Dyrektorka generalna - ebook
Dyrektorka generalna - ebook
Kontynuacja bestsellerowego Dyrektora generalnego!
Połączyło ich uczucie, rozdzieliła prawda. Jak potoczą się dalsze losy zakazanego romansu Olivii i Harry’ego?
Olivia leczy rany po burzliwej relacji z Harrym i traumie wywołanej atakiem Tobiasa, jej byłego chłopaka. Ma na to czas, ponieważ młody Bennett przepadł bez śladu i od sześciu miesięcy nie dał znaku życia. Na szczęście dziewczyna może liczyć na przyjaźń Igora, który robi wszystko, aby zapomniała o bolesnych doświadczeniach ostatnich miesięcy.
Awans na dyrektorkę generalną i praca pomagają jej zorganizować sobie życie na nowo w świecie pozorów, w którym znalazła się za sprawą rodziny Bennettów, ale do czasu…
Kim tak naprawdę jest jej ojciec? Co zmieni nagły powrót Harry’ego? Czy miłość okaże się ważniejsza od pieniędzy i wpływów?
Kłamstwa, władza i gorący romans – emocje sięgną zenitu!
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-268-4047-0 |
Rozmiar pliku: | 677 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Siedziałam w korytarzu prywatnej kliniki i ściskałam w dłoni teczkę z wynikami badań genetycznych. Byłam cała spocona, a jednocześnie wstrząsały mną dreszcze. Wydawało mi się, że zaraz zemdleję. Nie wiem, czy kiedykolwiek wcześniej tak się denerwowałam. Wiedziałam, że gdy otworzę teczkę, poznam prawdę, a wtedy nic już nie będzie takie samo jak przedtem. Odliczyłam w głowie do... miliona i po wzięciu głębokiego oddechu niepewnie zajrzałam do środka.
Prawdopodobieństwo biologicznego ojcostwa wynosi 99,9%.
Czytałam to zdanie kilkanaście razy z rzędu. Do tej pory jeszcze się łudziłam, że to tylko zły sen, ale nie: byłam córką Denvera Bennetta, a to oznaczało, że ja i Harry jesteśmy rodzeństwem.
Na miękkich nogach opuściłam klinikę i wróciłam do mieszkania, którego nadal użyczał mi Igor, przyjaciel Harry’ego, a teraz już też mój. Codziennie przechodziłam obok drzwi apartamentu Harry’ego, który jakby zapadł się pod ziemię. Wyjechał i nie odzywał się do nikogo. I chyba to w tym wszystkim bolało mnie najbardziej. Powinniśmy przejść przez to razem, próbować zrozumieć, a on po prostu zwiał jak tchórz. Byłam wściekła, że mnie zostawił. Poprosił wprawdzie, bym dała mu czas, ale jego słowa wydawały mi się teraz bez sensu. Na co miałam dać mu czas? Na użalanie się nad sobą w samotności? A co ja miałam powiedzieć? Było mi tak cholernie źle, a przecież nikt nie rozumiał mnie lepiej niż on. Zwłaszcza w tej sytuacji.
Westchnęłam ciężko, ponownie zajrzałam do tej przeklętej teczki i odłożyłam ją na blat. Obiecałam Igorowi, że zadzwonię, gdy tylko poznam wynik, ale potrzebowałam jeszcze chwili dla siebie. Był piątek, a ja miałam wolne, choć tak naprawdę lepiej by było, gdybym zajęła się pracą i nie myślała o tym wszystkim. Wahałam się, czy iść do firmy, ale ostatecznie postanowiłam zająć się... jedzeniem. Zamówiłam pizzę i makaron. Dobre żarcie zawsze poprawiało mi nastrój. Najadłam się, odpoczęłam i dopiero wtedy zadzwoniłam do Igora, który odebrał właściwie od razu.
– I jak? Zgarniasz fortunę Bennettów? – Jego wesoły głos zawsze wywoływał uśmiech na mojej twarzy.
Przez ostatnie dni miałam ochotę rozmawiać tylko z nim.
– Niestety, prawie sto procent zgodności – odpowiedziałam, wzdychając ciężko. – Mój tatuś to supergość – dodałam z ironią.
– Kurwa mać! – Przez chwilę w słuchawce panowała cisza. – Serio? Cały czas myślałem, że to jakaś pomyłka. – Teraz to Igor westchnął. – Wpadnę do ciebie za godzinę, to pogadamy. Kończymy próbę i będę wolny.
– Okej, ale nie kupuj nic do jedzenia, bo zamówiłam tyle, że nie dałam rady skończyć.
– I czym mnie ugościsz? Zimną pizzą? – zaśmiał się.
– Aż tak dobrze mnie znasz?
– Najwidoczniej. – Czułam, że się uśmiecha. – A może gdzieś wyskoczymy? Czy nie chcesz iść między ludzi?
– W sumie sama nie wiem... – zawahałam się.
– Nie odmówiłaś, więc... bądź gotowa o siódmej. Pójdziemy na kolację, a potem zabiorę cię w świetne miejsce – rzucił tajemniczo.
– Okej, przekonałeś mnie. – Poczułam się zaintrygowana.
– Zaszalejemy, pani dyrektor generalna – droczył się ze mną.
– Niech cię nie ponosi fantazja – zażartowałam.
– Na to już za późno, skarbie – zamruczał, ale oboje wiedzieliśmy, że to tylko żarty.
– Jak mam się ubrać?
– Skąpo i seksownie.
– No tak, a jakiej odpowiedzi się spodziewałam... – Roześmiałam się. – Lecę pod prysznic.
– Do zobaczenia!
Skończyliśmy rozmawiać, a ja od razu poszłam do łazienki. Może to rzeczywiście dobry pomysł, by nie siedzieć w domu i nie rozpamiętywać wszystkiego, co mnie ostatnio spotkało, tylko pójść się zabawić? Najpierw kolacja, potem impreza. Z Igorem emocje były gwarantowane, a ja postanowiłam zdać się na niego. Nie, nie mogłam się teraz zaszyć w domu i dołować. To nie leżało w mojej naturze i choć ostatnio dość mocno dostałam po tyłku, to nie zamierzałam się poddać.
Sprawa z Tobiasem, moim byłym, nadal się toczyła. On też zapadł się pod ziemię. Miałam jakieś głupie szczęście do takich facetów... Niestety Tobias mógł być groźny – w końcu ostatnio zdemolował mój dom – a policja nie miała pojęcia, gdzie jest. Oczywiście ustawiłam nowe hasła do kont i kazałam zmienić zamki w domu, który planowałam sprzedać, ale nie pojechałam tam po raz drugi. Na razie nie miałam do tego głowy. Do pracy i z pracy odprowadzała mnie ochrona, dzięki czemu czułam się bezpieczniej. Panowie pilnowali też piętra, na którym mieszkałam, więc miałam pewność, że Tobias nie zjawi się nagle pod drzwiami mojego mieszkania.
To było jak koszmar senny, niestety, działo się naprawdę. Wpadłam w środek jakiegoś wiru i nie mogłam się wydostać. Z reguły byłam optymistką, ale momentami miałam naprawdę serdecznie dość tego wszystkiego. Marzyłam o chwili, w której moje życie wróci do normy. Bo taka chwila musiała w końcu nadejść, prawda?
Wieczór spędzony z Igorem nie mógł być zwyczajny. Po względnie spokojnym początku w restauracji zaczęliśmy maraton po klubach, aż wylądowaliśmy w domu jakiegoś producenta muzycznego, który akurat wyprawiał urodziny. Nie znałam tam zupełnie nikogo poza Igorem, ale ten na szczęście nie odstępował mnie na krok. Rozmawialiśmy, śmialiśmy się, alkohol lał się strumieniami, a mój nastrój nieco się polepszył. Nawet trochę potańczyliśmy, ale byłam zbyt pijana, by trwało to całą noc. Ostatecznie ulokowaliśmy się nad basenem.
Gdy opadłam na wygodny leżak, wiedziałam, że nie dam rady wstać przez dłuższą chwilę. Igor był w lepszej formie, bo miał mocniejszą głowę.
– Chcesz wracać? – Nachylił się do mnie, gdy zaczęłam przysypiać.
Czułam się jak kiedyś, gdy imprezowałam jako studentka w domach bractw. To były takie beztroskie czasy!
– Nie, posiedzę tu – wybełkotałam, a on się roześmiał. – Poś... pośpię! – sprecyzowałam, czemu towarzyszyło głośne czknięcie.
– Okej, będę miał cię na oku – odpowiedział, cmoknął mnie w policzek i przeszedł na drugą stronę basenu, gdzie na leżakach siedziała grupa jego znajomych.
Odkąd tu przyszliśmy, kręciła się obok niego pewna dziewczyna i byłam przekonana, że dziś się jej poszczęści. Jednym okiem obserwowałam, jak śliczna blondynka usiadła mu na kolanach, gdy tylko do nich dołączył. Igor miał wrodzony urok i magnetyzm, którym oczarowywał kobiety. Mówił do jednej, a flirtował z trzema, które stały wokół niego.
Przyglądałam się temu z niedowierzaniem, ale jednocześnie z ciekawością. Nagle spojrzenia moje i Igora się skrzyżowały, a on posłał mi taki uśmiech, że aż zrobiło mi się gorąco. Też się uśmiechnęłam, ale spuściłam wzrok, bo poczułam się trochę jak wścibska sąsiadka. W dodatku zachciało mi się siku, a wiedziałam, że dotarcie do toalety będzie w tym momencie nie lada wyczynem. Nie miałam jednak wyjścia. Powoli wstałam i choć świat zawirował, utrzymałam się na nogach. Zapytałam kogoś, gdzie jest łazienka, i ruszyłam w kierunku domu.
Parter tej willi był naprawdę okazały, ale bez problemu znalazłam toaletę. Niestety, była zajęta, więc oparłam się o ścianę i czekałam. Po kilku minutach ze środka wyszła kobieta, a zaraz za nią facet. Spojrzeli na mnie i tylko głupawo się zaśmiali, a potem skierowali na schody. Weszłam do łazienki, w której śmierdziało dymem z papierosów, a wokół kosza na śmieci leżało kilka zużytych prezerwatyw. Okej, to naprawdę wyglądało jak impreza studencka. Nim skorzystałam z toalety, wytarłam papierem deskę i włączyłam wentylację. Szybko załatwiłam potrzebę, a gdy myłam ręce, w progu łazienki stanął Igor.
– Szukałem cię. – Uśmiechnął się szeroko i wszedł do środka. – Dobrze się bawisz? – Stanął tuż za mną.
Patrzyliśmy na swoje odbicia w lustrze.
– Jestem totalnie nawalona – przyznałam i oparłam się o niego. – Wracamy do domu?
– A możesz jeszcze chwilę podrzemać na leżaku? Wiesz, ta laska jest na mnie napalona. – Poruszył wymownie brwiami, a ja się zaśmiałam.
– A ja jestem ci potrzebna do tego, by ją przelecieć?
– Nie, ale nie chcę, żebyś wracała sama taksówką. Daj mi godzinkę i możemy spadać, okej?
– Nie wierzę, że negocjujesz ze mną czas potrzebny na zaliczenie jakiejś panny. – Pokręciłam głową, ale nadal byłam mocno rozbawiona.
– W normalnych warunkach to Harry byłby moim skrzydłowym, ale... – Igor urwał w pół zdania. – Wybacz, nie chciałem o nim wspominać – dodał szybko, gdy zobaczył, że mina mi zrzedła.
– Daj spokój. – Wymusiłam uśmiech, choć w sercu poczułam ukłucie tęsknoty. – Wracajmy nad basen – zmieniłam temat.
Wtedy Igor mnie przytulił. Objęłam go w pasie i napawałam się spokojem, który mi dawał. Ostatnio umiałam zasnąć tylko przy nim, a co za tym idzie, codziennie także obok niego się budziłam. To była czysto przyjacielska relacja. Igor nie robił niczego, czym mógłby przekroczyć granicę. Nie próbował mnie całować, uwodzić, czarować. Po prostu był. Znosił moje doły, śmiał się ze mną i dodawał mi otuchy. Poświęcał mi mnóstwo czasu, za co byłam mu ogromnie wdzięczna.
– Jest okej? – zapytał po chwili i popatrzył mi w oczy.
– Tak, możemy iść – odpowiedziałam, lekko się uśmiechając.
Igor ujął moją dłoń i wyszliśmy z łazienki. Przed drzwiami znowu ktoś czekał. Poczułam na sobie takie samo spojrzenie, jakie ja posłałam parze, która wychodziła razem z toalety, i zachciało mi się śmiać. Igor nic sobie z tego nie robił, zaciągnął mnie nad basen, posadził na leżaku i przyniósł szklankę wody z cytryną, a następnie wrócił do dziewczyny, która wyraźnie nie mogła się już go doczekać. Znowu zajęła miejsce na jego kolanach, a jego dłoń powędrowała prosto między jej uda. Nie wiem czemu, ale nie umiałam przestać się na nich gapić. To było silniejsze ode mnie. W końcu jednak dopadł mnie sen i to tak mocny, że gdy się obudziłam, wokół już nikogo nie było i panowała względna cisza.
Usiadłam, zamrugałam kilka razy i nagle dostrzegłam Igora. Był w basenie razem z tamtą dziewczyną. Widziałam jego wytatuowane nagie plecy i jej dłonie gładzące go po szyi. Zrobiło mi się gorąco, gdy sobie uświadomiłam, że uprawiają seks. Rozejrzałam się znowu, ale poza mną i nimi było tu tylko kilka innych osób śpiących na leżakach i niczego nieświadomych. Czułam się jak podglądaczka, a mimo to nie potrafiłam odwrócić wzroku. A przecież powinnam się położyć i udawać, że dalej śpię. Tak, wiem, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła, ale uznałam, że piekło nie jest zbyt wysoką ceną za oglądanie Igora w akcji.
Woda załamywała światło i ukrywała szczegóły, ale wystarczyło mi to, co widziałam i słyszałam. Do moich uszu dotarł jęk dziewczyny, która chyba zaczęła dochodzić. Aż zacisnęłam uda na myśl o tym, jakim cudownym uczuciem jest orgazm, o którym ja mogłam jedynie pomarzyć. Ciało Igora naparło na nią, a jego ruchy stały się szybsze. Chwycił dziewczynę za włosy, odchylił jej głowę i zaczął całować szyję, a wszystko w dole mojego brzucha słodko się zacisnęło. Ja pierdolę! Ależ miałam ochotę na seks.
I wtedy znowu pomyślałam o Harrym. O tym, co czułam, gdy byliśmy razem, a co okazało się niemoralne i zakazane. Ogarnęło mnie poczucie beznadziei, ale nadal patrzyłam na Igora. Faceta, którego mogłabym mieć, gdybym tylko zechciała, ale wtedy popsulibyśmy całą naszą znajomość, a ta była dla nas ważna.
– Och, tak, mocniej! – Moje rozmyślania przerwał jęk dziewczyny, która przeżywała właśnie kolejny orgazm.
No, kurwa, nie. Jeden jej nie wystarczył? Musiała mnie tak dręczyć? Przewróciłam oczami i zamierzałam wstać, by zostawić ich samych, ale nadal byłam pijana, a leżak stał niebezpiecznie blisko krawędzi basenu, więc jeden nieostrożny ruch i wylądowałam w wodzie. Nawet nie zdążyłam krzyknąć, gdy znalazłam się pod jej powierzchnią. Zdezorientowana, spanikowałam, bo w pierwszej chwili nie wiedziałam, gdzie jest góra, a gdzie dół. Napiłam się wody, straciłam oddech, ale nagle poczułam czyjeś dłonie na swoim ciele i znów mogłam napełnić płuca. Wtuliłam się w mojego wybawcę. Zaczęłam kasłać, wypluwać wodę i łapać powietrze, a gdy otworzyłam oczy, zobaczyłam, że desperacko mocno obejmuję całkiem nagiego Igora.
– Chyba pora wracać do domu – oznajmił, uśmiechając się od ucha do ucha.
– Zdążyłeś chociaż dojść? – wypaliłam, a on tak się roześmiał, że i ja mu zawtórowałam.
– Jesteś nienormalna! – Ochlapał mnie i podpłynął do brzegu.
Odwróciłam wzrok, by nie oglądać jego... No, by nie oglądać go nago. Chyba się nawet zaczerwieniłam. Jego towarzyszka też wyszła z wody, ale miała na sobie bieliznę. Uśmiechnęła się do mnie niechętnie, zamieniła z Igorem dwa zdania i szybko się ulotniła.
– Myślisz, że specjalnie wpadłam do tej wody? – zapytałam, gdy Igor się ubrał.
To znaczy... włożył bieliznę i spodnie. Koszulki nie mógł znaleźć.
– A wpadłaś specjalnie? – zapytał i popatrzył na mnie w bardzo wymowny sposób.
– Nie! – pisnęłam, bo jego spojrzenie przeszywało mnie na wskroś.
– Nie jestem przekonany. – Puścił mi oko i po chwili ruszyliśmy do wyjścia.
Gdy znaleźliśmy się przed posesją, wezwał taksówkę i musieliśmy chwilę poczekać. Staliśmy przy ulicy, ja próbowałam wycisnąć wodę z mokrych ubrań, a on cały czas na mnie zerkał.
– No co? Naprawdę nie wpadłam specjalnie! – powtórzyłam, ale nie umiałam się przy tym nie śmiać.
– Jesteś mi winna orgazm – oznajmił tak poważnie, że aż się zachwiałam.
Rozchyliłam usta, by w ogóle móc oddychać, bo mnie zatkało. Próbowałam wybadać, czy żartował, czy to była jakaś prowokacja...
– Drogo to będzie kosztowało? – zapytałam po chwili, a wtedy posłał mi ten swój uśmiech, który zmiękczał kolana.
– Nie wypłacisz się – rzucił, a potem mnie objął i ruszył w kierunku taksówki, która akurat podjechała.
– Jestem spłukana, bądź łaskawy! – odpowiedziałam żartobliwie.
– Dam ci rabat albo rozłożę płatność na raty. – Roześmiał się znowu, a ja poczułam ulgę.
Okej, to tylko głupie żarty.
– Złożyć wniosek i dwa zdjęcia?
– Wniosek przynieś w zębach, na kolanach, a zdjęcia muszą być nagie. Pełen front.
Do tej pory wydawało mi się, że nie lubię takich żartów, ale... Jak to mówią: z kim przestajesz, takim się stajesz.
Wyszło na to, że wbrew wszystkiemu jesteśmy z Igorem do siebie podobni. A na pewno nadajemy na tych samych falach, co zaowocowało naszą pogmatwaną relacją, którą mimo wszystko utrzymywaliśmy w ryzach. Poza jednym pocałunkiem, gdy mnie odwoził, nie wydarzyło się nic więcej. Ja lizałam rany po rozstaniu z Harrym i tym, czego się dowiedziałam, a on... On był zagadką. Zaliczał panny, nie angażował się emocjonalnie, ale wiedziałam, że ma złamane serce. Nie chciał o tym rozmawiać, a ja nie naciskałam. Może po prostu znaliśmy się jeszcze za krótko?
Mimo wszystko wiedziałam, że mogę na niego liczyć. I on na mnie też. Znajdowaliśmy przy sobie spokój, który nam obojgu był teraz bardzo potrzebny.
ROZDZIAŁ 2
Obudziłam się rano obok Igora. Byliśmy ubrani i grzeczni. Po powrocie z imprezy padłam jak nieżywa, a teraz poczułam, że potwornie kręci mi się w głowie. To kara za to, że się tak upiłam, ale muszę przyznać, że zabawa była przednia.
– Czemu się tak wiercisz, babo? Jest siódma rano! – usłyszałam marudny głos Igora, gdy gramoliłam się z łóżka, by pójść do łazienki.
– Śpij, muszę siku. – Zaśmiałam się cicho.
– Już mnie obudziłaś i czuję, że mam kaca – przyznał i zerknął na mnie. – Boże, znowu śpimy w ubraniach. To do mnie niepodobne – rzucił.
– Niedługo tak się do siebie przyzwyczaimy, że zaczniemy przy sobie sikać – krzyknęłam już z łazienki.
Usiadłam na sedesie, gdy nagle wparował Igor i bez żadnych ceregieli zaczął sikać... do wanny. Patrzyłam na to z niedowierzaniem, ale zaczęłam się śmiać.
– Nie martw się, potem wszystko sprzątnę. Nie mogłem wytrzymać. – Patrzył na mnie, trzymając w dłoni swoją zacną męskość.
Nie to, żebym się przyglądała, ale trudno było nie zauważyć, jak jest hojnie obdarzony przez naturę. Duży kutas dopełniał jego wizerunku. Serio. To tak do niego pasowało, że nie wyobrażałam sobie, żeby mogło być inaczej. Chryste, czemu ja o tym w ogóle myślałam? Chyba nadal byłam pijana.
– Spoko, w sumie to i tak twoja wanna – droczyłam się z nim.
Po chwili oboje wróciliśmy do łóżka. Potrzebowałam jeszcze kilku godzin snu, żeby wytrzeźwieć.
Śniadanie zjedliśmy na kacu, ale za to wszystko nam smakowało. Wszystko, czyli zimna pizza i makaron z poprzedniego dnia. Nie miałam nic innego w lodówce, bo nie cierpiałam gotować tylko dla siebie. Dla kogoś to jednak co innego, prawda?
– Zaczynamy z chłopakami trasę koncertową. Poleć z nami – zaproponował Igor, gdy po śniadaniu wylegiwaliśmy się w salonie przed telewizorem.
Była sobota, miałam wolne, więc mogłam się byczyć i nic nie robić.
– Na weekendy? – dopytałam.
– Lecimy już w czwartek i tak co dwa tygodnie.
– To ja odpadam, w firmie jest dużo pracy – westchnęłam, bo naprawdę miałam mnóstwo obowiązków.
– Daj spokój. Zrób sobie wolne i poleć z nami. Firma się nie zawali, jeśli zrobisz sobie kilka dni urlopu. – Wbił we mnie błagalne spojrzenie. – Proszę, zgódź się. Będziemy grać całe koncerty, nie suport – dodał.
To niesamowite, że ten pokryty tatuażami seksowny facet potrafił wyglądać jak nieszczęśliwy szczeniaczek.
– Obiecuję, że choć na jeden koncert polecę – zapewniłam, ale to go nie satysfakcjonowało.
– W tym tygodniu? – naciskał.
– Igor, ja naprawdę mam dużo na głowie. Sam widzisz, że siedzę w firmie od rana do nocy. Wczoraj wzięłam wolne i już się martwię, że w tym czasie coś mogło się posypać – tłumaczyłam.
– No przecież wiem. – Spojrzał na mnie i uśmiechnął się wyrozumiale. – Ostatni koncert gramy na Bahamach. Może wtedy zrobisz sobie urlop? – zaproponował.
– Bahamy? Koncert? Namówiłeś mnie. – Trąciłam go łokciem. – Kiedy to będzie?
– Za jakieś pięć miesięcy. – Przeliczył szybko w myślach, a wtedy ja się skrzywiłam.
– Co? Wyjeżdżasz w trasę na pięć miesięcy?! – pisnęłam w panice, wbijając w niego niepewne spojrzenie.
– Od poniedziałku do czwartku będę się starał bywać w Nowym Jorku – sprecyzował, ale chyba sam zdał sobie sprawę, że będziemy się widywać znacznie rzadziej.
– Jak dam sobie radę bez ciebie? – zapytałam wprost. – Przecież ja zwariuję.
– Aż tak ci ze mną dobrze? – Przysunął się do mnie i objął mnie po przyjacielsku. – Damy radę. Pójdziemy na ustępstwa. Ty będziesz nieco mniej pracować, a ja będę ci poświęcał wolne wieczory – zaproponował z uśmiechem.
– O rany, będziesz mi poświęcał wieczory? A co z twoim ego? I libido? – Zaczęłam się śmiać.
– Jakoś to przetrwam ze świadomością, że nadrobię po koncertach – powiedział z błyskiem w oku.
– Ile najdłużej wytrzymałeś bez seksu? – wyrwało mi się, ale tak mnie to ciekawiło, że nie mogłam nie zapytać.
– Kiedyś? Długo. – Spojrzał na mnie. – A teraz nie mam po co sobie odmawiać, więc jak mam ochotę, to korzystam. Choć chwilami tracę zainteresowanie laskami, które są dla mnie zbyt oczywiste.
– Zbyt oczywiste, czyli chętne?
– Łatwe – wyjaśnił. – Inaczej, jak dziewczyna wie, czego chce, i jest chętna na świetną noc, a inaczej, gdy jest po prostu łatwa.
– Kobiety są wyzwolone, to chyba dobrze – zasugerowałam niepewnie.
– Niektóre źle do tego podchodzą. Nie lubię szmat. – To słowo w jego ustach zabrzmiało naprawdę wulgarnie. – A takich niestety jest coraz więcej. – Westchnął z żalem.
– Czy ta dziewczyna, która złamała ci serce, jest szmatą? – rzuciłam, patrząc mu w oczy.
Od razu widziałam, że to pytanie go zabolało.
– Nie, nie jest. – Spuścił wzrok. – Cokolwiek by zrobiła, nigdy bym jej tak nie nazwał – dodał cicho.
– Nie chcesz o niej rozmawiać? – Chwyciłam jego dłoń i delikatnie pogładziłam.
Zamilkł na chwilę, ale w końcu na mnie spojrzał.
– Nie chcę. To jak rozdrapywanie ran, Olivio.
– Okej, rozumiem, nie było tematu. – Przytuliłam go czule. – Pamiętaj jednak, że zawsze możesz ze mną pogadać. O wszystkim – zapewniłam.
– I ty również. – Uśmiechnął się lekko. – Cokolwiek cię dręczy, wysłucham.
– Wiem, pamiętam – odpowiedziałam. – Jesteś najlepszą psiapsi, jaką kiedykolwiek miałam – dodałam żartobliwie, a on się roześmiał.
– A ty jedyną, jaką mam. Z reguły nie przyjaźnię się z kimś, kto nie ma penisa.
– O, wypraszam sobie. Miewam penisa, ale tylko wtedy, gdy między moimi nogami leży jakiś przystojniak! – Udałam naburmuszoną, ale sekundę później wybuchłam śmiechem.
– Tęsknisz za Harrym? – rzucił nagle Igor, a ja zastygłam.
– Nie wiem, pewnie tak... – zawahałam się. – Tęsknię za tym, co przy nim czułam. I nie chodzi jedynie o seks. – Westchnęłam ciężko.
– Złamane serce to chujowe uczucie – przyznał Igor. Chwilę milczeliśmy, aż nagle niemal widocznie otrząsnął się z tego nastroju i zawołał dziarskim tonem: – Ale koniec smutów. Jest sobota, co robimy? Może jakieś zakupy? A wieczorem kino?
– Nie masz planów na wieczór? – zapytałam zaskoczona.
– Wybierałem się na randkę, ale... – Wzruszył ramionami. – Wolę spędzić czas z tobą.
To było tak urocze, że miałam ochotę go uściskać.
– Nie musisz rezygnować dla mnie z randek.
– Nie muszę, ale tym razem chcę – odpowiedział. – Nie myśl, że zawsze tak będzie, ale teraz... Po prostu wiem, że powinienem być tutaj.
– No weź, bo mnie rozczulasz. – Naprawdę poczułam się wzruszona, a pod powiekami zaczęły mi się zbierać łzy.
Igor spojrzał na mnie i mocno mnie przytulił.
– Och, płacz, płacz, jeśli chcesz. – Gładził moje plecy, a ja naprawdę się rozpłakałam.
Najczęściej nad tym panowałam, ale nie tym razem. To było silniejsze ode mnie. Starałam się trzymać te wszystkie emocje w sobie, choć nie zawsze dawałam radę. Wstydziłam się tego, że Igor ogląda moje łzy. Nie lubiłam okazywać słabości nawet przy tych, przy których czułam się dobrze.
– Już w porządku – przyznałam, ocierając dłonią mokre oczy i pociągając nosem.
Raz bywało lepiej, raz gorzej, to oczywiste. Zastanawiałam się jednak co dalej. Jak mam się do tego wszystkiego odnieść? Harry zniknął, wyniki badań mówiły, że jestem córką Denvera Bennetta, jego ojca – co miałam z tym zrobić? Wahałam się, czy zadzwonić do matki. Coś mnie blokowało i bardzo bałam się tej rozmowy. Tak naprawdę powinnam była to zrobić od razu, gdy się tylko dowiedziałam, ale teraz, gdy mijały kolejne dni, coraz bardziej odwlekałam to w czasie. Co miałabym jej powiedzieć? O co ją zapytać, skoro wszystko było jasne. Przecież mnie nie okłamywała. Wiedziałam, że mężczyzna, który mnie wychowuje, nie jest moim biologicznym ojcem. Ale nie miałam pojęcia, kto mnie spłodził. W zasadzie to się tym nie interesowałam.
Teraz wreszcie zrozumiałam, dlaczego mama nie ucieszyła się na wieść, że dostałam pracę u pana Bennetta. Pamiętam, jak mnie przekonywała, bym poszukała czegoś lepszego, najlepiej w innym mieście. Wiele spraw nabrało dla mnie sensu. Nie przyjechała na rozdanie dyplomów, bo wręczał je właśnie pan Bennett, który sponsorował stypendia na uczelni. Moje pewnie też zasponsorował, ale tylko dlatego, że byłam jego wnuczką, a nie ze względu na wyniki. Duża część mojego życia została ustawiona i właśnie to sobie uświadomiłam. Wcale nie pokonałam wielu kandydatów na to stanowisko, tylko dostałam tę pracę jako członek rodziny. Choć „rodzina” to było zdecydowanie słowo na wyrost, bo nie szły za nim żadne więzi. No może z panem Bennettem. Lubiłam go, szanowałam, był moim mentorem, ale to nie powstrzymało go przed kłamstwem. Oszukał mnie, co cholernie zabolało. Cała ta sytuacja odbiła się na jego zdrowiu i wylądował w szpitalu. Nie rozmawiałam z nim jednak od czasu, gdy z niego wyszedł. Potrzebowałam jeszcze chwili, by zebrać się na odwagę i go odwiedzić. Po zawale odpoczywał w domu, nie pojawiał się w firmie. Martwiłam się, ale wiedziałam, że jest pod dobrą opieką. Lekarz na bieżąco informował mnie o jego stanie zdrowia, bo wolą pana Bennetta tylko ja miałam wgląd w jego dokumentację medyczną.
– Dzwoni twój telefon. – Głos Igora wyrwał mnie z zamyślenia.
Potrząsnęłam głową i spojrzałam w stronę kuchni, gdzie na blacie leżała moja komórka. Wstałam niechętnie i poszłam odebrać. Nie znałam tego numeru. Zazwyczaj nie odbierałam takich połączeń, ale od razu pomyślałam, że to może... Harry?
– Halo? – powiedziałam niepewnie.
– Witaj, Olivio. Z tej strony Denver Bennett – usłyszałam głos mojego biologicznego ojca i aż mnie zmroziło.
Przerażona, spojrzałam na Igora, który pytająco uniósł brwi.
– Czego pan chce? – wydusiłam.
Od razu poczułam to dziwne uczucie w całym ciele: nieprzyjemne dreszcze i coś jakby... strach? Nie umiałam tego wyjaśnić.
– Musimy się spotkać. Mleko się rozlało, trzeba to wszystko uregulować – odpowiedział oschłym tonem. – Zaprosiłem także twoją matkę. Będzie jutro w Nowym Jorku. Zjemy razem obiad – dodał, a ja zamarłam.
– Słucham?! – pisnęłam i znowu spojrzałam na Igora, który podszedł bliżej, by wszystko słyszeć.
Byłam tak zdenerwowana, że nie pomyślałam o przełączeniu rozmowy na głośnik.
– Zapraszam cię na obiad. Chyba nie odmówisz? – powtórzył, ale to brzmiało tak... obrzydliwie.
Denver Bennett był okropnym człowiekiem. Wiedziałam to, mimo że niemal go nie znałam.
– Zaprasza mnie pan czy rozkazuje, bym się zjawiła? – warknęłam.
Serce mi waliło. Byłam zdenerwowana, pociły mi się dłonie.
– Zapraszam – wycedził przez zęby. Miałam wrażenie, że próbuje trzymać nerwy na wodzy. – To ważne, byśmy się spotkali i porozmawiali – dodał.
– Dobrze, niech będzie – odpowiedziałam, choć sama nie byłam pewna, czy dobrze robię. – Ale najpierw zadzwonię do matki i upewnię się, że pan nie kłamie.
Mężczyzna nagle roześmiał się drwiąco.
– Proszę bardzo, dzwoń. Twoja matka ma już bilet i rezerwację w hotelu – wyjaśnił aroganckim tonem.
– W hotelu? Przecież może spać u mnie! – oburzyłam się.
– To już nie moja sprawa. Zgodziła się na hotel, więc załatwiłem sprawę – powiedział już spokojniej. – Widzimy się jutro o pierwszej. Wyślę po ciebie samochód – dodał, a ja się skrzywiłam.
– Przyjadę sama.
– Olivio, nie rób problemów. Kierowca pojawi się w południe. Zadzwoni do ciebie, gdy będzie na miejscu. Bądź gotowa. – Głos Denvera zabrzmiał dziwnie.
Inaczej niż cała rozmowa. Był spokojny, a jednocześnie wyczułam w nim emocje, których bym się nie spodziewała.
– Dobrze, będę gotowa – szepnęłam.
– Do zobaczenia, Olivio.
Po tych słowach natychmiast się rozłączyłam. Spojrzałam na Igora, ale nie umiałam nic z siebie wydusić.
– Denver zaprosił cię na niedzielny rodzinny obiadek? – zapytał z rozbawieniem.
– Można tak powiedzieć. Zaprosił też moją matkę, którą sprowadził do Nowego Jorku. – Potrząsnęłam głową. – To jakaś chora sytuacja. Serio...
– Podejdź do tego na spokojnie. To ty jesteś górą, bo oni wiedzą, że należy ci się duża część firmy. I z tym nie mogą dyskutować – poradził mi. – To ty rozdajesz karty i on to wie. Może będzie próbował się dowiedzieć, na ile trzymasz w garści starego Bennetta. Zapewne się boi, że dziadzio przepisze wszystko na ciebie.
– To niemożliwe. Nie zrobiłby tego! – zawołałam w emocjach.
– Skoro Denver ściągnął twoją matkę, to może też zmusił Harry’ego, żeby się pojawił?
Zamarłam. Tak bardzo chciałabym go zobaczyć.
– Nie rób mi nadziei. – Westchnęłam ciężko.
– Ta rodzina jest tak pojebana, że wszystkiego można się po nich spodziewać – stwierdził Igor. – Nie dość, że Denver na urodzinach obraził moją matkę, to jeszcze potem zrobił jej awanturę. Mówiła mi, że wpadł do atelier i wypominał, że jestem ćpunem i próbowałem wciągnąć w to Harry’ego.
– Jezu, serio? – Skrzywiłam się.
– Standard. Obrażał mnie, ją i mojego ojca. Jak to mówią: wyszło szydło z worka. – Igor wzruszył ramionami. – W dodatku wiem, że Denver i moja matka także mieli romans – oznajmił, a ja aż się odsunęłam.
– Jezu, serio?! – powtórzyłam, krzywiąc się z obrzydzeniem.
– Na szczęście nie jest moim ojcem, więc my nie jesteśmy rodzeństwem – dodał i się roześmiał.
– To okropne. Ile on miał tych kochanek?! – oburzyłam się.
– Na pewno wiele. Twoja i moja matka to tylko czubek góry lodowej.
– A co na to matka Harry’ego? – zapytałam.
– Ona nie ma nic do gadania. Stoi za Denverem i broni go niezależnie od tego, co się dzieje.
– Chora sytuacja. Nie mogę uwierzyć, że mój ojciec to taki skurwiel – rzuciłam ze złością. – Nie znam go, a naprawdę czuję, że go nienawidzę – dodałam cicho.
Było mi z tym źle, bo przecież nienawiść to takie okropne uczucie. Nigdy nikogo nie nienawidziłam, a teraz... Teraz nie umiałam wyprzeć z głowy myśli, że Denver nie zasługuje na szacunek, na wybaczenie.
– Nie ty jedna, więc się nie przejmuj. Takich ludzi jak on nie da się lubić.
– Lubić? Nawet nie będę próbowała go polubić. – Wzdrygnęłam się. – Nie wiem, jak dam radę jutro jeść z nim obiad. Udławię się z nerwów. – Zaśmiałam się impulsywnie.
– Może pojadę z tobą? Będzie ci raźniej? – zaproponował Igor.
– Dziękuję, ale nie chcę cię w to angażować. Muszę dać sobie radę sama. – Podeszłam bliżej i chwyciłam jego dłoń. – Umówmy się tak, że jeśli zadzwonię i będę cię błagała o pomoc, przyjedziesz i mnie stamtąd zabierzesz. – Mrugnęłam do niego.
– Okej, będę w gotowości! – Zasalutował. – A teraz co? Zakupy? – zmienił temat.
– Tak, to dobry pomysł. Muszę kupić jakiś strój na ten obiad. – Skrzywiłam się na myśl, że prawie wszystkie moje ubrania zostały zniszczone przez Tobiasa.
– Zabawię się w twojego stylistę! – zawołał Igor i zaczął się śmiesznie poruszać, eksponując zgrabny tyłek.
Roześmiałam się w głos, a następnie ruszyłam do łazienki, by ogarnąć się do wyjścia. Skoro miałam zjeść obiad z wrogiem, musiałam się do tego przygotować. Ładna sukienka i wysokie szpilki na pewno dodadzą mi pewności siebie. Strojem mogłam choć trochę zatuszować swoje zdenerwowanie. Zamierzałam wyjść z tego z twarzą i nie dać się ponieść emocjom. Niedzielny rodzinny obiadek z piekła rodem... Kto by pomyślał? Nigdy bym nie wpadła na to, że spotka mnie coś takiego. Totalny chaos, nad którym jeszcze nie umiałam zapanować.
ROZDZIAŁ 3
W niedzielny poranek, zamiast lenić się i odpoczywać, od rana biegałam do toalety, bo z nerwów zbuntował się mój żołądek. Niby obiecywałam sobie, że wezmę to na chłodno, ale teraz nie potrafiłam zapanować nad emocjami. Spotkanie z Denverem i z moją matką zwyczajnie mnie przerażało. Nie wiedziałam, czego się spodziewać i jakim cudem mama zgodziła się w tym uczestniczyć. Może ją zmusili? Przychodziły mi do głowy różne scenariusze.
– Wyglądasz dobrze, usiądź na chwilę spokojnie – burknął na mnie Igor, gdy po raz setny przeglądałam się w lustrze i poprawiałam włosy.
– Nie za krótka ta sukienka? – Zignorowałam jego słowa i w panice zaczęłam obciągać materiał, by zszedł niżej na uda.
Klasyczna mała czarna pasowała na każdą okazję, mimo to nie byłam przekonana, czy to dobry wybór.
– Dla mnie nawet za długa. – Zwlókł się z sofy i podszedł do mnie z szerokim uśmiechem. – Wyglądasz bardzo ładnie – zapewniał mnie.
– Chyba włożę długą marynarkę... – Nadal panikowałam.
– I wór pokutny. – Przewrócił oczami. – Weź się puknij w czoło! – Delikatnie stuknął palcem między moimi oczami.
– A jeśli tam będzie chłodno?
– To chlapniesz sobie drinka i się rozgrzejesz. – Zaśmiał się. – Świrujesz, wiesz o tym? – stwierdził, krzyżując dłonie na piersi.
– Nie będę piła, bo powiem słowo za dużo i...
– Mów, co myślisz. Chyba nie boisz się własnego ojca? – Spojrzał na mnie niepewnie.
– Sama nie wiem, czuję niepokój – przyznałam szczerze.
– Niepotrzebnie, pamiętaj, że to ty rozdajesz karty – przypomniał.
– Tak, masz rację! – Starałam się wzbudzić w sobie odwagę. – Przecież nic złego nie zrobiłam i nie prosiłam się na ten świat! – Nieco popłynęłam, aż Igor zaczął się śmiać.
– No, na pewno nie chciałaś powstać ze spermy Denvera – oznajmił, a ja się skrzywiłam.
– Chryste, to obrzydliwe. Nie przypominaj mi.
– Ciekawe, czy przeprowadzą z tobą rozmowę o tym, skąd się biorą dzieci? – Dalej się śmiał, za co oberwał ode mnie kuksańca.
– Daj spokój...
– Wtedy możesz ich uświadomić, że już nie jesteś dziewicą – dręczył mnie.
Miał naprawdę niezły ubaw.
– Szczerze? Moja matka może myśleć inaczej – przyznałam.
– Serio? Jakim cudem? Nie wie, że byłaś z tym psycholem Tobiasem?
– Wie, ale przecież on był moim pierwszym, a kiedyś mama zapytała, czy zamierzam trzymać wianek do ślubu, miałam wtedy z dziewiętnaście lat i powiedziałam, że tak. – Skrzywiłam się na to wspomnienie.
– Nie wierzę, że ktoś może myśleć, że da się wytrzymać pięć lat bez bzykanka.
– Są szanse, że mama naprawdę tak myśli – westchnęłam. – Ale Denver na pewno ją uświadomi, że pieprzyłam się z Harrym, i nie omieszka wspomnieć, że to mój brat – dodałam.
– I co? – Igor udał niewzruszonego. – Nie mieliście o niczym pojęcia, więc to nie wasza wina.
Spojrzałam na niego, przerażona. Naprawdę tak lekko do tego podchodził. Pieprzyłam się z własnym bratem. BRA-TEM. Czy on tego nie słyszał? Wiem, że żadne z nas nie było tego świadome, ale to nie oznaczało, że teraz tak po prostu o wszystkim zapomnę i przejdę nad tym do porządku dziennego.
Czułam ogromne wyrzuty sumienia. Często zastanawiałam się, czy powinnam może jakoś wyczuć, że Harry jest mi bliski. Dużo bliższy, niż myślałam...
– Dla mamy to i tak będzie szokujące – powiedziałam tylko, bo nie chciałam dzielić się tymi wszystkimi myślami, którymi zadręczałam się niemal każdego dnia.
– Pretensje niech składa do swojego kochasia – warknął Igor.
– Ej, nie mów tak. To moja matka – upomniałam go, ale tak naprawdę byłam mu wdzięczna za to, że tak się o mnie troszczy.
– Wybacz, ale to ona miała romans z Denverem i ci o tym nie powiedziała. – Nie wydawał się skruszony.
– Powiedziała, znaczy... – Zawahałam się. – Wiedziałam od zawsze, że mam innego ojca, ale mama nigdy nie chciała o nim rozmawiać. Zresztą ja też nie pytałam – wyjaśniłam spokojnie.
– To nie zmienia faktu, że ci nie powiedziała, a powinna. Zwłaszcza że pracujesz dla Bennettów. – Igor przysiadł na wysokim krześle w kuchni. – Musisz pamiętać, że nie jesteś niczemu winna.
– Spróbuję... – powiedziałam powoli. – Przyjedziesz po mnie, gdybym nie dawała już rady?
– Oczywiście! – zapewnił, kiwając głową. – A teraz będę się zbierał, bo też czeka mnie obiad z rodzinką.
– Pozdrów ode mnie swoją mamę! – poprosiłam z entuzjazmem.
– Wiesz... u mnie też nie jest lekko. – Zasmucił się jak rzadko kiedy.
– Mam nadzieję, że kiedyś zechcesz mi o tym opowiedzieć. – Podeszłam do niego, a on mnie objął.
– Kolejna rzecz, która nas łączy: popierdolone rodziny. – Zaśmiał się gorzko.
– I tak damy sobie radę! – Starałam się zabrzmieć pewnie.
– Dobra, spadam. Czekam na telefon. – Pocałował mnie w policzek i ruszył do drzwi.
Odprowadziłam go, po czym wróciłam do salonu i czekałam, aż wybije godzina zero. Powtarzałam w myślach, że wszystko będzie dobrze, ale gdy kierowca wreszcie zadzwonił i zebrałam się do wyjścia, nogi miałam jak z waty. Denerwowałam się bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Ten dyskomfort towarzyszył mi od momentu, w którym odebrałam telefon od Denvera, i wiedziałam, że poczuję się lepiej, dopiero gdy wyjdę z jego domu.
Czarny cadillac czekał na mnie przed wejściem do budynku. Otworzyły się drzwi po stronie pasażera, wysiadł jakiś mężczyzna, skinął do mnie głową i wskazał ręką, że mam wsiąść do samochodu. W środku był jeszcze szofer. Wysłali po mnie aż dwóch ludzi? Nie rozumiałam po co, ale co ja tam mogłam wiedzieć o życiu bogaczy.
– Ma pani ochotę na szampana? – zapytał ten, który mnie przywitał.
– Nie, dziękuję – odpowiedziałam uprzejmie i rozejrzałam się po ekskluzywnym wnętrzu.
Do tej pory takie auta widziałam jedynie w telewizji. Nie sądziłam, że kiedyś będę jechała jednym z nich. Zaśmiałam się gorzko pod nosem, gdy pomyślałam, że tatuś sprawi mi takie na urodziny. W trakcie jazdy skupiłam się na telefonie. Pisałam z Igorem, który ciągle mnie rozśmieszał. Droga upłynęła spokojnie, ale gdy tylko wjechaliśmy za bramę posiadłości Denverów, żołądek mi się zacisnął z nerwów. Wzięłam kilka głębszych oddechów i obiecałam sobie, że nie dam się wyprowadzić z równowagi. Będę twarda, stanowcza i niedostępna.
Wysiadłam z samochodu na podjeździe, na którym stało drugie identyczne auto, i spojrzałam w stronę domu, gdzie na schodach czekał na mnie mój ojciec. Poczułam nieprzyjemny dreszcz na plecach, ale odważnie ruszyłam w jego stronę. Założyłam najwyższe szpilki, jakie miałam w szafie, i łudziłam się, że dodadzą mi pewności siebie.
– Witaj, Olivio. – Denver wyszedł mi na spotkanie.
Zdębiałam, gdy podszedł naprawdę blisko i ucałował mnie w oba policzki.
– Jak mam się do pana zwracać? – zapytałam, robiąc krok w tył.
– Nie wiem. Po imieniu? – zasugerował spokojnie.
To mnie zdziwiło. Był nadzwyczaj spokojny.
– Raczej nie będę mówić „tatusiu” – rzuciłam drwiąco, a on się uśmiechnął.
– Wystarczy Denver.
– Jest już moja matka? – zmieniłam temat i obejrzałam się na podjazd, bo właśnie nadjechało jeszcze jedno auto.
Na chwilę serce mi zamarło, bo pomyślałam, że to może Harry, ale nie... Ze środka wysiadła moja mama.
– Chodźmy się przywitać – zaproponował Denver i chwycił mnie pod łokieć, ale nie ruszyłam się z miejsca.
– Idź sam, wolę tu poczekać – odpowiedziałam, a wtedy mnie puścił i ruszył w stronę mojej mamy.
Przyglądałam się jej. Wyglądała pięknie, wręcz kwitnąco. Rozjaśniła włosy, umalowała się, elegancko ubrała i naprawdę bił od niej blask. Denver podszedł do niej i próbował pocałować ją w policzek, jak wcześniej mnie, ale ona trzymała dystans i tylko uścisnęła mu dłoń. Następnie spojrzała na mnie i uśmiechnęła się niepewnie.
– Cześć, mamo – odezwałam się, gdy szli schodami w moim kierunku.
Zrobiłam krok w jej stronę, a wtedy objęła mnie i mocno uściskała.
– Olivio, tak się stęskniłam – powiedziała ze wzruszeniem. – Pięknie wyglądasz – dodała, czule gładząc mój policzek.
Denver przyglądał się nam z ciekawością. Milczał, ale czułam na sobie jego spojrzenie.
– Ty też, mamo. Świetnie ci w tym kolorze – rzuciłam, obejmując ją czule.
Bardzo za nią tęskniłam. Po ostatniej kłótni z mamą i moją siostrą prawie się do siebie nie odzywałyśmy.
– Wyglądacie jak siostry – wtrącił nagle Denver.
Na te słowa aż się wzdrygnęłam. Może to miało być uprzejme, ale zabrzmiało dziwnie. Zerknęłam na niego, nasze spojrzenia się skrzyżowały i wtedy poczułam coś naprawdę niepokojącego. On patrzył na mnie tak wymownie. To nie był wzrok ojca. Miałam wrażenie, że... że mu się podobam, co nie mieściło mi się w głowie.
– Och, Denver, nie czaruj – zawołała kokieteryjnie moja matka, a on nagle nachylił się do niej i szepnął jej coś do ucha.
Zatkało mnie. Jeszcze przed chwilą zachowywała dystans, a teraz między nimi iskrzyło. I to naprawdę mocno. Czyżby wcześniej to były jedynie pozory.
Patrzyłam na swoją mamę i zastanawiałam się, czy ją w ogóle znam.
– Mówię prawdę, Ario – odpowiedział Denver, a ona się uśmiechnęła.
– Możemy już iść na ten obiad? – wtrąciłam, bo w ich towarzystwie czułam się naprawdę nieswojo.
– Tak, już wszystko gotowe. Zapraszam, moje drogie panie. – Wskazał gestem, byśmy poszły przodem.
Mama mnie objęła i ruszyła w głąb domu, a ja niepewnie podreptałam obok. Denver szedł za nami. Czułam na sobie jego wzrok i odruchowo obciągnęłam materiał sukienki. Pożałowałam, że nie wybrałam czegoś dłuższego. Ukradkiem zerknęłam na mężczyznę, który wlepiał wzrok w mój tyłek. Poczułam, że zaczyna mi brakować powietrza.
– Mamo, muszę do toalety. – Zatrzymałam się gwałtownie, a Denver prawie na mnie wpadł.
Niby niechcący położył dłoń na mojej talii. Chciałam się odsunąć, ale nagle przytrzymał mnie mocniej.
– Zaprowadzę cię – zaproponował, patrząc na mnie wymownie.
Poczułam ból w klatce piersiowej. To było niemal jak atak paniki.
– Dziękuję, trafię sama – warknęłam, ale on spojrzał na moją matkę i odpowiedział z fałszywym uśmiechem:
– Ten dom to labirynt. Ario, idź do jadalni, cały czas prosto, a my zaraz wrócimy.
– Dobrze, czekam na was. – Mama zdawała się niczego nie zauważać.
Zostawiła mnie samą z tym potworem.
Odsunęłam się natychmiast, gdy tylko zniknęła w kolejnym pomieszczeniu.
– Co ty wyprawiasz?! – warknęłam. – Nie dotykaj mnie. Nie patrz tak na mnie!
– Słucham? Za wiele sobie wyobrażasz, kochanie – prychnął. – Próbuję być miły – dodał z wyższością.
– Miły? Obmacując mnie i rozbierając wzrokiem?! – Zrobiłam krok w tył, a wtedy wpadłam na filar.
Denver podszedł i oparł się rękami o ścianę tak, że mnie uwięził, kładąc dłonie po bokach mojej głowy. Odwróciłam wzrok. Wydawało mi się, że zaraz stracę przytomność.
– Jesteś moją córką. Myślisz, że mógłbym zrobić coś takiego? – Zbliżył twarz do mojej.
Skuliłam się i kurczowo zacisnęłam powieki, gdy poczułam jego oddech.
– Nie wiem, czego ode mnie chcesz, ale...
– Jesteś problemem – przerwał mi ostrym tonem. – Wiem, że będą z tobą kłopoty.
– Nie zamierzam być przeszkodą – zapewniłam.
Pragnęłam jedynie, by się ode mnie odsunął.
– Doprawdy? A co z firmą? Co z częścią, która ci się należy? Co z moim ojcem, który cię uwielbia? Co z Harrym, który zadurzył się w tobie jak szczeniak?! – Nagle chwycił moją szczękę.
Zrobił to tak mocno, że aż jęknęłam. Zmusił mnie, bym na niego spojrzała.
– Jestem typem człowieka, który nie boi się problemów. Po prostu się ich pozbywam – wycedził przez zęby.
Wtedy przestałam oddychać. Patrzyłam mu w oczy i widziałam dwie emocje: nienawiść i pragnienie. Totalnie mnie to przeraziło. Nie umiałam wydusić z siebie ani słowa.
– Jeśli dowiem się, że dogadujesz się za moimi plecami z moim ojcem, to się pogniewamy. Rozumiesz?! – wysyczał. – Nie znasz mnie, nie wiesz, do czego jestem zdolny, ale powinno dać ci do myślenia to, że nawet mój syn uciekł przede mną gdzieś na koniec świata. Więc uważaj i bądź grzeczna, bo pożałujesz, że się urodziłaś. – Puścił mnie i się odsunął.
Stałam bez ruchu, jakbym wrosła w filar, który miałam za plecami. Dyszałam ciężko, a serce waliło mi jak oszalałe.
– A teraz się uspokój i idź do jadalni. Zjemy razem obiad. Ma być miło. Twoja matka na to zasługuje, rozumiesz? – dodał niby spokojnie, ale w jego głosie czaił się mrok.
– Jesteś nienormalny... – wydusiłam z siebie, a on jedynie się uśmiechnął.
– Nie odpowiedziałaś na moje pytanie, Olivio. Ma być miło, zrozumiałaś?! – Znowu zrobił krok w moją stronę, a wtedy nerwowo skinęłam głową. – Grzeczna, córeczka – wychrypiał i oblizał usta.
Zemdliło mnie. Żołądek wywrócił koziołka i wydawało mi się, że zaraz zwymiotuję. Przełknęłam ślinę i próbowałam wziąć się w garść. Denver na szczęście odszedł. Minął mnie i skierował się do jadalni. Zostałam sama i dopiero wtedy poczułam, że cała się trzęsę. Przez chwilę nie byłam w stanie się ruszyć. Nie wiedziałam, co zrobić. Rozejrzałam się i poczułam, że muszę stąd wyjść, ale gdy w końcu mogłam iść, w przejściu prowadzącym do drzwi stanęło dwóch ochroniarzy.
– Jadalnia jest w tamtym kierunku – poinformował jeden z nich.
Wyraźnie dali do zrozumienia, że nie pozwolą mi wyjść.
– Szukam toalety. – Starałam się udawać, że nic się nie dzieje.
Miałam nadzieję, że nie widzieli, co się przed chwilą wydarzyło.
– Korytarzem w lewo. – Mężczyzna wskazał ręką kierunek, a ja skinęłam głową i ruszyłam szybko w tamtą stronę.
Potrzebowałam chwili, by się uspokoić. Dotarłam do łazienki i zamknęłam się od środka. Od razu wyjęłam z torebki telefon i napisałam do Igora, by jak najszybciej przyjechał. Miałam gdzieś słowa Denvera. Chciałam zabrać stąd mamę i porozmawiać z nią w domu. Niestety, czas do przyjazdu Igora musiałam spędzić z nimi, więc po chwili ruszyłam do jadalni. Zobaczyłam wielki stół, który był nakryty dla trzech osób. Denver siedział na szczycie, a moja matka po jego lewej stronie. Uśmiechnęła się do mnie i pomachała.
– Olivia powiedziała mi, jak ogromnie się cieszy, że w końcu możemy spotkać się we troje – odezwał się Denver, czym wprawił mnie w osłupienie.
– Och, naprawdę? A ja tak się martwiłam, że będzie zła i rozżalona. – Mama patrzyła na mnie czule. – Cieszę się, córeczko, że przyjęłaś to na chłodno – dodała.
– Olivio, dołącz do nas – wtrącił Denver, patrząc mi w oczy i uśmiechając się podstępnie.
Ciągle tylko stałam i się na nich gapiłam. W głowie kłębiły mi się setki myśli. Zmusiłam się, żeby ruszyć z miejsca i usiąść przy stole. Spojrzałam na matkę, która wyglądała na szczęśliwą. Powinnam ją ostrzec, że to wszystko kłamstwa, ale nie miałam jak. Bałam się, że Denver już zdążył ją zmanipulować.
– Olivia najbardziej ucieszyła się z informacji, że ma brata – kontynuował ten psychol.
Nie mogłam uwierzyć w to, co słyszę.
– Ach, tak, Harry. Poznaliście się już? – zapytała moja mama.
– Tak... – bąknęłam.
– Bardzo się z Harrym polubili. To ważne, w końcu są rodzeństwem. – Spojrzał na mnie wymownie. – Niestety Harry wyjechał, ale jestem przekonany, że niedługo wróci – dodał.
– A ja jakoś w to wątpię – odpowiedziałam, patrząc mu w oczy.
Zmroził mnie spojrzeniem, po czym zerknął na moją matkę i uśmiechnął się szeroko.
– Ario, chciałbym ci podziękować, że tak dobrze wychowałaś naszą córkę. Wiem, że nie było ci łatwo, ale Olivia wyrosła na piękną i mądrą kobietę. – Nagle ujął jednocześnie nasze dłonie i najpierw ucałował dłoń mojej matki, a potem moją. – Sprawa jest delikatna, ale wchodząc do naszej rodziny, Olivia musi poznać zasady – dodał, cały czas trzymając nasze dłonie.
– Jakie zasady?! – zapytałam w emocjach.
– Płynie w tobie krew rodziny Bennettów, która ma wiele sekretów, Olivio. By mieć pewność, że nie wyjdą one na jaw, musisz podpisać umowę o zachowaniu poufności – oznajmił, a natychmiast cofnęłam dłoń.
– Zwariowałeś? Zwariowaliście? Oboje?! – Wbiłam wściekłe spojrzenie w mamę.
– Olivio, to konieczność... – Patrzyła na mnie ze spokojem. – Ja również podpisałam taką umowę, gdy...
– Gdy okazało się, że jesteś z nim w ciąży?! – warknęłam i wstałam.
– Olivio! – zganił mnie Denver, ale miałam go w tej chwili gdzieś.
– Tak, właśnie wtedy – przyznała szczerze.
– I myślisz, że ja też to zrobię?! Bo co? Bo jestem córką tego skurwiela!? – wykrzyczałam jej prosto w twarz.
– Olivio! – Mama aż wstała. – Dlaczego tak mówisz?! Denver od zawsze mi pomagał. Wspierał mnie finansowo. Sponsorował twoje stypendia, studia. Załatwił ci pracę u swojego ojca – dodała, ale to przecież były kłamstwa.
Nie wierzyłam w to. Już prędzej pan Bennett jej pomagał, a nie Denver.
– Mamo, otrząśnij się! – Też wstałam. – Naopowiadałeś jej tych kłamstw?! – Spojrzałam na Denvera.
– Olivio, myślałem, że porozmawiamy spokojnie. Bardzo nie podoba mi się to, jak zwracasz się do matki – odpowiedział z udawanym spokojem, a wtedy coś we mnie pękło.
– Wiesz co? Pierdol się, Denver. Ty, twoje umowy i pieniądze. Wiem, że zależy ci tylko na nich! – wrzasnęłam i ruszyłam w kierunku korytarza.
Nie miałam zamiaru spędzić tam ani sekundy dłużej.
– Olivio, proszę! – usłyszałam za plecami głos matki, ale nie umiałam się obejrzeć.
On już ją omamił. Może zawsze była pod jego wpływem? Nie rozumiałam, co to za chory układ, ale nie chciałam w nim tkwić. Miałam gdzieś groźby tego człowieka. Co on niby mógł mi zrobić? Straszyć mnie prawnikami? Sądzić się o majątek? W dupie miałam te pieniądze. Nie obchodziły mnie.
Jego zachowanie było co najmniej dziwne, ale pewnie tylko tak gadał, żeby mnie nastraszyć. Był mocnym w gębie słabeuszem, tchórzem, który agresją i zastraszaniem próbował podporządkować sobie innych. O nie, nie ze mną te numery.
Powoli zaczęło do mnie docierać, dlaczego Harry od niego uciekał. Czemu tu się dziwić? Też najchętniej uciekłabym na koniec świata przed takim ojcem. Znałam go od kilku chwil i już miałam dość, a Harry męczył się z nim całe życie. Denver nie wychowywał syna, on nim od początku manipulował. I teraz próbował zrobić to samo ze mną, ale ja nie nazywałam się Bennett. W moich żyłach nie płynęła jedynie błękitna krew ich bogatej rodziny. I chyba to mnie ratowało, bo może i byłam dzieckiem z nieprawego łoża, ale nie byłam zepsuta do szpiku kości. Jak Denver.