- W empik go
Dwór i dworki: szkic do powieści - ebook
Dwór i dworki: szkic do powieści - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 231 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
L. Kunickiego.
Warszawa,
Nakład i druk S. Orgelbranda Księgarza i Typografa przy z ulicy Miodowej Nr. 496.
1851.
Wolno drukować z warunkiem złożenia w Komitecie Cenzury po wydrukowaniu prawem przepisanej liczby egzemplarzy.
w Warszawie dnia 12/24 Maja 1850 r.
Cenzor Tripplin.
Rodzicom moim kochanym
ten Obrazek poświęcam.
Jeżeli bierzesz do ręki kochany czytelniku ten zarys, w nadziei ze w zagmatwanej jak w niejednym romansie intrydze, znajdziesz powód do zaostrzenia twej ciekawości, zawiedziesz się mówię ci naprzód jak najokropniej.
Niemniej gdy zechcesz w tym prostym obrazku znaleść średniowiecznego bohatera z brzmiącem Edgara lub Edwina imieniem i bohaterkę Ewelinę lub Matyldę, namiętnych, strasznych pełnych miłości wzajemnych poświęceń kochanków, różnemi przeszkodami od zawistnego losu prześladowanych, podobnież powtarzam raz eszcze, że zawód twój będzie okropny.
Nie spodziewaj się wreszcie, abym rozdziały miał wszczynać od czarującego wschodu lub zachodu słońca i romantycznych opisów okolic włosko – szwajcarskich, jak to w wielu naszych chociaż powieściach ma miejsce.
Rzecz bowiem tego szkicu jest bardzo prostą, pozbawioną wszelkiej intrygi a prowadzoną w okolicach jednego z zakątków kraju naszego, o którym podobno nie bardzo pochlebną masz co do piękności natury opinię, bo na Podlasiu; głównie miałem na celu wprowadzenie na scenę kilku figur, kilku postaci, dawniejszej daty, których liczba coraz się teraz zmniejsza, a których wizerunki nie jednemu z was może na tle z dziecinnego wieku pamiątek, wraz ze starym rodzinnym dworem, żywo jeszcze stoją w pamięci.
Zaczynam więc po prostu.
W dość smutnej choć przyjemnej okolicy Podlasia leżała wieś zwana Dębową-wólką
Wieś o foremnych z murowanemi kominami i dużemi oknami chałach, z kościołem i karczmą, rozciągała się na wzgórzystem wybrzeżu obszernego jeziora, z jednej strony zarosłego trzciną, z drugiej zaś od strony wsi, czystego i spokojnego jak powierzchnia zwierciadła.
Zdala owocowe drzewa ogródków, któremi każda prawie chata była otoczoną i lipy wyniosłe ocieniające stary z wysoką blaszaną kopułą kościół, rysowały się na tle nieba w rozmaitych kształtach i odbijały się w spokojnej wodzie jeziora.
A krzyże wysmukłe, drewniane, gdzieniegdzie wieńcem zeschłych kwiatów lub białemi chustami przewiązane, rozciągały swe ramiona po nad polami, na zakrętach dróg, jak gdyby na straży dla obrony plonów od gradu i burzy.
Od strony tylko jeziora nieco urozmaiconą i miłą wydawała się okolica, bo z drugiej po za wsią, rozciągała się pusta równina szarzejącym w dali zamknięta lasem.
Po lewej stronie wioski, ulicą topolami wysadzaną od niej oddzielony, stał dwór pański, obszerny, stary z wysokim o drewnianych filarach gankiem i kilkoma białemi kominami sterczącemi nad złamanym dawnej struktury dachem; obok niego stała podobna mu kuchnia, lecz o jednym dymem poczerniałym kominie, z dzwonkiem przy drzwiach, do której od ganku dworu mocno udeptana prowadziła ścieżka.
Przededworem rozciągał się obszerny dziedziniec z okrągłym trawnikiem otoczonym brzozowym płotkiem, na prost ganku w drugim końcu dziedzińca stały stodoły z bocianiemi gniazdami, następnie obory, stajnie i stary lamus ze spiczastym o mosiężnej gałce dachem i gankami, czarny, pochylony, zamykały dziedziniec.
Za dworem wznosiły się topole i lipy odwieczne, obszernego choć nieco opuszczonego ogrodu.
Niezwyczajna czystość i porządek w wygracowanych i żwirem posypanych ścieżkach dziedzińca, w lśniących szybach okien dworskich, w białości świeżej jego drewnianych a starych ścian, dziwnie odbijała przy starości dworu; patrząc nań mimowoli nasuwało się porównanie do staruszka w wykwintne i świeże przyodzianego stroje. Lecz wejdźmy wewnątrz.
Z sieni w wieńce zbożowe przybranej z ławami i parawanem zasłaniającym schodki na górę, było troje drzwi: na prawo wiodły do kredensu, na prost i na lewo do pokojów pańskich. Pięć czy sześć pokoi widnych, obszernych, wesołych, składało apartamenta tego starego dworu: między niemi odznaczała się sala ze szklannemi na ogród drzwiami z dużym zegarem na kominie, fortepianem i kilkoma portretami mężczyzn i kobiet w tegoczesnych ubiorach.
parę luster po bokach, kanapa jesionowa z czerwonem adamaszkowem pokryciem, przed nią stół wiśniowy, wreszcie krzesełka z tegoż co i kanapa drzewa i tąże pokryte materyą, swą formą dawniejszych sięgały czasów; słowem nie było tam tej elegancyi, tych palisandrów i nic nieznaczących a kosztownych ozdóbek, a natomiast czystość w utrzymaniu tych sprzętów, przytem widny i wesoły pokój coś niezwykle pociągającego nadawały tej bawialni.
Pokój jadalny podobnież starej formy zastawiony meblami, ściany miał pokryte familijnemi portretami o postaciach z podgolonemi czuprynami, zawiesistemi wąsami, z tym wyrazem szczerości i wesela na czerstwych i rumianych twarzach, jakichbyśmy teraz napróżno między żyjącemi szukać chcieli.
Minąwszy jeszcze kilka pokoi w których nadzwyczajna czystość wraz z… prostotą umeblowania byty połączone, zajdźmy do sypialni gospodarza a tu w ustawionych tu i owdzie sprzętach, poznamy najlepiej duch i usposobienie pana domu.
Pokój dość duży i widny z oknami na ogród wychodzącemi, w jednym jego rogu stało ozdobne z galeryjkami choć stare już łóżko, przykryte czerwoną atłasową kołdrą i kilkoma poduszkami misterną w kwiaty robotą wyhawtowanemi po rogach, nad łóżkiem wisiał w srebrnych a poczerniałych już ramach obraz Matki Boskiej w podobnież srebrnej sukience z dziecięciem na ręku, znać odwieczna pamiątka po przodkach gospodarza, bo twarze na drzewie malowane straciły barwę swego kołorytu i czarną starości pokryły się powłoką. Na przeciwnej ścianie po nad szafką ze szklannemi drzwiami założoną książkami, zawieszone były trofea myśliwskie, złożone z ozdobnej i zgrabnej dubeltówki, kordelasa, trąbki i torby, nad niemi ogromne jelenie rogi rozpościerały gałęziste swe ramiona, na biórka po pod oknem leżało w porządku kilka książek do nabożeństwa starych ze zbutwiałemi już okładkami, kilka romansów Dumasa, Ulana, Pamiętniki Nieznajomego i kilka dzieł historycznych Wójcickiego, obok tego leżał zapisany papier i materyały piśmienne, dodać jeszcze do tego fajczarnią w rogu, z kilkunastu z ogromnemi bursztynami fajek złożoną, a będziemy mieli wierny obraz sypialni gospodarza.
Był nim Staś młody 22 letni Zaledwo chłopak, który rok dopiero jak po śmierci ojca nad dość obszernym z kilku składającym się wiosek folwarkiem, objął zarządy.
Był wysokiej, szczupłej, zgrabnej postaci; twarz jego młodociana czarnym dopiero na ustach porastająca puszkiem, zachowała jeszcze ten wyraz swobody i naiwności niemal dziecięcej; na jego wysokiemi otwar – tem czole, w jego jasnych dużych szafirowych oczach zdawało się ze czytać mogłeś jego myśli. Włosy ciemne z wdziękiem w pukle zakręcające się około jego białych skroni, cera twarzy nieco blada i delikatna, rysy twarzy regularne lecz drobne, nie dawały mu pozoru męzkiej piękności, lecz natomiast rzecby można ze Staś był ładnym chłopcem, ale ładnym pięknością kobiecą; mimo to jednak nie chcemy szkalować Stasia malując go papinkowatym, zniewieściałem, broń Boże; "wdał się on swoją urodą jak dwie krople wody w nieboszczkę matkę, Panie świeć nad jej duszą." mawiał stary Walenty sługa domowy, lecz pomimo to nic brakło mu na przymiotach męzkości, a naprzód: jeździł uczenie i odważnie konno, i nie obawiał się na najdzikszego wsiąść rumaka, wytrzymałym był na niepogody, lubił polowanie, strzelał dobrze i w fechtowaniu dość był biegłym.
Serce czyste, niewinne, dziecięce prawie, pod starannem i może za ostrem trochę wychowaniem ojca, żołnierza, nie było jeszcze zatrute zepsucia oddechem. Nie znał świata i ludzi i zapatrywał się na nich z dobrej ich tylko strony; obłuda, kłamstwo, brudne czyny świata, były dla niego obcemi, nie pojmował ich prawie, bo cnotę uważał za powinność, uczucie honoru za droższe nad życie, nad wszystko, a karcony za młodu od ojca za najmniejsze kłamstwo, wzwyczaił się mówić zawsze to co czuł i myślał, i przyrzeczenie lub dane słowo za świętą uważał powinność. Łagodny, powolny, bez przesady w ruchach i w mowie, naiwny i prosty w wyjawianiu zdań dalekim był od tej zarozumiałości o sobie, od tej pewności siebie tak pospolitej w jego wieku indywiduach; słowem Staś było to zjawisko rzadkie, przykład do naśladowania w zepsutej przedwcześnie zwykle młodzieży naszej. Pobożny nie pojmował aby wiek młody nadawał mu prawa do lekceważenia przepisów religii, dla tego nie wstydził się klęczący mówić pacierz rano i wieczór, tak jak od małych lat zwykł był przed obrazem Matki Boskiej odmawiać, w Niedzielę bywać na mszy, zwłaszcza gdy kościół miał pod bokiem, i inne od naszej wiary wymagane wypełniać obowiązki.
Posłuchajmy starego o siwym wąsie i łysej głowie Walentego, który swego panicza za ideał doskonałości uważa i komu może to prawi: jak to bywało za czasów nieboszczyka Jegomości, a poznamy sposób wychowania i bieg życia Stasia.
– Ho ho jak to bywało panie dobrodzieju – zwykł był mawiać Walenty, zażywając powoli tabakę i podnosząc strzępiastę swe siwe brwi, przez co jego łyse czoło na wyraziste fałdowało się kresy, – jak to bywało zaraz to Aspanu opowiem: oto trza bo Aspanu wiedzieć, że nasz Jego – mość ś… p… to byt stary żołnierz z czasów Napolijońskich…. był panie Majorem ponoś, Otoż gorączka panie jakich mało, wszystko musiało być u niego panie szarmancko, czysto, świeżo i duchem…. ale przy tem godny pan, poczciwy pan… ho, ho, jak mało… ta się spytajcie chłopów z naszych wsi Semena, Kondrata…. to oni wam najlepiej powiedzą, oni poszliby panie byli w ogień za nim.. otóż widzisz Aspan kiedy się nasz panicz kochany urodził, to pamiętam jak nam mówił nasz nieboszczyk Jegomość uradowany: "Słuchajcie dzieci! Pan Bóg mi dai syna, rad temu jestem potrzeba nam z niego człowieka nie babę wychować co? prawda? i zaczął się pamiętam jak dziś śmiać okrutnie głośno tak jak to zwyczajnie robił w radości jakiej…. tak tedy my jemu z ukłonem odpowiedzieli: niechaj się Panu Bogu na chwałę, a JW. Panu na pociechę lat starych chowa zdrów.. a pamiętam wówczas wypiliśmy wina kupe ho kupe!
