Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Dwaj cesarze rzymscy Tyberyusz i Hadryan - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Dwaj cesarze rzymscy Tyberyusz i Hadryan - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 305 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

CE­SARZ TY­BE­RY­USZ.

W py­łach bi­blio­tek i w za­byt­kach ży­cia i sztu­ki, w ka­mie­niach ry­tych, a na­wet w zie­mi po­kła­dach szu­ka dzi­siaj hi­sto­rya świa­tła dla roz­ja­śnie­nia prze­szło­ści czło­wie­ka; jak na polu prak­tycz­nem, tak w ży­ciu umy­sło­wem mno­żą się usi­ło­wa­nia, żeby to świa­tło zdwa­jać, po­tę­go­wać i mno­żyć, aby z jego po­mo­cą ba­dacz mógł się prze­dzie­rać przez naj­skryt­sze taj­ni­ki du­szy ludz­ko­ści i ca­łych spo­łe­czeństw. I nie­wąt­pli­wie sta­ra­nia te szczę­śli­wym nie­raz wień­czą się skut­kiem; mamy ob­ra­zy dzie­jów i spo­łe­czeństw, któ­re w sze­ro­kich ry­sach od­bi­ja­ją praw­dę lub do praw­dy moc­no się zbli­ża­ją. – Ale trud­niej­sze za­da­nie na­po­ty­ka hi­sto­rya wo­bec po­je­dyn­czych ludz­kich po­sta­ci, z któ­rych trud­niej wy­drzeć osta­tecz­ną ta­jem­ni­cę ich je­ste­stwa i isto­ty. Bo du­sza po­je­dyn­cze­go czło­wie­ka wię­cej jest sub­tel­na i wię­cej skom­pli­ko­wa­na, niż du­sza ca­łych spo­łe­czeństw, w la­bi­ryn­cie jed­nej pier­si trud­niej zna­leść nić prze­wod­nią Ary­ad­ny, któ­ra­by nas do osta­tecz­nej cel­ki za­pro­wa­dzi­ła, skryt­ki, z któ­rej wy­cho­dzą sta­now­cze im­pe­ra­ty­wy czu­cia i dzia­ła­nia. Py­ta­nie, guid est ve­ri­tas, po­na­wia się cią­gle wo­bec tych po­sta­ci, a od­po­wie­dzi wy­pa­da­ją naj­czę­ściej we­dług du­szy py­ta­ją­ce­go lub du­szy epo­ki, któ­ra je sta­wia­ła.I.

Do naj­więk­szych roz­ko­szy, któ­rych czło­wiek w wiecz­nem mie­ście do­zna­je, na­le­ży nie­wąt­pli­wie prze­chadz­ka po sali biu­stów Ka­pi­to­liń­skie­go Mu­zeum. Naj­le­piej się tam udać po zwie­dze­niu Pa­la­ty­nu i pa­ła­cu Ce­za­rów. Fan­ta­zya pod­nie­co­na wi­do­ka­mi ruin, przez któ­re, mimo ca­łe­go spu­sto­sze­nia, prze­świe­ca wszech­wła­dza i ma­je­stat rzym­skich im­pe­ra­to­rów, spo­tka się tu oko w oko z gło­wa­mi, przed któ­rych ski­nie­niem i spoj­rze­niem drżał kie­dyś i kie­dyś się ko­rzył nie­omal świat cały, w, któ­rych się wy­lę­ga­ły my­śli, wpra­wia­ją­ce na­prze­mian ludz­kość w po­dziw lub osłu­pie­nie.

Dy­na­stya pierw­sza Ju­lio-Klau­dy­uszów gó­ru­je nad in­ne­mi usta­wie­niem, ty­pa­mi i prze­wa­ża­ją­cym in­te­re­sem hi­sto­rycz­nym. Mamy tu praw­dzi­wie świet­ny ka­mien­ny ko­men­tarz do jed­nej z naj­waż­niej­szych chwil hi­sto­ryi, a za­ra­zem do dzie­ła jed­ne­go z naj­zna­ko­mit­szych hi­sto­ry­ogra­fów, do rocz­ni­ków wiel­kie­go Ta­cy­ta. Od Au­gu­sta do Ne­ro­na, w prze­cią­gu lat kil­ku­dzie­się­ciu sta­cza­ją się tu dzie­je sza­lo­ne­mi kro­ka­mi po po­chy­ło­ści, od ar­ty­sty, któ­ry z mi­strzo­stwem grał swą sztu­kę na wiel­kiej are­nie ży­cia i hi­sto­ryi, do hi­stry­ona, któ­ry po wiel­kim swym przod­ku prze­jął tyl­ko w spu­ści­znie pozy i przy­bo­ry te­atral­ne.

Au­gu­stus, Ty­be­ry­usz, Ka­li­gu­la, Klau­dy­usz i Nero, two­rzą eta­py tego dziw­ne­go i dzi­wacz­ne­go dra­ma­tu. Za­sta­na­wia­no się już czę­sto, jaka głęb­sza przy­czy­na spro­wa­dzi­ła tak pręd­ką de­ge­ne­ra­cyę i wy­ro­dze­nie się tych władz­ców i tej dy­na­styi. Przy­pusz­cza­no, iż wpły­nę­ły na to po­czę­ści po­wo­dy czy­sto fi­zy­olo­gicz­ne, mał­żeń­stwa czy­ste wśrod ro­dzi­ny, któ­re mogą pew­ne przy­ro­dzo­ne skłon­no­ści wy­stop­nio­wać do de­mo­nicz­nej po­tę­gi. Ale po­wo­dy mo­ral­ne z pew­no­ścią głęb­szą tu ode­gra­ły rolę. Ta wła­dza ce­sar­ska nie była ście­śnio­ną żad­ne­mi ści­śle okre­ślo­no­mi gra­ni­ca­mi; wy­sta­wio­ną jest ona cią­gle na opo­zy­cyę i prze­ci­wień­stwa, któ­re jed­nak ła­mać i gnę­bić nie przy­cho­dzi­ło jej trud­no. Nie­pew­ność sta­no­wi­ska, z pew­no­ścią wła­snej wszech­wła­dzy i świa­do­mo­ścią wszech­wład­nych środ­ków, wy­twa­rza­ją ten nie­po­kój za­ra­zem i te okru­cień­stwa, któ­re tak czę­sto za­przę­ga­ją, się w jed­nej oso­bie i na­wza­jem wy­ra­dza­ją. Wy­ra­ził praw­dę Nero, któ­ra le­ża­ła na dnie ca­łe­go tego roz­wo­ju, gdy upo­jo­ny swe­mi po­wo­dze­nia­mi po­wie­dział kie­dyś, że po­przed­ni­cy jego nie wie­dzie­li do­kład­nie, co im wła­ści­wie czy­nić było wol­no.

Dy­na­stya ta fi­zycz­nie szczy­cić się mo­gła prze­pięk­ne­mi ty­pa­mi. Kto wi­dział po­pier­sie mło­de­go Au­gu­sta w Wa­ty­kań­skiem Mu­zeum, ten za­wsze tę­sk­nić już be­dzie za tym ide­ałem pięk­no­ści chło­pię­cej; kto się przy­pa­trzył mą­drej jego twa­rzy na sta­tu­ach i biu­stach z wie­ku póź­niej­sze­go, temu oczy te mą­dre przy­świe­cać będą przy roz­czy­ty­wa­niu się w dzie­jach po­wsta­nia ce­sar­stwa, któ­re bądź­co­bądź na­le­ża­ło do naj­po­tęż­niej­szych two­rów hi­sto­ryi ludz­ko­ści. Przejdź­my na chwi­lę obok gło­wy jego na­stęp­cy, aby się za­trzy­mać przy twa­rzy trze­cie­go z rzę­du, Ka­li­gu­li. Mamy tu przed sobą mło­dzień­ca – bo Ka­li­gu­la za­mor­do­wa­nym zo­stał ma­jąc lat 28 – ale rysy mają coś dziw­nie twar­de­go, sa­mo­wol­ne­go, wy­raz ja­kiejś wy­uz­da­nej ju­na­ke­ryi, któ­ra żad­nych wię­zów nie ścier­pi i wszel­kie pra­wa oby­cza­jów i tra­dy­cyi z lu­bo­ścią ła­mać bę­dzie. Szał Ce­za­rów na żad­nem czo­le po­dob­nie wy­ra­zi­ste­go nie zo­sta­wił pięt­na (1). Na­stę­pu­ie pięk­na, ale już mięk­ka, zmę­czo­na po­stać dzi­wa­ka Klau­dy­usza. Słab­nię­cie ener­gii w złem czy do­brem, wy­pi­sa­ne na jej czo­le, pew­na hy­per­tro­fia cia­ła zdra­dza nie­udol­ność umy­sło­wą czy ka­lec­two. I po­tem – (1) Strasz­ny ob­raz jego twa­rzy od­ma­lo­wał Se­ne­ka. Dia­log… lib, II, rozdz. 18.

wszyst­kiem za­my­ka ten sze­reg mięk­ka, roz­la­na gło­wa Ne­ro­na, zmy­sło­wa, że moż­na­by go wziąć za władz­cę Wscho­du, z wy­ra­zem czło­wie­ka, któ­ry całą ska­lę sen­sa­cyi prze­szedł i wy­czer­pał, prze­był w bród całe kały roz­pu­sty i krwi ludz­kiej, a po­tęż­ne­mi noz­drza­mi wy­wie­trzać się zda­je, coby mo­gło jesz­cze po­draż­nić zu­ży­tą i znu­żo­ną wraż­li­wość i wy­obraź­nię.

Wszyst­kie te twa­rze po­nie­kąd zro­zu­mia­łe, wy­tłó­ma­czo­ne dzie­ja­mi i dzie­je te na­odw­rót wy­ja­śnia­ją­ce – prócz jed­nej, peł­nej za­du­my i po­wa­gi, któ­ra są­sia­du­je z Au­gu­stem. Je­st­to twarz pa­sier­ba jego i na­stęp­cy Ty­be­ry­usza. Po­tęż­na, ale nie oty­ła ta gło­wa, na po­tęż­nem osa­dzo­na cie­le, przy­kry­ta buj­nym wło­sem, któ­ry spa­da z tylu głę­bo­ko aż na szy­ję, nos orli, w oczach i ustach dużo siły, ale za­ra­zem pew­nej go­ry­czy, któ­ra świad­czy, że w tej du­szy roz­strój był na dnie, że przez te oczy nig­dy nie biła po­go­da, że ja­kieś wiel­kie smut­ki po­stać tę prze­ora­ły, któ­rych taj­ni­ków dum­ne i za­ci­śnię­te usta nie wy­ja­wią, o któ­rych jed­nak twarz cala gło­śno, choć ogól­ni­ko­wo nam świad­czy.

Kil­ku hi­sto­ry­ków sta­ro­żyt­no­ści chcia­ło z tej po­sta­ci wy­drzeć jej ta­jem­ni­cę. Pi­sał hi­sto­ryę Ty­be­ry­usza współ­cze­sny mu Wel­le­jusz, czło­wiek drob­ne­go umy­słu i po­jęć, przy­wa­lo­ny i ośle­pio­ny ma­je­sta­tem pa­nu­ją­ce­go władz­cy. Wśród dymu słu­żal­cze­go ka­dzi­dła za­cie­ra się w jego przed­sta­wie­niu i tak ciem­na po­stać Ce­za­ra, cha­rak­te­ry­sty­ka ob­ra­ca się w su­per­la­ty­wach, któ­re tak dużo mó­wią, że aż nic nie mó­wią. Los pa­nu­ją­cy nad spu­ści­zną sta­ro­żyt­no­ści dziw­nie igrał z po­wie­rzo­ne­mi mu skar­ba­mi, a na­igra­wać się zda­wał z mi­łu­ją­cych ją po­tom­nych; po­szar­pał on dzie­ła Li­wiu­sza i Ta­cy­ta, a z toni wy­ra­to­wał ksią­żecz­kę drob­ną cia­sne­go Wel­le­ju­sza, któ­ry nam daje fak­ta i szcze­gó­li­ki, ale nic daje ob­ra­zu osób i du­szy, któ­rych swem zro­zu­mie­niem do­róść nie po­tra­fił, ani zdo­łał.

Wszy­scy inni dzie­jo­pi­sa­rze Ty­be­ry­usza mają tę niż­szość a za­ra­zem wyż­szość wo­bec Wel­le­ju­sza, że żyli w póź­niej­szych cza­sach i żad­ne­mi wzglę­da­mi na bo­ha­te­ra swo­je­go kre­po­wa­ny­mi nie byli. Swe­to­niusz, bio­graf Ce­za­rów z II w. jest nie­wąt­pli­wie od Wel­le­ju­sza uczeń­szy, ale z dro­bia­zgo­wo­ścią wła­ści­wą eru­dy­tom goni za drob­nost­ka­mi i szcze­gó­ła­mi, jego wia­do­mo­ści gu­bią się w po­wo­dzi wia­do­mo­stek. Swe­to­niu­sza bio­gra­fie, cho­ciaż dla ob­fi­to­ści ma­te­ry­ału nad­zwy­czaj cen­ne, są nuj­do­bit­niej­szym przy­kła­dem, jak bio­gra­fii pi­sać nie na­le­ży. Są tam ru­bry­ki dla cnót i wy­stęp­ków, ale nie­ma ru­bry­ki dla du­szy i osta­tecz­nych po­bu­dek, z któ­rych te ob­ja­wy wy­pły­nę­ły. Lu­dzie trak­to­wa­ni jak mar­twe isto­ty lub me­da­le, któ­rych na­raz tyl­ko jed­ną stro­nę wi­dzieć moż­na; po kart­kach ja­snych i pro­mien­nych na­stę­pu­ją ciem­ne i groź­ne, bez żad­ne­go na­wią­za­nia do tego, co po­prze­dza. Bio­gra­fia Swe­to­niu­sza, jak w ogó­le naj­czę­ściej bio­gra­fia sta­ro­żyt­na, roz­kła­da czło­wie­ka ży­we­go na mar­twe czę­ści skła­do­we, dro­bi go w ode­rwa­nych słów­kach i fak­tach, za­miast żeby z tych na­gro­ma­dzo­nych czą­ste­czek skła­dać or­ga­nicz­ną ca­łość, w któ­rą pi­sarz po­wi­nien tchnąć ży­cie i praw­dę.

W póź­niej­szych cza­sach, w po­cząt­ku III wie­ku, pi­sał o Ty­be­ry­uszu w Rzym­skiej hi­sto­ryi Grek, ale rzym­ski se­na­tor, Cas­sius Dio. Wie­le ma­te­ry­ału no­we­go on nam nie przy­niósł, cha­rak­te­rów dzia­ła­ją­cych oso­bi­sto­ści mniej mógł ro­zu­mieć, jak ro­do­wi­ty Rzy­mia­nin. Au­tor, lu­bu­ją­cy się w ogól­ni­ko­wych po­glą­dach i po­ję­ciach, pod któ­re­mi po­je­dyn­cze fak­ta ukła­da, nie ma zmy­słu wiel­kie­go dla zro­zu­mie­nia oso­bi­sto­ści i mało pla­stycz­no­ści w ich przed­sta­wie­niu. Pew­na ga­da­tli­wość Gre­kom wła­ści­wa źle przy­sta­je do twar­dych fak­tów i twar­dych po­sta­ci, któ­re się przed na­sze­mi prze­su­wa­ją oczy­ma.

Z umy­słu na­ko­niec po­zo­sta­wi­li­śmy jed­ne­go hi­sto­ry­ka, któ­ry naj­głę­biej się­gnął w swej ana­li­zie Ty­be­ry­usza i pa­nu­je nad ca­łym pro­ble­mom ta­jem­ni­czej tej po­sta­ci. W po­cząt­ku II wie­ku spi­sał Ta­cyt swo­je wiel­kie hi­sto­rycz­ne dzie­ła, w epo­ce kie­dy z tro­nu Ce­za­rów po wiel­kich prze­wro­tach pierw­sze­go wie­ku ja­śniej­sze i po­god­niej­sze za­bły­sło świa­tło, kie­dy rzą­dy mą­dre­go Tra­ja­na go­dzi­ły łu­dzi z te­raź­niej­szo­ścią i pa­nu­ją­cym sta­nem rze­czy. Ale ta du­sza po­nu­ra i smut­na nic spo­czę­ła na dniu dzi­siej­szym, lecz z lu­bo­ścią od­ry­wa­ła wzrok swój wstecz ku ka­ta­stro­fie upad­ku rze­czy­po­spo­li­tej, do tego pierw­sze­go wie­ku, któ­ry kru­szył i bu­rzył, aby w miej­sce form prze­ży­tych nowy ustrój pań­stwa wpro­wa­dzić. Ta­cyt w grun­cie był prze­ko­na­nym o ko­niecz­no­ści tego prze­wro­tu i prze­ło­mu, ale za dużo zaj­mo­wał się prze­szło­ścią Rzy­mu, za ro­do­wi­tym był Rzy­mia­ni­nem, aby wśród zło­mów rze­czy­po­spo­li­tej tę­sk­nem okiem nie wo­dzić. Prze­su­wa­ły się przed jego li­kiem mą­drość i prze­bie­głość pierw­szych ce­sa­rzy, wy­ro­dze­nie, swy­wo­la i roz­be­stwie­nie ich na­stęp­ców, słu­żal­czość i spodle­nie po­tom­ków wiel­kich ro­dów, wszyst­ko bu­dzi­ło jego cie­ka­wość, pod­nie­ca­ło uczu­cie, za­ostrza­ło ry­lec czy pió­ro. Kto się ro­dził i lata dzie­cin­ne prze­pę­dził za Ne­ro­na, lata mło­dzień­cze i część wie­ku męz­kie­go prze­był pod Do­mi­cy­anem, ten mógł za­pew­ne nie­co prze­siąk­nąć go­ry­czą i na resz­tę dni się za­sę­pić. In­dy­wi­du­al­ne te cier­pie­nia za­bar­wi­ły też z pew­no­ścią jego spo­sób my­śle­nia i przed­sta­wie­nia rze­czy. To, cze­go pod gnio­tą­ce­mi rzą­da­mi Do­mi­cy­ana wy­po­wie­dzieć nie było moż­na, wez­bra­ło w jego du­szy, aby te­raz wy­buch­nąć gło­sem sądu i po­tę­pie­nia. Ta­cyt nas za­pew­nia, że bę­dzie pi­sał sine ira et stu­dio, bez na­mięt­no­ści i stron­ni­czo­ści, a my da­le­cy je­ste­śmy od tego, aby mu świa­do­me i za­sad­ni­cze fał­szo­wa­nie praw­dy za­rzu­cać. Ale ira to­wa­rzy­szy­ła mi­nio tego jego dzie­łu cią­gle, ta ira szla­chet­na, któ­rą świę­tym gnie­wem na­zy­wa­my; w sło­wach jego drży za­wsze ja­kiś przy­dźwięk współ­czu­cia czy od­ra­zy, któ­ry wy­twa­rza to nad­zwy­czaj­ne cie­pło, a na­wet pa­lą­cy żar jego przed­sta­wie­nia. Hi­sto­ryk też nie jest po­wo­ła­ny do za­mra­ża­nia praw­dy, a naj­mniej hi­sto­ryk wła­sne­go na­ro­du. Czy w bólu czy w ra­do­ści, po­wi­nien on współ­czuć z po­ko­le­nia­mi prze­szło­ści, przez po­zor­nie nagą opo­wieść fak­tów wy­sły­szeć po­win­ni­śmy pul­sa­cyę jego ser­ca. To sta­no­wi u nas nie­spo­ży­ty urok pió­ra Szuj­skie­go i Ka­lin­ki, to stwo­rzy­ło wy­jąt­ko­we sta­no­wi­sko Ta­cy­ta wśród hi­sto­ry­ków sta­ro­żyt­no­ści. Bo ni­ko­go z nim po­rów­nać nie bę­dzie­my mo­gli: wiel­ki Tu­cy­dy­des kry­je się za swem dzie­lem i przy­sła­nia sło­wa­mi swo­je uczu­cia na­wet tam, gdy o cierp – kie przej­ścia wła­sne­go ży­cia po­trą­ca. Wy­twa­rza to ma­je­stat i wiel­kość w swo­im ro­dza­ju, ale du­szy no­wo­żyt­ne­go czło­wie­ka, przy­pad­nie za­wsze wię­cej do sma­ku sub­jek­ty­wizm Ta­cy­ta, ten su­biek­ty­wizm, któ­ry tak szar­pie wy­ra­zy na my­ślach, jak te my­śli szar­pa­ły mu du­szę. Bo w for­mie przed­sta­wie­nia ten su­biek­ty­wizm przedew­szyst­kiem się uwy­dat­nia. Po do­bro­tli­wej sze­ro­ko­ści Li­wiu­szo­wej opo­wie­ści, któ­ra pły­nie pro­stem i re­gu­lar­nem ko­ry­tem, mamy tu same zwro­ty nie­spo­dzia­ne. Od­cie­nia my­śli i drgnie­nia ser­ca od­bi­ja­ją się w nie­zwy­czaj­nem ugru­po­wa­niu wy­ra­zów, któ­re si­lić się zda­ją, aby nam zdra­dzić w ca­łej peł­ni to­wa­rzy­szą­ce two­rze­niu my­śli i nie­po­ko­je au­to­ra. Co chwi­la pod­nie­ce­nie uczu­cia od­mie­nia na­gle spo­dzie­wa­ne roz­wi­nię­cie zda­nia. La­pi­dar­ność i pa­te­tycz­ność rzym­ska, a z dru­giej stro­ny in­dy­wi­du­al­ność au­to­ra, któ­ry dużo w ży­ciu mil­czeć i prze­mil­czać dużo mu­siał, zło­ży­ły się na krót­kość okre­sów. Ale wy­ra­zy cię­żar­ne wię­cej tu mó­wią, niż roz­wał­ko­wa­ne pe­ry­ody. Chmu­ra praw­dzi­wa my­śli i uczuć nie­wy­po­wie­dzia­nych uwie­si­ła się przy zwię­złym tek­ście i za­peł­ni­ła pu­ste od­stę­py wy­ra­zów i li­nij. Z krót­kich, ury­wa­nych zdań, wy­sły­szeć mo­że­my nie­raz jęki po­ko­leń, prze­kleń­stwa pi­sa­rza; cza­sem ro­bią one wra­że­nie ostre­go gro­tu, któ­ry mu­siał się wra­żać w ser­ce ofia­ry i wier­ci ją po dziś dzień.

Ta for­ma wy­twa­rza już w czę­ści wy­so­ką dra­ma­tycz­ność przed­sta­wie­nia; dra­ma­tycz­ność ta pod­nie­sio­na jest jesz­cze ar­ty­stycz­nem ugru­po­wa­niem fak­tów i głę­bo­ką psy­cho­lo­gią pi­sa­rza, któ­ry po­sta­cie dzia­ła­ją­ce w hi­sto­ryi do głę­bi du­szy od­sło­nić nam się sta­ra. Czy kie­dy ma­lu­je taj­ni­ki lu­dzi, tę­sk­nią­cych za wol­no­ścią utra­co­ną, czy kie­dy roz­twie­ra przed nami wnę­trza ty­ra­nów, peł­ne roz­stro­ju i roz­ter­ki, mi­strzem jest on nie­po­rów­na­nym. Psy­cho­lo­gia zbrod­ni ma w jego dzie­łach naj­pięk­niej­sze swe kar­ty.

To też hi­sto­ryk ten po wszyst­kie cza­sy, obok in­te­re­su nad­zwy­czaj­ne­go go­rą­cą mi­łość w du­szach szla­chet­niej­szych bu­dzić bę­dzie. Ko­cha­my go za jego mi­ło­ści i za jego nie­na­wi­ści, za wszyst­kie szla­chet­ne my­śli w nie­śmier­tel­nej wy­po­wie­dzia­no for­mie i za wszyst­kie prze­mil­cze­nia, nie­mniej wy­mow­ne; ko­cha­my go wresz­cie za gro­my jego rę­ka­mi rzu­co­ne, któ­re po wszyst­kie wie­ki fur­czeć będą nad gło­wa­mi prze­śla­dow­ców na­ro­dów. Cha­te­au­briand kie­dyś na­zwał Ta­cy­ta rzecz­ni­kiem qui s'est charg é de la ven­ge­an­ce des peu­ples , a je­den z naj­głęb­szych fi­lo­lo­gów na­szych cza­sów (1) po­wie­dział: Bia­da po­ko­le­niu, któ­re Ta­cy­ta zu­peł­nie zro­zu­mie. Nikt pono nie­ste­ty tyle do tego da­nych wa­run­ków nie ma, co my, któ­rym krzyw­dy ręką in­nych Ce­za­rów wy­mie­rza­ne co­dzien­nie od tylu po­ko­leń krwa­wią i ra­nią ser­ca, któ­rym tak do­brze i le­piej zna­ne to wy­mu­szo­ne si­len­tium, peł­ne łez, tłu­mio­ne­go obu­rze­nia i roz­pa­czy, jak je po prze­by­tych 15 la­tach strasz­nej Do­mi­cy­anow­skiej epo­ki w Agry­ko­li od­ma­lo­wał i po­mścił za­ra­zem Ta­ci­tus.

Ale wiel­ki ten hi­sto­ryk zna­lazł w XIX wie­ku wie­lu po­waż­nych i mniej po­waż­nych prze­ciw­ni­ków. Po­bud­ki ich i po­wo­dy były roz­ma­ite i za­rzu­ty też roz­ma­itej do­nio­sło­ści.

Jed­ne za­rzu­ty wy­ra­dza­ły się z pew­ne­go kul­tu im­pe­ry­ali­zmu, któ­ry w XIX wie­ku do­syć czę­stem bywa zja­wi­skiem. Na cze­le tych kry­ty­ków po­sta­wić na­le­ży naj­więk­sze­go im­pe­ra­to­ra stu­le­cia, Na­po­le­ona I, któ­ry do Ta­cy­ta czuł żywą od­ra­zę, a na kon­gre­sie ksią­żę­cym w Er­fur­cie, w roz­mo­wie z Wie­lan­dem wy­ra­ził się, że Ta­cyt dzia­łal­no­ści i uczuć nie do­syć zba­dał, aby być nie­uprze­dzo­nym. Na­le­ża­ło­by we­dług Na­po­le­ona lu­dzi i na­ro­dy tak brać i poj­mo­wać, ja­kie­mi wśród da­nych oko­licz­no­ści i wa­run­ków być mo­gli. Ce­sa­rze rzym­scy nie byli tak zły­mi, jak ich Ta­cyt przed­sta­wia. W ustach Na­po­le­ona ob­jaw ten bar­dzo na­tu­ral­ny; uj­mu­jąc się za ofia­ra­mi Ta­cy­ta, bro­nił on sie­bie i swo­jej spra­wy. Mniej na­tu­ral­nem za to, że że po za Re­nem, w Niem­czech, za­pa­no­wał zwy­czaj na­trzą­sa­nia się i na­igra­wa­nia z wszel­kiej opo­zy­cyi, choć­by ona z naj­szla­chet­niej­szych pły­nę­ła po­bu­dek. Po­mi­ja­jąc mniej­sze na­zwi­ska, jak Stah­ra i Frey­ta­ga, przy­po­mi­nam, w jaki spo­sób Mom­m­sen, po­su­wa­ją­cy kult Ce­za­ra do ido­lo­la­tryi, – (1) Lehrs: Po­pu­läre An­fsät­ze , str. 452.

ob­cho­dzi się z jego prze­ciw­ni­ka­mi; przy­po­mi­nam, ze uczeń Mom­m­se­na Her­r­mann Schil­ler na­śmie­wa się z ma­rzy­cie­li i uto­pi­stów, któ­rych sze­reg za­czy­na się od Ka­to­na Uty­ceń­skie­go a koń­czy z Tra­scą Pac­tu­sem. Duch taki uznał za sto­sow­ne, aby te wszyst­kie po­sta­cie, któ­re nie umia­ły się po­go­dzić z no­wym sta­nem rze­czy, ochrzcić mia­nem Don­Ki­szo­tów. Schil­ler po­su­nął się w swym za­pa­le tak da­le­ko, że na­wet de­la­to­rów Ce­sar­stwa rzym­skie­go tłó­ma­czy i uspra­wie­dli­wia (1). Wo­bec tego Ta­cyt mu­siał być oczy­wi­ście ogło­szo­nym za hi­sto­ry­ogra­fa po­li­tycz­nej Don Ki­szo­te­ryi.

Inne źró­dło za­rzu­tów jest da­le­ko waż­niej­szem. W poj­mo­wa­niu Ce­sar­stwa rzym­skie­go na­stą­pił w now­szych cza­sach prze­łom sta­now­czy. Od cza­su, kie­dy Mom­m­sen na­pi­sy i do­ku­men­ta pu­blicz­ne wcią­gnął w za­kres ba­da­nia, prze­ko­na­no się, że ta epo­ka ce­sar­ska, tak ciem­no przez hi­sto­ry­ków sta­ro­żyt­nych przed­sta­wia­na, ma swe stro­ny świe­tla­ne, że po za Rzy­mem, w bliż­szych i od­le­głych pro­win­cy­ach ro­sła kul­tu­ra i cy­wi­li­za­cya, że było w nich mniej nę­dzy i uci­sku, jak za re­pu­bli­ki. Bio­rąc więc rze­czy na wagę, suma szczę­ścia ludz­ko­ści zda­wa­ła się prze­wa­żać nad nie­szczę­ścia­mi Rzy­mu. Ta­cyt by­najm­niej nie prze­ocza do­bro­dziejstw przez ce­sar­stwo wy­mie­rza­nych pro­win­cy­om, ale we­dług po­jęć no­wo­cze­snych nie do­syć je uwy­dat­nia; giną one za bar­dzo w po­nu­rych ciem­no­ściach, któ­re roz­ta­cza­ją się prze­waż­nie nad jego opo­wie­ścią. Ale tu przy­po­mnieć mu­si­my, że Ta­cyt był hi­sto­ry­kiem sta­ro­żyt­nym, a cała hi­sto­ry­ogra­fia sta­ro­żyt­na prze­waż­nie jest po­li­tycz­ną i dzie­je kul­tu­ry rzad­ko tyl­ko uwzględ­nia; że Ta­cyt przedew­szyst­kiem jest Rzy­mia­ni­nem, że to, wsku­tek cze­go ży­wioł praw­dzi­wy rzym­ski, tra­dy­cye daw­ne i oby­czaj mar­nia­ły, sta­now­czo za­sę­piać go mu­sia­ło, a w cier­pie­niu tem wzgląd na to, że nie-Rzy­mia­nom, miesz­kań­com pro­win­cyi, nie­co le­piej się dzia­ło, żad­nej ulgi ani po­cie­chy przy­nieść mu nie mógł. Żą­dać od Ta­cy­ta in­ne­go sta­no­wi­ska i in­ne­go punk­tu wi­dze­nia, je­st­to żą­dać, aby o wie­ki wy­prze­dzał swe – (1) Ge­schich­te Nero's, str. 375.

cza­sy i z wy­so­ko­ści tych wie­ków oce­niał ten roz­wój, któ­ry my do­pie­ro z od­le­głej try­bu­ny no­wo­cze­snej przej­rzeć i po­jąć zdo­bi­li­śmy.

Wresz­cie pięt­nu­ją inni Ta­cy­ta jako za­ku­te­go ary­sto­kra­tę, któ­ry dla­te­go tyl­ko ce­sa­rzy źle są­dzi, że oni tej ary­sto­kra­cyi da­wa­li się we zna­ki. Ce­sar­stwo rzym­skie, jak każ­de ce­sar­stwo, jest de­mo­kra­tycz­ne, opie­ra­ło się na ma­sach i po­pie­ra­ło in­te­re­sa tych mas wo­bec ży­wio­łów, któ­re mia­ły daw­ne tra­dy­cye, daw­ne mi­ło­ści i trud­niej z no­wym rze­czy po­rząd­kiem po­gó­dzić się… mo­gły. Ży­wio­ły te znaj­do­wa­ły głów­ne swo­je ogni­sko w se­na­cie, in­sty­tu­cyi, któ­ra prze­trwa­ła re­pu­bli­kę, mia­ła świet­ną i peł­ną chwa­ły za sobą prze­szłość, a dziś po­zo­sta­ła je­dy­nym or­ga­nem wol­ne­go zda­nia, pal­la­dium wol­no­ści i ostat­niem pew­nej swo­bo­dy za­bez­pie­cze­niem. Ta­cyt ko­chał te in­sty­tu­cyę za sie­bie i prze­szłe po­ko­le­nia, śle­dził pil­nie jej roz­wój i może zbyt skrzęt­nie za­pi­sy­wał wszel­kie star­cia mię­dzy Ce­za­ra­mi i se­na­tem (1). Ale był ary­sto­kra­tą w do­brem tego sło­wa zna­cze­niu, od wiel­kich imion żą­dał i cnót wiel­kich i nie­li­to­ści­we­mi ra­za­mi sma­gał in­dy­wi­dua, któ­re w ka­łu­ży ser­wi­li­zmu lub upodle­nia brze­mię wiel­kie­go na­zwi­ska jesz­cze głę­biej po­grą­ża­ło. Ta­cyt jest po­dob­nym do tych szla­chet­nych wśród upa­da­ją­cych na­ro­dów, któ­rzy po­dwój­ny cię­żar cier­pień na swe bar­ki brać mu­szą, cier­pią za krzyw­dy wro­gów i za swo­ich obo­jęt­ność, grze­chy lub obłę­dy, a mimo tego sztan­dar swój umi­ło­wa­ny wy­so­ko wzno­szą, aby ster­czał tem ja­skra­wiej po nad kar­ki zgię­te czy skar­ło­wa­cia­łe i od­da­le­niem swem od­stęp uwy­dat­niał mię­dzy smut­ną rze­czy­wi­sto­ścią a ide­ałem.

Nie my­śli­my bro­nić Ta­cy­ta od za­rzu­tu pew­nych zbo­czeń w od­cie­niach, pew­nych nie­do­kład­no­ści w szcze­gó­łach (2); przy­zna­my, że nad­użył nie­kie­dy pa­te­tycz­no­ści, któ­ra mu – (1) Por. Wal­lichs: G eschicht­schre­ibung des Ta­ci­tus. Rends­burg 1888.

(2) Do­brze je uwy­dat­nił Fi­lip Fa­bia w wiel­kiem dzie­le: Les so­ur­ces de Ta­ci­te, Pa­ris, 1803, mia­no­wi­cie str. 271 i 275.

kła­dła w usta zbyt sil­ne i do­bit­ne wy­ra­zy: ale szcze­gó­ły te, któ­re tu­taj nie na­le­żą, nie zmie­nią ogól­ne­go na­sze­go zda­nia, że po wszyst­kie wie­ki na­le­żeć; on bę­dzie do naj­więk­szych mi­strzów sło­wa i hi­sto­ryi i do naj­szla­chet­niej­szych. Po­ru­szyć zaś to wszyst­ko mu­sie­li­śmy, bo przed­sta­wie­nie Ty­be­ry­usza dało po­chop do naj­więk­szej licz­by za­rzu­tów, prze­ciw Ta­cy­to­wi w now­szych cza­sach pod­no­szo­nych.

W cha­rak­te­ry­sty­ce Ty­be­ry­usza, od­bie­ga on znacz­nie od in­nych hi­sto­ry­ków. Swe­to­niusz i Cas­sius Dio­nie umie­li bar­dzo skraj­nych wła­ści­wo­ści tej na­tu­ry po­wią­zać, roz­ła­ma­li dla­te­go to ży­cie na dwie po­ło­wy, z któ­rych pierw­sza od­zna­cza­ła się rze­ko­mo roz­ma­ite­mi do­dat­nie­mi ob­ja­wa­mi, pod­czas gdy schy­łek tego ży­cia stał się jed­nym sze­re­giem zbrod­ni i wy­stęp­ków. Opo­wia­da­ją tu­taj szcze­gó­ły tak strasz­ne, że pra­wie trud­no im wie­rzyć, zwłasz­cza, że uli­cy i ulicz­nym po­gło­skom otwo­rzy­li na­roz­cież świę­te po­dwo­je hi­sto­ryi. Ta­cyt zbyt był wy­kwint­ną na­tu­rą i zbyt wy­kwint­ne miał pió­ro, aby sie­bie i czy­tel­ni­ka opo­wie­ścią tych wstręt­nych ka­lać dro­bia­zgów. U nie­go Tyb­cry­usz jest wię­cej jed­no­li­tym, ani tak do­brym za mło­du, ani tak ko­lo­sal­nie prze­wrot­nym póź­niej, jak go inni pi­sa­rze przed­sta­wia­ją. Ale Ta­cyt po­padł tu w dru­gie prze­ci­wień­stwo. Aby tę na­tu­rę, któ­ra nie­wąt­pli­wie z bie­giem cza­su się psu­ła i roz­stra­ja­ła, sta­now­czo wy­tłó­ma­czyć, szu­ka on nici prze­wod­niej, wę­zła, któ­rym­by całą po­stać spo­ił – i znaj­du­je go w uda­wa­niu i sy­mu­la­cyi. Ta­cyt skłon­nym jest do tego, aby u Ty­be­ry­usza wszę­dzie przyj­mo­wać za­ko­rze­nio­ną prze­wrot­ność, i dla­te­go tam, gdzie lep­sze rysy jego pa­no­wa­nia po­ru­sza, któ­rych by­najm­niej nie prze­mil­cza, uwa­ża ce­sa­rza za ko­me­dy­an­ta, któ­ry ja­kąś rolę przed ludź­mi od­gry­wał i to rolę naj­czę­ściej pod­szy­tą pod­stę­pem i złe­mi mo­ty­wa­mi. Ta sy­mu­la­cja Ty­be­ry­usza, któ­ra tu­taj na pierw­szy plan jest wy­su­nię­tą, do­brze­by li­co­wa­ła z nie­na­wi­ścią, któ­rą Ty­be­ry­usz przez całe ży­cie ści­gał tych, co z rze­mio­sła i za pie­nią­dze uda­ją hi­stry­onów i ak­to­rów. Wy­pę­dzał ich ce­sarz z Ita­lii i ka­rał wszel­kie ich wy­bry­ki, chciał na­wet karę cie­le­sną wpro­wa­dzić jako groź­bę dla nich na przy­szłość. Zda – wać­by się mo­gło, że sztu­ka, któ­rą we­dług Ta­cy­ta sam z ta­kiem mi­strzo­stwem upra­wiał, kłu­la go w oczy u dru­gich.

Je­dy­ny to w swo­im ro­dza­ju ob­jaw w li­te­ra­tu­rze hi­sto­rycz­nej wszyst­kich na­ro­dów, te za­pa­sy Ta­cy­ta z Ty­be­ry­uszem, aby mu wy­drzeć ta­jem­ni­ce jego je­ste­stwa. Naj­smut­niej­szy z hi­sto­ry­ków mie­rzy się tu oko w oko z naj­smut­niej­szym Rzy­mu ce­sa­rzem, pi­sarz naj­oszczęd­niej­szy w sło­wie sta­je wo­bec ma­ło­mów­ne­go, naj­skryt­sze­go czło­wie­ka i za­pusz­cza mu swą hi­sto­rycz­ną son­dy aż do dna du­szy; ta­jem­ni­ca, któ­rą tam­ten przez ży­cic za­cho­wał i wziął ze sobą do gro­bu, ma te­raz po wie­ku nie­le­d­wie od­sło­nić się przed na­sze­mi oczy­ma. Na wszyst­kie wy­stęp­ne za­mia­ry ce­sa­rza, któ­re za­wsze nie pro­stą dro­gą, lecz ubocz­ne­mi i przy­slo­nię­te­mi szla­ka­mi zdą­ża­ją do celu, ma Ta­cyt broń po­dob­ną i pięt­no pa­lą­ce wy­pa­da u nie­go zpo­śród słów po­zor­nie spo­koj­nych rów­nie nie­spo­dzia­nie, jak szty­let na­gle z za­na­drza wy­cią­gnię­ty. Ale przed lep­sze­mi ob­ja­wa­mi tego pa­no­wa­nia cofa się psy­cho­lo­gia Ta­cy­ta. Nie umie on ich zro­zu­mieć i wy­tłó­ma­czyć i rzu­ca tu ce­sa­rzo­wi w oczy sło­wo mor­der­cze: Uda­jesz. Czyż­by­śmy tu na śle­po mie­li za­wie­rzyć jego zna­jo­mo­ści świa­ta i lu­dzi?

My w ta­kie mi­strzo­stwo sy­mu­la­cyi u Ty­be­ry­usza nie wie­rzy­my. Nie mamy bo­wiem w hi­sto­ryi dwóch tyl­ko lo­ka­cyj, le­wi­cy dla ko­złów i pra­wi­cy dla anio­łów, pod któ­re całą do­tych­cza­so­wą i współ­cze­sną ludz­kość umie­ścić czy wtła­czać­by na­le­ża­ło, ale zna­my na­tu­ry skom­pli­ko­wa­ne, u któ­rych złe i do­bre ży­wio­ły dziw­nie się z sobą plą­czą i krzy­żu­ją, aż wresz­cie je­den bie­rze górę i zwy­cię­ża. A taką na­tu­ra, był Ty­be­misz.II.

Jego mło­dość nie­jed­no w jego hi­sto­ryi tłó­ma­czy. Żad­nym wę­złem krwi z Au­gu­stem nie zwią­za­ny, po­cho­dził on po mie­czu i po ką­dzie­li z jed­ne­go z naj­przed­niej­szych ro­dów rzym­skich, ze sław­nej fa­mi­lii Klau­dy­uszów. Ród ten po wszyst­kie cza­sy od­zna­czał się śmia­ło­ścią po­my­słów, bez­względ­no­ścią w ich prze­pro­wa­dze­niu, a przedew­szyst­kiem nie­zmier­ną dumą ary­sto­kra­tycz­ną. Wspo­mnij­my choć­by sło­wa ko­bie­ty, pew­nej Klau­dyi, któ­ra, gdy tłum w dro­gę jej wcho­dził na uli­cach Rzy­mu, wy­ra­zi­ła w nie­cier­pli­wo­ści ży­cze­nie, aby brat jej, któ­ry kie­dyś w nie­szczę­śli­wej bi­twie mor­skiej dużo na­ro­du wy­tra­cił, od­żył na­no­wo i zdzie­siąt­ko­wał po­now­nie zgęsz­czo­ne Rzy­mu po­spól­stwo.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: