Dwie głowy anioła - ebook
Dwie głowy anioła - ebook
Minęły cztery lata. Julia i jej mąż, znużeni intensywnym życiem zawodowym, decydują się na wypoczynek w ciszy i spokoju znajomego miasteczka K***. Ale miasteczko nie jest już takie ciche, bo na tereny popegeerowskie wyruszyło dwóch dziarskich, choć nieco egzotycznych przedsiębiorców, którzy wzięli się do pracy nad nowym wizerunkiem polskiej wsi. Czy jedynym ratunkiem dla niej może być cudowne ziele „herbaria” Stefana Boersa? Kryminalne wątki nie opuszczają K*** i okolic, a miłość – nawet ta największa – czasem może się skomplikować.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8292-824-2 |
Rozmiar pliku: | 2,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Dla tych, którzy nie wierzą w cuda, HERBARIA stanowi niewątpliwą niespodziankę. Czy nie najwyższy czas pogodzić się z faktem, że otaczający świat jest na tyle zaskakujący, iż sam znajduje remedium na czynione przez nas zło? HERBARIA jest przecież naturalnym produktem, wyrosłym bez sztucznych substancji oraz udziału chemicznych środków uprawy roślin. Skuteczność zawdzięcza jedynie mocy słońca, księżyca i krystalicznych kropli deszczu. Rezultaty działania HERBARII można stwierdzić naocznie, choć nauka nie potrafi jeszcze ich wyjaśnić. Już tysiące osób skorzystały z dobroczynnych właściwości HERBARII. Uwierz w siebie i w HERBARIĘ. Nic przecież nie ryzykujesz...
Ha! Może i nic, ale dla wielu ludzi te pięćdziesiąt złotych to zawsze pewne finansowe ryzyko, pomyślał Alek, zanim zdecydowanym ruchem nacisnął na przycisk pilota.
W mieszkaniu zaległa głucha, nieczęsta tutaj cisza, a on natychmiast zerwał się z fotela. Spojrzał na zegarek i odetchnął z ulgą. Niepotrzebnie panikował. Spacerowicze powinni pojawić się w domu dopiero za godzinę. Najpierw oni, a potem... Julia. Rano obiecała mu solennie, że wróci punktualnie o piątej. Tym razem na pewno to zrobi. Żadna siła nie zmusi jej do pozostania dłużej w pracy. Powiedzmy, że on tym razem postara się w to uwierzyć. I dlatego zniknie przed jej domniemanym przyjściem. „Ja tego zupełnie nie rozumiem, ale ty, Olek, zachowujesz się coraz częściej jak gówniarz”. Jej słodziutki głos żmijki wyraźnie brzmiał mu w uszach. No to Julia sobie znowu pogada. Ale niezbyt długo, bo przecież jutro wyjeżdża do Londynu. I całe szczęście. Nie będzie w domu nikogo, kto by go chciał pouczać i reformować.
Zbliżył się do pełnego trunków barku i nalał sobie szklaneczkę single malt z wodą. Lagavulin jest zdecydowanie najlepsza, westchnął.
O czym on to...? A, o reformowaniu... No bo jak długo można tego wysłuchiwać? Julia w domu zjawiała się zawsze jak niezapowiedziany gość i natychmiast brała się do ustawiania wszystkich po kątach.
Dopił szybko drinka i przeszedł do sypialni zmienić ubranie. Cały czas miał jeszcze na sobie garnitur. Pewnie już po raz ostatni.
W sypialni panował taki bałagan, że niemal stracił ochotę, aby tam wchodzić. Przed szafą sterta ubrań, a na małżeńskim łożu rozsypany kosz z przytulankami. Maluchy najbardziej upodobały sobie to miejsce. Ponieważ nie widywały zbyt często mamusi, przynajmniej chciały sobie powdychać zapach jej perfum. Dziwne, ale do niedawna sam robił podobnie.
Ze złością rzucił na ziemię jej jedwabną koszulę nocną, która w niepojęty sposób sama wsunęła mu się w rękę. Niech to ktoś sobie posprząta. Skoro nie on, to najpewniej jutro sprzątaczka. On już miał dosyć. Był cholernie zmęczony tym wiecznym bałaganem i ciasnotą. Julia dawno powinna zgodzić się na zbudowanie w Warszawie domu, ale już drugi rok nie mogła określić, jak długo tu pozostaną. I tak tkwili w czteropokojowym starym mieszkaniu z coraz to większym dobytkiem.
Alek zorientował się, że ta sytuacja jest najmniej komfortowa dla niego samego. Julii w zasadzie było wszystko jedno. Podczas gdy jej apartament w Chicago w stylu Miesa van der Rohe wyglądał jak ilustracja do książki i nie znosił żadnych osobistych dodatków, w warszawskim mieszkaniu obowiązywały inne reguły. Walizki Julii zajmowały tu centralną pozycję. Dzisiaj Warszawa, jutro Londyn, za trzy dni Chicago, za dziesięć San Francisco. I tak ruchem konika szachowego po mapie. I co z tego, że sprzedane już były udziały w Tokio i Wiedniu? Pani architekt chwytała jedynie swoje karty kredytowe oraz kolejną ze swoich walizek, całowała w czółka ich wszystkich, wyznawała im dozgonną miłość i... tyle ją widzieli.
Ale i ona sama stała się w końcu ofiarą tych przeprowadzek. A w zasadzie biedny Charles, pomyślał Alek, wbijając się w nieco przyciasne dżinsy. Tak, to przecież Charlie stał się pierwotną przyczyną ich małżeńskiego kryzysu.
– Charlie! – Julia w samych majtkach i biustonoszu wspinała się po secesyjnej szafie.
– Urwiesz zawiasy – ostrzegł ją Alek, wchodząc do pokoju.
– Charles. Nie ma Charlesa.
W oczach żony dostrzegł wyraźną panikę.
– Jak to nie ma? A gdzie był ostatnio? – spytał.
– Przecież przywieźliśmy go z Chicago na święta.
– Razem z tymi wózkami i dziecięcymi rzeczami? Nie wiedziałem, że Charles leciał z nami.
Julia zsunęła się z szafy i wygięła usta w podkówkę, zupełnie jak Ala.
– Dlaczego? – spytał oskarżycielskim tonem.
– Bo chciałam go mieć przy sobie.
W jej oczach pojawiły się łzy, a w jego – wściekłość, że woli mieć przy sobie swojego pierwszego męża.
– Olek, czy widziałeś pudełko z Charliem w tym domu?
Pokręcił przecząco głową. Pamiętał dobrze, że nie widział tego pudełka, i to sprawiało mu pewną satysfakcję. Jednakże nigdy nie wspomniał o tym Julii. O satysfakcji oczywiście!
W chicagowskim mieszkaniu przy Lake Shore Drive Charlie miał swoje ustalone miejsce. Była nim półka, na której stało jego oprawione w ramkę zdjęcie. To był prawdziwy ołtarzyk, na którym w ważniejsze rocznice Julia zapalała świeczki. Alek za wszelką cenę starał się wówczas tak odwracać zdjęcie, aby wzrok Charlesa nie padał na łóżko, gdyż te spojrzenia zbyt go dekoncentrowały podczas zajmowania się ciałem żony.
Przechowywanie prochów zmarłego męża w domu zawsze wydawało się Alkowi nienormalne. Miejsce zmarłych jest na cmentarzu, a nie w sypialni – nawiedzanej, ale seksem. Alek w skrytości zawsze bał się duchów i innych paranormalnych zjawisk, tego rodzaju sąsiedztwo więc na dłuższą metę mogło stanowić zagrożenie dla jego potencji. Dla Julii bliskość prochów Charlesa miała świadczyć o pamięci i stanowić inspirację twórczą. (Alek, jako drugi mąż, pewnie takiej nie stanowił. Nie był przecież architektem!). Upierała się przy tym jak osioł, ostatecznie jednak poszła na kompromis i zgodziła się na częściowe przysłonięcie zdjęcia. A kiedy trumienne pudełko nie pojawiło się wraz z nimi w Warszawie, Alek stwierdził, że Julia w końcu przyzwyczaiła się do myśli, że to on teraz jest jej mężem i to jemu powinna oddawać cześć. Teraz jednak okazało się to jedynie jej przeoczeniem.
– Jak myślisz, gdzie on może być?
– A co? Ma ci dopomóc przy doborze odpowiedniej kiecki?
– Podły!
To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.