Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Dwór rusałek - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
14 kwietnia 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
37,99

Dwór rusałek - ebook

„To historia utkana z emocji i wzruszeń. Urzekająca powieść, którą chce się przeczytać jednym tchem”.

- Gabriela Gargaś

„Romantyczna opowieść pełna tajemnic. Dotyka serca i długo pozostaje w pamięci!”

- Krystyna Mirek

Stary dwór nad jeziorem i tajemnica, którą rozwikłać może jedynie ktoś o wyjątkowo wrażliwym sercu…

Olga zawsze czuła, że nie pasuje do coraz szybciej pędzącego świata. Cicha i nieśmiała, nie oczekuje od życia zbyt wiele. Prowadzi księgarenkę w samym sercu Wilna i marzy o wspólnym życiu z ukochanym.

Jednak przebiegły los ma wobec niej inne plany. Olga niemal z dnia na dzień traci wszystko: księgarnię, w którą włożyła całe serce, i mężczyznę, który jak się okazuje, od dłuższego czasu ją oszukiwał.

Zupełnie zagubiona, przypadkiem trafia do dworu na Podlasiu, położonego nad przepięknym jeziorem. I kiedy już wydaje się, że odnalazła bezpieczną przystań, dziewczyna wpada na trop tragedii sprzed lat. W dodatku zbliża się rusałczy tydzień, a wraz z nim śmiertelne niebezpieczeństwo. Znad jeziora tymczasem coraz częściej dobiega tajemniczy śpiew…

Czy Oldze uda się uniknąć losu kobiet, które wcześniej mieszkały we dworze?

Czy pozna smak prawdziwej miłości, nie płacąc za to najwyższej ceny?

Dwór rusałek to druga część trylogii „Dni mocy”. Każdy tom opowiada o szczególnym czasie w słowiańskim kalendarzu.

Jeżeli sądzisz, że we współczesnym świecie nie ma miejsca na romantyczną miłość, odkryj książki czarodziejki słowa Doroty Gąsiorowskiej. Powieści, które pozostają w sercu!

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-240-8269-8
Rozmiar pliku: 990 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PROLOG

Elfina wspięła się na paluszkach i zajrzała do chaty przez małe okienko. Nagle odskoczyła, przykładając dłoń do rumianej z wrażenia buzi. Tata wyjął z rzeźbionej szuflady tę szczególną rzecz, która tak bardzo pobudzała jej wyobraźnię. Potem zapakował to zielone cudo do ślicznej drewnianej skrzyneczki, na koniec obwiązując całość czerwoną wstążką. Już z samego rana obiecał, że dzisiejszy dzień będzie wyjątkowy, i Elfina podejrzewała, że ukochany tata zdecydował się spełnić jej marzenie. Mimo że wcześniej wydawał się zły nawet wtedy, gdy pytała, czy choć przez chwilę może na to popatrzeć.

Z radości aż zatuptała, a zaraz potem rozemocjonowana pobiegła w stronę łąki. Pomyślała, że ona też zrobi tacie niespodziankę i nazbiera bukiecik polnych kwiatów. Bardzo lubił, gdy z glinianego wazonika przy oknie wychylały się kolorowe roślinki. Rwała więc drobniutkie rumianki, strzępiaste chabry, koniczyny o liliowych główkach i żółte kaczeńce, przez cały czas nucąc melodię, którą ostatnio gdzieś usłyszała. Nie potrafiła przypomnieć sobie gdzie, ale dokładnie ją zapamiętała. Tata czasami patrzył na nią stroskanym wzrokiem i mówił, że jest bardzo muzykalna. Elfina nie rozumiała, dlaczego wydawał się z tego powodu zmartwiony.

Dziewczynka przystanęła i z ciekawością spojrzała w stronę pobliskiego jeziora. Doszła już tak daleko, że dokładnie widziała jego brzeg. Odruchowo odwróciła się i ruszyła z powrotem. Tata zabraniał jej tam chodzić, lecz ona z jakiegoś powodu czuła, że to miejsce jest dla niej szczególne. Zwykle słuchała taty, dzisiaj było jednak inaczej. Nie wiedziała dlaczego, ale nie mogła oprzeć się pokusie, by choć raz nie spojrzeć na mrugającą do niej zieloną toń. Powolutku ruszyła w tamtym kierunku. Im bliżej była brzegu, tym energiczniej przebierała nóżkami, wiedząc, że teraz się nie zatrzyma. Tata na pewno się o tym nie dowie. Zamierzała jedynie zobaczyć to, czego wciąż konsekwentnie jej zabraniał. A zakaz ten zamiast odstraszyć dziewczynkę jedynie pobudził jej ciekawość i wyczulił bujną wyobraźnię.

Gdy stanęła na mięciutkim piasku, gdzie każde ziarenko wydawało się szeptać jakąś znajomą historię, miała wrażenie, że wróciła do domu. Doskonale znała to miejsce. Z uśmiechem spojrzała na rozpościerające się przed nią jezioro, na łagodnie kołyszące się na wodzie bladoróżowe kwiaty nenufarów i fruwające nad powierzchnią ważki. W zamyśleniu zmarszczyła brwi, nie rozumiejąc, dlaczego tata nigdy nie pokazał jej tego bajecznego zakątka. Weszła na niziutki pomost, zdjęła buty i z rozkoszą zanurzyła stopki w chłodnej wodzie. Początek lata rozpieszczał ciepłem, ale potrzeba było jeszcze czasu, by promienie słońca mogły ogrzać głęboką toń jeziora. Elfinie jednak wcale to nie przeszkadzało, tylko sprawiało przyjemność. Woda tak delikatnie łaskotała jej nóżki, że dziewczynka nabrała ochoty, by całkiem się w niej zanurzyć.

W pewnej chwili odwróciła się w stronę pobliskiego jaworowego zagajnika. Wydawało się jej, że usłyszała dochodzące stamtąd śmiechy. Nadstawiła uszu, uważnie się wpatrując w tamto miejsce. Kiedy po kilku minutach zobaczyła wynurzające się zza gęstwiny jaskrawozielonych liści dziewczęta, trochę się przeraziła, że zaraz ją skarcą, ale one, biegnąc do niej, ciągle chichotały i wydawały się szczęśliwe.

– Nareszcie do nas przyszłaś – powiedziała pierwsza, o najdłuższych włosach, które aż ciągnęły się po ziemi.

– Czekałyśmy na ciebie – dodała druga.

– Tęskniłyśmy za tobą – odezwały się chórkiem kolejne.

Zaskoczona Elfina długo wpatrywała się w te śliczne panny i nie protestowała, kiedy chwyciły ją za ręce i powiodły w stronę otoczonej jaworami niewielkiej polanki, a potem nie wiedzieć kiedy porwały do tańca. Nie zdążyła nawet wspomnieć, że jest boso, ale okazało się, że buty wcale nie były jej potrzebne. Jej nóżki w mig zaczęły podskakiwać, gdy tylko wyczuły aksamitny mech, a Elfina pomyślała, że jeszcze nigdy wcześniej tak cudownie się nie bawiła. W końcu od tej nieustannej zabawy aż zabrakło jej tchu. Wtedy panienki znów pociągnęły ją w stronę jeziora.

– Teraz musisz odpocząć – oznajmiły zgodnie, prowadząc dziewczynkę wprost do wody.

– Mój tatuś nie pozwala mi wchodzić do jeziora – tłumaczyła się Elfina, choć pokusa, by popłynąć ze swawolnymi dziewczętami, była ogromna.

– Tatuś o niczym się nie dowie – zapewniły, chichocząc. – Nie bój się, tutaj jest twój dom.

– Jak to? – Stojąc już po kolana w wodzie, Elfina, która czuła zarazem radość i strach, na moment obejrzała się w stronę najwyższych drzew. Ujrzała czubek dachu rodzinnej chatki i wtedy dotarło do niej, że źle postąpiła. Chciała wrócić, ale dziewczęta otoczyły ją tak ciasno, że nie dała rady przebić się przez ten kordon.

– Zaraz wszystkiego się dowiesz, za chwileczkę… – odparły zgodnie, a ich głosy zlały się w jeden.

W pewnym momencie Elfina nie wiedziała już, co się dzieje. Słyszała mnóstwo śmiechu i dochodzącą z oddali znajomą melodię. A kiedy ostatni raz udało jej się spojrzeć w stronę brzegu i zauważyła pozostawiony na pomoście bukiecik polnych kwiatów, pomyślała, że popełniła ogromny błąd, przed którym ukochany tatuś zapewne chciał ją uchronić. Było już jednak za późno.1

Bywają dni, kiedy wydaje się, że nad człowiekiem wisi burzowa chmura. Od momentu gdy rankiem otworzyła oczy, Olga nie mogła się oprzeć wrażeniu, że dzisiaj zdarzy się coś nieprzyjemnego. Właściwie nie miała ku temu powodu, jej życie ostatnio przypominało sielankę. Po raz pierwszy była szczęśliwie zakochana i każdego dnia dostrzegała wokół wyłącznie pozytywy.

Spojrzała na ścienny zegar, upewniając się, że do rozpoczęcia pracy pozostało jej niewiele ponad godzinę. Będąca jej oczkiem w głowie księgarnia, którą z pasją i radosnym zaangażowaniem prowadziła już od wielu lat, mieściła się zaledwie dziesięć minut spacerem od kamienicy, w której mieszkała. Zwykle więc Olga wpadała tam niemal w ostatniej chwili. Dzisiaj nie chciało jej się wychodzić z łóżka. W tym roku marzec był wyjątkowo chłodny. Uliczki wileńskiego Starego Miasta od dłuższego czasu połyskiwały wilgocią, a niżowa aura powodowała bóle głowy.

Olga od urodzenia była bardzo chorowita. Na szczęście częste zapalenia oskrzeli i płuc, na które zapadała w dzieciństwie, teraz pozostały tylko wspomnieniem. Nieprzyjemnym wspomnieniem, naznaczone bowiem smutkiem i izolacją pobyty w szpitalach sprawiły, że Oldze nawet dziś, jako dwudziestosiedmioletniej dziewczynie, czasami trudno było odnaleźć się wśród rówieśników. Nigdy nie należała do osób rozrywkowych, a jej małomówność i nieśmiałość nie sprzyjały zawieraniu choćby powierzchownych znajomości. Przywykła do samotności, która w jakimś sensie wydawała się jej stanem naturalnym. Być może to cecha wszystkich introwertyków, ale dużo bardziej komfortowo czuła się sama ze sobą, w ciszy, kiedy myśli i uczucia stawały się klarowne i zrozumiałe, niż w miejscach pełnych gwaru, do których zwykle ciągnęli ludzie w jej wieku. Ktoś kiedyś jej powiedział, że jest odludkiem. I chyba dopiero wtedy zaczęła się zastanawiać nad swoją odmiennością. Bo rzeczywiście zachowywała się jak odludek. Jej życie zazwyczaj ograniczało się wyłącznie do pracy w księgarni. Wcześniej, kiedy jeszcze żył tata, w weekendy wychodzili czasami do teatru czy kina, lecz od jego śmierci Olga swój czas dzieliła zwykle między bohaterów ulubionych powieści a klientów księgarni. Wiele razy, nieco wbrew sobie i zgodnie z sugestiami Soni, którą traktowała jak matkę, próbowała „wyjść do ludzi”, lecz te starania spełzły na niczym, ponieważ jeszcze bardziej upewniała się, że nie jest atrakcyjna ani ciekawa dla świata. A może problem tkwił w jej podejściu?

W pewnej chwili usłyszała łomotanie do drzwi. Zaklęła cicho, gdyż to oznaczało jedno. Nie miała ochoty na wizytę mieszkającej nad nią sąsiadki. Zwłaszcza rano i w taki pochmurny dzień, gdy liczyła na kilka dodatkowych minut zbawiennego leniuchowania. Dziewięćdziesięcioletnia pani Rasa była raczej sympatyczną, pogodną staruszką, ale niekiedy potrafiła utrudnić życie innym lokatorom. Często mieszały jej się pory dnia, o północy urządzała koncerty na swoim wysłużonym gramofonie, popołudniami spała jak suseł, a o świcie zwykle była rześka jak skowronek. Tak się złożyło, że staruszka uwielbiała Olgę, która po części przejęła nad nią opiekę – czasami robiła zakupy, pomagała w drobnych domowych czynnościach, choć właściwie w tym celu dwa razy w tygodniu starszą panią odwiedzała pracownica z ośrodka opieki społecznej. Rasa traktowała młodą sąsiadkę jak kogoś bardzo bliskiego, zwłaszcza że nie miała rodziny.

Olga niechętnie zwlekła się z łóżka, wsunęła stopy w kapcie i naciągnęła na siebie szlafrok.

– Już idę! – krzyknęła, gdy stukot stał się jeszcze donośniejszy.

W holu rzuciła szybkie spojrzenie w lustro i przeczesała dłonią opadające wzdłuż ramion pasma czarnych włosów. Jak zwykle wyglądała mizernie. Jej charakterystyczna, blada cera była porcelanowa, niemal jak u lalki. Ciemne oczy o ładnym odcieniu dojrzałego kasztana wydawały się dziś nieco zmęczone.

Otworzywszy drzwi, Olga ujrzała na progu rozpromienioną sąsiadkę. Staruszka niecierpliwie się wierciła, sprawiając wrażenie, jakby ten dzień był jednym z najlepszych. W tej chwili dziewczyna nie podzielała jej nastroju. Nawet nie zdążyła napić się ulubionej zielonej herbaty, co stanowiło rytuał każdego jej poranka.

– Musisz iść ze mną na dół, do skrzynki na listy. Oczekuję ważnej wiadomości – oznajmiła Rasa na powitanie i nim Olga zdążyła otworzyć usta, złapała ją za nadgarstek i powiodła w stronę drewnianych schodów.

