Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Dwór czarownic - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
17 listopada 2020
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Dwór czarownic - ebook

Ta powieść to tajemnica, niepokojący klimat i postacie, które znamy z naszej wyobraźni. Przekonaj się, czy i Ty ulegniesz urokowi Dworu Czarownic. Melisa budzi się w nieznanym sobie miejscu. Nie pamięta, co się z nią działo przez ostatnie kilka godzin. Niepewność i strach mijają, kiedy stojąca w pokoju tajemnicza kobieta dotyka jej dłoni. Dziewczyna czuje, że wydarzyło się coś magicznego, wymykającego się logice, a jej uzdrowicielka to ktoś, kto całkowicie odmieni jej życie. Spotkanie Melisy z czarodziejką Miętą to początek niezwykłej przygody, w której pojawią się nadprzyrodzone istoty: wiedźmy, czarodzieje, demony, wampiry i żywiołaki. Czy obdarzona magicznymi mocami bohaterka odnajdzie się w nowym dla siebie świecie? I czy dowie się, kim naprawdę jest?

Kategoria: Powieść
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-66616-17-2
Rozmiar pliku: 805 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Melisę obudził ogromny ból głowy. Jęknęła, podnosząc się z łóżka. Świat wirował szybko, nie dając jej się skupić. Nogi ugięły się pod nią, ale zdołała nie upaść na podłogę. Przytrzymała się materaca i powoli usiadła. Chciała nie ruszać się przez chwilę, by okropne łomotanie pod czaszką złagodniało. Rozejrzała się po pokoju, w którym się obudziła. „Gdzie ja jestem?” ‒ zastanowiła się zdezorientowana.

Sypialnia była duża i przestronna, tapeta na ścianach przedstawiała złote motywy kwiatowe na burgundowym tle. Do pokoju przez wysokie okna wpadało łagodne słoneczne światło. Był poranek, nie później niż dziesiąta. Melisa siedziała na łóżku, właściwie łożu z czerwoną narzutą, satynową pościelą i kolumienkami w rogach. Po drugiej stronie pokoju spostrzegła drzwi z ciemnego drewna. Cały pokój pełen był czerwieni, złota i czerni.

Pod jednym z okien stał niewielki stoliczek, a obok niego eleganckie krzesło z wyściełanymi podłokietnikami i wygiętymi nóżkami. Siedział na nim czarnoskóry chłopczyk. Wielkimi, nieruchomymi oczyma wpatrywał się w Melisę. Dziewczyna zdziwiła się, jak mogła wcześniej go nie dostrzec. Jego martwy wzrok sprawił, że przeszły ją ciarki. Powoli uniosła rękę i niemrawo pomachała dziecku. Chłopiec bez słowa zeskoczył z krzesła i wybiegł z pokoju. Dziewczyna wypuściła powietrze z płuc. Nie miała pojęcia, kim był ani gdzie się znajdowali. Powoli panika, która czaiła się w zakamarkach jej świadomości, zaczynała narastać. Głowa nadal ją bolała i nie mogła skupić się na żadnej myśli. Postanowiła wyjrzeć przez okno, ale tym razem wstała z łóżka powoli. Udało jej się dotrzeć do parapetu i odsłonić firankę. Na dole zauważyła zadbany, ascetyczny ogród z zielonymi krzewami, żwirowymi ścieżkami i białymi altanami. Jego skraj wyznaczał gęsty las nieoddzielony od ogrodu żadnym płotem. Szczyty drzew sięgały daleko, za horyzont.

„Gdzie ja mogę być?” ‒ pomyślała przestraszona, nie mogąc przypomnieć sobie, dlaczego znajduje się w tym miejscu i jak się tu dostała. „Skup się. Co pamiętasz jako ostatnie?”. Postarała się skoncentrować, by przypomnieć sobie cokolwiek: jak się tu znalazła, jaki był dzień, kim właściwie była. Z przerażeniem stwierdziła, że pamięta jedynie swoje imię. Wydawało się jej, że coś jeszcze majaczyło na skraju jej pamięci. Stukot kopyt, zapach wiatru i lasu. Cóż, niebogato.

Oparła się o parapet, jeszcze raz ogarniając spojrzeniem pokój, w którym się ocknęła. Naprzeciwko spostrzegła parę uchylonych drzwi, przez które wybiegł chłopiec. Teraz stała tam drobna blondynka. Melisa złapała się za serce zaskoczona. Nie mogła wykrztusić ani jednego słowa. Nieznajoma uśmiechnęła się delikatnie, ruszając z miejsca. Powoli, nie wykonując gwałtownych ruchów, podeszła do Melisy. Zachowywała się, jakby miała do czynienia z dzikim zwierzęciem. Starała się swoim zachowaniem nie wywołać żadnej negatywnej reakcji. Melisa nadal stała jak zamurowana przy oknie. Dziewczyna znalazła się tuż przed nią. Ból głowy nasilił się. Nieznajoma dotknęła delikatnie dłoni Melisy. Nagle, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, ból zaczął słabnąć.

‒ Już lepiej? ‒ zapytała dziewczyna. Miała łagodny głos.

Melisa mogła jedynie kiwnąć głową. Pozwoliła podprowadzić się do łóżka, z pomocą nieznajomej usiadła na nim powoli. Podniosła wzrok na intruza.

‒ Gdzie ja jestem? ‒ Głos jej się załamał. Nie była pewna, czy spytała wystarczająco głośno.

‒ W moim domu. Nie martw się, nic ci nie grozi. ‒ Dziewczyna usiadła obok niej. ‒ Mam na imię Mięta. A ty?

‒ Melisa ‒ zająknęła się, starając się uspokoić łomocące serce. Mięta ujęła ją za dłoń i łagodnie pogłaskała.

‒ Meliso, powiedz mi, kochanie, czy pamiętasz coś? Cokolwiek, co mogłoby nam pomóc odnaleźć twoich bliskich.

Melisa kątem oka dostrzegła ruch. Odwróciła głowę w jego kierunku. W drzwiach stała kobieta zwrócona w ich stronę. Miała na sobie kolorowe sari i mnóstwo srebrnej biżuterii. Mięta gestem kazała jej odejść, co tamta niezwłocznie uczyniła.

‒ Kochanie, chciałabym powiedzieć ci, co się z tobą stało, ale nie wiem, czy czujesz się na siłach.

‒ Nie wiesz? ‒ Melisie wydawało się, że Mięta posiada jakiś dar, dzięki któremu wie dokładnie, co czuje druga osoba. Jak inaczej wytłumaczyć to, że kiedy ustąpił jej ból głowy, spytała, czy już lepiej?

‒ Chodziło mi o to, czy czujesz się na siłach, żeby teraz sobie poradzić z tym, co ci powiem. ‒ Mięta skrzywiła usta.

‒ Nie wiem, chyba… chyba tak. Czy to coś strasznego?

‒ W twojej sytuacji byłabym już i tak nieźle przerażona. ‒ Mięta uścisnęła jej dłoń. ‒ Ale masz moje słowo, że zależy mi na twoim dobru. Zaufaj mi, proszę.

Melisa jedynie kiwnęła głową.

Mięta milczała przez chwilę, potem powiedziała:

‒ Jeden z moich ochroniarzy znalazł cię w rowie przy drodze. Byłaś osłabiona, wychłodzona i nieprzytomna. Kiedy tylko bliżej ci się przyjrzałam, odkryłam, że ktoś próbował cię złamać. ‒ Mięta zamilkła, uważnie obserwując reakcję Melisy.

‒ Złamać? Tak… złamać? ‒ Wykonała gest obiema dłońmi.

‒ Nie, nie dosłownie. Coś lub ktoś zaburzył równowagę pomiędzy twoim ciałem a tłem, a to mogłoby doprowadzić nawet do twojej śmierci, gdybym odpowiednio szybko nie zareagowała.

‒ Moim czym? ‒ Ten fragment wypowiedzi Mięty nie był jasny. ‒ I, och, dziękuję za uratowanie życia.

‒ Tłem. To niematerialna część ciebie. Jeśli tło i ciało nie są w kompletnej równowadze, może doprowadzić to do utraty mocy, zdrowego rozumu, a nawet śmierci.

To, o czym mówiła Mięta, wydawało się coraz mniej zrozumiałe.

‒ Przepraszam, ale nie rozumiem. Jakich mocy? ‒ zażądała wyjaśnień Melisa. Na szczęście głowa już jej nie bolała i mogła myśleć jaśniej. Była pewna, że się nie przesłyszała.

Mięta zmarszczyła brwi, okazując zdziwienie.

‒ Twoich mocy oczywiście, magicznych. ‒ W celu wyjaśnienia delikatnym ruchem nadgarstka sprawiła, że okno otworzyło się powoli, a do sypialni wleciał niewielki brązowy wróbelek. Usiadł na wyciągniętej dłoni Mięty, która pogłaskała główkę ptaka długim palcem. Wróbel obejrzał się wkoło i w następnej sekundzie zaczął rosnąć, a jego pióra pojaśniały. Po chwili na dłoni dziewczyny siedziała kanarkowożółta papuga z wysokim grzebieniem białych piór i zakrzywionym masywnym dziobem.

Melisa wytrzeszczyła oczy zdumiona. Spojrzała na Miętę, która posadziła ptaka na ramie łóżka i obejrzała się na gościa.

‒ Ja też tak potrafię? ‒ Z tysiąca pytań, które wybuchły niczym kolorowe fajerwerki w głowie Melisy, jej usta wypowiedziały jedno z mniej rozsądnych.

Wzrok Mięty złagodniał. Wydawała się skruszona.

‒ Przepraszam, ale nie. Kiedy cię do mnie przyniesiono, większość twoich mocy zniknęła. Bardzo mi przykro. Skupiłam się na ratowaniu życia.

‒ Och ‒ westchnęła tylko Melisa. Nie wiedziała, co ma powiedzieć. Z jednej strony była bardzo wdzięczna Mięcie za uratowanie życia i opiekę, ale z drugiej wir niepoukładanych myśli, które zrodziły się tuż po przebudzeniu w tym pełnym przepychu pokoju i rodziły się nadal, im dłużej przebywała z tajemniczą czarownicą, niepokoił ją, nie dając się skupić. Nie wiedziała już, co ma myśleć o całej sytuacji.

‒ Meliso, posłuchaj. Jest jeszcze jedna rzecz, o której ci nie powiedziałam. ‒ Mięta położyła dłoń na ramieniu Melisy.

‒ Tak?

‒ Chodzi o twoją sytuację. Złamanie nie zdarza się przez przypadek, a jeśli tak, to nigdy o tym nie słyszałam. Nie może też odbyć się bez udziału drugiej osoby lub innego rodzaju świadomości. Zmierzam do tego, że ktoś prawdopodobnie chciał, żebyś straciła moce. Może nawet, żebyś… ‒ Mięta nie dokończyła, mając nadzieję, że Melisa domyśli się, co chciała powiedzieć.

Melisa przykryła dłonią usta. Ktoś chciał ją zabić. I ona nie wiedziała kto. I dlaczego. Zwłaszcza kto. Spanikowana ścisnęła dłoń Mięty, która dziwnym sposobem siedziała wystarczająco blisko, by przytulić ją i dodać otuchy.

‒ Nie martw się tym, proszę. Obiecuję, że zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby nie stało ci się nic złego. Masz moje słowo. ‒ Mięta gładziła Melisę po głowie. Dała jej chwilę na uspokojenie się i rozluźniła uścisk. ‒ Połóż się, proszę. Odpocznij, poukładaj myśli. Pewnie masz dużo do przemyślenia. Gdybyś mnie potrzebowała, mój pokój jest tuż obok.

Melisa patrzyła, jak Mięta opuszcza pokój. Kiedy drzwi się zamknęły, z westchnieniem opadła na łóżko. Ułożyła się pod kołdrą, zwijając się w kłębek.

***

Kiedy się obudziła, potrzebowała chwili, żeby przypomnieć sobie, gdzie jest. Nadal była zaniepokojona tym, że nie pamiętała kompletnie niczego, ale czuła, że może zaufać Mięcie. Tamta dziewczyna wytwarzała taki rodzaj atmosfery, w której trudno było obdarzyć ją negatywnymi emocjami. Rozejrzała się jeszcze raz po pokoju i postanowiła sprawdzić, co jest za drzwiami, które znajdowały się naprzeciwko łóżka. Za tajemniczym przejściem znalazła niewielką łazienkę, całą białą ze złotymi dodatkami.

„Dobrze przynajmniej, że nie jestem naga ani ranna” ‒ pomyślała z ulgą. Czuła się tylko trochę słabo, a łupanie pod czaszką przeszło w monotonne drżenie. Ostrożnie podeszła do drugich drzwi znajdujących się przy ścianie obok i wyjrzała. Jej oczom ukazał się korytarz prowadzący w prawo i lewo. Na podłodze leżał puszysty czerwony chodnik przykrywający dębowy parkiet koloru bursztynu. Po drugiej stronie korytarza była balustrada. Powoli przeszła przez próg sypialni, nasłuchując. W budynku słychać było przytłumiony odległością szelest rozmów prowadzonych piętro niżej. Melisa przysłuchiwała się głosom dochodzącym z dołu, ale nie mogła rozróżnić słów. Podeszła do barierki i wychyliła się. Niestety, zobaczyła jedynie szerokie schody. „No cóż. To zobaczmy, co my tu mamy” ‒ pomyślała.

Postanowiła ostrożnie rozejrzeć się po pokojach znajdujących się na piętrze. Po lewej stronie korytarz kończył się masywnymi, metalowymi wrotami z pokrętłem. Zupełnie jak w banku. Stanowiły dziwny widok w zestawieniu z eleganckim korytarzem. Melisa postanowiła więc udać się korytarzem na prawo. Zaraz za drzwiami do pokoju, w którym się obudziła, naprzeciwko pierwszego stopnia schodów zauważyła następne drzwi. Pokój, który ukazał się jej oczom po ich otworzeniu, wyglądał podobnie do tego, w którym się obudziła, a na łóżku spały dwie osoby. Dorosły mężczyzna i filigranowa dziewczyna zwinięta w kłębek u jego boku. Oboje byli bladzi i spoceni, leżeli nieruchomo, jakby byli nieprzytomni, a nie pogrążeni we śnie. Melisa ostrożnie wyszła z pokoju, by ich nie zbudzić.

Po obu stronach korytarza ciągnęły się rzędy drzwi. Melisa podeszła do każdych, naciskając pozłacane klamki. Niestety, nie odkryła nic więcej, ponieważ za każdym razem napotykała opór. Po kilkunastu metrach korytarz zakręcał w lewo, a na zakręcie urządzono coś w stylu bawialni. Kanapa, dwa fotele, wszystko eleganckie i niewygodne, zapraszały, by odsapnąć na chwilkę i poczytać książkę. Na niskim stoliku przed kanapą leżała gazeta. Melisa otworzyła ją, ale niestety wszystko było napisane w języku, którego nie znała. Alfabet był nawet inny, podobny do arabskiego pisma, ale bardziej kanciasty. Zamrugała oczami, bo literki zaczęły się przesuwać, zmieniać. Dziewczyna ze zdumieniem stwierdziła, że teraz wszystko jest dla niej zrozumiałe.

Artykuł na pierwszej stronie opisywał jakieś brutalne morderstwo, a gazeta datowana była na kwiecień. Och, znowu zakłuło ją silnie pod czaszką. Ziemia zakręciła się gwałtownie pod stopami, a Melisa, zanim się zorientowała, wylądowała na podłodze. „Niedobrze. Powinnam coś zjeść i wyspać się, bo znowu stracę przytomność. Kto wie, gdzie potem wyląduję”. Pomimo dość niepewnej sytuacji Melisy nie opuszczał dobry humor.

Ziemia zadrżała znowu. Ktoś ujął ją pod łokieć i pomógł usiąść na kanapie.

‒ Wszystko dobrze? Jak się czujesz? ‒ odezwał się głęboki głos.

‒ Jakby ktoś łupał mi czaszkę dłutem ‒ jęknęła Melisa, łapiąc się za głowę.

Zobaczyła zmartwioną twarz kobiety pokrytą niebieskimi tatuażami. To była ta kobieta, którą Mięta wyprosiła gestem z pokoju Melisy. Nieznajoma ubrana była w bogato haftowane srebrem fioletowe sari. W nos wpięty miała ogromny złoty kolczyk. Uśmiechnęła się krzywo i położyła dłoń na czole Melisy.

‒ Spokojnie, nic nie powinno ci się dziać. Pomogę ci wstać.

Z pomocą dotarła do swojego pokoju, a potem położyła się na łóżku.

‒ Poczekaj chwilkę, przyniosę ci coś na ząb.

„Och, świetnie. Dobrze, że ktoś o tym pomyślał”.

Do pokoju weszła Mięta.

‒ Jenna? Co z naszym gościem? ‒ zwróciła się do kobiety w sari.

‒ Znalazłam ją leżącą na podłodze. Skarżyła się na ból głowy.

Mięta podeszła szybko do Melisy i ujęła ją za dłoń. Drugą rękę położyła jej na głowie. Dziewczyna od razu poczuła się lepiej. Zobaczyła, jak pod skórą Mięty jaśnieją żyły, jakby miała płynne złoto zamiast krwi. Światło przepłynęło z jej dłoni na dłoń Melisy, która również pojaśniała na chwilę.

‒ Lepiej? ‒ spytała ze zmarszczonymi nadal brwiami.

‒ Tak, dzięki ‒ odparła niemrawo Melisa nadal zafascynowana tym, co zobaczyła przed chwilą.

‒ Jenno, przynieś, proszę, coś… ‒ Nie zdążyła dokończyć zdania, kiedy do sypialni wkroczyła wytatuowana kobieta z tacą w dłoniach, również ozdobionych malunkami.

‒ Zjedz coś, kochanie. Jesteś wyczerpana ‒ odezwała się do Melisy.

Kiedy ta pochłaniała tosta za tostem, dziewczyna mówiła:

‒ Zostawię cię, żebyś trochę odpoczęła. Staraj się oszczędzać przez jakiś czas, twój organizm przeszedł ostatnio bardzo dużo. Możesz tu zostać, ile ci się tylko podoba, nie jesteś ciężarem. ‒ Uśmiechnęła się uspokajająco, wychodząc z sypialni.

Po jej wyjściu pokój ogarnęła cisza. Melisa westchnęła, odłożyła tacę z jedzeniem i ułożyła się na wygodnym łóżku. Po chwili spała już głębokim snem.

Kiedy wstała, okazało się, że słońce już zaszło i ktoś pomyślał o tym, by zapalić światło w jej sypialni. Melisa z radością odkryła, że głowa już jej nie boli, a kilkugodzinna drzemka orzeźwiła ją i napełniła entuzjazmem. Nie czuła się już tak zdezorientowana jak rankiem, kiedy obudziła się w nieznanym jej miejscu pośród obcych ludzi. Podniosła się z łóżka i w łazience pod strugami ciepłej wody zbierała myśli.

Znajdowała się w rezydencji jakiejś dziewczyny, Mięty, która prawdopodobnie była czarownicą tak jak Melisa. Nie pamiętała, skąd pochodziła, czy miała jakąś rodzinę ani ile miała dokładnie lat. Wyglądała na osiemnaście, może dwadzieścia. Długie kasztanowe włosy przykleiły się do jej szczupłych pleców. Oparła czoło o ścianę, wdychając gorące powietrze, ciężkie od pary wodnej. Wcześniej obejrzała się w lustrze, by znaleźć jakieś znamiona lub tatuaże, jakiekolwiek charakterystyczne znaki, by łatwiej jej było się zidentyfikować. Niestety, wszędzie była gładka niczym niemowlę. Pomimo że ktoś prawdopodobnie czyhał na jej życie, w ścianach swojego pokoju czuła się bezpiecznie. Ufała, że dopiero co poznana Mięta, która ją uratowała, będzie ją chronić. Niestety, jeszcze wiele pytań pozostało bez odpowiedzi. Kim była jej tajemnicza wybawicielka? Czy pomoże jej odszukać utraconą tożsamość? Czy w domu mieszkali jeszcze jacyś ludzie, którzy mogliby zasypać ją pytaniami, na które nie potrafiłaby odpowiedzieć?

Kiedy wytarta puchatym ręcznikiem wróciła do sypialni, uzyskała odpowiedź na jedno z jej pytań: w domu mieszkali inni ludzie. Jeden stał właśnie przed nią i uśmiechał się miło, błyskając rzędem białych zębów.

‒ Cześć ‒ odezwał się intruz, bardzo przystojny intruz, nonszalancko wkładając ręce do kieszeni spranych dżinsów. Melisa dostrzegła, że był bosy.

‒ H…hej! ‒ wykrztusiła.

‒ Jestem Symon. Mięta kazała mi się tobą zająć. Wiesz, oprowadzić i te sprawy. ‒ Wzruszył ramionami nadal rozpromieniony. ‒ Jesteś może głodna? Nie wiem, czy chcesz zjeść z resztą, czy na razie raczej w mniejszym gronie?

Melisa wzruszyła ramionami. Była przerażona perspektywą spotkania innych ludzi, ale wstydziła się do tego przyznać przed przystojnym Symonem.

‒ No dobra ‒ wydawał się zaskoczony ‒ to chodź, zaprowadzę cię do jadalni.

Melisa zerknęła na ręcznik, którym była owinięta.

‒ A nie powinnam się ubrać?

Symon wzruszył ramionami.

‒ Tylko jeśli tobie to przeszkadza. Na pewno nie będziesz jedyna w ręczniku, nie bój się.

Dziewczyna, nieprzekonana tymi słowami i nieoficjalnym strojem swojego towarzysza ubranego wyłącznie w dżinsy, postanowiła się jednak przebrać.

Po wyjściu z pokoju udali się schodami w dół i weszli do obszernego holu ze ścianami wyłożonymi boazerią i obwieszonymi portretami w złotych ramach. Większość obrazów przedstawiała kobiety w różnym wieku i różnych pozach, wśród nich było może dwóch lub trzech mężczyzn. Każda postać miała w oczach pewność siebie, a postawą wskazywała, że należy raczej do tych, którzy wydają polecenia, niż je wykonują. Melisa zapatrzyła się na twarze sportretowanych osób i prawie zgubiła swojego przewodnika, który przeszedł przez hol i zniknął za parą podwójnych, masywnych drzwi. Dziewczyna szybko pobiegła jego śladem. Za progiem jej oczom ukazała się obszerna jadalnia z ciężkim stołem otoczonym co najmniej tuzinem krzeseł, uginającym się pod ciężarem licznych półmisków z parującą zawartością. Usta Melisy wypełniły się śliną, kiedy zdała sobie sprawę, jak bardzo jest głodna. Poza nią i Symonem w jadalni znajdowali się jeszcze zgarbiona dziewczyna w grubych okularach i dużym swetrze oraz wysoki, szczupły mężczyzna. Siedzieli za stołem i byli pogrążeni w rozmowie.

Symon krzyknął, zwracając uwagę obecnych:

‒ Martho, Kasjuszu, to Melisa. Meliso, poznaj Marthę i Kasjusza ‒ przedstawił ich sobie. Para kiwnęła w jej stronę, a po chwili powróciła do rozmowy.

‒ Ci dwoje nie dali może przykładu najlepszych manier, ale przywitali cię najserdeczniej, jak mogli. ‒ Symon ujął ją za ramię i poprowadził do krzesła. Usiadł obok niej i zaczął nakładać sobie jedzenie.

‒ Dużo ludzi tu mieszka? ‒ zapytała Melisa po chwili przyzwyczajania się do nowego otoczenia.

‒ Zależy kiedy. Czasem wielu, czasem najwyżej dziesięcioro. Wiesz, każde z nas ma inne zdolności i inaczej pomaga Mięcie. ‒ Wzruszył ramionami. ‒ Najgorzej będzie tuż przed sabatem, kiedy cały dwór się tutaj zjedzie. Setki różnych magicznych, ważnych i mało ważnych będzie siedziało tutaj aż do pochodu ‒ westchnął i zajął się jedzeniem.

Zaraz potem do jadalni weszła Mięta, rozejrzała się po siedzących i kiedy dostrzegła Melisę, podeszła do niej i usiadła obok.

‒ Cześć, kochanie. Jak się masz?

‒ Lepiej, dziękuję. Ale mam do ciebie jeszcze jedno pytanie ‒ odpowiedziała, czując się głupio z powodu swojej niewiedzy.

‒ Co takiego? ‒ Mięta poświęcała Melisie całą swoją uwagę, wpatrując się w nią swoimi ogromnymi, jasnymi oczami.

‒ Co to jest sabat?

‒ Och! ‒ Mięta zaśmiała się. ‒ Sabat to spotkanie wszystkich żyjących czarownic. Co trzy lata zbieramy się, by zacieśnić więzy i nauczyć się nowych rzeczy. Czasem to właśnie na sabacie wybieramy naszą królową, która jest przykładem zachowania dla reszty i wiedzie życie całkowicie poświęcone sztuce magicznej.

Po zakończonym posiłku Mięta poprosiła Melisę, by na nią poczekała. Gospodyni wymieniła kilka słów z Marthą i wróciła do Melisy.

‒ Chodź za mną, kochanie. Chyba należy ci się kilka słów wyjaśnienia. ‒ Pociągnęła ją przez hol do przytulnego pokoju pod schodami. Cały obłożony był kwiecistą tapetą w ciepłych kolorach, pod ścianami stały regały z książkami, a wygodne kanapy kusiły, by na nich odpocząć po obfitym posiłku. Melisa, nie zwlekając, usiadła na jednej z nich.

‒ Wszystko dobrze? Głowa już nie boli? ‒ Mięta jeszcze raz spojrzała na nią uważnie.

‒ Tylko trochę, ale poza tym tak, wszystko w porządku. Nie wiem, jak ci dziękować za uratowanie życia, Mięto.

Mięta tylko machnęła dłonią, przysiadając obok niej.

‒ To mój obowiązek pomagać potrzebującym. Zwłaszcza jeżeli są, tak jak ja, magiczni. Zupełnie jak moja matka, jej matka i większość kobiet w mojej rodzinie, począwszy od Pierwszej.

‒ Od kogo? ‒ Melisa zmarszczyła brwi.

‒ Od Pierwszej. Każdy ród czarownic pochodzi od jednej z trzydziestu pierwszych wiedźm, które otrzymały swoje moce na samym początku istnienia ludzkości. ‒ Mięta wydawała się natchniona. Widząc niezrozumienie w oczach Melisy, wykrzyknęła: ‒ Ależ ty naprawdę nic nie pamiętasz! Chodź, pokażę ci coś. ‒ Wróciły do holu i stanęły przed jedną ze sportretowanych dam.

‒ To jest jedna z Pierwszych, Sofia, od której mój ród się rozpoczął. Ściślej mówiąc, to od jej praprawnuczki Eleonory, ale każda z nas wybiera sobie jedną z Pierwszych, która pomaga jej w byciu dobrą wiedźmą.

Podeszły do kolejnego obrazu, z którego łagodnym wzrokiem spoglądała na nich piękna blondynka ze szmaragdowymi oczami i wąskim nosem. Na jej ustach gościł delikatny, dobrotliwy uśmiech, zupełnie jakby miała zaraz wyjść z ram i upiec im ciasteczka.

‒ To jest Eleonora. Kiedy wyszła za mąż za Ewarysta, odeszła z domu rodzinnego i założyła własny klan. Przez wiele, naprawdę wiele wieków rósł on we wschodniej Europie, by skurczyć się do zaledwie garstki pięciu czarownic, które tuż przed wojną uciekły do Nowego Świata. ‒ Mięta prowadziła Melisę, mijając wiele obrazów, by zatrzymać się przed jednym, przedstawiającym bardzo przystojną kobietę w czepku i okularach. Dłonie miała złożone na podołku, a głowę zwróconą profilem do patrzących. ‒ To Maria, jedna z trzech wiedźm, które przeżyły podróż. Ona poprowadziła je wraz z ich rodzinami do tego miejsca i stała się głową rodziny w nowej siedzibie. Zupełnie jak Eleonora. Maria jest moją babcią.

‒ I wszystkie czarownice tak daleko wstecz potrafią określić swoje przodkinie?

‒ U nas rodzina jest na pierwszym miejscu. Trzeba wiedzieć, skąd się pochodzi ‒ odparła Mięta stanowczo, ale potem najwyraźniej przypomniała sobie, w jakim stanie jest Melisa. ‒ Och, przepraszam cię, kochanie. Nie chciałam zrobić ci przykrości.

‒ Nie, spokojnie. Rozumiem ‒ odparła, nie za bardzo przejmując się słowami Mięty. ‒ Skoro to jest twoja babcia, to to musi być twoja matka? ‒ Zmieniła temat, wskazując elegancką kobietę z gęstymi kruczoczarnymi włosami, wyniośle patrzącą z obrazu.

‒ Tak, to ona. Umarła, kiedy byłam mała ‒ odparła Mięta przygaszona.

‒ Teraz to mi jest przykro. ‒ Melisa uśmiechnęła się zakłopotana.

‒ Nie ma sprawy, słabo ją pamiętam. ‒ Dziewczyna wzruszyła ramionami. ‒ Kiedy moi rodzice zginęli, miałam pięć lat, wychowywała mnie mama mojego taty, póki sama nie zmarła. Po pogrzebie sprzedałam jej dom i przeniosłam się tutaj. ‒ Spojrzeniem ogarnęła hol. ‒ To dom, który wybudowała Maria, zawiera w sobie nawet fragment ściany z budynku, w którym mieszkała Eleonora.

‒ O, to niesamowite.

‒ Dzięki temu ten dom jest kontynuacją wszystkich poprzednich, czuję w nim czasem moc nagromadzoną przez pokolenia ‒ westchnęła zamyślona.

‒ Mięta, jest sprawa, która wymaga twojej decyzji ‒ przerwała im rozmowę Jenna.

Mięta przeszła szybko do swojego gabinetu, a w holu zostały tylko Melisa i Jenna.

‒ Opowiadała ci o swojej rodzinie? ‒ zaciekawiła się wytatuowana kobieta.

‒ Tak. Coś niesamowitego, tak móc wyliczyć każdą pojedynczą czarownicę tyle pokoleń wstecz. Ty też pochodzisz od… ‒ Zapomniała, jak miała na imię Pierwsza, o której opowiadała jej Mięta

‒ Sofii? O nie, ja pochodzę od jednej z azjatyckich Pierwszych. Moi potomkowie prawdopodobnie są jakoś spowinowaceni z Miętą, ale kiedy ja byłam głową rodziny, czarownice z Europy i Azji trzymały się własnych podwórek. Oczywiście tyle czasu minęło, nie udało się uniknąć jakichś koligacji, ale zazwyczaj wiedźmy trzymają się miejsca, z którego pochodzą. Daje im to siłę i poczucie bezpieczeństwa.

‒ Jenno, ile masz lat? ‒ Melisę zainteresowało to, że Jenna opowiadała jakby o zamierzchłej przeszłości.

‒ Och, kilka stuleci zapewne. Kto by to liczył. ‒ Wzruszyła ramionami i oddaliła się do swoich obowiązków, unikając kontynuowania tematu.

‒ Jenna nie lubi, gdy jej się przypomina, jak dawno ostatni raz przebywała ze swoją rodziną ‒ odezwał się za plecami Melisy kobiecy głos. Dziewczyna odwróciła się, ale nie dostrzegła nikogo w pobliżu.

‒ Słucham?

‒ Jenna chciałaby wrócić do rodziny, ale nie może ‒ powtórzył głos.

Melisa była zdezorientowana. Rozglądała się na boki, szukając swojego rozmówcy.

‒ Jestem tutaj. – Głos znikąd znowu przestraszył Melisę.

‒ Gdzie?

Usłyszała westchnięcie.

‒ Tu, tuż przed tobą!

Melisa odwróciła twarz. W dalszym ciągu nie widziała nikogo.

‒ Jesteś… niewidzialna?

‒ Brawo. ‒ Usłyszała klaśnięcie.

Teraz mogła prawie dokładnie określić, skąd pochodziły dźwięki.

‒ Jesteś… naga?

Znów westchnięcie.

‒ No raczej byłoby mi zimno, nie? Jak coś jest moje przez dłuższy czas, to też robi się niewidzialne.

‒ Och. Hm… Jak to się stało, że jesteś niewidzialna?

‒ Sama o tym zdecydowałam. Jestem czarownicą, jak ty i Mięta. Postanowiłam nie pokazywać ludziom swojej fizycznej strony, by skupili się na mojej osobowości.

‒ To bardzo pomysłowe. Musisz być bardzo zdolną czarownicą. Co mówiłaś o Jennie?

‒ Bidulka z niej. Jest skazana na tysiąc lat służby potomkiniom Eleonory.

‒ Wszystkim?

‒ Jedynie Mięta została.

‒ Słucham? ‒ Zszokowana Melisa spojrzała po wszystkich pokoleniach czarownic uwiecznionych na obrazach. Tyle wieków sprowadziło się do jednej tylko Mięty. ‒ Jak to się stało?

‒ Wojna. Do Nowego Świata przedostały się zaledwie trzy czarownice, a jedyną żyjącą ich potomkinią jest nasza Mięta. To dlatego jest taka potężna. ‒ Rozmówczyni prawdopodobnie dostrzegła konsternację Melisy, ale ona przecież nie mogła być tego pewna. ‒ Ach, bo ty nie wiesz. Kiedy czarownica umiera, jej moc rozdzielana jest pośród wszystkich jej żyjących krewnych. Po wojnie babka Mięty i jej siostry były bardzo silne dzięki mocy, którą otrzymały od swoich zmarłych bliskich. A Mięta ma w sobie to wszystko. Cała potęga rodu Eleonory w tak małych, tak kruchych dłoniach ‒ westchnęła czarownica.

‒ Hm… jestem pewna, że Mięta da sobie radę ‒ powiedziała Melisa, ale wcale nie była pewna. Nie znała jej przecież.

‒ Skąd wiesz?

‒ Nie wiem. Chciałam cię uspokoić. ‒ Wzruszyła ramionami.

Niewidzialna czarownica roześmiała się.

‒ Z ciebie to jest numer. Skąd cię wzięli?

‒ Nie wiem. Nic nie pamiętam. Dzisiaj rano obudziłam się na górze. ‒ Melisa podniosła palec wskazujący.

‒ Pamiętam, jak cię znaleźli. Trzy dni temu centaur wbiegł do tego holu, dudniąc kopytami. Niósł cię na rękach, nieprzytomną. Niesamowity widok.

‒ Tak, pamiętam. ‒ Kiwnęła głową.

‒ Pamiętasz? Przecież byłaś nieprzytomna.

‒ Wydaje… wydaje mi się, że pamiętam. ‒ Zmieszała się. Jeszcze tego ranka wiedziała, że miała takie wspomnienie. Teraz nie była pewna. Skoro była nieprzytomna, to było to raczej niemożliwe.

***

‒ Anna? Rozmawiasz sobie z naszym nowym gościem? ‒ Mięta wyszła ze swojego gabinetu i najwyraźniej zwracała się do niewidzialnej czarownicy.

‒ Ucięłyśmy sobie pogawędkę o tobie jako o najważniejszej czarownicy na świecie, Wasza Wysokość ‒ odparła Anna.

‒ Wiesz, że nie lubię, jak ktoś tak do mnie mówi ‒ westchnęła Mięta i zwróciła się do Melisy: ‒ Jesteś w moim domu i każdy, kogo tu spotkasz, jest moim gościem, nie musisz się obawiać nikogo, nikt cię nie skrzywdzi. Możesz zostać, jak długo chcesz, to nie jest żaden problem.

‒ Dzięki. Zwłaszcza że chyba nawet nie wiedziałabym, dokąd pójść.

Na chwilę zapadła cisza.

‒ Mówiłaś… coś o moich mocach? ‒ Ten temat nadal intrygował Melisę.

‒ Ach, tak. Widzisz, kiedy czarownica traci równowagę pomiędzy duchem a ciałem, a tak właśnie się dzieje, kiedy ktoś próbuje cię złamać, czyli odebrać ci zdolności, to może być śmiertelne. Tak jest w większości przypadków. Starałam się zagarnąć to, co jeszcze w tobie zostało, by uratować ci życie. Najwyraźniej wraz z twoimi mocami uciekły wspomnienia. Bardzo mi przykro, że nie wiesz, kim jesteś, czy masz jakąś rodzinę albo kto chciał cię skrzywdzić.

‒ To znaczy, że… ‒ Melisa zawahała się przed zadaniem bardzo dla niej ważnego pytania. ‒ Umiem czarować czy nie?

Mięta spojrzała na Melisę uważnie, jakby oceniała, czy jest gotowa usłyszeć prawdę.

‒ Ty sama? Niestety nie.

‒ No, ale chwilka. Powiedziałaś, że jeśli moce znikają, to się umiera, tak?

Reszta tekstu w pełnej wersji książki
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: