- W empik go
Dworek pod górą: powiastka dla młodzieży - ebook
Dworek pod górą: powiastka dla młodzieży - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 195 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Zimno było i wietrzno na dworze, gdy pani Rożkowa wracała z cmentarza ze swą córką Marynią. Obie jednak szły tak, jak gdyby nie czuły ni chłodu ni drobnego listopadowego deszczu, który siekąc powoli, przejmował zimnem do kości. Twarz matki i córki była zarumieniona od łez, Marynia tłumiła łkanie, ściskając rękę matki i tuląc się do niej, jakby tem chciała powiedzieć, że ją teraz kochać będzie za siebie i za ojca, z którego pogrzebu wracały.
Milcząc, doszły wreszcie do swego małego domku za miastem; pani Rożkowa otworzyła drzwi, zrzuciła szybko przemokłe wierzchnie odzienie i zbliżyła się do kolebki, gdzie spał maleńki jej synek, zostawiony na tę ciężką chwilę pod opieką służącej.
Służąca wyszła; matka z córką zostały same przy kolebce Jasia. Marynia uklękła obok matki i złożyła główkę na jej piersiach; gdy jednak uczuła na czole łzy, spadające z oczu matki, powstrzymała płacz i zaczęła ją całować i pocieszać.
– Moja matuniu, nie płacz! Gdy ty płaczesz, to i mnie jeszcze więcej łzy płyną, a przecież przyrzekłam ojcu, że cię pocieszać będę i dopomagać w wychowaniu Janka. Płacząc głośniej, obudzę go i tatuś tam w niebie gniewać się na mnie będzie.
Mimo to, łez sama powstrzymać nie mogła i najpierw po cichu, a potem coraz głośniej płakać poczęła. Janek tymczasem obudził się i kwileniem dopominał się posiłku. Matka usunęła płaczącą Marynię i nachyliła się nad kołyską. Dzieweczka stała chwilkę; powoli stłumiła płacz, otarła łzy i zapaliła lampę. Przy jej świetle obejrzała się po pokoiku, gdzie jakoś było pusto i chłodno. Potem poszła do kuchni. Nie było tam służącej, a zimno coraz więcej czuć się dawało; zabrała więc trochę węgla i drzewa i zaczęła rozniecać ogień w piecu. Trudno jej szła ta robota, napsuła niemało zapałek, lecz w końcu ogień zapłonął.
Skrzypnął ktoś drzwiami, nadeszła służąca. Marynia prosiła jej o przyrządzenie wieczornego posiłku, do którego wkrótce zaprosiła matkę, klęczącą dotąd nad kołyską Janka.
Matka, ujrzawszy wszystko w pokoiku poukładane, a Marynię krzątającą się i czując od ogrzanego pieca ciepło, uścisnęła córkę:
– Maryniu moja, jak dziś bierzesz się do pracy i nie poddajesz się smutkowi, tak i nadal musisz się wszystkiem zająć i być mi w wielu rzeczach pomocną. Ciężką niedolę Bóg nam zesłał, lecz nie możemy się oddawać rozpaczy; musimy obie pracować!
– O! nie bój się, mateczko; ja pracować potrafię – odrzekła z zapałem Marynia. – Teraz dwa razy tyle uczyć się będę, co dotąd, żebym mogła potem uczyć Janka i we wszystkiem, we wszystkiem być tobie, droga mamo, pomocną.
Biedna Marynia nie rozumiała jeszcze, co to jest praca w całem znaczeniu tego wyrazu.
Rodzice jej wprawdzie nie byli bogaci, lecz ojciec, będąc kasyerem w fabryce tkackiej, w jednem z miasteczek na Śląsku pruskim, zarabiał tyle, że wystarczało mu na utrzymanie całej rodziny. Prócz tego mieli domek z maleńkim ogródkiem, który od dawna do rodziny Rożków należał. W domku tym, położonym wprawdzie daleko za miastem mieli mieszkanko wśród bardzo zdrowego powietrza, z widokiem na góry i lasy. W ogródku każdej wiosny śpiewał słowik i kwitło dużo pachnących kwiatów. Dopóki więc żył ojciec, na niczem im nie zbywało. Marynia chodziła do szkoły, gdzie nauczyła się po niemiecku, rodzice jednak w domu uczyli ją języka ojczystego, wszczepiając w nią zarazem zamiłowanie do wszystkiego, co drogiem być może dla serca polskiego. Pracą więc dla niej nazywało się dotąd odrobienie lekcyi, a na wiosnę pomaganie ojcu w sadzeniu kwiatów w ogródku.
W domu matka skrzętnie ze służącą prowadziła niewielkie gospodarstwo, a zarazem szyła dla wszystkich bieliznę i suknie; dzieweczce więc i nikomu nie zbywało na niczem. Gdy zaś czasami matka zażądała, żeby jej pomogła w gospodarstwie, było to dla Maryni tylko rozrywką. Słysząc więc teraz, że musi daleko więcej niż dawniej pracować, zapewniała matkę, że się pilnie uczyć będzie, dodając:
– Gdy Janek zacznie mówić, zaraz go uczyć będę, żeby w tem ojca zastąpić.
– O! nie o to ta idzie teraz, kochane dziecię, bo oprócz twojej nauki, musimy obie wspólnie tak pracować, ażebyśmy mogły zarobić na życie i odzienie, na które dotąd zarabiał ojciec kochany. Trzeba będzie odprawić służącą, bo jej nie będziemy miały czem płacić. A kiedy ja będę poza domem, ty musisz w domu zająć się wszystkiem należycie.
– Przecież krzątanie się po domu takie łatwe, matuniu kochana; – nie martw się, wszystko będzie, jak każesz. Ale mówiłaś, matuniu, że mamy obie zarabiać na życie, a przecież za to, że ja sprzątać będę i Janka pilnować, nikt nam nie zapłaci.
– Prawda, moje dziecię, lecz gdy ty zajmiesz się domem i Jankiem, ja będę mogła pójść do miasta i zarobić szyciem lab inną jaką pracą, o którą zaraz jutro się postaram.
– Ależ, matuniu, czy tylko ty zarabiać będziesz? Powiedz mi, możebym i ja mogła również czemś grosza ci przysporzyć… ale czem?
– Nie, moje dziecie, ty zarabiać nie możesz, bo przedewszystkiem nic jeszcze tak nie umiesz, żeby ci za twoją robotę zapłacono Zresztą gdybyśmy obie poszły z domu, cóżby się stało z Jankiem?
Dopóki żył ojciec, mówiła dalej matka, widziałaś, że on po całych dniach pracował poza domem, przynosił zarobione pieniądze, a ja się zajmowałam całem gospodarstwem. – Teraz, kiedy go nam Bóg zabrał, ja muszę pracować, aby wam na niezbędne starczyło rzeczy; a ty i mnie i służącą zastąpić musisz.
– Matuniu moja, nie troszcz się o nic; ja wszystkiemu podołam; – zawsze wszystko znajdziesz w porządku, wszak to takie łatwe.
– Nie tak bardzo, jak ci się zdaje, Maryniu moja; a jednak musisz się do tego przyzwyczaić.