Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

Dziedzictwo malarskiej przysięgi - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
Data wydania:
25 września 2025
49,99
4999 pkt
punktów Virtualo

Dziedzictwo malarskiej przysięgi - ebook

Sztuka ukrywa więcej, niż myślisz. Czas do niej wejść i poznać jej tajemnice.

Obrazy przestały być zwykłymi dziełami sztuki, odkąd cztery malarskie rody odkryły specjalne klejnoty, które pozwoliły im wkroczyć do wnętrz prac najsłynniejszych artystów –Moneta, Dalego i van Gogha. Czwartym był da Vinci, dopóki nie zniknął w wyniku nieoczekiwanej tragedii. Skarb tej rodziny został zniszczony, a członkowie umarli w niewyjaśnionych okolicznościach.
Kiedy Serafina van Gogh dowiaduje się, że klejnoty jej rodu zostały skradzione, postanawia połączyć siły z innymi spadkobiercami sztuki, by za wszelką cenę odnaleźć przestępców i nie dopuścić do kolejnego nieszczęścia. Udaje się do Paryża, siedliska groźnych intryg ludzi kultury, gdzie na każdym kroku można spotkać zarówno sojuszników, jak i wrogów. Dziewczyna nie zdaje sobie sprawy, że niektóre tajemnice są zbyt potężne, by pozwolono im ujrzeć światło dzienne. A kiedy już raz wejdzie się do obrazów, nie tak łatwo znaleźć drogę ucieczki.

 

 

Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.

Kategoria: Young Adult
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-68473-15-5
Rozmiar pliku: 2,0 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PROLOG

Van Gogh

Moje serce biło i czułam, że mnie więzi. Czy kiedyś też tak miałeś? Tak bardzo żałuję, że nie mogę cię o to spytać, Vincencie. Myślałam o tobie, gdy przemierzałam korytarz. Na ścianach wisiały twoje obrazy. Piękne, wyjątkowe, wyrażające ból, a zarazem nadzieję. Tylko ty umiałeś przekuć swoje cierpienie w coś tak niezwykłego. Ramy płócien nie migotały już maleńkimi klejnocikami, dzięki którym słyszałam szepty i czułam wibracje rozchodzące się po całym moim ciele. Przyciągające mnie do twych obrazów.

Jedynym dźwiękiem, który docierał do moich uszu, był szum lamp. Czy też znałeś tę ciszę?

Odwróciłam głowę, by spojrzeć na obraz Słoneczniki. Największy symbol nadziei tłumionej przez strach i nienawiść. Byłeś z niego dumny, prawda? Z tej feerii barw, których nawet nie potrafię opisać.

Czy traktujesz mnie jak intruza? Jesteś szczęśliwy, że klejnoty zniknęły?

Stanęłam przed Gwiaździstą nocą, oświetloną dodatkowym halogenowym światłem, podkreślającym detale. W tym jednym płótnie zawarłeś to, co widzisz i czujesz. Gdyby obraz mógł mówić, twój krzyczałby o rozterkach śmierci i wieczności. To właśnie symbolizują cyprysy w twoim dziele, prawda?

Padłam na kolana i przycisnęłam dłoń do klatki piersiowej. Moje serce biło coraz szybciej i mocniej. Napisałeś w liście, że nie jesteś zadowolony z tego obrazu, a mimo to stał się twoim symbolem. Jak zresztą wiele prac. Nie pozwolę, by ich wielkość przepadła.

