Dwa Zero Alfabet nowej kultury i inne teksty - ebook
Dwa Zero Alfabet nowej kultury i inne teksty - ebook
Jak technologie ery internetu zmieniają współczesną kulturę? Dwaj badacze mediów przyglądają się czasom, w których stare kategorie przestały pasować do wyłaniających się zjawisk. Dwa zero. Alfabet nowej kultury i inne teksty to przystępny i wciągający przewodnik po nowej rzeczywistości, w której real miesza się wirtualem, cyfrowe splata się z analogowym, a twórcy muszą na nowo ułożyć się z odbiorcami. Publikowane w latach 2009-2013 w internetowym magazynie dwutygodnik.com teksty składają się nie tylko na opis przemian związanych z nowymi technologiami, ale i na pozytywny projekt wykorzystania tych technologii do budowania bardziej otwartej i zróżnicowanej kultury życia codziennego.
Przyszłość nie jest już taka jak kiedyś – powiedział Robert Graves i to widać także po tekstach Filiciaka i Tarkowskiego. W 2006 roku przyszłość kultury wyglądała różowo. Internet miał nam dać wolność, równość, braterstwo, powszechny dostęp do kultury i erupcję kreatywności. Zamiast tego dostaliśmy korporacyjne monopole i filmy o przebieraniu psa za pająka. Czytając te teksty, uroniłem łezkę nostalgii za utraconym cyberoptymizmem.
Wojciech Orliński, „Gazeta Wyborcza”
Pisane na gorąco minieseje to słownik na nowe czasy – doskonale dokumentują zachodzące w kulturze współczesnej zmiany, których konsekwencji ciągle nie znamy. Autorzy bez łzawego sentymentalizmu za starym światem i nadmiernej euforii wobec przyszłości pomagają zrozumieć ten złożony i burzliwy proces.
Edwin Bendyk, „Polityka”
Seria książkowa powstaje we współpracy z Narodowym Instytutem Audiowizualnym, wydawcą magazynu dwutygodnik.com.
We wspólnej serii magazynu dwutygodnik.com i wydawnictwa słowo/obraz terytoria będziemy publikować książki poświęcone współczesnej kulturze i jej pograniczom. Ich autorami będą stali współpracownicy magazynu. Jako kolejne w serii ukażą się książki Iwony Kurz i Macieja Sieńczyka.
Kategoria: | Socjologia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7453-183-2 |
Rozmiar pliku: | 591 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Oddajemy w ręce czytelników zbiór tekstów, które w latach 2009–2013 ukazywały się na łamach sieciowego magazynu kulturalnego dwutygodnik.com, prowadzonego przez Narodowy Instytut Audiowizualny. Publikowaliśmy tam teksty krążące wokół idei kultury 2.0: kultury ery internetu, która za sprawą nowych technologii komunikowania gwałtownie się zmienia. Idea kultury 2.0 jest też miejscem zderzenia powracającej zawsze w podobnych sytuacjach nadziei na silniejsze niż w mediach scentralizowanych uspołecznienie praktyk wytwarzanych wokół treści kultury, z tendencjami odwrotnymi: prywatyzacją wiedzy i postępującą kontrolą działań uczestników kultury. Dynamika tej konfrontacji sprawia zresztą, że nasze teksty można traktować nie tylko jako „stop-klatkę”, zapis tych procesów, ale i głos usiłujący wpływać na to, co dzieje się w kształtującej się dopiero przestrzeni.
Felietony podzieliliśmy na trzy części, odpowiadające w przybliżeniu cyklom, które ukazywały się na łamach magazynu dwutygodnik.com. Część pierwsza to „Alfabet nowej kultury” – jak sama nazwa wskazuje, jest to rodzaj umownego elementarza, przewodnika po kluczowych aspektach kulturowej zmiany, rozpisanego na poszczególne litery alfabetu. Druga część zawiera dziesięć felietonów tworzących serię „Archeologia przyszłości”, skoncentrowanych na historycznym aspekcie korzeni kultury 2.0. Wydobywają one nieoczywiste powiązania; mają ułatwić spojrzenie z dystansu. Wreszcie trzecia część stanowi wybór z pozostałych felietonów – wybraliśmy te naszym zdaniem najciekawsze, uzupełniające dwie wcześniejsze części o nowe wątki.
Geneza pomysłu wydania dwutygodnikowych tekstów jako książki jest złożona. Po pierwsze, uznaliśmy, że zebrane razem felietony mogą stanowić spójną całość, rodzaj przewodnika po różnych aspektach zmian, którym pod wpływem technologii ulega kultura. Po drugie – stabilność analogowego, papierowego medium podkreśla fakt, że zawarte tutaj teksty są ilustracją pewnego sposobu myślenia, który – jak już wspomniano – zmienia się w czasie. Nie chodzi tylko o pojawianie się nowych usług i urządzeń. Wydaje nam się też, że sympatia, którą darzymy znaczną część opisywanych zjawisk, zaczyna być dziś, w czasach „po Snowdenie” niemodna, a nawet trudna do utrzymania. Równocześnie jesteśmy przekonani, że możliwe jest połączenie krytycznej refleksji z zachowaniem nadziei na technologiczną kulturową emancypację. W tym ujęciu książka ma więc jeszcze jedną zaletę – jest szansą na dotarcie do odbiorców, którzy nie czytali naszych artykułów w sieci. Wyjściem poza „przekonywanie przekonanych”.
Oczywiście, jest też w tym pewien paradoks. Kultura 2.0 na papierze? Co to za pomysł? Skoro piszemy o wpływie technologii na kulturę, to czy zwieńczeniem serii musi być wydanie jej na papierze? To przecież sytuacja podobna do tej, w jakiej znalazła się Hannah Horvath, bohaterka serialu Girls, prowadząca rozmowy z przedstawicielami wydawnictwa zainteresowanego wydaniem jej przygotowywanej w formie e-booka książki. Dialog brzmi następująco:
– Ale jest jeden problem. Nasza firma nie wydaje e-booków.
– Cóż, może powinniście zacząć?
– Nie, dlatego chcemy z tego zrobić prawdziwą książkę. Taką, którą można wziąć do ręki, kupić w księgarni, tego typu rzeczy. Mam nadzieję, że to dla ciebie do przyjęcia?
– Żartujesz? To najlepsza informacja, jaką kiedykolwiek usłyszałam. Zgodziłam się na e-booka, bo to było lepsze od nie-booka.
Nie wierzymy w hierarchie, w których papierowe książki są lepsze od e-książek. Książki są ważne po prostu. Zjawiska, o których piszemy, nie są przywiązane wyłącznie do usieciowionych mediów cyfrowych. Wiele z opisywanych zdarzeń ma swoje korzenie w internecie, ale jednocześnie widać dobrze, jak „duch internetu” – formy komunikowania się czy wymiany treści zapoczątkowane w sieci przenikają także poza wymiar cyfrowy. Najlepszym tego symbolem są drukarki 3D, pozwalające kopiować przedmioty, jakby były plikami. Patrząc jeszcze inaczej, granice między mediami się zacierają i należy je traktować jako różne odsłony, interfejsy, widoki jednej zmieniającej się treści. Wydanie książki to zaoferowanie jeszcze jednego sposobu korzystania z naszych tekstów.A, B, C, K, 2, 0: Alfabet nowej kultury
Informatycy mają w zwyczaju numerować kolejne wersje programów. Wersje robocze mieszczą się w przedziale od zera do jedynki, a kolejne odsłony w pełni działającego programu – od jedynki w górę. Drobne zmiany powodują dodanie do liczby ułamka, a większe zasługują na kolejną, całkiem nową liczbę.
Kilka lat temu twórcy serwisów internetowych ogłosili nastanie czasów „Sieci 2.0”, sugerując, że serwisy nowej generacji, niczym gruntownie poprawiona wersja oprogramowania, tworzą zupełnie nową sieć. Zasadnicza zmiana polegała na nowym podejściu do użytkownika, wynikającym z pełnego zaakceptowania interaktywnego charakteru nowych narzędzi. Nowe serwisy na dobre odchodziły od odziedziczonego po mediach nadawczych podziału na nadawców i odbiorców, a poszerzając krąg autorów, zaakceptowały kluczową rolę użytkowników jako współtwórców. Mówiąc słowami Tima O’Reilly’ego – doszło do „okiełznania zbiorowej inteligencji”.
„Kultura 2.0” – termin zaproponowany przez nas wspólnie z Justyną Hofmokl i Edwinem Bendykiem podczas konferencji organizowanej przez Narodowy Instytut Audiowizualny w grudniu 2006 roku nawiązywał do rozpoczętej niewiele wcześniej przemiany serwisów sieciowych. Mówiąc o kulturze 2.0, wskazywaliśmy na powstanie nowego obiegu kultury, kształtowanego przez doświadczenie korzystania z mediów cyfrowych oraz przez możliwości, jakie media te oferują. Nowa wersja kultury to nowe praktyki, nowe narzędzia i zatarte stare podziały. Dlaczego zajmując się kulturą, sięgamy do terminów ze świata oprogramowania? Bo jest ono dziś – choć nie zawsze sobie to uświadamiamy – obecne w większości naszych codziennych praktyk. W konsekwencji stanowi ważne źródło metafor – to w nich ma zostać uchwycony charakter przemian, których jesteśmy uczestnikami i świadkami.
Technologie cyfrowe nie są jedyną podstawą kultury 2.0; hasło to nie jest wyrazem ślepej wiary w siłę technologii. W przeciwieństwie do informatyków (czy twórców hollywoodzkich sequeli) nie zamierzamy więc mnożyć wersji po słowie „kultura”. Kultura 2.0 oznacza szukanie nowych wersji znanych już treści, form medialnych, metod dystrybucji i uczestnictwa czy kanonów kultury.
W innych czasach powiedzielibyśmy po prostu: kultura nowa. Jej „nowość” nie polega jednak na zerwaniu z przeszłością. Jak czasem mawiają medioznawcy, stare media nie znikają, lecz stają się treścią nowych. Rzadko kiedy umierają całkowicie, podlegają jedynie recyklingowi lub kompostowaniu kulturowemu. Wciąż piszemy i czytamy, ale wykorzystujemy do tego raczej komputery niż papier. Starsze formy coraz częściej zostają zapośredniczone przez media cyfrowe. Albo też odchodzą do lamusa, by potem powrócić jako obiekty kultu retro. Kultura 2.0 ma więc charakter zarazem ewolucyjny i rewolucyjny.
Równocześnie kultura 2.0 jest wizją utopijną, opartą na założeniu, że kultura jest nie tylko nośnikiem pewnych wartości, ale też dobrem wspólnym, otwartą dla wszystkich przestrzenią komunikacji symbolicznej. Wartość tej sfery nie zależy tylko od wartości wchodzących w jej skład dzieł, ale też od wspomnianej już możliwości uczestnictwa, współtworzenia.
Kultura 2.0 jest więc kulturą, w której za sprawą upowszechnienia dostępu do tanich narzędzi tworzenia (na przykład komputerów) i dystrybucji (internet) przesunięta zostaje granica między tym, co profesjonalne, a tym, co amatorskie, między produkcją a konsumpcją. Tworzenie, a równie często przetwarzanie (bo jedną z podstawowych form kultury 2.0 jest remiks) przestają być przywilejem ekskluzywnej grupy. Stają się dostępne dla wszystkich – choć oczywiście nie wszyscy z tej szansy korzystają. Ale, co istotne, twórców nie da się już uchwycić, śledząc „tradycyjne” – czyli dominujące jeszcze 10 lat temu – instytucje kultury i kanały dystrybucji.
W jakim stosunku do tradycyjnie pojmowanej kultury pozostaje obszar, o którym będziemy pisać w tej rubryce? Jednoczesna zmiana i ciągłość, opisana w języku kultury popularnej, to nic innego jak tylko remiks. Mówiąc innym językiem, to opisana przez Gillesa Deleuze’a barokowa figura fałdy (le pli). Fałda jest czymś, co znajduje się na zewnątrz powierzchni, ale równocześnie stanowi jej część. Internet „pofałdował” kulturę. Zjawiska, których stanowi platformę, nie są fenomenami z innego porządku. Pomimo odmiennego charakteru, stanowią część kultury. Kultura nie została pofragmentowana, wersja 2.0 nie odcina się od 1.0, ale zmienia logikę korzystania z niej. Zmienia więc status powierzchni, która została pofałdowana – nikt chyba nie ma wątpliwości, że pejzaż kultury „po internecie” wygląda inaczej niż przed nim. Fałdy mają też to do siebie, że mogą różnie się rozkładać, są formą pozostającą w ruchu, zmieniającą się w czasie. Są ucieleśnieniem nieustannej zmiany. I tak, wiele elementów kultury 2.0 ma charakter zmienny, niedokończony i efemeryczny.
Nie sposób jednoznacznie wartościować przemiany fałdującej się kultury i daleko nam do bezkrytycznego technooptymizmu. Jesteśmy jednak przekonani, że zjawiska wchodzące w zakres kultury 2.0 już dziś stanowią oś doświadczeń kulturowych młodych ludzi, a w przyszłości zyskają rolę dominującą. Prawdopodobnie wcześniej, niż nam się wydaje.
Technologie cyfrowe, awans amatorów, uczestnictwo i interaktywność, otwartość, konwergencja mediów i form medialnych, nowe możliwości remiksu i archiwizacji – to kluczowe cechy kultury 2.0. Dla osób urodzonych po roku 1989, dorastających z komputerami, są one jak najbardziej naturalne. Osoby starsze są, słowami Jamesa Boyle’a, niczym astronauci po raz pierwszy przechodzący w stan nieważkości. Nawet mimo treningu zawodzą je podstawowe instynkty.
Pofałdowany obszar współczesnej kultury to przestrzeń wielowymiarowa, wymykająca się prostemu opisowi. Kolejne hasła, o różnym ciężarze gatunkowym, wyznaczą siatkę porządkującą mapę tego nowego, ale bardzo obiecującego terytorium. Pisząc w czasach indywidualizacji i nisz kulturowych, mamy nadzieję, że czytelnicy zaakceptują autorski zestaw haseł, który bardziej niż Wielką Encyklopedię PWN będzie przypominać pewną chińską encyklopedię, w której lista typów zwierząt zawierała w osobnych kategoriach między innymi zwierzęta należące do cesarza, zwierzęta, które właśnie stłukły wazę, i bezpańskie psy.
(kwiecień 2009)B jak blog
Nieco ponad 10 lat po swoich narodzinach blog przestał być rozpoznawalną formą medialną. Wciąż funkcjonuje jednak jako potężne wyobrażenie zbiorowe, w którym skupiają się nasze marzenia o w pełni demokratycznej, egalitarnej komunikacji.
Blog sprawia trudności definicyjne. Dawno temu przestał być tylko „pamiętnikiem internetowym”, zresztą na początku wcale nim nie był. Pionier internetu, twórca WWW, Tim Berners-Lee, na swoim blogu zaczął w roku 1992 publikować listę linków do stron, które wydały mu się interesujące. Jednak w powszechnej świadomości blogi to przede wszystkim „ekshibicjonistyczne” pamiętniki nastolatków, połączone siecią linków z podobnymi tworami ich koleżanek i kolegów. To tylko część prawdy, bo blogi piszą dziś wszyscy – od polityków po dziennikarzy, biznesmenów i naukowców. Szacuje się, że Polacy stworzyli łącznie około 3 mln blogów! Wspólnym mianownikiem są wyłącznie warstwa techniczna (relatywnie proste skrypty pozwalające tworzyć strony WWW bez umiejętności programowania) oraz prosta konwencja publikacji, w postaci chronologicznie ułożonych wpisów. Jednak do pisania bloga można użyć wielu innych technologii (hakerzy piszą na kolanie własne silniki do blogowania), a konwencjonalna forma bloga ma tysiące wyjątków.
Przyjęło się, że blogi w swojej masie tworzą „blogosferę”. William Quick, który zaproponował ten termin, uważał blogi za „intelektualną cyberprzestrzeń”. Za pomocą nowego terminu sugerował, że przestrzeń blogowania i jej uczestnicy tworzą w internecie nowy dom dla Rozumu. „Blogosfera” dobrze wpisuje się w mesjanistyczne nadzieje związane z nadejściem mediów cyfrowych, dwukierunkową wymianą informacji na skalę masową i uzdrowieniem sfery publicznej, które miałoby się za ich sprawą dokonać. Racjonalne jednostki otrzymują wreszcie narzędzie do wymiany poglądów i negocjowania porozumienia, bez obecnej w mediach komercyjnych presji oglądalności.
Tyle teoria. Tymczasem blogi, zamiast wywrócić świat mediów do góry nogami, przystosowały się do niego, przejmując większość zasad nimi rządzących i w dużej mierze uległy profesjonalizacji, jeśli weźmiemy pod uwagę nie liczbę, ale widoczność i istotność publikacji. A blogosfera nie zmieniła relacji na rynku medialnym tak bardzo, jak tego oczekiwano. Twórcy blogów przeważnie albo opisują historie prywatne, albo komentują informacje z mediów głównego nurtu, wprowadzając do publicznej debaty raczej nie doniesienia o nowych faktach, ale własną perspektywę.
Kluczem do zrozumienia blogów, zamiast rozumu, może też być indywidualność i wyjątkowość. Wtedy termin „blog” w ścisłym tego słowa znaczeniu warto zarezerwować dla form autentycznych i indywidualnych, skrajnie subiektywnych, często ekscentrycznych. Reszta (liczba autorów, tematyka, tempo pisania, instytucjonalne uwikłanie) nie jest w gruncie rzeczy istotna. Innymi słowy, dobry bloger pisze przede wszystkim dla samego siebie, a internauci czytają mu niejako przez ramię (i czasem komentują – także na własnych blogach). Blogi takie są związane z konwencją bloga jako spisu opatrzonych datą notatek, sprzyjającą formom krótkim, związanym z daną chwilą, ulotnym i niedefinitywnym. Blogi są więc reinkarnacją sylw, tworzonych od XVI do XVIII wieku kronik domów szlacheckich. Zasadą spajającą eklektyczne z natury sylwy, podobnie jak blogi, były wyłącznie osoby ich autorów.
(kwiecień 2009)