- W empik go
Dyktator: prolog i cztery akty z krwawych dni 1863 r. - ebook
Dyktator: prolog i cztery akty z krwawych dni 1863 r. - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 263 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
JAGIELL. W KRAKOWIE ROKU P. 1903.
DYKTATOR
PROLOG I CZTERY AKTY
Z KRWAWYCH DNI 1863 R.
NAPISAŁ
JERZY ŻUŁAWSKI
WYDANO NAKŁADEM KSIĘGARNI POL-
SKIEJ B. POŁONIECKIEGO WE LWOWIE.
Suum facet NE RESPICIAS finem.
NAJLEPSZEMU I UKOCHANEMU
OJCU MOJEMU
TE ZASŁYSZANE I W POWIEŚĆ ZWIĄZANE ECHA
KRWAWEJ A ŚWIĘTEJ BURZY
KTÓRĄ ON – CHŁOPIĘ –
Z BRONIĄ W RĘKU PRZETRWAŁ
W SYNOWSKIEJ CZCI I MIŁOŚCI
POŚWIĘCAM.
PODCHYBIE W GRUDNIU 1902.
OSOBY PROLOGU:
synowie.
NIEZNAJOMY.
OJCIEC. BOHDAN SEWERYN JANUSZ MARJA córka. ZoFJA żona Bohdana. STARY REZYDENT. PODRÓZNY (Marjan Langiewicz). WIKARY.
GRZELA, PTAŚ I CZTERECH INNYCH CHŁOPÓW. DWUCH MŁODYCH LUDZI. GŁOS WYSŁANNIKA RZĄDU NARODOWEGO. MARTA służąca.
OSOBY DRAMATU:
MARJAN MELCHJOR LANGIEWICZ, b… oficer pruskiej artylerji, profesor szkoły wojskowej w Cuneo, z ramienia Rządu narodowego wojewoda sandomierski i krakowski, gienerał,a wreszcie dyktator zbrojnego powstania narodu polskiego.
ANTONI JEZIORAŃSKI, b… oficer wojsk węgierskich z 1848. r., naczelnik wojenny powiatu rawskiego, pułkownik, wreszcie gienerał dywizji w armji dyktatorskiej.
DYONIZY CZACHOWSKI, obywatel wiejski, naczelnik oddziału, pułkownik w armji Langiewicza.
TOMASZ WINNICKI, b… członek Komitetu Centralnego,
10
DYKTATOR
pełnomocnicy komitetu krakowskiego.
szef sztabu Jeziorańskiego, wreszcie intendent armji dyktatora. JÓZEF ŚMIECHOWSKI. żołnierz byłych wojsk polskich, oficer z oddziału Jeziorańskiego, pułkownik, wreszcie gienerał brygady w armji dyktatora. ULATOWSKI, pułkownik z oddziała Langiewicza. KRZESIMOWSKI, ułan z 31 r, pułkownik. WALIGÓRSKI 6. pułkownik wojsk szwedzkich, gienerał w armji dyktatora. WŁADYSŁAW BENTKOWSKI, 6. oficer pruskiej artylerji, szef sztabu dyktatora. ADAM UR. GRABOWSKI, b… szambelan divorti pruskiego. LEON CHRZANOWSKI, lekarz. KOŁACZKOWSKI.
WOJCIECH BIECHOŃSKI, emiswrjusz Rządu narodowego, komisarz województwa krakowskiego.
X. KOTKOWSKI, kapelan wojewódzki sandomierski.
ANNA HENRYKA PUSTOWOJTÓWNA, adjtdant Langiewicza.
KOSKOWSKI, adjutant dyktatora.
PROBOSZCZ z Małogoszczy.
MELA, jego siostrzenica.
GOSPODYNI.
JÓZEK, służący Proboszcza.
BOHDAN, żołnierz z oddziału strzelców Czachowskiego.
niźniej żuawów śmierci Rochebruna. SEWERYN, młody oficer sztabu Langiewicza. JANUSZ, żołnierz z oddziału Langiewicza. OJCIEC. WIKARY. GRZELA.
MŁODY CZŁOWIEK.
OSOBY DRAMATU
U
ŻYD, poseł.
ELŻBIETA STODOLNICKA. NIEZNAJOMY.
OFICEROWIE, POWSTAŃCY, MIESZCZANIF I CHŁOPI.
RZECZ DZIEJE SIĘ W ROKU 1868.
PROLOG – W dworka sklacheckim nieopodal granicy fl) Sandomierskiem, wieczorem dnia 22. stycznia.
AKT 1… – na probostwie w Małogoszczy wieczorem dnia 21. lutego. AKT II… – tamże przed południem 24. lutego. AKT III. – W Goszczy, w kwaterze Langiewicza, dnia
11. marca.
AKT IV… – w lesie pod Grochowiskami w nocy z dnia 18. na 19 marca.
PROLOG.
Przed spuszczoną kurtyną staje NIEZNAJOMY w żałobnym arkekińskim stroju, na ręku ma zarzucony obszerny szary płaszcz żołnierski.
NIEZNAJOMY SCENA 1.
Z narodu łez i krwi, ze sławy blasków, z pieśni tryumfu i z rozpaczy wrzasków, z tego, co wielkie, święte albo krwawe, gwoli potomnym czyni czas zabawę i na teatru deski malowane wpędza widziadła z mogił wygrzebane, iżby po mrówczym dnia szarego trudzie wspomnieli widzę, że i oni ludzie, bo są synami tych, co ludzkie hasła nieśli, nim we krwi gwiazda ich zagasła. Wy się nie bójcie widm, co z martwych wstały! Wrócą do grobów – jutro, nim dzień biały sny wasze spłoszy, wrócą nienatrętne, tak jak szły na smierć: poważne i smętne, z ściśnionem sercem, rozwidnioną twarzą, z oczyma, które o PRZYSZŁOŚCI marzą… Wy się nie bójcie! z burzy, co je zwiała niegdyś, już pamięć jedynie została i nic, prócz grobów kilku w lasach ciemnych, i krwi, źyźniącej łany, żył podziemnych, i imion kilku znanych a przeklętych, i tłumu jakichś bezimiennych świętych, i pustki może jeszcze w jakim domu, i starców kilku, nocą pokryjomu prawiących wnukom, jak płomieniem kwitnie drzewo wolności i jak czasem szczytnie konać na słupach, które hańbą straszą, krzykiem: ZA NASZĄ WOLNOŚĆ I ZA WASZĄ!
Stara komedja! komedja szalona!
roztańcowana, huczna i czerwona –
hej! śmiać się trzeba! śmiać się do rozpuku!
Z dziadowskich szaleństw śmiej się, trzeźwy wnuku, a gdy cię znudzi śmiech, przeklnij te głowy, które w ogromny zamęt piorunowy na śmierć bez przyłbic szły i żrące gromy ściągły niebacznie na swe ciche domy;
przeklnij, gdy możesz, te ojce szalone, co ci puścizną zagony czerwone dały, grobami pooraną ziemię, gorszą niewolę i – WIELKOŚCI BRZEMIĘ!
Pora zaczynać! Niechaj czas się wstrzyma i przed waszemi otworzy oczyma mogiły stare, zapomniane, ciche, – ból z nich wywiedzie, poświęcenie, pychę i bohaterstwo większe, że bezpłodne, duchy przeczyste, słabe lub niegodne – i w komedjanckim przegna korowodzie! Kurtyna w górę!
Ty się baw, narodzie!… Odziewa się płaszczem.
Kurtyna się podnosi. NIEZNAJOMY słoi chwilę tyłem do publiczności i patrzy w głąb. Scena przedstawia wnętrze dworka szlacheckiego w Sandomierskiem, niedaleko granicy. Izba obszerno, o pułapie z wystojącemi belkami i wapnem bielonych ścianach. Troje drzwi nizkich i pojedynczych, o wysokich progach. W głębi prowadzą na ganek, na prawo do alkierza, trzecie na lewo, nieco w głębi, wiodą do kuchni. Umeblowanie staro świeckie. Pod ścianą na prawo kanapa skórą kryla, przed)iią stół duży, na którym stoi świeca w mosiężnym lichtarzu. Na lewo na kominku płonie jasny ogień* Przy kominku szeroki fotel i ława. Duży zegar stoi na gzymsie. Na lewo od drzwi wchodowych w głębi okno. Pod niem kufer. Na ścianach parę sztychów; nad kanapą wiszą przybory myśliwskie. Niedaleko kominka, w cieniu, stoi kołyska. Jest zima i noc. Na dworze wicher, którego świsty słychać co pewien czas.
Na fotelu przy kominku siedzi STARY REZYDENT: ZOFJA i MARJA obok na ławie. DZIECKO w kołysce. Wszyscy zadumani.
NIEZNAJOMY przechodzi przez środek sceny i znika we drzwiach w głębi, zamykając je szybko i bez szelestu za sobą. DZIECKO płacze. ZOFiA biegnie ku dziecku.
MARJA wznosi głowę. Co to? * SCENA II.
ZOFJA
Nic.
Pochyla się nad kolebką. Cicho, cicho, mój maleńki…
MARJA niespokojnie: Tędy któś przeszedł! Czułam…
ZOFJA.
Drzwi zamknione.
co ci się zdaje!
MARJA Dziwne jakieś Ięki chodzą po domu…
ZOFJA To strachy zrodzone w twej główce,
AI AR JA
Może, może… Chata cała pełna jest przeczuć.
STARY
Wiatr świszczy przez szpary…
ZOFJA siada napowrót, uśpiwszy dziecko.
Waścina powieść tak nas zadumała i te okropne a niedawne mary, któreś waść oczom stawił i pamięci, że się Maryśce śnią owi porznięci w te dnie okropne tam, na szańcach Pragi, i cały dom jej zda się pełen strachu, a to wiatr tylko hula gdzieś po dachu, albo się konar łamie w sadzie nagi.
STARY "
A tak! wiatr tylko… To stare powieści. Sen wszystko, mara, wszystko strach niewieści…
MARJA
O nie! to nie sen!
ZOFJA Jeśli sen, to złoty, nieprawdaż, Maryś?
MARJA
Złoty? może, może…
tylko ta łuna…
ZOFJA Maryś! wszak to zorze!… Widzisz, ja więcej mam do obaw przecię powodu, – męża mam i małe dziecię, a jednak…
Ociera łzy.
MARJA
Płaczesz!
ZOFJA
To tak, mimowoli, bo ja się cieszę! tylko… tak coś… boli.
Ociera oczy.
Ach! tak mnie gnębi strasznie to czekanie, że nieraz myślę: niechaj już się stanie, niechaj już przyjdzie…
Wiatr szczeknął okiennica.
Co to!? czyżby…? Boże Zrywają się wszyscy.
MARJA
Nie! to nie jeszcze…
STARY Wicher dmie na dworze..
ZOFJA
Maryś! co tobie? Zbladłaś znów jak chusta, czemu tam patrzysz? – tam noc czarna, pusta.
MARJA wpatrzona w okno. Zbliża się zwolna – czuję – idzie lasem, polem się wlecze, przez śnieżne rozłogi, coraz już bliżej, nad domem się waży, nad krajem całym…
STARY Co się Pannie marzy!
fantazje jakieś!
MARJA… i kiedy wiatr czasem poruszy drzwiami…
ZOFJA
Ach! drżę cała z trwogi. MARJA
… staję, bo inyśJę, że przez drzwi rozwarte już to straszliwe, groźne, nieodparte, to nienazwane…
Wszyscy mimowoli pogląd u ja ku drzwiowi.
ZOFJA
Niechaj Bóg nas strzeże!
STARY
Czasy są groźne, złe wieści z Warszawy, – może być wkrótce… urywa.
MARJA zrozumiała. To mi do obawy nie daje przyczyn! Wiesz wacpan, że skacze we mnie tak serce i z radości płaczę i mówię Bogu dziękczynne pacierze, kiedy pomyślę…
STARY Hoża w wszystkiem ręka!
MARJA
– lecz coś, coś… nie wiem… jakiś lęk mnie n którego nazwać nie umiem, nie moge – i razem pragnę, razem czuję trwogę…
ZOFJA
Ja złym przeczuciom Maryśki nie wierzę, lecz kiedy słucham tych jej opowieści, drżę…
MARJA
Ty nie zważaj na mnie! Możem chora..
Jakaś nie dobra przygniata mnie zmora, – oczekiwanie i brak pewnych wieści…
ZOFJA
Ot lepiej, Maryś, wróćmy do roboty, póki spokojnie śpi tam mój malutki synek. No, Maryś, precz z czoła te smutki! Popatrz, ten orzeł srebrzysty i złoty na tle czerwonem wygląda tak cudnie! To dla Bohdana…
Pokazuje chorągiewkę.
marja ogląda.
Lecz jakoś ci żmudnie idzie robota…
Siada opodal w cieniu.
zofja
Dziś będzie skończony. Po chwili.
Powiem ci prawdę, gdy ten płat czerwony brałam do ręki… tak mi serce biło, by jak najprędzej wyszyć tego ptaka o białych skrzydłach… Teraz zmiana taka –
nie wiem skąd… Całą przymuszam się siłą, aby szyć dalej i prawiebym rada odwlec robotę, tak się czegoś boję, że cały spokój, całe szczęście moje odleci z ptakiem, co skrzydła rozkłada na krwawem polu… Nitki z igły gubię.
ćmią mi się oczy i myślę o synu…
Ogląda robotę.
Patrz, tu nad orłem złoty liść wawrzynu – ładnie? – Co tv tam robisz?
MARJA
Szarpie skubię…
Wicher. Wszelki duch! – słyszysz?!
ZOFJA
Wiatr ino szeleści i miecie śniegniem…
STARY Lat temu trzydzieści i dwa – pamiętam – noc listopadowa i wiatr, jak dzisiaj, gdy się zaczął taniec straszny, – muzyka grała piorunowa, a potem… potem! krwawy Woli szaniec, potem…
MARJA
Sza! cicho!
B ZOFJA
Niech nas Bóg zachowa! Wacpan ponure przypominasz dzieje, a tu pod wichrem zginają się knieje, a tu my same, – tak nam trzeba wiary, tak trza otuchy…
STARY Mary wszystko, mary!
ZOFJA
Nim waść zjechałeś do naszego dworu.
dawniej – tu była taka cicha chata, tak na zaświeciu w tym zapadłym boru, –
dnie jednostajnie płynęły i lata;
czasem w niedzielę zjada się sąsiedzi, lub polowanie… Ody nikt nie odwiedzi.
to my, bywało, jedziem sobie w gości kędy za miedzę do ludzi, co prości, dobrzy, serdeczni a tacy weseli! Ą zaś codzienna praca po niedzieli, modlitwy, troski, uciechy codzienne – a teraz wszystko nagle tak odmienne! Bracia wciąż w drodze, u męża narady, a przytem czaty, posły, listy, zwiady! sąsiedzkie zjazdy od dawnych tak różne! Kieliszki stoją nietknięte lub próżne, a oni długo, długo mówią nocą głosem stłumionym; jeno czasem z mocą słowo tam jakie okropne wyleci, ścianami chaty wstrząśnie i zaświeci jak błyskawica. Potem znów milczenie, jakby ich straszne słów przelękło brzmienie Gdy czuwam nocą przy synku w alkowie, słyszę głos męża: kiedy on co powie, inni słuchają… I teraz tam siedzi sam nad listami, albo mapy śledzi – i tak dnie całe…
Długie milczenie. 1 co teraz będzie?
STARY wzrusza ramionami.. Bóg raczy wiedzieć.
ZOFJA
Pytam, jak myślicie, wszak się to dobrze skończyć musi?
SIARY
Zycie ludzkie jest w ręku Boga. On los przędzie..
ZOFJA
Kraj mam na myśli. Im bliższa ta chwila.
tak upragniona niedawno….. Są znaki dziwne na niebie. Z za gwiazd się wychyla miotła ognista… Styczeń ot! – a ptaki wracają do nas! Dnie-śmy mieli ciepłe tak nadzwyczajnie, a dziś znów wichura, – i oczom ciemno i sercu, co skrzepłe w piersi…
STARY
Ha! zima…
MARJA zrywa się do roboty.
Nie wytrzymam dłużej!
Zośka!
ZOFJA Co tobie?
MARJA Tak mnie strasznie nuży to wszystko! Nie wiem, co się dzieje ze mną, – Zośka! mów, powiedz! wszak to… nie daremno będzie? – ty powiedz! bo moja już wiara…
ZOFJA
Cicho, o, cicho…
MARJA Straszna jakaś mara ciśnie mi serce… Niechby się już stało dziś… za godzinę…
STARY Dość wcześnie się stanie…
MARJA
…byle nie czekać. To oczekiwanie dusi mnie, dławi, przygniata mnie całą.
że już nie moge… Kiedy przymknę oczy i chcę wywołać ten dawny, uroczy obraz – pamiętasz? – którym tak jak dzieci my się pieściły – wiesz: na przedzie świeci jasna chorągiew, – ptak, co do anioła taki podobny, – za nią…
ZOFJA
Cyt! któś woła!
Nadsłuchują.
STARY Ja nic nie słyszę.
ZOFJA Coś szczęknęło w lesie, mimo wichr słychać, krok, jak gdy kto niesie rzecz jaką ciężką…
MARJA
Zdaje ci się pewno… Widzisz, i teraz wizję taką rzewną, taką świetlistą, rozkoszną, wyśnioną tyś mi przerwała! Zawsze tak coś przerwie…
ZOFJA
Ty się nie gniewaj…
MARJA
Nie! – lecz w każdym nerwie tak się coś targa i w oczach – czerwono…
ZOFJA po (Indii, do Starego: Wojna rzecz straszna, nieprawdaż?
STARY
Straszliwa!
marja iniwpół do siebie:
Czy nawet wtedy, kiedy wolność wzywa pod broń, by umrzeć lub odnieść zwycięstwo?
STARY zły:
Waćpanna prawisz sobie różne dziwa;
ale to takie jest kobiece męstwo!
drżysz, gdy drzwi skrzypną. Cóż, kiedy harmaty pluną tak ogniem na ojca i braty!
ZOFIA zakrywa oczy ręką. Boże! okropne rzeczy powiadacie!
BOHDAN wchodzi w wysokich bidach iw do-SCENA IlI. mowej kurcie z alkierza. W ręku niesie świecę, która stawia na stole.
Czy był kto tutaj?
MARJA Nie, nikogo, bracie.
BOHDAN
Ojciec? Seweryn? nie wrócił? Z Warszawy nic od Janusza?
zofja
Pytasz co minuta, wiesz, że nic niema.
BOHDAN do siebie:
To są dziwne sprawy, teraz, gdy cała rzecz już jest uknuta…
Do Marji:
Tu klucz masz, Maryś; jest tam nowa paka.
Do Starego: Wacpan odprawi owego chłopaka, – czeka przy sadzie.
STARY
Dobrze, juz ja zrobię jak trza. Chowałem tamte paki obie…
W U chodzi razem z Mar ją.
BOHDAN po chwili milczenia: Co mówisz, Zośka? SCENA IV'
ZOFJA Nic. Ja nic nie mówię. BOHDAN waha się chwilę, bierze świecę i chce odejść,
ZOFJA patrzy na niego.
Bohdan!
BOHDAN
Co?
Zatrzymuje się, patrzą sobie w oczy.
ZOFJA
Pójdźże, pójdź, popieścić synka.
Bierze dziecko z kołyski.
Patrz, jaki duży! patrzże jaka minka! jak się uśmiecha!
BOHDAN głaszcze dziecie i całuje.
ZOFJA Dzieciątko! ze snów je zbudziło wejście twoje, lecz nie płacze, zuch chłopiec.
Kładzie dziecko do kołyski.
BOHDAN jakby sobie przypomniał:
Klucz od piwnicy!
ZOFJA
Obaczę, –
jest tu na kołku.
Podaje mu.
BOHDAN patrzy na żonę, waha się, chce odejść, wreszcie:
Zośka!
ZOFJA o stół oparta, oczy spuszczone.
Od tygodni nawet nie spojrzysz na mnie ni na dziecię; czyśmy już twojej miłości niegodni?
BOHDAN
I ty to mówisz!
ZOFJA
Maszże ty na świecie kogo bliższego, niżeli nas dwoje? Ja twoja. Bohdan, patrz, to dziecko twoje…
BOHDAN
Tak – i wy moi…
ZOFJA Czemuś zasępiony?
ty coś ukrywasz?!
BOHDAN Nic!
Odwraca się ZOFJA
Popatrz mi w oczy dutąd wzrok jasny miałoś, dziś go mroczy coś… Co to, Bohdan?
BOHDAN.Iestem dziś znużony… Te myśli,… sprawa… Wnet przyjdzie godzina…
ZOFJA z lekiem. Nie dzisiaj! Bohdan?
BOHDAN Nie… jeszcze.
ZOFJA
O syn chodzi mi tylko, zresztą… ja nie bronię, owszem… Do piersi twojej takbym skronie przytulić rada, dopóki czas jeszcze, dopókiś ze mną…
tuli sie
BOHDAN Daj, niech się popieszczę z twemi włosami… No! nie smęć mi czoła, Zośka! cóż znowu!
ZOFJA Ojczyzna cię woła – i pójdziesz, piękny mój, kochany, wielki, a ja zostanę tu z dzieckiem samotna i o zwycięstwo Bożej Rodzicielki tak będę prosić…
Płacze.
BOHDAN Zośka! łez nie trzeba!
ZOFJA
Ty się nie gniewaj! – Tak byłam ochotna, tak mi się jasna zdawała ta droga, co przez krew wiedzie do wolności nieba, a dzisiaj nie wiem skąd, ta dziwna trwoga..
Ty się nie gniewaj! – Myślę, że na świecie moie sierotą być to nasze dziecię, że ciebie mogą… O! to moje serce!
BOHDAN ponuro: Raczej niech pędzi dni jako sierota i z tobą, wdową, rękę gdzie u płota wyciąga w biedzie, nędzy, poniewierce, niżby żyć miało, tak jak my, w niewoli!
ZOFJA
I nic w twej piersi i…
BOHDAN })o chwili wahania.
Boli! Zośka, boli!
ZOFJA patrzy mu w oczy z niepokojem. Powtórz mi jeszcze, wszak ty wierzysz silnie, tak szczerze wierzysz, prawda? nieomylnie, że ta ofiara i to krwi rozlanie nie będą próżne? wszak ci, którzy zginą, zginą nie darmo? wszak tam z dymów wstanie wolność? – mów! wtedy z tą małą dzieciną zgodzę się rękę wyciągnąć przy drodze, płacząc za tobą, mężem, co na chwały polu, jak płomień, spopielił się cały!
BOHDAN odwraca głowę.
ZOFJA z nagłym krzykiem. Bohdan! ty milczysz7 i ty jesteś wr trwodze? na boskie rany!
BOHDAN
Zono moja! żono!
Z )FJA ogląda się: potem chwyta go za głowę, mówiąc szybko:
Dziś nikt nie wołav dziś zostaniesz ze mną?
mów! – Ach! tak wietrzno na dworze i ciemno…
i tak mi straszno, mój miły.
MARJA wchodzi.
Zrobiono wszystko jak trzeba. SCENA V'
BOHDAN który puścił Zofie, doi teraz zadumany, tyłem oparty o stół.
MARJA patrzy na niey o.
Co tobie, Bohdanie?
BOHDAN prostuje się.
Nic już.
Do żony: Tak musi być i tak się stanie, jak się stać musi. Dłużej tak nie może zostać, jak dotąd.
Wychodzi.
ZOFJA. Boże, Boże, Boże!
MARJA
. Q SCENA VI.
Co mu się stało r
ZOFJA Nie wiem. To czekanie na wieści tak go rozstraja…
MARJA
i nuży…?
ZOFJA
Co mówisz?
MARJA
Nic już.
ZOFJA po chwili:
Ojciec wciąż w podróży, a noc tak straszna…
MARJA do siebie:
Dzisiaj coś się stanie.
zofja z lękiem:
Co?
MARJA
Nie wiem. Tylko tak coś w sercu szepce _
i tak się boję jakowegoś ducha, którego przygna tutaj zawierucha;
zda się, że on coś wstrzyma, coś podepce, potarga jakieś prześwięte sztandary…
i mimowoli rzuci wstecz lawinę, –
a tutaj przyjdzie, wiem, w samą godzinę…
ZOFJA z trwogą: Maryś! co mówisz'
MARJA…w chwili, gdy uderzy serce, jak gwałtu dzwon…
Płacze.
ZoFJA tuli ją i całuje.
O! niedobre mary dręczą cię!
Siadają razem na kacie
MARJA po dur i I i… Widzisz, ja takich rycerzy we snach widziałam, bez skazy i trwogi, co pójdą z wiarą niezłomną w tę sprawę świętą i duchem uderzą na wrogi, jak burza w knieję i tak sobie ławę zrobią z ciał ludzkich, jako burza czyni, i tak zwycięża, jako duch zwycięża! Wiesz? takim jabym była prorokini, takim zwycięstwo, nawet bez oręża jabym wieściła, bez harmat, bez noży, jeno z tym ogniem, co się w sercach pali, gdy je wolności duch opęta boży, jeno z tym gromem, co miecze ze stali na ołów stapia, a jest z silnej wiary i jest z potęgi… A tak mi się zdaje, że wymarzonym tym na poprzek staje jakaś moc ciemna…
MARTA wchodzi od kur Inii: Pan przyjechał stary.
ZOFJA zrywa się: Ojciec? sam wrócił?
MARJA wstaje:
Trza wołać Bohdana…
MARTA
Z panem Sewerem.
ZOFJA Idź, zawołaj pana. MARTA wychodzi, OJCIEC i SEWER wchodzą drzwiami wgłębi, w futrach, osypani śniegiem. Prawie równocześnie wchodzi za nimi.
SIARY z latarka w reku, ktorą gasi i stawia na oknie. BOHDAN wchodzi z alkowy.
OJCIEC zrzuca futro i ociera sople z wąsów i brody. Co? jak się macie! A to zawierucha! Co? stary ojciec wasz pokazał zucha, w drodze w noc taką!…
BOHDAN wita się.
Jak się ojciec miewa…
OJCIEC całuje w głowę kobiety, które się schylają do jego rąk.
Głodnym jak wilk! no! aż się kurczą trzewa! Dajcie jeść, wódki!
MARJA się krząta i ustawia zakąskę, SEWER się wita.
OJCIEC Jakże tam synowa? Nalewa wódkę. Do ciebie, Sewer! Pije.
ZOFJA Dzięki ojcze, zdrowa.
SEWER do Bohdana. Co tam nowego?
BOHDAN. Jest przesyłka świeża, sztućców pięćdziesiąt. To żle, że na chłopów nie bardzo można liczyć… Jakże z wami? co?