- nowość
Dziennik czasu wojny - ebook
Dziennik czasu wojny - ebook
To kontynuacja "Dziennika inwazji", w którym autor udokumentował, co działo się w Ukrainie tuż przed rosyjską napaścią i przez pierwsze miesiące wojny.
Wspomnienia zawarte w tej części obejmują okres od 1 sierpnia 2022 roku do 22 kwietnia 2024 roku.
W swoim dzienniku Andriej Kurkow przedstawia rzeczywistość kraju w stanie przedłużającej się wojny. Nie epatuje obrazami walk. Ukazuje, jak na ludzi wpływa stan ciągłego zagrożenia, świadomość, że każdy dzień pochłania coraz więcej istnień, a dawne życie wali się w gruzy. Obserwacje autora są pełne zaskakujących skojarzeń i refleksji, przefiltrowane przez poczucie humoru.
To intrygujący zapis dający czytelnikowi możliwość wniknięcia w codzienność tego, o czym donoszą media. Pozwala lepiej zrozumieć historię i kulturę Ukrainy, która stała się obiektem okrutnego ataku sąsiada o nigdy niezaspokojonych ambicjach imperialnych. Kurkow przedstawia kraj i ludzi, którzy się nie poddają, walczą nie tylko na froncie, ale także na obszarach bezpośrednio nieobjętych działaniami wojennymi, starając się zwyczajnie żyć i przetrwać.
Kategoria: | Biografie |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7392-983-8 |
Rozmiar pliku: | 1,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Czy znasz współrzędne GPS swojej sypialni?
Oni znają!
Kiedy wiele lat temu przeczytałem, że Internet został wynaleziony dla celów militarnych, nie uwierzyłem. Byłem studentem wydziału humanistycznego i tak naprawdę nie rozumiałem nauk ścisłych. Tylko to może tłumaczyć moją naiwność. Potem przypomniałem sobie, że bomby atomowe pojawiły się o wiele wcześniej niż elektrownie jądrowe.
Teraz, kiedy „Internet militarny” odgrywa w Ukrainie równie ważną rolę jak „Internet pokojowy”, nie mam już wątpliwości co do przewagi postępu naukowego w dziedzinie militarnej. Co więcej, rozumiem, że z wojskowego punktu widzenia wszystko i wszyscy na świecie są potencjalnym celem i że wszystko na świecie ma swoje współrzędne GPS, które mogą pozwolić siłom destrukcyjnym uderzyć w wybrany przez nie obiekt z absolutną precyzją. Te same namiary GPS, które pomagają mi znaleźć prehistoryczną jaskinię na Krecie, mogą zostać wprowadzone do środka rażenia wystrzelonego z rosyjskiej łodzi podwodnej na Morzu Czarnym, by zniszczyć albo – wedle nowej rosyjskiej terminologii – „zdenazyfikować” tę jaskinię.
Wydaje się, że przynajmniej jedna z czterdziestu rakiet wysłanych na ukraińskie miasto Mikołajów w nocy 31 lipca została zaprogramowana tak, by uderzyć w główną sypialnię prywatnego domu. Ta rakieta zabiła właściciela Nibulonu, największego przedsiębiorstwa handlu zbożem, Ołeksija Wadaturskiego i jego żonę Raisę.
Redaktor naczelna kanału telewizyjnego Russia Today, Margarita Simonian, od razu skomentowała to zabójstwo. Stwierdziła, że Wadaturski był na rosyjskiej czarnej liście za to, że jakoby finansował „oddziały odwetowe”. Nie jest jasne, jakie „oddziały odwetowe” miała na myśli, ale tweetowała pewnie, że „teraz można go już wykreślić z tej listy”.
Jestem niemal pewny, że Wadaturski, jako piętnasty z listy najbogatszych ludzi w Ukrainie według „Forbesa”, pomagał swojemu krajowi i armii. Musiał wierzyć w zwycięstwo Ukrainy. W innym wypadku na pewno opuściłby atakowany codziennie rakietami Mikołajów i przeniósłby się w bezpieczniejsze miejsce. Według korespondenta „Le Monde”, Oliviera Truca, który spotkał się z Wadaturskim kilka dni przed jego śmiercią, oligarcha miał pełną świadomość tego, że może być na celowniku.
Wadaturski, kluczowa postać odpowiadająca za eksport zboża z Ukrainy, był zaangażowany w przygotowanie dróg transportu na podstawie umowy z Turcją, wynegocjowanej przy wsparciu ONZ. Pierwszy próbny ładunek z 26 tysiącami ton zboża pod banderą Sierra Leone wyruszył z portu w Odessie w niedzielę, 3 sierpnia, już bez jego błogosławieństwa.
Korytarz zbożowy z Odessy przez Bosfor i dalej zaczął działać i Ukraina wznowiła eksport produktów rolnych podczas pełnowymiarowej inwazji Rosji. Trudno wyobrazić sobie koszt ubezpieczenia statków handlowych, ale to, że drogi eksportu znów zostały otwarte, jest niezwykle cenne. Ukraina potrzebuje dochodów, by wspierać wysiłek wojenny, i będzie je zdobywała głównie w Afryce i Azji. Rosja na wydatki związane z wojną może zarabiać właściwie wszędzie, również w Europie, bo nadal sprzedaje gaz i ropę krajom Unii Europejskiej.
W Kijowie do tej pory nie brakowało gazu. Przez kilka dni nie można było dostać benzyny i soli, ale już sobie z tym poradzono. Stałym problemem jest zapotrzebowanie na krew. Mieszkańcy Kijowa, podobnie jak inni Ukraińcy, przyzwyczaili się już do oddawania krwi. Nikogo nie dziwią kolejki przy punkcie pobrań przed głównym szpitalem pediatrycznym, który od początku wojny zajmuje się leczeniem rannych żołnierzy, ale dla wszystkich zaskoczeniem było, kiedy mnisi z kijowskiej Ławry Peczerskiej, a także seminarzyści ze szkół patriarchatu moskiewskiego postanowili oddać krew dla rannych żołnierzy ukraińskich.
Nie tak dawno przywódcy Ukraińskiego Kościoła Prawosławnego Patriarchatu Moskiewskiego odmówili powstania i uczczenia pamięci poległych żołnierzy ukraińskich. Teraz mnisi tego samego, kontrolowanego przez Moskwę, kościoła oddają krew dla rannych Ukraińców. Może chcą dowieść swej lojalności wobec Kijowa, nie Moskwy? A może robią to w hołdzie dla mnichów i sióstr zakonnych, którzy zginęli pod ostrzałem rosyjskim w Ławrze Świętogórskiej w Donbasie? Cokolwiek spowodowało tę zmianę, najważniejszy jest wynik – lepiej zaopatrzone banki krwi.
Jedyną rzeczą, jaka w Kijowie znikła, były tablice z kursami walut w kantorach i bankach. Do niedawna kursy te nie zmieniały się za bardzo od czasu rozpoczęcia inwazji rosyjskiej. Tablice z kursami walut przedstawiały pokrzepiający widok w ukraińskich miastach. Teraz, po gwałtownym spadku wartości hrywny, Narodowy Bank Ukrainy zakazał publicznego wyświetlania kursów. Jeśli chcesz wiedzieć, jak stoi hrywna, musisz wejść do banku albo kantoru, założyć okulary i przyjrzeć się kursom wypisanym na kartce za szybą przy kasie. Czcionka jest tak mała, że często przydałoby się szkło powiększające, żeby ją odczytać. Oczywiście jeśli trafi się na sympatyczną obsługę, która nie będzie miała nic przeciwko temu, by po raz setny odpowiedzieć na to samo pytanie, najłatwiej będzie zapytać kasjera.
*
Pomimo codziennych tragicznych wiadomości Ukraińcy nie tracą poczucia humoru. Dowcipy są chyba najtańszym sposobem na zachowanie optymizmu. Zalecenie Narodowego Banku Ukrainy, by ukrywać kursy walut, sprowokowało powstanie wielu, może setek, anegdot, kawałów i dowcipów rysunkowych. Najczęściej żartowano, że rząd Ukrainy ma w najbliższym czasie zabronić wypisywania cen przy towarach w marketach handlowych, żeby kupujący dowiadywali się, ile zapłacą, dopiero przy kasach.
Ukraińcy przyjmowali z humorem i inne zmiany wprowadzane przez władze lokalne czy centralne – choć czasami był to humor czarny, gniewny. Od zeszłego tygodnia wiele miast wprowadziło zasadę, że transport publiczny ma stanąć, kiedy tylko odezwą się syreny alarmowe, a pasażerów należy skierować do najbliższych schronów. To prawo obowiązywało już wcześniej w Kijowie i Winnicy. Niestety, przestrzegano go tylko częściowo. Autobusy i tramwaje zatrzymują się, kiedy odzywają się syreny, a kierowcy wydają pasażerom polecenie, by wysiedli i udali się w bezpieczne miejsce. Zwykle jednak pasażerowie czekają w pobliżu tramwaju czy autobusu, aż alarm się skończy i będą mogli kontynuować podróż. W ten sposób cele ruchome stają w miejscu i są łatwiejsze do namierzenia.
Można spierać się na temat logiki niektórych decyzji władz, ale niemal wszystkie są motywowane dwoma rzeczami: dążeniem do zapewnienia bezpieczeństwa i trudną sytuacją finansową kraju. Z powodu braku pieniędzy na uzbrojenie rząd rozważa wprowadzenie nowego, dziesięcioprocentowego podatku od wszystkich towarów importowanych. To będzie oznaczało podniesienie o dziesięć procent cen w sytuacji, kiedy wszystkim inflacja już i tak mocno daje się we znaki.
W czasach pokoju taki podatek mógłby wesprzeć rozwój krajowej produkcji, ale gospodarka ukraińska, jak to niedawno określił prezydent Zełenski, jest w stanie zapaści. Wiele fabryk i zakładów zostało zamkniętych, a inne są w trakcie przenoszenia działalności na relatywnie bezpieczniejsze tereny Ukrainy Zachodniej. W tej chwili zwiększenie produkcji lokalnej to pieśń przyszłości.
Trzeba przyznać, że pojawiają się też nowe przedsiębiorstwa – głównie wspomagające działania wojskowe – w tym produkujące odzież i odpowiednie obuwie dla żołnierzy, a także sprzęt dla sił zbrojnych, na przykład kamizelki kuloodporne. Te produkowane lokalnie towary są kupowane przez wolontariuszy i grupy ochotników za pieniądze zebrane od obywateli Ukrainy i przyjaciół Ukrainy z zagranicy.
Wojna stwarza też inne niezwykłe okazje do działalności gospodarczej. Na przykład pojawiły się firmy, które zajmują się wstępnym przeglądem gruntów rolnych wymagających odminowania. Sama czynność może być prowadzona jedynie przez wykwalifikowanych saperów z posiadających odpowiednie certyfikaty agencji prywatnych czy państwowych. W Ukrainie tylko trzy prywatne agencje mają prawo usuwać miny, przy czym licencje dwóch wkrótce wygasną. Firmy te zatrudniają zaledwie dziesięciu, może piętnastu saperów, a rolników czekających na oczyszczenie pól i sadów jest mnóstwo. Niektórzy z nich uważają, że nie mogą już dłużej czekać, i zwracają się po pomoc do firm bez certyfikatów (a tym samym nielegalnych). Pozbawieni odpowiednich papierów saperzy to często byli wojskowi albo poszukiwacze skarbów, mający własny sprzęt do wykrywania metali. Za szybkie wykonanie pracy słono sobie liczą, ale nie dają żadnych gwarancji.
Ceny usługi w prywatnej firmie zatrudniającej licencjonowanych saperów są dość wysokie, od trzech dolarów za każdy sprawdzony metr kwadratowy ziemi. Prawda, legalne firmy saperskie czasami rozminowują prywatne ziemie rolne za darmo. Zamiast opłaty proszą o donację na koszty paliwa i płac saperów. Obecnie certyfikowani saperzy w Ukrainie zarabiają około 700 dolarów miesięcznie. Ile zarabiają ci nielegalni, nie wiadomo. Według tego, co mówią rolnicy, żądają tysiąca dolarów za sprawdzenie i rozminowanie hektara (to znaczy 10 tysięcy metrów kwadratowych).
Według Stowarzyszenia Saperów Ukrainy co najmniej 4800 tysięcy hektarów ukraińskich ziem zostało zaminowanych, nie licząc strefy Czarnobyla, która również przez pewien czas była okupowana przez wojska rosyjskie. Części pól z rejonu Donbasu nie rozminowano jeszcze od 2015 roku.
Szkoda, że serwis Google Maps nie wprowadził dotąd systemu ostrzegającego w razie zbliżania się do obszaru zaminowanego. Według jego danych nadal można dotrzeć samochodem do okupowanego Doniecka z Kijowa w niecałe jedenaście godzin. Czy oni też starają się nas rozbawić, strojąc sobie żarty?
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------
BESTSELLERY
39,99 zł 49,99
Rekomendowana przez wydawcę cena sprzedaży detalicznej.
37,59 zł 46,99
Rekomendowana przez wydawcę cena sprzedaży detalicznej.
25,55 zł 34,06
Rekomendowana przez wydawcę cena sprzedaży detalicznej.
- Wydawnictwo: MarginesyFormat: EPUB MOBIZabezpieczenie: Watermark VirtualoKategoria: BiografieLosy „białych niewolnic”, kobiet z najniższego szczebla hierarchii służby. Tych, których w przedwojennej Polsce było najwięcej. Te wykorzystywane przez bogatych wiejskie dziewczęta dopiero teraz zyskują głos.EBOOK
28,72 zł 35,90
Rekomendowana przez wydawcę cena sprzedaży detalicznej.
- Wydawnictwo: InsignisFormat: EPUB MOBIZabezpieczenie: Watermark VirtualoKategoria: BiografieEkskluzywna biografia twórcy firmy Apple – Steve’a Jobsa (jedyna napisana przy jego współpracy) – pióra Waltera Isaacsona, autora bestsellerowych biografii Benjamina Franklina i Alberta Einsteina. Wydanie specjalne z nową okładką i ...EBOOK
38,90 zł 45,00
Rekomendowana przez wydawcę cena sprzedaży detalicznej.