Dyktanda - ebook
Dyktanda - ebook
Pod koniec lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku, jeszcze zanim wynaleziono dysleksję i dysortografię, nastoletni Michał ma poważne problemy z poprawną pisownią języka polskiego. Jego wuj, czyli Stanisław Lem, otrzymuje rodzinną misję dokształcenia siostrzeńca. W takich okolicznościach powstaje cykl prześmiesznych, purnonsensowych dyktand: miniaturowe formy literackie stanowią jednocześnie niezwykłą prezentację olśniewających zdolności językowych pisarza.
Kategoria: | Inne |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-63471-00-2 |
Rozmiar pliku: | 1,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Nastoletni Michał ma poważny kłopot: jak dostać się do l i c e u m i zdać m a t u r ę, skoro jedno i drugie pisze przez "ó"?
Dzisiaj na egzamin szedłby z podniesionym czołem, bo z kieszeni wystawałby mu rąbek urzędowego zaświadczenia o dysortografii. Rzecz jednak dzieje się pod koniec lat 60. ubiegłego wieku, kiedy to o dysortografii nikt nie słyszał, a niezdany egzamin do liceum groził oddaniem do szewca. Pozostaje ostatnia iskierka nadziei: Wuj.
Wuj Michała vel Stanisław Lem nie jest przesadnie zachwycony perspektywą nauczania "naszego siostrzeńca", jak skrótowo nazywa syna siostry swojej żony - ale nie ma wyjścia. W takich właśnie okolicznościach powstaje cykl prześmiesznych, purnonsensowych dyktand.
Niniejszym oddajemy je w Wasze ręce, wzbogacone o ilustracje Michała Zycha-licealisty oraz zdjęcia co ciekawszych błędów ortograficznych. Życzymy dobrej zabawy.Tydzień pierwszy
Trup w kałuży
W kałuży krwi leżał trup świeży, lecz sztywny, z wyrazem zasmucenia na twarzy, której niewiele mu zresztą zostało. Kula niezwykłego kalibru uczyniła poważne spustoszenia w jego zębach trzonowych, małżowinie oraz w móżdżku, który wyciekał teraz miarowymi kroplami na łopuchy i zeszłoroczny numer “Przyjaciółki”. Wysoko unosił się sęp, nie śmiąc jednak brać się do posiłku ze względu na obecność detektywa. Był to mężczyzna w sile wieku, w ubraniu zniekształconym dziewięcioma rewolwerami, które wypychały mu kieszenie. Na nogach miał adamaszkowe cichostępy z patentowym zatrzaskiem. W lewej ręce trzymał nóż, a w prawej widelec. Jego kraciasty kaszkiet miał w daszku peryskop, a fular na szyi, sporządzony z włosiennicy, był bogato haftowany złotem. Jeden tylko mankament dostrzegłby baczny obserwator w postaci detektywa: był bez spodni, ponieważ na odgłos strzału wybiegł ze swej sadyby, w której spożywał właśnie barszcz z uszkami. Jak wiadomo, potrawę tę należy jeść dwoma sztućcami i koniecznie bez spodni. Rozejrzawszy się, detektyw dostrzegł tajemnicze błyśnięcie w pobliskim stogu siana. Wyraz dogłębnej mądrości prześwietlił mu lica. Kopnął trupa, który rozleciał się na kawałki, był bowiem wypchanym manekinem. Detektyw pojął wszystko, ujrzawszy błysk, który powiadomił go o tym - to błyszczała porzucona igła, którą pracowicie zszyto fałszywe truchło.Tydzień drugi
Grzyby
W lesie żyją grzyby. Grzyb różni się od żyrafy tym, że nie nosi skarpetek. Zwykłe grzyby mają kapelusze, natomiast grzyby wieczorowe używają cylindrów. Śnięte ryby spożywają mało grzybów, lecz ulubioną ich potrawą jest grochówka. Istnieją grzyby podwodne, oddychające skrzelami, które dzięki doskonałemu przystosowaniu upodobniły się do szczupaków i karpi tak, że są od nich nieodróżnialne. Zupa grzybowa z takiego szczupaka uchodzi za zupę rybną. W lesie żyje ponadto dzika cebula, a także cebulki włosowe osób, które wędrują po lesie, pohukując. Pohukiwanie tak wstrząsa wędrowcami, że sypie się z nich łupież. Nie jest jednak prawdą, jakoby poszycie leśne składało się z samego łupieżu. Latający grzyb, pospolicie nazywany krogulcem, zamiast skrzydeł używa chustek do nosa gubionych przez osoby roztargnione. Najokrutniejszy z grzybów jest rydz ludojad, który podstawia nogę pobożnym staruszkom, a potem zjada je bez soli.Tydzień trzeci
Ostrygi
Dziś, stojąc na dziobie, zobaczyłem zwierzę kształtu mrówkojada, które wysunęło długi język i usiłowało polizać nim kawałek drzewa. Poszedłem więc na rufę, ale tam znów roiło się od ostryg. Te ślimaki połykane są żywcem i zdychają oddarte od skorup w ciemnej jamie żołądka. Nikt nie może być od nich bardziej pożarty żywcem i niczego tak się nie boją jak cytryny. Kapitanowi oczy wyszły na wierzch, spurpurowiał, nagle poderwał się, przeleciał w powietrzu parę kroków i opadł.Tydzień czwarty
Palenie w piecu
Paląc w piecu, używa się na podpałkę prasy. Najlepiej pali się “Trybuna Ludu”. Centralne ogrzewanie pozwala uprościć procedurę, wystarczy bowiem nalać na paleniska eteru i strzelić z bębenkowca do popielnika, a płomień buchnie aż miło. Także burze ułatwiają rozpałkę, ponieważ pioruny mają wysoką temperaturę i podpalają wszystko w mgnieniu oka. Słyszałem, że w Indiach rozpalano dawniej w piecach wdowami. Nie wydaje mi się to praktyczne. Mam zamiar przeprowadzić się do Konga ze względu na tamtejsze upały, które palenie w piecu czynią zbędnym, co dla mnie o tyle ważne, że jestem jednym z najwybitniejszych leniuchów świata.
WERSJA DEMO