Obiecuję, że znajdę klejnoty. Ja, Serafina van Gogh, przyrzekam, że będę obrończynią twojego dziedzictwa. Inaczej nie jestem godna nazwiska i przesłania, które zostawiłeś światu.1

Van Gogh

Jednym z najpopularniejszych sportów w Londynie jest bieg chodnikiem z próbą mijania przechodniów. Serafina przemieszczała się najszybciej, jak potrafiła. Plecak podskakiwał, a fałdy długiego płaszcza fruwały na wszystkie strony. Dziewczyna dyszała, ale nie zamierzała zwalniać. Chciała opowiedzieć o ważnej dla niej chwili, która zmieni jej przyszłość, więc jeszcze przyspieszyła. Bez zastanowienia przebiegła nawet na czerwonym świetle, choć kiedy niemal rok temu zamieszkała w Londynie i po raz pierwszy przechodziła przez pasy, obiecała sobie, że nigdy tego nie zrobi. Dodatkowym plusem tego dnia był fakt, że nie padał deszcz, chmury delikatnie zasłaniały słońce, które pojawiało się co jakiś czas na niebie. Nic nie mogło popsuć jej humoru!

Gdy już dotarła do ulicy z rzędem kilkupiętrowych budynków z czerwonej cegły, przystanęła przed frontowymi drzwiami i próbowała złapać oddech. Głowa pulsowała, a gardło bolało od zimnego powietrza. Serce waliło niczym młot, płuca paliły żywym ogniem. Serafina zdecydowanie nie była fanką aktywności fizycznej. Kaszlnęła kilka razy, opatuliła się długim, miękkim płaszczem i przeszła przez niewielki chodnik otoczony trawnikiem.

Zdjęła z pleców skórzany plecak i go otworzyła. W środku przechowywała zeszyty oraz w połowie otwartą kosmetyczkę z drogimi kremami, tuszem do rzęs i pomadką. Wszystko się rozsypało. Telefon, którego szukała, leżał zaś na samym dnie.

Na widok nieodebranego połączenia od mamy zmarszczyła brwi. Ze względu na kilkugodzinną zmianę czasu pisały do siebie tylko zwięzłe SMS-y. Femme van Gogh zresztą rzadko interesowała się córką, raczej tylko w chwilach, gdy ta sprawiała kłopoty albo kiedy potrzebowała jej u swego boku jako posłusznej marionetki. Nigdy jednak do niej nie dzwoniła.

Serafina przesunęła palcem po ekranie, by oddzwonić do ­Femme, ale frontowe drzwi się otworzyły. Podniosła wzrok i stanęła twarzą w twarz z wysokim brunetem, o piwnych, łagodnych oczach. Dłonie, tak samo jak prawy policzek, były pobrudzone farbą, a na szyi i rękach dało się zauważyć tatuaże. Na widok przyjaciela Serafina momentalnie zapomniała o tajemniczej aktywności mamy. Zwłaszcza gdy Aaron uśmiechnął się swoim słodkim, nieśmiałym uśmiechem.

– Przez okno zobaczyłem, jak biegniesz – odparł, robiąc krok w jej stronę. – Bardzo ci gratu…

Nie dokończył zdania, ponieważ Serafina rzuciła się na niego i mocno przytuliła, dłonie zarzuciła mu na szyję pokrytą tatuażem przedstawiającym czarne łodygi z kolcami. Przez krótką chwilę stał nieruchomo, z napiętymi pod wpływem dotyku mięśniami, lecz szybko się zreflektował i delikatnie objął przyjaciółkę, usiłując nie pobrudzić jej ubrań farbą.

– Cześć, Serafino.

Ostrożnie zrobiła krok do tyłu i z roziskrzonymi od emocji oczami zawołała:

– To się dzieje naprawdę! Moje marzenia się spełniają!

Aaron posłał jej szeroki uśmiech.

– Chodź, zaparzę herbaty. Wszystko mi na spokojnie opowiesz.

Szerzej otworzył drzwi i je przytrzymał, by Serafina weszła jako pierwsza.

– Oczywiście – odpowiedziała ze śmiechem i wkroczyła do środka ciemnego, starego budynku.

Wnętrze przypominało miniaturową, klaustrofobiczną wersję gotyckiego zamku. Zakurzone, ze starymi, skrzypiącymi schodami i barierkami z ozdobnymi wykończeniami. Żarówki w lampach ledwo świeciły. Tynk odpadał od ścian, a podłogę pokrywał brud.

Serafina pociągnęła za szelki swojego plecaka i zerknęła na chwilę w kierunku przyjaciela. Aaron szedł trochę zgarbiony i nie patrzył jej w oczy. Wstydził się tego, gdzie mieszka. Ona pochodziła z jednego z najbogatszych rodów na świecie – prestiżowego, cenionego i potężnego. Aaron natomiast ledwo wiązał koniec z końcem, a za jedyną pociechę uważał swoją sztukę, stanowiącą dla niego dodatkowy zarobek.

Weszli na samą górę, poddasze, gdzie za obdrapanymi drzwiami znajdowała się kawalerka Aarona. Chłopak wyciągnął z kieszeni zardzewiały kluczyk i popatrzył na dziewczynę ze zbolałym wyrazem twarzy.

– Wiesz, że…

Serafina uniosła rękę. Przyjaciel zamilknął i ze stresu przygryzł wargę.

– To nie pierwszy raz, gdy cię odwiedzam. Nie psuj mi radości niepokojem, co o tobie pomyślę – powiedziała i pogroziła mu palcem. – Chcę po prostu dzielić z tobą swoje szczęście, a wiesz, że nie mogę wpuszczać chłopaków do akademika.

Aaron westchnął i otworzył drzwi. Kiedy Serafina weszła do środka, do jej nozdrzy dotarł zapach świec sojowych pomieszany z mniej przyjemną wonią farb. Ta niewielka kawalerka stanowiła definicję artystycznego chaosu. Salon, który służył również za sypialnię, był pełen powyrywanych kartek ze szkicowników, buteleczek z terpentyną i pędzli.

– Nie miałem czasu, żeby posprzątać – odparł, skrobiąc palcem po policzku.

Dziewczyna niemal się rzuciła na kanapę – jedyny mebel nienaznaczony sztuką przyjaciela. Im bliżej przebywała dzieł sztuki, tym bardziej jej umysł przechodził w tryb spokoju, a teraz, przy pracach Aarona, był niemal oazą.

Przed przeprowadzką do Londynu mieszkała z matką, która zmieniała partnerów jak rękawiczki i przenosiła się z jednego kąta świata do drugiego, przez co Serafina nigdy nie miała prawdziwego domu. A kiedy Aaron, najlepszy przyjaciel i pierwszy człowiek, któremu zaufała w Anglii, podał jej adres swojego mieszkania, poczuła się jak w raju. Każdy fragment lokalu był naznaczony jego osobą, wspomnieniami, życiem i pasją. Wolała to od pięciogwiazdkowego hotelu.

Aaron poszedł do niewielkiej kuchni i zaczął przygotowywać herbatę.

– Opowiadaj, co się stało.

Serafina zdjęła plecak i płaszcz. Po wyjściu z uczelni zadzwoniła do młodego artysty i piszczała do słuchawki. To, że przyjęto ją na studia artystyczne w Londynie, stanowiło jej ogromne osiągnięcie. Dzięki temu umknęła z rąk matki oraz tajemniczego, zamkniętego w sobie dziadka. A fakt, że do tego została zauważona przez jednego z najbardziej wymagających profesorów, sprawiał, że miała ochotę skakać ze szczęścia.

– Pamiętasz profesora Taylora? – zapytała, a kiedy chłopak uniósł brew, dodała: – Tego, który współpracuje z największymi domami mody w Londynie i za każdym razem mówi, że powinniśmy mu dziękować za to, że poświęca swój czas uczelni takiej jak nasza.

Aaron wrzucił torebeczki z herbatą, a następnie nalał wody do kubków.

– Tak, pamiętam. To przez niego kilka studentek się popłakało? A inne zostały wydalone?

Przy ostatnim zdaniu spojrzał na dziewczynę z niepokojem.

– Tak, to on!

Chłopak wsypał cukier, odwrócił się i w dwóch krokach był już przy stoliku. Serafina ostrożnie pozbierała niedokończone szkice Big Bena, po czym położyła je obok siebie na kanapie.

– Twoja radość sugeruje, że ciebie to nie spotkało – powiedział Aaron, stawiający herbaty na drewnianym blacie.

Serafina pokręciła głową.

– Pochwalił mnie!

– Gratulacje.

Miała ochotę przewrócić oczami, gdy dostrzegła sceptycyzm w jego wzroku.

– Zaproponował mi, bym przedstawiła swój projekt na uczelnianym pokazie mody.

Aaron zesztywniał i popatrzył na nią ze zdziwieniem.

– Czy nie mówiłaś, że tylko najlepsze osoby z trzeciego roku biorą udział w tym pokazie?

Pokiwała głową.

– To te pokazy, po których projekty są często kupowane przez domy mody?

Przytaknęła. Oczami wyobraźni widziała, jak jej projekty zostają przyjęte przez firmy takie jak Burberry czy zachwycają ważne osoby pokroju Molly Goddard. Teraz mogła się pochwalić swoimi umiejętnościami, talentem, a nie tym, że należy do rodu dziedziców sztuki.

– Serafino, to wielkie osiągnięcie! – odparł Aaron i usiadł obok dziewczyny.

Zerwała się z kanapy i skakała po pokoju jak małe dziecko.

– Wiem! Jestem jedynym pierwszakiem, który weźmie udział w projekcie!

Pod wpływem radości podbiegła do chłopaka i położyła mu dłonie na ramionach.

– Dostałam szansę, Aaronie. Szansę, by pokazać moją sztukę.

Przyciągnął ją do siebie. Byli tak blisko, że wystarczyłby jeden ruch dziewczyny, by usiąść mu na kolanach.

– Jestem z ciebie bardzo dumny – wyszeptał.

Serafina zachichotała.

– Choć nie powiem, sama pochwała od Taylora i tak jest satysfakcjonująca.

– Oczywiście – odparł, zmieniając ton na bardziej sceptyczny, i odsunął ją od siebie, by ponownie zajęła miejsce na kanapie.

Ich kolana się ze sobą stykały. Otworzyła usta, by szczegółowo opowiedzieć o dniu spędzonym na uczelni, ale przerwały jej wibracje telefonu. Chciała je zignorować, lecz Aaron na to nie pozwolił.

– Powinnaś sprawdzić, kto dzwoni – rzekł i wypił łyk herbaty.

Wyciągnęła więc urządzenie i ze zdziwieniem odkryła, że koleżanka z Francji wysłała link do jakiegoś artykułu. Napisała jeszcze kilka dodatkowych SMS-ów.

Manon:

Widziałaś?

Możesz w każdej chwili ze mną porozmawiać!

Czy wszystko w porządku?

Co teraz będzie? Kontaktowałaś się z dziadkiem?

Nie wiedziała, o co chodzi, ale zadrżały jej ręce. Manon była bardzo emocjonalną osobą, która w równym stopniu dbała o innych, co szukała okazji do ploteczek. Gdy Serafina zamieszkała w Londynie, ich kontakt się urwał i nie rozmawiały ze sobą od kilku miesięcy.

Aaron zerknął na wyświetlacz.

– O co chodzi?

– Sama nie wiem – wymamrotała i kliknęła link.

Kiedy zobaczyła tytuł artykułu, jej serce na moment stanęło.

– Nie, to nie może być prawda – wyszeptała i zaczęła czytać.

Klejnoty rodu Vincenta van Gogha skradzione!

Rok 1954 zapisał się na kartach historii sztuki. Piątego maja, podczas badań nad najsłynniejszymi obrazami świata, odkryto niezwykłe kamienie szlachetne. Największe miały dwa centymetry wysokości i jeden szerokości. Wyniki analiz prowadzonych przez zespół kanadyjskiego gemmologa Owena Lee zaskoczyły wszystkich. Choć na pierwszy rzut oka kamienie przypominały znane klejnoty, takie jak rubiny czy szafiry, szczegółowe badania naukowców z Columbia University ujawniły, że nauka dotąd nie miała do czynienia z tego typu minerałami.

Wielu miłośników sztuki do dziś pamięta, że gdy historycy dotknęli określonych kamieni i spojrzeli na obrazy, płótna zaczęły się mienić. Co więcej, po tym zaskakującym odkryciu czterech badaczy tego zjawiska zniknęło. Kiedy po tygodniu ochroniarze Metropolitan Museum of Art odnaleźli ich żywych w Nowym Jorku, naukowcy ogłosili, że potrafią przenikać do dzieł danych twórców, co publicznie udowodnili profesorom Columbia University i Harvardu podczas spotkania z mediami 6 czerwca 1954 roku. Ciała badaczy ponownie zniknęły w obrazach i wróciły po dziesięciu minutach. Film z tego pokazu mogą państwo obejrzeć po kliknięciu linku do wideo pod artykułem.

To wydarzenie było przełomem nie tylko dla ludzi sztuki. Odkrywcami zainteresowali się inni naukowcy, przywódcy religijni i rządy wielu państw. Badacze zdobyli wiedzę, o której reszcie ludzi się nie śniło: mogli między innymi poznać szczegóły śmierci Vincenta van Gogha czy zajrzeć do umysłu Salvadora Dalego. Żyliśmy ich losami, a także ich następców – kolejnych pokoleń. Czekaliśmy na wieści o domniemanych umiejętnościach, takich jak czytanie w myślach, hipermnezja czy tetrachromatyzm, nabytych z wystawionych słynnych obrazów. Drugie pokolenie odkrywców zmieniło swoje nazwiska na miana mistrzów, z którymi byli związani. W ten sposób powstały rody jednych z najbardziej wpływowych ludzi na świecie: van Gogh, Dalí, Monet i da Vinci.

W 1997 roku ród da Vincich, pod przewodnictwem Alberta Russo, znalazł się na skraju upadku. Tragiczne wydarzenia, w tym zniszczenie klejnotów oraz niemal wszystkich dzieł Leonarda da Vinci przechowywanych w muzeach, doprowadziły do jego osłabienia. Co więcej, członków rodziny dotknęły tajemnicze choroby, które okazały się zagadką dla lekarzy. Kilka tygodni później wszyscy da Vinci zmarli w niewyjaśnionych okolicznościach. Po tej tragedii na artystycznej scenie pozostały jedynie trzy znaczące rody: van Gogh, Monet i Dalí.

Dzisiaj muzea, między innymi Muzeum van Gogha w Amsterdamie, zostały zamknięte do odwołania, a dyrektor Gideon Fines wydał oświadczenie, w którym razem z Milanem van Goghiem poinformował, że rodowe klejnoty zostały skradzione, a część obrazów, w tym słynne „Słoneczniki”, pocięte.

Nasi informatorzy, którzy poprosili o anonimowość, skomentowali, że w ciągu ostatnich miesięcy odnotowano dwa razy więcej prób kradzieży obrazów van Gogha z Galerii Narodowej w Londynie oraz Metropolitan Museum of Art w Nowym Jorku. Czy to klejnoty były celem? Prawdopodobnie tak i w końcu złodziejom się udało. Co teraz czeka ród van ­Goghów? Czy tak samo jak da Vinci są skazani na zagładę?

W następnej części artykułu znajdziecie państwo wywiad z policją, szefem ochrony, a także z głównym przedstawicielem rodu van Goghów…

Serafinie zakręciło się w głowie. Wyłączyła artykuł i położyła telefon na blacie ekranem do dołu. Brakowało jej tchu. Nawet czuły dotyk przyjaciela na ramieniu nie poprawił samopoczucia dziewczyny. Jak mogła? Dowiedziała się z internetu, że jej rodzinie grozi niebezpieczeństwo! A może to kłamstwo? Przecież nie od dziś wiadomo, że internet nie jest wiarygodny. Może to ten przypadek? Ktoś szuka sensacji kosztem ich rodu. Zresztą to nie byłby wyjątek! Nie raz i nie dwa słyszała o plotkach na temat van Goghów, ale nikt nigdy nie odważył się wypowiedzieć tak okropnego oszczerstwa.

Aż do teraz.

Aaron zacisnął dłoń na jej ramieniu.

Czy to dlatego matka dzwoniła? Ponieważ klejnoty van ­Goghów zostały skradzione? A co, jeśli to prawda? Jej rzeczywistość, a także losy kultury całego świata mogą lec w gruzach.

Odnalezione kamienie pozwalają członkom danych rodzin wchodzić do dzieł malarzy. Jako wnuczka Milana Serafina mogłaby wniknąć do obrazów Vincenta van Gogha i nawet z nim porozmawiać. Przebywać w tawernie, na łące czy w kawiarni namalowanych przez ekspresjonistycznego artystę. Nigdy tego nie zrobiła, ponieważ jej mama odcięła się od rodziny i dziedzictwa. Mimo to Serafina nie zamierzała całkowicie odejść od rodu. Często rozmawiała z dziadkiem i jego pracownikami przez telefon, a w dzieciństwie przez kilka lat Milan był prawnym opiekunem dziewczyny – choć tajemniczy, czasem oschły, to w końcu rodzina.

Właśnie! Dziadek! Przecież on jej powie, co zaszło. On nigdy nie kłamie.

– Ja… – zaczęła i się zawahała. – Muszę gdzieś zadzwonić.

Wstali. Dziewczyna jakby w transie ruszyła w kierunku toalety, mijając porozrzucane tubki z farbami. Zamknęła się w mikroskopijnym pomieszczeniu i w ciemności usiadła na muszli klozetowej. Zadzwoniła do Daana, asystenta Milana. Niestety nie odebrał. Zaryzykowała telefon do dziadka, ale też nie podniósł słuchawki.

Serafina mogła wybrać numer do matki, powinna to zrobić, ale za bardzo się bała. Odpisała za to Manon zwięzłym: „Oddzwonię później”.

Klejnoty van Goghów skradzione… Miała ochotę poddać się rozpaczy, ale wiedziała, że nie tego od niej oczekiwano. Jej ród był w niebezpieczeństwie. Nawet jeśli to kłamstwo, inne rody zaczną podważać potęgę ich rodziny. Musiała zatem odkryć prawdę i pomóc. Zachować zimną krew – być van Goghiem.

Wyszła z toalety i stanęła przed Aaronem, który siedział na sofie i wpatrywał się zamyślonym wzrokiem w kubki z herbatą.

– Jestem w ogromnym niebezpieczeństwie – wyszeptała, kiedy na nią spojrzał. W głowie już układała plan.

– Co mogę zrobić, by ci pomóc? – zapytał.

Obejrzała go od stóp do głów i zacisnęła wargi w wąską kreskę. Prawda była taka, że nic. Nie należał do świata tajemniczej magii, która odmieniła znaną rzeczywistość. Ale za to był jej przyjacielem. Osobą, która w nią wierzyła i stała obok niej, by ją wesprzeć.

– Czy możesz trzymać mnie za rękę, gdy zadzwonię do matki?

Obecność Aarona stanowiła dla niej ukojenie. Siedział cicho na końcu sofy, trzymając ją za rękę. Czekał, aż Femme odbierze połączenie od córki.

Po wielu sygnałach w słuchawce rozległ się głos.

– Serafino – zaczęła matka.

Choć rozmawiały przez telefon, dziewczyna i tak zadrżała.

– Mamo – odpowiedziała cichym, aczkolwiek stanowczym tonem, niepasującym do burzy panującej w jej wnętrzu. Skupiła wzrok na jednym z niedokończonych obrazów Aarona. Widok sztuki zawsze ją uspokajał. – Dzwoniłaś.

– Owszem, jednak najwyraźniej masz ważniejsze zobowiązania niż rodzina.

Serafina zamrugała szybko, po czym wzięła głęboki wdech i wydech. Nie, nie da się sprowokować.

– Mamo, widziałam wiadomości. Klejnoty van Goghów…

– Zostały skradzione. Z tego powodu się z tobą kontaktowałam. Twój dziadek żąda, byśmy zjawiły się na zebraniu w Paryżu. Nie mogę lecieć do Francji, aktualnie przebywam w Nowym Jorku, ale ty mieszkasz niedaleko. Będziesz reprezentować rodzinę.

– Czy to nie twój obowiązek, by tam być?

– Jesteś już pełnoletnia. Poproszę moją asystentkę, by zabukowała ci lot. Pakuj walizki.

Jej marzycielskie serce krzyczało do mózgu, aby nie wyjeżdżała. Wiedziała jednak, że odmowa nic nie da, zwłaszcza że sytuacja była napięta. Jeśli to prawda i klejnoty naprawdę zaginęły, jej przyszłość oraz życie wiszą na włosku. Projekt pana Taylora powinien zejść na znacznie dalszy plan.

– Dobrze – odparła, ale mama już się rozłączyła.

Serafina nadal trzymała telefon przy uchu. Od kiedy wyprowadziła się z domu, nie uroniła ani jednej łzy. Teraz jednak czuła, że łzy próbują znaleźć ujście. Patrz na obrazy, mówiła sobie. One cię pocieszą.

Przyszła do mieszkania Aarona, by podzielić się najwspanialszą nowiną, ogromnym krokiem ku spełnieniu marzeń, a tymczasem… Kto mógł ukraść klejnoty? Były jednymi z najważniejszych eksponatów! Żywym przekaźnikiem między rzeczywistością a światem malarstwa. Sacrum sztuki. Kto ośmielił się je skraść prawowitemu wybranemu rodowi?

Przytuliła telefon do piersi i odwróciła głowę. Skupiła wzrok na ogromnym płótnie opartym o ścianę. Szkic przedstawiał dziewczynę na łące pełnej maków i słoneczników. Nie tak dynamicznych i pięknych jak te van Gogha, które wywoływały w odbiorcy wrażenie, jakby jeden dotyk mógł je zniszczyć, ale równie zjawiskowych, przypominających o nadziei i radości.

– Serafino – wyszeptał Aaron, a kiedy nie odpowiedziała, przykucnął obok niej. – Sera.

Dziewczynie zadrżała broda. Mogła się przy nim rozkleić, wiedziała, że by jej nie ocenił, a mimo to nie dała rady. Wyprostowała plecy i uniosła podbródek. Spojrzała na Aarona.

– Będę musiała wyjechać do Paryża na spotkanie.

Chłopak otworzył usta ze zdziwienia.

– Że co? A co z twoimi marzeniami?!

Pokręciła głową.

– Mam obowiązki względem rodu. Nie mogę ich zawieść. Nie teraz.

– Sera…

Uniosła dłoń, prosząc w ten sposób, by zamilknął. Nigdy nie zachowywała się względem niego w tak protekcjonalny sposób, ale dziś nie miała wyjścia.

– Nie zrozumiesz tego.

– Serafino… – powtórzył błagalnie.

Wstała.

– Przepraszam, muszę iść.

Bez dalszych słów wyjaśnienia włożyła płaszcz i przeszła przez mieszkanie. Pragnęła jak najszybciej uciec.

Dopiero kilka metrów od kamienicy Aarona przystanęła i pozwoliła sobie na płacz. Ledwo zarejestrowała, że zaczął padać deszcz. Cóż, w Londynie ulewy nie były rzadkością, a słońce takie jak dziś stanowiło wyjątek od reguły. Tak samo jak ta chwila nadziei, szczęścia, że Serafinie udało się spełnić najskrytsze pragnienia.
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij