Dziadek do orzechów i świąteczne machlojki Mysiego Króla - ebook
Dziadek do orzechów i świąteczne machlojki Mysiego Króla - ebook
Twórca Zrzędusa powraca w wyjątkowej zimowej opowieści inspirowanej klasykiem wszech czasów – „Dziadkiem do Orzechów”!
Mysi Król coś knuje – w noc przed Bożym Narodzeniem kradnie klucz do Królestwa Słodyczy i postanawia raz na zawsze zatrzymać Boże Narodzenie! Tylko Klara i Fred Strudel oraz ich nowy przyjaciel Dziadek do Orzechów mogą go powstrzymać. Ale kiedy chłopiec zaczyna zmieniać się w mysz, rozpoczyna się wyścig z czasem, aby dostać się do Królestwa Słodyczy i znaleźć Cukrowego Wieszczka – tylko on może złamać klątwę!
Czy poszukiwaczom przygód uda się powstrzymać złowrogiego Króla Myszy i uratować Freda, zanim będzie za późno?
Pełna magii, przygód i świątecznego klimatu książka dla wszystkich dzieci, które już odliczają dni do tego najbardziej magicznego dnia w roku! Podział na 24 rozdziały pozwoli cieszyć się powoli tym wyjątkowym przedświątecznym czasem. Piękne ilustrowane wydanie w twardej oprawie sprawi, że książka będzie idealnym prezentem na Mikołajki lub pod choinkę.
Książkę napisał i zilustrował Alex T. Smith, autor wielu świątecznych bestsellerów: „Jak Winston uratował święta”, „Winston wraca na Święta”, „Jak Zrzędus chciał zepsuć Święta”.
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8321-873-1 |
Rozmiar pliku: | 8,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Zeby czytać tę książkę, przede wszystkim potrzebna jest pupa. Jest potrzebna, żeby na niej usiąść, ponieważ czytanie najprzyjemniejsze jest na siedząco.
Potem musicie otworzyć książkę (tę część macie już za sobą) i zacząć czytać. (Robicie to właśnie w tej chwili. Muszę przyznać, że orientujecie się błyskawicznie).
Książka ma 24 i pół rozdziału. Została zaplanowana tak, by zacząć od rozdziału pierwszego dnia 1 grudnia, a potem czytać jeden rozdział dziennie przez kolejne grudniowe dni, aż do Wigilii. Na końcu jest jeszcze połówkowy rozdział do przeczytania wieczorem w pierwszy dzień Świąt, kiedy emocje już opadną.
Oczywiście, nie musicie czytać w ten sposób. Możecie pochłaniać tyle rozdziałów, ile tylko chcecie, w tylu posiedzeniach, ile wam wygodnie, ale czytanie po jednym rozdziale dziennie powoduje, że książka przypomina trochę adwentowy kalendarz.
Zatem, jeśli wasze pupy są gotowe, usiądźcie i przewróćcie kartkę.
Nasza opowieść właśnie się zaczyna…ROZDZIAŁ 1
Królestwo zrobione z łakoci
Dawno temu, w czasie przedświątecznym,
w bardzo dalekiej krainie,
w królestwie zrobionym z łakoci,
w pałacu zbudowanym ze słodyczy,
na balkonie pod wielkim piankowym zegarem, ozdobionym lukrowanymi klejnotami,
Cukrowy Wieszczek się niepokoił.
Jego buty (zawiązane lukrecjowymi sznurowadłami) stukały o wypolerowaną tofikową podłogę, kiedy krążył tam i z powrotem, załamując ręce ze zmartwienia.
– Och, jej… – powiedział, idąc w jedną stronę.
– Och, jej… – powiedział, idąc w drugą.
I już miał powiedzieć „och, jej” po raz trzeci, kiedy za jego plecami otworzyły się wielkie podwójne drzwi. Wbiegł przez nie bardzo elegancko ubrany osobnik – w czerwonym aksamitnym surducie ze złotymi błyszczącymi guzikami. Podszedł bliżej.
– Dzień dobry – powitał Cukrowego Wieszczka. – Wzywałeś mnie?
Cukrowy Wieszczek odetchnął z ulgą.
– O tak, Walterze, wzywałem! – potwierdził. – I dzięki niebiosom, że się zjawiłeś. Potrzebuję twojej pomocy.
Walter się zaniepokoił.
– Co się stało? – zapytał.
– Chodzi o Mysiego Króla – oznajmił Cukrowy Wieszczek i zadrżał.
Walter przełknął ślinę.
– Och, nie! – zawołał. – A co on teraz planuje?
Nastąpiła dramatyczna chwila ciszy, po czym Cukrowy Wieszczek oznajmił szeptem:
– MACHLOJKI!
Walter syknął z wrażenia.
– A jakiego rodzaju Machlojki? – zapytał niespokojnie.
Cukrowy Wieszczek zmrużył oczy.
– Nie jestem pewien – przyznał. – Ale stanowczo Coś knuje i bardzo mnie to martwi. Słyszałem, że on… on… kradnie rzeczy! Już prawie Święta i mam tu te wszystkie słodycze do przypilnowania… Nie pozwolę, żeby je ukradł. Zwłaszcza Rakietowe Karmelki. Muszę je chronić szczególnie, bo bez nich… bez nich Święta będą zrujnowane.
– Nie można na to pozwolić! – wykrzyknął Walter.
– Absolutnie – zgodził się Cukierkowy Wieszczek.
Razem spojrzeli z balkonu na Królestwo Słodyczy w dole. Na rynku trwała krzątanina – mieszkańcy kończyli wszystkie świąteczne ciasta i cukierki, nad którymi tak ciężko pracowali przez cały rok. W powietrzu unosił się rozkoszny aromat cukru i ekscytacji.
– Ale mam plan – oznajmił Cukrowy Wieszczek. – I mam nadzieję, że podziała. Zamierzam rzucić czar na całe Królestwo Słodyczy, żeby je zabezpieczyć. Ehm…
Mówiąc to, wyjął swoją czarodziejską różdżkę (która wyglądała całkiem jak lizak, ponieważ rzeczywiście była lizakiem) i odetchnął głęboko. Trzy razy nią zamachał, a potem lekko stuknął o ziemię.
Nastąpiła eksplozja światła, cukru i sorbetu. Wysoka czarna czapka Waltera niemal sfrunęła mu z głowy, a u Cukrowego Wieszczka fryzura z waty cukrowej zakołysała się i zafalowała. Potem, w miejscu, gdzie lizakowa różdżka uderzyła o podłogę, zaczęła się formować nieduża bańka. Migocząc magicznie, uniosła się w niebo, potem rosła większa, większa i większa, aż całe Królestwo Słodyczy objęła bezpiecznie swoją roziskrzoną kopułą.
Cukrowy Wieszczek z aprobatą pokiwał głową, po czym jeszcze raz machnął różdżką. W powietrzu między nim a Walterem pojawił się jakby cukierek opakowany w błyszczącą folię. Wieszczek ją odwinął.
Wewnątrz był mały złoty klucz. Cukrowy Wieszczek wręczył go Walterowi.
– Proszę, żebyś się nim zaopiekował – rzekł. – I zabrał go daleko stąd. Kiedy odejdziesz, nikt nie zdoła bez niego opuścić królestwa ani się do niego dostać. – Zastanowił się. – No, oprócz Mikołaja, oczywiście. Pilnuj więc tego klucza i trzymaj go z dala od Mysiego Króla.
Walter trochę się zaniepokoił.
– Jesteś pewien, że to ja powinienem się tym zająć? – zapytał. – Nie jestem zbyt odważny i…
Cukrowy Wieszczek przerwał mu, unosząc dłoń.
– Jesteś moim najdroższym przyjacielem, na dodatek bardzo sprytnym. Po prostu wiem, że idealnie się nadajesz do tego zadania. Z kluczem pod twoją opieką będę mieć pewność, że wszystko dobrze się skończy. Po wizycie Mikołaja wróć tutaj i otwórz wrota królestwa. To przełamie czar i mam nadzieję, że sprawy rozwiążą się jak należy. Zrobisz to dla mnie?
Walter był nieco zdenerwowany, ale z powagą kiwnął głową i wziął klucz. Schował go bezpiecznie pod swoim eleganckim czerwonym surdutem, zasalutował i odszedł pospiesznie.
Ale…
Ani Walter, ani Cukrowy Wieszczek nie mieli pojęcia, że ktoś ich obserwuje…
Daleko od nich, po drugiej stronie doliny, w fortecy zbudowanej z najbardziej śmierdzącego sera, jaki można sobie wyobrazić, Mysi Król opuścił lunetę, przez którą patrzył, i zaśmiał się przebiegle.
– No, no, no… – powiedział. – Czyli Cukrowy Wieszczek uważa, że może mnie powstrzymać, tak? Mnie? Gorgonzolę Wielkiego, Mysiego Króla we własnej osobie? Ha!… Czeka go niespodzianka! Nikt mi nie przeszkodzi, zwłaszcza kiedy jestem już tak blisko realizacji mojego planu!
Wyprostował się na pełną wysokość (niezbyt wielką) i pstryknął palcami.
– Roquefort! Manchego! Gdzie jesteście?
Dwie myszy poderwały się i wybiegły z cienia.
– Przygotujcie serowy automobil. Musimy wyjechać natychmiast – warknął Mysi Król. I uśmiechnął się chytrze. – Mamy Machlojki do dopilnowania.
Po czym wszystkie trzy myszy wybiegły z komnaty.
Ale…
Nie miały pojęcia, że je także ktoś obserwuje…