- W empik go
Dzieje Pendennisa, T. I - ebook
Dzieje Pendennisa, T. I - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 1,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Pewnego pięknego poranka, w pełni londyńskiego sezonu, major Artur Pendennis, zgodnie ze swym zwyczajem, przyszedł z domu na śniadanie do pewnego klubu przy ulicy Pall Mall, którego był główną ozdobą. Co dzień, kwadrans po dziesiątej, major zjawiał się w czarnych butach, najbardziej lśniących w całym Londynie, 2e starannie zawiązanym porannym krawatem, który zachowywał nienaganną formą aż do obiadu, w jasnożółtej kamizelce z bawolej skóry z koroną króla angielskiego na guzikach, a koszuli tak nieskazitelnej, że sam pan Brummell zapytał majora o nazwisko praczki i byłby ją pewnie zatrudnił, gdyby niepowodzenia nie zmusiły tego wielkiego człowieka do ucieczki z kraju. Surdut, białe rękawiczki, bokobrody, no i oczywiście laska, każde doskonałe w swoim rodzaju, dopełniały prezencji Pendennisa w stylu dymisjonowanego wojskowego. Kto by zobaczył majora z pewnej odległości lub z tyłu, wziąłby go za mężczyznę nie więcej niż trzydziestoletniego; trzeba było dopiero przyjrzeć mu się z bliska, by zobaczyć nienaturalnie bujne kasztanowate włosy i zmarszczki wokół nieco wyblakłych oczu na urodziwej twarzy mieniącej się od plam. Nos miał a la Wellington. Ręce i mankiety majora były piękne, długie i białe. W mankietach połyskiwały złote spinki otrzymane w darze od jego królewskiej wysokości księcia Yorku, na palcach zaś nosił parę wytwornych pierścieni, z których pierwszy i największy był sygnetem ze sławnym herbem Pendennisów.
Major zajmował zawsze ten sam stolik w rogu sali i nikomu nie przyszło nawet na myśl, żeby go stamtąd usunąć. Ale zdarzyło się kiedyś, że jacyś niewcześni kawalarze i wesołkowie spróbowali wygryźć majora z jego miejsca. Zachowując niewzruszoną godność, zasiadł przy sąsiednim stole i bacznie przyglądał się intruzom; niepodobna było usiedzieć przy śniadaniu, kiedy major tak patrzył. W ten sposób stolik przy kominku, a przy tym blisko okna, przeszedł w jego posiadanie. Leżały na nim listy, czekając na majora. Niejeden młody światowiec patrzył z podziwem na stos tych listów, na ich pieczęcie i znaczki. Jeśli tylko powstała wątpliwość natury etykietalnej lub towarzyskiej, na przykład kto z kim się ożenił, ile miał lat taki a taki książę — wszyscy zwracali się do Pendennisa. Markizy nieraz przyjeżdżały do klubu i zostawiały bileciki dla ma- jora lub zabierały go z sobą. Był to pan uprzedzająco grzeczny. Młodzi ludzie lubili przejść się z nim po parku lub ulicą Pall Mall; uchylał bowiem kapelusza przed każdym, kogo spotkał, co drugi zaś przechodzień był lordem.
Major usiadł więc przy swym stałym stoliku i kiedy kelnerzy poszli po grzanki i świeżą gazetę, przeglądał listy przez szkła w złotej oprawie i rzucał okiem na miłe bileciki, które potem starannie układał. Były tam dużego formatu zaproszenia na uroczyste obiady z perspektywą trzech dań i nudnej rozmowy; małe, wdzięczne, poufne bileciki przynoszące usilne prośby pań; było zaproszenie na grubym, oficjalnym papierze od markiza Steyne'a z prośbą o przybycie do Richmond na małe przyjęcie w gospodzie „Pod Gwiazdą i Podwiązką", dalej karta, w której państwo Trail, biskup Ealingu z małżonką, mieli zaszczyt zaprosić majora Pendennisa do Ealing House. Wszystkie te listy Pendennis czytał z wdziękiem i tym większą satysfakcją, że działo się to pod okiem Glowry'ego, szkockiego chirurga. Glowry jadł śniadanie naprzeciw i szczerze znienawidził majora za te wszystkie zaproszenia, których sam nigdy nie dostawał.
Po przeczytaniu listów major wyjął notes, by zobaczyć, jakie dni ma wolne i które z tych wielu serdecznych zaproszeń może przyjąć, a komu musi odmówić.
Odrzucił zaproszenie Cutlera, dyrektora Towarzystwa Wschodnio--Indyjskiego, mieszkającego przy Baker Street, aby móc zjeść obiad z lordem Steyne'em i wziąć udział w małym przyjęciu „francuskim" w gospodzie „Pod Gwiazdą i Podwiązką". Zaproszenie biskupa przyjął, bo — obiad zapowiadał się nudno — lubił bywać u biskupów. W ten sposób przeszedł całą kolekcję zaproszeń, dysponując nimi wedle upodobania lub interesu. Następnie zjadł śniadanie i przejrzał w monitorze kromkę urodzin i zgonów oraz „życie towarzyskie", aby zobaczyć swe nazwisko wśród gości na fete u lorda takiego a takiego. W przerwach tych zajęć prowadził wesołe rozmowy ze znajomymi na sali.
Z listów, stanowiących plon tego ranka, major Pendennis nie przeczytał tylko jednego. List ten leżał samotny, odsunięty od eleganckiej korespondencji londyńskiej. Znaczek wskazywał na jego prowincjonalne pochodzenie, pieczęć była skromna. Zaadresowany delikatną ręką kobiecą, nosił dopisek: „pilne", jednakże major miał swoje powody, że tak długo nie zwracał uwagi na owego skromnego petenta wiejskiego, który na pewno miał słabą nadzieję na posłuchanie wśród tylu dostojników obecnych na porannej audiencji. Faktem jest, iż list ten był od krewnej Pendennisa. Znajomi jej szwagra, luminarze, zostali przyjęci, uzyskali rozmowę i odjechali, jeśli można tak powiedzieć o listach, a cierpliwy list z prowincji długo czekał na audiencją w przedpokoju — to znaczy pod miską na herbaciane zlewki.
Wreszcie i na niego przyszła kolej — major zerwał pieczęć z wyciśniętym napisem „Fairoaks" i z „Clavering St. Mary's" na znaczku pocztowym. W kopercie były dwa listy. Major, nim zaatakował epistołę włożoną do środka, zabrał się do listu stanowiącego jej okładkę.
„Czyżby to był list także od jakiegoś księcia? — sarknął w duchu pan Glowry. — Chyba Pendennis nie odłożyłby go na koniec?"
Drogi Majorze Pendennis! — tak zaczynał się list. — Proszę i błagam Cię, byś przyjechał do mnie natychmiast. „Dobra sobie — pomyślał Pendennis — a dzisiejszy obiad Steyne'a?"
Mam wielki kłopot i zmartwienie. Mój najdroższy syn, który dotąd spełniał najśmielsze marzenia kochającej matki, teraz strasznie mnie zasmucił. Uległ, trudno mi to napisać, namiętności, zadurzył się — major się uśmiechnął — w pewnej aktorce, która tutaj występuje. Jest to osoba co najmniej o dwanaście lat starsza od Artura, który dopiero w lutym skończy osiemnaście lat, a ten niedobry chłopak uparł się, żeby ją poślubić.
„Ohoho! Cóż to się stało, że Pendennis klnie?" — zapytywał sam siebie pan Glowry. Wściekłość i zdumienie malowały się na otwartych ustach majora, kiedy czytał tę niesłychaną nowinę.
Musisz, Mój Drogi — pisała dalej zgnębiona dama — przyjechać do mnie natychmiast po otrzymaniu tego listu i jako opiekun Artura wyperswadować, kazać temu nieszczęsnemu dziecku, aby zaniechał swego pożałowania godnego zamiaru.
Po większej ilości zaklęć w tym samym duchu autorka listu podpisała się w końcu jako „nieszczęśliwa, oddana bratowa, Helena Pendennis". „Fairoaks, wtorek — zakończył major czytanie listu. — Niech diabli wezmą Fairoaks i wtorek. Zobaczymy teraz, co chłopiec ma do powiedzenia." Wziął drugi list napisany wielkimi kulfonami, a zapieczętowany dużym sygnetem Pendennisów, jeszcze większym od sygnetu majora. Nadmiar wosku wokół pieczęci świadczył o tym, że autorowi listu drżała ręka z podniecenia.
List brzmiał tak:
Fairoaks, poniedziałek, północ. Drogi Stryju!
Komunikując Ci o mych zaręczynach z panną Costigan, córką Jaśnie Wielmożnego J. Chesterfielda Gostigana z Costiganstown, być
może, lepiej znaną Ci pod jej scenicznym nazwiskiem Fotheringay, z teatrów królewskich Drury Lane i Crow Street oraz Norwich i Welsh Circuit, jestem świadom, że nowina ta, przynajmniej ze wzglądu na dzisiejsze przesądy społeczne, nie może być miła mej rodzinie. Moją najdroższą matką, której — Bóg mi świadkiem — nie chciałbym sprawić niepotrzebnej przykrości, bardzo wzburzyła i zmartwiła — stwierdzam to z żalem — wiadomość, jaką zakomunikowałem jej tej nocy. Błagam Cię, Drogi Stryju, przyjedź tutaj, przekonaj i pociesz matkę. Wprawdzie pannę Costigan ubóstwo zmusiło do tego, że pracuje i zarabia uczciwie na życie, rozsiewając blask swego talentu, ale jej rodzina jest równie stara i arystokratyczna jak- nasza. Kiedy nasz przodek, Ralf Pendennis, wylądował z Ryszardem II w Irlandii, pradziadowie mej Emilii byli królami tego kraju. Dowiedziałem się o tym od pana Costigana, który podobnie jak Ty jest wojskowym.
Na próżno usiłowałem przekonać drogą mamę i dowieść jej, że młoda dama nieposzlakowanego charakteru i pochodzenia, hojnie wyposażona darami urody i talentu, poświęcająca się jednemu z najbardziej szlachetnych zawodów w świętej intencji utrzymywania swej rodziny, jest istotą, którą wszyscy powinniśmy raczej kochać i czcić niż jej unikać. Biedna matka żywi przesądy, wobec których moje argumenty są bezsilne. Nie chce otworzyć ramion komuś, kto jest gotów stać się jej najbardziej oddaną córką na całe życie.
Chociaż panna Costigan jest o parę lat starsza ode mnie, okoliczność ta nie stoi na przeszkodzie memu uczuciu i, jestem pewny, nie wpłynie ujemnie na jego trwałość. Miłość taka jak moja, Stryju, jest — czuję to — miłością dozgonną. Nigdy o tym nie marzyłem, dopóki nie ujrzałem panny Costigan; dlatego wiem, że umrę i nie doznam innej namiętności. To jest przeznaczeniem mego życia; skoro raz pokochałem, byłbym wart własnej pogardy i niegodny mego szlacheckiego nazwiska, gdybym zawahał się iść za głosem serca; gdybym nie oddał wszystkiego tej, która jest wszystkim dla mnie, gdybym kobiety, która mnie kocha gorąco, nie obdarzył całym moim sercem i całym majątkiem.
Nalegam na rychły ślub z moją Emilią — po cóż bowiem, doprawdy, zwlekać? Zwłoka oznacza wątpliwości, które odrzucam, gdyż byłyby czymś niegodnym. Wykluczone jest, by moje uczucia wobec Emilii mogły ulec zmianie, by kiedyś przestała być jedynym przedmiotem mego uwielbienia. Na co więc czekać? Proszę Cię gorąco, Drogi Stryju, przyjedź i zjednaj mamusię dla naszego związku. Zwracam się do Ciebie jako do światowca, qui mores hominum multorum vidit et urbes, i nie ulegnie skrupułom oraz obawom ludzi
słabych, jakie dręczą damę, która tak rzadko rozstawała się ze swym zaściankiem.
Błagam, przyjeżdżaj natychmiast. Jestem zupełnie pewny, że — nie bacząc na sprawy majątkowe — odniesiesz się z podziwem i uznaniem do mej Emilii.
Twój oddany bratanek Artur Pendennis, junior
Kiedy major skończył czytać list, jego fizjonomia nabrała wyrazu takiego gniewu i zgrozy, że chirurg Glowry dotknął w kieszeni lancetu, który stale nosił w futerale na karty, miał bowiem wrażenie, że jego szanowny przyjaciel zaraz dostanie ataku apopleksji. Wiadomość była tego rodzaju, że istotnie mogła wstrząsnąć majorem. Głowa rodu Pendennisów żeni się z aktorką przeszło dziesięć lat starszą od niego — tylko patrzeć, jak uparty chłopak pogrąży się w małżeństwie!
„Matka zepsuła tego smyka — jęknął w duchu major — swoim przeklętym sentymentalizmem i romantycznymi bzdurami. Mój bratanek mężem królowej z tragedii, pożal się Boże! Ludzie będą się śmiali ze mnie tak, że nie będę mógł nosa wychylić z domu!" Z dotkliwym bólem major myślał o tym, że trzeba będzie zrezygnować z obiadu wydawanego przez lorda Steyne'a w Richmond, że straci odpoczynek i przyjdzie mu spędzić noc w obrzydliwym, ciasnym dyliżansie pocztowym oraz że ominie go przyjemność, którą sobie obiecywał, spędzenia czasu w towarzystwie należącym do najbardziej miłych i dobranych w całej Anglii.
Wstał od stolika, udał się do przyległego gabinetu i tam z żalem wypisał listy, przepraszając markiza, hrabiego, biskupa i innych. Służącemu kazał zamówić na wieczór miejsce w dyliżansie pocztowym; wydatkiem na podróż obciążył, rzecz prosta, konto wdowy i młodego nicponia, którego był opiekunem.