- promocja
Dyrektor generalny - ebook
Dyrektor generalny - ebook
Olivia żyje w związku bez miłości. Z partnerem łączą ją tylko seks i niezdrowy finansowy układ. Kocha swoją pracę i spełnia się jako asystentka wiekowego szefa. Nie jest szczęśliwa, lecz ukrywa to za wyuczonym przez lata uśmiechem.
Harry jest wnukiem szefa Olivii i jego spadkobiercą. Właśnie wrócił z podróży po świecie, by pomóc dziadkowi rozkręcić firmę. Okazuje się, że na pozór niedostępny i oschły mężczyzna trafia na godną siebie przeciwniczkę.
Wskutek niefortunnego spotkania w windzie on ma wobec niej dług wdzięczności, a ona musi dochować tajemnicy. Jeden wyjazd do Paryża zmienia wszystko. Pełna seksualnego napięcia i niepożądanych emocji relacja nieomal doprowadza Harry’ego do szaleństwa. Zakazana namiętność ma jednak swoją cenę.
Romans, seks, pieniądze, intrygi – mieszanka wybuchowa!
K.N. Haner potrafi zaskoczyć! Kolejna książka, która zachwyca, wciąga i wywołuje wachlarz emocji! Jestem absolutnie oczarowana historią Olivii i Harry’ego. Śledziłam ich losy z zapartym tchem i niejednokrotnie odpływałam do ich świata. Z pewnością jeszcze nieraz do niego wrócę. Gorąco polecam!
Kinga Litkowiec
Kategoria: | Erotyka |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-268-4045-6 |
Rozmiar pliku: | 714 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Kurwa mać!
Nie mogłam w to uwierzyć.
Pierwszy raz w życiu byłam spóźniona na posiedzenie rady nadzorczej. Albert Bennett, mój szef, od kilku tygodni codziennie przypominał wszystkim o tym spotkaniu i akurat dziś musiał paść akumulator w moim aucie, a taksówka stanęła w korkach. Ostatnie dwie przecznice biegłam w szpilkach, klęłam w myślach na cały świat i miałam wrażenie, że nie może już być gorzej.
A jednak...
Wpadłam do budynku, rozejrzałam się po lobby i od razu ruszyłam w stronę wind. Prawie nigdy z nich nie korzystałam, bo starałam się chociaż minimalnie dbać o kondycję i codziennie robiłam kilka rundek po schodach. W nerwach przeskakiwałam z nogi na nogę, czekając, aż jedna z wind dotrze na parter. Spojrzałam na zegarek. Zebranie rady nadzorczej zaczęło się ponad kwadrans temu, ale moje nerwy nie były spowodowane tym, że przez spóźnienie mogłam zostać zwolniona. Chodziło o to, że nie chciałam zawieść szefa, który traktował mnie bardzo dobrze. To była moja wymarzona praca, uwielbiałam ją. Dawała mi ogromną satysfakcję i wystarczające pieniądze.
Winda przyjechała dosłownie po chwili, weszłam do niej i wcisnęłam numer najwyższego piętra budynku. Odliczałam w głowie sekundy i dokładny czas mojego spóźnienia, ale – jak na złość – gdy drzwi już prawie się zamknęły, ktoś wcisnął guzik i znowu je otworzył. Wywróciłam oczami. Co za pech!
– Dzień dobry. – Uśmiechnęłam się uprzejmie do mężczyzny, który wszedł do środka i stanął naprzeciwko mnie.
Codziennie mijałam się tutaj z wieloma osobami, których imion i nazwisk nie znałam. W tym budynku biura i siedziby miało kilka dużych firm, a ludzie przemykali obojętnie obok siebie.
– Dzień dobry – odpowiedział brunet, a następnie wyciągnął z kieszeni eleganckich garniturowych spodni telefon i zerknął na ekran.
Zauważyłam zdenerwowanie na jego twarzy.
– Pan też spóźniony? – zagadnęłam go i wyciągnęłam dłoń w stronę przycisku zamykającego drzwi.
Mężczyzna chciał widocznie zrobić to samo, bo nasze dłonie się spotkały. Odruchowo cofnęłam rękę i schowałam ją za siebie. Oparłam się o lustro. Dostrzegłam, że mój współpasażer nie wybrał piętra, musiał więc jechać tam, gdzie ja. Przyglądałam mu się dyskretnie, ale zupełnie go nie kojarzyłam. A takiego przystojniaka przecież bym zapamiętała, gdyby u nas pracował.
Czemu pomyślałam, że jest przystojniakiem? Codziennie widywałam takich elegancików w garniturach, ale on miał w sobie to coś. Magnetyzm i siłę. „Na pewno jest samcem alfa”, przemknęło mi przez myśl. Tego po prostu nie dało się nie zauważyć.
– Tak. W Nowym Jorku trudno się nie spóźniać – odpowiedział i przewrócił oczami.
Uśmiechnęłam się.
Winda nareszcie ruszyła.
Znowu zaczęłam odliczać w myślach, że już za chwilę, już za momencik wyjdę z niej i pobiegnę do sali konferencyjnej, która znajdowała się na końcu długiego korytarza.
I nagle coś strzeliło.
Zazgrzytało.
Na sekundę zgasło światło.
Winda stanęła.
Myślałam, że to jakiś żart.
Spojrzałam na mężczyznę, a on na mnie.
Potem oboje wlepiliśmy wzrok w panel sterujący, który podświetlił się na biało, jedynie przycisk POMOC migał na czerwono.
– To niemożliwe... – wydusiłam i zaczęłam nerwowo uderzać w guzik.
Wcisnęłam go kilkakrotnie, aż w końcu z głośnika usłyszałam głos ochroniarza:
– Proszę państwa, proszę zachować spokój. To chwilowa awaria. Zaraz ponownie uruchomimy windę. – Nie brzmiał przekonująco.
Rzuciłam okiem na telefon. Moje spóźnienie wynosiło już ponad dwadzieścia minut. W dodatku całkowicie straciłam zasięg.
Minęła minuta, potem następna... Po pięciu zaczęłam się naprawdę denerwować. Kolejny raz wezwałam pomoc.
– Możecie nas stąd wyciągnąć?! – warknęłam do głośnika.
– Problem jest odrobinę poważniejszy, niż sądziliśmy. Proszę jeszcze o chwilę cierpliwości – odpowiedział ochroniarz.
– Ja jestem bardzo cierpliwa, proszę pana. Po prostu trudno czuć się komfortowo w windzie zablokowanej na siódmym piętrze! – rzuciłam i zerknęłam na mojego towarzysza, który się nie odzywał.
Stał pod ścianą, miał zamknięte oczy, a dłońmi trzymał się kurczowo poręczy. Tętnica na jego szyi pulsowała coraz szybciej.
Światło znowu zaczęło migać.
Zgasło na ułamek sekundy, potem włączył się tryb awaryjny, a następnie winda osunęła się w dół dosłownie o kilka centymetrów, ale to wystarczyło, bym poczuła strach.
– Wyciągnijcie nas stąd! – wrzasnęłam do głośnika i również chwyciłam się poręczy.
Kilka kolejnych minut to były najgorsze chwile mojego życia. Wyobraźnia podpowiadała mi przerażające scenariusze, w których winda zrywa się i roztrzaskuje na dole szybu, a ze mnie i z przystojnego bruneta zostaje wielka krwawa miazga. Chyba naoglądałam się zbyt wielu filmów katastroficznych.
Gdy światło wreszcie przestało migać, dostrzegłam, że mojego współpasażera oblał pot. Mężczyzna miał mokrą twarz, a jego palce zbielały od zaciskania ich na barierce.
– Dobrze się pan czuje? – zapytałam, ale nie zareagował. – Halo, proszę pana? – Podeszłam bliżej.
Był blady, jakby zaraz miał zemdleć.
– Duszno tu. Spada poziom tlenu. Udusimy się – odpowiedział z trudem.
Skrzywiłam się.
– To niemożliwe, proszę się uspokoić. – Dotknęłam jego ramienia, a wtedy wreszcie na mnie spojrzał.
– Proszę mnie stąd wyciągnąć... – rzucił błagalnym tonem.
W jego oczach dostrzegłam panikę.
– Mam wodę, musi się pan napić. – Zaczęłam gorączkowo przeszukiwać torebkę, w której było dosłownie wszystko.
Wyjęłam butelkę wody i podałam mężczyźnie.
– Proszę. – Wcisnęłam mu ją w dłoń.
Drżącą ręką ledwo przystawił butelkę do ust. Upił kilka łyków i znów na mnie spojrzał.
Nigdy nie widziałam u kogoś takiej reakcji, ale nie trzeba być specjalistą, by zrozumieć, że miał atak paniki. Próbował nad nim zapanować, ale to najwidoczniej nie było takie proste.
– Jak masz na imię? – zapytałam, żeby czymś go zająć.
– Słucham?
– Jak ma pan na imię? – powtórzyłam.
– Harry, a pani?
– Olivia. – Chwyciłam go za dłoń, która bardzo drżała. – Harry, może usiądziemy? – poprosiłam i kucnęłam, a on osunął się po ścianie.
Zdjęłam szpilki.
– Czym się zajmujesz, Harry? – Starałam się odciągnąć jego myśli od sytuacji, w której się znaleźliśmy.
– Teraz? Próbuję przeżyć... – odpowiedział, i to całkiem poważnie.
Samiec alfa?
Aha.
– Nic się nie stanie. To tylko mała awaria. Zaraz nas wyciągną. – Sama bardzo chciałam w to wierzyć.
– Mam klaustrofobię – wyjaśnił.
Wszystko stało się jasne.
Fobie są trudne do zrozumienia dla kogoś, kto z żadną nie walczył. Ja panicznie boję się pająków i mam lęk wysokości. Na myśl o lataniu zawsze oblewa mnie zimny pot, a start, lądowanie czy turbulencje to dla mnie koszmar.
– Rozumiem, ale ta winda wcale nie jest taka mała. Mieści się tu dwadzieścia osób, a to więcej niż w moim mieszkaniu, które wynajmowałam na studiach – zażartowałam.
Spojrzał na mnie i ledwo zauważalnie się uśmiechnął.
– Co studiowałaś? – zapytał.
– Biznes i zarządzanie, a ty?
– Prawo oraz biznes i zarządzanie. Studiowałaś tutaj? Na uniwersytecie?
– Tak, a ty? Zgaduję... Stanford? – zasugerowałam.
– To aż tak widać? – westchnął, ale znów lekko się uśmiechnął.
Jego twarz powoli zaczęła nabierać naturalnych kolorów.
– Drogi garnitur, najnowszy model telefonu, opalenizna świadcząca o tym, że dopiero wróciłeś z wakacji. Na pewno studiowałeś na dobrej uczelni, a ze Stanford wychodzą najlepsi prawnicy. Mam rację?
– Zawsze tak celnie oceniasz nieznajomych w windzie? – zapytał z uśmiechem. – Trafiłaś w dziesiątkę. Stanford, z wyróżnieniem. Stypendium od pierwszego roku.
– Chwalisz się czy żalisz? – zażartowałam.
– Sam nie wiem... – Wzruszył ramionami.
Nagle winda powoli ruszyła w górę, a z głośników usłyszeliśmy głos ochrony:
– Proszę państwa, awaria została naprawiona. Na ostatnim piętrze czeka na państwa ekipa ratunkowa z medykiem, jeśli jest on potrzebny.
Spojrzałam na Harry’ego, który wyciągnął do mnie dłoń. Przytrzymał mnie, aż założyłam szpilki, a sam poprawił garnitur i upił ostatni łyk wody.
– Medyk nie będzie potrzebny – odpowiedział do głośnika. – Dziękuję. – Zerknął na mnie.
– Nie ma za co. – Uśmiechnęłam się i odgarnęłam za ucho swoje blond włosy.
– Będę wdzięczny, jeśli zostawisz tę sytuację dla siebie. To dla mnie bardzo...
– Jasne, nie martw się o to – zapewniłam go.
– Jestem twoim dłużnikiem. Gdybyś czegokolwiek potrzebowała, to... – Wsunął dłoń za marynarkę i wyciągnął wizytówkę, ale w tej samej chwili dotarliśmy na górę.
Drzwi windy się otworzyły, a za nimi czekała ekipa ratunkowa, ochrona oraz mój przerażony szef.
– Olivia, Harry... Nic wam nie jest?! – odezwał się pan Bennett i od razu do nas podszedł.
Zdziwiłam się, że zna imię mojego towarzysza.
– Nie, wszystko w porządku – odpowiedziałam z uśmiechem i pozwoliłam, by starszy mężczyzna mnie przytulił.
Pan Bennett był moim mentorem. Mimo podeszłego wieku – miał prawie osiemdziesiąt lat – pozostawał aktywny zawodowo, a jego wiedza i doświadczenie były dla mnie bezcenne. To, że mogłam z nim pracować, było naprawdę wyjątkowe.
– Na pewno? – dopytał i spojrzał na Harry’ego.
– Tak, na pewno, dziadku – odparł tamten.
Dziadku? Utknęłam w windzie z wnukiem szefa? Cóż za pokręcony zbieg okoliczności.
– Czekałem na was, a tu nagle dostaję informację, że jest awaria windy, a wy w niej, razem... Trzeba sprowadzić techników i sprawdzić każdą z nich. To nie może się powtórzyć! – Pan Bennett spojrzał karcąco na ochronę.
– Oczywiście, zaraz się tym zajmiemy – zapewnił jeden ze strażników i szybko się oddalił.
– Jesteście w stanie uczestniczyć w naradzie?
– Tak, ja tak – zadeklarowałam.
Harry także przytaknął.
– W takim razie chodźmy. Wspaniale, że już się poznaliście. Szkoda tylko, że w takich okolicznościach – rzucił pan Bennett i ruszył pierwszy.
Szłam zaraz za nim, a za mną Harry.
– Jesteś moim nowym szefem? – zapytałam szeptem, odwracając się do mojego towarzysza z windy.
– Powiedzmy. Zaraz wszystkiego się dowiesz – odpowiedział i mrugnął do mnie.
– Dostanę awans? – rzuciłam żartobliwie.
Wtedy zmierzył mnie od stóp do głów.
Tak typowo po męsku, by mnie ocenić. Nawet tego nie ukrywał. Dał mi dziesiątkę? Czy raczej trójkę? Nie wiem czemu, ale nagle zaciekawiło mnie, co dokładnie pomyślał.
– Są na to duże szanse – stwierdził, a w jego błękitnych jak laguna oczach dostrzegłam błysk, który sprawił, że oblałam się niespodziewanym rumieńcem.
Jednak samiec alfa.
Odwróciłam się, by patrzeć przed siebie, ale czułam na sobie jego wzrok.
Wzrok mojego, chyba, nowego szefa.
ROZDZIAŁ 2
Posiedzenie rady nadzorczej rozpoczęło się z ponadgodzinnym opóźnieniem, ale ostatecznie udało się je przeprowadzić. Najważniejsze zmiany, jakie miały zajść, dotyczyły Harry’ego Bennetta i stanowiska, które miał objąć: dyrektor generalny. Nie wiem czemu, ale gdy o tym usłyszałam, poczułam dziwne ukłucie smutku, bo to oznaczało, że pan Bennett senior zamierzał przejść na emeryturę. Pracowałam z nim od pięciu lat i nie wyobrażałam sobie, że go tu nie będzie. W głowie miałam konkretny obraz tego człowieka. Mimo wieku był aktywny i wcale nie wyglądał na swoje lata. Jeździł po świecie, uprawiał jogging, nurkował, a rok temu zdobył kolejny raz jeden z wyższych szczytów Ameryki Południowej. Emerytura? To do niego zupełnie nie pasowało.
Po naradzie, jak zwykle, przeszłam z panem Bennettem do jego gabinetu, by omówić najważniejsze sprawy. Nie mogłam się jednak skupić, coś mnie dręczyło. Nie sądziłam, że tak bardzo przeżyję informację, że mój szef będzie powoli odchodził w cień. Pan Bennett od razu zauważył zmianę mojego nastroju, choć starałam się uśmiechać i nie pokazywać, że jest mi smutno.
– Olivio, co się dzieje? – zapytał, gdy ponownie musiałam zajrzeć do notatek, by przypomnieć sobie, o czym mówiłam.
Nigdy mi się to nie zdarzało.
– Nie, nic, przepraszam – odpowiedziałam i wymusiłam uśmiech.
– Przecież widzę. – Zmarszczył brwi i skinął, bym odłożyła dokumenty.
Westchnęłam i położyłam je na biurku. Spojrzałam na szefa niepewnie.
– Nie umiem sobie wyobrazić, że odejdzie pan na emeryturę. Wiem, jestem tylko asystentką, ale...
– Olivio... – Pan Bennett wstał, uśmiechnął się i podszedł do mnie. – Taka jest kolej rzeczy. Jestem już stary i trochę zmęczony, po prostu udam się na zasłużony odpoczynek i dam szansę młodym.
– W pełni zasłużony – przytaknęłam. – Ale po prostu... – Wzruszyłam ramionami, a pod powiekami nagle poczułam niechciane łzy.
Cholera.
To było zupełnie nie na miejscu płakać przy szefie.
– Przepraszam – powiedziałam cicho i zamachałam ręką w okolicy oczu.
Pan Bennett uśmiechnął się życzliwie i dał mi chwilę, bym się uspokoiła. Następnie podał mi szklankę wody, a ja wzięłam się w garść.
– Jest jeszcze jeden powód, dla którego muszę powoli się wycofać – dodał spokojnie.
– Mogę wiedzieć jaki?
Twarz mu posmutniała.
– Od jakiegoś czasu zauważyłem u siebie pewne niepokojące objawy. Konsultowałem to z lekarzami, to pierwsze oznaki demencji – wyjaśnił, a ja zamarłam.
– Jak to? Przecież pan... – Potrząsnęłam głową.
– Mylę imiona, daty, zapominam numery telefonów, PIN-y. Ostatnio na ważnym spotkaniu straciłem wątek w trakcie rozmowy.
– Dlaczego mi pan nie powiedział? – zapytałam z żalem.
– Dopóki nie miałem pewności, nie chciałem nikogo martwić, a tak naprawdę poza tobą, mną i lekarzami nikt o tym nie wie. I chcę, by tak pozostało. – Spojrzał na mnie wymownie.
Mógł mi zaufać.
– Oczywiście. To zostanie między nami – zapewniłam bez wahania. – Ale... nie powie pan rodzinie? – dopytałam niepewnie.
– Nie, na razie nie, bo wtedy każą mi natychmiast odejść, a na to nie jestem gotowy. Dlatego sprowadziłem Harry’ego. To mądry chłopak, pracowity, ambitny, poradzi sobie, a potem godnie mnie zastąpi.
– Pana nikt nie zastąpi – westchnęłam, a potem zerknęłam na szefa. – Jeśli będę mogła panu pomóc, to proszę tylko powiedzieć – dodałam.
– Wiem, Olivio. Zawsze mogę na ciebie liczyć. – Podszedł do mnie.
– Mogę pana przytulić? – poprosiłam, a on kiwnął głową.
Nie zastanawiałam się, czy to wypada, czy nie. Czułam, że muszę go uściskać.
– Jest pan najlepszym człowiekiem, jakiego znam – powiedziałam szczerze, obejmując go mocno.
– A ty jesteś najlepszą asystentką, jaką miałem, a uwierz, było ich trochę – odpowiedział, po ojcowsku poklepując mnie po plecach.
Trwaliśmy w uścisku krótką chwilę, gdy nagle przerwało nam czyjeś chrząknięcie. Odsunęłam się od pana Bennetta i spojrzałam w stronę drzwi, w których stał jego wnuk. I dziwnie na nas patrzył.
– Przeszkadzam? – Nie czekając na odpowiedź, wszedł do środka.
Mierzył mnie spojrzeniem.
– Nie, absolutnie. Chodź, Harry, powinniście się z Olivią lepiej poznać. Zjedzcie razem lunch, co? Pasuje wam? – zasugerował pan Bennett, a ja ledwo zauważalnie się skrzywiłam.
Spojrzałam na Harry’ego, a potem na jego dziadka.
– Mam sporo pracy, muszę ustalić terminy spotkań i... – odpowiedziałam uprzejmie.
– Ale powinnaś mieć też czas na posiłek. Śniadania na pewno nie zjadłaś, za dobrze cię znam, Olivio. – Pan Bennett posłał mi karcące spojrzenie.
Miał rację. Śniadanie to nie był dla mnie najważniejszy posiłek dnia.
– Harry, zabierz Olivię na lunch do tej knajpy po drugiej stronie ulicy – nakazał pan Bennett.
Z tego, co się orientowałam, po drugiej stronie ulicy znajdowała się jedna z lepszych restauracji w Nowym Jorku. Na stolik czekało się tam tygodniami.
– Dobrze, dziadku. Zamówię stolik. Wybierzesz się z nami? – odparł spokojnie Harry.
– Nie, pogadacie sami. Ja zaraz muszę wyjść i dziś już mnie nie będzie. Olivia ma terminarz spotkań i agendę działań. W razie czego wszystko ci wyjaśni – odpowiedział mój szef i zasiadł za biurkiem.
– O której najczęściej jesz lunch? – Harry zwrócił się do mnie.
– O pierwszej.
– Dobrze, przyjdę po ciebie – oznajmił, na co lekko skinęłam głową.
Nie wypadało odmówić przyszłemu szefowi. Choć jakoś niespecjalnie miałam ochotę na lunch w jego towarzystwie. Traktowałam pracę poważnie, a wspólne wyjścia do restauracji kojarzyły mi się nie z relacją służbową, lecz prywatną.
– Doskonale. – Pan Bennett uśmiechnął się szeroko. – Olivio, przygotuj mi pełną dokumentację z posiedzenia rady nadzorczej. Wyrobisz się do lunchu? – zapytał.
– Tak, oczywiście. Już się do tego zabieram – zadeklarowałam. – Wysłać to panu mailem?
– Tak, ja muszę wyjść. – Mężczyzna wstał i poprawił marynarkę. – Harry, chodź ze mną. Mam do ciebie małą sprawę. – Wskazał wnukowi drzwi.
Odprowadziłam ich wzrokiem, a gdy zostałam sama, westchnęłam ciężko. Nie tak miał wyglądać ten dzień. Najpierw akumulator, potem taksówka i korek, następnie winda, a teraz wymuszony lunch z wnukiem szefa. Czułam dziwny niepokój i dyskomfort. Potrzebowałam się wyciszyć, a w tym pomagała mi praca. Dlatego od razu poszłam do swojego pokoju, który mieścił się tuż obok gabinetu pana Bennetta, i rzuciłam się w wir obowiązków, a te skutecznie zaprzątnęły mi głowę i zajęły czas aż do trzynastej.
Punktualnie o pierwszej usłyszałam pukanie do drzwi. Akurat wysłałam maila do szefa i skończyłam drukować dokumenty.
– Proszę! – zawołałam.
– Jesteś gotowa? – Harry zajrzał do pokoju.
– Tak, możemy iść. – Wstałam, poprawiłam sterty plików na biurku, a w biegu dokleiłam jeszcze dwie kolorowe karteczki z datami i adresami mailowymi.
Harry uważnie przyglądał się temu, co robię. Oceniał mnie?
Wyszliśmy razem na korytarz, który był zupełnie pusty. Wszyscy już zapewne godzinę wcześniej poszli na lunch. Ruszyliśmy w stronę recepcji, a tam oboje spojrzeliśmy na szereg wind.
– Nie ma mowy – oznajmiłam. – Idę schodami.
– Pójdę z tobą – zgodził się Harry i uśmiechnął lekko.
Zejście na dół zajęło nam dobrych kilka minut, ale wolałam to niż ryzyko ponownej awarii. Wyszliśmy z budynku, a Nowy Jork przywitał nas pięknym kwietniowym słońcem. Było piętnaście stopni, nie padało, a przyjemny wiaterek sprawił, że poczułam radość. Przystanęłam na chwilę, by zaczerpnąć świeżego powietrza. Przymknęłam oczy, a ciepłe promienie pieściły leniwie moją twarz. Pomyślałam, że muszę przyciągnąć do siebie dobre myśli. Że kiepski początek tego dnia wcale nie oznacza kiepskiego końca. Miałam jeszcze dobrych kilka godzin, by wyjść na plus.
– Idziemy? – Głos Harry’ego przywołał mnie do rzeczywistości.
Otworzyłam oczy i zerknęłam na niego z uśmiechem.
– Tak, chodźmy.
Harry położył dłoń na moich plecach i wskazał kierunek.
Szliśmy ramię w ramię w zupełnym milczeniu. Po chwili byliśmy już po drugiej stronie ulicy i weszliśmy do tajskiej restauracji. Przywitał nas zapach pysznego jedzenia. Musiałam przyznać, że wnętrze jest naprawdę klimatyczne i przyjemne. Dużo czerni i złota, ale także mnóstwo zieleni i żywych roślin. Wszystko eleganckie, okraszone nutą orientu. Harry doskonale znał ten lokal. Czekając przy stoisku kelnerów, sam wskazał miejsce, w którym chce usiąść, i oczywiście nie było z tym problemu. Kelner zaprowadził nas do stolika, podał menu, przyniósł dzbanek z wodą, dwie szklanki i zestaw przekąsek. Rzadko bywałam w ekskluzywnych restauracjach. Nie zarabiałam źle, ale miałam ważniejsze wydatki niż posiłek dla dwóch osób za dwieście dolców, plus napiwek.
Zaczęłam przeglądać menu. Stwierdziłam, że nie będę patrzyła na ceny, by się nie peszyć. Na szczęście były wydrukowane tak małą czcionką, że ledwo dało się je dostrzec, więc ostatecznie zdecydowałam się na tajską zupę oraz sałatkę z krewetkami i mango. Zerknęłam znad menu na Harry’ego, który nadal zastanawiał się, co zamówić. Trwało to jeszcze chwilę, aż nagle spojrzał na mnie. Złapaliśmy kontakt wzrokowy, a on odłożył kartę i zapytał wprost:
– Czy ty sypiasz z moim dziadkiem?
ROZDZIAŁ 3
Patrzyłam na Harry’ego i zastanawiałam się, czy aby na pewno się nie przesłyszałam. Jego poważna mina nie pozwalała mi jednak myśleć, że to jakiś żart. Dla pewności rozejrzałam się, bo wydawało mi się, że zaraz zza pleców wyskoczy ktoś z kamerą i oznajmi, że tylko mnie wkręcali. Tak się jednak nie stało, a Harry naciskał:
– Olivio, zadałem ci pytanie.
– Tak, wiem – rzuciłam. – Ale nie byłam pewna, czy mówisz poważnie.
– Po prosu chcę wiedzieć.
– Czyli to jest na serio? – Aż poprawiłam się na krześle. – Naprawdę zapytałeś, czy mam romans z panem Bennettem? – Nie mogłam w to uwierzyć.
– A nie masz? – drążył, czym najnormalniej w świecie mnie wkurzył.
Odsunęłam się na krześle i wbiłam w niego niepewne spojrzenie. Odpowiedział mi tym samym.
– Twój dziadek to mój szef! – podkreśliłam.
– Bardzo się z nim spoufalasz – stwierdził.
– Słucham?! A co ty możesz wiedzieć? Pracuję z twoim dziadkiem od pięciu lat, a nigdy nie widziałam cię w firmie. Wróciłeś Bóg wie skąd i niby chcesz pomóc, ale... – Nerwy mi puściły, choć zupełnie niepotrzebnie.
– Licz się ze słowami, Olivio. Przypominam, że za chwilę to ja będę twoim szefem – przerwał mi, a ja aż się zapowietrzyłam.
– Bardzo żałuję tych zmian – wypomniałam mu bez wahania i wstałam od stolika.
Harry wydawał się niewzruszony.
– I nie myśl, że czuję się urażona tym pytaniem. Jest mi po prostu bardzo przykro, że wnuk kompletnie nie zna swojego dziadka i myśli, że ten mógłby sypiać z kobietą młodszą od niego o pół wieku – dodałam i ruszyłam do wyjścia.
Nie chciałam robić kolejnych scen w takim miejscu. Szybko opuściłam restaurację, postanowiłam iść po coś innego do jedzenia i zjeść w biurze. Co mnie podkusiło, by zgodzić się na ten lunch? Od razu wiedziałam, że to zły pomysł. Ten dzień jest zły... Beznadziejny.
Dotrwałam do siedemnastej i pierwszy raz miałam ochotę wyjść z pracy punktualnie. Na szczęście zrobiłam wszystko, co powinnam, i z czystym sumieniem mogłam iść do domu. Wezwałam taksówkę, a następnie wymknęłam się z biura. Nie chciałam się natknąć na przyszłego szefa. Gdy opuściłam budynek, poczułam ulgę. Droga do domu zajęła mi dobrą godzinę. Jedyne, o czym myślałam, to relaks z książką, ale gdy dostrzegłam, że przed domem nadal stoi mój zepsuty samochód, natychmiast zrozumiałam, że ten wieczór będzie koszmarem. Wysiadłam z taksówki i z duszą na ramieniu ruszyłam w kierunku domu. Już od progu dotarły do mnie męskie głosy. Weszłam do salonu i zobaczyłam mojego faceta i jego dwóch kolegów. Siedzieli na sofie, wśród puszek po piwie, chipsów, pizzy i oglądali mecz koszykówki. Zauważyli mnie, a Tobias, mój chłopak, odwrócił wzrok.
– Nie wezwałeś nikogo do samochodu? – zapytałam jedynie.
Nie byłam gotowa na kłótnie.
Nie dziś.
Nie teraz.
Kochałam Tobiasa, ale... Odkąd stracił pracę, zupełnie go nie poznawałam. Stał się leniwy, nerwowy, za dużo pił i wyżywał się na mnie za swoje niepowodzenia. Czasami po prostu wolałam milczeć, niż wdawać się w dyskusję, która i tak kończyła się awanturą.
– To twój samochód – odpowiedział, a ja udałam, że mnie to nie ruszyło.
Przeszłam do kuchni, gdzie przypalała się jakaś... zupa? Szybko wyłączyłam gaz i wrzuciłam przypalony garnek do zlewu. Oparłam się o blat i ścisnęłam go mocno, by opanować emocje. Potrzebowałam się uspokoić. W sekundę rozbolała mnie głowa. Zajrzałam do pudełka po pizzy, by coś zjeść, ale nie zostawili dla mnie ani kawałka. Spojrzałam w stronę słoika, w którym odkładaliśmy z Tobiasem gotówkę na wymarzone wakacje, ale... tam znowu nie było ani centa. Poczułam w sercu kłujący ból. Wszystko było nie tak, jak być powinno.
Poszłam na górę do naszej sypialni. Chociaż tam panowały porządek i cisza. Lubiłam to pomieszczenie, urządziłam je tak, by czuć się tu komfortowo. Kolory ziemi, kremowo-brązowa tapeta, zielone dodatki i ogromne łóżko, które było główną częścią sypialni. Rozebrałam się, odkręciłam wodę i weszłam pod prysznic. Udało mi się nieco odprężyć, ale nadal bolała mnie głowa, więc zamiast poczytać, postanowiłam się po prostu położyć i iść wcześniej spać. Nasze łóżko było bardzo wygodne, a sen przyszedł naprawdę szybko.
* * *
W nocy obudził mnie hałas. Usiadłam gwałtownie i sięgnęłam dłonią do lampki nocnej, by mieć szansę cokolwiek dostrzec. I dostrzegłam. Pijanego Tobiasa, który zarył we framugę, a teraz chwiejnym krokiem szedł w kierunku łóżka. Wstałam, by mu pomóc.
– Jesteś kompletnie pijany – wypomniałam mu.
– I co z tego? Nie mogę się napić we własnym domu? – burknął na mnie.
– Połóż się – poprosiłam spokojnie.
Na szczęście udało mi się doprowadzić go do łóżka, na które ciężko opadł. Zdjęłam mu skarpetki, spodnie i okryłam go kołdrą. Usiadłam obok, a on dosłownie w sekundę odpłynął. Westchnęłam i wróciłam na swoją stronę. Kręciłam się dłuższą chwilę, aż w końcu także mnie udało się zasnąć.
Obudziłam się znowu kilka godzin później. Czułam na sobie jakiś ciężar, ale dopiero po sekundzie dotarło do mnie, że to Tobias na mnie leży. Całował moją szyję, a jego dłonie wsunęły się pod koszulkę nocną.
– Jestem zmęczona... – wyszeptałam i chciałam go z siebie zrzucić.
– Zawsze jesteś zmęczona albo boli cię głowa – odpowiedział, chwycił mnie za brodę i pocałował. – Zrobię ci tak dobrze, że padniesz i będziesz spała do rana – dodał, zsuwając bokserki.
– Tobias, proszę. Naprawdę nie jestem w nastroju – powiedziałam głośniej i go odepchnęłam. – Miałam fatalny dzień i chcę spać – dodałam ze złością.
Odsunął się nieco. Nie ukrywał zaskoczenia, ale na szczęście nic nie odpowiedział. Wstał i poszedł do łazienki. W mojej głowie już trwała gonitwa myśli. Nie lubiłam mu odmawiać, ale ostatnio odnosiłam wrażenie, że łączy nas już tylko seks. Co z tego, że był to najlepszy seks, jaki miałam? Tobias doskonale mnie znał. Znał moje ciało i wiedział, co zrobić, by mnie rozpalić. Ufałam mu, byłam otwarta na różne łóżkowe sprawy, bo wiedziałam, że mnie nie skrzywdzi. Chwilami wydawało mi się, że uzależniłam się od tego uczucia, które dawał mi orgazm wywołany przez niego. Wmawiałam sobie, że seks jest ważny, a reszta sama się ułoży. Tyle że ostatnio ten seks był czysto fizyczny. Nie było w nim emocji, a tych zaczęło mi brakować coraz bardziej.
– Wiesz, że jeśli facet nie dostaje w domu, to pójdzie w miasto? – usłyszałam po chwili.
Udawałam, że śpię, ale te słowa sprawiły, że już wiedziałam, iż do rana nie zmrużę oka. Nie wyobrażałam sobie, że mielibyśmy się rozstać. Nie z takiego błahego powodu. Przecież mieliśmy dobry seks... A może mi się tylko wydawało? Może powinnam być dla niego bardziej wyrozumiała? Nie jego winą było, że stracił pracę i nie mógł znaleźć nowej. Odwróciłam się w jego stronę i przysunęłam.
– Miałam zły dzień, przepraszam – wyszeptałam.
– Ostatnio brakuje ci dla mnie czasu. Czuję się niepotrzebny i... – robił mi wyrzuty, ale przerwałam mu pocałunkiem.
– Wiem, przepraszam – odpowiedziałam, a sekundę później znalazłam się pod nim.
Tobias naparł na mnie biodrami, a ja oplotłam go nogami w pasie.
– Chcę ci pokazać, jak bardzo cię kocham – wyszeptał, wsuwając we mnie dwa zwilżone śliną palce.
Jęknęłam cicho, gdy zaczął mnie pieścić bardzo powoli, aż do momentu, w którym byłam na niego gotowa. Rozpalił mnie, przygotował na to, czego chciał. Następnie pocałował mocno, wyciągnął penis i wszedł we mnie. Skuliłam się pod nim i dyszałam w jego usta. Wiedziałam, że da mi orgazm. Jego ciało napierało na mnie coraz bardziej. Czułam go mocno, a zdecydowane ruchy bioder zaprowadziły mnie na krawędź spełnienia. Było intensywnie, szybko, tak jak zwykle ostatnio. Nogi zaczęły mi drżeć, a serce waliło coraz mocniej. Tobias zacisnął dłoń na mojej szyi, przy kolejnym pchnięciu spadłam w otchłań rozkoszy, a on razem ze mną. Opadł na mnie, wtulając głowę w moje włosy.
– Kocham cię, mała – wydyszał mi do ucha.
– Ja ciebie też, skarbie – odpowiedziałam, gładząc opuszkami palców jego plecy.
On to uwielbiał. Zadrżał pod delikatną pieszczotą moich dłoni. Kiedyś potrafiłam go pieścić godzinami. Dotyk był formą rozmowy między nami, ale ostatnio bardzo to zaniedbaliśmy.
– Jak tylko znajdę pracę i staniemy na nogi, to zrobimy sobie dziecko – dodał, ale nie było to dla mnie dużym zaskoczeniem.
Od dawna rozmawialiśmy o założeniu rodziny, tyle że teraz to nie był dobry czas. Oboje to wiedzieliśmy. Zgadzałam się z nim, że najpierw musimy wyjść na prostą, a dopiero potem podejmować tak ważne decyzje.
– Będę musiała odstawić tabletki. To może się nie udać tak od razu – uświadomiłam go.
– Wiem, mała. Najpierw znajdę robotę, kupię ci ogromny pierścionek, ustalimy datę ślubu i zrobimy sobie dzieciaka. Taki jest plan – doprecyzował i położył się obok, podpierając na łokciu.
Spojrzał na mnie z uczuciem, które tak kochałam, ale ostatnio coraz rzadziej widziałam.
– Chcesz się ze mną ożenić? – zapytałam.
Nie rozmawialiśmy o ślubie. Dziecko i ślub to dwie zupełnie inne sprawy.
– Oczywiście. Chcę, byś była moją żoną i matką moich dzieci. Jesteś najlepszą kobietą, jaką znam. – Uśmiechnął się do mnie ciepło. – I kocham się z tobą pieprzyć – dodał.
W jego oczach dostrzegłam błysk.
– Rano muszę wstać i ogarnąć samochód! – przypomniałam, bo wiedziałam, co chodzi mu po głowie.
Runda druga.
– Zajmę się tym, obiecuję! – zapewnił i znowu mnie pocałował. Zaśmiałam się. – Wypnij się, mała – szepnął.
Bardzo szybko przekręcił mnie na brzuch i znalazł się za mną.
Przyciągnął moje pośladki do swoich bioder i wszedł we mnie. Jego penis idealnie ocierał się o najwrażliwsze części mojego ciała. Wbiłam twarz w poduszkę, by nie krzyczeć, ale ekstaza nadeszła naprawdę szybko. Wystarczyła chwila, bym znowu szczytowała, a po wszystkim ogarnął mnie w końcu błogi spokój. I rzeczywiście spałam jak zabita do samego rana.
ROZDZIAŁ 4
Poranek po intensywnej nocy nie należał do łatwych. Wszystko mnie bolało, a w dodatku za krótko spałam, co poskutkowało tym, że byłam po prostu zmęczona. Na szczęście Tobias, tak jak obiecał, zajął się autem, a ja pojechałam do pracy taksówką. Dopiero na miejscu przypomniałam sobie wczorajszą rozmowę z nowym szefem. Nie chciałam się tym przejmować, ale gdy weszłam do gabinetu pana Bennetta i zobaczyłam tam jego wnuka, zrozumiałam, że zmiany w firmie będą zachodziły szybciej, niż się spodziewałam.
– Dzień dobry, Olivio. – Harry zerknął na mnie znad porannej gazety.
– Dzień dobry – odpowiedziałam. – Nie będzie dziś...?
– Nie, dziadek jest u lekarza. Ma swoje lata, więc musimy sobie poradzić bez niego – oświecił mnie, jakbym tego nie wiedziała.
– Oczywiście, ale to nic poważnego? – zapytałam, choć o stanie zdrowia pana Bennetta wiedziałam więcej niż jego wnuk.
– Nie, jakieś standardowe badania.
– Okej, zaraz zobaczę, co mamy w planie dnia.
– Nie musisz, zmieniłem nasze plany. – Harry wstał zza biurka, odłożył gazetę i podszedł do mnie. – Pojedziesz ze mną na spotkanie, a potem...
– Nie jestem twoją asystentką, a nawet jeśli dziś odgrywasz rolę szefa, to pan Bennett nigdy nie zabiera mnie na spotkania. Zajmuje się tym inna dziewczyna, którą twój dziadek zawsze uprzedza wcześniej, jeśli potrzebuje jej pomocy w takich sprawach – wytłumaczyłam mu spokojnie.
– Słucham? – Wbił we mnie zdziwione spojrzenie.
– Ja organizuję pracę tutaj, w biurze. Prowadzę kalendarz spotkań, ale w nich nie uczestniczę, bo to nie leży w moich kompetencjach. To takie trudne do zrozumienia? – odpowiedziałam, lekko zirytowana.
Moje postanowienie, żeby być miłą i profesjonalną, wzięło w łeb. Ten cały Harry nie miał pojęcia o pracy u nas. Nie znał struktur firmy, nie znał ludzi, nie znał mnie... W głowie od razu pojawiła mi się myśl, że gdy pan Bennett naprawdę odejdzie na emeryturę, to ja odejdę razem z nim.
– Nie wiedziałem o tym. – Mężczyzna spuścił z tonu.
– Chciałabym rozpocząć dzień pracy. Mogę? – Zignorowałam jego słowa.
– Musisz mi pomóc... – dodał niespodziewanie.
Spojrzałam na niego pytająco.
– W czym?
– Musisz mnie wprowadzić w to wszystko. Nie znam firmy, a nie mogę zawieść swojej rodziny. Nie mogę zawieść dziadka.
– Mam ci pomagać po tym, jak wczoraj sugerowałeś, że romansuję z szefem? – zapytałam z niedowierzaniem.
– Przepraszam, pomyliłem się – odparł.
Spojrzałam mu w oczy. Wydawał się szczery, ale... Coś mi w nim nie pasowało. Nie miałam pojęcia, co to dokładnie jest. Harry był przystojny i dobrze ubrany. Może przeszkadzała mi właśnie ta aura samca alfa? Tacy faceci zawsze wywoływali we mnie jakiś rodzaj niepewności, wręcz onieśmielenia. Jego zegarek kosztował zapewne więcej niż mój samochód, a cena garnituru przewyższała wartość całej mojej garderoby. Może to właśnie dlatego patrzyłam na niego tak podejrzliwie? Nie lubiłam, gdy ktoś obnosił się z pieniędzmi. Pan Bennett tego nie robił. Był majętnym człowiekiem, a od lat nosił na zmianę dwa, może trzy garnitury, kilka koszul i te same ulubione buty. Mógł sobie pozwolić na wszystko, mieć zachcianki, a wolał inwestować w ludzi, w firmę, udzielał się charytatywnie. Ceniłam go za to, jak dobrym jest człowiekiem, bo dla niego, tak jak dla mnie, liczyły się rozum i serce, a w Harrym widziałam niestety tylko piękną powłokę, która pokrywała pusty i zepsuty środek. Tak go oceniałam. Możliwe, że pochopnie, ale trudno było mi reagować inaczej po tym, o co mnie oskarżył.
– Przeprosiny przyjęte – przyznałam niechętnie, by nie kruszyć kopii. – Ale musisz wiedzieć, że ci nie ufam. Pojawiłeś się znikąd i...
– Postaram się, byś zmieniła o mnie zdanie. – Nagle uśmiechnął się szelmowsko.
Przewróciłam oczami.
– Zadzwonię zaraz do dziewczyny od spotkań i zapytam, czy może z tobą pojechać – powiedziałam.
– Naprawdę ty nie możesz mi towarzyszyć? Na pewno znasz sprawę, bo widziałem twój podpis na teczce z dokumentami.
– Pokaż mi tę teczkę. – Zmiękłam.
Nie mogłam być dla niego cały czas wredna, bo może naprawdę chciał się wdrożyć i pomóc. Możliwe, że wyładowywałam się na nim, bo miał zastąpić pana Bennetta. Mojego kochanego szefa.
Harry podał mi teczkę, w której były dokumenty kolejnej inwestycji firmy. Chodziło o wykup kilku budynków w porcie i przerobienie ich na apartamenty, ale takie, na które będzie stać przeciętnego Amerykanina, a nie tylko tych najbogatszych. Pan Bennett planował stworzyć tam również miejsca kultury, kina, puby, restauracje oraz teren zielony dostępny dla wszystkich.
– Po co mam tam z tobą jechać? – zapytałam.
– Chcę obejrzeć to miejsce i przegadać z potencjalnym inwestorem pewne zmiany. Ktoś musi potem spisać z tego raport.
– Jakie zmiany? – Skrzywiłam się, choć nie powinno mnie to interesować.
– Zamiast kilkudziesięciu tanich apartamentów można tam stworzyć dziesięć konkretnych, ekskluzywnych. Dużych i przestronnych, o wysokim standardzie – odpowiedział, a ja tylko pokręciłam głową.
– Nie przyłożę do tego ręki – westchnęłam.
– Dlaczego?
– Bo twój dziadek ma inną wizję tego projektu. Chce, aby to było miejsce dla każdego, a nie kolejny azyl dla bogaczy.
– Firma zarobi więcej na moim pomyśle – zasugerował.
– Możliwe, ale pieniądze nie zawsze są najważniejsze. Nie uważasz? – zapytałam, odruchowo zerkając na jego zegarek, a potem na buty.
– Firma to firma. Ma zarabiać, a nie być instytucją charytatywną. – Wyprostował się i spojrzał na mnie z gniewem.
Miał całkiem inną wizję firmy niż jego dziadek. I choć każdy może inaczej postrzegać różne sprawy, mnie było bliżej do koncepcji pana Bennetta.
– Konsultuj takie sprawy z panem Bennettem, a nie ze mną. Jestem tylko asystentką i naprawdę nie mam takich kompetencji – powtórzyłam.
– Dobrze, jak chcesz – burknął. – Ale widzę, że nasza współpraca będzie dość trudna. – Podkreślił wymownie ostatnie słowo.
– Niczego nie mam zamiaru ci utrudniać. – Patrzyłam mu w oczy. – Twój dziadek zbudował tę firmę, stworzył wszystko od podstaw. Może najpierw poznaj jego perspektywę, zanim zaczniesz wszystko zmieniać – zaproponowałam i odwróciłam się, a następnie ruszyłam do swojego biura.
Zamknęłam drzwi i spojrzałam na stertę dokumentów, które ktoś wyjął z teczek i zostawił na biurku. Pokręciłam głową, a potem zerknęłam w stronę gabinetu dyrektora.
Ech, faktycznie zapowiadała się trudna współpraca.
Pan Bennett nigdy nie grzebał w moich dokumentach. Często prosił, bym coś znalazła, a ja zaraz przynosiłam mu odpowiednią teczkę. Najwidoczniej jego wnuk planował wywrócić wszystko do góry nogami. A ja jeszcze nie wiedziałam, czy na pewno chcę brać w tym udział.
* * *
Lunch zjadłam w restauracji, która znajdowała się na parterze budynku. Cały czas zerkałam na telefon. Nie wiem czemu, ale miałam nadzieję, że zadzwoni pan Bennett. Odkąd zaczęłam pracę u niego, nie było dnia, byśmy nie rozmawiali, chociażby telefonicznie. Niestety, moja komórka milczała, a ja tuż po posiłku wróciłam do swoich obowiązków. Koło piętnastej usłyszałam głosy z gabinetu szefa. Wstałam szybko od biurka z nadzieją, że to pan Bennett wrócił, ale to tylko był jego wnuk.
– Ach, to ty. Jak poszło spotkanie? – zapytałam z uprzejmości.
– Zmieniamy projekt na moje. Dziadek już wie – oznajmił, zadowolony z siebie.
Starałam się ukryć emocje.
– Skomentował to jakoś? – rzuciłam jedynie.
– Nie, dał mi wolną rękę – odpowiedział i wręczył mi kartkę. – Tu masz nowe wytyczne, na maila powinnaś dostać plany budynków. Scal to w jeden porządny raport i podeślij do mnie. Wyrobisz się, zanim wyjdziesz?
Spojrzałam na zegar wiszący na ścianie, a potem w kierunku swojego biura.
– Postaram się, ale muszę najpierw zobaczyć projekty. Jeśli chcesz szczegółowy raport, to dokończę go jutro.
– Możesz też wziąć dokumenty do domu – zasugerował wymownie.
Uniosłam brew.
– Nie zabieram pracy do domu – oznajmiłam.
– Dziadek aż tak bardzo tu wszystkim pobłaża?
– Słucham?
– Nic, nieważne.
– Nie no, powiedz, o co ci chodzi?! – burknęłam i wbiłam w niego wściekłe spojrzenie.
– Nie podoba mi się wiele rzeczy w firmie i chcę je zmienić. Pracownicy są za bardzo wyluzowani. Niewiele osób wie, kim jestem, i widziałem dziś, jak przedłużacie sobie lunch o dobrą godzinę, za którą macie normalnie płacone – wypomniał.
– Nie przeginasz? – wymsknęło mi się.
Harry wyprostował się, a jego twarz napięła się z nerwów. Następnie zrobił krok w tył.
– Nie – warknął.
Naprawdę nie umiałam sobie wyobrazić, że mamy razem pracować. Może powinnam go bardziej szanować, ale na szacunek trzeba sobie zasłużyć, a o Harrym na razie nie miałam dobrego zdania.
– Pójdę do siebie – odpowiedziałam, szybko przyjęłam od niego wytyczne i wróciłam do biura.
Usiadłam, zajrzałam do maili i otworzyłam pliki z nowymi planami. Zmian było mnóstwo, więc czekało mnie dużo pracy. Wiedziałam, że się z tym nie wyrobię do wieczora, a jednocześnie pomyślałam, że gdybym jutro rano przedstawiła panu Bennettowi oba raporty, w tym porównawczy, to może Harry zrozumiałby, o co tak naprawdę chodziło w tej inwestycji. Pierwszy raz postanowiłam wziąć pracę do domu, więc koło osiemnastej zebrałam wszystkie teczki, spakowałam do torby laptop i wyszłam z biura. Od razu skierowałam się na klatkę schodową, gdzie na półpiętrze zastałam rozmawiającego przez telefon Harry’ego. Dał mi do zrozumienia, żebym poczekała, aż skończy rozmawiać. Kiwnęłam głową, a on po chwili się rozłączył.
– Czy mój dziadek mówił ci o jakichś problemach ze zdrowiem? – zapytał, całkowicie mnie zaskakując.
Nie lubiłam kłamać, ale obiecałam panu Bennettowi, że nikomu nie powiem.
– Nie, nie rozmawiamy o takich sprawach, a czemu pytasz?
– Mam znajomego w klinice, w której miał mieć dziś badania. Nie zjawił się. Nikt nie wie, gdzie jest – wyjaśnił Harry, a mnie oblał zimny pot.
Od razu chwyciłam za komórkę i wybrałam numer mojego szefa.
– Dzwoniłem setki razy, nie odebrał – poinformował mnie Harry, a sekundę później po drugiej stronie usłyszałam głos pana Bennetta.
– Olivio, nie mogę teraz rozmawiać.
– Chcę tylko zapytać, czy wszystko w porządku? – Spojrzałam na Harry’ego, który wyrwał mi telefon z dłoni.
– Dziadku, gdzie ty jesteś?! Miałeś mieć dziś badania w klinice! – wrzasnął tak, że aż podskoczyłam.
Chciałam zabrać mu komórkę, lecz mi nie pozwolił. Odszedł kawałek i zaczął rozmawiać z panem Bennettem. Przestał krzyczeć, choć był bardzo zdenerwowany. Obserwowałam uważnie emocje na jego twarzy. Był wściekły, ale też prawdziwie zmartwiony. Dopiero po chwili nieco się uspokoił i oddał mi telefon, mówiąc:
– Dziadek ma prośbę.
Wzięłam komórkę.
– Wszystko w porządku? – powtórzyłam cicho.
– Chcę cię prosić, byś przyjechała do mnie z Harrym. Teraz. Wiem, że jesteś już po pracy, ale to bardzo pilne – odpowiedział.
Głos miał smutny i poważny.
Ścisnęło mnie w sercu. Zerknęłam na Harry’ego, który uważnie mi się przyglądał.
– Dobrze, przyjedziemy do pana – obiecałam.
Nie potrafiłam mu odmówić.
– Dziękuję ci, skarbie. Czekam na was. – Głos pana Bennetta nieco się rozpogodził.
Rozłączyłam się i westchnęłam.
– Dziękuję, że się zgodziłaś – odezwał się Harry. – Mam auto na parkingu. Pojedziesz ze mną?
– Tak, dziś jestem bez auta.
– Dobrze, więc chodźmy. – Przepuścił mnie przodem.
Powinnam powiadomić Tobiasa, że będę później, ale nie miałam teraz do tego głowy. Martwiłam się o pana Bennetta. Czułam, że coś się stało, że coś jest nie tak. Chciałam jak najszybciej zjawić się u niego i z nim porozmawiać.
Zeszliśmy z Harrym na parking. Czerwone lamborghini huracán wyróżniało się spośród wszystkich aut zaparkowanych na tej kondygnacji. Zatrzymałam się w pół kroku na widok takiej maszyny.
– Nie zabijesz nas tym? – zapytałam, i to całkiem poważnie.
– Co? Nie! – Harry spojrzał na mnie i się roześmiał.
– Nie ufam ludziom, których dobrze nie znam – dodałam.
– Możesz wziąć taksówkę – zasugerował żartobliwie.
– No dobra, zaryzykuję. – Naprawdę nie byłam przekonana.
Harry podszedł do auta i pomógł mi opaść na siedzenie. Miałam wrażenie, że w trakcie jazdy będę szorować tyłkiem po asfalcie. Rozejrzałam się po wnętrzu. Sportowe fotele były obite czarno-czerwoną skórą, a wszystko naszpikowano elektroniką i gadżetami. To zupełnie nie moja bajka, ale musiałam przyznać, że robiło wrażenie.
Mężczyzna wsiadł za kółko, odpalił silnik, który zaryczał, a ja znowu podskoczyłam.
– Proszę, tylko nie za szybko! – Złapałam się uchwytu w drzwiach i sprawdziłam, czy na pewno dobrze zapięłam pas.
– O tej porze nie da się szybko, są korki – skwitował.
– I pierwszy raz w życiu jestem za nie wdzięczna! – odpowiedziałam, a następnie nerwowo się roześmiałam.
Spojrzałam na niego.
– Nie jestem piratem drogowym – rzucił, by mnie uspokoić.
– Okej, jedźmy.
Po chwili wyjechaliśmy z parkingu na zakorkowane ulice Nowego Jorku. Udało nam się opuścić Manhattan, przejechaliśmy przez most, skąd łatwo było zjechać na Malbę, gdzie mieścił się dom pana Bennetta. Nigdy tam nie byłam, bo wszystkie sprawy załatwialiśmy w firmie. Dlatego też czułam, że to coś ważnego, ale w głębi serca bardzo obawiałam się tej rozmowy.