- promocja
- W empik go
Dwie drogi. Tom 4 - ebook
Dwie drogi. Tom 4 - ebook
Drogi bohaterów bestsellerowej serii Rozchwiani rozdzieliły się i prowadzą w różnych kierunkach... Łucja odnajduje spokój i bezpieczeństwo w silnych ramionach Alexa. Trudne doświadczenia z przeszłości umacniają ich więź. Niestety, pewnego dnia otrzymują informację, która wywraca ich życie do góry nogami… Czy bohaterka nabierze odwagi i zdecyduje się na diametralną zmianę z własnej woli? A może ktoś uknuł tak sprytny plan, że będzie musiała przekroczyć granicę, którą sama sobie wyznaczyła? Demony targające duszą Dymitra sprawiają, że jego ból staje się nie do wytrzymania. Mężczyzna coraz bardziej zatraca się w autodestrukcji. Czy wreszcie otworzy oczy i zaakceptuje prawdę?
Kategoria: | Erotyka |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-280-8368-4 |
Rozmiar pliku: | 3,8 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Czułem przeszywający ból, który miażdżył każdy skrawek mojego ciała. Próbowałem otworzyć powieki, ale nie miałem szans, były tak ciężkie. Krzyczałem, błagając, żeby ktoś mnie obudził, lecz przebywałem w próżni. Wokół mnie nie było niczego prócz pustki.
Wszystko tak cholernie bolało, że aż rozrywało mi wnętrzności. Nagle pochłonęły mnie ciemność i nicość.
* * *
Widziałem jasną salę, światło okropnie raziło mnie w oczy. W pomieszczeniu biegały pielęgniarki i byli lekarze. Zauważyłem dużo krwi na białych lateksowych rękawiczkach. Próbowałem oddychać, ale ból w klatce piersiowej był nie do zniesienia. Nie mogłem złapać tchu. Czułem, że się duszę. Gdybym miał dłonie, natychmiast rozpiąłbym kołnierzyk koszuli.
Byłem duszą unoszącą się w pomieszczeniu.
Ktoś krzyknął.
Przerażony się odwróciłem.
Łucja.
Jej twarz wyrażała ból, a pot, który spływał z jej czoła, mieszał się ze łzami. Znowu krzyknęła. Boże, co oni jej robią? To musi ją boleć! Przestraszyłem się. Chciałem zbliżyć się do niej, ale wisiałem pod sufitem, nie mogąc ruszyć się z miejsca. Wrzeszczałem, żeby jej pomogli, ale oni byli głusi. Po chwili Łucja opadła na łóżko, a salę wypełnił płacz dziecka. Najpierw poczułem skurcz serca, a potem szybsze jego bicie. Nie widziałem wszystkiego dokładnie, nie wiedziałem, czy to był chłopiec, czy dziewczynka. Jedyne, co spostrzegłem, to ciemne włoski. Łucja uniosła głowę, dzięki czemu ujrzałem najpiękniejszy uśmiech, jaki kiedykolwiek widziałem. Odruchowo sam się uśmiechnąłem. Kiedy próbowałem przybliżyć się o krok, obraz się rozmazał i zostałem pochłonięty przez nicość.
* * *
Plaża. Delikatny powiew wiatru i spokój. Słyszałem radosne krzyki i odgłos fal obijających się o brzeg. Te dźwięki napawały mnie spokojem. Obróciłem się w koło i zatrzymałem wzrok na małej dziewczynce, która biegła po piasku. Uniosła główkę i spojrzała na mnie. Była śliczna. Nigdy nie przepadałem za dziećmi, ale ta mała wzbudzała we mnie takie emocje, jakich nigdy wcześniej nie czułem. Jej oczy hipnotyzowały, czułem się, jakbym spoglądał w lustro. Dziewczynka uśmiechnęła się nieśmiało. Serce mocniej mi zabiło, ale znowu poczułem, że coś mnie pochłania. Zerknąłem ostatni raz na małą. Uniosła rączkę, jakby chciała mnie zatrzymać. Jej uśmiech zniknął. Otoczyły mnie ciemność i ból.
Balansowałem między życiem a śmiercią, tak przynajmniej mi się wydawało. Co się ze mną dzieje? Próbowałem sobie przypomnieć ostatnie wydarzenia, ale nie potrafiłem.
Wpadłem w wir, który powodował mdłości. Chwytałem się ciemnych ścian, by nie spadać w dół. Nagle coś mnie zatrzymało, a potem zostałem wrzucony do pomieszczenia, którego wcześniej nigdy nie widziałem.
* * *
– Nikt nie przyjdzie do ciebie na przedstawienie, bo nie masz taty. Moja mama mówiła, że masz tylko mamę.
Zaniepokojony rozejrzałem się wokół siebie i szukałem osoby, która to mówiła. Zauważyłem małego chłopca, który nachylał się nad kimś w kącie.
– Mam tatę – cicho odparło atakowane dziecko.
– A właśnie, że nie. Mówisz do niego po imieniu, więc na pewno nie jest twoim tatusiem. Jesteś kłamczuchą! – krzyknął chłopiec, a dziewczynka skuliła się jeszcze bardziej.
– Nieprawda! – jęknęła.
– Jak przyjdzie do przedszkola, to powiedz do niego „tato” – rzekł dumnie.
Dziewczynka siedziała na podłodze, twarz schowała w dłonie, gorzko płakała. Chciałem do niej podejść, powiedzieć, żeby się nie przejmowała, bo ja też nie miałem taty, ale nie mogłem się ruszyć. Dziewczynka raptownie uniosła głowę i spojrzała mi prosto w oczy. Poczułem mrówki na plecach, rękach i nogach.
– To twoja wina! To ty mnie nie chciałeś i porzuciłeś. Dlaczego mnie nie kochałeś ani mamusi?! Nic ci nie zrobiłyśmy! – krzyczała przez łzy.
Chciałem powiedzieć, że z kimś mnie pomyliła, ale znowu zniknąłem. Ostatnie, co zauważyłem, to jej zapłakaną twarz. Myliła się. Nie mogłem być jej ojcem.
* * *
Tym razem przeniosłem się do czyjegoś salonu i usłyszałem pisk radości. Odwróciłem głowę w kierunku źródła dźwięku. Znów zauważyłem tę samą dziewczynkę. Była starsza, ale na pewno to była ona. Poznałbym ją wszędzie po oczach. Skakała w miejscu i piszczała z radości. Za plecami słyszałem czyjś śmiech. Kolejny raz odwróciłem się i zauważyłem… ją. Łucję. Moją Łucję. Uśmiechała się i odrzucała głowę do tyłu, co mnie zachwyciło. Chciałem podbiec do niej i wziąć w ramiona. Obcałować jej twarz, wyszeptać czułe słowa.
– Kocham cię, tatusiu – usłyszałem znajomy głos dziewczynki.
Od razu odwróciłem się z uśmiechem na ustach, bo odniosłem wrażenie, że te słowa były skierowane do mnie. Miałem rację, dziewczynka biegła w moim kierunku. Otworzyłem szeroko ramiona, żeby ją przytulić, ale ona przebiegła przeze mnie, jakbym był pieprzonym duchem. Zdziwiony odwróciłem się i zauważyłem ją w ramionach jakiegoś mężczyzny. Podniósł ją do góry i okręcił się wokół własnej osi.
– Ja też cię kocham, córeczko – odparł i się zaśmiał.
Nie widziałem jego twarzy, była jakby za mgłą. Podeszła do nich uśmiechnięta Łucja i objęła tego faceta w pasie. Chciałem krzyknąć, żeby jej nie dotykał, ale on nachylił się i ją pocałował. Kiedy w końcu odkleili się od siebie, ten idiota patrzył na mnie, a przynajmniej tak mi się wydawało, bo w dalszym ciągu nie widziałem jego twarzy.
– Wiesz… – zaczął. – Kiedyś chciałem cię zabić, ale teraz mogę ci tylko podziękować, bo przez to, że okazałeś się największym skurwysynem świata, ja stałem się największym szczęściarzem na świecie.
To był cios prosto w serce. Wrócił ból. Nie mogłem złapać powietrza, a łzy płynęły mi po policzkach. Oczyma wyobraźni widziałem, jak upadam na kolana, dusząc się łzami. Ale to dobrze, bo chciałem umrzeć! Nie mogłem patrzeć, jak tracę wszystko, co było dobre w moim życiu. Nie potrafiłem patrzeć, jak kobieta, która kiedyś kochała mnie, oddawała serce innemu.
I znowu pojawiła się ciemność, a stado pszczół zaatakowało moje wnętrze. Nie zamierzałem walczyć, wręcz przeciwnie, poddałem się. Jedyne, co mi przeszkadzało, to ten irytujący dźwięk – jakieś pikanie. Czułem, że ktoś mnie dotyka.
– Panie doktorze, pacjent się budzi – usłyszałem.
– Tatusiu… walcz! – odezwała się znów ta dziewczynka.
Otworzyłem szeroko oczy. Światło mnie oślepiło, a piknięcia się nasiliły.
– Panie doktorze, pacjent otworzył oczy.
Ktoś nachylił się nade mną, świecąc latarką po oczach.
– Dzień dobry, Marek Dębski, lekarz. Jak się pan czuje?
„Nijak” – pomyślałem, nie mogąc wydobyć z siebie słowa.
– Spokojnie. Proszę się nie denerwować. Czy wie pan, gdzie jest i dlaczego?
Otworzyłem usta, żeby powiedzieć mu, by spieprzał, ale zamiast tego wyszeptałem:
– Łucja.
Potem na nowo zapadłem w ciemność.Rozdział 2. Lipiec. Sebastian
Od rana siedziałem w gabinecie i próbowałem ogarnąć bałagan w dokumentach. Sprawy firmy od jakiegoś czasu zaczęły wymykać się spod kontroli. Wszystko przez to, że Dymitr wolał pić, niż zająć się pracą! Warknąłem na niego wściekły, lecz w duchu pragnąłem mu pomóc. Chciałem, aby w końcu wyszedł na prostą, ale im bardziej próbowałem ingerować w jego życie, tym było z nim coraz gorzej.
Często odczuwałem ogromne wyrzuty sumienia, że nie mówiłem mu, gdzie przebywała Łucja. Ale co mogłem zrobić? Kontakty z Anią były dla mnie ogromnie ważne. Życie syna także, jednak on był dorosły. Wielokrotnie próbowałem namówić go na wizytę u psychoterapeuty, ale Dymitr jak zawsze się wymykał. Ten chłopak powodował, że włosy coraz bardziej mi siwiały. Niekiedy bałem się odbierać telefony od detektywa, który go od kilku tygodni obserwował. Lisz miał inne zadania. Stachu był konkretny i miałem do niego zaufanie. Przynajmniej tak mi się wydawało.
Oparłem się mocno o oparcie skórzanego fotela i spojrzałem w sufit. Byłem tym wszystkim cholernie zmęczony. Ukrywaniem prawdy, tajemnicami i tą cholerną pustką, którą czułem, gdy zbyt długo nie rozmawiałem z Anią. Była moim lekarstwem. W głębi duszy miałem nadzieję, że ta mała uleczy z czasem mojego syna.
Z rozmyślań wyrwały mnie wibracje smartfona, który jeszcze chwilę temu leżał spokojnie na blacie biurka.
– Halo?! – rzuciłem niechętnie do słuchawki.
– Pan Sebastian? – usłyszałem znajomy męski głos, ale nie mogłem zidentyfikować go z twarzą.
– Tak. W czym mogę pomóc? – Usiadłem wyprostowany, próbując odgadnąć, kto dzwoni.
– Z tej strony Tytus, kolega Dymitra. Pamięta mnie pan?
Ach to ty, skurczybyku!
– Czego chcesz? – warknąłem.
– Dymitr miał mały wypadek.
– Wypadek? – Krew odpłynęła mi z twarzy. Strach, który poczułem w każdej komórce ciała, był paraliżujący.
– Tak. Leży w szpitalu. Od kilku godzin.
„Godzin?!” – krzyknąłem w duchu.
– Który szpital?
– Bielański. Przyjedzie pan?
– Tak – stwierdziłem krótko i zdenerwowany rozłączyłem się natychmiast.
Nie lubiłem tego chłopaka. Miał w sobie coś, co mnie od niego odpychało. Na razie nie znalazłem na niego nic, co mogłoby go pogrążyć. Niemal jakby ktoś wybielił jego życiową kartę. Zero jakichkolwiek wykroczeń. Idealny obywatel. Mimo wszystko czułem, że coś miał za uszami.
Wybiegłem z gabinetu. Poinformowałem sekretarkę, że wychodzę i nie wiem, kiedy wrócę, a wszystkie obowiązki przejmuje Igor. Wyciągnąłem telefon i zadzwoniłem do syna, informując go o wiadomości, którą otrzymałem od Tytusa.
* * *
Do szpitala wpadłem jak burza. Kiedy wszedłem na oddział, zaczepiłem pielęgniarkę, która krzątała się po korytarzu.
– Dzień dobry. Mój syn miał wypadek, chciałbym go zobaczyć – odparłem zdyszany, czując pot na plecach. W głowie mi szumiało, nogi odmawiały posłuszeństwa, a w żołądku miałem włączony mikser.
– Spokojnie. Proszę o więcej szczegółów – poprosiła kobieta w moim wieku.
– Dymitr. Miał wypadek, nic więcej nie wiem – odpowiedziałem bez ładu i składu.
– Wiem, o kogo chodzi. Młody mężczyzna, który miał wypadek na motorze, prawda?
Zrobiłem wielkie oczy.
– Na motorze?! Nic mu nie jest?
– Zaprowadzę pana do lekarza, który udzieli panu wszelkich informacji. Proszę za mną.
Sunąłem za kobietą, myśląc, w jaki sposób Dymitr się w to wpakował. I już wiedziałem, że moje zaufanie do Stacha spadło do zera. Dlaczego, do jasnej cholery, dowiedziałem się tak późno o wypadku syna?! I to jeszcze na motorze!
Kobieta zatrzymała się przed drzwiami, zapukała, po czym weszła do środka.
– Panie doktorze, przyszedł ojciec tego mężczyzny z wypadku – usłyszałem, stojąc nadal na korytarzu. Serce szybciej mi zabiło, a nogi się pode mną ugięły.
– Niech wejdzie – poprosił lekarz.
Wszedłem zziajany, zdenerwowany i na pewno blady. Za biurkiem siedział lekarz z poważną miną. Palcami lewej ręki poprawił oprawkę okularów, następnie wstał i skinął głową. Ruszyłem więc w jego kierunku. Pokazał mi ręką, żebym usiadł, ja jednak stanąłem za krzesłem, na którym oparłem dłonie.
– Co z moim synem?
– Dzień dobry. Marek Dębski. Jestem lekarzem prowadzącym pana syna, który miał dużo szczęścia, biorąc pod uwagę, że jechał na motorze z dużą prędkością – oświadczył.
– Proszę o konkrety.
– W nocy go operowaliśmy. Miał krwotok wewnętrzny, musieliśmy operować, bo mógłby nie przeżyć. Ma stłuczone nerki, do tego wykręconą nogę, złamany obojczyk i przedziurawiony brzuch, założyliśmy dwadzieścia sześć szwów. Ciężko z nim się porozumieć. Na chwilę się budzi, a potem zapada w letarg.
Matko…
– Muszę go zobaczyć. – Głos mi zadrżał. – Proszę mnie do niego zaprowadzić. – Ruszyłem do drzwi.
Facet ani drgnął.
– Chciałbym pana poinformować jeszcze o innych rzeczach. Pana syn zaraz po przebudzeniu mówił o jakieś kobiecie. Nie wiem, czy to ważne. Może miałby pan do niej kontakt? Jej obecność być może pomogłaby mu… – powiedział, czym wzbudził na nowo moje zainteresowanie.
Odwróciłem się w jego stronę.
– O kim mówił?
– Powiedział tylko jej imię. Łucja. Czy coś to panu mówi? – Lekarz uniósł zaciekawiony brew.
– Łucja? – powtórzyłem, czując ciarki na plecach. – Nie. Niestety, nic mi to nie mówi – sapnąłem, czując jeszcze większy ciężar na barkach. Moje wyrzuty sumienia sięgały zenitu. Chyba powinienem o wszystkim poinformować Łucję, ale czy by się przejęła? Obawiałem się, że wszedłbym na niebezpieczny grunt. Ale może powinienem. Może…
– Musiałem poinformować policję. Powinni tu przyjechać, jak tylko pan Dymitr odzyska siły.
– Policja? – zdziwiłem się.
– Właśnie o tym chciałem z panem porozmawiać…
– Mogę najpierw zobaczyć syna?
– Oczywiście. Pokój numer pięć. Po wizycie proszę do mnie przyjść.
Skinąłem głową i niemal biegiem ruszyłem do sali, w której leżał Dymitr.
Po drodze z powodu emocji zakręciło mi się w głowie. Drżącą dłonią oparłem się o wilgotną ścianę, drugą przyłożyłem do klatki piersiowej, wciągając powietrze. Ostatnio coraz częściej odczuwałem boleści w klatce piersiowej. Teraz musiałem to zignorować. On był ważniejszy.
Kiedy otworzyłem drzwi do sali, uszło ze mnie powietrze. Dymitr leżał na łóżku, jego noga i ręka były na wyciągu. Do żyły łokciowej miał podłączoną kroplówkę, inne urządzenia – podłączone do klatki piersiowej – miały chyba sprawdzać jego funkcje życiowe.
Niepewnie podszedłem do łóżka, bojąc się narobić hałasu. Serce pękało mi na kawałki. Twarz miał całą poobijaną, podrapaną, w siankach, obojczyk w gipsie. Spojrzałem niżej i natknąłem się na zabandażowany brzuch, pod opatrunkiem kryły się szwy, o których wspomniał lekarz. Nie mogąc dłużej znieść widoku, usiadłem na krześle obok łóżka. Złapałem dłoń Dymitra i przycisnąłem do niej czoło.
– Coś ty zrobił? – zapytałem, łkając cicho.
Obwiniałem się za jego porażkę życiową. Dlaczego nie potrafiłem być bardziej stanowczy? Dlaczego nie poświęciłem mu więcej czasu, kiedy był młodszy? To moja wina. Zawiodłem jako ojciec, a teraz moje dziecko leżało w szpitalu i wyglądało, jakby uchodziło z niego życie.
* * *
Kilka minut później do sali szpitalnej weszło dwóch funkcjonariuszy. Ich miny wskazywały na to, że mieli ochotę mnie podręczyć.
– Chcielibyśmy z panem porozmawiać – powiedział jeden z policjantów. Był barczysty i postawny, lecz twarz miał łagodną. – Wyjdźmy na korytarz – zalecił.
Skinąłem głową, ucałowałem wierzch dłoni Dymitra i wyszedłem za nimi na szpitalny korytarz.
– Sebastian Andrzejewski – przedstawiłem się, podając rękę.
– Jerzy Bury. – Wskazał na siebie jeden z policjantów. – Sylwester Król – przedstawił kolegę. – Czy wie pan, co się stało?
– Tylko tyle, że miał wypadek na motorze – rzekłem słabo. Czułem się coraz gorzej. Bóle w klatce piersiowej się nasiliły.
– W dniu wczorajszym pański syn brał udział w nielegalnych wyścigach. W jego rzeczach znaleziono pół kilograma kokainy. Gdy trafił na oddział, był naćpany i pijany.
Zrobiłem wielkie oczy, a w gardle poczułem żółć.
– To żart?!
– Przykro mi, ale to prawda – stwierdził Jerzy Bury, chyba bardziej opanowany od kolegi.
– To jakieś nieporozumienie – bąknąłem. Byłem zły na człowieka, który miał mnie informować o wszystkim, co dotyczyło Dymitra. „Facet straci robotę, jak tylko wyjdę ze szpitala” – pomyślałem.
– Podobnie jak to, że we krwi miał narkotyki i prawie dwa promile alkoholu?
– To kłamstwo! Mój syn nie bierze narkotyków! Panowie, to jakieś żarty.
– Przykro mi, ale wyniki badań nie kłamią. Pana syn był pijany i naćpany. Ktoś wrzucił do sieci filmik z wypadku, dlatego mamy pewność, że brał udział w tych wyścigach. Namierzyliśmy operatora filmu, ale milczy jak zaklęty, udając, że nic nie wie.
Z wrażenia usiadłem na pobliskim krześle i złapałem się za głowę. Pod powiekami poczułem łzy bezradności i wściekłości. Dymitr nigdy nie był aż tak nieodpowiedzialny. Od zawsze miał swoje za uszami, ale narkotyków się brzydził.
– Wiemy, że jest pan w szoku, ale dowody nie kłamią. Pana synowi zostaną postawione zarzuty jazdy pod wpływem alkoholu i narkotyków. Do tego udział w nielegalnych wyścigach, posiadanie narkotyków oraz spowodowanie wypadku i narażenie na niebezpieczeństwo innych użytkowników drogi.
Jęknąłem załamany.
– Co teraz? – zapytałem po chwili ciszy.
– Po przesłuchaniu syna złożymy zawiadomienie do prokuratury.
– Ile mu grozi?
– Trudno powiedzieć. Wszystko zależy, jak zakwalifikuje to prokurator.
– Zostanie aresztowany?
– Na jego szczęście jedyną ofiarą wypadku jest on sam. A teraz przepraszamy, ale musimy porozmawiać z lekarzem prowadzącym. Proszę. – Jerzy Bury podał mi wizytówkę. – W razie pytań bądź jakichś informacji proszę kontaktować się ze mną.
– Dziękuję – wyszeptałem, odbierając od niego mały prostokącik, na którym widniał jego numer telefonu.
Policjanci ruszyli w stronę gabinetu lekarskiego. Gdyby nie krzesło, na którym siedziałem, osunąłbym się na podłogę. Przymknąłem powieki, próbując opanować wściekłość. Ból rozrywał moje wnętrze. Nie mogłem pojąć, jak Dymitr w wieku prawie trzydziestu lat mógł okazał się tak głupi i wmieszać się w jakieś cholerne gówno, z którego nie wiadomo, czy wyjdzie bez szwanku. Boże, czy on naprawdę zbyt mało przeszedł?Rozdział 3. Lipiec. Łucja
Nie mogłam spać. Wewnętrzny niepokój rozdzierał mi serce. Próbowałam się skupić na wykonywanych czynnościach, ale moja podświadomość mówiła mi, że coś się stało. Z rodzicami, z moimi przyjaciółkami, z Tomkiem, przez chwilę pomyślałam też o Dymitrze.
Spojrzałam na fotografię Ani. Ona i jej tata byli identyczni. Jak to możliwe, że córeczka ze mnie nie miała nic? Nawet zadartego nosa czy blond włosów? Westchnęłam, gładząc palcem zdjęcie. Tak bardzo kochałam Dymitra i pragnęłam, żeby nam się udało. Nie wiem, czy potrafiłabym z nim być teraz, po tych wszystkich rewolucjach. Niby czas leczył rany, a moje naprawdę chciały się zabliźnić, szczególnie przy Alexie, który każdego dnia witał mnie SMS-em, pisząc, że życzy mi miłego dnia. Dymitr i Alex to były dwie całkowicie różne osobowości. Z zupełnie odmiennym temperamentem i podejściem do życia.
Przy Dymitrze nie kontrolowałam buzujących we mnie hormonów. Myślę, że po prostu byłam za młoda na poważny związek. Chciałam zmienić jego, a tak naprawdę on nie chciał się nigdy zmienić. Marzyłam, że się przy nim zestarzeję. Nic bardziej mylnego. Dymitr żył chwilą. Tym, co się w danym momencie działo. Nie analizował. Szedł za ciosem. Dlatego był taki interesujący, niebezpieczny, nieokiełznany. Kobiety takie jak ja zawsze marzą o mężczyźnie, którego zmienią. Prychnęłam, próbując wymazać wspomnienie Dymitra i skupić się na mężczyźnie, który wkroczył do mojego życia i dawał mi siebie. Nikogo nie udawał. Nie miał tajemnic. Był szczery, prostolinijny, czuły, chociaż często go odtrącałam, bo się bałam, a mimo to on ciągle był. Uwielbiałam wpatrywać się w jego błękitne oczy. Te oczy mnie adorowały. Widziałam w nich pożądanie i pragnienie. Na samą myśl o Alexie przyspieszyło mi tętno.
Zdjęłam piżamę i założyłam czarną, mocno opinającą ciało sukienkę. Miałam ochotę zsunąć ją z siebie, ale spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Wyglądałam w niej dobrze. Zrobiłam szybki, delikatny makijaż. Zaszłam do pokoju Ani, ale spała, dlatego tylko łagodnie pocałowałam ją w czoło i wyszłam, kierując się do kuchni.
– Wow, siostra!
– Hm?
– Zastanawiam się, czy twój ubiór ma coś wspólnego z twoim przystojnym szefem?
– Sama nie wiem – bąknęłam wymijająco.
– Próbujesz przekonać mnie czy siebie?
– Siebie. – Spanikowałam. – A jak zrobię z siebie idiotkę?
– Gadasz głupoty. Alex będzie zachwycony. Wyglądasz wystrzałowo!
– Ta. Weźmie mnie za desperatkę. Idę się przebrać – stwierdziłam, ruszając w kierunku schodów.
– Ani mi się waż! – Lily chwyciła mnie lekko za łokieć. – Wyglądasz obłędnie. Naprawdę.
Patrzyła na mnie tymi zielonymi kocimi oczami i niemal jej uwierzyłam, tyle że strach często bywał złym doradcą.
– Nie wyglądam jak zdzira? – zapytałam, poprawiając delikatnie materiał sukienki.
– Dziewczyno, sukienka sięga ci do kolan, a nie do pośladków. Nie masz praktycznie dekoltu, więc o czym ty mówisz?
Westchnęłam, bo miała całkowitą rację. Wyobrażałam sobie głupoty, w które wierzyłam.
– Niby tak, ale jest bardzo ciasna, a jak wiesz, po urodzeniu Ani zostało mi to tu, to tam. – Chwyciłam za fałdkę na brzuchu, potem na talii. – To bez sensu. Idę włożyć dżinsy i jakąś workowatą bluzkę – stwierdziłam cicho.
– Spójrz na mnie – nakazała mi Lily. – Wyglądasz obłędnie. Myślę, że się boisz i przez to szukasz dziury w całym, a naprawdę nie warto. Alex nie jest Dymitrem. A Dymitr nie jest Alexem.
– Po prostu boję się, co o mnie pomyśli. Pewnie, że jestem zdesperowana – jęknęłam.
– Hm… Niech pomyślę. – Lily uderzyła kilkakrotnie palcem wskazującym o brodę, po czym zaczęła przyglądać mi się intensywniej. – Zapewne pomyśli, że ma piękną i seksowną dziewczynę, która ma nieziemsko zgrabny tyłek i jędrne piersi, że trafił mu się ósmy cud świata i że jest cholernym szczęściarzem. I będzie miał rację. Myślę, że on za każdym razem gdy na ciebie patrzy, ma ochotę cię posiąść. Uwierz w siebie! Zakręć tyłeczkiem, kuś go. Widać na odległość, że jest tobą zainteresowany. Nie żyj przeszłością. No ale jeżeli masz wątpliwości i nie chcesz mnie posłuchać, bo może gadam jak babcia, to zmień garderobę. Polecam długie sukienki. Takie wiesz, najlepiej ciążowe. Może zostały ci jakieś?
Machnęłam ręką.
– Już rozumiem. Ania śpi, za chwilę przyjdzie Sofia, ja uciekam i życz mi powodzenia!
– Nie muszę! Powalisz go na kolana!
Nie wiem czemu, ale właśnie tego pragnęłam. Chciałam, żeby Alex był wpatrzony tylko we mnie. Na słowa Lily uśmiechnęłam się od ucha do ucha i wyszłam z mieszkania.
Zastanawiałam się, jak powinnam przywitać się z Alexem? Czy jak ze zwykłym kolegą? Partnerem? Ale przecież chciałam, aby nikt o nas nie wiedział, więc musiałam być zdystansowana, tak jak zawsze. Im dłużej nad tym myślałam, tym czułam się coraz gorzej. Bałam się, że jeśli ludzie w pracy się dowiedzą, że jesteśmy parą, zostanę ponownie wyzwana od karierowiczek i kobiet, które lecą na kasę, choć na mnie pieniądze nigdy nie działały. Nigdy nie patrzyłam na faceta pod tym kątem. Kierowałam się emocjami, uczuciami i pieprzonymi hormonami. Pech chciał, że przez ostatnie półtora roku przyciągałam dobrze sytuowanych mężczyzn.
Wciągnęłam mocno powietrze do płuc i poczułam, jak sukienka mocniej przyległa do ciała. A co, jeśli Alex spojrzy na mnie tak jak Dymitr i stwierdzi, że jestem tylko dziwką chętną na igraszki, nic niewartym śmieciem? Elementem? Marginesem społecznym?
Westchnęłam, kręcąc głową. Znów poczułam niepokój i wstręt do samej siebie. Jak miałam na nowo się polubić, kiedy ciągle widziałam siebie jako cholerne zero? Jak miałam pokochać kogoś nowego, gdy moje serce było rozpieprzone na kawałeczki?
W budynku na dzień dobry spotkałam dziewczyny w recepcji, które nie omieszkały zlustrować mnie wzrokiem od góry do dołu, po czym pokazały mi kciuki skierowane do góry. Speszona ich zachowaniem, kiwnęłam głową na powitanie i ruszyłam do swojego gabinetu, gdzie od razu wzięłam się do roboty.
Nie, skłamałam!
Usiadłam na fotelu i zaczęłam głośno oddychać, ciesząc się w duchu, że nie spotkałam nigdzie Alexa. Kiedy mój oddech się wyrównał, czyli po jakichś trzydziestu minutach, postanowiłam przejrzeć budżety projektów unijnych. Gdy tylko przeczytałam dwa zdania, przypomniały mi się te pieprzone dołeczki Alexa, które ostatnio nawiedzały mnie w snach, doprowadzając do obłędu.
„Łucjo, opanuj się! To tylko facet! Pamiętasz? Może cię skrzywdzić. Do jasnej cholery, bądź ostrożna” – ganiłam się w myślach, próbując ponownie wrócić do pracy. Na marne. Ciągle zastanawiałam się, jak będzie między nami, gdy się w końcu spotkamy. I coraz bardziej żałowałam, że włożyłam dopasowaną sukienkę, która zdecydowanie była zbyt odważna i do mnie nie pasowała. Podkreślała moje kształty. Niech to! Alex pomyśli, że jestem dziwką. Przez tego dupka z Polski właśnie tak o sobie myślałam. Walczyłam z tym, ale moje ego było w bardzo kiepskim stanie.
Po czterdziestu minutach ktoś wpadł do mojego gabinetu. Zdziwiona podniosłam głowę i zobaczyłam postawnego mężczyznę z lekko potarganą blond czupryną. Nie miał ani milimetra zarostu, a jego lazurowe oczy niemal mnie pożerały. Alex oparł się plecami o drzwi, paraliżując mnie podniecającym spojrzeniem. Raptem poczułam ciepło rozlewające się we wnętrzu. Oddech dziwnie mi przyspieszył. Zwilżyłam językiem usta, czując między nami magnetyzm, który usilnie próbowałam zignorować, ale skłamałabym, mówiąc, że mi się owa atmosfera nie podoba. Zamknął drzwi na klucz. Tętno mi przyspieszyło, w głowie pojawiły się niegrzeczne wizje. Szukałam w sobie tej opanowanej Łucji, ale udało mi się tylko wydukać:
– Alex, co ty wyprawiasz?
Oderwał się od drzwi i ruszył w moim kierunku. Ubrany w ciemne dżinsy oraz białą lnianą koszulę, z rękawami podwiniętymi do łokci, wyglądał nieziemsko. Gdy się zbliżał, poczułam jego zapach. Zapach, który pobudzał moje zmysły. Uch! Pieścił mnie od środka. Wpływał na mózg i zachowanie.
– Powiedz mi, do jasnej cholery, jak mam udawać, że nic nas nie łączy? – wychrypiał, nachylając się nade mną.
Nasze usta dzieliły centymetry. Alex oparł dłonie na oparciach mojego fotela. Jego oddech owiał moją twarz. Przeszył mnie dreszcz.
Bum, bum! Serce dudniło mi w piersi.
– Słucham? – Niemal się zakrztusiłam.
– Maleńka, jak tylko zobaczyłem u siebie w gabinecie przez okno, jak wchodzisz do firmy, to miałem ochotę rzucić się z pięściami na każdego faceta, który na ciebie spojrzał! A wierz mi, było ich z pięciu. – Objął moją twarz dłońmi, po czym złączył swoje usta z moimi. Zaświergoliło mi w podbrzuszu. Wydyszał: – Chcę, by wszyscy wiedzieli, że jesteś tylko moja! Słyszysz? Nie zniosę tych tortur.
– Mieliśmy poczekać… – szepnęłam między pocałunkami. Nie chciałam, aby przestawał. Cudownie było czuć jego ręce i usta. Nie sądziłam, że kiedykolwiek znów to poczuję.
– Wiem, na co się zgodziłem, ale już żałuję. Możemy skrócić czas ukrywania związku w pracy na tydzień? – zapytał. Puścił oczko, urzekając mnie elektryzującym spojrzeniem.
– Dwa tygodnie? – negocjowałam, chociaż gdyby mnie przycisnął, zgodziłabym się tylko na najbliższą godzinę.
Moje ciało zdradzało, że go pragnę. Pamiętałam, że miałam być uważna, pilnować się, by nie przekroczyć cienkiej linii, ale on sam pomału ją przekraczał, a ja całując się z nim w biurze, dawałam mu przyzwolenie. Tylko że z nim było inaczej. On naprawdę chciał być ze mną.
– Ty uparta kobieto – rzekł i wpił się w moje usta. – Dwa tygodnie i ani minuty dłużej.
– Yhm.
Oderwałam się od Alexa i spojrzałam na niego zmieszana, przypominając sobie, że Dymitr nigdy nie okazywał uczuć, nawet pocałunki były dla niego problemem, natomiast Alex je uwielbiał. Chciał, żeby wszyscy o nas wiedzieli. Pierwszy raz czułam, że komuś na mnie zależy. I to było niebanalne i nietuzinkowe uczucie. Jedyne w swoim rodzaju.
– Powinnam wziąć się do pracy, bo szef mnie pogoni. – Zaśmiałam się lekko, czując wilgoć wysoko między udami. Kiedy to się stało, do diaska?
– Zjemy razem lunch? – zaproponował Alex, poruszając sugestywnie brwiami.
– I ty myślisz, że nikt się nie zorientuje, że coś jest na rzeczy? – prychnęłam, niby niezadowolona. – Ale… z miłą chęcią zjem z tobą lunch.
– Jak chcesz, możemy powiedzieć dziewczynom, że mamy do zrobienia sprawozdanie finansowe. Co ty na to? Uciekam. Do zobaczenia o dwunastej.
Pocałował mnie i wyszedł, pozostawiając moje ciało sfrustrowane. Westchnęłam, opierając się mocniej o fotel. W życiu miałam dwóch mężczyzn, Artura i Dymitra, i żaden z nich nie okazał mi tyle zainteresowania co Alex. Czy to źle, że chciałam ułożyć sobie życie z dala od Dymitra? Nie wiedziałam, ale pewna część mnie, ta bardziej zdeterminowana, pragnąca zmian, wiedziała, że musi zaryzykować, by od nowa zacząć żyć. Tylko czy moja psychika była gotowa na zmiany?