- W empik go
Duchy przeszłości - ebook
Duchy przeszłości - ebook
Kiedy wracającemu do domu Maksowi Nowakowi psuje się samochód, mężczyzna trafia w dziwne miejsce, zamieszkiwane nie tylko przez ludzi, ale i… tajemniczego ducha niejakiej Madame Lili. Tymczasem żona Maksa, Izabela, wyrusza na jego poszukiwania i przypadkiem wpada na ślad nieuchwytnego mordercy. Stworzony przez nią doskonały portret pamięciowy po latach odegra swoją rolę, a demony przeszłości powrócą, zakłócając spokojne i szczęśliwe życie obojga małżonków.
Kim jest tajemnicza Madame Lili? Czy uda się schwytać seryjnego mordercę? W jaki sposób z całą sprawą związany jest Leonardo da Vinci? W tej powieści rzeczywistość ma więcej niż jeden wymiar, a to, co wydawało się snem na jawie, staje się rzeczywistością.
Kategoria: | Horror i thriller |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8147-021-6 |
Rozmiar pliku: | 1,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Włosy spadały mi na twarz, klejąc się do spoconego czoła. Czułem, jak strużka potu spływała mi po szyi, gardło zaczynało mi wysychać, a ta jeszcze się ruszała. Z jej ust dochodziło jakieś nieludzkie skomlenie. Jeszcze raz uderzyłem w tę masę, tam, gdzie powinny być usta – trzeba już z nią skończyć. Dała mi, co chciałem. Jeszcze raz wsadziłem kij między jej bezwładnie rozstawione nogi. Nie rusza się. Żaden dźwięk nie wydostawał się z tej posiniaczonej, czerwonej od krwi masy mięsa, która kiedyś była człowiekiem, kobietą. Nareszcie mogłem odpocząć, uczucie ucisku w podbrzuszu powoli ustępowało, szum, który cały czas wypełniał całą czaszkę, minął.
Poprawiłem sygnet na palcu. Gdzieś było piwo. Gdzie? Mroczne kąty tej szopy, tak jak chciałem, nie dawały dużo światła. Czarno jak w grobie, one wszystkie boją się ciemności, a ja tak lubię, jak się boją. Gdzieś było to piwo, muszę się napić! Macałem w półmroku butelki, wiele było pustych, na stole pod oknem światło nie dochodziło, pozamykałem wszystkie okiennice. Jedynym źródłem, jakie oświetlało to nędzne pomieszczenie, była szpara przy podłodze, gdzie wyrwałem dwie deski. Po chwili grzebania między butelkami znalazłem jedyną. Kapsel trzymał się mocno. No, nareszcie mogę się napić. Szybko otwarłem butelkę, piwo było ciepłe, ale jak dobrze robi w gardle lekko gorzka piana. Nareszcie mogę skończyć, co od paru dni miałem w głowie, nareszcie trochę spokoju. Pchnąłem drzwi, zaczynał mi przeszkadzać ten smród gówna, krwi, szczochów i potu – było to nie do zniesienia. Dość tego, teraz mogę wyjść z tej nory. Najważniejsze zrobione, teraz już koniec.
Już byłem w drzwiach, gdy rozległ się jakiś nieludzki skowyt. Niemożliwe, przecież nie miała prawa żyć, nie powinna się ruszać. Muszę szybko z tym skończyć. W mgnieniu oka dopadłem tej odrażającej masy. Złapałem łopatę i uderzyłem z całej siły w miejsce, w którym powinna być głowa. Cisza. Nareszcie. Wyszedłem przed szopę. Pomału rozebrałem się do naga, śmierdzące ubranie kleiło się do mojego ciała. Kto by pomyślał, że tyle krwi było w tej małej. Przechyliłem kanister z wodą nad głową, zimna woda spływała po ciele, zmywając krew.
Dobra była, taka jak lubię: mała, zgrabna, wysportowana. Na początku próbowała się bronić, jak wszystkie. Potem ino skomliła, jak ja jej grałem, na samą myśl serce mi podchodziło do gardła, ślina do ust – takie są najlepsze, bo wytrzymałe. Teraz mogę odpocząć. Wyciągałem z torby butelkę z metanolem i czyste ubranie. Wciągałem na siebie nowiutki sweter i spodnie, oderwałem cenę, uczesałem włosy. Butelkę z metanolem opróżniłem w szopie, oblewając ściany. Wrzuciłem do środka śmierdzące ubranie i torbę, odchodząc, rzuciłem zapaloną zapałkę. Będąc za kierownicą mojej ciężarówki, widziałem w lusterku wstecznym dym, który unosił się nad drzewami.
Poprawiłem sygnet na palcu, włosy zebrałem w kucyk na plecach. Teraz mogę spokojnie wracać do bazy. Droga pełna wybojów, znana tylko drwalom, myśliwym albo kłusownikom, nikt mnie tutaj nie znał i nikt mnie nie znajdzie. Włączyłem radio, informacje „wysłuchałem”, nie słysząc, dopiero komunikat policji mnie zainteresował.
„Zaginęła młoda autostopowiczka, lat dwadzieścia, widziano ją po raz ostatni w motelu w Lille” itd., itp. Nie, to mnie nie dotyczyło, nigdy tam nie byłem. Jechałem dalej. Zostawiłem kontener na parkingu, trudno byłoby ukryć w lesie taką ciężarówkę, a towar nie był taki ważny, jakieś piwa i napoje. Przez te dwa dni zabroniono poruszania się ciężarówką po autostradach. Nikt nie może mnie podejrzewać. Niby czemu?
Na drodze nie było ruchu, muszę wyjechać na autostradę, potem zjechać na parking, gdzie zostawiłem towar, dopiąć kontener. Motor zaczął wydawać jakieś dziwne głosy, lekki dym wydostaje się spod maski. Co, do cholery?! Muszę to sprawdzić. Podnosząc maskę, uwolniłem kłęby dymu. Niemożliwe, nigdy mi się nie urwał pasek korbowy, a teraz na to wygląda, mam pecha. Co tu zrobić? Przydałby się mechanik, usterka niewielka, w ciągu godziny może być łatwo naprawiona, tylko trzeba znaleźć jakiś zakład naprawczy. Przeglądnąłem całe wnętrze, czy nie ma czegoś kompromitującego. Zabierałem teczkę z dokumentami. Jeszcze raz obejrzałem dokładnie kabinę. Zamknąłem. Zawsze ją starannie myję. No trudno, teraz poradzę sobie inaczej.
Muszę dojść do jakiegoś domu i zadzwonić po mechanika. Wcześniej byłem tak zadowolony z tego, że jestem na takim odludziu, a teraz mi to przeszkadzało. Naokoło żadnego domu, tylko lasy. Ale lasy też mają swój koniec, trochę cierpliwości. Po dwóch godzinach marszu zatrzymał się jakiś samochód. Stary rolnik, całkowicie pijany, wybełkotał, że chętnie zawiezie mnie do mechanika. Znalazłem się na stacji benzynowej, obok był mały zakład naprawy samochodów. Mechanik powiedział, że czeka na dostawę jakiejś części, już dawno powinni tu być. Nalegałem. Niechętnie zabrał torbę z narzędziami. Uprzejmie zagadywałem, niech będzie, co chce, niech mi naprawi ten silnik i zmiatam stąd. Na miejscu kręcił się koło ciężarówki, mruczał coś pod nosem, po jakimś czasie zapalił silnik. Zapłaciłem. No, nareszcie mogę jechać, co za maruda człowiek. Nie byłem przygotowany na jakieś porażki czy problemy. Pierwszy raz musiałem improwizować. Muszę być trochę ostrożniejszy i zmienić szybko rejon działania. Trochę mnie denerwowało, że widziało mnie aż tyle ludzi. Trzeba się upłynnić, zmienić otoczenie, kraj. Tak, postaram się o jakiś transport gdzieś za granicą.