- W empik go
Dworek pod Malwami 18 - Mechanik - ebook
Dworek pod Malwami 18 - Mechanik - ebook
Coraz głośniej rozchodzą się plotki na temat złej sytuacji w młynie. Choć Wasyl Grygorczuk wypełnia obowiązki dzierżawcy bez zarzutu, to źle traktuje swoją żonę. Natalia skarży się na przemocowe zachowania męża. Gdy pewnego dnia Wasyl nagle umiera, cień podejrzenia o zabójstwo pada na jego żonę. Tymczasem Staś Kalinowski trafia na przymusowe roboty do Niemiec. Anton Gruber potrzebuje mechanika, który pomógłby mu w zadbaniu o rolnicze maszyny. Gdy widzi młodego chłopaka, zamiast starszego mężczyzny z bagażem doświadczenia, jest zawiedziony. Staś będzie musiał udowodnić, że zna się na fachu mimo wieku.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-87-268-0183-5 |
Rozmiar pliku: | 297 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
_Grudzień 1914, Kalinówka_
Już od jesieni coraz głośniej mówiono o tym, jak źle układają się sprawy we młynie w Kalinówce. Wasyl Grygorczuk, dzierżawca młyna, był w ocenie Michała Kalinowskiego bardzo dobrym młynarzem, regularnie płacił raty za dzierżawę i dziedzic nie zgłaszał wobec niego żadnych zastrzeżeń. Nie słuchał też plotek o tym, że Wasyl źle żyje ze swoją żoną, Natalią.
– Wcale mnie to nie obchodzi – powiedział do Franciszki, gdy któregoś razu poskarżyła się, że Natalia musiała uciekać z domu, gdy pijany młynarz groził jej pobiciem do krwi. – Nie na tyle w każdym razie, żebym miał się wtrącać do cudzego życia.
Franciszka współczuła Natalii i próbowała pomagać w jej codziennych kłopotach, co nie było łatwe także i z tego powodu, że nie znała przyczyn zachowania młynarza.
– Może nie dawaj mu tyle pić – podpowiadała, pamiętając że to z powodu nadużywania mocnych trunków zmarnował się stary młynarz, jej ojciec.
– Spróbowałabym nie dać! – mruknęła Natalia. – To dopiero by mi pokazał!
Za każdym razem, gdy się spotykała z Franciszką, narzekała na męża. W ocenie przyjaciółki Natalia stała się zrzędliwa i męcząca, a z drugiej strony sprawiała wrażenie osoby, która do pewnego stopnia akceptuje swój los. Spokorniała i znosiła mężowskie napady w milczeniu. Czasem tylko, gdy Wasyl zachowywał się nadto gwałtowne, uciekała z domu i chroniła się wtedy we dworze. Robiła to jednak dyskretnie, zawsze pod jakimś wymyślonym pretekstem, aby nie wszyscy wiedzieli, z jakich powodów tam przebywa. Mieszkańcy Kalinówki także nauczyli się udawać, że nie znają powodów wizyt Natalii. Zwykle bowiem następnego ranka żona młynarza wracała do siebie i przez jakiś czas było tam spokojnie.
– Zwykłe domowe sprawy – oceniła kucharka Serafina. – Tylko zaszkodzić można pomaganiem. Pokłócą się, to i pogodzą.
– Nawet jeśli on ją bije? – oburzała się Franciszka.
– A kto to wie, jak jest naprawdę? Jak bije, to może i ma za co.
Działo się tak już od miesięcy. Gdy czasem Natalia przybiegała niespodziewanie do dworu, starała się nie dawać po sobie niczego poznać, a jedynie przed Franciszką nie ukrywała prawdziwych powodów swoich obaw.
– Dłużej tego nie wytrzymam! – powiedziała któregoś wieczora. – Zostawię go i pójdę w świat! Wezmę dziecko i ucieknę.
– Dokąd uciekniesz? – dociekała Franciszka.
– Gdzie oczy poniosą!
Płakała i pokazywała przyjaciółce siniaki na ramionach.
– Wasyl ma łapy jak niedźwiedź. Któregoś razu zabije mnie w tej swojej złości. Jedyny ratunek, to uciekać.
– A przysięga? – zapytała Franciszka.
Natalia nie lubiła, gdy przyjaciółka przypominała o tym fakcie, płakała w poczuciu bezsilności, a czasem złościła się po dawnemu.
– Wiem, że przysięgałam – szlochała. – Jaka ja byłam głupia! A teraz co mam począć? Gdzie nie pójdę, to przecież zawsze będę jego żoną. Zawsze za mną poleci, znajdzie mnie i siłą przyprowadzi. A wtedy to chyba coś mu zrobię złego. Otruję gada, albo nożem dźgnę, kiedy będzie spał!
– Natalia! – uspokajała Franciszka pobladłymi ze strachu ustami. – To grzech. Śmiertelny grzech nawet myśleć o czymś takim, a co dopiero mówić!
Nie miała pomysłu, jak wpłynąć na młynarza, żeby zmienił swój stosunek do żony. Martwiła się, że Michał odmówił jakiejkolwiek interwencji.
– Nie moja sprawa – oznajmił po raz kolejny.
– Ale to źle się skończy – próbowała jeszcze Franciszka. – Wasyl jest taki silny. Niewiele trzeba, żeby zrobił krzywdę Natalii, nawet i niechcący.
– Nie pójdę tam i nie będę ich pilnował – wyjaśnił pan Michał spokojnie. – I nikt inny tego nie zrobi, nawet ty. Po domach we wsi tłuką się, ile popadnie, a nie chodzisz ich godzić. Więc i do młyna nie pójdziesz. Będzie, co ma być. To tylko ich sprawa.
Franciszka westchnęła bezradnie, mąż miał rację. Współczuła Natalii, ale nie znała sposobu na udzielenie jej pomocy. Nikłą nadzieję widziała w zbliżających się świętach, Boże Narodzenie sprzyja pojednaniu i obietnicom poprawy.
***
W wigilię Bożego Narodzenia Michał Kalinowski stał na ganku dworu w Kalinówce. Wszystko było już gotowe do wieczerzy wigilijnej, z domu niosły się zapachy grzybów, barszczu i ciasta. Pan Michał stał i patrząc w niebo oczekiwał pierwszej gwiazdki.
Franciszka wyszła do męża, aby powiedzieć mu, że wszyscy już się zgromadzili przy stole. Uśmiechnął się i objął żonę ramieniem.
– Patrzyłem w niebo i myślałem o Stasiu – wyjaśnił. – Wiem, że to nierealne, ale go wypatrywałem...
W Boże Narodzenie tego roku wszyscy czekali na powrót Stasia i aż do samej wigilii wierzyli, że przybędzie. Niecierpliwemu oczekiwaniu winna była wiadomość, jaka nadeszła pewnego grudniowego dnia, a którą zostawił w gospodzie w Zabłudowie jakiś człowiek. Karczmarz Josek, choć była niedziela, nie czekał aż następnego dnia pan Kalinowski jak zawsze zjedzie do gospody, tylko posłał umyślnego do dworu, żeby zawiadomić ojca, że jego syn nie poległ na wojnie.
– Żyje! – oznajmił posłaniec. – Daleko jest, w obozie jenieckim, u Niemców. Żywy i cały.
Aż do ostatniej chwili przed świętami cała Kalinówka łudziła się nadzieją, że Staś jakimś cudownym sposobem zjawi się w domu.
Wrócili przecież jego brat Ignaś i młody pan Wojszko, wrócili Borysewicz i Kuczko, chłopcy z wioski, co zaciągnęli się na ochotnika. Wojna wprawdzie trwała nadal, ale toczyła się gdzieś daleko i zdawało się, że zapomniała o Kalinówce. Wieści z frontów przychodziły niejasne i sprzeczne. Rosjanie szli do przodu, na zachód, potem z powrotem, znowu do przodu i znowu z powrotem. Tak samo było też z Niemcami: szli na wschód, potem się cofali, znowu szli do przodu i znowu się cofali. Bardzo podobne informacje przychodziły z frontów we Francji i w Galicji. Po kilku miesiącach zmagań tylko jedno wydawało się pewne – wojna będzie trwała bardzo długo.
Wiadomość o tym, że Staś przed kilkoma miesiącami znalazł się ledwie o krok od rodzinnego domu i prawie do niego zajrzał, we wszystkich budziła takie same uczucia. Żałowali, że mu się nie udało, ale odczuwali wielką dumę z jego zachowania. Pocieszali się, że wprawdzie go nie zobaczyli, ale to jego zimna krew uratowała baronową von Tromm i jej męża. Ona sama opowiadała o tym szczegółowo wiele razy, a za każdym razem pani Katarzyna słuchała z dłońmi podniesionymi do ust, żeby nie krzyczeć ze zgrozy.
– Kochany chłopiec – mówiła później. – Nie przyniósł wstydu naszemu nazwisku. Módlmy się za niego, a wszystko będzie dobrze.
Pan Michał, choć dumny z zachowania syna podczas letniej ofensywy rosyjskiej do Prus Wschodnich, przez całe tygodnie nie wypowiadał głośno jego imienia, by nie prowokować losu. Jesienią mówiono bowiem o licznych porażkach armii rosyjskich i pocieszał się, że synowi może udało się uniknąć zagłady. Gdy przyszła wiadomość, że młody Kalinowski trafił do niewoli, jego ojciec śmiał się z radości i przekonywał wszystkich, że to najlepsze, co mogło spotkać Stasia.
– U Niemców panuje porządek. U nich zapisane wszystko, policzone. Jeśli tylko Staś jest w obozie jenieckim, odnajdziemy go na pewno.
Pan Michał napisał prośbę o pomoc do Czerwonego Krzyża. Ta organizacja zajmowała się rannymi na polu bitwy, prowadziła szpitale, zbierała składki na leczenie i rehabilitację rannych i kontuzjowanych, wysyłała paczki z żywnością i odzieżą do obozów jenieckich. Zajmowała się też ustalaniem losów poszczególnych żołnierzy, wysyłała komisje do obozów jenieckich, przekazywała wiadomości od pojmanych do ich rodzin i od rodzin do poszczególnych żołnierzy.
– Podobno bardzo ich wielu – mówił z zafrasowaniem pan Michał. – Niełatwo w takim tłumie znaleźć pojedynczego człowieka. To zapewne musi potrwać, zanim go znajdą, przekażą wiadomość, pozwolą odpisać, póki się czegoś nie dowiemy.
– Najważniejsze, że Staś żyje – wzdychała pani Katarzyna. – Kiedyś przecież wróci do domu. Módlmy się, żeby przetrzymał niewolę. I żebym doczekała tej szczęsnej chwili jego powrotu.
Gdy w domu była mowa w walkach, starszy brat Stasia, Ignaś Kalinowski, który brał w nich udział, posępniał i popadał w zamyślenie. Niechętnie wspominał swoją sierpniową kampanię, strach, brud, głód i trwającą kilka tygodni drogę do domu.
– Nasi żołnierze szli do niewoli z głodu – powtarzał. – Niemcy obiecali nakarmić, to się poddawali całymi oddziałami.
Rzadko dawał się namówić na szczegółowe opowieści, wzruszał wtedy ramionami.
– Byliśmy głupi – powtarzał. – Że w ogóle poszliśmy na tę wojnę. Byliśmy głupi, gdy trafiliśmy do niewoli. Dawali nam papierosy i czekoladę, ale nie braliśmy, bo obawialiśmy się, że jest zatruta.
– To oni mieli czekoladę? – dziwiła się Wacia Potocka.
Pokojowa starszej pani ze szczególnym zainteresowaniem wysłuchiwała relacji Ignasia, przepadała bowiem za opowieściami grozy.
Ignaś wzruszył ramionami.
– Niczego im nie brakowało. Tylko my byliśmy stale głodni. Po kilka dni bez przerwy tylko chleb i herbata. Chleb i herbata... Daj Boże Stasiowi, żeby w obozie karmili go lepiej.
***
Rankiem w pierwszy dzień świąt Bożego Narodzenia szykowali się wszyscy do wyjazdu na mszę do kościoła w Zabłudowie. Po kilku deszczowych i błotnistych dniach w nocy spadł śnieg i pan Michał kazał zaprzęgać konie do sań. Miał jechać z żoną, drugimi Ignaś z babką. Pani Katarzyna czuła się niezdrowa i dzięki temu znalazło się także miejsce dla jej pokojowej, Waci Potockiej.
– W czerwcu – powiedziała Franciszka, gdy wychodzili z domu na ganek. – W połowie czerwca.
Pan Michał pogłaskał żonę po policzku.
– Dobrze – powiedział. – Bardzo dobrze.
Franciszka uśmiechnęła się nieśmiało.
– To nie jesteś zły?
Zdziwił się.
– Czemu miałbym być zły?
– Bo twoja matka powiedziała...
Pan Michał niecierpliwie machnął ręką.
– Nie słuchaj wszystkiego, co mówi moja matka – przypomniał. – To będzie jej wnuk lub wnuczka, daj Boże, zdrowa. Moja matka znowu zostanie babką. Ucieszy się z tego.
Franciszka westchnęła.
– Mam nadzieję – szepnęła.
Liczyła w pamięci, ile tygodni jeszcze będzie mogła służyć mężowi swoim ciałem. Trzy miesiące przed planowanym porodem powinna go ostrzec, że już nie powinien domagać się obowiązków małżeńskich. Oznaczało to również, że będzie chodził do innych kobiet, znała to już z doświadczenia.
– Czemu wzdychasz? – zapytał Kalinowski.
– Nic, nic – uśmiechnęła się. – Tak tylko westchnęłam. Żeby wszystko odbyło się jak należy...MŁYNARZÓWNA
_Luty 1915_
Wasyl Grygorczuk, młynarz w Kalinówce, wielki, postawny i nadzwyczaj silny mężczyzna, umarł zupełnie niespodziewanie.
Znaleziono go rano, leżącego o sześć kroków od młyna, powykręcanego z bólu, z pianą na ustach. Natychmiast odezwały się plotki, że młynarz został otruty, a podejrzenia skierowały się ku jego żonie. O tym, że Wasylowi nie układało się w małżeństwie, wiedziała cała okolica, a groźby żony słyszało co najmniej kilkanaście osób.
Jeszcze tego samego dnia przyjechał do Kalinówki sędzia śledczy Krawcow w towarzystwie żandarma, aby aresztować Natalię pod zarzutem dokonania zbrodni. Wcześniej we młynie przebywał lekarz policyjny, który nie miał wątpliwości, że Wasyl Grygorczuk został otruty.
– To bez wątpienia arszenik – ocenił na pierwszy rzut oka. – Nikt czegoś takiego nie podaje do obiadu. Zatem mamy do czynienia ze zbrodnią.
Sędzia Krawcow nakazał odszukać Natalię. Siedziała w izbie z dzieckiem na kolanach, kołysała się rytmicznie w przód i w tył, zupełnie nieobecna duchem. Nie odpowiedziała na żadne pytanie, ale kurczowo trzymała dwuletniego synka, którego odebrano jej dopiero po dłuższej chwili.
Sędzia Krawcow przyszedł do dworu i poprosił o rozmowę z panem Michałem Kalinowskim. Po wydarzeniach sprzed ponad roku, gdy omal nie doszło do bójki na cmentarzu, gdzie pochowano ojca Natalii, nie śmiał wejść do domu i czekał na ganku, niepewny, czy zostanie zaproszony do środka.
Pan Michał nie wyszedł na spotkanie, ale kazał przyprowadzić sędziego do gabinetu. Nie prosił jednak o zdjęcie futra, dając tym do zrozumienia, że rozmowa powinna być krótka.
Sędzia stanął w progu gabinetu, a jego mina świadczyła, że czuje się niezręcznie.
– Zapewniam, że zajmę szanownemu panu tylko tyle czasu, ile to jest niezbędne – powiedział na powitanie. – Może powinienem czuć się teraz jak człowiek, który miał rację, ale proszę mi wierzyć, że tak nie jest. Bo wychodzi, że po trochu obaj mieliśmy rację i obaj się myliliśmy...
Kalinowski potraktował ten wstęp jako rodzaj przeprosin za dawne podejrzenia wobec niego.
– Zechce pan usiąść, panie sędzio?
Krawcow zajął miejsce na krześle, futrzaną czapkę położył na kolanach.
To niestety koniec bezpłatnego fragmentu. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki.