Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

Duszna Góra - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
Data wydania:
15 sierpnia 2025
E-book: EPUB,
5,99 zł
Audiobook
5,99 zł
5,99
599 pkt
punktów Virtualo

Duszna Góra - ebook

Trójka meteorologów – Krzysiek, Marta i Jurek przybywa do opuszczonej stacji w Beskidach celem badania tajemniczych anomalii pogodowych. Szybko odkrywają, że ekstremalne zjawiska są związane z lokalną społecznością. Wkrótce, nieopodal placówki badawczej dochodzi do manifestacji nieznanej siły. Krzysiek, wbrew swym podwładnym postanawia odkryć mroczną tajemnicę pobliskiej wioski.

Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.

Kategoria: Horror i thriller
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
Rozmiar pliku: 722 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ I

Do bazy przybyliśmy wczesnym popołudniem. Stacja meteorologiczna na przełęczy miała być naszym domem przez najbliższe tygodnie, więc pierwsze godziny upłynęły nam na rozpakowywaniu się i przygotowaniach zapyziałych pomieszczeń do życia. Placówka była zapuszczona i wymagała solidnego remontu, ponieważ lata świetności miała w czasach poprzedniego systemu, ale nie przeszkadzało mi to, gdyż pochodzę z biednej rodziny. Moi rodzice przez wiele lat nie mogli związać końca z końcem po upadku PGR-u, toteż bardziej z ulgą niż z satysfakcją przyjęli fakt, że wyprowadzam się do miasta, a w utrzymaniu pomoże mi stypendium i czereśnie pod Stuttgartem w wakacje.

Ja, Krzysiek Kierbiński, zająłem pokój na najwyższym, drugim piętrze. Marta i Jurek zamieszkali na niższych poziomach. Z mojego okrągłego pokoju rozpościerała się piękna panorama. W suficie był właz, do którego prowadziła rozkładana drabinka. Na dachu mieściły się przyrządy do badań pogody, zbudowane jeszcze w latach sześćdziesiątych, ale po wstępnych oględzinach stwierdziłem, że wszystkie były sprawne.

Do najbliższej wioski położonej w dolinie mieliśmy około godziny drogi po łagodnym, zalesionym zboczu. Miejscowość nazywała się Jasieniec. Duża osada była otoczona przez góry, z których najwyższa znajdowała się na wschodzie i królowała nad całą okolicą. Miała całkiem sporą wysokość względną, a jej porośnięte gęstym lasem stoki, nawet z mojego okna, oddalonego o parę kilometrów, wydawały się strome i trudne do pokonania. Przyrzekłem sobie, że któregoś dnia zdobędę ten nieznany mi szczyt, dlatego że od zawsze byłem miłośnikiem górskich wędrówek, a po godzinach dyżuru planowałem eksplorować pobliski region.

Był środek lata, a pobyt w placówce zapowiadał się fantastycznie. Nasze zadanie polegało na badaniach zmian pogody, dbaniu o stację i spisywaniu szczegółowych raportów. Raz w tygodniu z miasta miało przyjeżdżać zaopatrzenie, a w weekendy liczyliśmy na odwiedziny naszych licznych znajomych, którzy korzystając z wakacji, wybierali się w ten rejon.

Niebo pokryło się już pomarańczem, a linia gór coraz słabiej odróżniała się od ciemniejącego widnokręgu, gdy skończyliśmy pierwsze przygotowania do pobytu w starej stacji. W międzyczasie odkryliśmy, że bojler, wyprodukowany w dziewięćdziesiątym roku, był popsuty i do dyspozycji mieliśmy jedynie zimną wodę. Nawet to nie potrafiło nas zniechęcić. W trakcie dnia temperatury przekraczały trzydzieści stopni, toteż zimny prysznic był miłą odmianą, a Jurek zobowiązał się do naprawy urządzenia, bo oprócz tego, że był meteorologiem, lubił też majsterkować.

Po wszystkim zasiedliśmy wspólnie, aby kontemplować udany dzień i napić się piwa, podziwiając piękny zachód słońca.

Zapadła już noc, gdy zszedłem do piwnicy, gdzie znajdowało się archiwum. W ciasnym pomieszczeniu, oświetlanym starą żarówką, której mętne światło tonęło w pajęczynach, unosił się gryzący w gardło zapach pożółkłego papieru i kurzu. Trzy drewniane regały, nadgryzione przez korniki, były zapełnione stosami opasłych teczek, a w rogu stało małe biureczko, które idealnie pasowałoby do meblościanki z mojego rodzinnego domu. Na blacie stała lampka. Przetarłem ją z grubej warstwy kurzu i zapaliłem. Blade światło, które kojarzyłem ze scen przesłuchań w filmach kryminalnych, padło na blat, podkreślając każdą ryskę. Kichnąłem, a w powietrze wzbiła się chmura pyłu, która niczym stara żarówka odkryła przede mną przeszłość tego miejsca.

Prawie natychmiast zająłem się wertowaniem akt. Półkę z historią obserwacji pogodowych postanowiłem przejrzeć później. Może wydać się to dziwne, ale z jakiegoś powodu w pierwszej kolejności interesowała mnie historia tego miejsca. Wydawało mi się to również istotne z punktu widzenia zagadnienia, z którym przyjdzie nam się zmierzyć. Z tego, co się orientowałem, nasza stacja została zbudowana w latach pięćdziesiątych, ale najstarsza kronika z wyblakłą pieczątką instytutu datowana była na styczeń tysiąc dziewięćset sześćdziesiątego pierwszego roku. Nad pieczęcią widniał nieczytelny podpis, ale przed imieniem udało mi się wyczytać skrót „prof.” Dawniej pracownicy naukowi często byli tajnymi współpracownikami, którzy pod przykrywką badań szpiegowali na rzecz aparatu bezpieki. Spodziewałem się więc, że historia miejscowości będzie kompletna i bardzo szczegółowa. Już pierwszy, pobieżny kontakt z dokumentami upewnił mnie, że nie byłem w błędzie.

Zabrałem teczkę i położyłem ją na biurku. Posklejane i zniszczone kartki szeleściły pod moimi palcami. Przetarłem krzesło i skierowałem żółte światło lampki na stos akt. W akompaniamencie skrzypiących i nierównych nóg mojego siedziska zabrałem się do lektury. Nie wiem, ile to trwało, ale alkohol, który wypiłem tego wieczoru, już wyparował, a ja poczułem senność, która ostatkami sił była blokowana przez wciąż niezaspokojoną ciekawość.

Informacje, które wyczytałem, były nie tylko ciekawe, ale wręcz szokujące. Otóż okazało się, że niecodzienne anomalie pogodowe notowano w tym miejscu od wybuchu II wojny światowej. Profesor, którego nazwisko brzmiało Nieziemczyk, meldował w prywatnych notatkach, że przed wojną miejscowość zamieszkiwała ludność przesiedlona w te rejony na początku XVIII wieku, pochodząca z południowych Karpat. Zapewne miało to związek z zaborami. W czasie wielkiej wojny Niemcy nie utworzyli na terenie osady żadnych komend, a ich krótka wizyta skończyła się na wylegitymowaniu sołtysowej. Mieszkańcy nie uczestniczyli w robotach przymusowych ani nikt nie trafił do obozu zagłady. Armia Czerwona podczas swojego marszu na Berlin ominęła Jasieniec szerokim łukiem, dzięki czemu żeńska część populacji była bezpieczna, a mężczyźni nie zostali wcieleni siłą do wojska. Po wojnie – i to było coś absolutnie zaskakującego – wioskę ominęła akcja „Wisła”. Oznaczało to, że większość mieszkańców osady mogła być potomkami rodzin żyjących tu od wieków, co było ewenementem na skalę regionu.

Podniosłem głowę znad akt i oparłem brodę na złożonych dłoniach, spoglądając na ścianę, którą pokrywał szary nalot, przypominający stały element nieremontowanych dworców.

Pomyślałem, że zapomniana przez Boga i historię wioska położona w górach po prostu miała szczęście albo nad jej mieszkańcami czuwała jakaś opatrzność. Tylko co do tego wszystkiego miał ekstremalny mróz, który skuł całą okolicę w marcu poprzedniej zimy, doprowadzając do klęski nieurodzaju? Albo ostatnia letnia powódź, która zniszczyła odradzające się plony? Oba zjawiska łączyło jedno – działy się tylko w rejonie doliny.
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij