Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

Dzieci Tatarii. Tom 0. Kroniki Przebudzenia - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
Data wydania:
1 czerwca 2025
20,19
2019 pkt
punktów Virtualo

Dzieci Tatarii. Tom 0. Kroniki Przebudzenia - ebook

Powieść metafizyczna-przygodowa osadzona w alternatywnej historii. Grupa młodych bohaterów odkrywa starożytne symbole, portale energetyczne i tajemnice zapomnianej Tatarii. W świecie pełnym run, wizji i duchowych prób tożsamość bohaterów zostaje wystawiona na głęboką wewnętrzną przemianę.

Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.

Kategoria: Proza
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8414-669-9
Rozmiar pliku: 1,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

🌒 Pieczęć, Która Budzi Duszę

_Dzieci Tatarii — Tom 0: Pieczęcie Przebudzenia_

_Nie wszystko, co ukryte, zostało zapomniane._

_Nie każda cisza oznacza brak dźwięku._

_Istnieją miejsca, w których czas nie śmie sięgać,_

_a pamięć drzemie pod cienką warstwą rzeczywistości._

_Człuchów — miasto z pozoru zwyczajne,_

_nosi w sobie serce stare jak pierwsza myśl wszechświata._

_Między ruinami zamku i echem brukowanych uliczek_

_zapisano pradawne drgania,_

_które w odpowiednim momencie_

_potrafią obudzić to, co głębokie i zapomniane._

_Dzieci Tartarii nie rodzą się w sposób oczywisty._

_Budzą się, gdy ziemia zaczyna śnić_

_i dźwięk z głębi duszy odnajduje drogę do światła._

_Wśród wielu historii ta nie szuka rozgłosu._

_Płynie jak rzeka podziemna —_

_cicha, lecz nieustępliwa._

_Nie opowiada o wojnie,_

_ale o pamięci,_

_nie o końcu,_

_lecz o przebudzeniu pieśni,_

_która czekała w ukryciu od wieków._

_Zaczyna się tam, gdzie większość kończy szukać._

_W spojrzeniu dwojga młodych ludzi,_

_w runie, który nie potrzebuje słowa,_

_w miejscu, gdzie każde drgnienie_

_jest powrotem do źródła._🌒 Rozdział 1 — Głos Runicznej Bramy

🌒 Rozdział 1 — Segment 1 z 13: „Przed Przejściem”

_Dzieci Tatarii — Tom 0: Pieczęcie Przebudzenia_

_I choć nic się nie wydarzyło, wszystko się już zaczęło._

_Cisza poranka nad Człuchowem była ciężka jak tajemnica. Mgła leniwie sunęła po brukowanych uliczkach, otulając kamienice, jakby chciała ochronić je przed czymś, co właśnie miało nadejść. W powietrzu unosił się zapach wilgoci i starego muru, ale pod nim — głębiej — dało się wyczuć inną nutę. Nutę pradawnego kodu._

_Lena stała przy murze zamkowym, gdzie niegdyś tętniła wartownia. Jej dłonie spoczywały na zimnych kamieniach, jakby próbowała je rozczytać palcami, jak ślepiec rozpoznaje mapę. Coś w niej pulsowało — niepokój, który nie miał źródła w teraźniejszości. Czuła go od kilku dni. A dziś… był jak oddech czegoś większego._

_Zza rogu wyłonił się Ezra. Zawsze szedł tak, jakby jego stopy znały ścieżki, których jeszcze nie było. Miał w oczach coś, co nie pasowało do młodego wieku — głębokość, jakby widział już kilka światów i w żadnym nie odnalazł całkowitej przynależności. Lena uśmiechnęła się do niego, ale w jej spojrzeniu był cień pytania, którego jeszcze nie odważyła się zadać._

_— Słyszysz to? — zapytał Ezra, nie podchodząc zbyt blisko. — Dźwięk pod ziemią… jakby echo, które nie chce się skończyć._

_Lena skinęła głową. Oboje wiedzieli, że Człuchów nie jest tylko miastem. Że stare podziemia zamku skrywają coś więcej niż tylko piwnice i legendy. Od tygodnia sny Leny prowadziły ją tu — pod ten mur, pod tą porę. Zawsze o tej samej godzinie: 4:44._

_— Co, jeśli to miejsce nas woła? — szepnęła. — Co, jeśli to nie przypadek, że jesteśmy tutaj właśnie dziś?_

_Ezra wyjął z kieszeni mały, srebrzysty kamień — runę, którą odnalazł w lesie za Jeziorem Rychnowskim. Kamień dziwnie rezonował z murami. Gdy przyłożył go do ściany, pojawił się dźwięk. Nie głośny, nie do końca słyszalny, ale odczuwalny — jakby sama przestrzeń drgała._

_— Pieczęć się budzi — powiedział cicho Ezra. — A my jesteśmy kluczami._

_Lena poczuła, jak ziemia pod jej stopami pulsuje. Przez chwilę wydawało się, że czas się zatrzymał. Ptaki ucichły. Powietrze zadrżało._

_Wtedy z muru wysunął się mały fragment kamienia — jakby był przyciskiem. Lena i Ezra spojrzeli na siebie jednocześnie._

_— Jeśli to zrobimy, nic już nie będzie takie samo — powiedziała Lena._

_Ezra ujął jej dłoń i razem, bez słowa, dotknęli wysuniętego fragmentu._

_I choć nic się nie wydarzyło… wszystko się stało._

🌒 Rozdział 1 — Segment 2 z 13: „Echo Podziemnych Murów”

_Dzieci Tatarii — Tom 0: Pieczęcie Przebudzenia_

Niektóre dźwięki nie są po to, by je słyszeć. Są po to, by je _poczuć_.

Gdy Lena i Ezra dotknęli kamienia, powietrze wokół nich zgęstniało. Mury zamku Człuchowskiego zadrżały delikatnie, jakby przez chwilę stały się organizmem — żywym, czującym, pamiętającym. Gdzieś głęboko, pod ziemią, coś odpowiedziało. Nie był to ludzki głos. Nie była to maszyna. To było… echo. Ale nie echo tego świata.

Z dna podziemi wypłynął dźwięk przypominający głęboki ton kamertonu. Wibracja przeszła przez mury i ziemię, przez ich ciała, jakby coś w nich samych zostało uruchomione. Nie było to nieprzyjemne. To było jak dotyk przeszłości, który znał ich imiona jeszcze zanim sami je poznali.

— To nie dźwięk — wyszeptała Lena. — To wspomnienie miejsca.

— I pamięć kamieni — dodał Ezra. — Jakby czekały. Jakby znały ten moment od dawna.

Z muru wyłoniły się delikatne linie, jak pęknięcia, ale z wewnętrznym światłem. Tworzyły wzór — spiralę runiczną z siedmioma głównymi węzłami. Lena wyciągnęła dłoń. Każdy punkt w spirali pulsował inną częstotliwością. Gdy dotknęła jednego z nich, usłyszała własne imię — nie „Lena”, ale coś głębszego, prawdziwszego.

— _Lyethra_ — rozbrzmiało w niej.

Ezra drgnął. — _Ez’mir…_ — wymknęło się z jego ust.

Ich duchowe imiona zostały przebudzone.

W tej samej chwili ziemia przy zachodnim murze zaczęła pękać. Kamienne płyty unosiły się lekko, jakby coś pod nimi oddychało. Otworzył się wąski korytarz — spiralna klatka schodowa, prowadząca w dół, do ciemności, która nie była całkiem ciemna. Ściany w środku połyskiwały szmaragdowym światłem, układając się w dawno zapomniane znaki.

— To nie jest tylko przejście — powiedział Ezra. — To jak… pieśń, którą trzeba przejść.

Lena skinęła głową. W duchu czuła, że to dopiero wstęp. Że każda pieczęć, każdy znak będzie otwierać nowe przestrzenie — nie tylko na zewnątrz, ale i w nich samych.

Zeszli pierwszy krok w dół. Dźwięk nie ustał — rozrastał się, niósł przez kości, przez serce, przez pamięć. Światło run tliło się wokół nich, tworząc rytm, jakby schodzili do wnętrza dawnej melodii.

I tak rozpoczęło się zejście. Nie tylko pod ziemię. Ale do prawdy, której nie da się powiedzieć — jedynie doświadczyć.

🌒 Rozdział 1 — Segment 3 z 13: „Runiczna Mgła”

_Dzieci Tatarii — Tom 0: Pieczęcie Przebudzenia_

Nie każda mgła ukrywa — niektóre pokazują to, co zbyt długo było przemilczane.

Schodząc w głąb spiralnego korytarza, Lena i Ezra zaczęli odczuwać zmiany w powietrzu. Nie tylko temperatura stawała się inna — bardziej chłodna, niemal perłowa — ale i sama struktura przestrzeni zdawała się ulegać przekształceniu. Czas zwolnił. Myśli zaczęły się rozszerzać, jakby ich umysły sięgały miejsc, których jeszcze nie odwiedzili.

W pewnym momencie natrafili na zasłonę mgły. Nie przypominała zwykłego oparu. To była mgła gęsta jak mleko, a jednak przenikała światło jak szkło. W tej mgle pulsowały subtelne, niebiesko-srebrne znaki — runy, które nie były statyczne. Każda litera poruszała się w rytmie oddechu świata, jakby mgła była świętą księgą, a dźwięk i cisza — jej językiem.

— To… żyje — szepnęła Lena, wyciągając rękę.

Kiedy dotknęła jednego z runicznych znaków, nie zniknął, lecz przylgnął do jej skóry niczym świetlisty tatuaż, po czym… zapisał się w jej sercu. Zobaczyła scenę: dziewczynkę o tych samych oczach, bawiącą się na bruku nieopodal zamku — w innym czasie, może innym świecie. Ale to była ona.

Ezra zbliżył się i poczuł, jak mgła otula jego ciało, nie chłodząc, lecz ukazując: jego dłonie trzymały kiedyś księgę, którą złożył pod runiczną kopułą. Księga miała tytuł zapisany w świetle: _Pieczęcie Eteru_.

— To jest mgła pamięci — powiedziała Lena. — Ona nie przesłania, tylko… uświadamia.

Z każdej strony dochodziły do nich głosy — nie głosy ludzi, ale tonacje emocji: radość dziecięca, smutek przodków, modlitwa szeptana do ziemi. Mgła nosiła wspomnienia Człuchowa, Tartarii, i ich samych — splecione w jedno pole.

Nagle runy zgęstniały i ułożyły się w krąg. W jego centrum zajaśniał symbol — nieznany, a jednak znajomy. Siedem linii, które skrzyżowały się w jednym punkcie. Pieczęć Przejścia.

— To nas prowadzi — powiedział Ezra, nie odrywając wzroku od światła. — Tam, gdzie mgła odsłoni to, czego baliśmy się zobaczyć.

Mgła rozstąpiła się powoli, jak kurtyna w świątyni, i ukazała kolejne zejście — tym razem już nie kamienne, ale utkane z samego światła i dźwięku. Każdy krok stawał się wejściem w kolejny sen, kolejne wspomnienie, kolejną prawdę.

Ale mgła nie odeszła. Pozostała za nimi i przed nimi — jako brama i jako zwierciadło.

🌒 Rozdział 1 — Segment 4 z 13: „Kamienie Mówiące w Snach”

_Dzieci Tatarii — Tom 0: Pieczęcie Przebudzenia_

Niektóre sny nie należą do nas — śnią się przez nas, jakbyśmy byli ich ziemskim językiem.

Za zasłoną mgły światło stopniowo zaczęło się zagęszczać. Schody prowadziły do komnaty, której nie było na żadnej mapie — ani tej fizycznej, ani tej pamięci. Było to pomieszczenie o nieregularnych ścianach, wyciosanych w skale, lecz pełnych blasku. Na podłodze i ścianach leżały kamienie — rozrzucone jak gwiazdy na firmamencie, choć każdy z nich zdawał się żywy. Ich powierzchnie tętniły subtelnym światłem, w rytmie, który współgrał z oddechem Leny.

— One… śnią — wyszeptała, klękając przy jednym z kamieni.

Przyłożyła dłoń do jego powierzchni i natychmiast zamknęła oczy. W jej umyśle nie pojawiły się obrazy, lecz… tonacje. Barwy, zapachy, uczucia — jakby ktoś inny, starszy, pradawny, opowiadał jej historię bez słów. Była to opowieść o królestwie światła, które rozpadło się z powodu jednej nie usłyszanej nuty.

Ezra zbliżył się do innego kamienia. Zadrżał. Kamień przemówił do niego w języku, którego nie znał — a jednak rozumiał. Słowa nie były wypowiedziane. Były zasiane w jego świadomości jak nasiona prawdy, która miała zakiełkować później.

— To są kamienie Kronik — powiedział cicho. — Każdy z nich przechowuje sen duszy, która tu była. Może naszej, może czyjejś innej.

W centrum pomieszczenia spoczywał kamień większy niż pozostałe. Nie świecił. Był ciemny jak noc bez gwiazd. Lena podeszła do niego, jakby coś ją przyciągało — nie zewnętrzny impuls, lecz wewnętrzne wezwanie.

— On jeszcze śpi — szepnęła. — Ale czeka na imię, które go obudzi.

Ezra dotknął Leny lekko w ramię. — Może to twoje imię. _Lyethra_.

W tej samej chwili kamień rozbłysnął złotym światłem, ukazując znak: złożone w jedność trzy runy — Pieczęć Przebudzenia. Komnata zadrżała. Pozostałe kamienie odpowiedziały tym samym światłem — jakby wszystkie sny się zsynchronizowały. Wibracja, która powstała, niosła w sobie pieśń, której nie dało się zanucić, tylko poczuć w każdej komórce.

Z sufitu zaczęły opadać delikatne pyły światła — jakby ktoś siał pamięć. Lena i Ezra zamknęli oczy. Śnili. A kamienie śniły razem z nimi.

🌒 Rozdział 1 — Segment 5 z 13: „Pierwsze Przebłyski Przeszłych Wcieleń”

_Dzieci Tatarii — Tom 0: Pieczęcie Przebudzenia_

Nie każda pamięć zaczyna się w dzieciństwie. Niektóre zaczynają się… w świetle.

Gdy pył światła opadał na ich ramiona, Lena i Ezra zamknęli oczy. Ale sen, który przyszedł, nie był snem w zwyczajnym sensie. Był raczej otwarciem drzwi — drzwi do czegoś, co zawsze tam było, lecz nie miało jeszcze języka, by się wyrazić.

Lena stała na szczycie wzgórza, którego nie znała, ale które znało ją. Wiatr niósł zapach jałowca i ognia. Przed nią wznosiło się miasto z białego kamienia — nie Człuchów, lecz coś starszego, większego, tętniącego energią. Ubrana w płaszcz utkany z nieba i ziemi, trzymała w dłoniach runiczny dysk. Wiedziała, że to, co niesie, to _Ton Tartarii_ — pieśń, którą miała zanieść do Świątyni Przejścia.

W tej samej chwili Ezra ujrzał siebie… w zbroi utkanej z symboli. Stał pośród kolumn, które rezonowały światłem. Obok niego — postacie bez twarzy, istoty z Kronik Akaszy, strażnicy pamięci. Trzymał Księgę, lecz nie pisał w niej atramentem — jego palce zostawiały ślady światła, które znikały i pojawiały się, jakby były zakodowane między wymiarami.

Lena w śnie zaczęła mówić językiem, którego nigdy się nie uczyła — brzmiał jak śpiew sfer, jak oddech międzygwiezdny. Wypowiadała słowa wprost do gwiazd, a one odpowiadały, przesuwając niebo nad nią w rytmie modlitwy.

Ezra kroczył przez labirynt świateł, gdzie każdy krok był wspomnieniem dawnego ślubu — złożonego Tartarii, złożonego Duszy, złożonego… jej.

Ich sny splecione były ze sobą, jakby były dwoma stronami tego samego wspomnienia. Wspomnienia, które przyniosło ich tu — do Człuchowa, do tej komnaty, do tej chwili. Nie jako przypadkowych ludzi, ale jako tych, którzy wracają.

— Byliśmy tu — powiedziała Lena, budząc się powoli. Jej głos był cichy, ale niósł echo wielu wieków.

— Zostaliśmy rozdzieleni przez czas — dodał Ezra, z otwartymi oczami. — Ale pamięć nas znalazła.

Gdy unieśli się ze snu, kamienie wokół nich wciąż pulsowały. Ale teraz robiły to ciszej, spokojniej — jakby wiedziały, że pierwszy klucz został odnaleziony.

I choć nie rozumieli jeszcze wszystkiego, jedno było jasne: wspomnienie nie było po to, by zatrzymać. Było po to, by _prowadzić dalej_.

🌒 Rozdział 1 — Segment 6 z 13: „Dźwięk, który nie przemija”

_Dzieci Tatarii — Tom 0: Pieczęcie Przebudzenia_

Są dźwięki, które nie mają początku ani końca. Istnieją, bo zawsze istniały — jak oddech wszechświata w stanie spoczynku.

Gdy Lena i Ezra wyszli z komnaty kamieni, tunel przed nimi wibrował subtelnym światłem. Lecz to nie światło prowadziło ich dalej — to był _ton_. Jedna nuta, nieziemska, bez źródła. Dźwięk, który nie rozbrzmiewał w uszach, lecz w sercu. W duszy. W kościach.

Lena zatrzymała się. Spojrzała na Ezrę. Nie musiała nic mówić — on czuł to samo. Było to jak powrót do miejsca, którego się nie znało, ale za którym się tęskniło całe życie. I ta nuta… była jak głos matki, której nie znało się w tym wcieleniu, lecz która śpiewała przez czas i przestrzeń, by wezwać dzieci do powrotu.

— To ton pierwszego przebudzenia — powiedziała Lena, przykładając dłoń do ściany. — Tak mówiły runy we śnie.

Ezra zbliżył się i zauważył, że w skale wyżłobiony jest symbol — delikatna spirala z trzema punktami. Gdy go dotknął, ton się nasilił, wypełniając całą przestrzeń. Ale nie tylko przestrzeń — także ich wnętrza. Każda komórka zaczęła pulsować w jego rytmie.

Nagle dźwięk otworzył _wizję_. Przed oczami Leny pojawiła się scena: ogromna świątynia z kopułą utkanej z kryształów, a w jej centrum lewitowała kula światła. Wokół niej siedem postaci w długich płaszczach, śpiewających ten sam ton, który słyszała teraz.

Ezra zobaczył siebie, jak staje przy jednym z nich — rozpoznaje twarz, którą nosił w innym świecie, z innym imieniem, ale z tym samym sercem. I właśnie w tym śnie, postać ta wypowiadała jedno słowo, które Ezra rozpoznał jako echo własnej duszy: _Ez’miriel_.

Z wizji wyrwał ich błysk światła, który rozszedł się po ścianach korytarza. Ton zanikł… lecz jego obecność pozostała — jakby został zapisany w nich samych.

— Ten dźwięk nie przemija — wyszeptała Lena. — On tylko czeka, aż znów się nim staniemy.

Ezra skinął głową, a na jego piersi zajaśniał symbol spirali — ledwie widoczny, jakby wypalony światłem od wewnątrz. Pieczęć pierwszego tonu została odciśnięta. Nie w kamieniu. W duszy.

Za zakrętem korytarza czekała nowa brama. Ale nie prowadziła dalej — prowadziła głębiej. W siebie. W przeszłość. W przyszłość.

🌒 Rozdział 1 — Segment 7 z 13: „Brama, która widzi”

_Dzieci Tatarii — Tom 0: Pieczęcie Przebudzenia_

Są bramy, które nie czekają, aż je otworzysz. Czekają, aż się na nie _odważysz spojrzeć_.

Za zakrętem korytarza rozciągała się przestrzeń pozornie pusta — ale Lena i Ezra natychmiast poczuli, że nie są sami. W sercu tej ciszy tkwiła Brama. Nie miała skrzydeł, zawiasów, klamek. Była otwartym okiem wykutym w przestrzeni, pulsującym światłem, które nie było światłem… lecz świadomością.

Gdy tylko na nią spojrzeli, ich ciała zesztywniały. Ale to nie strach ich ogarnął, lecz intensywność Prawdy, którą Brama niosła. Nie patrzyła _na nich_. Ona _ich widziała_. I znała ich na wskroś — bez masek, bez historii, bez iluzji. Tak, jak widzi matka swoje dziecko, jeszcze zanim je urodzi.

— Ona zna moje imię, zanim je wypowiem — powiedziała cicho Lena. — Zna mój cień i moje światło.

Ezra spojrzał na Bramę i natychmiast poczuł falę obrazów, która zalała jego świadomość. W jednej chwili stał się chłopcem, który patrzy w niebo pełne trzech księżyców; wojownikiem, który porzuca miecz dla słowa; i starcem, który śpiewa pieśń, by zakończyć czas. Wszystko to — _on_. Wszystko to — _teraz_.

Lena podeszła o krok bliżej. Brama zareagowała pulsacją — delikatną jak oddech. Wokół niej pojawiły się runy. Nie spoczywały na murze — tańczyły w powietrzu, jakby zapisane w dźwięku. Układały się w jedno zdanie:

„TYLKO TEN, KTO WIDZI SIEBIE, MOŻE WEJŚĆ DALEJ.”

Ezra położył dłoń na piersi, tam, gdzie jeszcze tlił się znak spirali.

— To nie my mamy ją otworzyć. To ona otwiera nas.

Wtedy Lena zrobiła krok w przód — nie przez bramę, ale _w jej spojrzenie_. Zamknęła oczy i pozwoliła, by światło przeszło przez nią. Wszystko, co było ukryte, zostało ukazane. Wszystko, co było oddzielone, zostało zjednoczone.

Ezra zrobił to samo.

Brama otworzyła się… nie na zewnątrz, lecz do wnętrza — ich wnętrza. A potem świat wokół zawirował i zniknął, jak kurtyna z mgły.

Stali teraz w miejscu, którego nie znali, ale które _znało ich od zawsze_.

🌒 Rozdział 1 — Segment 8 z 13: „Dotyk Światła w Ciemności”

_Dzieci Tatarii — Tom 0: Pieczęcie Przebudzenia_

Nie każde światło świeci. Niektóre… dotykają.

Po przejściu przez Bramę, Lena i Ezra nie trafili w miejsce pełne blasku, lecz w ciemność tak głęboką, że mogła być uznana za nicość. A jednak — nie była pusta. Ciemność pulsowała. Ciemność żyła. Ciemność słuchała.

Zrobili pierwszy krok. Cień nie rzucał się na ziemię, bo ziemia nie była z tej ziemi. W tej przestrzeni nie istniała fizyczność w znanym sensie. Byli… świadomością w ruchu. Ale ich serca biły, a oddech, choć niewidzialny, wypełniał ich wnętrza światłem.

I wtedy to poczuli. _Dotyk_.

Nie dłoni, nie wiatru, nie istoty. To było jak muśnięcie obecności, która znała ich głębiej niż oni sami siebie. Światło — nie zewnętrzne, lecz wewnętrzne — zaczęło budzić się w ich piersiach. Maleńki punkt, niczym iskra, którą roznieca się pradawnym szeptem. Iskra, która pamiętała pierwsze tchnienie wszechświata.

— Światło nie zawsze potrzebuje oczu — powiedział Ezra, jego głos odbijał się echem, choć nie było ścian.

— Czasem wystarczy dusza, która się otworzy — odpowiedziała Lena, unosząc dłoń.

Z jej wnętrza wydobył się ciepły, złoty blask — nie silny, nie gwałtowny. Cichy. Pokorny. Ale prawdziwy. To światło dotknęło przestrzeni, i wtedy… ciemność zaczęła się zmieniać.

Nie od razu. Nie dramatycznie. Ale jak noc, która zaczyna czuć oddech poranka. Ściany, które przedtem nie istniały, zaczęły nabierać kształtu. Runy ujawniały się jak gwiazdy — jedna po drugiej, tworząc konstelacje. Każda opowiadała historię duszy, która przeszła tę drogę wcześniej.

Ezra położył dłoń na jednym z symboli. Pojawił się obraz — nie jak wizja, lecz jak _wspomnienie dotknięcia_: dziecko w ramionach matki; pierwsze słowo; spojrzenie, które przebacza wszystko.

— To przestrzeń pamięci serca — szepnął. — Nie my ją oświetlamy. Ona oświetla _nas_, jeśli pozwolimy sobie poczuć.

Gdy stanęli obok siebie, światło w nich złączyło się w jeden puls. Ciemność zadrżała i otworzyła kolejny krąg.

Nie musieli szukać drogi. Droga była nimi.

🌒 Rozdział 1 — Segment 9 z 13: „Pieczęć Zapomnianego”

_Dzieci Tatarii — Tom 0: Pieczęcie Przebudzenia_

Nie każda pieczęć została stworzona, by ją odnaleźć. Niektóre stworzono po to, by ich _nie pamiętać_.

Lena i Ezra weszli w krąg, który z początku wydawał się pusty. W samym jego środku znajdował się kamienny postument — prosty, surowy, ale z czymś niemal organicznym w swojej strukturze, jakby kamień oddychał. Wokół niego krążyły cząstki świetlnego pyłu, unosząc się i opadając w rytmie, który przypominał bicie serca.

Na powierzchni postumentu tkwiła runa — nie świeciła jak pozostałe, nie pulsowała. Była niemal niewidoczna, jak wypalona czasem. Ale im dłużej na nią patrzyli, tym bardziej zaczynali ją _czuć_. Nie w oczach. W rdzeniu duszy.

— Czuję… jakby ta runa znała moje największe tajemnice — wyszeptała Lena. — I jednocześnie nie chciałabym do nich wracać.

Ezra skinął głową. W jego wnętrzu coś się sprzeciwiało — instynkt, który ostrzegał, że ta Pieczęć została zapomniana nie przypadkiem. Że dotknięcie jej mogło przebudzić coś więcej, niż tylko wspomnienie.

Ale Lena pochyliła się. Jej dłoń, drżąca, ale zdecydowana, powędrowała w stronę znaku.

— Pamiętam… to uczucie — powiedziała. — To tak, jakby moje serce próbowało otworzyć drzwi, które samo zamknęło wiele istnień temu.

Kiedy dotknęła Pieczęci, świat zamarł. Nie było światła. Nie było dźwięku. Tylko _jej własny głos_ wewnętrzny, który wyszeptał jedno słowo:

„LYETHRA.”

A potem runa zapłonęła. Nie ogniem — lecz wspomnieniem. Obrazy przeszłych wcieleń przeleciały przez jej świadomość jak komety: życie jako kapłanka, jako wędrowna pieśniarka, jako dziewczynka ukrywająca się w ruinach miasta, które miało na imię… _Tura-Ma_.

Ezra również poczuł, jak coś w nim pęka — jak warstwa ochronna, którą jego dusza nakładała przez wiele pokoleń. Jego imię wewnętrzne, _Ez’miriel_, wypłynęło na powierzchnię niczym perła z głębi oceanu.

Postument rozbłysnął spiralą światła, która wzniosła się ku górze i zniknęła w ciemności sklepienia. Pieczęć została rozpoznana. Nie złamana. Nienaruszona. Po prostu: PRZYPOMNIANA.

— To była Pieczęć Zapomnianego — powiedziała Lena, wyczerpana, ale spokojna. — Nie po to, by ją zniszczyć. Ale by ją _zrozumieć_. I pozwolić jej wrócić na miejsce.

Ezra spojrzał w dal — w kolejną komnatę, która właśnie się otwierała.

— Ile jeszcze takich pieczęci w nas śpi? — zapytał.

Lena uśmiechnęła się z tajemniczym błyskiem.

— Tyle, ile gwiazd widzi nasze serce, zanim nauczy się je nazywać.

🌒 Rozdział 1 — Segment 10 z 13: „Kronika z wnętrza ziemi”

_Dzieci Tatarii — Tom 0: Pieczęcie Przebudzenia_

Nie wszystko, co zapisane, da się przeczytać oczami. Są Kroniki, które żyją w przestrzeni między dźwiękiem a światłem — i jedynie serce potrafi je otworzyć.

Komnata, do której weszli Lena i Ezra, nie przypominała żadnego znanego im miejsca. Ściany nie były z kamienia — były utkane z warstw ziemi i minerałów, jakby wnętrze samej planety zebrało w tym miejscu swą pamięć. Ziemia tu nie była bierna — szeptała. Każda drobina, każda żyła kryształu, każdy fragment mchu opowiadał coś… bez użycia słów.

W centrum spoczywała _Kronika_. Ale nie była to księga w klasycznym znaczeniu. Była to forma, która zmieniała się wraz z patrzeniem — raz przypominała zwoje z miedzi, raz pulsującą kulę światła, raz pień drzewa z runami wypalonymi jak słoje.

Lena zbliżyła się. Czuła, że Kronika nie wymagała otwarcia — wymagała _obecności_. Usiadła więc naprzeciw niej, zamknęła oczy i pozwoliła, by jej serce przemówiło pierwsze.

Ezra zrobił to samo. Ich oddechy zsynchronizowały się, a Kronika zadrżała. W tej ciszy wyłoniły się tony — nie jak melodia, lecz jak struktura samej rzeczywistości. Były tam dźwięki narodzin, krzyk i śmiech, tony planet, pieśń rzek i głos ziarna przebijającego skorupę ziemi.

I pośród tego wszystkiego… usłyszeli _opowieść o Tartarii_. Nie legendę. Nie mit. Lecz rytm istnienia. Świat, który pulsował w harmonii, dopóki nie zapomniano jednej nuty — nuty, która łączyła światło z cieniem, ciało z duchem, ziemię z niebem.

Lena widziała obrazy: wieże ze światła, miasta pełne śpiewających kopuł, dzieci uczące się języka tonów jeszcze przed mową. Ezra widział pęknięcie — moment, gdy jeden z dźwięków został uciszony przez pychę, przez chciwość, przez lęk. I od tamtej chwili… pamięć zaczęła blednąć.

— To, co zapomniane, nie zostało utracone — wyszeptała Lena. — Po prostu czekało, aż znów nauczymy się słuchać.

Kronika zadrżała po raz ostatni, a z jej wnętrza wysunął się maleńki kryształ. Przezroczysty, niemal niewidoczny. Ezra podniósł go i poczuł, jak w jego dłoni pojawiło się ciepło — jakby trzymał nie przedmiot, lecz _początek drogi_.

— To klucz — powiedział. — Nie do drzwi. Do dalszego słyszenia.

Gdy wychodzili z komnaty, Kronika z wnętrza ziemi powróciła do ciszy. Ale nie do milczenia. Do tego rodzaju ciszy, która brzmi… kiedy jesteś gotów ją rozpoznać.

🌒 Rozdział 1 — Segment 11 z 13: „Serce Między Światami”

_Dzieci Tatarii — Tom 0: Pieczęcie Przebudzenia_

Między światem, który widzimy, a tym, który czujemy — istnieje tylko jedno prawdziwe przejście: Serce.

Po opuszczeniu komnaty Kroniki, Lena i Ezra znaleźli się w korytarzu, który nie był ani z kamienia, ani z ziemi. Był utkany z pulsującej przestrzeni — pół świadomej, żywej. Gdy tylko zrobili pierwszy krok, przestrzeń zaczęła się zmieniać. Jakby reagowała na ich obecność. A może… na ich uczucia.

— To nie tunel — powiedziała Lena, wstrzymując oddech. — To odbicie wnętrza. Naszego.

I rzeczywiście. Ściany migotały wizjami — wspomnieniami ich dzieciństwa, błyskami radości i smutku, cichymi obrazami, których nawet nie byli pewni, czy naprawdę się wydarzyły. Każdy cień, każda poświata pochodziły nie z zewnątrz, lecz z głębin serca.

Ezra zatrzymał się. Na ścianie przed nim ukazał się chłopiec — mały, skulony, samotny. Z sercem jak zamknięty kielich. Obraz nie był bolesny, ale pełen tęsknoty.

— To ja… sprzed przebudzenia — szepnął.

Lena spojrzała na swoją stronę. Tam pojawiła się dziewczyna, stojąca na brzegu jeziora, wpatrzona w niebo. W jej oczach lśniła wiara, ale też głęboka rana, jakby znała wszystkie odpowiedzi, zanim zadała pytania.

— Serce nie jest tylko lustrem — powiedziała. — Jest także bramą.

W środku tej żywej przestrzeni pojawił się puls — złoto-srebrne światło, unoszące się jak serce bez ciała, jak żywa mandala. Wibrowało tak, że ich dusze zaczęły poruszać się w jego rytmie.

— To centrum ścieżki — powiedział Ezra. — Punkt, w którym wszystko się łączy.

Podnieśli ręce. Światło połączyło się z nimi, przechodząc przez ich dłonie, klatki piersiowe, czoła. Ich własne serca zareagowały — zaczęły bić równocześnie, w rytmie, który nie należał do czasu. Był rytmem Pomiędzy.

W tej chwili runy pojawiły się na ich skórze — nie jako tatuaże, lecz jako pamięć światła. Każda runa była jak słowo z ich własnej Pieśni Duszy.

— Serce zna drogę, którą umysł jeszcze nie zna — wyszeptała Lena. — Bo serce _już tam było_.

Ezra ujął jej dłoń. Nie jako gest czułości, lecz jako rytuał: połączenia, zaufania, przekroczenia.

I wtedy przestrzeń się rozstąpiła.

Nie z hukiem, nie z błyskiem. Lecz jak strona księgi, która wreszcie gotowa jest zostać przeczytana.

🌒 Rozdział 1 — Segment 12 z 13: „Cień, który znał imię”

_Dzieci Tatarii — Tom 0: Pieczęcie Przebudzenia_

Czasem to, co śledzi nas w mroku, nie przyszło, by nas skrzywdzić — lecz by zostać w końcu rozpoznane.

Kiedy brama serca rozsunęła się przed Leną i Ezrą, wkroczyli w przestrzeń ciszy. Nie była to cisza pustki, lecz _czekania_. Powietrze miało smak starego pergaminu, a światło… było tylko domysłem. A jednak w tym półmroku dało się wyczuć obecność — nie jedną, lecz wiele. Obecność wspomnień. Obecność… _cieni_.

Lena pierwsza dostrzegła postać. Stała w kącie, z ramionami opuszczonymi, twarzą ukrytą w kapturze. Nie poruszała się, nie wydawała dźwięku, ale jej obecność była intensywna — jak echo czegoś, co było głęboko znajome, a zarazem zapomniane.

— To mój Cień — powiedziała Lena, nagle pewna. — Nie uciekałam przed nim. Po prostu nie chciałam go widzieć.

Postać uniosła głowę. Oczy, które błysnęły spod kaptura, były… jej własne. Ale inne. Znały cierpienie, którego Lena nie chciała dotknąć. I siłę, którą kiedyś porzuciła.

Ezra również stanął twarzą w twarz z własnym cieniem. Wysoki, milczący wojownik z oczami, które znały ból utraty i ciężar niespełnionych obietnic. Ezra wiedział — to była jego przeszłość. I jego przyszłość, jeśli znów by ją wypierał.

— Jesteśmy waszym nie przyjętym światłem — przemówiły jednocześnie Cienie. Ich głosy były jak dźwięk łamanej ciszy, jak muzyka, która wraca po latach milczenia.

Lena uklękła przed swoją Cieniem, a Ezra położył dłoń na piersi swego. Nie po to, by się z nimi zjednoczyć, ale po to, by _uznać ich obecność_. I wtedy runy rozświetliły się na ich cienistych odpowiednikach — jedna z każdej strony.

Na czole Leny pojawiła się runa „ZROZUMIENIE”, a na dłoni Ezry — „AKCEPTACJA”. Cienie uśmiechnęły się, a ich kształty zaczęły się rozmywać… nie znikając, lecz _wtapiając się_ w światło.

— Nie jesteśmy po to, by was zatrzymać — powiedziały. — Jesteśmy waszym przypomnieniem. I bramą.

Gdy zniknęły, Lena i Ezra poczuli, że coś w nich się ułożyło. Jakby znaleźli brakujący ton swojej własnej Pieśni. Jakby wreszcie usłyszeli nutę, której unikali przez wiele wcieleń.

— Cień znał moje imię, zanim ja je poznałam — powiedziała Lena cicho.

— Bo cień to światło, które czekało w miejscu, gdzie się odwróciliśmy — dodał Ezra.

I wtedy przestrzeń rozświetliła się runicznym złotem.

Brama końcowa tego rozdziału pojawiła się bez dźwięku, lecz z głębokim zrozumieniem. Ich serca były gotowe.

🌒 Rozdział 1 — Segment 13 z 13: „Brama się otwiera”

_Dzieci Tatarii — Tom 0: Pieczęcie Przebudzenia_

Nie każda brama prowadzi do nowego świata. Niektóre otwierają się po to, byś wreszcie zobaczył ten, który nosisz w sobie od zawsze.

Lena i Ezra stali naprzeciw niej — Bramy bez skrzydeł, bez zawiasów, bez zamka. Była niczym rozdarcie w przestrzeni, jakby samo istnienie rozdarło się na chwilę, by pokazać to, co ukryte między oddechami czasu.

Wokół niej tańczyły runy — nieustannie zmieniające formę, ale zachowujące to samo jądro światła. Każda z nich była jak nuta Pieśni, która towarzyszyła im od pierwszego segmentu tej podróży. Teraz… wszystkie brzmiały naraz.

Lena zrobiła krok do przodu.

Jej serce biło w rytmie nieznanego, a jednak głęboko swojskiego. Każdy krok odbijał się echem nie na ziemi, lecz w przestrzeni. Kiedy podeszła bliżej, runy zatrzymały swój taniec. Skupiły się wokół niej, otaczając ją subtelnym świetlnym kokonem. Ezra podszedł za nią. I wtedy… Brama zadrżała.

Ale nie otworzyła się _dla nich_.

Ona otworzyła się _przez nich_.

Ich obecność — zsynchronizowana, prawdziwa, nie odrzucona — była kluczem. Wszystkie dotychczasowe doświadczenia: mgła, kamienie, pieczęci, cienie… prowadziły tutaj. Do tego momentu. Do tego miejsca, które nie było miejscem, lecz decyzją.

Brama zaczęła rozszerzać się jak zorza — nie w jednej linii, ale w każdej możliwej rzeczywistości jednocześnie. Przestrzeń po drugiej stronie nie była ani ciemnością, ani światłem — była _pierwotną pustką_, z której wszystko może się zrodzić.

— To nie koniec drogi — powiedział Ezra. — To jej początek.

Lena uśmiechnęła się, a łzy pojawiły się w jej oczach — nie ze smutku, lecz z głębokiego poczucia _rozpoznania_.

— Wchodzimy nie po to, by szukać… ale by _pamiętać_.

Ich dłonie połączyły się, a runa Przebudzenia zajaśniała w ich wspólnym dotyku.

Zrobili krok.

I Brama się otworzyła.

Nie do innego świata. Do tego samego, który był od zawsze — tylko wreszcie widzianego oczami Duszy.
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij