- W empik go
Dworek pod Malwami 22 - Sabina - ebook
Dworek pod Malwami 22 - Sabina - ebook
Jacek Nowacki, bywalec nocnych przybytków, spotkał w lokalu madame Kruger dziewczynę łudząco podobną do jego córki. Upojony alkoholem wpadł w szał i ostatecznie wylądował na kilka dni w areszcie. Po powrocie do domu z opóźnieniem dotarła do niego świąteczna kartka od Justyny. Pieczęcie poczty wiedeńskiej upewniły go, że felernego wieczora dziewczyna nie mogła przebywać w pobliskim lokalu. Należy jednak pamiętać, że znajomości madame Kruger pozwalają jej zafałszowywać rzeczywistość. Tymczasem Ignaś dostaje wreszcie swoją część ojcowizny. Hojny podarek ojca jest inspirowany przez babkę Katarzynę, która ma wobec wnuka konkretne plany.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-87-268-0179-8 |
Rozmiar pliku: | 309 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
_Wiosna 1916_
Pan Jacek Nowacki wrócił do Topolan po dwóch tygodniach. Dni te spędził w areszcie jako podejrzany o wywołanie awantury i bójki z udziałem poborowych. Ale sprawa zakończyła się łagodniej, niż mógł się spodziewać. Dzięki wstawiennictwu madame Kruger oraz życzliwości porucznika Otto von Lammersa, wymiar sprawiedliwości potraktował go nadzwyczaj wyrozumiale, skazując jedynie na grzywnę i nakazując zapłacenie za szkody materialne. Dwaj poborowi, których rany okazały się powierzchowne, nie złożyli zawiadomienia, że zostali zranieni przez oszalałego klienta domu przy ulicy Polnej sześćdziesiąt dwa. Zeznali zgodnie przed policją, że przewrócili się na szkło, ponieważ byli pijani. Sprawę zatuszowano.
W starym areszcie przy ulicy Mikołajewskiej panu Nowackiemu pozwolono wytrzeźwieć, a następnie wyszumieć, gdy krzyczał wniebogłosy i kopał w drzwi celi. Trzeciego dnia odwiedził go tam lekarz wojskowy, który sugerował, że pan Jacek nadużywa alkoholu i w związku z tym miewa napady halucynacji, typowe dla delirium tremens. On sam skłonny był uwierzyć w tę wersję, zwłaszcza gdy po dwóch kolejnych dniach umożliwiono mu rozmowę z madame Kruger. Stwierdziła ona stanowczo, że wszystkie opowieści Nowackiego są wyssaną z palca pijacką bujdą.
– Nigdy nie było u mnie dziewczyny imieniem Kitty – powiedziała zdecydowanym tonem już podczas przesłuchania przez policję, a następnie powtórzyła to podczas konfrontacji.
Policjant, który prowadził dochodzenie w sprawie zdarzenia przy ulicy Polnej, okazał zupełny brak zainteresowania wszelkimi niejasnościami i nie potraktował poważnie opowieści mężczyzny.
– Panu wydawało się to i owo – oznajmił krótko. – Wziął pan zły sen za jawę, albo może wprost był pan pijany do nieprzytomności. Tak czy inaczej, powinien pan przeprosić panią Kruger za niegrzeczne zachowanie oraz pokryć straty materialne. Czy mam zapisać w protokole, że o to właśnie pan wnioskuje? Inaczej sędzia będzie musiał zastanowić się, czy nie powinien pan trafić na leczenie.
Pan Jacek Nowacki miał szczerze dość brudnej, obskurnej celi i przystał na wszystkie uprzejme a konieczne do przyjęcia propozycje, aby tylko jak najszybciej móc powrócić do siebie, do domu w Topolanach.
– Rozumiem pańskie położenie – oświadczyła mu madame Kruger. – Jednakże wobec zaistniałej sytuacji zmuszona jestem prosić, aby nie odwiedzał nas pan więcej. Tylko tak unikniemy kłopotów i pan, i ja.
Pan Jacek przyjął i to upokorzenie, po czym pozwolono mu wyjść na słońce i świeże powietrze.
Zanim jeszcze otwarto przed nim bramę, był prawie przekonany, że wydarzenia ostatnich dni należą do snu, a nie rzeczywistości. Po kilku dniach przekonywania przez innych i własnych rozmyślań, nocne spotkanie, w wyniku którego pan Jacek wpadł w szał, wyblakło i wydawało się nierealne. Przecież to nie mogła być Justyna! Nie mogła! Przekonywany przez innych, przekonywał siebie i w miarę upływu dni coraz bardziej przechylał się na tę stronę.
Do miasta przyjechał po niego Makary, stary służący i stangret, małomówny, ale bardzo opiekuńczy.
– Wygodnie panu? – dopytywał się kilkakrotnie.
– Wygodnie – odburknął Nowacki.
Zniecierpliwiony przesadną, jak sądził, troską służącego, kazał mu powozić i milczeć. Nie przyznał się, że ostatnie dni spędził w areszcie, czekał na powóz na rogu Krakowskiej i Staroszosowej, przed budynkiem szpitala.
– Doktor pewnie kazał teraz dużo odpoczywać – powiedział Makary. – Po leczeniu w szpitalu doktorzy zawsze tak mówią.
– Będę odpoczywał – zgodził się Nowacki.
Po przyjeździe do domu zaszył się w swoim gabinecie i nie wychodził aż do wieczora. Następnego dnia prawie nie tknął śniadania i znowu schował się przed wszystkimi. Miał bardzo niezadowoloną minę, gdy koło południa Makary zastukał do drzwi, po czym otworzył je bez zaproszenia.
– Czego chcesz?! – warknął Nowacki. – Zapomniałeś, że mam odpoczywać!
– A bo, wielmożny panie, listonosz przyjechał – obwieścił Makary uroczystym tonem.
– Cóż z tego? – zmarszczył brwi pan Jacek.
– Przyszła kartka od panienki!
Nowacki był tak zdumiony, że kazał powtórzyć wiadomość. Służący nie dał po sobie poznać, że nie rozumie zachowania pana.
– Kartka od panienki – powtórzył. – Z Wiednia. Miał ją ze sobą i podał z uszanowaniem. Pan Jacek chwycił kartonik, z niedowierzaniem oglądał na wszystkie strony. Pismo na pewno należało do Justyny, ale przecież ona...
Czytał tekst kilka razy z rzędu, oglądał stemple i pieczęcie.
_Kochany Papo –_ pisała Justyna. _Chrystus zmartwychwstał. Przyjmij życzenia wszelkich łask bożych z tej okazji. Jestem zdrowa i niczego mi nie brakuje. Bardzo tęsknię za kochanym papą i domem i mam nadzieję przyjechać latem na wypoczynek. Twoja kochająca Justyna._
Pan Nowacki czytał i własnym oczom nie wierzył. Czy trzeba lepszego dowodu, że się pomylił? Jak mógł nie poznać córki? Jak mógł wziąć za nią nieznaną panienkę ze stajni madame Kruger?
– To przez wojenną cenzurę opóźnienie – podpowiedział służący. – Całą pocztę przetrzymują i puszczają dopiero po przeczytaniu. Żeby kto jakich tajemnic nie wysłał...
Pan Jacek nie słuchał. Puścił się biegiem przez dom, gwałtownie wpadł do kuchni.
– Masz zimną wodę? – zapytał służącą.
– Wodę, wielmożny panie? Mineralną czy może przegotowaną?
– Zwykłą, ze studni!
– Ze studni, wielmożny panie?
– Przecież mówię! Bierz zaraz za wiadro i lej po wszystkim!
Nachylił głowę, gestami pokazując, co powinna zrobić. Służąca wzięła rondelek i cienkim strumykiem polała głowę Nowackiego.
– Więcej! – zawołał niecierpliwie. – Z wiadra, mówię!
A gdy chwyciła wiaderko i spełniła jego polecenia, pan Jacek aż się zatchnął od zimnego strumienia. Otrząsnął się potem jak pies po wyjściu z rzeki, wytarł twarz w ręcznik, po czym znowu zabrał się do studiowania kartki.
Teraz nie miał już żadnych wątpliwości. Osoba, którą spotkał w domu madame Kruger przy ulicy Polnej, nie była jego Justysią. Była tylko podobna do jego córki. Justyna nadal przebywała w Wiedniu. Świadczyła o tym dobitnie przesłana właśnie wiadomość. Kartka miała wyraźne datowniki – 11 i 21 kwietnia 1916 roku, a Justyna nie mogła się znaleźć w Białymstoku w kilka dni później. Pisała o planowanym przyjeździe dopiero latem.
Co za koszmar! Boże, co to był za koszmar! Pan Jacek nagle rozszlochał się i z płaczem pobiegł do swojego gabinetu.
– Widzisz, co robi wojna – powiedział Makary do służącej. – Pan tak czekał przed świętami na wiadomość od panienki, że aż się pochorował. To przez wojenną cenzurę kartka nie dotarła na czas.
A że dziewczyna stała w kuchni oszołomiona zachowaniem pana Nowackiego, Makary dorzucił marszcząc brwi:
– Posprzątaj tu. Coś mi mówi, że pan zaraz będzie wołał jeść...
***
Porucznik Otto von Lammers spędził w gabinecie madame Kruger niewiele więcej niż kwadrans.
– Nie ma już powodu do obaw, droga pani – zapewnił z uśmiechem. – Jestem pewien, że ten pocztowy żart kończy sprawę i nie będziemy musieli do niej wracać. Znajomy zrobił mi tę przysługę, przy udziale panny Kitty. Lepiej, aby wiadoma osoba nie pokazywała się tutaj przez jakiś czas.
– Dziękuję panu – uśmiechnęła się pani Kruger. – Jestem bardzo wdzięczna panu porucznikowi za załatwienie tej przykrej sprawy. Doprawdy nie wiem, co bym poczęła bez pańskiej pomocy!
Von Lammers skłonił głowę.
– Rozkazy pięknych kobiet są zawsze na pierwszym miejscu – zauważył szarmancko.
Pani Kruger nalała herbaty do porcelanowych filiżanek.
– Zostanie pan z nami, mam nadzieję?
Von Lammers wziął filiżankę ze spodka i spróbował herbaty.
– Jak zawsze znakomita.
– Dzięki pana pośrednictwu – przypomniała pani Kruger.
– Niestety – przeprosił zmartwionym głosem oficer. – Mogę zostać tylko chwilę. Czeka mnie zadanie specjalne.
– Och! – w oczach pani Kruger pojawiło się uznanie i przestrach. – Czy to bardzo niebezpieczne? Pan jest bardzo dzielny, ale gdyby tak nie daj Boże...
Otto von Lammers pokręcił głową.
– Nie, droga pani. Tym razem nie zostanę jeszcze bohaterem. To po prostu rutynowe wojskowe sprawy. Naprawdę nie ma o czym mówić.
***
Po kilku tygodniach życie w Topolanach wróciło do dawnego rytmu. Pan Jacek gospodarował, wyglądał wiadomości od córki, a wieczory spędzał w salonie przy kieliszku mocniejszego napoju. Tylko do Białegostoku nie jeździł, co służba przypisywała stanowi jego zdrowia.
– Ma przecież swoje lata – powiedział Makary, gdy pokojówka zrobiła na ten temat uwagę. – Lekarz kazał mu się oszczędzać.
Nowacki czasem kazał zaprzęgać i samotnie jeździł po okolicy, bez widocznego celu.
Mniej też interesował się sprawami majątku. Pełnomocnik, którego zatrudniał, by pilnował wszystkiego na polach, urósł nagle w siłę i przekonanie o swojej ważności. Spotykali się w domu ledwo raz na tydzień, czasem dwa, by pan Nowacki mógł usłyszeć sprawozdanie z postępu prac.
– Dobrze, dobrze – mruczał zazwyczaj ziemianin, zainteresowany sprawami gospodarskimi tylko do pewnego stopnia.
Efekty gospodarowania nie były wielkie, ponieważ znaczna część pól pozostawała nieobsiana i nie przynosiła plonów. Dbano jedynie, by ziemia nie zdziczała i nie zarosła chwastami.
W trzecią środę po powrocie pan Nowacki wezwał Makarego bardzo wcześnie rano i kazał osiodłać wierzchowca. Zanim jeszcze usiadł do śniadania, niespokojny i pobudzony, ponaglał stangreta.
– Muszę jechać – powiedział. – Natychmiast muszę jechać!
Ubrał się pospiesznie, nie tracąc czasu na codzienną, zwykle długo celebrowaną, toaletę i wybiegł przed dom. Ze stopnia ganku dosiadł podprowadzonego już konia i popędził.
– Wraca do zdrowia – mruknął pod nosem stangret Makary. – Całkiem już wraca do zdrowia.
Pan Jacek Nowacki przejechał skrajem wsi i skierował się ku położonej na wschodnim końcu Topolan chałupie. Zatrzymał się przed niskim płotkiem, obrośniętym drobnymi kwiatkami, zszedł z siodła, uwiązał konia do kołka.
– Ratajowa! – zawołał w kierunku domu.
Drzwi domu były zamknięte, mieszkańcy zapewne spali jeszcze, ale po powtórnym wołaniu wyjrzała zza nich rozczochrana głowa. Młoda kobieta uśmiechnęła się na widok gościa.
– Kłaniam się wielmożnemu panu dziedzicowi!
Pan Jacek sięgnął do kieszeni kamizelki i wyjął z niej błyszczący przedmiot.
– Mam złotego rubla – powiedział.
Kobieta wyszła na zewnątrz. Była to drobna osoba o okrągłej, dziecięcej w wyrazie, twarzy. Miała na sobie długą lnianą koszulę, podniosła ją wysoko, gdy przekraczała próg.
Pan Nowacki uśmiechnął się zachęcająco.
– Chcesz zarobić?
Ratajowa wzruszyła ramionami.
– A pewnie! Pan dziedzic niepotrzebnie pytają. Ale dzieciaka nie mam jak zostawić...
Patrzyła pożądliwie na pieniądz, było w niej wahanie. Odwróciła głowę, wskazując na chałupę.
– Jak poprzednim razem sam został, to prawie na śmierć się zapłakał.
Pan Jacek niecierpliwym gestem wezwał ją ku sobie.
– Nie trzeba zostawiać – wyjaśnił. – Dziś będzie szybko.
Kobieta skinęła głową.
– A, chyba że szybko – zgodziła się z zadowoleniem.
Pan Jacek gestami dał znak, żeby nie mówiła już, tylko brała się do pracy. Ratajowa wiedziała dobrze, czego od niej oczekuje. Zeszła z kamiennego stopnia, kraj koszuli trzymając w dłoni.
– Tylko niech pan dziedzic nie ściskają tak mocno, bo siniaki mnie zostawia – poprosiła.
Nowacki pokręcił głową.
– Nie gadaj tyle! – ponaglił. – Mówiłem, że szybko będzie.
Kobieta podeszła i stanęła o krok.
– Czy tak samo jak poprzednim razem, czy inaczej? – zapytała.
– Tak samo – powiedział.
– Ale to nie po chrześcijańsku – zauważyła z wahaniem.
Pan Jacek prychnął.
– A rubla zarobić to po chrześcijańsku?
Ratajowa nie dochodziła więcej. Odwróciła się do dziedzica tyłem, pochyliła nisko, zebrała koszulę w dłoni, podniosła ją, odsłaniając goły tyłek.
Pan Jacek jęknął. Próbowała go zobaczyć za sobą, z twarzą nisko, prawie nad samą ziemią, ale koszula jej przeszkadzała.
Pan Jacek sapał za nią i jęczał, aż wreszcie westchnął i zamilkł. Kobieta stała pochylona w niezmienionej pozycji jeszcze przez chwilę, potem wyprostowała się, opuszczając koszulę.
– To już? – upewniła się.
Pan Nowacki skrzywił się na takie pytanie, dopiął spodnie, rzucił Ratajowej monetę i odszedł bez słowa.
Gdy kobieta wróciła do izby, położyła się na posłaniu. Monetę trzymała pomiędzy zębami, sprawdzała jej twardość, nagryzając kilkakrotnie z różnych stron.
Westchnęła i schowała pieniądz do woreczka na szyi. Mąż obudził się, popatrzył sennym wzrokiem akurat wtedy, gdy chowała pieniądze.
– Co tam? – zapytał. – Znowu ten dziedzic?
Ratajowa potwierdziła, a wtedy mężczyzna przeciągnął się z zadowoleniem.
– Łatwy pieniądz – powiedział. – Jeszcze ze dwa razy przyjdzie i możemy kupować drugą krowę. Może już obstaluję, co? Widziałem taką na targu w Zabłudowie, akurat by się nam nadała. Jeden Żyd sprzedaje.
Ratajowa westchnęła.
– Czasem to mnie aż złości ten piekielnik – oznajmiła. – Żeby tak czasem coś we mnie wraził, jak się należy. Choćby i tylko palec! A ten tylko oczami patrzy!
To niestety koniec bezpłatnego fragmentu. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki.