Duma i gniew. Upadek - ebook
Koniec osiemnastego wieku, o burzliwy czas dla Rzeczpospolitej a wydarzenia z poprzednich lat zamiast coraz bardziej ją uniezależniać od Rosji, nieuchronnie prowadzą do jej upadku. Patriotyzm miesza się ze zdradą a podstawowe wartości zanikają w atmosferze awantur, podejrzeń i chęci krwawej zemsty.
Aleksandra Laudańska powraca z Paryża, pełna nadziei na szczęśliwe zakończenie relacji z Miłoszem Rastawickim. Jednak i tym razem los rzuca jej pod nogi kolejną kłodę. Informacja, którą dziewczyna otrzymuje po dotarciu do Warszawy sprawia, że jej dotychczasowe zamierzenia rozsypują się jak domek z kart a ona podejmuje decyzję, która może zaważyć na całym jej życiu.
Tymczasem Bogdan Barszczewski zaczyna dostrzegać pewne minusy swojej działalności. Przyłączenie do Konfederacji Targowickiej dawało mu, co prawda, wpływy na dworze rosyjskim, ale mogło wzbudzić gniew w jego rodakach. Coraz bardziej naciskał na zamążpójście swojej siostry z rosyjskim magnatem, licząc, że to zapewni rodzeństwu bezpieczeństwo i nieograniczone bogactwo.
Trzymająca w napięciu opowieść o tragicznej miłości, zakulisowych rozgrywkach politycznych i intrygach, które potrafią zniszczyć każdą relację. To historia o patriotyzmie i zdradzie, chciwości i honorze a także o żądzach, które potrafią zamienić życie w piekło.
Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.
| Kategoria: | Obyczajowe |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 9788384300374 |
| Rozmiar pliku: | 838 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
WARSZAWA, 1792
Droga powrotna z Paryża dostarczyła Miłoszowi Rastawickiemu wielu nieprzyjemnych doznań. Powinien być zadowolony, bo jego ukochana była cała i zdrowa, a on z Michałem także wyszli z tej awantury bez szwanku. Pragnął jak najprędzej znaleźć się w Rzeczpospolitej, by być przy królu. Kto wie, może nawet wyruszyć wraz z nim na nierówną walkę z Imperium Rosyjskim. Poza tym zamierzał oświadczyć się Aleksandrze i zapomnieć o istnieniu Michała Laudańskiego. Nie wyobrażał sobie, że ten mógłby być świadkiem wicia gniazdka przez zakochanych. Kilkunastomiesięczna walka o uwolnienie niefrasobliwej kobiety sprawiła bowiem, że ów człowiek stał się dla niego kimś bliskim. Za nic w świecie nie chciał więc ranić najlepszego przyjaciela, a zdawał sobie sprawę, że mariaż Rastawickiego z Aleksandrą zada Michałowi bolesny cios.
Starali się z Aleksandrą nie okazywać sobie czułości. Jemu wychodziło to znacznie lepiej. Jej powłóczyste spojrzenia, głośnie westchnienia i ukradkowe dotyki nie pozostawiały wątpliwości co do stanu jej uczuć. Gdyby nie Matylda, zapewne Laudańskiej jeszcze trudniej byłoby zachować powściągliwość. Owszem, chciał tulić do siebie ukochaną, mówić jej najświętsze słowa i prawić komplementy, ale Michał był niczym wyrzut sumienia.
Dlatego na którymś z postojów Miłosz postanowił schłodzić swoje rozgorączkowane ciało kąpielą w stawie. Zbliżała się jesień, noce były coraz chłodniejsze, a woda wydawała się wręcz lodowata. Czyli idealna, by zapomnieć o powabach wybranki. Rozebrał się do naga i wskoczył do wody. Aż krzyknął, gdy zanurzył w niej głowę. Potem zaś zaczął pływać jak opętany. Chciał się zmęczyć i zasnąć bez pożądliwych myśli, które go obezwładniały, a jednocześnie pchały w ramiona jego wielkiej miłości.
Po półgodzinie wyszedł na brzeg i zaczął się wycierać derką, którą otrzymali od uczynnego gospodarza. Tego samego, który za złotą monetę przechował ich powóz.
W pewnej chwili poczuł na sobie czyjeś spojrzenie. Podniósł głowę i natknął się na rozmarzone oczy Aleksandry. Odruchowo zasłonił intymne części ciała, a potem uśmiechnął się do ukochanej.
– Nie, Aleksandro – powiedział ciepło.
– Nawet nie wiesz, dlaczego tu przyszłam, a już odmawiasz. – Zrobiła nadąsaną minę.
– Na pewno chciałabyś się do mnie przytulić, a potem… – Miłosz zaczął się z niej naigrawać.
– Nieprawda… Patrzyłam na ciebie i wyobrażałam sobie, jak kochasz się z Cornélią – powiedziała zawstydzona.
– To przeszłość, moja droga. Ja już przestałem się nią zadręczać. Cieszmy się tym, co nadejdzie – odparł niepewnie.
– Nie czuję do niej żalu. I rozumiem, że Cornélia cię pokochała. Właściwie szkoda mi jej, jak tobie Michała. Bardzo mi pomogła, mimo że byłam jej rywalką. Nie wiem, czy ja bym tak potrafiła. To oznacza, że nie mam zbyt szlachetnego serca – powiedziała cicho.
– Tym bardziej nie masz po co wracać do mojej znajomości z Cornélią. – Miłosz nie chciał rozprawiać o swoich kochankach. A najbardziej o tej jednej, Konstancji.
– Kiedy to jest silniejsze ode mnie. Jestem zazdrosna i myśl o tym, co kiedyś robiliście w łożu, doprowadza mnie do rozpaczy, bo ja nie jestem tak doświadczoną kochanką jak Cornélia. Wiem, nie mam prawa czynić ci wyrzutów, ale chcę, żebyś wiedział, że nie jestem ideałem. Cornélia bardzo nam pomogła, a jednak wciąż o niej myślę jak o kimś, kto chce mi ciebie odebrać.
Westchnął głośno.
– Najpewniej już nigdy jej nie zobaczę. Ty zaś Michała…
– Nie kocham Michała, ale ciebie. Jednak masz słuszność, powinnam go odprawić dawno temu. Problem w tym…
Aleksandra najwyraźniej miała wielką ochotę na rozmowę o przeszłości i o tym, co się z nimi działo, gdy mieszkali z dala od siebie. Obawiał się, że zacznie drążyć i będzie musiał jej wyznać swoją paskudną tajemnicę. Chodziło, oczywiście, o jego płomienny romans z Konstancją Barszczewską. A on nie był jeszcze gotowy, by porozmawiać z ukochaną na ten temat. Nie wiedział, czy kiedykolwiek będzie, bo to oznaczało konflikt między nimi, a do tego nie chciał dopuścić. Przynajmniej przed ślubem.
Zaczął się ubierać, nie zważając na obecność Aleksandry. To odwróciło jej uwagę od Cornélii, bo chociaż starała się wbijać wzrok w ziemię, zauważył, że od czasu do czasu zerkała to na jego umięśnione uda, to na pokryty gęstym owłosieniem tors, a nawet na jego dorodne przyrodzenie. Chciał krzyknąć, że od teraz to wszystko należy tylko do niej i żadna kobieta się już dla niego nie liczy, ale wiedział, jak to się skończy… Kiedy tylko to powie, nie wrócą do karczmy, w której nocowali, ale będą się kochać na zimnej trawie i być może ktoś ich na tym przyłapie.
– Proszę, nie mówmy o tym. Ja mam inny kłopot. Polubiłem Michała i darzę go szacunkiem, a związkiem z tobą złamię mu serce – westchnął. Z jednej strony naprawdę się zastanawiał, co poczuje Laudański, gdy Aleksandra wyjdzie za niego, z drugiej – mógł zręcznie zmienić temat.
– Wiedział, że się kochamy, więc nasz ślub nie powinien być dla niego zaskoczeniem – prychnęła.
– Jeszczem ci się nie oświadczył – burknął.
Zdenerwowała się.
– O, przepraszam, waćpanie. Uznałam, że to przesądzone. Licz się więc z tym, że jeśli wpadnę w złość, mogę waćpanu odmówić swojej ręki.
– Uwielbiam, gdy się złościsz i zaczynasz do mnie mówić w ten sposób. Aleksandro, znam cię trochę i wiem, że wypowiadasz pewne słowa tylko po to, by kogoś zranić. – Podszedł do niej, pochylił się i ucałował jej usta. – Wstań z ziemi, lato się skończyło i, jak to mawia Matylda, możesz dostać wilka.
Wspomnienie imienia służki błyskawicznie podziałało na Aleksandrę. Podniosła się z trawy i zaczęła otrzepywać suknię ze ździebeł trawy. Nieco go to rozbawiło, bo każde z nich miało na sobie odzienie, które z czystym sumieniem można było nazwać łachmanami.
– Matylda to służka, a boisz się jej jak diabeł święconej wody – zakpił.
Obawiał się jednak oddanej Aleksandrze kobiety. Matylda za wszelką cenę próbowała wbić klin pomiędzy niego a ukochaną, ponieważ wymarzyła sobie, że to Michał Laudański zostanie mężem jej chlebodawczyni. Rozumiał ją, w końcu kobiecina nie zdołała poznać go zbyt dobrze, a jej wyobrażenie o Miłoszu Rastawickim brało się z opowieści Aleksandry i z faktu, że był przez dłuższy czas związany z paryską kurtyzaną. Z uwagi na Michała nie okazywał swojej wybrance czułości, ale dla Matyldy stanowiło to powód do jeszcze większej niechęci. Zapewne stwierdziła, że jej pani zakochała się w zimnym, wyrachowanym bawidamku, który przyjechał do Paryża tylko dlatego, iż to przez niego Aleksandra przybyła do Francji w czasie rewolucyjnej pożogi i wpakowała się w kłopoty.
Laudańska chyba potrzebowała bliskości, bo mimo wypowiedzianych przed chwilą słów chciała się do niego przytulić. Wziąłby ją w ramiona bez wahania, bo wydawało się mu, że są sami i Michał nie będzie musiał patrzyć, jak okazują sobie czułość. Jednak się pomylił, bo gdy tylko wyciągnął ręce w stronę Aleksandry, usłyszał ostry głos Matyldy.
– Panienka Aleksandra to nie Cornélia, paniczu. Lepiej niech jaśnie pan zakryje swoje wdzięki, bo nie zamierzam ich oglądać. Zresztą nawet chyba nie ma czego – burknęła.
– Rozumiem, że waćpan Laudański, w przeciwieństwie do mnie, ma się czym pochwalić? Czyżby Matylda rozmiłowała się w Michale? – syknął złośliwie Rastawicki.
Okazał serce służce Aleksandry i od samego początku zapewniał, że Matyldy w Paryżu nie zostawi, gdy tymczasem ta kobieta zaczęła okazywać mu jawną wrogość. Jakby nie potrafiła uszanować decyzji swojej pani.
– Jak jaśnie pan co powie, to nie wiem, czy się śmiać czy gniewać. – Przewróciła oczami i dodała: – Wracajmy, panienko, do karczmy. Musi panienka odpocząć, bo jutro czeka nas długi dzień. Niebo się chmurzy, w kościach mnie łamie, a to oznacza, że będziemy jechali w strugach deszczu i po błocie.
– Wrócę, kiedy będę chciała! – Aleksandra rozgniewała się na służkę, bo ta przeszkodziła jej w tak intymnej chwili.
– Panienka to raczej nie wie, czego chce – spokojnie odparła Matylda.
– Wiem, moja droga – fuknęła. – A teraz właśnie chcę jeszcze chwilę tutaj posiedzieć.
– Z gołym paniczem? Jak prostaczka będzie się panienka umizgiwać do nagiego chłopa i, za przeproszeniem, owłosionego jak małpa?
Służka była nieugięta. Mimo że Aleksandra nie była dziewicą, bo miała już okazję obcować ze swoim grubo starszym małżonkiem, Matylda najwyraźniej uznała, że należy zrobić wszystko, by Rastawicki nie dostał się do krainy rozkoszy ukochanej, zanim nie stanie z nią na ślubnym kobiercu.
– Kąpałem się w stawie, a goły już nie jestem. Co do owłosienia… damy to uwielbiają – odciął się Miłosz.
– Chyba takie pokroju Cornélii… Widać jaśnie pan tylko w takich gustuje.
– Matyldo! Nie mów tak do Miłosza! Chyba pozwalasz sobie na zbyt wiele. I pamiętaj, że gdyby nie panicz Rastawicki i łaskawość króla, mogłybyśmy całe lata siedzieć w tym parszywym miejscu. Cornélia bardzo nam pomogła i zrobiła to z uwagi na panicza Rastawickiego, a nie Laudańskiego. Jestem, oczywiście, głęboko wdzięczna Michałowi, że podjął próbę wyratowania nas, ale to nie tylko jego zasługa.
– Ja tam nie wiem, ale widzę, że nawet kazamaty panienki nie zmieniły…
– Porozmawiamy o tym później albo wcale. Jeszcze nie wiem. A teraz wracaj do karczmy i nie martw się o mnie. Miłosz nie pozwoli mi zrobić żadnej krzywdy. – Aleksandra była bardzo poirytowana i usiłowała nieco okiełzać bezczelną służkę.
– Bez panienki się nie ruszę. – Matylda podparła się pod boki. – Kto to widział, żeby tak się bezczelnie przyglądać mężczyźnie w negliżu, który nie jest mężem panienki.
– Ech, bo u Kazia, świeć Panie nad jego duszą, nie było czego oglądać. – Aleksandra w końcu się uśmiechnęła i dodała: – W takim razie chodźmy do karczmy razem.
Dziwił się nieco Aleksandrze, że tak szybko odpuszcza swojej podwładnej, ale najprawdopodobniej jego ukochaną targały wyrzuty sumienia. Naraziła tę kobietę na wielomiesięczną tułaczkę po obcym kraju i, co gorsza, nieprzyjaznym. Michałowi i jemu udało się w końcu wydostać je obie z Francji, ale ta historia mogła mieć różne zakończenie, łącznie z tym najbardziej tragicznym. Co wówczas stałoby się z Matyldą? Pewnie wziąłby ją na służbę Michał, ale Aleksandra była dla niej kimś więcej niż tylko chlebodawczynią. Miłosz musiał jednak wierzyć, że pewnego dnia i jego potraktuje jak należy i nie będzie jątrzyła, gdy on już poślubi Laudańską. Któregoś dnia zapytał służkę, dlaczego Michał byłby dla Aleksandry lepszym mężem niż on i wtedy rzuciła argument, który niemal zwalił go z nóg.
– Panienka nie musiałaby zmieniać monogramów na obrusach i chusteczkach… Nazywa się Laudańska i tak by pozostało – odparła wówczas służka. Miała przy tym bardzo poważną minę.
Zapewne użyła tak dziwnego argumentu, by nie powiedzieć mu wprost, że jest hultajem, biedakiem i król Rzeczpospolitej zawsze będzie dla niego ważniejszy. Jeszcze do niedawna tak właśnie było i służba na dworze była sensem jego życia, ale odkąd Stanisław August stchórzył i przyłączył się do targowiczan, Miłosz przestał go darzyć szacunkiem i mimo że król okazał mu wielkie serce i był wyjątkowo wyrozumiały, nie był już władcą, któremu Rastawicki chciałby służyć.2.
WARSZAWA, 1792
Aleksandra była wycieńczona podróżą, podobnie jak pozostali jej uczestnicy, ale szczęśliwa jak nigdy wcześniej. Chodziła jak odurzona, z zamglonym spojrzeniem, i nawet nie przerażało jej spotkanie z siostrą, którą tak haniebnie okłamała. Postanowiła, że dopóki nie znajdzie kolejnego lokalu, w którym będzie mogła zamieszkać do czasu ślubu z Rastawickim, zatrzyma się w domu Klementyny i Bogdana. Nie obawiała się już byłego narzeczonego, uznając, że to, co najgorsze, minęło i dopóki nie wyjdzie za człowieka uznawanego przez Barszczewskich za mordercę, szwagier nie będzie okazywał jej wrogości. Właściwie należały mu się podziękowania, ponieważ to właśnie on przekazał Michałowi adres, pod którym zatrzymała się w Paryżu.
Jej suknia musiała cuchnąć, bo siostra, chociaż mocno ją przytuliła i wybuchła płaczem, rychło odsunęła się od niej. Pociągała nosem i dukała:
– Jak dobrze, że wróciłaś, Aleksandro. Obawiałam się już najgorszego. Widziałam cię w jakimś bezimiennym grobie, z obciętą przez gilotynę głową.
– Klementynko… – Zaśmiała się. – Z mojej głowy zrobiliby pacynkę, a resztę zakopaliby byle gdzie.
– Ty sobie ze mnie dworujesz, a ja odchodziłam od zmysłów – jęknęła Klementyna.
Spoważniała. Jej siostra naprawdę się o nią zamartwiała i to nie był dobry moment na żarty. Za to odpowiedni, aby ją przeprosić.
– Nie dworuję, po prostu nie chcę, żebyś płakała. Siostro najdroższa, ja cię najmocniej przepraszam za kłamstwo, którym cię uraczyłam. Nie chciałam, żebyś sobie wyobrażała to, o czym mi przed chwilą opowiedziałaś. Byłam nierozważna, uparta i samolubna. Ale myślę sobie, że gdyby nie mój wybryk, nigdy bym się nie przekonała, jak jestem ważna dla Miłosza – powiedziała cicho.
– Kiedym tak cię wypatrywała każdego dnia, przyrzekałam sobie, że jeśli dobry Bóg ocali twoje życie, wybaczę ci tę straszną rzecz. Przyrzekłaś mi, że nie wyjedziesz do Paryża, a jednak to zrobiłaś. Było mi bardzo przykro, a nawet chwilami ogarniała mnie złość na ciebie, ale najważniejsze było, abyś wróciła do domu. – Klementyna nieco się uspokoiła.
– W takim razie podaruj mi jakąś swoją suknię, bo ja wszystkie straciłam i zostały mi jedynie te łachmany. Matyldzie również przydałoby się nowe odzienie – poprosiła.
– Możesz sobie wybrać, którą chcesz – z uśmiechem stwierdziła Klementyna.
Aleksandra wiedziała, że jest już po burzy i jej relacje z siostrą pozostaną tak dobre, jak przed jej wyjazdem.
Wzięła kąpiel, zapanowała nad swoimi niesfornymi włosami, a nawet skropiła się perfumami, mimo że tego dnia nigdzie się nie wybierała. Ze szwagrem zamieniła jedynie kilka kurtuazyjnych zdań, bo chyba nie był w najlepszym nastroju. Powiedział, że musi wyjechać do miasta, ale zostawia im powóz, gdyby chciały odwiedzić ciotkę Augustynę albo wybrać się do magazynów.
Kiedy Aleksandra doprowadziła się do porządku, usiadła na szezlongu i zapytała:
– Rodzice wiedzą?
– Tak, musiałam im napisać o twoim szalonym wyjeździe, bo nie wracałaś tak długo… Przybędą do Warszawy pewnie za jakiś tydzień – odparła z westchnieniem.
Laudańska wzniosła oczy ku niebu.
– To będzie moja kara, żem cię tak okrutnie okłamała.
– Zrozum, moja droga, nie mieliśmy z Bogdanem żadnych wieści. Ani o tobie, ani o Laudańskim i Rastawickim, a wiedziałam, że jedynie histeria naszej mateczki mogłaby zmusić mojego małżonka, by zebrał ludzi i ruszył ci z odsieczą. Boże, jakże ja jestem szczęśliwa, że cię widzę! – Klementyna znowu zaczęła się rozklejać. – Opowiedz mi, proszę, wszystko po kolei, co cię spotkało w tym strasznym miejscu.
Snuła opowieść prawie do obiadu i nie zapomniała zakończyć jej informacjami o rychłym zamążpójściu.
– A co z Michałem? – zapytała Barszczewska.
– Zatrzymał się u przyjaciół na kilka dni, a potem wróci do majątku. Może po moim ślubie z Miłoszem zechce zostać ekonomem w innym miejscu, a może znowu wyjedzie do Londynu, by trwonić to, co pozostawił mu ojciec. Myślę jednak, że Michał bardzo się zmienił, nie jest już takim utracjuszem i bawidamkiem, a słowo „ojczyzna” nie schodzi mu z ust. To na pewno pod wpływem Miłosza, dla którego sprawy Rzeczpospolitej zawsze były bardzo ważne.
– Laudański nie wyzwał Miłosza na pojedynek? Kiedy u mnie był i dowiedział się o Rastawickim, odgrażał się, że szablą zawalczy o twoje serce.
– Wyobraź sobie, że zostali najlepszymi przyjaciółmi. – Aleksandra zachichotała, ale po chwili spoważniała. – Wcale mnie to nie cieszy. Przez amory Michała Miłosz nie chciał okazywać mi atencji, ponieważ nie zamierzał ranić swojego kompana. A ja chciałam słuchać, jak usychał z tęsknoty za mną i wbrew przeciwnościom losu czekał, aż będzie mógł mnie pojąć za żonę.
– Cóż za okropna sytuacja. Mieszkałaś u metresy Rastawickiego, a na ratunek przybyli dwaj pretendenci do twojej ręki. W Warszawie od razu wybuchłby skandal i przez następne pół roku matrony nie rozprawiałyby o niczym innym – powiedziała Klementyna.
– Siostrzyczko, jeśli nie masz się gdzie podziać i nie wiesz, czy przeżyjesz kolejny dzień, gdy wtrącają cię do lochu, pewne sprawy nie mają znaczenia. Kiedym trafiła do Paryża i mieszkania Cornélii, nie mogłam ani na nią patrzyć, ani jej słuchać. Wydawało mi się, że nie wybaczę Miłoszowi tego romansu, a nade wszystko tego, iż nie usychał z tęsknoty za mną. Dał jednak dowód swojej miłości…
– Nie obawiasz się, że kiedy pierwsze zauroczenie minie, Rastawicki powróci do dawnych zwyczajów? Michał jest lojalny i czekał na ciebie, nie wdając się w romanse…
Klementyna chyba usiłowała ją odwieść od małżeństwa z Miłoszem i wepchnąć w ramiona Laudańskiego. Nie miała pojęcia dlaczego, jeśli jej znajomość z Rastawickim miała tak szczęśliwe zakończenie. Może martwiła się, że Miłosz nie jest zamożny, ale przecież i Laudański do krezusów nie należał.
– Wyszłam za innego, nie miałam prawa być zazdrosna, choć, Bóg mi świadkiem, byłam strasznie. Chwilami sądziłam, że nie jestem nic warta i nie zasługuję na uczucie tak cudownego mężczyzny. Potem jednak wytłumaczyłam sobie, że Miłosz nigdy by się nie ożenił z taką kobietą jak Cornélia, więc nie powinnam ich związku postrzegać jako braku lojalności – odparła zupełnie szczerze, bo rzeczywiście zajęło jej mnóstwo czasu, by podejść do całej sprawy racjonalnie. Mężczyźni miewali kochanki nawet po ślubie, nie mogła więc oczekiwać, że Rastawicki będzie żył w celibacie.
– A gdyby była inna? Inna kobieta, z którą Miłosz zamierzał się ożenić, zanim dowiedział się o twoim szalonym pomyśle? – Klementyna przygryzła usta.
– Sugerujesz, droga siostro, że pojechał mnie ratować, bo zżerały go wyrzuty sumienia? – Laudańska zaczynała się złościć. Zawsze wpadała w gniew, gdy ktoś usiłował deprecjonować w jej oczach Rastawickiego.
– Niczego nie sugeruję, jedynie pytam, czy i inną kobietę byś mu wybaczyła. Nie metresę, ale poważną kandydatkę na żonę, w dodatku bardzo nim zauroczoną…
Przełknęła ślinę. Klementyna usiłowała powiedzieć jej coś ważnego i starała się być delikatna, bo wiedziała, że matrony na salonach takie nie będą.
– Siostro, błagam, powiedz, co wiesz…. – poprosiła cicho.
– Boję się, że wieści, które usłyszysz, mogą cię wcale nie ucieszyć… Myślę jednak, że lepiej będzie, jeśli dowiesz się o pewnych sprawach ode mnie, aniżeli miałabyś to usłyszeć od Bogdana czy cioteczki Kossakowskiej.
– Mów śmiało. Moja miłość do Miłosza jest niezniszczalna. Zniosę dla niego wszystko. – Aleksandra była pewna swoich uczuć, choć wzmianki o kobietach w życiu Rastawickiego sprawiały jej nieopisany ból.
– Dobrze więc… Otóż Rastawicki miał romans również tutaj, w Warszawie. I zamierzał się tej kobiecie oświadczyć. To… Tylko błagam, nie rozpaczaj… To Konstancja Barszczewska. Teraz chyba rozumiesz, dlaczego Bogdan z taką radością wysłał Miłosza do Paryża. Zapewne liczył, że Rastawicki tam zginie albo zostanie wtrącony do lochu i wtedy problem sam się rozwiąże. Przede wszystkim mój mąż nie dopuściłby, żeby do rodziny wszedł człowiek, który zamordował mu ojca, a poza tym liczył, że Konstancja znajdzie znacznie bogatszego męża. I owszem, znalazła, bo przyjęła oświadczyny jakiegoś rosyjskiego magnata. – Klementyna starała się mówić spokojnym, wręcz kojącym głosem.
Aleksandra pomyślała, że to kolejna intryga wymyślona przez Bogdana i Konstancję, by zmącić jej szczęście.
– To nie może być prawda…
– Nie wiem, kochana siostro, jak było dokładnie. Przecież nie towarzyszyłam im w sypialni. Może zapytaj Rastawickiego? Moje małżeństwo właściwie nie istnieje, ale romans Konstancji z Miłoszem, o którym szeptano na wszystkich warszawskich salonach, stanowił dla mnie najważniejszy dowód, że Bogdan rzeczywiście nie kocha się we własnej siostrze.
Nadal nie mogła uwierzyć w to, co usłyszała. A może po prostu nie chciała ufać słowom siostry. Przeżyłaby wieści o romansie z każdą kobietą, ale nie z Konstancją. Miłosz doskonale wiedział, jak wiele złego uczyniła jej i Klementynie ta kobieta. Gdyby nie desperacka ucieczka z domu, Aleksandra już od kilku lat chodziłaby w habicie, jadła korzonki i przez kilka godzin dziennie oddawała się modłom. A kto wie, może i przez cały dzień.
Podniosła się z szezlongu i ruszyła w stronę drzwi.
– Dokąd idziesz, Aleksandro? – zapytała Klementyna. Chyba dostrzegła jej minę i się obawiała, że za chwilę jej siostra rzuci się z rozpaczy do Wisły.
– Do Rastawickiego. Mogę skorzystać z waszego powozu, dopóki nie ma Bogdana? – wyszeptała.
Pragnęła jak najszybciej zobaczyć ukochanego i usłyszeć, że te wszystkie plotki o jego romansie z Konstancją i ich planach matrymonialnych to bzdury wyssane z palca.
***
Nie pamiętała, co powiedziała siostrze, gdy już opuszczała dom, ani drogi na zamek królewski, w którym jeszcze pomieszkiwał Miłosz. Choć zamierzał opuścić dwór Stanisława Augusta i zakończyć posługę u niego, bo miał żal do władcy o przyłączenie się do targowiczan, na razie jednak, nie bardzo miał się gdzie podziać.
Damy nie zwykły odwiedzać urzędników w ich apartamentach, dlatego musiała poczekać na Miłosza w specjalnej sali dla gości. Nie usiadła na jednej z ławek, ale nerwowo przechadzała się od jednej ściany do drugiej, a stukot jej pantofelków słychać było chyba nawet na dziedzińcu.
– Nie mogłaś się już doczekać spotkania? – Miłosz przywitał ją szerokim uśmiechem. – Kochanie, gdy Michał wyjedzie, a my się w końcu pobierzemy, będziesz mnie widywała codziennie.
Po chwili uśmiech zniknął z jego twarzy, bo chyba zauważył ponurą minę swojej wybranki.
– Powiedz, że to nieprawda – wycedziła Aleksandra.
– Nie wiem… Nie wiem, co masz na myśli – wymamrotał, jednak widziała w jego oczach lęk pomieszany z zakłopotaniem.
– Powiedz, że nie miałeś romansu z Konstancją Barszczewską. Tak, byłam mężatką i nie mogłam się wtrącać w twoje życie, ale… Miłosz, tylko nie ona. Każda, ale nie Konstancja. – Aleksandra wyrzucała z siebie słowa tak szybko, jakby pragnęła ze wszystkich sił pozbyć się wraz z nimi bólu, który od bez mała dwóch godzin trawił jej duszę.
– Miałem, Aleksandro…
– I zamierzałeś się jej oświadczyć? – zapytała zimno.
– Nie. Ona tego chciała, ale ja nie planowałem się z nią żenić. Ani wówczas, gdy sądziłem, że nigdy więcej cię nie zobaczę, ani wtedy, gdy dowiedziałem się o twoim wyjeździe do Paryża. Myślę, że bardzo ją zraniłem…
Przerwała mu:
– A nie pomyślałeś, jak bardzo zranisz mnie?
– Nie miałem pojęcia, że jeszcze o mnie myślisz. – Rastawicki zaczął się jąkać. Najwyraźniej nie był dumny z tego, że związał się z największym wrogiem Aleksandry i kobietą, która swoimi podłymi uczynkami mogłaby obdzielić połowę Warszawy.
Zakryła twarz dłońmi i szepnęła:
– Błagam… powiedz, że to nieprawda. Każda, tylko nie ona.
– Nie będę cię okłamywać… – westchnął zrezygnowany. – Uważam, że ludzie, którzy się kochają, nie powinni mieć przed sobą sekretów.
Nie chciała go oglądać ani słuchać wyjaśnień. Miłosz mógł mieć każdą, a ona nie miała prawa czynić mu wyrzutów, ale romans z Konstancją był jak cios w plecy zadany przez człowieka, po którym nigdy się tego nie spodziewała. Odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę wyjścia. Pobiegł za nią i złapał ją za rękę.
– Wybacz… Masz słuszność, nie powinienem zbliżać się do kobiety, która publicznie nazywała mnie mordercą, a ciebie ladacznicą. Wydawało mi się… Nie wiem, co sobie wyobrażałem. Chuć przysłoniła mi oczy…
– Nie pierwszy raz pożądliwość cię zgubiła. Nie mogę mieć pewności, że nie zgubi cię kolejny raz. Jestem ci wdzięczna za to, co dla mnie zrobiłeś. I kiedyś, dawno temu, i teraz, gdy wyrwałeś mnie z piekła, ale nie mogę za ciebie wyjść – wydukała ze łzami w oczach, a potem dodała: – Puść, waćpan, moją rękę. Muszę iść. Śpieszę się.
***
Nie potrafiłaby sobie przypomnieć, jak długo szła do powozu, co powiedziała stangretowi i o której godzinie dotarła do domu krewnych Michała Laudańskiego, gdzie się zatrzymał. Pamiętała jednak doskonale, co mu powiedziała, gdy już się spotkali.
– Michale, czy nadal chcesz się ze mną ożenić? – zapytała błagalnym tonem.
– Pobladłaś, Oleńko… – Zaniepokoił się. – Coś złego się stało?
– Odpowiedz – wycedziła.
– Oczywiście, wiesz, jak bardzo cię kocham, ale przecież twoim wybrankiem został Miłosz i nic nie mogę na to poradzić. Ani ty – odparł.
– Zatem oznajmiam ci, że jeśli nadal tego pragniesz, jestem gotowa za ciebie wyjść. Choćby jutro.
Pomyślała, że kolejny raz zachowała się skandalicznie, właściwie prosząc mężczyznę, by się z nią ożenił.
– Pragnę z całego serca, Oleńko, ale… co z Miłoszem? Szanuję Rastawickiego, a nawet mam do tego drania pewną słabość i za nic w świecie nie chciałbym… – zaczął Michał, ale przerwała mu.
– Rozumiem twoje rozterki, ale się okazało, że my z Miłoszem prawie się nie znamy. I kiedy spędziliśmy ze sobą więcej czasu, doszliśmy do wniosku, że z tej mąki chleba nie będzie. – Zdawała sobie sprawę, że podobne pytania padną, i miała przygotowaną odpowiedź.
– Wróciliśmy do Warszawy zaledwie kilkanaście godzin temu i zdołałaś przez ten czas go poznać? – Michał był naprawdę zdumiony. Najpewniej nie życzył sobie być narzędziem w rękach Aleksandry za każdym razem, gdy ta pokłóci się z ukochanym.
– Nie chcę o tym rozmawiać. Przyrzekam ci jednak, że jeśli się ze mną ożenisz, nigdy więcej nie spotkam się z Rastawickim. Będę ci oddana i wierzę, że pewnego dni pokocham cię z całego serca. Jesteś mi bliski, lojalny i lubisz moje przywary. Decyduj więc. – Laudańska bardzo się niecierpliwiła, jakby się obawiała, że Michał jej odmówi z uwagi na przyjaźń z Rastawickim.
– Dobrze, ale czy Miłosz o tym wie…? – zagadnął niepewnie.
– Nic mnie to nie obchodzi. – Aleksandra nagle się rozszlochała. – Proszę, wróćmy do majątku i pobierzmy się. Nie musimy się pakować, bo prawie wszystko straciliśmy, możemy więc wyjechać choćby dzisiaj.
– Skarbie, moje konie muszą odpocząć. Zwłaszcza że zostały dwa, bo Miłosz jednego odprowadził do królewskich stajni.
– Rzeczywiście, nie pomyślałam o tym. Jak sądzisz, jak długo będą odpoczywać? – wychlipała.
– Nie wiem… Trzy, cztery dni.
– Dobrze więc, jeśli uznasz, że możemy wyruszyć, daj znać, a będę gotowa – odparła.
– Jeśli przez ten czas nie zmienisz zdania, będzie, jak zechcesz – powiedział w końcu, wciąż zdumiony zachowaniem swojej ukochanej.
– Nie zmienię. – Aleksandra kolejny raz się rozszlochała.
Laudański chyba nie bardzo wiedział, jak się zachować, dlatego dość niepewnie ją przytulił. Kiedy jednak Aleksandra zanosiła się płaczem, opierając głowę o jego tors, zrobił to zdecydowanie mocniej. Dla niej Michał był ostatnią deską ratunku przed popełnieniem jakiegoś szaleństwa i wiedziała, że gdy zostanie jego żoną, nie będzie się musiała zastanawiać, czy szczerze ją kocha.