- W empik go
Dworek pod Malwami 28 - Miłosne pułapki - ebook
Dworek pod Malwami 28 - Miłosne pułapki - ebook
Ranny w manifestacji Staś Kalinowski trafia pod opiekę Ałły Poniewierskiej i jej męża. To Andrej zadał mu cios workiem z piaskiem w głowę, sądząc, że Kalinowski stanowi zagrożenie dla kobiety. W ramach rewanżu małżeństwo postanawia otoczyć Kalinowskiego opieką do czasu, aż wydobrzeje. Wydaje się, że Ałła ma dodatkowy interes w tym, by młody mężczyzna został pod jej dachem - ma z nim pewną tajemnicę. Uwodzicielska, miła atmosfera mija, gdy Staś budzi się ze skrępowanymi rękami.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-87-268-0173-6 |
Rozmiar pliku: | 373 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Piotrogród, wrzesień 1916
Drzwi otworzyły się i pojawił się w nich młody mężczyzna o przenikliwych czarnych oczach.
– Proszę nie wstawać – powiedział z niepewnym uśmiechem. – Może się wam zakręcić w głowie...
Był wysoki i chudy, wąską twarz okalały długie włosy, niestarannie założone za uszy. Staś Kalinowski zauważył jeszcze, że palce przybyłego są poplamione żółtą substancją, być może tą samą, która pokrywała tu i ówdzie znoszone ubranie mężczyzny.
– Andrej Iwanowicz Poniewierski – przedstawił się. – Chciałem przeprosić, bo to ja was walnąłem w głowę...
– To mój mąż – uzupełniła Ałła.
Miała na sobie szary kostium i bluzkę z koronkowym żabotem. Przy abnegacko odzianym mężczyźnie wyglądała bardzo szykownie.
Poniewierski zamrugał oczami.
– Wszystko stało się tak szybko – usprawiedliwiał się. – Sądziłem, że jesteście z policji i chcecie ją aresztować...
Ałła poprosiła wzrokiem o wyrozumiałość.
– On zawsze najpierw robi, a potem myśli – oznajmiła karcąco. – Dla przyszłego lekarza to nie jest najlepsza cecha.
Staś wyciągnął rękę.
– Rozumiem – oznajmił. – Przeprosiny przyjęte.
Student z zadowoleniem uścisnął dłoń leżącego i bezceremonialnie przysiadł na posłaniu.
– Naprawdę się przestraszyliśmy – tłumaczył się. – Ja i jej brat, Anton, byliśmy w parku i wszystko wiedzieliśmy.
– Wszystko? – zaniepokoił się nagle Kalinowski.
– Jak policja rozbijała pochód – ciągnął tamten. – A potem jak wy prowadźcie Ałłę do bramy. Pojechaliśmy od razu za wami...
Dziewczyna wzruszyła ramionami.
– Całkiem niepotrzebnie się wtrącaliście – zauważyła. – Doskonale dałabym sobie radę bez waszej pomocy. A teraz to tylko kłopot.
Staś poruszył się na łóżku.
– Przepraszam, ja zaraz...
Ałła pokręciła głową.
– Mowy nie ma – oświadczyła stanowczo. – Nigdzie was nie puszczę, póki nie nabiorę pewności, że wszystko w porządku. Obawiam się, że upadnie pan na ulicy lub coś w tym rodzaju.Przenocujecie u nas. Tu nikt wam nie będzie przeszkadzał.
– Właśnie – skwapliwie zapewnił Poniewierski. – Lepiej będzie, żebyście nie szwendali się po nocy w takim stanie. Ałła robi co prawda groźne miny, ale nie musicie się jej bać. Została przeszkolona jako sanitariuszka.
– Ale... – Staś protestował bez przekonania.
– Zostaniecie – powtórzyła zdecydowanym tonem. – Choćbym pana miała zatrzymać przemocą.
Kalinowski był osłabiony, w głowie czuł szum i nie miał siły protestować.
– Dobrze – odpowiedział. – Rzeczywiście nie czuję się najlepiej...
– Mam dobre lekarstwo – pospieszył z pociechą Poniewierski. – Zaraz Ałła zrobi wam zastrzyk. Bo ja, wiecie, jestem lekarzem, to znaczy prawie, został mi już tylko jeden egzamin do dyplomu.
Ałła roześmiała się cicho.
– Sześć razy już zdawał! – oznajmiła z podziwem. – Czy pan uwierzy? Jest strasznie uparty. Dawno miałby dyplom, ale zamiast szybko zaliczyć, on się kłóci z egzaminatorami i robi im wykłady!
– Bo to banda matołków! – mruknął Poniewierski. – Bladego pojęcia nie mają o chemii!
Dziewczyna uśmiechnęła się do Stasia
– Zaparzę herbatę – zapowiedziała. – Przyda się nam wszystkim.
Gdy wyszła, Staś spostrzegł, że w pokoju jest już mroczno, okna trzymano prawie całkowicie zasłonięte. Andrej wstał, wygrzebał z kieszeni zapałkę, potarł nią o podeszwę i zapalił lampę.
– Właściwie to dobrze, że na mnie trafiło – opowiadał. – Uderzyłem was nie tyle siłą, co sposobem. Woreczek z piaskiem, wiecie. Ale dobrze, że to ja, bo Anton to ma przyciężką rękę...
– Brat Ałly? – upewnił się Kalinowski. – A pan jest jej mężem?
Student potwierdził skinieniem.
– Na papierze. Zaraz muszę wyjść w ważnej sprawie i zostawić was sam na sam. Taki tam ze mnie mąż. Ałła zresztą doskonale daje sobie radę sama.
– To prawda – przytaknął Kalinowski. – Zachowywała się bardzo odważnie.
Poniewierski wyciągnął rękę.
– Raz jeszcze proszę o wybaczenie. Zapewniam, że nic złego panu nie będzie, proszę tylko spokojnie poleżeć i odpocząć.
– Wychodzi pan? – zapytał nieprzytomnie Staś, choć odpowiedź dopiero co słyszał.
– Niedługo zaczynam nocny dyżur w szpitalu – student skinął głową. – Orzą we mnie, jak w starą kobyłę i prawie nie płacą. Ale to już niedługo, tylko chemię zdam.
Nerwowym ruchem zerwał się z miejsca i wybiegł z pokoju. Staś żałował, ponieważ nie zdążył spytać, jak trafić do toalety. Z trudem wstał, założył marynarkę, nieco chwiejnym krokiem wyszedł na korytarz. Andrej stał tu jeszcze i mówił coś do dziewczyny znajdującej się w głębi mieszkania. Z domyślnym uśmiechem wskazał właściwe drzwi.
– Tutaj. Wołajcie, gdyby wam się zrobiło słabo.
– Nie – zaprzeczył Kalinowski. – Już czuję się całkiem dobrze, a herbata zupełnie postawi mnie na nogi.
Gdy wrócił, Ałła stawiała na stoliku przy łóżku tacę z herbatą i ciastkami.
Staś położył się, chociaż czuł się lepiej, niż mogłoby to wyglądać. Nie chciał wracać do Fiłatówki, dobrze mu było w towarzystwie pani Poniewierskiej.
– Jestem teraz za pana odpowiedzialna – powiedziała. – Pan zajął się mną w krytycznej sytuacji, chciałabym podziękować zajmując się panem w podobnych okolicznościach. Niestety, niewiele jest do jedzenia, nie spodziewałam się gości.
– Herbata wystarczy – uśmiechnął się Staś. – Nie jestem głodny.
To nie była prawda, ale nie chciał sprawić przykrości gospodyni.
Ałła usiadła na krześle obok. Staś widział ze swojego miejsca jej smukłą szyję i wysoko upięte włosy.
– Czyje to mieszkanie? – spytał.
– Mojej ciotki – powiedziała siadając na krześle obok posłania. – Nie żyje od kilku lat, nam z bratem dostało się w spadku. Chcieliśmy najpierw sprzedać, potem wynająć, ale w tych czasach nie ma zbyt wielu chętnych.
– Jest dziwnie ciche – zauważył Kalinowski. – Czy po sąsiedzku nikt nie mieszka?
– Wyprowadzili się, ponieważ kamienicę przeznaczono do rozbiórki. Jest stara, nie opłaca się remontować. Zresztą, będzie tędy przebiegała nowa ulica, mieli ją budować jeszcze przed wojną, ale do tej pory nie zaczęli. Tak więc stoi prawie pusta, tylko w oficynie kilka mieszkań jest zajętych.
– Z waszego punktu widzenia, to chyba nawet wygodne takie odludne miejsce – zauważył Staś.
– Z naszego? A, tak, ma pan rację.
Przyglądała się Stasiowi, jak je ciastka i pije herbatę. Patrzyła spod lekko przymrużonych powiek, ale nie mówiła, co jej chodzi po głowie.
– Sprawiam kłopot – odezwał się Staś. Zaprzeczyła ze spokojem.
– Mówiłam, że nie. Poza tym jestem panu coś winna za tamto...
– Nie ma czym mówić.
– Jest. Bałam się jak nigdy dotąd.
Kalinowski podniósł brwi.
– Pani? Osoba, która osobiście rzucała bomby?
Ałła Poniewierska uśmiechnęła się przepraszająco.
– I za to chciałam przeprosić. Nagadałam panu głupstw.
– Więc to nieprawda?
– O bombach? Prawda tylko w części. Nie rzucałam, byłam, jak to u nas mówimy, w obstawie akcji. A skłamałam, ponieważ chciałam zrobić na panu wrażenie. Wzięłam pana za rewolucjonistę i chciałam, żeby nie uznał mnie pan za niedoświadczoną.
Kalinowski odsunął talerzyk z ciastkami, zjadł tylko dwa.
– Dziękuję, ale trochę kręci mi się w głowie...
Pochyliła się nad posłaniem, dotknęła jego czoła wierzchem dłoni.
– Nie – odetchnęła z ulgą. – Nie ma pan gorączki.
– Ale jest mi gorąco.
– To od herbaty.
Staś nie przyznał się, że jest mu gorąco także z powodu obecności dziewczyny. Jej zapach, gdy była tak blisko, wydawał mu się nieodparcie przyciągający, a wspomnienie dotyku jej ciała wywoływało dreszcz. Prawdopodobnie odgadła, jak na niego działa, bo czasem pochylała się w jego stronę niby przypadkiem.
– Bardzo się bałam – opowiadała. – To była moja pierwsza prawdziwa akcja. Przyniosłam transparent i miałam go zabrać z powrotem. Nie sądziłam, że pojawią się problemy z policją. Wydawało się, że po prostu pochód przejdzie przez park, a policja nie będzie interweniować.
Przez chwilę rozmawiali o wydarzeniach, starannie jednak omijając wątek osobistego kontaktu, jaki im się zdarzył, a który pozwolił uniknąć aresztowania.
– Jeszcze raz przepraszam za mojego brata i Andreja. Koniecznie chcą się wykazać. Ich zdaniem prawdziwa rewolucja jest blisko i obawiają się, że na nią nie zdążą.
– Taka chęć uczestnictwa to przywilej młodości – powiedział Staś. – Mój przełożony często powtarza, że ...
Miał ochotę ugryźć się w język. Wcale nie zamierzał wspominać o pułkowniku Dobrowolskim ani o swojej z nim pracy, ale odruchowo chciał okazać dziewczynie zaufanie i potraktował ją jak kogoś znajomego.
Zerknęła spod oka, w jej spojrzeniu znowu pojawiła się czujność.
– Przełożony? Jak się nazywa?
Kalinowski uśmiechnął się przepraszająco.
– Niedobroj – wymyślił na poczekaniu. – Kapitan Niedobroj.
– Dziwne nazwisko – skomentowała.
– Co w nim dziwnego? Nazwisko jak nazwisko.
Staś był zły na siebie za nieostrożność. Co się ze mną dzieje? – myślał z przerażeniem. – Ta dziewczyna osobliwie łatwo wyciąga ze mnie, co tylko zechce. A ja nagle przestałem umieć kłamać. Cóż to za kamuflaż, jeśli pułkownikowi Dobrowolskiemu dałem pseudonim Niedobroj? Największa ofiara losu w wywiadzie odgadłaby, o kim mowa. Cała szczęście, że Ałła Poniewierska nie jest agentem wywiadu.
Patrzył na nią, na zielone uwodzące oczy, małe ponętne usta, prosty nos, małe bardzo kształtne uszka.
Drzwi otworzyły się bez żadnego uprzedzenia.
– Ałła, chodź wreszcie do kuchni – odezwał się Andrej Poniewierski. – Daj towarzyszowi odpocząć. I nie kuś człowieka.
– Już idę – rzuciła swobodnie. – I nie ma mowy o uwodzeniu.
Mężczyzna przy drzwiach ostrzegawczo podniósł rękę.
– Niech pan uważa – poradził. – Ona potrafi zawrócić w głowie.
– Już mi się w niej kręci – przyznał Staś. – Ale to chyba od tego pańskiego woreczka z piaskiem...
Poniewierski, zawstydzony, zniknął za drzwiami. Ałła roześmiała się cichutko.
– Chyba pan w to nie wierzy, co mówi Andrej? – spytała prowokująco.
Jej zielone uśmiechnięte oczy mówiły jednak co innego. Staś był skrępowany sytuacją i obecnością innych osób.
– Nikomu nie powinien pan o tym mówić – odezwała się Ałła. – Nie powie pan? Zwłaszcza im dwóm.
– O czym? – zapytał, choć oczywiście doskonale wiedział, jaki epizod z ich krótkiej znajomości dziewczyna ma na myśli.
– O tym, jak pan szukał...
– Nie powiem – zgodził się. – Ustaliliśmy, że to będzie nasza tajemnica.
Ałła Poniewierska opuściła powieki.
– Teraz to się dopiero wstydzę – powiedziała. – Wtedy się speszyłam, ale bardziej chyba byłam przestraszona. W tej chwili jednak, gdy lęk zniknął, to wstyd mi jeszcze bardziej...
– Nie trzeba. To zapewne krępujące, ale jak sama pani wie, nie było innego sposobu...
Wyciągnęła rękę i nagle dotknęła jego dłoni.
– Słowo, że nikt się nie dowie?
– Słowo – obiecał.
Cofnęła dłoń, poprawiła włosy nad uchem.
– Myślałam, że zemdleję... – szepnęła.
Staś uśmiechnął się przekornie.
– Naprawdę? Wydawała się pani całkowicie opanowana.
– Siłą woli!
Przekomarzali się jeszcze przez chwilę, szepcąc, żeby nie usłyszał tego nikt za drzwiami, a może z tego powodu, że zdarzenie, w jakim brali udział, nie powinno być omawiane głośno.
To niestety koniec bezpłatnego fragmentu. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki.