Dwa gorące tygodnie - ebook
Dwa gorące tygodnie - ebook
„Codzienna rutyna przeplatała się u Cate z chwilami zapierającego dech w piersi szczęścia. Brody każdej nocy odwiedzał ją w łóżku, które opuszczał przed świtem. Kochali się co noc, raz słodko i rozkosznie, innym razem gwałtownie, jakby pragnęli za wszelką cenę udowodnić sobie samym, że są parą. Cate miała poczucie, że to szczęście jest na kredyt, że kiedyś przyjdzie jej za to zapłacić...”.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-4460-2 |
Rozmiar pliku: | 600 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Szkot powrócił. Cate Everett zobaczyła go, gdy pochylona nad staroświeckim porcelanowym zlewem jednym palcem uchyliła brzeg firanki. Od razu poczuła, jak pocą się jej dłonie i serce zaczyna bić jak szalone.
Brody Stewart. Mężczyzna, którego nie widziała od czterech miesięcy. Myślała, że go już więcej nie zobaczy. Dobrze ponad metr osiemdziesiąt, szerokie bary, rozwinięte mięśnie i wyraźny akcent w chropawo-aksamitnym głosie, na dźwięk którego dziewczyny szaleją.
A więc wrócił. A ona nie jest na to gotowa. Dobry Boże, naprawdę nie jest.
Na stole za jej plecami stygnie świeżo zaparzona herbata. Mroźny lutowy poranek nie zachęcał do zwleczenia się z łóżka. Miała nadzieję, że herbata jej w tym pomoże.
Niestety gwar męskich głosów i trzaskanie drzwiami przeszkodziły jej w delektowaniu się ożywczym napojem. Podeszła do okna i teraz już wie. Szkot powrócił.
A cztery miesiące temu nic nie zapowiadało kataklizmu. Kiedy faceta przedstawia ci jego własna babcia, na ogół myślisz o nim, że to fajtłapa.
Tym razem to nie była prawda. Brody Stewart mógł mieć każdą. Wystarczył błysk w jego oczach w kolorze indygo. No i te zmarszczki wokół oczu, kiedy się uśmiechał. A Brody uśmiechał się często…
Nogi się pod nią ugięły, poczuła w brzuchu motyle. Powinna usiąść i spokojnie wypić herbatę. Ale nie potrafiła teraz oderwać się od tego okna.
Na ulicy drobna siwowłosa dama wydawała jakieś polecenie dwóm podobnym do siebie mężczyznom. Jednym z nich był Brody, a ten drugi to pewnie Duncan, jego młodszy brat. Wyjmowali walizki z bagażnika wynajętego samochodu, ściskali ją na powitanie, a wokół wirowały płatki śniegu.
Mróz chyba tym ludziom zupełnie nie przeszkadzał. Może dlatego, że pochodzili z zamieszkałych przez potomków wojowniczych klanów górzystych rejonów północnej Szkocji, gdzie zimny wiatr praktycznie cały rok hula po wrzosowiskach.
Cate otarła mokre od potu dłonie o spłowiałe dżinsy. Musi się ogarnąć. Podglądanie kogoś zza firanki do niczego nie prowadzi. A ona musi wracać do pracy.
Wypiła zimną herbatę, drżącymi rękami odstawiła na stół porcelanową filiżankę i zaczęła schodzić na dół. Jej przerwa lunchowa jaka była, taka była, ale właśnie się skończyła. Ha!
Od pięciu lat źródłem dumy i satysfakcji było dla niej prowadzenie uroczej i z założenia ekscentrycznej księgarenki pod ryzykowną nazwą „Ośle uszy”. Niewielki lokal z nieco wykoślawionymi dębowymi deskami w charakterze podłogi i rzędami ciężkich staroświeckich półek na książki miał znakomite położenie przy głównej ulicy Candlewick w Karolinie Północnej.
Od przesilenia wiosennego aż do Święta Dziękczynienia przetaczały się tamtędy tłumy turystów, ożywiające okolicę i zapewniające jej dobrobyt.
Ukryte wśród gór Pasma Błękitnego, o godzinę drogi oddalone od najbliższego większego miasta, Candlewick po sezonie wracało do sennego prowincjonalnego rytmu. Wszyscy się tu znali, przestępczość praktycznie nie istniała, nie było tu też kinowych multipleksów ani słynnych restauracji.
Cate to odpowiadało – bardziej interesowała się historią lokalnej społeczności niż bieżącymi plotkami. A już na pewno nie chciałaby być tych plotek bohaterką.
Teraz więc, gdy usłyszała dzwonek u drzwi księgarni, zamarła w oczekiwaniu. Na szczęście jej obawy okazały się bezpodstawne.
– Dzień dobry pani, Izzy – powiedziała, odchrząknąwszy z ulgą. – W czym mogę pomóc?
Isobel Stewart była niska, lecz miała charakter wojowniczej amazonki. Lata temu opuściła dom rodziców w Inverness, niewielkim szkockim mieście, celem objęcia posady sekretarki w Edynburgu. Tam poznała Amerykanina o fascynującej osobowości, który do Szkocji przybył w ramach studenckiej wymiany. Po krótkich i burzliwych zalotach pobrali się i ona podążyła za nim do Ameryki, ściślej do Candlewick w Karolinie Północnej. Zastrzegła sobie pozostanie przy panieńskim nazwisku, na co zakochany mąż nie tylko się zgodził, ale też przybrał nazwisko Stewart jako własne.
Młoda para wspólnie zaczęła z powodzeniem prowadzić firmę budowlaną, stawiającą w okolicznych górach drewniane chaty.
W ich synu jedynak ku rozpaczy rodziców odezwała się krew przodków i chłopak po studiach osiadł w Szkocji. To właśnie jego dwóch synów, wnuków Izzy, podglądała dziś Cate przez okno swojego mieszkania na piętrze.
– Przyjdź dziś na kolację, Cate – mruknęła starsza dama, lustrując wzrokiem półkę z nowościami. – Brody wrócił. W dodatku tym razem w towarzystwie Duncana.
– Musi pani być miło z tego powodu – odparła Cate kurtuazyjnie.
Nie chciała zadawać zbędnych pytań. Odmowa też nie wchodziła w grę, Isobel nie rozumiała słowa nie.
Drobna staruszka w jednej chwili zaczęła wyglądać na swoje dziewięćdziesiąt dwa lata.
– Potrzebuję twojej pomocy – wyszeptała, jakby nagle zawstydzona swoim wiekiem i słabością.
– Izzy, coś nie tak? – spytała Cate.
Starej Szkotce zadrżała górna warga, jakby za chwilę miała się rozpłakać.
– W moim mieszkanku nie ma miejsca dla takich dwóch wielkoludów, więc kazałam im spadać do wielkiego domu.
Wielkim domem nazywała Isobel swoją obszerną i niesamowicie piękną posiadłość na szczycie wznoszącej się nad Candlewick góry. Po śmierci męża, czyli od pół roku, Izzy nie była w stanie tam przebywać. Przeniosła się do pomieszczeń nad biurem ich firmy Stewart Properties przy głównej ulicy miasteczka.
– I słusznie – odparła Cate. – Ale co to ma wspólnego ze mną?
– Chłopcy chcieli mi zrobić niespodziankę na urodziny i urządzają tam przyjęcie. Wynajęli firmę cateringową. A ja nie mam serca powiedzieć im, że nie mam na to najmniejszej ochoty.
– Och, całkiem zapomniałam. Wszystkiego najlepszego! Ale przecież Brody już tu raz przyjeżdżał i wtedy byliście razem w górach.
– Nie, on był tam sam, ja się jakoś wykręciłam. Wykonał tam parę napraw, posprawdzał instalacje. Ale spał… rozumiesz, był sam, więc spał na kanapie… u mnie w mieszkaniu.
– Izzy – Cate nie bardzo wiedziała, do czego zacząć. – Wnukowie zapewne domyślają się, co pani czuje. Może właśnie chcą, żeby to przyjęcie pomogło pani się przełamać. Minęło już pół roku. Im dłużej będzie pani unikać tego domu, tym trudniej będzie do niego wrócić. Domyślam się, że specjalnie tak to zaplanowali, żeby zwabić panią w góry.
– A mnie się wydaje, jakby to było wczoraj – powiedziała smutno starsza pani. – Tam każdy kąt przypomina mi mojego ukochanego Geoffreya. Pójdziesz ze mną? – poprosiła Izzy, obejmując Cate swoimi zniekształconymi przez reumatyzm rękami.
– Ale to ma być uroczystość rodzinna. Moja obecność mogłaby się wydać niestosowna.
– Wcale nie! – zaprzeczyła Izzy gwałtownie. – Ten pomysł wyszedł od Brody’ego.
Pięć godzin później Cate czekała przed drzwiami siedziby Stewart Properties, przestępując z nogi na nogę, żeby nie zmarznąć jeszcze bardziej. Jej samochód stał przy krawężniku z włączonym silnikiem.
– To cudowne, że młoda dziewczyna potrafi być aż tak punktualna – powiedziała Izzy, stając w drzwiach. Sprawiała teraz wrażenie zadziwiająco żwawej jak na swój wiek. – Mężczyźni nie lubią spóźnialskich.
– To stereotyp, proszę pani – odparła Cate, pomagając okutanej od stóp do głów w płaszcz i grubą wełnianą chustę staruszce wgramolić się do auta. – Jestem pewna, że brak punktualności to nie kwestia płci.
– Miałam nadzieję, że ubierzesz się w sukienkę. – Isobel nagle zmieniła temat.
– Ale ma być prawie dwadzieścia stopni mrozu – broniła się Cate, włączając w samochodzie ciepły nawiew. – A to są moje najlepsze wyjściowe spodnie.
Faktycznie miała je na sobie wtedy, na studiach. Zanim jej świat legł w gruzach.
– Spodnie srodnie. Brody i Duncan to faceci z temperamentem. Chętnie zobaczyliby kawałek damskiej łydki. A ty jesteś taka młoda i śliczna, Cate. Docenisz to, jak dożyjesz moich lat.
Nie było sensu spierać się z tym staroświeckim seksistowskim światopoglądem dziewięćdziesięciolatki, więc dziewczyna tylko westchnęła.
Jazda trwała dość krótko, do rezydencji Stewartów przybyły więc przed czasem.
Cate miała chwilę na podziwianie tej architektonicznej perełki, która w swoim czasie znalazła się nawet na okładce jednego z czołowych amerykańskich magazynów.
– Wszystko w porządku? – zapytała, dotykając ramienia starszej damy.
– Przeżyć swoich bliskich to kurewskie przekleństwo – odparła Izzy, pociągając nosem.
– Izzy! – zgorszyła się Cate. Słownictwo pani Stewart często ją zaskakiwało.
– Nie bądź taką świętoszką. Jak się jest tak starym, wolno mówić, na co ma się ochotę.
– Okej, więc wróćmy do mojego pytania. Da pani radę?
– Zbudował ten dom specjalnie dla mnie. W podzięce. Wiedziałaś o tym?
– Nie, proszę pani, nie wiedziałam. W podzięce za co?
– Za to, że dla niego porzuciłam Szkocję, dom, rodzinę. Wariat. Teraz też – mówiła Isobel, walcząc ze wzruszeniem – oddałabym wszystko, żeby choć jeden dzień dłużej być z tym starym dziwakiem.
Cate poczuła, że ją również ściska w gardle. I to nie tylko z powodu okazywanych przez Izzy emocji związanych z powrotem do domu, w którym spędziła kilkadziesiąt lat szczęśliwego małżeństwa. Starsza pani przynajmniej spotkała swoją bratnią duszę, a Cate dotychczas to ominęło. W dodatku teraz popełnia chyba najgłupszy w życiu błąd.
W tym domu znajduje się Brody. I co ona mu powie?
– Miejmy to już za sobą – powiedziała staruszka, wiercąc się nerwowo. – Obiecuję nie płakać. Już za dużo łez wylałam. Zresztą nie chcę, żeby chłopaki myślały, że robią mi przykrość. Cate, dziewczyno, chodźmy już.
Gdy kuląc się przed wiatrem przeszły wybrukowanym chodnikiem, otworzyły się przed nimi podwójne dębowe drzwi. Dwóch supermęskich wnuków witało miniaturową Szkotkę silnymi uściskami.
W świetle ogromnego żyrandola w kasztanowych włosach Brody’ego zalśniły rudawo złote pasemka. Duncan miał włosy ciemniejsze i bardziej wyprostowaną sylwetkę niż brat. Choć byli do siebie podobni, Izzy kiedyś wyjawiła Cate, że Brody bardziej przypomina swoją irlandzką matkę, a Duncan to po prostu młodsza wersja amerykańskiego dziadka.
Patrząc na Duncana, Cate musiała przyznać jej rację. Młodszy brat Brody’ego był niemal kopią Geoffreya Stewarta. Choć jego widok mógł wywoływać u Izzy bolesne wspomnienia, starsza pani zachowywała się w pełni swobodnie.
– Cate, moja droga, poznaj Duncana.
– Jestem zaszczycony, pani Everett – powiedział Duncan, całując dziewczynę w rękę.
– Daj spokój, Duncan – parsknął Brody.
– A co? Zrobiłem coś nie tak?
– Lepiej idź sprawdzić, co z jedzeniem.
Duncan poprowadził swoją babcię w głąb domu, zostawiając Cate sam na sam z Brodym.
Mężczyzna, który dotychczas unikał jej wzroku, uśmiechnął się krzywo.
– Ale niespodzianka, co? Wróciłem.
Brody nie był idiotą. Potrafił rozpoznać, kiedy kobieta cieszy się na jego widok, a kiedy nie. A Cate Everett wyglądała, jakby właśnie połknęła żabę. Postanowił jednak robić dobrą minę do złej gry.
– To miło, że przyjechałaś tu z babcią. Wiem, że bardzo się bała.
– To po co ją do tego zmuszaliście? – spytała Cate, podając mu swój płaszcz.
– Przyszedł czas na podjęcie decyzji. – Brody wzruszył ramionami. – Dziadek umarł, babcia ma dziewięćdziesiąt dwa lata i mieszka bez wygód w pokoju wielkości szafy. A ten dom tu stoi. Nie można dłużej udawać, że go nie ma.
– Zawsze wiesz na pewno, co dla kogo jest najlepsze?
Pokręcił głową i przyglądał się jej badawczo z bezpiecznej odległości, choć miał wielką ochotę porządnie ją wycałować. Ostatnio widzieli się, gdy oboje na golasa leżeli w jej łóżku.
– Jesteś na mnie zła, Cate? Musiałem wyjechać, przecież wiesz.
Po pogrzebie dziadka Brody został w Candlewick potowarzyszyć babci i przyjrzeć się kondycji rodzinnej firmy. Stewart Properties to znane w całych Stanach przedsiębiorstwo budowlane.
Ojciec Brody’ego nie chciał wrócić na stałe do Ameryki, trzeba więc było pomyśleć o dalszym losie babci Isobel.
Brody spędził w Karolinie Północnej cztery tygodnie, z czego połowę pochłonął mu namiętny romans z piękną i błyskotliwą Cate Everett. W dzień pełnił rolę obowiązkowego wnuka, a nocami oddawał się gorącym igraszkom z kobietą, która w tym niewielkim miasteczku miała opinię chłodnej i zdystansowanej. Ale nie z Brodym takie numery…
Siła tego zauroczenia zdziwiła jego samego. Wiedział, na czym polega pociąg fizyczny między dwojgiem ludzi, miał już nawet za sobą kilka dość poważnych związków. Ale kiedy babcia przedstawiła go swojej przyjaciółce i sąsiadce, zapomniał języka w gębie jak nastoletni chłopak.
Cate przedstawiała sobą mieszankę femme fatale i starej panny na etacie szkolnej profesorki. Swoje piękne włosy o barwie słońca zawiązywała w ciasny węzeł, na którego sam widok człowieka zaczynała boleć głowa.
Ale kiedy je rozpuściła… Brody do dziś czuł pod palcami tę jedwabistą gładkość. Jej włosy rozsypane na jego nagim torsie – ta fantazja prześladowała go noc w noc.
Była wysoka i po kobiecemu zgrabna, ale wszystkie swoje ponętne wklęsłości i wypukłości ukrywała pod luźnymi swetrami i sięgającymi kolan kamizelami. Jak można tak się oszpecać? Nigdy nie był w stanie tego pojąć.
– Przepraszam, miałam ciężki dzień – odezwała się w końcu ze smutnym uśmiechem. – Miło cię znów widzieć, Brody.
– Zaledwie miło? – spytał, zabawnie marszcząc nos.
– Nie chciałam, żebyś sobie coś pomyślał.
– O czym?
– Już ty wiesz o czym – odparła zagniewana. – Nie chcę, żebyśmy wracali punktu, w którym skończyliśmy.
– Może wcale nie miałem zamiaru cię o to prosić? – odparł zaczepnie.
Cóż, sama się o to prosiła tym swoim wnerwiającym najeżeniem. Jej psychika była dla niego nie lada wyzwaniem. Nigdy dotąd nie spotkał kobiety o tak skomplikowanej osobowości jak Cate Everett.
Westchnęła.
– Tu jest zimno – powiedziała. – Może dołączymy do reszty? Zgłodniałam.
– Jasne. Pamiętam, jaka z ciebie łakomczucha.
Cate spłonęła rumieńcem, a on uśmiechnął się na wspomnienie, jak to pewnego razu o północy oboje zwlekli się z łóżka tylko po to, by usmażyć jajecznicę na boczku. Po prostu tego wieczoru nie zjedli kolacji, gdy naszła ich gwałtowna ochota na nieposkromiony seks.
Cate znała rozkład pomieszczeń w domu Isobel, Brody puścił ją więc przodem. Szkoda, że babcia tak niechętnie dzieliła się z nim informacjami na temat tej młodej i powściągliwej (w słowach, niekoniecznie w czynach) Amerykanki, z którą przyjaźniła się od lat.
Duncana i Isobel zastali w jadalni. Wynajęty kucharz pięknie zastawił stół rodową porcelaną, srebrem i kryształami Stewartów. Babcia Brody’ego stała za krzesłem, które niegdyś zajmował jej mąż.
– Niech któryś z was, chłopcy, tu usiądzie – powiedziała z lekkim drżeniem w głosie.
Brody i Duncan przez chwilę popatrywali na siebie. W końcu Brody zabrał głos.
– Ja nie mogę, babciu – powiedział, kręcąc głową. – Myślę, że Duncan też nie.
– To po co kazaliście mi tu przychodzić? – wyrzuciła z siebie, powstrzymując łzy. – Jeśli moi wnukowie nie chcą tego domu, to czego oczekujecie ode mnie?