej ciałem, zapachem i głosem.

— Nie wygłupiaj się, Grzegorz. Nic o sobie nie wiemy. Poza tym… to nie jest takie proste, jestem przecież mężatką — burknęła.

Zazwyczaj to on odpowiadał w podobny sposób swoim kochankom, a tymczasem teraz usłyszał coś takiego od kobiety, która tak bardzo namieszała mu w głowie.

— Nie spotkamy się więcej? — zapytał trochę przerażony.

Podeszła do niego i pocałowała go w usta.

— Spotkamy się. Wiem, że to, co zrobiłam, było złe, ale jesteś taki słodki…

— Czyli mam być twoją zabaweczką? — obruszył się.

— Grzegorz, posłuchaj, nie wiem, co będzie. Nie znamy się zbyt dobrze, ale bardzo, bardzo cię polubiłam. No i bardzo mi się podobasz. — Uśmiechnęła się, mrużąc oczy.

Patrzył na nią i coś ściskało go za gardło. Chciałby mieć Amelię tylko dla siebie, ale w tym momencie był gotów zgodzić się na każdy układ. Tłumaczył sobie, że Amelia ma rację. Niedawno się poznali, pierwszy raz poszli ze sobą do łóżka i naprawdę to nie był czas na planowanie wspólnej przyszłości. W normalnych okolicznościach zachowałby się dokładnie tak samo, ale sytuacja była niecodzienna, bo sama Amelia nie należała do kobiet, z którymi idzie się wieczorem do łóżka, a o poranku już się o nich nie pamięta.

Kobieta założyła wilgotne jeszcze ubrania, a potem zapytała ze śmiechem:

— Nie odprowadzisz mnie na taksówkę?

Był skupiony na obserwowaniu Amelii, więc nie pomyślał o tak oczywistej sprawie, jak odprowadzenie kochanki na postój.

— Oczywiście, zaraz… Zaraz się ubiorę — wymamrotał i podniósł się z łóżka.

***

Od momentu, kiedy po raz pierwszy wylądował w łóżku z Amelią, minęły prawie trzy lata, a on właśnie jechał do Warszawy, ani na chwilę nie przestając o niej myśleć. Nie miał pojęcia, jak pani Imhoff tego dokonała, ale dosłownie jadł jej z ręki. Owszem, dostarczyła mu kilku cennych informacji i dokumenty z fabryk uzbrojenia Imhoffów, ale zrobiła to tylko dlatego, by został w RFN-ie. Zależało jej na Grzegorzu, ale widocznie nie aż tak bardzo, jak by sobie tego życzył, bo wciąż nosiła na palcu obrączkę i w dodatku dwa razy w tygodniu uczęszczała wraz z Andreasem Imhoffem na terapię małżeńską. Wściekał się na siebie, że godzi się na podobny układ, ale jaki miał wybór? Żadnego, bo nie wyobrażał sobie, że nagle przestaje widywać się z Amelią. Musiał nawet przełykać gorzką pigułkę za każdym razem, gdy wracał z Warszawy, a kochanka nie przestawała pytać o jego cholernego kuzyna.

Pociąg relacji Frankfurt nad Menem — Warszawa zatrzymał się we Wrocławiu i od razu jego przedział wypełnił się ludźmi. Ocknął się z drzemki, licząc, że gdy tylko skład ruszy ze stacji, ponownie będzie mógł oddać się rozmyślaniom o Amelii, a potem zaśnie i obudzi się dopiero w stolicy. Niestety, naprzeciwko niego usiadł jegomość, który najwyraźniej miał ochotę trochę sobie ponarzekać. Grzegorz nie palił się do rozmowy, więc ostentacyjnie wziął do ręki gazetę, tym samym dając do zrozumienia współpasażerowi, by ten poszukał sobie innego kompana do dyskusji.

Nie był w domu od czterech miesięcy, ale już po kwadransie rozmowy gadatliwego gościa z pozostałymi osobami z przedziału doszedł do wniosku, że sprawy w kraju idą coraz gorzej. Po dość krótkiej prosperity za pożyczone z zagranicy pieniądze, teraz nastąpiło tąpnięcie. Pojawiły się braki w zaopatrzeniu, przestoje na budowach się przeciągały, a zapowiadane trzy tysiące kilometrów autostrad miało ograniczyć się jedynie do dwupasmowej jezdni wiodącej z Warszawy do Katowic. Zatrudniono nawet żołnierzy przy jej budowie, by w końcu można było się nią poruszać. Ludzie byli już lekko rozgoryczeni i nie zważali na wypowiadane słowa.

— Gierek buduje sobie drogę do domu, żeby szybciej mu mijała podróż — warknął jegomość. — Co z tego, że mam samochód, jeśli jazda autem do Warszawy zajmuje mi trzy razy więcej czasu niż pociągiem? Pani kochana, jak człowiek się wpakuje do Łodzi, to nic tylko sobie może kamień u szyi uwiązać. To miasto jakby końca nie miało.

Siedząca obok kobieta kiwała ze zrozumieniem głową, chociaż ją trapiły zgoła inne problemy.

— Ja, proszę pana, to rzadko podróżuję, ale co się wystoję w kolejkach, to moje. Dobrze, że już jestem na emeryturze, bo inaczej nie byłoby co do garnka włożyć. Wczoraj, przykładowo, pięć godzin u rzeźnika stałam i kupiłam tylko kilogram serdelowej i jakiegoś lichego kurczaka. Jakby mnie było stać, to na rynku bym kupiła, ale tam to już powariowali z tymi cenami.

— Tylko patrzeć, jak wszystko podniosą do góry. Za Gomułki też tak było. Najpierw pustki w sklepach, a potem jak przysolili z cenami, to człowiek nie wiedział, czy ma się śmiać, czy płakać.

— Ja mam tysiąc dwieście emerytury, kilo szynki kosztuje osiemdziesiąt złotych, a i tak nie można dostać — utyskiwała kobieta.

W pewnej chwili mężczyzna nachylił się w stronę swojej rozmówczyni i powiedział cicho:

— Pani kochana, jak to zaraz wszystko pierdolnie, to nie będzie co zbierać. Ludzie w końcu wyjdą na ulice, a całe KC wywiozą z Warszawy na taczkach.

Grzegorz udawał, że nic nie słyszy. Starał się skupić na artykułach w gazecie. Jeden z reportaży opisywał kolejne etapy wojny w Libanie. Najpierw chrześcijanie napadli na muzułmanów, potem ci drudzy wzięli odwet. Nie miał pojęcia, dlaczego ten cudowny kraj, otwarty na zmiany, nazywany wrotami do Europy i tak tolerancyjny, że mógł stanowić dla wszystkich przykład, nagle stał się zarzewiem konfliktu. Cały Bliski Wschód drżał w posadach, zwłaszcza po wojnie Jom Kipur, kolejnej, która wybuchła pomiędzy Izraelem a państwami arabskimi. Te ostatnie zaś coraz bardziej odsuwały się od Związku Radzieckiego, bo czuły się dużo pewniej w tamtej części świata. Można byłoby to nazwać lokalnymi konfliktami, ale te zbierały swoje żniwo także w Europie Zachodniej, w postaci ataków terrorystycznych. Grzegorz był na bieżąco, bo siedział w RFN-ie i widział, z jakimi problemami borykają się Niemcy, Włosi czy Francuzi. Tymczasem w Polsce jego rodacy mieli zupełnie inne bolączki.

Przewrócił kolejną stronę i przeczytał o wizycie Edwarda Gierka w Republice Federalnej Niemiec, gdzie pierwszy sekretarz PZPR podpisał szereg umów i ściskał wiele dłoni, byle tylko Zachód udzielił Polsce kolejnych pożyczek. Jego plany wielkich inwestycji, rozwoju kraju, by „Polakom zaczęło żyć się lepiej”, legły w gruzach, a pierwszy sekretarz zdawał się widzieć tylko jedno rozwiązanie — następne pożyczki. Jednak jego ukłon w kierunku państw zza żelaznej kurtyny ani też list otwarty wielu polskich intelektualistów nie powstrzymały go, by umieścić w konstytucji punkt o wielkiej przyjaźni ze Związkiem Radzieckim.

Grzegorz nie próbował nawet czekać na taksówkę, bo na postoju przed dworcem było już jakieś dwadzieścia osób. Pogoda była piękna, więc postanowił zrobić sobie długi spacer. Co prawda nie nadeszło jeszcze kalendarzowe lato, ale była już połowa czerwca i Łyszkin wolał przejść się do domu, aniżeli tłoczyć się w tramwaju albo stać godzinę na postoju. Jego walizka była dość ciężka, bo miał zamiar spędzić w Warszawie trzy tygodnie swojego urlopu i łudził się, że w tym czasie nie nastąpią żadne zmiany, a on będzie mógł bez przeszkód powrócić w lipcu do RFN-u. Podobało mu się tam nie tylko dlatego, że po ulicach jeździły auta, o jakich Polacy mogli pomarzyć, a sklepowe półki uginały się pod ciężarem towaru, ale tam przecież mieszkała i żyła kobieta jego życia, Amelia. Obiecała, że wyrwie się na kilka dni do Polski, by spędzić z nim trochę czasu, bo jak dotychczas łapali jedynie chwile. Spotykali się na godzinę, dwie, czasami na kilka, ale nigdy nie udało im się wyrwać życiu całego dnia czy nocy.

Wgapiał się w witryny i ogarnęło go przerażenie, ponieważ wszędzie tłoczyli się ludzie i narzekali, że nie dowieźli jeszcze cukru albo masła. Najgorzej wyglądało to przed sklepami mięsnymi. Półki i haki były puste, zaś klienci ustawiali się w wielometrowych kolejkach, żywiąc nadzieję, że zaraz coś „rzucą”. On będzie miał przywilej kupowania w resortowych sklepach, gdzie zaopatrzenie było o wiele lepsze niż w normalnych, i nawet poczuł się nieco głupio, patrząc na zmęczonych i załamanych ludzi. Wychodzili z pracy i zamiast odpoczywać stali w ogonkach. A co będzie, gdy nastanie zima i nadejdzie wielostopniowy mróz? Widział udręczone twarze matek z małymi dziećmi i starców opierających się o swoje laski i wyciągających głowy, by dostrzec, co właśnie przywieziono do sklepu. „Kolejka dla uprzywilejowanych”, tak to nazywano, była równie długa, co ta normalna. I nagle następowało poruszenie, tłum zaczynał się ścieśniać i napierać na sklepową ladę, bo właśnie sprzedawczynie zaczęły ustawiać metalowe kosze z mięsem i wędliną.

Dotarł do swojego mieszkania, w którym nie był od tak dawna, i położył się na tapczanie. Pomyślał, że jeśli Amelia w końcu rozejdzie się z mężem i zwiąże z nim, nigdy więcej nie będzie musiał oglądać podobnych obrazków, jak te dzisiaj, bowiem pewnego dnia zostanie na Zachodzie na zawsze. Miał w nosie, co powie na to ojciec albo jak zareagują jego zwierzchnicy. Chyba pierwszy raz postanowił postawić wszystko na jedną kartę. Na miłość.2. WARSZAWA, 1976

Eulalia Wielopolska położyła siatkę na kuchennym stole i powiedziała do siedzącego przy nim Krzysztofa:

— Kupiłam żeberka i trochę salcesonu. Coraz marniejsze to zaopatrzenie…

— Powinnaś być wdzięczna ojcu, że nie musisz stać w tych gigantycznych kolejkach, jak inni — burknął pod nosem.

Od prawie trzech lat byli małżeństwem i wychowywali wspólnie małego Łukasza, którego Eulalia spłodziła nie wiadomo z kim. Być może ona doskonale to wiedziała, ale nigdy nie podzieliła się tą informacją ani z mężem, ani chyba też ze swoimi rodzicami.

Żyli osobno, sypiali w różnych łóżkach, a Krzysztof jedynie udawał męża i ojca. Nie traktował chłopca źle, w końcu to nie była jego wina, że matka puszczała się na prawo i lewo, ale nie okazywał mu przesadnej czułości. Tylko czasami, gdy dzieciak lgnął do niego, brał go na kolana albo siadał z nim na dywanie i bawił się klockami. Pozę dobrego i oddanego męża przybierał, gdy razem wychodzili do Kesslingów, jego rodziców albo do znajomych. Ten dziwny małżeński kontrakt miał trwać co najmniej pięć lat i Krzysztof odliczał dni, kiedy w końcu będzie mógł wystąpić o rozwód. Taką umowę zawarł nie ze starym Kesslingiem, ale z Eulalią, która zdawała się męczyć z nim równie mocno, co on z nią.

W dniu ich ślubu, gdy stanęła przed nim w długiej białej sukience i welonie, wyglądała przepięknie. Miał wrażenie, że za chwilę pęknie mu serce, bo gdyby Eulalia miała inny charakter i kochała go, jak przystało na pannę młodą, byłby najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Tymczasem miał zostać zakładnikiem rodziny Kesslingów zamiast radosnym małżonkiem.

— Przepraszam, Krzysiu — powiedziała cicho.

Popatrzył na nią. Broda zaczęła jej drżeć, a w oczach pojawiły się łzy.

— Przestań, rozmażesz się — mruknął wówczas, chociaż nawet mu trochę żal zrobiło się tej dziewczyny. Ona także musiała pójść do urzędu stanu cywilnego i przyrzekać mężczyźnie, którego nie lubiła, a nawet którym chyba trochę pogardzała.

— Posłuchaj, będziesz mógł mieć romans z Gosią… Wiem, że chciałeś do niej wrócić. Słowa nie powiem — wyszeptała drżącym głosem.

— Ona nie jest taka wyzwolona jak ty — warknął. — Zresztą twój stary obdarłby mnie ze skóry.

— Krzysiu, wytrzymaj chociaż kilka lat. Obroń dyplom, a potem coś wymyślę, żebyśmy mogli się rozwieść. Potraktuj to jako szansę na spokojne studiowanie, aplikację… Będę dla ciebie dobra. — Eulalia chyba dopiero w tym momencie zrozumiała, jak wielką krzywdę mu zrobiła.

Dotrzymała słowa. Mógł robić, co chciał, a ona bez szemrania dbała o niego i dom. Tylko niekiedy, gdy patrzył na nią, a ona tego nie widziała, dostrzegał, jak bardzo gaśnie w oczach. Z radosnej, żywiołowej dziewczyny stała się zgorzkniałą młodą kobietą, której życie wywróciło się do góry nogami. Skończyły się imprezy, beztroska egzystencja, a pojawiły się obowiązki i małżonek, który jej nienawidził. Właściwie to nie była prawda, nie potrafił jej nienawidzić, chociażby z uwagi na to, co kiedyś razem przeżyli, ale nigdy nie zdobył się, by powiedzieć jej coś miłego. Albo zaprzeczyć, gdy mówiła mu o tym, że rozumie jego złość i pogardę do niej. Czuł jednak tak ogromny żal do swojej żony, że nie potrafił okazać jej sympatii, nawet gdy widział, jak bardzo się stara.

Kiedy wprowadzili się do ich nowego mieszkanka, za które niejedna para dałaby się pokroić, Eulalia nie miała pojęcia ani o gotowaniu, ani też o innych zajęciach w domowym gospodarstwie, bowiem dotychczas we wszystkim wyręczała ją matka albo gosposia. Ona jednak nakupiła sobie książek kucharskich, jak również poradnik Gumowskiej — ABC dobrego wychowania, z którego uczyła się, jak zostać idealną panią domu.

— Od prawie trzech lat nie robię nic innego, tylko jestem wdzięczna. Tobie, bo się ze mną ożeniłeś, ojcu, że nas utrzymuje, matce, bo pomaga mi przy dziecku, sąsiadowi, ponieważ codziennie znosi mi wózek na parter, i Adelci, że udziela mi telefonicznych porad, jak zrobić galantynę albo klarowny rosół! — krzyczała Eulalia. — Ale ani razu nikt się nie zastanowił, co ja czuję. Niczego nie widzisz, chociaż codziennie masz obiad podstawiony pod nos, a twoje koszule w tajemniczy sposób lądują w szafie uprane i wyprasowane. Nie martw się, twoje więzienie niedługo się skończy i myślę sobie, że łatwiej byłoby nam przez to wszystko przejść, gdybyśmy chociaż odrobinę się lubili. Nie wiem, jak jeszcze mogłabym ci wynagrodzić to, co się stało… Jeśli ty masz jakiś pomysł, powiedz mi o tym.

Zostawiła nierozpakowaną siatkę i zdziwionego wybuchem matki Łukaszka, po czym uciekła do pokoju, który dzieliła z synem, i zatrzasnęła za sobą drzwi.

Mówiła prawdę. Oprócz dnia, w którym się pobrali, Krzysztof ani razu nie pomyślał o jej uczuciach. Uznał, że Kesslingowie zbudowali im złotą klatkę, w której Eulalia musi się odnaleźć, chociaż zapewne nie jest to życie, o jakim marzyła.

Spojrzał na Łukasza, który chyba wystraszył się krzyków, i wziął go na ręce. Zaczął przechadzać się z nim po pokoju i jakby dopiero teraz dostrzegł panujący wokół porządek, gustowne bibeloty, dobry telewizor i połyskujące w słońcu meble, na których próżno było szukać chociażby pyłku. Nawet gdy od czasu do czasu odwiedzali ich znajomi z jego uczelni i zachwycali się mieszkaniem, nie potrafił tego wszystkiego docenić. Nagle dotarło do niego, że właściwie Eulalia mogłaby uchodzić za wzór małżonki. I miała rację, jeśli będą podchodzili do siebie z sympatią i szacunkiem, łatwiej im będzie znieść ich niechciane małżeństwo.

Chłopiec był chyba zmęczony, bo po kilku minutach zaczął trzeć oczy. Krzysztof otworzył cicho drzwi do małego pokoju i ułożył Łukasza w łóżeczku. Zerknął na tapczan. Eulalia leżała i przytulała do siebie poduszkę, jakby chciała w tym miękkim przedmiocie odnaleźć odrobinę ciepła. Usiadł przy niej i powiedział:

— Masz rację. Jeśli się polubimy, nasze życie może być całkiem przyjemne.

Odwróciła się do niego plecami.

— Dzisiaj nie będzie obiadu — mruknęła.

— Nie szkodzi. Gdy mały wstanie, możemy pójść coś zjeść do baru… Albo wiesz, co, zaproszę was do restauracji. Nigdzie razem nie wychodzimy. Co ty na to?

Eulalia zerwała się z tapczanu i zaczęła się rozglądać po pokoju.

— Coś się stało? — zapytał zdziwiony.

— No masz! Przecież muszę włosy umyć i wysuszyć… I wyprasować sukienkę. Pójdę w tej niebieskiej… Albo nie, w żółtej. Dzisiaj jest taka piękna pogoda.

Uśmiechnął się do niej.

— To leć do łazienki, a ja zajmę się małym, gdyby się obudził.

Cmoknęła go w policzek.

— Kochany jesteś — powiedziała, a potem wybiegła z pokoju.

Kiedy wyszli z domu, postanowił, że to on będzie prowadził wózek, Eulalia zaś ma trzymać go pod rękę. Zgodziła się bez wahania i posłała mu pełny wdzięczności uśmiech. A on poczuł się jak ostatnia świnia, bo jego żonie tak niewiele było trzeba, by szczęście odmalowało się na jej twarzy, on zaś robił wszystko, by nie była szczęśliwa ani przez chwilę. Stwierdził także, że swoim chłodnym zachowaniem karał nie tylko swoją małżonkę, ale również siebie, każdego dnia powtarzając sobie, jak wielką krzywdę mu uczyniono. I nie chodziło o Gosię, bo po kilku miesiącach już nawet o niej nie myślał, ale o to, że ktoś zmusił go do niechcianego małżeństwa i wychowywania cudzego syna.

Niemal każdy mężczyzna zerkał na Eulalię pożądliwym wzrokiem. Może dlatego, że jego żona była naprawdę piękną kobietą. Ona jednak zdawała się tego nie zauważać, koncentrując na zdawkowej rozmowie z Krzysztofem. W pewnej chwili powiedziała:

— Wiesz, odkąd jesteśmy małżeństwem, z nikim nie spałam.

— Po co mi to mówisz? — burknął, bo on także postanowił być wierny Eulalii. I nie dlatego, że czuł się do tego zobowiązany, ale najnormalniej w świecie bał się starego Kesslinga. Gdyby przespał się z jakąś dziewczyną, a jego teść dowiedziałby się o tym, z pewnością miałby ogromne kłopoty. Jednak Eulalia wcale nie musiała o tym wiedzieć.

— Bo brakuje mi tego. — Zmarszczyła nos.

— Uwodzisz mnie? — W końcu się roześmiał.

— No wiesz! Minęło dwa i pół roku, a ty dopiero to zauważyłeś — westchnęła.

— W łóżku jest najpiękniej, kiedy dwoje ludzi się kocha. — Spoważniał.

— Kiedyś się kochaliśmy, możemy sobie wyobrazić, że to dopiero nasz pierwszy raz…

— Zdradzałaś mnie — odparł zupełnie spokojnie.

— Byłam głupia.

— Ale nadal mnie nie kochasz.

— Ty mnie też nie, więc jesteśmy kwita. A właściwie dokąd idziemy?

— Zapraszam cię, moja piękna żono, do Soplicy.

— Do hotelu Forum? — zdziwiła się i zapytała przewrotnie: — Piękna żono? Od kiedy?

— Piękna zawsze byłaś, tylko charakter masz paskudny. — Roześmiał się.

Doszedł do wniosku, że może sobie pozwolić na takie szaleństwo, zwłaszcza iż nigdy nie zabrał Eulalii w podobne miejsce. Noc poślubną jego żona przepłakała, a on przesiedział na krześle, upijając się do nieprzytomności. Podróż poślubna także nie odbyła się, bo oboje mieli zajęcia na uczelni. Tylko że on studiował nadal, ona zaś wzięła urlop dziekański, potem zaś na studia już nie wróciła.

Zajęli stolik. I tutaj, w luksusowej restauracji, podobnie jak to było na ulicy, widział spojrzenia mężczyzn. Patrzyli na jego żonę z zachwytem, a na niego z zazdrością. Dawno nie czuł się tak dobrze i pomyślał, że poprawne relacje z Eulalią mogą wpłynąć na jego nastrój, a ostatnio był mocno przygnębiony. I nie tylko z uwagi na udawane małżeństwo, ale także zagryzał się wciąż faktem, że potrącił człowieka i uciekł z miejsca wypadku, tym samym skazując go na śmierć.

— Eulalia, Krzysiek! — Usłyszeli głos jednego z ich znajomych.

Odkąd przestali bywać na szalonych imprezach dzieci dygnitarzy partyjnych czy szefów zjednoczenia, nie mieli kontaktu z nikim z tego towarzystwa.

— Cześć, miło cię widzieć, Marek — powiedział Krzysztof.

— Jesteście nam winni imprezkę, w końcu tak po cichu się hajtnęliście, że nawet nie było kiedy tego opić. A ty, Krzychu, nawet żeś kawalerskiego nie zorganizował — wytknął mu.

— W ciąży nie nadawałam się do niczego. — Eulalia machnęła ręką.

— Wyglądasz jak milion baksów, Eulalio. Małżeństwo i macierzyństwo wyraźnie ci służą. Jakbyś się nudziła, to wiesz, gdzie możesz mnie znaleźć.

— Nie nudzę się. — Uśmiechnęła się promiennie. — Przy takim brzdącu to po prostu niemożliwe. Jeśli jednak będziemy mieli z Krzysiem jakąś wolną sobotę i wyślemy małego do dziadków, to może się odezwiemy.

Markowi zniknął uwodzicielski uśmiech z twarzy. W końcu swoje zaproszenie skierował jedynie do Eulalii, ta jednak podkreśliła, że w jej życiu coś się jednak zmieniło. Krzysztof był jej za to wdzięczny, bo nie lubił uchodzić za rogacza i frajera, nawet jeśli jego małżeństwo z Eulalią funkcjonowało jedynie na papierze.

— Pewnie — bąknął pod nosem Marek, po czym pożegnał się pośpiesznie i wrócił do stolika, który dzielił z kilkoma kompanami.

Eulalia dotknęła dłoni Krzysztofa i powiedziała:

— Przepraszam, nie powinnam wypowiadać się za ciebie, ale chciałam, żeby już sobie poszedł. To nasz dzień.

— Nie przepraszaj. To ja powinienem ci podziękować… Za lojalność.

— Widzisz, nie jestem taka zła. — Puściła do niego oko.

***

Krzysztof Wielopolski nie miał pojęcia, czy sprawiła to romantyczna atmosfera czy też uciążliwy celibat, ale tego dnia, gdy zabrał Eulalię do hotelu Forum, zapragnął się z nią kochać. Nie tylko dlatego, że wyglądała — jak to określił jej znajomy — jak milion dolarów, ale okazała się całkiem fajnym kompanem. Dziewczyna naprawdę się zmieniła. Nie była już rozkapryszonym, roszczeniowym dzieciakiem bogatego ojca, ale młodą kobietą, która próbowała odnaleźć się w niezwykle trudnej sytuacji.

Kiedy wracali do domu, zdecydował po raz pierwszy zadać jej pytanie, które od czasu do czasu go nurtowało.

— A ojciec Łukasza nie wyraża chęci, by się z nim widywać?

— Ojciec Łukasza jest draniem i ma w nosie mojego synka. Ma swoją rodzinę, od mojej niech lepiej trzyma się z daleka — wycedziła.

— Ale wie, że to jego syn?

Eulalia pokiwała głową.

— Powiedziałam mu… Ale jemu wygodniej sądzić, że ojcem jest ktoś inny. Musiałabym wypowiedzieć mu wojnę, ale nie chcę tego. Łukaszek po prostu nie będzie miał ojca, a w papierach ty nim jesteś. Nie wiem, co mu powiem, jak podrośnie — westchnęła. — Chyba prawdę, bo jakże mu wytłumaczę, że rozstałeś się nie tylko ze mną, ale także z nim?

— Twój synek nie jest winny temu, że obaj jego ojcowie to dranie. — Uśmiechnął się smutno i dodał: — Eulalio, naprawdę staram się go pokochać, ale ta cała sytuacja… To jest dla mnie za trudne.

— Wiem, że się starasz. Widzę to i doceniam, ale nie mogę mieć do ciebie pretensji, że nie okazujesz mu tyle czułości, ile bym chciała. W końcu on nie jest twój.

— Ale fajny z niego dzieciak. I bardzo mądry jak na swój wiek. — Uśmiechnął się, by jakoś pocieszyć Eulalię.

— Po mamusi, bo przecież po kim innym by taki był. — Zmarszczyła nos.

Wrócili wtedy do domu w doskonałych nastrojach i chyba pierwszy raz, odkąd się pobrali, spędzili wieczór razem. Siedzieli na kanapie w dużym pokoju, która była jego miejscem do spania, i oglądali telewizję, od czasu do czasu zajmując się na zmianę Łukaszkiem. A kiedy ten w końcu zasnął, Eulalia zapytała:

— Mogę się do ciebie przytulić? Jak do męża?

— Pewnie, w końcu nim jestem. Trochę wybrakowanym, ale jednak.

— Jedyną twoją wadą jest to, że mnie nie kochasz, z resztą jakoś sobie poradzę — powiedziała i oparła głowę o jego ramię.

Objął ją i poczuł zapach szamponu, którego Eulalia używała, odkąd sięgał pamięcią. Od razu przypomniał sobie ich szalone noce i rzeczy, jakich nigdy wcześniej ani później nie robił z żadną dziewczyną. Pomyślał, że jest kompletnym idiotą, bo miał przy boku idealną kochankę, z którą nie chciał przez prawie trzy lata figlować tylko dlatego, iż czuł się urażony i wykorzystany.

— Zrzuć z siebie tę elegancką sukienkę, Eulalio — szepnął.

— Musisz wiedzieć, że mam rozstępy po ciąży, a moje piersi nie są tak jędrne, jak kiedyś — jęknęła.

— Za to masz fajniejszy charakter, przy którym twoje rozstępy nic nie znaczą — powiedział.

— Ja jedynie próbuję być szczęśliwa…

— Spróbujmy więc tego razem. Zobacz, ile młodych par może pochwalić się własnym mieszkaniem, samochodem i zagranicznymi ciuchami? Niewiele… Cieszmy się, że nie musimy borykać się z problemami, które są udziałem wielu innych ludzi. Zwłaszcza że za dwa lata minie nasz termin ważności.

— Właśnie — wtrąciła. — Wykorzystajmy te dwa lata najlepiej jak potrafimy.

Po chwili zdjęła z siebie sukienkę i pozostała w samej bieliźnie. I jak zawsze wyglądała bajecznie.

***

Nazajutrz rano, zaraz po przebudzeniu, Krzysztof Wielopolski zadzwonił do swoich rodziców. Była sobota, więc miał nadzieję, że zastanie któreś z nich w domu.

— Mamo… — powiedział, gdy usłyszał w słuchawce głos Zofii Wielopolskiej. — Mogę dzisiaj przywieźć do was Łukaszka? Muszę nadrobić zaległości, a pierwszy egzamin mam we wtorek.

Matka zgodziła się bez wahania. Uwielbiała Łukasza, żyjąc w przekonaniu, że jest jej prawdziwym wnukiem. Zaakceptowała także Eulalię, w przeciwieństwie do ojca, który nigdy nie nazywał jej synową, ale „córką partyjnego kacyka”. Oczywiście gdy ta nie słyszała. Krzysztof nigdy nie bronił żony, ponieważ nie traktował jej w ten sposób. I nie zamierzał, nawet jeśli od czasu do czasu spędzą ze sobą noc.

— Naprawdę będziesz się uczył? — zapytała zaspanym głosem Eulalia, gdy skończył rozmowę z matką. — Przecież bez przerwy siedzisz nad książkami…

— Nie takie zaległości miałem na myśli. — Zaśmiał się i przyciągnął do siebie żonę.

— Zaraz wstanie Łukasz. — Ziewnęła.

— Może zdążymy — szepnął.

Uśmiechnęła się i przytuliła do niego. Po chwili usłyszeli głos Łukasza wołającego mamę. Dziewczyna westchnęła i sięgnęła po szlafrok.

— Weź mamie te żeberka, co wczoraj kupiłam. I kilka konserw turystycznych. Ona na pewno nie ma czasu stać w ogonkach.

— Ucieszy się, ale dzisiaj razem do nich pojedziemy. Nie chcę, żeby myśleli, że między nami jest coś nie tak.

— Twój ojciec mnie nie cierpi — westchnęła.

— No cóż, twoi starzy też za mną nie przepadają, chociaż sami wybrali mnie na zięcia.

Zofia Wielopolska rzeczywiście ucieszyła się, gdy synowa wręczyła jej siatkę z wiktuałami. Do mięsa i puszek Eulalia dorzuciła jeszcze kawałek szynki konserwowej i pętko kiełbasy podwawelskiej. Kobieta przytknęła szynkę do nosa i wymruczała:

— Nie pamiętam, kiedy jadłam szynkę. Zanim w ogonku przyjdzie moja kolej, zostają tylko jakieś ochłapy.

— Towary ze sklepu z żółtymi firankami — mruknął Szymon Wielopolski, nawiązując do miejsc, w których zaopatrywali się dygnitarze partyjni i wojskowi i gdzie nigdy nie brakowało towarów dla zwykłych śmiertelników zazwyczaj niedostępnych bez kolejki.

Wielopolska szturchnęła go łokciem i żeby uciszyć małżonka, zaprosiła Krzysztofa i Eulalię do pokoju i poczęstowała ciastem drożdżowym.

— Wyglądacie jak dwa gołąbki — powiedziała czule. — Aż miło popatrzyć.

— Nic dziwnego, skoro nie mają żadnych zmartwień — burknął Szymon.

— Naprawdę wolałbyś, żebyśmy je mieli, tato? — obruszył się Krzysztof.

— Nie, synu, ale to nie jest prawdziwe życie. Jak macie nauczyć się walczyć o byt, jeśli Kesslingowie wszystko podstawiają wam pod nos?

— Tylko na czas studiów i aplikacji Krzysia — bąknęła niepewnie Eulalia.

— Boję się, moja droga, że wtedy wasza piękna miłość się skończy, bo na początku Krzysiek będzie zarabiał grosze, a ty nie nawykłaś do skromnego życia — odparł zupełnie spokojnie Szymon.

Eulalia zerknęła na męża, bo jej teść był bliski prawdy. Jednak ich rozstanie miało nie mieć nic wspólnego z sytuacją materialną.

— Trochę optymizmu, tato — powiedział Krzysztof bez przekonania. — Może nie będzie tak źle.

Stary Wielopolski już nic więcej nie dodał, ale chyba tylko dlatego, że kolejny raz oberwał kuksańca od swojej żony. A Krzysiek poczuł się, jakby ojciec w niego nie wierzył. Może słusznie, bo on i matka musieli wychowywać dziecko, mieszkając w ciasnym pokoju w akademiku i wyżyć ze stypendium. On miał o niebo lepiej, a jednak chwilami miałby wielką ochotę znaleźć się w sytuacji swoich rodziców. Może byli biedni i musieli ciężko pracować na każdą łyżkę czy talerz, bo nie mieli nikogo, kto mógłby ich wesprzeć, ale przynajmniej posiadali coś, czego nie można kupić za żadne pieniądze. Miłość.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: