- W empik go
Dworek pod Malwami 54 - Zaproszenie na śmierć - ebook
Dworek pod Malwami 54 - Zaproszenie na śmierć - ebook
Klara Lippman czeka w kawiarni na narzeczonego. Zaczepia ją kobieta cała w czerni i dopytuje o pierścionek zaręczynowy, twierdząc, że sama miała kiedyś podobny. Zanim udaje się wyjaśnić sprawę, kobieta znika. Andrej Horoszko obmyślił sposób, by jak najszybciej zamieszkać ze swoją narzeczoną - prosi Michała Kalinowskiego o możliwość zajęcia Rafałówki pod nieobecność Stasia. Kalinowski zgadza się tym chętniej, ponieważ ograniczy to kompetencje administratora majątku Teodora Chełmińskiego. Pan Michał wie o jego romansie z Wandą Jasińską, nie podejrzewa natomiast, co jeszcze knują kochankowie.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-87-268-0147-7 |
Rozmiar pliku: | 300 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
_Wrzesień 1928_
Wpierwszą niedzielę września Klara Lippman siedziała w restauracji hotelu Crystal w Białymstoku i z niecierpliwością czekała na narzeczonego. Andrej Horoszko zatelefonował poprzedniego wieczora do Ritza, gdzie jak każdego dnia miała koncert.
– Mam sposób! – wołał. – Mam pomysł!
– Na co? – zdziwiła się.
– Na życie! – wyjaśnił pospiesznie narzeczony. – Możemy zająć dwór w Rafałówce. Słyszysz? Nie musimy odkładać ślubu!
– Jak to zająć? Też jest na sprzedaż?
– Nie, nie, nasze gniazdko to Złotniki. Ale syn mojego bliskiego znajomego, który jest właścicielem tego dworu w Rafałówce, przebywa za granicą. Póki nie wróci, a my nie załatwimy sprawy ze Złotnikami, możemy tam mieszkać. Cztery duże piękne pokoje, bo jeszcze jest administrator, ale jakoś to się załatwi...
Panna Klara miała wiele pytań, ale nie mogła ich zadać, ponieważ musiała wracać do pracy, a i pan Horoszko spieszył się na spotkanie.
– Jutro wszystko ci wytłumaczę, moje kochanie – obiecał. – O jedenastej, dobrze? O jedenastej w Crystalu.
Chciała spytać, o jakiego Kalinowskiego chodzi, ale narzeczony odłożył już słuchawkę.
Teraz dochodziła godzina jedenasta, więc za moment dowie się, co tak wzburzyło spokojnego i opanowanego zwykle Andreja. W głębi ducha miała nadzieję, że tak poruszyła go perspektywa rychłego wspólnego zamieszkania, bo spotykali się zdecydowanie za rzadko.
Przyszła kwadrans wcześniej, zamówiła filiżankę czekolady i kawałek tortowego ciasta. Jadła powoli, udając, że nie dostrzega zaciekawionych i pełnych podziwu spojrzeń gości. Mało dyskretnie wpatrywali się w jej prawą rękę, w której trzymała łyżeczkę lub uszko filiżanki. Naturalnie nie przyglądali się hotelowej zastawie, ale dużemu zaręczynowemu pierścionkowi z wielkim kamieniem, rzucającym świetliste błyski.
Klara była dumna z podarunku narzeczonego, niby się za kimś rozglądała, z pozorną obojętnością odnosząc się do zaciekawionych czy nawet wprost zazdrosnych spojrzeń.
Dłoni Lippmanówny najbardziej intensywnie przyglądała się osoba siedząca tuż obok przy sąsiednim stoliku – pani w średnim wieku, ubrana całkowicie na czarno. Nosiła nie tylko czarny kostium, ale takiż kapelusz oraz długie rękawiczki. Strój prezentował się bardzo gustownie, elegancko i wyglądał na bardzo drogi. Mimo całkowitej czerni nawet z daleka wskazywał, że nie jest to żałoba, ale przemyślana kreacja, a jej właścicielka musiała niemało za nią zapłacić.
Dama obserwowała pannę Lippman z taką natarczywością, że Klara poczuła się nieswojo. Spróbowała zniechęcić nieznajomą surowym spojrzeniem, tamta jednak nie dała się zbyć i sprawiała wrażenie chętnej do nawiązania kontaktu.
– Przepraszam – odezwała się po dłuższej chwili. – Nie mogę się powstrzymać, by nie przekazać pani moich gratulacji i najlepszych życzeń. Mam nadzieję, że nie weźmie pani tego za nietakt, ale doprawdy, widok tak pięknej osoby i na dodatek najwyraźniej szczęśliwej, porusza serce...
– Uprzejmie dziękuję – Lippmanówna, nieco zaskoczona taką obcesową zaczepką, podjęła rozmowę.
–...a również wzbudza odrobinę zazdrości – uzupełniła kobieta w czerni.
Panna Klara nonszalanckim wyrazem twarzy dała znak, że jest tego świadoma, ale nie ma wpływu na zachowania obserwatorów.
– Czy dobrze zgaduję, że to szczególna okazja? – dociekała rozmówczyni. – Zapewne zaręczyny, bo od tego pierścionka po prostu oczu nie można oderwać...
– Tak – potwierdziła Lippmanówna. – Dostałam go od narzeczonego.
Nieznajoma nie spuszczała wzroku z klejnotu.
– Czy pozwoli pani przyjrzeć się bliżej? – spytała przyciszonym głosem, lekko unosząc się z krzesła.
Panna Klara wyciągnęła rękę, demonstrując dłoń. Odległość jednak okazała się zbyt duża, więc wzrokiem wskazała krzesło naprzeciw siebie.
– Jeśli panią aż tak interesuje...
Dama w czerni z pośpiesznie zmieniła miejsce.
– Tylko spojrzę – zastrzegała się. – Pani zapewne na kogoś czeka...
– Właśnie na narzeczonego – potwierdziła Lippmanówna. – Powinien zjawić się za kilka minut...
Położyła dłoń na obrusie, a nieznajoma pochyliła się, z zachwytem wpatrując się w klejnot.
– Przepiękny – powiedziała. – Widziałam niegdyś bardzo podobny, ale dawno temu... Pewnie wiele kosztował? Oczywiście, nie to jest najważniejsze w pierścionku zaręczynowym...
– Zgadzam się – zaśmiała się panna Klara.
Zdążyła już zauważyć, że wśród biżuterii, jaką nosi dama w czerni, nie ma obrączki. Nie jest więc zapewne ani mężatką ani wdową, choć najwidoczniej dawno przekroczyła czterdziestkę.
I cóż z tego, że bogata i o wysokiej pozycji, kiedy samotna – pomyślała. – Nie wygląda na kogoś, kto byłby szczęśliwy, czy choćby tylko zadowolony z życia. Ma pochmurne oczy, wydają się zbolałe.
Poczuła nagłe współczucie wobec rozmówczyni i uznała, że nie powinna afiszować się ze swoim szczęściem. Cofnęła rękę, drugą ujmując filiżankę.
– Miałam kiedyś podobny – oznajmiła nieznajoma. – Wydaje mi się, że nawet identyczny. Przepraszam, że pytam tak bezceremonialnie, ale czy pani orientuje się, gdzie został kupiony? Nie w Wiedniu przypadkiem?
Lippmanówna nie wiedziała, skąd pochodzi podarunek Horoszki.
– Chyba nie – odparła. – Zdaje się, że mój narzeczony kupił go tutaj, w Białymstoku. Jeśli zależy pani na tym, zapytam, gdy nadejdzie.
– Nie chciałabym być natrętna – zastrzegła się tamta z przepraszającym uśmiechem.
– Ale jeśli pani będzie tak uprzejma...
Klara, zniecierpliwiona już pytaniami, skinęła machinalnie głową, bo wpatrywała się w wejście do lokalu, gdzie powinien już pojawić się Andrej Horoszko. Dama w czerni wstała od stolika i wróciła na swoje miejsce. Nie usiadła jednak ponownie i nie dopiła zielonkawego napoju. Uwadze Klary nie uszło, że zostawiła bardzo sowity napiwek.
– Do miłego zobaczenia – powiedziała z uśmiechem. – Życzę wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia.
Chwilę po jej wyjściu zjawił się narzeczony panny Lippman.
– Wybacz spóźnienie, moja kochana – mówił podekscytowany, całując ją po rękach. – Ale załatwiałem coś bardzo ważnego. Chcesz o tym usłyszeć? Chodzi o dom. Skoro nie możemy w tej chwili kupić Złotnik, wynajmiemy coś równie interesującego. Rafałówkę. Mój przyjaciel powiedział mi właśnie, że jego syn nie widzi przeszkód, byśmy zamieszkali w jego dworku. Zgadza się, kochanie moje! Nareszcie będziemy razem i w dzień i w nocy!
Pospiesznie zaczął opowiadać, czego dowiedział się od Michała Kalinowskiego.
– Obiecałem ci wprawdzie, że zamieszkamy w Złotnikach, ale to nam nie ucieknie. Na razie możemy osiąść w Rafałówce. Jestem dobrej myśli i spodziewam się, że podzielisz mój entuzjazm, zwłaszcza, że wynajem będzie nas kosztował zupełnie symbolicznie.
– A co z tym administratorem?
Horoszko nie widział problemu.
– Mieszka w drugiej połowie domu i w żaden sposob nie będzie nam wchodził w paradę. Wszystko już dokładnie wybadałem. Więc jak, czy to nie jest dobry pomysł?
Klara Lippman potwierdziła uśmiechem i uściskiem dłoni, którą natychmiast ucałował.
– Sprawę naszego domu zostawiłam w twoich rękach – przypomniała i łobuzersko mrugnęła okiem. – Jeśli mogę sobie pozwolić na żart, to powiem: jak mi pościelesz, tak się wyśpię.GRZESZNE MIŁOSTKI
Co to znaczy, panie dziedzicu? – administrator Chełmiński przyjechał do Kalinówki mocno wzburzony. – Nie spodziewałem się, że za moimi plecami...
– Dobrze, że nareszcie pana widzę – przerwał mu szorstko Kalinowski. – Mamy parę spraw do omówienia.
– Muszę powiedzieć, że nie pozwolę, by moje sprawy...
Pan Michał wzruszył ramionami.
– Radziłbym odrobinę grzeczności – zauważył zimno.
Chełmiński zmieszał się, bo dotarło do niego, że zachowuje się nadmiernie obcesowo.
– Bardzo przepraszam – bąknął, spuszczając wzrok. – Ale spadło to na mnie tak niespodziewanie... Oczywiście, ma pan dziedzic rację, zwracając uwagę na moje karygodne zachowanie. Raz jeszcze przepraszam.
Kalinowski machnął ręką.
– Mniejsza z tym – uciął. – Pan wie, że nie lubię owijać w bawełnę, więc i tym razem robić tego nie zamierzam.
– Słucham, panie dziedzicu.
Pan Michał zacisnął usta i przez chwilę w milczeniu ostentacyjnie przyglądał się administratorowi.
Mimo bardzo dobrych efektów gospodarowania Chełmińskiego w Rafałówce, mimo jego grzecznościowych wizyt w Kalinówce i wielkiej uprzejmości, nie czuł sympatii do tego człowieka.
– Jakiś taki śliski jest – powiedział któregoś razu do Franciszki.
A gdy pojawiły się plotki na temat możliwego romansu pana Teodora z Wandą Jasińska, niechęć Kalinowskiego wzmogła się tym bardziej. Po incydencie w Rafałówce, który przekonał go, że podejrzenia są jak najbardziej uzasadnione, trudno mu było ukrywać niechęć do administratora. Unikał bezpośredniego spotkania i rozmowy w obawie, że nie wytrzyma i powie mu kilka przykrych słów. Henryka Jasińskiego miał za przyjaciela, więc kontakty z Chełmińskim znosił z wielkim trudem.
Nie zaprosił go teraz do domu, ani nawet na werandę, ale pod pretekstem, że rozmowa ma poufny charakter, zaprowadził gościa na ławkę stojącą pod parkanem od strony drogi.
– Panie administratorze, nie jestem z pana zadowolony – przemówił oficjalnym tonem. – Pan wybaczy, może wydam się nieco szorstki, ale pańskie zachowanie niejako mnie do tego upoważniło.
– Jeszcze raz przepraszam, panie dziedzicu, jeśli w czymś zawiniłem...
Pan Michał gestem dał znać, aby mu nie przerywano.
– Jest coś, co chciałem z panem pilnie omówić. Sprawa dotyczy pańskich obowiązków związanych z Rafałówką. Po pierwsze – wiem od syna, że ostatnio znacznie opóźnił pan wysyłanie mu kolejnych rat.
– Wystąpiły pewne trudności – przyznał Chełmiński ze skruchą. – Wkrótce jednak zostanie to nadrobione. Przyznaję, moje niedopatrzenie. Ale zapewniam, dosłownie w najbliższych tygodniach wyrównam wszystko, co się należy. Miałem bowiem pewne kłopoty rodzinne i...
– Pan wybaczy – przerwał Kalinowski. – Nie zamierzam wkraczać w pańskie sprawy rodzinne czy prywatne. Potrzebuję jedynie, by tu i teraz zobowiązał się pan do wypełnienia zapisów kontraktu z moim synem. Zatem – kiedy konkretnie pójdą płatności?
– Słowo daję, że jeszcze w tym miesiącu.
– Obiecuje pan?
– Oczywiście. Jak tylko wpłyną środki ze sprzedaży zboża, wyrównam wszystko co do grosza. Napisałem o tym do pana Kalinowskiego w Paryżu, chyba otrzymał mój list...
To niestety koniec bezpłatnego fragmentu. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki.