- W empik go
Dzieci Szatana - ebook
Dzieci Szatana - ebook
Pierwsza polska powieść satanistyczna. Opowieść o anarchizującej grupie wywrotowej, szerzącej terror w małej, anonimowej miejscowości. Powieść jest przesiąknięta symbolizmem anarchistycznym z licznymi motywami satanistycznymi. Czytając tę książkę dziś, po doświadczeniach komunizmu i nazizmu, możemy ją postrzegać jako niezamierzoną przez autora przestrogę przed wcielaniem w życie Nietzscheańskiej idei „nadczłowieka”, chociaż Przybyszewski pisząc ten utwór miał zapewne zgoła odmienne intencje. W momencie wydania książka została postrzeżona wręcz jako dzieło satanistyczne.
Spis treści
Rozdział pierwszy. Król nowego Syjonu
Rozdział drugi. W przedwieczór
Rozdział trzeci. Czyn
Rozdział czwarty. Zaranie
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-64145-70-4 |
Rozmiar pliku: | 269 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
I.
Gordon silnie pochylił się naprzód i zmierzył Ostapa ostrym, niespokojnym spojrzeniem.
- Musisz to zrobić, Ostapie, nie możesz się cofnąć, skoro raz przyrzekłeś; teraz już za późno.
Ostap spojrzał na niego bezrozumnie, pomyślał chwilę i rzekł:
- Nie, nie mogę! Rozumiesz? nie mogę!
Zbladł niezwykle, a twarz mu drgała.
Gordon przechylił się na krześle.
- Musisz! - wyrzekł po chwili.
- Nie chcę! - krzyknął Ostap rozszalały. - Nie chcę! Wszak jesteś człowiekiem! Czyż nie pojmujesz, że tu idzie także o mego ojca? Czyż nie pojmujesz? Skoro tylko wskaże mi sposób otwarcia szafy, stanie się współwinnym?
Gordon uśmiechnął się.
- Jeżeli nic nie przeszkadza prócz ojca...
- Co? Co chcesz przez to powiedzieć!
Gordon znowu się uśmiechnął.
- Dziwny z ciebie człowiek. Czasem jesteś ostry jak lancet, a potem sentymentalny, miękki i śmieszny jak dziewczynka. Co to właściwie jest - ojciec? Mnie nie omamisz takimi powodami. Masz zapewne na myśli takiego pana, który cię spłodził wbrew swojej własnej i twojej woli. Ha, ha, ha... Wszakże nie prosiłeś go o to, co? Życie przecież nie jest znowu tak nadmierną, rozkoszą - he? Zresztą nie mam ochoty do dysput filozoficznych. Musisz to zrobić, i zrobisz! Ależ to śmieszne, ta historia z ojcem!... Co pijesz, herbatę czy grog?
Ostap usiadł i tępo spoglądał ku ziemi.
Milczeli długo.
Gordon palił papierosa i nieustannie patrzył na Ostapa.
- Nie, nie mogę! - Ostap zerwał się i gorączkowo zaczął chodzić po pokoju. - Nie mogę gubić siebie i ojca.
- Ależ o tym nikt się nie dowie. - Gordon zaczął się niecierpliwić. - Nikt się nie dowie, że w ogóle miałeś klucze w ręce, i nikomu nawet przez myśl nie przejdzie, że ojciec wskazał ci, w jaki sposób otwiera się szafę... Tak głupim nie jestem, a ty zanadto mi jesteś potrzebny, abym chciał gubić cię dla takiej błahostki... Szafę potem się rozbije...
- Boże, jakiś ty przebiegły! - Ostap stanął przed nim szyderczo, ale w tej samej chwili począł znowu chodzić zamyślony po pokoju,
- Zresztą nikomu przez myśl nie przejdzie, żeby szukać szafy.
- Co? co? - Ostap stanął zdumiony. - A co z nią zrobisz?
- To już moja rzecz; wiesz, że umiem sobie radzić z takimi drobnostkami.
Gordon wstał niecierpliwie, ale wkrótce znowu usiadł.
Ostap zaśmiał się złośliwie.
- A jeżeli mimo wszystko tego nie zrobię?
Zmierzyli się nienawistnym okiem.
- Pytasz się, co wtedy?
- Tak.
- Ano, następstwa znasz tak samo jak ja... Och, napij się herbaty; nie, weź lepiej rumu... czy ci zimno? Ty drżysz.
- Tak, zaziębiłem się. Wszak nieustannie deszcz pada.
Ostap pił gorączkowo i długo tarł czoło.
- Byłem zaciekawiony twoim podnieceniem.
- Może tylko dla ciebie... - Gordon uśmiechnął się.
Ostap spojrzał na niego ponuro, nic jednak nie powiedział i popadł w tępe zamyślenie.
- Co zrobić z psem? - zapytał nagle.
Gordon spojrzał nań zdziwiony.
- Pies? No, cieszy mnie, że pamiętasz o szczegółach... Psa naturalnie się otruje. Kawałek ciasta z tłuszczem zatrutym za pomocą nux vomica... co?Rozdział drugi. W przedwieczór
I.
Wroński siedział przy piecu i z obłędną rozpaczą wpatrywał się w ogień. W pokoju zapadał zmierzch, jasny odbłysk śniegu spływał ze światłem płomienia w nastrój ponury i beznadziejny.
Oparł łokcie na kolanach i głowę ukrył w dłoniach.
Pola stanie tam - tam, przy moim łóżku. U wezgłowia zapali świecę, może krzyż wciśnie mi w ręce... Ja na wszystko będę musiał zezwolić, patrzeć na nich będę w bezsilnej agonii, zduszę w sobie krzyk konwulsyjny, bo mi sił nie starczy, by mu się z piersi dać wydrzeć.
- Oj gdybym przynajmniej mógł krzyczeć!
Może będę płakał - bezsilny, niedołężny.
Serce jego bić poczęło jak młotem, zadrżał dreszczem przejęty.
Mój Boże! mój Boże! - Wstał i chwiejnym krokiem chodzić począł po pokoju.
I tu, tu... właśnie tu, gdzie teraz stoję, za kilka tygodni stanie trumna.
Widział siebie wyraźnie: martwe, stężałe zwłoki, woskową twarz z niebieskimi wargami i czarnymi kręgami koło zapadłych oczu.
Chwyciła go chorobliwa, obłędna trwoga.
Słyszał, jak przemarzłe grudki ziemi padają na wieko jego trumny. Słyszał; jak po każdym uderzeniu cienkie ściany trumny odpowiadają łoskotem, gną się i łamią. Metr ziemi ponad sobą!... Hu, hu... Czuł, jak mu oczy z czaszki się wysadzają, pierś jakby sznurami skrępowana schwycić nie może oddechu.Rozdział trzeci. Czyn
I.
Burmistrz był w najwyższym stopniu rozdrażniony. Bezradny biegał dokoła, przerzucał papiery, pot spływał mu z czoła.
Gordon starał się go uspokoić.
- Ależ wuju, nie powinieneś tracić przytomności. To przecież śmieszne, że te drobnostki tak cię poruszają.
- Drobnostki! Drobnostki! Boże, czyś ty oszalał? To nazywasz drobnostką? Pomyśl tylko, piąta proklamacja w tym miesiącu. Piąta! Jedna niebezpieczniejsza od drugiej. To jest u nas coś niesłychanego!
- Musisz się do tego przyzwyczaić. W innych prowincjach przyjmują to z zupełnym spokojem. Ty myślisz zaraz o rewolucjach, mordach, podziale własności. Nie, kochany wuju, tak źle nie jest...
Burmistrz patrzył na niego niedowierzająco.