I dziecko rosło chwata Bogu zdrowo, chowało się i wyglądało jak rydz, a zarazem panie mówił pamiętam: "podobniusieńki do JW. Pani jak dwie krople wody…." ale bach panie przychodzi pewnego razu zmartwienie okrutne, nasza Pani, już to zwyczajnie słabowita, strasznie raz zapadła i Bogu ducha oddała…. byłoż to lamentu panie było! Jegomość myśleliśmy ze zwarjuje, my płakalim, ale co poradzić!…. Wtenczas to pamiętam przyjechała siostra Jegomościną z Litwy, co już także z Bogiem spoczywa, i zamieszkała przy bracie, bo potrzeba było i kobiecego trochę starania około dziecka i zarządzenia jakoś gospodarstwem kobiecem, choć tak jak teraz tak i w tenczas była szafarką pani Adamowa. Nasz panicz kochany miał dopiero z lat jakie dziesięć, a Jegomość już go hartował pamiętam: sypiać mu nie kazał ono na twardem, rano i wieczór pacierz kleczący z uwagą przy sobie mówić, a już był księdza kapelana przyjął, co Panicza religii i początkowych nauk uczył… Ostro z chłopcem jak zwyczajnie po żołniersku postępował Jegomość, choć go kochał passyami… konno kazał go uczyć Bartoszowi, a za najmniejszą psotę, karcił go srogo bywało… Nie raz to a siostra pani Zalewska (niech z Bogiem spoczywa) ujmowała się za dzieckiem i powstawała zwyczajnie na Jegomościa, a to ze zamęczy biedne dziecko, zabije tym hartem; nic nie pomogło, Jegomość odpowiadał jej zwykle: Aścka bo byś wychować go chciała na gagatka, na babę, a ja chcę zęby był panie mężczyzną…. Potem kiedy już panicz znacznie podrósł, przyjął był Jegomość dwóch Gubernerów, którzy go różnych języków zagranicznych i wyższych nauk uczyli, a z każdym dniem panie niezwyczajny postęp robił on w naukach, a zawsze był z zarównym dla ojca respektem, dla nas domowników z grzecznością. Kiedy już do lat 20 dochodził, odprawił Gubernerów Jegomość, a paniczowi po wielu rozsądnych panie przestrogach i uwagach, pozwolił pomagać sobie w zarządzie gospodarskim.. Od tej pory codziennie prawie na koniu panicz jeździł, doglądał i zdawał potem ojcu relacyę; ledwo ze mu czasem Jegomość wyjechać w sąsiedztwo pozwolił, a strzegł strasznie i uważał towarzystwa młodych szczególniej, z któremi panicz zawierał znajomości, bo mówił często: ze nic panie tak prędko nie zepsuje młodego, jak zła kompanja… Wieczorami jeżeli kogo nie było z sąsiedztwa (a bywała zawsze prawie massą gości), to poczciwy nasz panicz po dziennej pracy musiał jeszcze czytać rozumne książki i pisać swoje uwagi…. ale nadeszła nareszcie chwila straszna dla panicza i dla nas, którzyśmy do Jegomości byli tak przywiązani, zachorzał pewnego razu nasz starszy Pan i Bogu ducha oddał…. A pamiętam jak gdyby to dziś było, choć to temu już rok drugi, staliśmy około łóżka Jegomościnego, ja, pani Adamowa, panna Scholastyka co mieszka na dworkach na wsi, pan Kapitan i Bartosz, panicz klęczał przy łożu w nogach szlochając, a Jegomość cichym już głosem, z obrazem Matki Boskiej w ręku, tym co to wisi w sypialnym pokoju panicza, dawał ostatnie przestrogi synowi i żegnał go i nas razem. Płaczu było i lamentu nie mało, to Aspan łatwo możesz się domyśleć i teraz jeszcze jak sobie wspomnę to mi się łzy w oczach kręcą"…. i natem zwykle kończył swe opowiadanie Walenty, i łzę rękawem ocierał.
Podobne odebrawszy wychowanie Staś do 22 roku życia, przechował się jak rozwijający się pączek róż)', w całej swej świeżości i krasie: czy go robak zepsucia zawcześnie nie stoczy, o tem trudno zaręczyć, wiek bowiem Stasia tak jest skłonnym do odmian, charakter nie wyrobiony, zasady nie ustalone, tak łatwo w tę lub ową przechylić się mogą stronę. Jeden krok w zgubne, naganne towarzystwo, a nieświadomemu świata i ludzi jak Staś młodzieńcowi, łatwo zatrze niewinność z jego czoła, zagłuszy w nim ziarno cnoty z mozołem przez rodziców wszczepione.
Na szczęście przyjaciółmi jego dotychczasowymi, było kilku młodych, podobne do 'niego wiodących życie i podobnych jemu zasad zwolenników.
Kończąc ten powierzchowny Stasia obrazek, dodać jeszcze potrzeba, ze co do wyobrażeń o miłości, bo któż o niej w jego wieku nie marzy, utworzył on był w swej głowie ideał, który pieścił, do którego wzdychał, a którego może nie spodziewał się znaleść, bo dotychczas widziane okoliczne piękności, ani troszkę nie były zbliżone do tego wymarzonego przezeń obrazu.
Drugi to rok dopiero jak z pod ojcowskiej wyszedłszy opieki, zarządzał jak już mówiliśmy majątkiem nie wielkim lecz dorobnym; otoczonym był nadto kilkoma staremi indywiduami, wiernemi sługami dworu i rezydentami, którzy razem wszyscy jak duchy opiekuńcze nad nim czuwali.
Stary Walenty któregośmy już z jego opowiadania trochę poznali, starzec przeszło 60-letni, o dużej łysej głowie, ozdobionej siwemi wąsami, o wyrazie twarzy trochę surowym lecz pełnym poczciwości i otwartości, całem sercem i duszą przywiązanym był do panicza, do dworu, gdzie już przebył kilka lat dziesiątków. Dla ukochanego panicza poszedłby on w ogień, życie by dał za niego, bo panicz w jego oczach był ideałem, postępowanie młodego Pana było tak zgodne z maksymami starego! podziwiał jego pobożność w tym wieku, skromność, obejście się; dlatego też kogo mógł złapać, to mu zaraz o paniczu prawił i o tem juk to bywało za cza-
sów nieboszczyka Jegomości, a trzeba także wiedzieć, ze jako stary lubił gawędę.
– Aby się ono panie nie zepsuło, – mawiał często zażywając powoli tabakę i podnosząc swe brwi strzępiaste.
Ubraniem jego była zwykle, siwa długa kapota ze świecącemi guzikami i buty ze sztylpami.
Jakkolwiek młody panicz poufale z nim zawsze rozmawiał gdy mu rano śniadanie zastawiał, lub gdy mu do obiadu usługiwał, Walenty jednakże z wielkim respektem, prostował się zawsze przed nim, rozkazy jego jak najakuratniej wypełniał, i w ważnych tylko okolicznościach z perorą lub nauką wyjeżdżał.
Nagany o opieszałość w służbie Walenty nie usłyszał od nieboszczyka Jegomości ani tez od panicza, ho, ho, za punkt honoru to uważał i chwalił się z tem nie raz, bo tez wszystko szło u niego jak w zegar – ku przez nałogowe nawyknięcie do jednych i tychże samych zatrudnień.
Budził go w kredensie raniutko zegar z kukułką, zaczynał stary odmawiać pacierze, zamiatając i okurzając pokoje, potem przynosił kawę przez panią Adamowe w garderobie przyrządzoną paniczowi, stawiał ją na stole i powracał do drzwi, gdzie w pokornej zwykle stawał postawie. Sam nigdy mówić nie zaczynał, dopiero zapytany od panicza czasem się rozgawędził. Pożartował z nim tez często panicz, aż się stary roześmiać musiał ki, ki, ki. Przy obiedzie podobnież usługiwał z powagą i uszanowaniem, wieczorem gdy już ukończył wszystkie swoje prace, a panicz po powrocie z pola, z polowania lub sąsiedztwa, czytał lub pisał w swym pokoju, stary siedział w kredensie, śpiewał nabożne pieśni, lub tez poszedł do pani Adamowej na gawędę.
Pani Adamowa albo inaczej Wolińsiu, jak ją nazywał panicz, był to drugi egzemplarz starej i przywiązanej sługi.
Lat przeszło czterdziestu, otyła, o rumiannych policzkach, ruchawą nadzwyczaj, nadzwyczaj podobnież była przywiązaną do Panicza i do dworu, gdzie oddawna obowiązek szafarki pełniła. Głos jej dyszkantowy, donośny, słychać było na drugim rogu domu, gdy łajała baby pod jej zostające komendą, a gderała i łajała często, wzwyczaiła się do tego powoli, nad niesfornemi jak mawiała sługami i gniewność ta, wsiąkła prawie w jej obejście się z każdym a nawet z Paniczem. Twarz zawsze serjo, rzadko bardzo w chwilach chyba bardzo dobrego humoru, rozjaśniała się uśmiechem i wtenczas widoczne były dwa rzędy popruchniałych i pokrzywionych jak wieże bolońskie zębów. Strój jej nie zawsze był zupełnie kobiecym, bo na słotę i zimno ubierała się w długie męzkie buty i kożuch prosty barani i mrucząc sobie co mi tam! biegła żwawo po błocie lub śniegu na folwark, do kurników, do chlewików, sama rozsypując ziarno dla drobiu, wołając przenikliwie tiu, tiu, tiu; na lamus czarny po jego popruchniałych gankach, do serów biegała po schodach z nadzwyczajną szybkością. Śmiał się z niej nieraz Panicz, z jej stroju, mitygował w jej passyi gdy nie raz porwawszy harap wiszący w garderobie nad jej łóżkiem, biegła za babami odgrażając się. Zawsze coś prawie znalazła do nagany, zrzędziła sama na siebie, chowała wszystko, zamykała, narzekała na nadzwyczajne expensa, gdy była w złym humorze; i Paniczowi się nierzadko co od Wolińsi usłyszeć zdarzyło, jak np. "Już to swawola jak Boga kocham, zęby aptyczkie Pan darmo trzymał dla tych chamów i wydawać kazał bezpłatnie, ciekawa jezdem" a było to jej przysłowie, albo: "czy tez to słychane rzeczy, zęby Pan był taki lowany i nie wypędził choć z raz tych chamów, co zawsze z jakąś proźbą przyłażą" albo tez czasem gdy Panicz po powrocie z polowania z dobrym apetytem, prosił Wolińsi o przygotowanie mu przekąski, a gdy na jej zły humor trafił, odpowiadała gniewnie: "tak! ciekawa jezdem zkąd wezmę, nie mam nic, gdzie ja tam będę dziesięć razy do jedzenia przyrządzać, obiad był nie dawno" pomimo to jednak gawędząc sama z sobą, przynosiła przekąskę.
Mitygował ją czasem i Walenty, ujmując się za Paniczem szczególniej, to i Walentemu tak się odcięła, ze później ze trzy dni nie częstowali się tabaką i nic nie gadali do siebie, a Panicz śmiał się tylko w duchu; bo znał grunt poczciwy i przywiązanie pani Adamowej.
Ale bo tez pomimo tego gderania, pani Adamowa sama zawsze przyrządzała kawę z kożuszkami, które Panicz lubił, i piekła mu zawsze dobre sucharki, dysponowała leguminki, i znosiła ze spiżarni konfiturki.
Jej mieszkaniem była garderoba, gdzie był komin do grzania kawy, gdzie stało jej łóżko, ściany obrazkami świętych były pooblepiane, a w oknach gile i szczygły w klatkach, które lubiła, odzywały się różnemi głosy.
Stara Małgosia co kawę gotowała w garderobie i pomagała pani Adamowej, a co nie mało zawsze słuchać łajań musiała, choć już z większą jak dla kogo innego udzielanych względnością, bo dla jej wieku; chłopak do pomocy Walentemu, składali cały poczet domowych tego dworu, nie wyłączając także starej kucharki w kuchni, i Macieja wąsale furmana.II.
Na wsi, w pobliżu kościoła i plebanii, od strony ulicy topolowej oddzielającej wieś od dworu, stało rzędem kilka drewnianych, pobielonych ze słomiannemi dachami dworków, i tę część wioski zwano białemi dworkami.
Różniły się one od chat wieśniaczych, ganeczkami na drewnianych słupach wspartemi, i dużemi oknami, różnokolorowemi, opatrzonych okiennicami; przy każdym z nich dziedzińczyk i małe zabudowania gospodarskie, ogródki owocowe i warzywne razem, z tyłu domu, i gołębniki gdzieniegdzie, na biało malowane.