– Dobrze, już idziemy – odparła Olga ugodowo, zaciągając mocniej pasek szlafroka. Przywykła do nieprzewidywalności staruszki i takie sytuacje, które zdarzały się dość często, wydawały jej się naturalne. Na szczęście od pewnego czasu Rasa przynajmniej nie majstrowała sama w zamku skrzynki pocztowej, co wcześniej zwykle miało katastrofalne skutki. Staruszka, używała przeważnie nie tego klucza, co potrzeba, i w związku z tym dozorca miał z tym później mnóstwo pracy.

– Widzisz, jest tam coś. – Rasa niezgrabnie kucnęła, podciągając do góry sięgającą łydek kraciastą spódnicę, i przez szpary zajrzała do skrzynki.

– Tak, rzeczywiście – potwierdziła Olga, wyjmując białą kopertę zaadresowaną do sąsiadki. – Proszę. – Podała staruszce, a ta od razu niecierpliwie ją rozerwała.

– Masz, przeczytaj mi, nie wzięłam okularów. – Koperta znów wróciła do Olgi.

– Może wejdziemy na górę i przejrzymy to ze spokojem – zaproponowała Olga, która tymczasem otworzyła też swoją skrzynkę i wyjęła z niej kilka przesyłek. Większość wyglądała na rachunki, ale jedna ją zaniepokoiła.

– Muszę wiedzieć już – odezwała się staruszka kapryśnie, mrużąc swoje jasnoniebieskie oczy, i pokręciła głową, potrząsając obciętymi na pazia, srebrzystymi, falowanymi włosami.

Olga wsunęła swoje listy do obszernej kieszeni szlafroka i otworzyła kopertę Rasy, po czym ku zadowoleniu staruszki powoli i bardzo wyraźnie przeczytała całą wiadomość, z której wynikało, że Rasa jest zaproszona na wieczorek do klubu seniora, zorganizowany z okazji jakiegoś ważnego wydarzenia. Po minie sąsiadki Olga się zorientowała, że najwyraźniej to tego listu Rasa tak niecierpliwie oczekiwała. Dla dziewczyny oznaczało to, że za dwa tygodnie prawdopodobnie będzie musiała towarzyszyć staruszce na tej imprezie. Na razie nie miała jednak czasu na przemyślenia, jak najszybciej bowiem powinna była wyjść do pracy. Bez zwłoki odprowadziła Rasę do mieszkania, obiecując, że zajrzy do niej wieczorem, a potem udała się do siebie.

Tego ranka szansa na spokojne wypicie herbaty już przepadła. Pospiesznie umyła zęby, uczesała się, a potem włożyła wygodne bawełniane spodnie i ulubiony miękki sweterek w kolorze gorzkiej czekolady. W takie wilgotne dni jak ten w księgarni, mimo centralnego ogrzewania, panował przejmujący chłód. Trudno było nagrzać sześćdziesięciometrowe pomieszczenie w starej kamienicy. Choć przez dużą szybę słońce zaglądało do środka już od rana, przyjemnie i ciepło robiło się tam dopiero późną wiosną.

Przygotowała naprędce kanapki i zawinęła je w papier śniadaniowy. Tuż przed wyjściem przypomniała sobie o nieprzeczytanej korespondencji. Wróciła do łazienki i wyjęła z kieszeni szlafroka stosik listów. Rachunki odłożyła na szafkę w holu. W jej dłoniach pozostała tylko jedna koperta, którą obawiała się otworzyć. Nie pamiętała, żeby właściciel wynajmowanego przez nią lokalu, w którym prowadziła księgarnię, kontaktował się z nią kiedykolwiek w tak oficjalny sposób. Znali się od dawna, Matis Pertauskas przyjaźnił się wcześniej z jej ojcem, a wszystkie sprawy załatwiali zwykle na bieżąco, omawiając je przez telefon. Zresztą nie było tego zbyt wiele. Księgarnia może nie przynosiła kokosów, ale pozwalała Oldze na w miarę dostatnie życie i dziewczyna nie miała problemu z opłacaniem czynszu. Powoli, z pewnym oporem rozdarła w końcu kopertę i wyjęła oficjalne, napisane na komputerze pismo. Przeczuwając hiobowe wieści, weszła do kuchni. Usiadłszy wygodnie na krześle, wzięła głęboki oddech i zaczęła czytać. W jednej chwili jej zwykle porcelanowe policzki przybrały barwę różu. Nie wierzyła w to, czego właśnie się dowiedziała. Wypowiedzenie najmu! Na opuszczenie lokalu miała zaledwie miesiąc! Zaszokowana przeczytała pismo wielokrotnie, lecz o pomyłce nie mogło być mowy.

Nie bardzo zdając sobie sprawę, jakie cała ta sytuacja będzie miała dla niej konsekwencje, sięgnęła po telefon i drżącymi palcami wybrała na wyświetlaczu numer Petrauskasa. Nie przyjmowała do wiadomości, że przyjaciel ojca tak przedmiotowo ją potraktował. Choć wzburzona, wciąż wierzyła, że da się to wszystko jakoś wytłumaczyć. Niestety, po drugiej stronie nie było reakcji. Zanim wyszła z domu, coraz bardziej zdenerwowana, jeszcze trzykrotnie próbowała się do niego dodzwonić, lecz za każdym razem odpowiadała jej poczta głosowa.

Kiedy stanęła przed dużą witryną księgarni, ścisnęło jej się serce. „Czy to możliwe, że niebawem wszystko się skończy?” Ta jedna myśl nieustannie przewijała się jej w głowie, gdy wpatrywała się w będącą jej dziełem, czarno-białą rycinę podlaskiej studni, ustawioną na jasnej szafce między równiutko ułożonymi tomami. Przecież to miejsce stanowiło całe jej życie. Spędzane tutaj chwile wypełniały większość jej czasu. Kochała swoją księgarnię, urządzała ją z taką miłością, jaką obdarza się najbliższą sercu osobę, i nie mogła jej teraz stracić.

Otworzyła drzwi. Umieszczony przy nich mosiężny dzwonek zadzwonił donośnie, tym samym sprowadzając ją na ziemię. Rozejrzała się wokół po znajomym wnętrzu. Miała ochotę dotknąć każdej z mieszczących się na wielu regałach książek, każdej drobnej pamiątki czy obrazu, żeby pocieszyć te przedmioty, które prawdopodobnie niebawem miały zostać osierocone. Ta prawda coraz boleśniej przebijała do jej świadomości, a ona czuła się jeszcze bardziej rozbita. Przeszła wzdłuż ściany ze starej cegły, przyglądając się obrazom wujka Joachima, które sprzedawały się tutaj z dużym powodzeniem. Urokliwe podlaskie pejzaże na chwilę odciągnęły jej uwagę od kłopotów. Podlasie stanowiło bowiem jej drugi dom. Ukochała Stare Głaziska, niewielką miejscowość, gdzie mieszkał brat jej zmarłego ojca, równie mocno jak Wilno. Gdyby ktoś kazał jej wybrać, które z tych miejsc jest bliższe jej sercu, na pewno miałaby problem. Odwiedzała Podlasie tak często, jak tylko pozwalały jej na to obowiązki zawodowe. Na szczęście w pracy czasami zastępowała ją Sonia, więc kiedy tęsknota za wujkiem i Starymi Głaziskami zbyt mocno dawała się jej we znaki, często pakowała kilka najpotrzebniejszych rzeczy, wsiadała do swojego małego renault i pędziła do rodzinnego domu taty. Odkąd po raz pierwszy odważyła się wyjechać samochodem poza granice Litwy, podróż przebiegała znacznie przyjemniej. Wcześniej przemieszczała się głównie autokarem, jadąc do Białegostoku, skąd zwykle odbierał ją wujek.

Zaparzyła pierwszą tego dnia zieloną herbatę, a potem usiadła przy orzechowym secesyjnym biurku, skąd miała widok na witrynę sklepową i większą część księgarni. Piła małymi łyczkami, nie czując nawet aromatu płatków róż, pieczołowicie zebranych ze starego krzewu rosnącego przy pracowni malarskiej wujka Joachima. Po kilku minutach rozwinęła kanapki, ale gdy tylko na nie spojrzała, uznała, że póki całkowicie nie wyjaśni tej sprawy, na pewno nic nie przełknie. Sięgnęła po komórkę i po raz kolejny bezskutecznie próbowała się połączyć z właścicielem lokalu. W tej samej chwili otworzyły się drzwi i stanęła w nich Sonia.

Starsza pani jak zwykle wyglądała nienagannie, ze starannie ułożoną krótką fryzurą w naturalnym gołębim kolorze, w eleganckiej, lekko poszerzanej spódnicy ze szlachetnej wełny i w pistacjowym golfie, którego kolor przypomniał Oldze o budzącej się za oknem wiośnie.

– Dzień dobry – rzuciła od drzwi i szybkim krokiem przeciąwszy pomieszczenie, stanęła naprzeciw Olgi. – Coś się stało? – Po minie dziewczyny szybko się zorientowała, że coś ją trapi.

Olga westchnęła i wysunęła dla Soni drugie krzesło.

– Usiądź – powiedziała cichym, łamiącym się głosem.

– Nie będę siadać, mam dziś mnóstwo energii, najpierw rozpakuję ten karton.

– Nie ma takiej potrzeby – rzekła Olga smętnie.

– Jak to nie ma potrzeby?! Niedawno aż się paliłaś do tego, żeby koniecznie zdobyć te tytuły. – Sonia zmarszczyła brwi i poprawiła okulary w charakterystycznych kocich oprawkach, uważnie przyglądając się dziewczynie.

– Prawdopodobnie będziemy zwijać stąd żagle, dostałam wypowiedzenie najmu – oznajmiła Olga minorowym tonem, usilnie starając się powstrzymać łzy.

– O czym ty mówisz? – Wiadomość okazała się na tyle piorunująca, że Sonia z wrażenia aż przysiadła. Patrzyła na dziewczynę z niedowierzaniem.

Olga wyjęła z szuflady biurka nieco zmięte już pismo i podała kobiecie. Sonia pospiesznie przebiegła wzrokiem po rzędach liter, a kiedy dotarła do niej gorzka prawda, odłożyła kartkę. Spędziły w tym miejscu wiele cudownych lat i choć życie przyzwyczaiło ją do zmian, trudno było jej pomyśleć, że ta niewielka księgarenka, która i dla niej bardzo wiele znaczyła, w ciągu miesiąca może przestać istnieć. Sonia kochała książki od zawsze. Przed emeryturą pracowała jako kustosz w wileńskiej bibliotece uniwersyteckiej i tak naprawdę to ona namówiła Olgę do stworzenia tego miejsca. Przekonała ją, że warto zainwestować w książki, choć dziewczyna początkowo skłaniała się do tego, żeby otworzyć galerię z rękodziełem. Ale i tutaj nie zabrakło niepowtarzalnych przedmiotów z duszą, dzięki którym tę niewielką księgarnię cechował swoisty klimat.

– Kochanie, przecież musi być jakieś rozwiązanie. Z każdego położenia można znaleźć właściwe wyjście – odezwała się Sonia, po chwilowym szoku szybko przyjmując, tak jak to zazwyczaj bywało, rolę pocieszycielki.

Olga spojrzała na nią smutno.

– Koniecznie należy porozmawiać z Matisem, musi nam to wyjaśnić. To niemożliwe, żeby o niczym wcześniej nam nie powiedział. Przecież nie dalej jak w zeszłym tygodniu spotkałam go na Zamkowej i naprawdę wydawał się taki jak zawsze. Może trochę zbyt szybko zakończył naszą rozmowę, sprawiał wrażenie, jakby gdzieś się spieszył, ale to jeszcze o niczym nie świadczy. – Sonia zamyśliła się i spojrzała na okno wystawowe. – Tak, zanim zaczniemy cokolwiek planować, najpierw musimy z nim pomówić, żebyśmy wiedziały, na czym stoimy. A póki co ja zajmę się tym kartonem. Praca jest najlepszym remedium na wszelkie smutki – oznajmiła, po czym wstała energicznie i zbliżyła się do paczki z książkami.

Dokładała nie lada starań, żeby jej głos brzmiał pewnie. Doskonale znała Olgę. Kochała ją jak córkę. Według niej ta wrażliwa i krucha dziewczyna w swoim krótkim życiu przeszła już zbyt wiele i gdyby to było możliwe, kobieta na pewno zdjęłaby z jej barków wiele ciężarów, z jakimi Olga musiała się mierzyć od dziecka.

– Tylko po co to. – Olga wzruszyła ramionami, przyglądając się zabiegom Soni, która rozpakowawszy przesyłkę, żwawo śmigała między regałami, umieszczając kolejne książki na właściwych półkach. Sonia była twarda jak skała, potrafiła walczyć o siebie i z optymizmem patrzeć w przyszłość. A co najważniejsze, potrafiła dzielić się tym optymizmem z Olgą. Dzisiaj jednak dziewczyna zamknęła się w swoim szaroburym świecie pełnym przygnębiających wiadomości i nie zamierzała na siłę uśmiechać się w stronę niepewnego jutra. W końcu uznawszy, że dłużej w tej pozie nie wytrzyma, podniosła się, wzięła miotełkę do kurzu i zaczęła czyścić postawione przy ścianie obrazy.

– Nie wiem, czy Dalius ci wspominał, bo ta informacja spadła na nas jak grom z jasnego nieba, ale w przyszłym tygodniu do Wilna przylatuje Wioletta. – W pewnej chwili Olga usłyszała za sobą głos Soni. Z ręką zastygłą na płótnie, powoli odwróciła się, po czym pytająco spojrzała na starszą panią.

Olga jak przez mgłę pamiętała córkę Soni, która wraz z mężem ponad piętnaście lat temu wyjechała do Stanów, zostawiając syna Daliusa pod opieką swojej matki. Chłopak zaczynał wówczas naukę w liceum i nie chcąc opuszczać Wilna, buntował się przeciwko wyjazdowi. Sonia wyszła więc z propozycją, że zaopiekuje się wnukiem. Wszyscy zaakceptowali to rozwiązanie. Dalius od małego był bardzo zżyty ze swoją babcią i spokojnie, a nawet z pewną radością, przyjął fakt, że wyzwoli się spod kurateli nieco apodyktycznej matki i całkowicie zdominowanego przez nią ojca. Małżeństwo Wioletty skończyło się na emigracji, ale oboje podobno całkiem dobrze sobie tam radzili. Wioletta odnosiła niemałe sukcesy jako projektantka torebek, a tata Daliusa, uzdolniony inżynier budownictwa, od lat pracował w jednej z dużych nowojorskich firm.

– Nie, nic mi nie mówił – oznajmiła Olga, zastanawiając się, dlaczego jej chłopak przemilczał tę na pewno ważną dla niego wiadomość.

Dalius od wielu lat nie widział się z rodzicami, a ich kontakty ograniczały się głównie do rozmów przez telefon. Wczorajszego wieczoru, kiedy spacerowali wzdłuż Wilejki w Ogrodzie Bernardyńskim, wydał jej się nieco rozkojarzony, ale po kilku miesiącach bliskiej znajomości przyzwyczaiła się do niektórych z jego zachowań. Czasami odnosiła wrażenie, że Dalius jest jeszcze większym dziwakiem niż ona. Uważała zarazem, że wykładowcy filozofii na wileńskim uniwersytecie ten rodzaj ekscentryzmu jedynie dodawał uroku. A może patrzyła na niego przez różowe okulary? Przecież byli ze sobą dopiero od pół roku, a na takim etapie związku wszystko wydaje się kolorowe. Zwłaszcza że odkąd sięgała pamięcią, Dalius zawsze stanowił jej ideał mężczyzny. Kochała się w nim już jako nastolatka, ale wówczas nie wierzyła, że chłopak może zwrócić na nią uwagę. Sytuacja zmieniła się niespodziewanie latem zeszłego roku i od tamtej chwili Olga codziennie budziła się z myślą, że jest najszczęśliwszą dziewczyną na świecie. Oczywiście na tym kiełkującym związku pokazało się wiele rys, ale zachłyśnięta swoim nowo odkrytym szczęściem Olga wolała tego nie zauważać.

– To cudownie, musisz się bardzo cieszyć – dodała, zauważając badawcze spojrzenie Soni.

– Czy ja wiem – zastanawiała się na głos kobieta, uciekając wzrokiem. – Nigdy nie było nam ze sobą po drodze. Hm, jak by to ująć… Moja córka nie ma najłatwiejszego charakteru – przyznała szczerze. – No ale cóż, rzeczywiście będziemy mogły spędzić ze sobą trochę więcej czasu i porozmawiać. Życie tak szybko upływa.

– Na jak długo przyjeżdża? – spytała Olga, zabierając się do omiatania kolejnego obrazu.

– Mówiła coś o miesięcznym urlopie, ale z nią nigdy nic nie wiadomo. Znając Wiolę, nie wiem, czy już nazajutrz nie spakuje się i nie ucieknie za ocean – stwierdziła Sonia z humorem. – W każdym razie idzie nowe – dodała i w zamyśleniu zapatrzyła się na wyglądający jak prawdziwy, rwący strumyk z omszałymi kamieniami na brzegach, które Joachim utrwalił na płótnie z niezwykłą precyzją.

– Tak, idzie nowe… – potwierdziła Olga, a z jej ust wydobyło się lekkie westchnienie.2

Dopiero wieczorem, kiedy wróciła do domu, Oldze udało się zjeść trochę zupy z soczewicy. W południe ledwo nadgryzła kanapkę, ale buntujący się, zawiązany w supeł żołądek nie chciał przyjąć nawet kęsa. Zaraz po powrocie, zgodnie z obietnicą, odwiedziła panią Rasę. Na szczęście staruszka nie dociekała, dlaczego zwykle sympatyczna dziewczyna dziś wygląda jak chmura gradowa, i nie próbowała wciągać jej w ulubione ploteczki o sąsiadach i życiu na wileńskiej starówce. A Olga, choć lubiła starszą panią, ciągle pełna emocji, nie miała ochoty rozmawiać o swoim problemie. Dlatego gdy tylko podała sąsiadce jej ulubioną żołędziową kawę i kawałek babki ziemniaczanej, natychmiast udała się do siebie.

Teraz czekała na Daliusa i w związku z tym odczuwała pewną ulgę, że niebawem będzie mogła wypłakać się na jego ramieniu. Tuż przed zamknięciem księgarni w jej progu pojawił się Matis Petrauskas. Stanął naprzeciw Olgi z miną zbitego psiaka, unikając jej spojrzenia. Olga wiele by dała, żeby w tamtym momencie była przy niej Sonia, ale starsza pani wyszła kilka minut wcześniej. Musiała więc zmierzyć się z problemem sama. Od początku było widać, jak trudno przychodzi mężczyźnie przekazanie tego, co i tak było przesądzone. Olga patrzyła na niego ponurym wzrokiem, a on dukał niewyraźnie, aż doszedł do ostatniego zdania. W końcu wszystko stało się jasne, a prawda okazała się prozaiczna. Była na Matisa wściekła, choć w gruncie rzeczy nie mogła winić go za to, że znalazł się w podbramkowej sytuacji i musiał sprzedać kamienicę. A nowy właściciel od razu zastrzegł, że ma wobec znajdujących się na parterze lokali użytkowych własne plany. Najgorsze było to, że Petrauskas wiedział o tym od dłuższego czasu, a ją poinformował, dopiero kiedy pozostał zaledwie miesiąc do przejęcia budynku przez nowego właściciela. Jak miała zmierzyć się z problemem w ciągu trzydziestu dni? Sonia, mimo nieciekawego położenia, wciąż uzbrojona w niezniszczalne pokłady optymizmu, stwierdziła, że nie ma co się trapić na zapas i że na pewno uda się im w tym czasie znaleźć inne pomieszczenie w równie atrakcyjnej lokalizacji. Co do tego Olga nie miała takiej pewności. Żeby księgarnia przynosiła jako takie zyski, musiała prosperować w dobrym punkcie, a znalezienie takiego lokalu w przyzwoitej cenie graniczyło z cudem. Petrauskas od kilku lat nie podnosił czynszu i Olga zdawała sobie sprawę, że za tak duży metraż płaci naprawdę niewiele. Podejrzewała, że to kwestia przyjaźni łączącej właściciela z jej zmarłym ojcem i choć zawsze mogła liczyć na Sonię, wiele by dała, żeby właśnie teraz był przy niej tata, który chronił ją od najmłodszych lat. Często się przeciwko temu buntowała, drażniła ją ta nieustanna, według niej wręcz nachalna, ojcowska uwaga. Dzisiaj jednak tak bardzo chciałaby się do niego przytulić. On na pewno wiedziałby, jak postąpić.

Nie zamierzała się nad sobą rozczulać, lecz musiała przyznać, że potrzebuje wsparcia. Problem w tym, że Olga nie potrafiła prosić o pomoc. Otaczało ją wiele bliskich osób. Wystarczył jeden telefon do wujka Joachima czy siostry Nataszy, lecz Olga nie paliła się, by dokładać rodzinie swoich kłopotów. Odkąd pamiętała, miała z wujem szczególny rodzaj porozumienia. Może przez czas i przestrzeń Joachim wyczuł pełne niepokoju myśli swojej bratanicy, to on zadzwonił do niej bowiem w chwili, gdy dziewczyna siedziała sama ze smętną miną, a ponure myśli otaczały ją coraz szczelniej, wywołując dawno nieodczuwany lęk. W pierwszym odruchu Olga miała zamiar odrzucić połączenie, lecz ostatecznie odebrała.

– Cześć – przywitał się wujek jak zwykle swoim ciepłym głosem, od którego Oldze zawsze robiło się lżej na duszy.

– Cześć – odparła, odruchowo mocniej ściskając słuchawkę.

– Co tam u ciebie? – spytał Joachim, niby tak jak zwykle, ale Olga usłyszała w tym pewną nutę czujności.

Przez chwilę milczała, lecz po kilkunastu sekundach ciszy uznała, że nie jest w stanie dłużej tłamsić w sobie problemu.

– Nie najlepiej – odparła.

– Co się stało?

– Straciłam księgarnię – oznajmiła cicho.

– Nie rozumiem… Co to znaczy, że straciłaś księgarnię?

– Dostałam wypowiedzenie najmu, mam się wynieść do końca miesiąca – oznajmiła Olga, a potem krótko opowiedziała wujkowi o marnym położeniu finansowym Petrauskasa, o sprzedaży kamienicy i swoich obawach z tym związanych.

– Rzeczywiście to spadło na ciebie znienacka, ale chyba wiesz, że zawsze jest jakieś rozwiązanie – zaczął Joachim ostrożnie po wysłuchaniu smutnej relacji Olgi.

– Tak, wiem, ciągle to powtarzacie z Sonią. Ale prawda jest taka, że nie wierzę w to rzekomo możliwe rozwiązanie. Znasz realia i chyba się domyślasz, jak trudno wynająć coś w dobrym miejscu. Tym bardziej że mam na to niespełna miesiąc.

– Szukałyście już czegoś?

– Sonia przeglądała jakieś oferty, ale po jej minie widziałam, że raczej nic z tego.

– Słuchaj, nie brzmisz zbyt optymistycznie, ale z zamartwiania się nic dobrego nie wyniknie. Wydaje mi się, że powinnaś wpaść do Starych Głazisk, choćby na dwa dni. Dobrze wiesz, że pobyt u nas zawsze pozytywnie na ciebie działa. Spojrzysz na wszystko z innej perspektywy i…

– Nie ma mowy – zaoponowała Olga. – Mam zejść z tonącego okrętu, wszystko olać i oddać się przyjemnościom?

– Wiesz, że nie o to mi chodzi. Widzę, że jesteś zdenerwowana, twoja reakcja to potwierdza. W takim stanie na pewno nie wymyślisz żadnego dobrego rozwiązania. Przez dwa dni statek całkowicie nie zatonie, a ty po powrocie może będziesz wiedziała, jak uratować to, co zostało – tłumaczył cierpliwie Joachim.

Dobrze znał bratanicę i choć była dzielną i rezolutną dziewczyną, czasami odzywał się u niej brak wiary we własne możliwości. Zdawał sobie sprawę, że ta księgarnia jest dla Olgi szczególna. Zrobiłby wszystko, żeby jej pomóc i uratować to, z czym bratanica tak bardzo się utożsamiała, ale między Bogiem a prawdą, nie miał pewności, co teraz powinno być dla niej najważniejsze. Od dawna nie rozmawiali na ten temat. Księgarnia po prostu funkcjonowała przez wiele lat i każdy przywykł do myśli, że to jest to. Ostatnio Olga bardzo się zmieniła i może ta sytuacja zdarzyła się po to, by nadać jej życiu inny bieg. Nie odważył się jednak przedstawić rozgoryczonej teraz dziewczynie tej interpretacji wydarzeń.

– Zobaczymy – rzekła po chwili nieco już spokojniejsza Olga. Wiedziała, że wujek chce dla niej jak najlepiej, a ona na razie działała głównie pod wpływem emocji. Może rzeczywiście krótki pobyt w Starych Głaziskach dobrze by jej zrobił, ale w tej chwili znajdowała się w oku cyklonu i nie była pewna, jak się z niego wydostać. Wujek zawsze dawał jej dobre rady, lecz tym razem miała jakieś dziwne poczucie solidarności z tą niewielką przestrzenią, gdzie w ciągu ostatnich lat zbudowała swoje życie. Chciała mieć kontrolę nad wydarzeniami, nawet jeśli wszystko wymykało jej się z rąk.

Pragnąc odciągnąć Olgę od tych myśli, Joachim opowiedział jej później o Starych Głaziskach, o wiośnie, która choć jeszcze nieśmiało, to wreszcie zadomawiała się na wciąż bezbarwnych podlaskich łąkach i w zagajnikach, o czym coraz głośniej donosiły głosy różnych ptaków. Mówił o tym, co teraz maluje, bratanica też bowiem częściowo podzielała jego pasję, podejmując wiele udanych malarskich prób. Kiedy więc Olga skończyła rozmowę z wujkiem, czuła się już dużo lepiej i rzeczywiście zatęskniła za Starymi Głaziskami. Zwłaszcza że nie była tam od miesiąca.

Gdy tylko odłożyła telefon, ten od razu ponownie się rozdzwonił. Zauważywszy na wyświetlaczu znajomy numer, pomyślała, że wygląda to jak zmowa pokrewnych dusz. Najpierw wujek, a teraz siostra. Z Joachimem rozłączyła się kilkanaście sekund wcześniej, nie zdążyłby więc przekazać Nataszy niedobrych wieści. Dziewczęta rozmawiały krótko, ponieważ Natasza musiała uczyć się długiej kwestii do roli w filmie kostiumowym i jak przyznała, jeśli wbije sobie do głowy te wszystkie dialogi w staropolszczyźnie, nie łamiąc sobie przy tym języka, prawdopodobnie już nic jej nie zaskoczy. Poza tym nazajutrz czekała ją sesja na uczelni i dziewczyna bardzo się martwiła, czy zda partię materiału z chemii ogólnej i nieorganicznej, które nie należały do jej mocnych stron.

Natasza była modelką i aktorką, a od tego roku także studentką biologii na białostockim uniwersytecie. Młodsza zaledwie o dwa lata od Olgi, wcale nie przejmowała się, że jest najstarszą słuchaczką na wykładach. Odkryła w sobie pasję do botaniki i postanowiła konsekwentnie realizować to, co ją interesuje. W modelingu pracowała od dziecka i choć jej terminarz zapełniony był po brzegi, chcąc pogodzić pracę ze studiami, Natasza nieco ograniczyła swoją aktywność. Właściwie nie było wieczoru, żeby się ze sobą nie kontaktowały. Ich siostrzana miłość rozwinęła się nagle – odnalazły się i poznały dopiero jako dorosłe kobiety. Wystarczyło choćby kilka słów przed snem, by się upewnić, że u jednej i u drugiej wszystko dobrze. Rzadko się widywały – Natasza od niedawna mieszkała w Białymstoku, a w związku ze swoją pracą często podróżowała – więc brak bezpośrednich spotkań nadrabiały, rozmawiając przez telefon.

Kiedy Olga odłożyła komórkę, po raz kolejny szczerze, z jakąś wewnętrzną ulgą się uśmiechnęła. Miała przy sobie bliskie osoby, którym na niej bardzo zależało. Jak mogła pomyśleć, żeby nie podzielić się z nimi swoim problemem. Teraz, po rozmowie z wujkiem i siostrą świat, który jeszcze rankiem wydawał jej się wyłącznie czarno-biały, nabrał też innych kolorów. Natasza również namawiała ją na przyjazd do Starych Głazisk i Olga w końcu dopuściła do siebie myśl, że to wcale nie jest taki zły pomysł.

Dalius pojawił się dopiero po dziewiątej. Olga nawet myślała, że już nie przyjdzie. Nadmiar wrażeń zrobił swoje, dlatego wcześniej niż zwykle wzięła kąpiel i właśnie szykowała się do spania, gdy usłyszała piknięcie na domofonie, sygnalizujące, że ktoś wszedł do środka. Ucieszyła się, ale nie czuła się swobodnie w zbyt przezroczystej piżamie, dlatego zapobiegliwie naciągnęła na siebie puchaty szlafrok, który potem szczelnie obwiązała paskiem.

– Hej. – Mężczyzna wszedł do środka i odcisnął na policzku Olgi całusa.

– Hej. – Zamknęła drzwi, zasunęła zasuwę i powędrowała za Daliusem do kuchni. – Jesteś głodny? – spytała dla zasady, ponieważ wiedziała, że mężczyzna bardzo rzadko jadał o tak późnej porze.

– Nie, nie kłopocz się. Poza tym wiesz, że o tej porze mój żołądek przeważnie już śpi. Mózg może pracować nawet do rana, ale po dwudziestej pierwszej mogę posilać się wyłącznie kawą i herbatą – powiedział wesoło, po czym zbliżył się do Olgi i przyciągnął ją do siebie. Chwilę później jego usta dotknęły jej warg. Zrobiło jej się przyjemnie do momentu, gdy jego ręka wsunęła się pod szlafrok i powędrowała w stronę piersi. Mimo że starała się zachowywać naturalnie i swobodnie poddawać pieszczotom ukochanego, nagle zesztywniała.

– Wszystko w porządku? – spytał, odsunąwszy się od Olgi.

– Tak, ja… – Uśmiechnęła się z przymusem, choć myślała, że z zażenowania się rozpłacze. – Po prostu miałam dziś nie najlepszy dzień – wydukała, unikając jego wzroku.

Co było z nią nie tak, że nie potrafiła całkowicie zbliżyć się do Daliusa? Przecież się kochali, a po pół roku znajomości poznali się na tyle, żeby sobie zaufać. Wiedziała, czego Dalius od niej oczekuje, choć nigdy tego nie powiedział. To oczywiste, że dwoje dorosłych ludzi będących w poważnym związku – a ich relacja na taką wyglądała – oprócz wspólnego życia, pasji i wielu łączących ich spraw, łączy też sfera intymna. Kiedy jeszcze nie była z Daliusem, często marzyła, że jest z nim sam na sam, a w swoich fantazjach robiła rzeczy, których teraz na pewno nie byłaby w stanie zrealizować.

– Przepraszam, powinienem od razu zapytać, jak się czujesz. – Dalius ujął jej dłoń.

Poczuła się zawiedzona. Ten dotyk był chłodny, a poprzez skórę czuła, że dalej im do siebie niż kiedykolwiek wcześniej. Taka sytuacja zdarzała się nie po raz pierwszy i Olga za każdym razem miała wrażenie, że zawiodła nie tylko Daliusa jako mężczyznę, ale przede wszystkim siebie jako kobietę. Nie była pewna, jak długo ukochanemu wystarczy cierpliwości, by znosić nieustanne odtrącanie. Dalius był po trzydziestce i zdawała sobie sprawę, że platoniczna miłość na pewno mu nie wystarczy.

– Beznadziejnie – przyznała drżącym głosem. – Nie mam pojęcia, jak to się potoczy.

– Ej, głowa do góry. Wszystko dobrze się ułoży – pocieszył ją Dalius, ale ona wiedziała, że zrobił to tylko dlatego, że tak wypadało. W każdym razie ta deklaracja nie przyniosła jej nawet odrobiny pociechy. – Babcia mówiła, że przeglądała oferty wynajmu lokali i na pewno coś się znajdzie. Nawet przed chwilą, kiedy na moment do niej wpadłem, miała otwartą stronę jakiegoś biura nieruchomości.

– Też przeglądałam aktualne oferty, ale niestety na to, na co zwróciłam uwagę, po prostu mnie nie stać. Księgarnia nie zarabia aż tak dużo, obawiam się, że nie odłożyłabym nawet na czynsz – przyznała pesymistycznie.

– Jest jeszcze trochę czasu. – Dalius znów przyciągnął ją do siebie, ale teraz nie odważył się nawet na niewinny pocałunek.

Mimo wszystko przytuliła się do niego, starając się chłonąć tę chwilę bliskości, ale wciąż czuła się rozdarta. Dalius pogładził jej włosy, a potem delikatnie ją od siebie odsunął.

– Chyba będzie lepiej, jeśli sobie pójdę. Niepotrzebnie przychodziłem, jest już późno. Siedziałem dziś na uczelni prawie do wieczora i całkowicie straciłem poczucie czasu – oznajmił, nieznacznie cofając się do drzwi. Być może liczył, że Olga jeszcze go zatrzyma.

Nie zrobiła tego jednak. Zresztą sama uznała, że nie ma co przedłużać tej wizyty. Romantyczna randka raczej nie wchodziła w grę, a rozmowa się nie kleiła. Mimo to kiedy Dalius stał już przy drzwiach, postanowiła zagadnąć o przyjazd jego mamy. Ta sprawa wydawała jej się dość ważna i według niej mężczyzna powinien podzielić się z nią tą wiadomością. Może po prostu wyleciało mu to z głowy. Podejrzewała, że jego umysł nieustannie zaprzątają sprawy uczelni.

– Sonia mówiła, że twoja mama ma przylecieć do Wilna w przyszłym tygodniu – zaczęła niezobowiązująco.

– Tak – potwierdził bez entuzjazmu, lekko opierając się o ścianę.

W świetle jaskrawej lampy w holu jego twarz wydała jej się nieco poszarzała. Szare, zazwyczaj pełne tajemnicy oczy, dziś wyglądały na przygaszone, a starannie uczesane ciemne włosy jakoś smętnie opadały po bokach, nasuwając się na uszy. Dalius odgarnął z czoła dłuższy kosmyk. Towarzyszył temu zmęczony uśmiech.

– To cudownie! – zareagowała po chwili Olga. – Dawno się nie widzieliście, więc będziesz mógł spędzić z mamą trochę więcej czasu.

– Tak, masz rację. Nie pamiętam, kiedy ostatnio dłużej rozmawialiśmy. Zwykle coś nam przeszkadza. Szczerze mówiąc, wciąż nie do końca dotarło do mnie, że zdecydowała się przylecieć. Na dobrą sprawę uwierzę w to dopiero, gdy zobaczę ją na lotnisku – powiedział, nieznacznie wzruszając ramionami.

W tym samym momencie usłyszeli dobiegający z korytarza trzask zamykanych drzwi. Ten bodziec sprawił, że Dalius drgnął i chwycił za klamkę.

– Uciekam, a ty, kochanie, kładź się do łóżka, wyglądasz na wykończoną. – Kiedy już miał wyjść, w ostatniej niemal chwili się zreflektował, zbliżył się do Olgi i na pożegnanie cmoknął ją w policzek. Temu całusowi daleko było do czułego pocałunku, ale czego mogła oczekiwać, skoro sama odgradzała się od mężczyzny, na którym bardzo jej zależało.

Gdy za Daliusem zamknęły się drzwi, oparła się o ścianę, a ramiona opadły przytłoczone ciężarem bezradności. Jak mogła się tak irracjonalnie zachowywać? Dlaczego tak po prostu, naturalnie nie mogła otworzyć się na miłość, przecież czekała na to tak długo? Co było nie tak z jej sercem i umysłem? Co miała zrobić, żeby oswoić swoją kobiecość, więzioną latami pod powłoką wielu ograniczeń i kompleksów? To, co większości dziewcząt przychodziło łatwo i zwyczajnie, jej wydawało się najeżoną trudnościami drogą nie do przebycia. Przechyliła lekko głowę i dostrzegła część swojej twarzy w dużym kryształowym lustrze. Zajrzała weń śmiało, jak gdyby rzucała wyzwanie swojemu odbiciu, tej drugiej Oldze, która chroniła się teraz za bezpieczną taflą. Równie odległa, co bliska. Ostatnio zaczęła patrzeć na siebie inaczej i nawet bywały momenty, że czuła się atrakcyjna, co samo w sobie stanowiło dla niej nowość. Miała wrażenie, że brzydkie kaczątko, którym była przez większość życia, gdzieś zniknęło, ale do wdzięku i piękna łabędzia jeszcze wiele jej brakowało. Teraz stała gdzieś pomiędzy. Wciąż odkrywała swoje zalety, jednocześnie pozbywając się kolejnych ograniczeń, i nie mogła uwierzyć, że tyle w niej tego niezrozumiałego.

Rankiem udało jej się spokojnie wypić herbatę, a nawet zjeść grzankę z serem. Cisza w mieszkaniu Rasy świadczyła o tym, że staruszka nadal śpi. O zmroku dość długo stukała laską w drewnianą podłogę, przemieszczając się z kąta w kąt, i żeby w końcu usnąć, Olga musiała włożyć sobie do uszu stopery. Czasami to pomagało, zwłaszcza gdy Rasa rozsiadała się w fotelu, włączała gramofon z jakimiś skocznymi kompozycjami, niejednokrotnie przy nich podśpiewując. Tej nocy jednak przygnębiona i wyjątkowo samotna Olga długo nie mogła zmrużyć oka.

Na szczęście marcowy poranek przywitał ją upragnionym słońcem, od którego blasku od razu wszystko wydało się bardziej obiecujące. Miała przed sobą nowy dzień, z którym otrzymała pakiet wielu możliwości. Postanowiła, że gdy tylko dotrze do księgarni, zacznie działać. Nie ograniczy się wyłącznie do przeglądania ofert biur nieruchomości, ale odnowi kontakty, podzwoni do koleżanek i roześle wici po mieście. Weźmie życie w swoje ręce. Na pewno wszystko się uda. A jeśli chodzi o Daliusa, to postanowiła, że ich kolejne spotkanie będzie kluczowe. Nie może nieustannie zachowywać się jak dzikuska. Na razie mogła to jeszcze naprawić, zwłaszcza że na sobotę mężczyzna zaprosił ją na imprezę do jednego ze swoich znajomych z uczelni. Olga była tym tyle przerażona, co zafascynowana. Od kilku dni przeżywała, co włoży na ten ważny dla niej wieczór. Rozmyślała, czy ona, zwykle małomówna i nieśmiała, odnajdzie się w towarzystwie elokwentnych osób. Dostawała gęsiej skórki, zastanawiając się, czy będzie w stanie podjąć jakikolwiek temat, zanim sparaliżuje ją strach. Mimo to obietnica spędzenia przyjemnego wieczoru z Daliusem przeważała nad nękającymi ją wątpliwościami, więc niezależnie od nich bardzo cieszyła się na to wyjście.

Tego dnia Sonia jak zwykle okazała się oazą spokoju. Gdy tylko pojawiła się w księgarni, od razu przedstawiła Oldze listę kilku numerów, pod które należało zadzwonić. Jeden z lokali znajdował się zaledwie dwie przecznice dalej, w równie dobrej lokalizacji, a proponowana cena wydawała się korzystna. Cierpliwość i zdecydowanie Soni okazały się zaraźliwe, Olga uwierzyła w dobre rozwiązanie. Jak w ogóle wczoraj mogła pomyśleć, że straci księgarnię. Dziś gotowa była walczyć jak lwica o to, co dla niej ważne. Przez cały dzień obie prowadziły poszukiwania lokalu, na przemian obsługując klientów. Jak na tę porę roku ruch należał do umiarkowanych. Prawdziwe oblężenie uliczki Starego Miasta przeżywały dopiero w sezonie wiosenno-letnim. Zdarzało się, że i teraz w księgarni pojawiali się turyści, ale było ich znacznie mniej.

W ciągu dwóch kolejnych dni Olga działała na przyspieszonych obrotach, nie pozwalając sobie na wątpliwości i wahania nastroju. Wytyczyła jasno cel i konsekwentnie go realizowała, odhaczając kolejne punkty planu. Na razie nie było źle. Obejrzała kilka lokali i dwa z nich wydawały się niemal idealne. Pod względem ceny i lokalizacji nie były aż tak atrakcyjne jak obecne miejsce, ale Olga była pewna, że jeśli tylko uda jej się dojść do porozumienia z właścicielami w sprawie warunków najmu, w ciągu kilku dni będzie miała problem z głowy. Czekało ją oczywiście wyzwanie związane z przeniesieniem całego towaru i wyposażenia, ale podbudowana pozytywnymi wieściami uwierzyła, że wszystko przebiegnie bez najmniejszych zakłóceń. Zaangażowana w sprawy księgarni przynajmniej nie miała czasu na roztrząsanie dylematów związanych z Daliusem i oskarżaniem siebie o niejasną sytuację w ich związku. Ratując to, co było dla niej najważniejsze, czuła się silna jak nigdy wcześniej, a to sprawiło, że i na inne sprawy zaczęła patrzeć ze znacznie szerszej perspektywy.

W sobotę wyjątkowo niecierpliwie odliczała minuty do zamknięcia księgarni. Towarzyszyło jej nietypowe dla niej roztargnienie. Myślała jedynie o tym, żeby jak najszybciej znaleźć się w mieszkaniu. Kiedy więc w końcu stanęła przed drewnianą szafą w swoim pokoju i spojrzała na zawieszoną

Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: