Dziennik życia wewnętrznego - ebook
Dziennik życia wewnętrznego - ebook
Gdy Pius IX po raz pierwszy czytał Dziennik św. Weroniki Giuliani, zawołał: „Ależ to nie święta, to niezwykła święta!”.
Św. Weronika Giuliani – żyjąca na przełomie XVII i XVIII wieku zakonnica i stygmatyczka – otwiera przed Czytelnikiem świat mistycznych przeżyć. Swoje powołanie do świętości przeżywała jako umiłowanie Ukrzyżowanego, którego postawiła w centrum swojego życia i któremu była całkowicie posłuszna. To poddanie się oczyszczającej mocy Chrystusa doprowadziło Świętą do głębszego poznania Boga. Pomimo ataków szatana i jego nieustępliwości dusza Weroniki stała się twierdzą, w której zamieszkał Bóg. Jej codzienne doświadczenie cierpienia w postaci stygmatów stało się symbolem zjednoczenia z Ukrzyżowanym i przyczyniło się do podjęcia przez nią posługi jako mezany – pośredniczki pomiędzy Bogiem a grzesznikami. Otrzymała w swym życiu wiele łask, którym zawsze towarzyszyło błogosławieństwo nie tylko dla niej, ale również dla jej spowiednika, klasztoru oraz dla całego świata. To niezwykłe świadectwo wiary jest dla nas dowodem na to, że Bóg obdarowując jedną osobę, równocześnie pochyla się nad całym światem.
W spisanym na polecenie spowiedników dzienniku znajdziemy zapiski jej osobistych doświadczeń wpisanych w duchowość franciszkańską, oraz jej zawierzenia Duchowi Świętemu i Matce Bożej. Szczególne miejsce zajmuje wśród nich teologia serca zranionego oraz serca miłującego. Jest to element niespotykany ani wcześniej, ani później w przeżyciach innych mistyków.
Po raz pierwszy prezentowany polskiemu Czytelnikowi wybór z dziennika XVII-wiecznej mistyczki i stygmatyczki dokonany przez kandydata na ołtarze o. Leona Veutheya, pozwala zapoznać się z najpiękniejszymi fragmentami tego niezwykłego dzieła. Dziennik spisany własnoręcznie przez św. Weronikę w 42 grubych tomach, przez prawie dwa wieki pozostawał ukryty w klasztornym archiwum w klasztorze Città di Castello.
Pomimo upływu trzech wieków, dziennik Świętej pozostaje wciąż aktualny, a przesłanie w nim zawarte jest doskonałą propozycją dla osób, które we współczesnym świecie poszukują osobistego i głębokiego spotkania z Bogiem. Lektura jej Dziennika umieszcza nas w sferze chrześcijaństwa odważnego, pełnego heroizmu i głębi, świętości krzyża i miłości gwałtownej i upajającej, miłości nadludzkiej, która dosięga źródła tej jedynej Miłości, która zdolna jest zaspokoić nieskończenie spragnione serce człowieka.
Kategoria: | Wiara i religia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8043-603-9 |
Rozmiar pliku: | 823 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Gdy Pius IX po raz pierwszy czytał Dziennik św. Weroniki Giuliani, czyli Relację z jej życia, zawołał: „Ależ to nie święta, to niezwykła święta!”.
Istotnie, Weronika to gigant świętości. Przyzwyczajeni do dzisiejszej duchowości i hagiografii, do pojęcia łatwej duchowości, która ma wprawdzie fundament w Ewangelii, zaczęliśmy w praktyce pomijać inny aspekt Ewangelii, ten, który przypomina o konieczności niesienia krzyża i zadawaniu sobie gwałtu, koniecznego do wejścia do królestwa niebieskiego: „Kto nie dźwiga swego krzyża, a idzie za Mną, ten nie może być moim uczniem” (Łk 14,27). „Królestwo niebieskie doznaje gwałtu, a zdobywają je ludzie gwałtowni” (Mt 11,12).
Ewangelia jest miłością, zaufaniem i zdawaniem się na dobroć Jezusa, który zbawia, Ojca, który w swym wielkim miłosierdziu i miłości przyjmuje swego powracającego marnotrawnego syna. W reakcji na jansenistyczny rygoryzm dzisiejsza duchowość Serca Świętego, droga duchowego dziecięctwa Teresy od Dzieciątka Jezus, słusznie nam o tym przypomina. Jest jednak inny jeszcze aspekt Ewangelii, o którym nasza natura wrogo nastawiona do wysiłku, ofiary i gwałtu krzyża, zbyt skłonna jest zapominać, zadowolona ze znalezienia usprawiedliwienia i sprzymierzeńca w nowym, bardziej jej odpowiadającym pojęciu świętości, w którym krzyż znikałby pod kwiatkami sentymentalizmu. I nie chce wiedzieć, że nie ma świętości bez krzyża i ofiary, bez umartwienia i śmierci; że święta Teresa od Dzieciątka Jezus wprawdzie pokrywa kwiatami miłości drogę do nieba, ale pod tymi kwiatami zawsze jest krzyż i że mała wielka święta prowadziła życie pełne ofiar i wielkich umartwień.
Święta Weronika stanowi żywą ilustrację heroicznego aspektu Ewangelii, krzyża, królestwa niebieskiego, które zdobywane jest przez gwałtowników. Jednak, podobnie jak święta Terenia, będzie nam ukazywała i dawała odczuć miłość, która sprawia, że krzyż jest słodki, a brzemię lekkie. W cechującym w dzisiejszych czasach wielu chrześcijan i osób konsekrowanych klimacie przeciętności, sentymentalizmu i tendencji do unikania większych wysiłków lektura jej Dziennika stanowi silny bodziec, który ponownie umieszcza nas w sferze chrześcijaństwa męskiego, heroicznego i głębokiego, świętości krzyża i miłości gwałtownej i upajającej, miłości nadludzkiej, która dosięga trynitarnego źródła jedynej miłości zdolnej zaspokoić nieskończenie spragnione serce człowieka.
Weronika Giuliani jest olbrzymem świętości przez swą wierność gotową do ponoszenia wszelkich ofiar, przez umartwienia nie mające może sobie równych w historii chrześcijańskiej ascetyki, przez otrzymane łaski, a przede wszystkim jedyne, niepowtarzalne doświadczenie Rzeczywistości Bożej i przez przekazaną nam w Dzienniku wzniosłą duchową doktrynę.
Mimo to Weronika nie jest znana, nikt prawie o niej nie wie. Nie mówią o niej autorzy historii duchowości. Jej Dziennik przez prawie dwa wieki pozostawał pogrzebany w klasztornym archiwum. Gdy na przełomie XIX i XX wieku jej entuzjastyczni wielbiciele zdecydowali się na jego opublikowanie, słusznie dali mu tytuł Ukryty skarb. Pomimo jednak tej publikacji Dziennik nadal pozostawał ciągle tym „ukrytym skarbem”. Rozpoczęte jego publikowanie zatrzymało się na pierwszych tomach. Ukazało się tylko jedno jego pełne wydanie, ale jeszcze dzisiaj leży w magazynach wydawcy, albo pokryte pyłem zalega biblioteki. Niewielu miało odwagę przeczytać te dziesięć grubych tomów. A ci, którzy przeczytali, czuli się trochę zagubieni prze rozwlekłe, powtarzające się i często nużące opisy faktów i fenomenów dzisiaj mniej interesujących i budzących raczej podejrzenia i nieufność. Natomiast rzeczywisty skarb, czyli doświadczenie rzeczywistości Bożej, solidnej i pewnej doktryny ascetycznej i mistycznej, żywego kontaktu z nieskończoną miłością, niemal dla wszystkich pozostawało „ukryte”.
A ten „skarb ukryty” stanowią owe wielkie bryłki złota schowane w piasku nadzwyczajnych fenomenów, które wydobyliśmy i ukazaliśmy w tym tomie, i które pokażą nową Weronikę, bardziej autentyczną, taką, która dla wszystkich może być cudownym źródłem prawdy i energii, drogą do światła i nieskończonej miłości.
1. Dane biograficzne
Nasza święta urodziła się 27 grudnia 1660 w Mercatello, wesołym miasteczku ukrytym w głębokiej dolinie Apenin, w dzisiejszej prowincji Pesaro. Jej ojciec Franciszek Giuliani i matka Benedykta Mancini należeli w tamtych stronach do bogatego mieszczaństwa. Mieli siedem córek; ostatnia z nich, Weronika, została ochrzczona nazajutrz po urodzeniu i otrzymała imię Urszula.
O swoim życiu opowie sama w Relacjach (Relazioni) umieszczonych na początku Dziennika.
Dorastała w dobrobycie, ukochana przez ojca, chętnie zaspokajającego wszystkie jej kaprysy; mogłaby być dzieckiem rozpuszczonym, niezbyt chętnie przyjmującym przekazywane jej przez matkę surowe nauki Ewangelii i krzyż. Pociągają ją uroki tego świata i natura, jest skłonna do próżności i do zmysłowych przyjemności, miewa różne zachcianki, ale pociągają ją też wznioślejsze powaby miłości Jezusa i Jego krzyża. Od najmłodszych lat rozpoczyna się więc w niej walka, która będzie coraz ostrzejsza w jej życiu religijnym, między człowieczeństwem, jak ona to nazywa i duchem, czyli między naturą i łaską. Po heroicznych zmaganiach walka ta kończy się pełnym triumfem ducha i łaski, i najwyższym stopniem świętości.
W wieku około siedmiu lat Urszula traci swą ukochaną matkę. Dalsze jej wychowanie zostaje powierzone siostrom, które odziedziczyły po matce ducha pobożności i umartwienia, i które, oprócz dwu zmarłych w młodziutkim wieku, jedna po drugiej wstąpią do klasztoru.
Urszuli sprawia przyjemność budowanie ołtarzyków i w tym przejawia całą swą miłość do Jezusa. Z Nim i z Maryją na ulubionych przez nią obrazkach rozmawia tak, jakby byli obecni. „Rozmawiałam z Jezusem, tak jakbym robiła to z żyjącym stworzeniem”. Widzi, jak się poruszają, doznaje ich uścisków, słyszy Jezusa, który jej mówi: „Wyzbyj się wszystkich swoich zachcianek i staraj się jedynie we wszystkim pełnić wolę Bożą”.
Gdy miała osiem lat, jej ojciec, który w międzyczasie otrzymał od księcia Parmy Ranunzio II zaszczytne i dobrze opłacane stanowisko, wziął ze sobą swe córki do Piacenzy.
Dla Urszuli zaczyna się nowe, jeszcze wystawniejsze życie ze służącymi i w luksusowych sukniach, które kupował jej ojciec, pragnący w ten sposób okazać miłość do swej najmłodszej i jednocześnie zadowolić swą próżność pokazywania jej elegancji miejscowej społeczności. Urszula nie odmawia; przeciwnie, jej natura znajduje w tym upodobanie: „Podobało mi się to”, powie później, już jako zakonnica kapucynka, w swej Relacji.
W wieku dziesięciu lat przystępuje do Pierwszej Komunii Świętej. Z jaką płomienną miłością ją przyjęła, powie ona sama w tejże Relacji. Razem z jej miłością do Jezusa ukrzyżowanego wzrasta jej pragnienie cierpienia: „Odczuwałam bodziec i skłonność do cierpienia”. Będzie to najpierw instynkt naśladowania. Tak na przykład, kiedy chce naśladować św. Różę z Limy, która powodowana duchem umartwienia miażdżyła sobie palce; albo palonych żywcem męczenników, których chciała naśladować trzymając rękę nad ogniem. Później będzie to wymóg jej miłości do Ukrzyżowanego, bo przecież nie można miłować bez pragnienia naśladowania Umiłowanego: „Ach, jakże byłabym szczęśliwa, gdybym i ja została przybita gwoździami i przebita włócznią!”.
Natura jeszcze jednak nie umarła. Ciągle jeszcze znajduje upodobanie w światowych rozrywkach. Chcąc udaremnić pragnienie Urszuli zostania zakonnicą, ojciec zaprasza do domu postawnych młodzieńców, którzy mieli wzbudzać w niej upodobanie w imprezach i życiu światowym. Jest wystawiana na rozmaite niebezpieczeństwa. Przez jakiś czas ulega chęci prowadzenia lekkiego życia. W swym wnętrzu szybko jednak odczuwa całą jego pustkę. I nie przestaje powtarzać: „Chcę tylko jednego Oblubieńca, Jezusa”. Ojciec płacze, błaga, żeby go nie opuszczała, jednak Urszula jest nieustępliwa. Głos Ducha był silniejszy niż ojca, którego przecież gorąco kochała.
Gdy ojciec był w Piacenzy, powróciła z siostrami do Mercatello i zamieszkała u wuja, który ściśle się trzymając otrzymanych instrukcji, robił wszystko, żeby ją odwieść od wstąpienia do klasztoru, wspomagany w tym przez siostry, które chciały, żeby jedna z nich została z ojcem. Urszula z tego wszystkiego rozchorowała się. Ogólnikowa obietnica ojca zezwolenia na wstąpienie do zakonu przywróciła jej zdrowie. Pojawiło się jednak inne opóźnienie: chłopcy, którzy chcieli prosić o rękę pięknej i bogatej dziewczyny, nadal zastawiali na nią pułapki, chcąc ją nakłonić do zmiany postanowienia.
Urszula słuchała niekiedy głosów świata, jednak głos wewnętrzny nie przestawał jej wzywać do klasztoru. Wreszcie, z pomocą opatrznościowych okoliczności, otrzymała zgodę swego wuja i 28 października 1677, w wieku 17 lat, bez spotkania się z ojcem wstąpiła do klasztoru klarysek kapucynek w Città di Castello.
Do klasztoru weszła ubrana we wspaniałe suknie, między dwoma rzędami wielbicieli i ciekawskich. Pretendenci do jej ręki znaleźli się tam, chcąc raz jeszcze zatrzymać ją w świecie. „Była to dla mnie wielka pokusa”, pisze Weronika. Wiedziała, co zostawiała za sobą. Wiedziała, co ją czeka w surowym, umartwionym życiu kapucynek. Zwyciężyła jednak miłość.
***
W pierwszych dniach nowicjatu ukazał się jej Pan i powiedział: „Czego chcesz?”. Jak mówi sama Weronika, „Poprosiłam Go o łaskę miłowania Go i jestem przekonana, że mi jej udzielił”. Potem poprosiła Go jeszcze o trzy łaski: „Chcę żyć otoczona Jego miłością, zawsze pełnić Jego Boską wolę i być razem z Nim ukrzyżowana”.
Weronika będzie kochała tak, jak niewiele dusz kochało na tym świecie; doświadczy jednak, że do wielkiej miłości można dojść tylko pod warunkiem całkowitego oddania siebie, krzyżowania natury na krzyżu Jezusa. On mówi jej: „Wybrałem cię do wielkich rzeczy; żeby Mnie jednak kochać, będziesz musiała wiele cierpieć”. Krzyż szybko też przychodzi do niej: przełożona czuje do niej awersję, ona zaś nie może się powstrzymać od takiego samego wobec niej uczucia; tak samo jest w przypadku mistrzyni nowicjuszek: wydaje się, że przyłączyła się do niej grupa nowicjuszek, żeby cierpiała z ich strony prześladowanie¹. Weronika z żalem myśli o swym domu rodzinnym, o pozostawionej w samotności jednej siostrze, bo inne były już w klasztorze. Dla biednej natury zbyt wielki był kontrast między doznawanymi dotychczas wygodami i skrajnym ubóstwem kapucynek. Bardzo cierpi z tego powodu, żołądek buntuje się przeciw nędznemu jedzeniu, brzydzi się zupełnym brakiem czystości. W tym nowym życiu z wszystkim musi walczyć.
Weronika z całą energią podejmuje tę walkę. Natura się buntowała i uciekała od przyczyn cierpienia, duch, który za wszelką cenę chce poddać ją sobie, szukał ich, ażeby przezwyciężyć wstręt, przez podwajanie jego przyczyn. Nie mogła znieść ryby. Chcąc przezwyciężyć wstręt, który w niej budziła, brała jedną do swego pokoju i trzymała, dopóki nie zaczęła gnić. Wtedy dopiero zmuszała naturę do wąchania i kosztowania ryby pełnej robaków. Zapewnia nas, że od tego czasu świeża ryba nie budziła już w niej niesmaku. Do takich podstępów, do surowych dyscyplin i heroicznych umartwień ucieka się, chcąc pokonać naturalną odrazę.
Potrzebną do tego siłę znajduje w kontemplacji męki Jezusa. W niej znajduje „pragnienie przeżywania cierpień”. Od Ukrzyżowanego dociera do niej „jakby głos”, który kieruje jej praktykowaniem miłości, posłuszeństwa, dystansu i pokory, ażeby umożliwić jej osiągnięcie niepodzielnej miłości samego Boga: „O nieskończona miłości mojego Pana, przyjdź do mnie, wciel się we mnie, ażebym mogła kochać całym sercem, Twoją miłością!”. Weronika stara się cierpieć nie dla samego cierpienia; chodzi jej o cierpienie, które budzi miłość, które wynika z nieskończonego pragnienia kochania, naśladowania, utożsamiania się i jedności.
W ten sposób Weronika przeżyła trzy lata nowicjatu: w milczeniu, w praktykowaniu ubóstwa, posłuszeństwa i pokory. Dobrze wiedziała, że są one środkami osiągnięcia wielkiej miłości, jedynego celu jej życia.
Potem złożyła uroczystą profesję, przez którą związała się na zawsze ze swą ukrzyżowaną Miłością. Profesja niczego nie zmieniła w sposobie jej życia. Odczuwa coraz większą potrzebę zniknięcia, ażeby pozostawić w sobie całe miejsce Jezusowi: „Pragnę umrzeć dla siebie samej, wyzbyć się siebie samej i wszystkich rzeczy”.
Nauka jej jedynej książki jest następująca: „Wydawało mi się, że rozumiem, że jedyną moją książką i przewodnikiem jest ukrzyżowany Jezus”. Jeśli otwiera jakąś książkę w celu znalezienia przedmiotu rozmyślania, gdy tylko ją zamknie, zapomina o wszystkim; i mówi: „w moich myślach pojawiał się ukrzyżowany Jezus”. I tak narastało w niej pragnienie cierpienia.
Nie należy jednak myśleć, że natura Weroniki została już pokonana, że wszystko było już dla niej łatwe i jakby naturalne. Nawiedzają ją czasem chwile melancholii. „Natura uskarża się na zbyt trudne życie”. Czuje, że „wszystko jest trudne”. Z reguły zwyciężał jednak duch: „Duch radował się pośród krzyżów”. Nie zawsze jednak. Wtedy, jak mówi Weronika, „całowałam ścianę, habit i wszystko, co mi było przeciwne”. Odczuwa krzyż, wie jednak, że Jezusa znajduje się tylko przez krzyże, ona zaś chce żyć miłością do Jezusa.
Przekonana od samego początku swego zakonnego życia, że własnymi siłami nie można dojść do upragnionej miłości, chce pozostawić w sobie całe miejsce Jezusowi – Jezusowi, który ma być całym jej życiem, całą jej miłością i całą jej doskonałością. „Chcę Cię kochać Twoją własną Miłością”. Ażeby to osiągnąć, trzeba się poddawać działaniu Bożemu. „Trzeba ulegać wszystkiemu temu, czego Bóg dokonuje w naszej duszy”.
W tym ćwiczeniu się w postawie biernego przyjmowania Weronika doznaje zalewającego ją radowania się miłością Bożą, ale jednocześnie też wszystkich męczarni ukrzyżowania, śmierci ciała, natury i własnego ja. W oschłości powodowanej przez tę śmierć, bardziej jeszcze nieznośnej z powodu jej nieskończonej potrzeby miłowania, woła rozpaczliwie do Boga, który wydaje się jej nieobecny, i biegnie niestrudzenie w poszukiwaniu ukrywającego się Oblubieńca.
Rozpłomieniona dusza, rozkochana w Miłości, znajduje pokój w coraz doskonalszym zdawaniu się na wolę Bożą, która stanie się na koniec jedyną regułą jej życia, doskonałą formą biernego poddawania się działaniu Boga. „Jeżeli takie jest Twoje upodobanie i taka Twoja wola, żebym była tak opuszczona i pogrążona w wewnętrznych ciemnościach, gotowa jestem poddawać się w tym wszystkim Twojej świętej woli”.
W dalszym ciągu toczy się jednak walką między naturą i duchem. Ponieważ złożyła siebie w ofierze jako zadośćuczynienie i pośredniczkę między sprawiedliwością Bożą i grzesznikami, pośredniczkę służącą duszom w czyśćcu, rzeczywiście ponawia mękę Chrystusa: doznaje wszystkich jej cierpień i całej goryczy, jednak „jarzmo stało się słodkie i ciężar lekki” pod wpływem miłości, która jest coraz słodsza w miarę wzrastania w oddawaniu się krzyżującej miłości. „Gwoździem, powiada, w którym kryje się czysta miłość, jest krzyż”. A pragnienie miłości jeszcze tylko powiększa pragnienie dusz: „Dusze, dusze, jakże was pragnę, Boże mój! Niech spadną na mnie wszelkie męczarnie i tortury. Jestem gotowa na wszystko, byle tylko Ciebie nie obrażano!”.
I rzeczywiście, spadną na nią wszelkie męczarnie i tortury, zewnętrzne i wewnętrzne. Stała się uczestniczką męki Chrystusowej, nie wyłączając stygmatów, toteż budzi podziw niektórych sióstr, spowiednika i biskupa, ale jednocześnie narasta opozycja sióstr, które zawsze były jej przeciwne, i przełożonej, która bez powiadomienia biskupa przedstawia wszystko Świętemu Oficjum. W ten sposób rozpoczyna się dla Weroniki najboleśniejsza Kalwaria.
Decyzją Świętego Oficjum zostaje pozbawiona funkcji mistrzyni nowicjuszek, zamknięta w ciemnej komorze i otrzymuje zakaz wszelkich kontaktów z osobami wyraźnie do tego nie upoważnionymi; zostaje poddana upokarzającym wizytom lekarskim i surowemu traktowaniu przez inkwizytora; jest podejrzewana nawet przez tych, którzy dotychczas ją podziwiali: przez biskupa i spowiednika, którym polecono doświadczać ją i upokarzać na wszelkie sposoby; wmawiać jej, że wszystkie nadzwyczajne zjawiska na jej ciele i duszy (stygmaty, widzenia, słowa Jezusa) są dziełem diabła. Ona, która zawsze i z wielką pokorą nie dowierzała sobie i uważała siebie za niegodną wszystkich tych niezwykłych łask Bożych, zostaje utwierdzona w swych wątpliwościach i w przekonaniu o swej niegodności. Opuszczona przez Boga i ludzi jest spychana na skraj rozpaczy.
Ocala ją jednak zdanie się na wolę Bożą. Doświadczenia coraz jaśniej ukazują jej cnotę, pokorę, posłuszeństwo i zjednoczenie z Bogiem. Za pozwoleniem Świętego Oficjum zostaje jej przywrócona funkcja mistrzyni nowicjuszek, a 5 kwietnia 1716 zostaje jednogłośnie wybrana na ksienię swego klasztoru. Później jest ponownie zatwierdzana na swym urzędzie, który będzie sprawować z największą roztropnością dla większego dobra duchowego i materialnego wspólnoty i klasztoru, aż do śmierci, która nastąpiła 9 lipca 1727 roku.
Już za życia sława jej świętości rozeszła się w całym rejonie, a nawet w dalszych prowincjach Italii. Zwykli obywatele i wielcy tego świata polecali się jej modlitwom i światłu, które – co potwierdzały wydarzenia – pochodziło z niebios. Gdy tylko się rozeszła wieść o jej śmierci, ludzie zbiegali się tłumnie, aby ją uczcić i wzywać. 6 grudnia tego samego roku rozpoczął się w kurii biskupiej proces informacyjny w sprawie jej beatyfikacji. 7 czerwca 1804 r. została ogłoszona błogosławioną, a 26 maja 1839 r. uroczyście kanonizowana przez papieża Grzegorza XVI.
Weronika Giuliani o swym życiu zewnętrznym i wewnętrznym, ludzkim i Bożym, opowiada w serii Relacji i w Dzienniku, które – nie licząc tego, co zaginęło – razem stanowią 42 grube tomy, napisane własnoręcznie, oprawione w pergamin i zazdrośnie przechowywane w klasztorze Città di Castello.
Dziennik zaczęła pisać w 1693 roku na polecenie swego spowiednika ojca Hieronima Bastianelli, oratorianina, i po krótkiej przerwie pisała go do 25 marca 1727 roku, kończąc kilka miesięcy przed swą śmiercią.
Relacji jest pięć. Pierwszą Weronika napisała w 1693 roku, i zawiera wydarzenia z jej życia w latach 3–16; druga, sporządzona w 1700 roku, przypomina wydarzenia z trzeciego roku i aż do roku trzydziestego ósmego; trzecia, napisana w 1699 roku, przypomina wydarzenia od pierwszych lat dziewczęcych do pierwszego roku nowicjatu; czwarta, z roku 1714, opisuje jej młode lata; piąta wreszcie mówi o dzieciństwie, latach młodzieńczych i otrzymaniu stygmatów. Powodem wielości tych Relacji są zmieniający się biskupi, przełożeni zakonnic i spowiednicy, którzy chcieli być poinformowani o przeszłości swej niezwykłej penitentki.
Jak już powiedzieliśmy, Relacje i Dziennik św. Weroniki przez wiele lat pozostawały „skarbem ukrytym”. Nikt nie odważał się podjąć decyzji opublikowania tej bezkształtnej masy niezbyt czytelnych rękopisów, w których częste powtórki mogą powodować znużenie u tych, którym brak cierpliwości do szukania „skarbu ukrytego” pod całym stosem mniej wartościowego materiału. Nie licząc olbrzymich kosztów takiego przedsięwzięcia…
Pierwszym, który do tego przystąpił, był Francuz Francesco Dausse z Grenoble, który pomimo swych 80 lat zabrał się do tej uciążliwej pracy. Opublikował jeden tom w języku włoskim z przekładem na francuski w roku 1883; w latach 1884 i 1885 ukazały się dwa włoskie tomy. Śmieć ojca Dausse’a przerwała tę publikację.
W roku 1891 podjął ją na nowo kanonik sycylijski Annibale di Francia, ale publikacja zatrzymała się po pierwszym tomie.
Wreszcie jezuita o. Piotr Pizzicaria (1824–1913) dostarczył nam ośmiu tomów Dziennika, których publikowanie ukończono po jego śmierci, z okazji drugiego stulecia od śmierci św. Weroniki, w roku 1927.
Relacje i Dziennik zawierają opis jednego z najgłębszych, najbogatszych i najwspanialszych doświadczeń religijnych. Jednak zawarty w nich skarb, pomimo ich publikacji, nadal pozostawał ukryty. Niewiele osób miało odwagę nabycia tych 10 grubych tomów i zadania sobie trudu przeczytania 8.000 stronic. Tym bardziej, że mamy tu do czynienia ze świętą prawie nieznaną, a jej biografowie starali się ukazywać elementy niezwykłe, niemożliwe do naśladowania, fantastyczne – a więc wszystko, co budzi lęk biednej natury i u czytelników zbyt „racjonalnych”.
Sam Dziennik – poza nie kończącymi się powtórkami utrudniającymi jego lekturę, a których powodem jest fakt, że Weronice jej spowiednicy polecili zapisywać każdego dnia zdarzenia z konieczności się powtarzające – zawiera przede wszystkim opis wydarzeń nadzwyczajnych (stygmaty, widzenia, zasłyszane słowa, walki z demonami), ponieważ o takich chcieli być informowani spowiednicy i inkwizytorzy Świętego Oficjum. Nic więc dziwnego, że Weronika przy nich dłużej się zatrzymywała.
Nie chcemy tutaj wydawać sądu o naturze tych nadzwyczajnych faktów. Kościół przyjmuje istnienie autentycznych widzeń, prywatnych objawień i prześladowania przez demonów. Ale ze względu na możliwy wpływ ataków nerwowych, wyobraźni, sugestii i halucynacji – czyni to z wielką roztropnością²! Dobry ojciec Pizzicaria przesadza, kiedy w swych komentarzach do dziwnych faktów opisanych w Dzienniku twierdzi, że powinniśmy im dawać wiarę, ponieważ zatwierdził je Kościół, kanonizując św. Weronikę. Kościół, stwierdzając świętość sługi Bożego, abstrahuje od faktów nadzwyczajnych i opiera się jedynie na cnotach i życiu wewnętrznym. Co więcej, istnienie tych fenomenów często stanowi przeszkodę w dalszym prowadzeniu sprawy wynoszenia na ołtarze, ponieważ Kościół obawia się, że są one wytworem chorego umysłu, chociaż z drugiej strony tego rodzaju choroby nie muszą stanowić przeszkody na drodze świętości.
W publikowaniu tego Dziennika życia wewnętrznego św. Weroniki będziemy więc szli za przykładem Kościoła: pozostawimy na boku nadzwyczajne fenomeny, które nie decydują o świętości, o autentycznym życiu duchowym i autentycznej mistyce i poprzestaniemy na opisie przedziwnej nauki ascetycznej i mistycznej tej świętej, jej wymownego doświadczenia w dążeniu do doskonałości oraz niezwykłej głębi jej życia wewnętrznego, życia w Bogu i życia Bożego w duszy.
Pominiemy też opisywanie jej niezwykłych umartwień, często niemożliwych do naśladowania, pokut aprobowanych przez jej spowiedników, których jednak dzisiaj nikt by nie autoryzował, poza konkretnymi przypadkami stwierdzenia oczywistej woli Boga. Zachowamy natomiast to, co naświetla ducha umartwień św. Weroniki, ducha, bez którego nie ma ani świętości, ani duchowego rozwoju, ani życia nadprzyrodzonego.
Tak postępując, sprowadzimy duchowe życie Weroniki do jego czystej linii klasycznej, uwalniając je od barokowych nadbudówek, którymi dotychczas je obciążano; będziemy unikać przedstawiania duszom faktów i praktyk zdolnych bardziej niebezpiecznie pobudzać wyobraźnię i odwodzić je od właściwej drogi doskonałości, niż nauczać drogi świętości ewangelicznej, od której Weronika nie chciała się oddalać; istotnie zabraniała ona swym nowicjuszkom czytania książek opisujących fakty nadzwyczajne i nie dawała łatwo wiary tym, które się wydarzały jej samej, i o których opowiadała jedynie z posłuszeństwa spowiednikom i przełożonym: „Tak więc dla okazania posłuszeństwa opiszę wszystko zwięźle; nie należy jednak uważać, że tym rzeczom daję wiarę, bo zawsze się lękam, że są to produkty mojej wyobraźni. Gdyby posłuszeństwo nie zmuszało mnie do opowiedzenia wszystkiego, pominęłabym je milczeniem, jak czyniłam to wiele razy”. A innym razem mówi: „Piszę, żeby okazać posłuszeństwo; zresztą nie dowierzam tym rzeczom; żyję w strachu, że wszystko to są iluzje albo nasze kobiece wytwory, bo my kobiety łatwo bywamy igraszką swej wyobraźni”.
Św. Weronika mówi tu o nadzwyczajnych fenomenach i widzeniach, w których wyobraźnia może wprowadzać w błąd. Nie ma natomiast miejsca na błąd w praktykowaniu ewangelicznych cnót pokory, posłuszeństwa, ubóstwa, umartwiania ciała, natury i własnego ja – czego Weronika daje wspaniałe przykłady; nie ma miejsca na błąd w praktykowaniu skupienia, życia wewnętrznego, zjednoczenia z Bogiem i życia łaski, będącego cudownym uczestniczeniem w życiu Boga, w które wprowadza nas w mistyczne doświadczenie naszej świętej; doświadczenie wewnętrzne, nieskończenie cudowniejsze i wznioślejsze niż wszelkie nadzwyczajne fenomeny, a które istnieje w powszechnej drodze doskonałości i świętości, do której wszyscy są powołani.
Wszystko to stanowi zwyczajny aspekt życia św. Weroniki, i tylko to będziemy przekazywać z jej Dziennika.
W ten sposób, pomijając wszelkie zbyteczne definicje, możemy skrócić go do skromnych rozmiarów, niczego nie ujmując z jego pełni autobiograficznej, ascetycznej i mistycznej. Przeciwnie, przez zachowanie własnej formy Dziennika w jego porządku chronologicznym, zamiast łączenia wybranych myśli dotyczących jakiegoś przedmiotu, czy jednej cnoty, jak to czynili inni, nasze kompendium będzie miało tę zaletę, że ukaże stopniowy rozwój doskonałości i życia Bożego w duszy – rozwój, który znika z oczu przy rozwodzeniu się na temat szczegółów i przez uwzględnianie istniejących w kompletnej wersji Dziennika powtórek. W ten sposób będziemy mieli oparty na rzeczywistym i pełnym doświadczeniu przepiękny traktat życia duchowego i niezrównany opis warunków wzrastania duszy w Bogu, jak również rzadki dokument nadprzyrodzonej mistyki i psychologii religijnej.
Tworząc całość z dwu pierwszych Relacji przez wybranie i chronologiczne uporządkowanie obydwu, otrzymamy jasny rozwój duchowego życia Weroniki do roku 1693, daty rozpoczęcia pisania Dziennika. Obchodząc się z nim później tak, jak robi się z tysiącami metrów przygotowywanego filmu, odrzucimy z niego wszystko, co niepotrzebne oraz to, co stanowiłoby przeszkodę w przedstawianiu jego rozwoju, życia i jedności wyrazu; w rezultacie otrzymamy żywą obecność duszy dążącej do Boga i zdobywającej miłość.³
2. Duchowa doktryna św. Weroniki
Po uwolnieniu od nieistotnych nadbudówek, życie i doktryna św. Weroniki Giuliani przedstawia się nam jako czysty klasyczny wyraz ascetyki i mistyki chrześcijańskiej, ascetyki ewangelicznej uczącej ofiarności, odrywania się od siebie samego, umartwienia i krzyża, które umożliwiają nam życie z Chrystusem i w Chrystusie oraz kierowanie się wielkim przykazaniem miłości: „Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całym swoim umysłem i całą swoją mocą”⁴.
Charakterystyczne dla Weroniki są tylko pełnia, gwałtowność i radykalizm w realizowaniu ewangelicznych przykazań wyrzeczenia i absolutnej miłości, które są nieodzownymi warunkami świętości. Życie i nauka Weroniki zdecydowanie przypominają to pokoleniu niezbyt skłonnemu do ofiary, nawykłemu do przeciętności i redukowania umartwienia do minimum, a tym samym skazanemu na nieznajomość wielkiej miłości, którą się zdobywa jedynie za cenę radykalnego krzyżowania siebie i całkowitego ogołocenia umożliwiającego życie w Bogu, samym Bogiem i przez samego Boga.
Inną cechę charakterystyczną duchowości Weroniki stanowi aspekt ze swej istoty nadprzyrodzony. W przeciwstawieniu do współczesnej duchowości, która pokłada duże zaufanie w naturze i jej siłach, Weronika przypomina podstawową zasadę ascetyki ewangelicznej: Jezusowe „beze Mnie nic nie możecie uczynić”, zgodnie z którą życie nadprzyrodzone nie opiera się na siłach przyrodzonych, tak jakby one mogły same z siebie czegoś dokonać i osiągnąć doskonałość do pewnego stopnia, po którym ciąg dalszy byłby już dziełem łaski. Doskonałość nadprzyrodzona opiera się nie na naturze, lecz na Jezusie, któremu dusza powinna pozostawiać w sobie miejsce, unicestwiając się w Nim przez pokorę, umartwienie i całkowite wyrzeczenie się siebie samej. Duchowość naturalistyczna każe wzrastać, natomiast duchowość nadprzyrodzona każe się umniejszać i robić tym samym miejsce Jezusowi i Jego działającej w nas mocy: „Trzeba, żeby On wzrastał, a ja żebym się umniejszał”.
Duchowość św. Weroniki jest wysiłkiem ogołacania siebie, biernego poddawania się działaniu Bożemu, oddawania się Jezusowi i zawierzenia Jego działaniu w nas. W ten sposób nabywa się wszystkie cnoty, które nie są naszymi cnotami, lecz cnotami Jezusa w nas, i dlatego nie powinniśmy się nimi pysznić, lecz uważać siebie za nicość. W ten sam sposób zdobywa się też miłość, prawdziwą nadprzyrodzoną miłość, która jest uczestniczeniem w miłości Jezusa w nas, w Duchu, który czyni nas w Jezusie dziećmi Ojca, w którym wołamy: „Abba, Ojcze!”.
Weronika wie, że sama z siebie nie jest zdolna do miłości nadprzyrodzonej, czuje jednak, że powinna kochać, i będzie kochać, ale tylko wtedy, gdy Jezus będzie kochał przez nią i w niej, a ona w Nim: „ażeby kochać, zjednoczyć się, mieć i działać z czystą miłością, potrzebujemy samej miłości Bożej”.
Taka będzie stała doktryna Weroniki, doktryna tworzona najpierw pod wpływem nadprzyrodzonego instynktu odczuwanego przez nią jako jej nieskończone pragnienie miłości, które będzie mogło zostać zaspokojone tylko wtedy, gdy będzie kochać nieskończoną miłością samego Boga. Doktryna ta później poszerzona zostanie przez doświadczenie, w którym Weronika będzie czuła, że Bóg rzeczywiście dokonuje w niej wszystkiego: zjednoczenia, posiadania, każdego dobrego czynu i samej miłości, którą kocha Boga, oraz że jest to miłość, którą sam Bóg kocha siebie w niej, a ona w Nim, w jedności; w trynitarnej jedności Miłości nieskończonej. Ona zaś będzie doświadczać, że ta trynitarna jedność Miłości nieskończonej jest osiągalna w jedności z Jezusem, w Jezusie, który jest drogą, prawdą i życiem duszy. „Zrób ze mnie jedną rzecz z Tobą – mówi Weronika Jezusowi – ażebym mogła kochać Twoją Miłością”.
Jest to droga jedności, na którą wchodzi się przez bierne poddawanie się działaniu Bożemu, w całkowitym zdaniu się na wolę Boga, na Jego działanie w nas i w naszym otoczeniu: „Dobro dusz polega na tym rzeczywistym powierzeniu się Bogu”.
Nie znaczy to, że Weronika sprzyja kwietyzmowi. Jej zasada brzmi następująco: „Całe działanie należy do Boga, potrzebne jest jednak nasze współdziałanie”. Bóg czyni wszystko, jednak nic nie zrobi bez naszej aktywnej, dobrowolnej zgody: „Nie powinnam już być działającą, ale powinnam pozwolić działać Działającemu, którym jest Bóg, przy moim współdziałaniu we wszystkich Jego dziełach”. Bóg czyni wszystko, jednak nie robi niczego bez naszej współpracy, bez naszej walki z sobą samym, która umożliwi nam życie w Nim. Ziarno pszeniczne powinno obumrzeć, ażeby przynieść owoc nowego życia; powinno zostać zmielone, żeby się stało mąką na hostię, która zostanie przemieniona w Jezusa: „Panie, zmiel mnie, skrusz mnie. Jestem Twoja. Zrób ze mnie, co zechcesz”.
Weronika uczy nas, że chcąc żyć w zdaniu się na Boga, w biernym poddawaniu się działaniu Bożemu, musimy umrzeć sobie samemu, ‘musimy iść pod prąd’, czyli przeciwstawiać się we wszystkim naturalnym tendencjom; ‘iść pod prąd’, opierając się wszystkim złym tendencjom natury; ale trzeba też ‘iść pod prąd’ uśmiercając samą naturę, ażeby żyć życiem nadprzyrodzonym.
Istotnie, kto – nawet nie godząc się na grzech – słodko oddaje się życiu przyrodzonemu, bez wysiłku, bez ofiar i umartwienia, ten może być cnotliwy, ale będzie żył nie w Bogu, lecz w sobie; nigdy nie osiągnie życia Bożego, które nabywa się przez ofiarę, wysiłki, walkę i śmierć. Kto chce unikać walki, nie będzie ani zimny, ani gorący, ale tylko letni, którym Pan brzydzi się i wyrzuca z ust swoich – bo On sam oddaje się z miłością nieskończoną temu, kto chce płonąć Jego Boskim ogniem; schyla się jak ojciec do grzesznika, który pragnie miłości także kiedy grzeszy i który tylko potrzebuje przewodnika, żeby się nie oddalić od źródła.
Kierując się tymi zasadami, Weronika będzie – jak zobaczymy w Dzienniku – krokami olbrzyma podążała drogą doskonałości, ażeby się wspiąć na najwyższe szczyty miłości, zjednoczenia i życia Bożego.
Umartwia swe ciało, ażeby oddalić pokusę, uniknąć niebezpieczeństwa życia czysto naturalnego, naśladować Jezusa i ratować dusze w zjednoczeniu z Jego odkupieńczym cierpieniem. Umartwia pychę, własną wolę, które są największymi przeszkodami życia w Bogu. „Pragnę tylko wzgardy. Jaki jest sposób czynienia woli Bożej? Pierwszym z nich jest pozbycie się własnej woli”.
Pragnie usilnie cierpienia, pragnie upokorzeń i śmierci własnej woli nie dlatego, żeby gardziła życiem i ludzką godnością, lecz z umiłowania prawdziwego życia, prawdziwej godności, Miłości i drogi miłości. „Daj mi poznać, że nie ma droższej rzeczy niż cierpienie, ponieważ czyste cierpienie daje czystą miłość”. „Powinnam żyć, umierając. Ale ta śmierć powinna być drogą miłości. Drogą miłości są cierpienia”.
Cierpienia nie mają jednak żadnej wartości bez miłości. To właśnie miłość wszystko przemienia i wszystkiemu nadaje wartość: „Przez miłość w mgnieniu oka dokonuje się kroków olbrzyma na drodze doskonałości, jednak robimy je nie my jako tacy, lecz wtedy, gdy Bóg działa i współdziała razem z nami. Wszelkie dobro jest Jego dobrem”. Miłość dokonuje wszystkiego, a bez miłości nie zrobi się niczego, ponieważ Bóg dokonuje wszystkiego, a tylko z miłością, umierając sobie samemu, żyje się w Bogu: „Życie jest wtedy prawdziwe, kiedy miłuje się Boga i zapomina o sobie”.
Nadprzyrodzona doskonałość jest dziełem Boga; polega ono na zastąpieniu naszego działania przez działanie Boga, a dokonuje się to wtedy, kiedy nasze działanie osiągnie jedność z Jego działaniem, z chwilą, gdy umrzemy dla siebie samych i zjednoczymy się z Nim w miłości i nasza wola zespoli się z Jego wolą. Doskonałość nadprzyrodzona jest uczestniczeniem Boga w naszych działaniach przez nasze uczestniczenie w Jego działaniu, przez miłość w nas i w łonie Trójcy. To jest ten wzniosły kres, do którego zmierzają nasza bierność poddająca się działaniu Bożemu i nasze uczestnictwo w tym działaniu, będącym ze swej istoty działaniem miłości. „Ponieważ Bóg kocha siebie samego w duszy, dlatego gdy znajduje się w Bogu, dusza kocha Boga tą samą miłością, którą On kocha siebie samego w naszej duszy”. Jest to przedziwne określenie sensu zamieszkiwania Boga w człowieku i natury łaski uświęcającej.
Możliwe, że żaden mistyk nie doświadczył w tak jasny sposób życia łaski w duszy: łaska jest uczestniczeniem w życiu Bożym, nieskończoną wymianą miłości Trójcy, wymianą dwustronną, która stała się samym życiem duszy nieskończenie miłującej, ponieważ sam Bóg kocha siebie w duszy, ona zaś kocha tą samą nieskończoną miłością w Nim, przez uczestnictwo w jedności: „Znajduję już w sobie nie siebie, lecz Boga we mnie, a ja jestem cała w Bogu”.
Do tego życia, do tej nieskończonej miłości powołani są wszyscy: „O Boże! Chciałoby się iść przez cały świat, wołając ludzi i szukając dusz, ażeby wszyscy pokochali Najwyższe Dobro, wszyscy radowali się i uczestniczyli w Bogu Trójjedynym, który cały jest miłością nieskończoną, niezmierzoną, niepojętą, ukrytą dla wszystkich i której nikt nie kocha, jak należy. To nieskończone Dobro jest przed nami i w nas, my jednak żyjemy jak ślepcy”.
Żeby móc zobaczyć tę miłość, żeby nią żyć, wystarczy szukać już nie siebie samego, lecz Boga w sobie i we wszystkich naszych czynach. „Najważniejsza ma być następująca czynność: uwolnić się od siebie samego. Dokonuje się to przez stałe ćwiczenie się w samozaparciu, przez niekosztowanie już niczego i rozsmakowanie się wyłącznie w Bogu”. Warunkiem osiągnięcia tego jest zrezygnowanie z własnej woli oraz zdawanie się biernie i czynnie na wolę Bożą. „Nie ma innego dobra oprócz woli Bożej; nie ma innego pokoju oprócz woli Bożej, nie ma innego sposobu zjednoczenia się z Bogiem poza Jego najświętszą wolą”. Zdana w ten sposób na wolę Bożą, dusza nie prosi, nie odczuwa smaku ani niesmaku, lecz trwa w stanie obojętności; jest zadowolona pod każdym względem.
Chcąc jednak dojść do radowania się w Bogu, do życia i odczuwania w Nim na Boski sposób, trzeba też zrezygnować z ludzkich sposobów radowania się, życia i odczuwania, w wyniku których pozostajemy jeszcze w sobie. „Bóg nie znajduje się w pociechach, lecz w stanach oschłości, opuszczenia, znużenia i udręki. W nich człowiek uczy się autentycznego sposobu życia Bożego, pozostając całkowicie w Bogu, cały w Nim ukryty. Żyje się Bogiem i jest się w Bogu, z Bogiem doznaje się rozkoszy, ale cała ta rozkosz znajduje się w Bogu”. Tutaj doświadcza się smakowania w bezsmaku, bo w ten sposób kosztuje się Boga nie w sposób niedoskonały i po ludzku, w nas samych, lecz na sposób Boski, w Bogu. „Miłość Boża zawładnęła duszą, ona zaś utożsamiła się z Bogiem”.
Jest to kres Bożej ascezy; po zakosztowaniu Boga w sobie dusza – po kolejnych stanach oschłości i śmierci – zaczyna kosztować Boga w Bogu, co jest jedynym sposobem rzeczywistego kosztowania Boga i życia życiem Bożym, ponieważ nasze skończone jestestwo nie może pomieścić w sobie sposobu nieskończonego, i trzeba wyjść z siebie, zapomnieć o sobie i znaleźć się w Bogu, ażeby żyć na sposób Boży i w ten sposób zaspokajać nieskończone pragnienie dane przez Boga stworzonej duszy, ażeby mogła uczestniczyć w Jego własnym życiu. „Tej nocy wśród ciemności mojej nicości znalazłam się w prawdziwym świetle Boga nieskończonego i niepojętego. Tak w nim byłam, że rozkoszowałam się i miałam upodobanie w byciu w Bogu”. „Żyję w sobie, nie dla siebie: Bóg żyje w tej duszy; Bóg jest życiem mojej duszy”.
Jest to pełnia życia, w której żyje się Bogiem, życiem Bożym, kocha się Miłością samego Boga: do kochania potrzebna jest Miłość: Miłość kocha Miłość”. Gdy kocham, „składam Bogu dar Boży”.
Jest to najwznioślejszy przejaw miłości w Bogu, we wzajemnym, nieskończonym dawaniu się sobie; przejaw samego życia Trójcy i życia w Niej duszy. Najwznioślejszy przejaw nieskończonej Miłości, Boga, który kocha samego siebie, i miłości duszy, która kocha tą samą miłością i w tej samej miłości. „W duszy działa miłość; są to rzeczy, których nie da się wyrazić w słowach; dlatego my, najnędzniejsze stworzenia, niczego nie zrozumiemy i tylko trwamy w Bogu potężnym, mądrym i miłosiernym. W ten sposób zatracamy się w Nim, jesteśmy w Nim jednym i tym samym jestestwem; i gdy On sam działa w nas, a my utożsamiamy się z Jego chceniem, wtedy spoczywamy, ponieważ Działający jest absolutnym Panem wszystkiego, a my – oderwani od wszystkich rzeczy przemijających i pozbawieni ich – nie myślimy o niczym innym poza Bogiem”.
Od pierwszych stopni ascezy, przechodząc przez rozkosze życia wewnętrznego i przez rozmaite ogołocenia i oderwania, przez kolejne śmierci będące dziełem miłości, Weronika Giuliani prowadzi nas krok za krokiem do przemiany duszy w Bogu; od życia Boga w duszy do uczestniczenia w życiu Boga w Bogu, w tym życiu niewysłowionym, którego żaden ludzki język nie może wyrazić: „Tutaj nie potrafię niczego wyjaśnić… Powiem tylko, że kiedy Bóg udzieli duszy tej łaski, znajduje się ona w niezmierzonym i nieskończonym morzu Bożej miłości… Bóg wlewa w nią swoją czystą miłość, tak że dusza kąpie się w tej miłości. Gdy uczestniczy w miłości Bożej, ta sama Miłość napełnia ją boskimi przymiotami… Udzielanie i jednoczenie się w tej miłości, którą mają w sobie trzy osoby Boże, dawane jest także kochającym duszom i one w niej partycypują, a Bóg w duszach, swych wiernych oblubienicach, dokonuje tych samych dzieł miłości, jakie są między osobami Bożymi”.
Do tych wzniosłych wyżyn Miłości i boskiej jedności nieskończonej Miłości wszyscy jesteśmy powołani; jest to normalny rozwój łaski, która jest „uczestniczeniem w naturze Bożej”. Św. Weronika w swym Dzienniku ukazuje nam prowadzącą do tego drogę. Posłuchajmy jej! Pójdźmy za nią świetlistą drogą, przyciągani przez promienny jej kres, do którego zaprasza nas wszystkich: do pełnego rozwoju nasienia złożonego w nas na chrzcie, do pełnego rozwoju łaski, do pełni życia i miłości w Bożej jedności.Przypisy
1 Wszystko to było opatrznościowe; przyrodzone sympatie mogłyby doprowadzić do triumfu natury i duchowej ruiny młodej nowicjuszki. Ich przeciwieństwo pozwoliło jej uniknąć tego niebezpieczeństwa i dopomogło do umierania sobie samej i szukania wyłącznie miłości Boga.
2 Widzenia, wewnętrzne słowa albo natchnienia, mogą być rzeczywistością duchową obiektywną i jak najbardziej prawdziwą, często jednak wyobraźnia przybiera je w swoje własne materialne obrazy i własne ludzkie słowa. Wynika stąd możliwość subiektywnych interpretacji, błędów i złudzeń; dlatego nieodzowna jest tu również roztropność i kontrola ze strony Kościoła i kompetentnych osób.
3 Będziemy się tu trzymać wydania Pizzicarii , w pełni wiernego tekstowi oryginalnemu, z poprawioną jedynie ortografią i rzadkimi przypadkami zmiany budowy zdania ułatwiającej zrozumienie tekstu. Słowa wzięte w nawias kwadratowy są dodane przez autora. W celu uniknięcia zbytecznego obciążania lektury usunęliśmy z tekstu powtórki, wybierając zwrot oryginalny zawsze wtedy, gdy jest zrozumiały i dochowując skrupulatnej wierności myśli samej świętej.
4 Interesująca jest zgodność doświadczenia św. Weroniki z doktryną św. Jana od Krzyża: konieczność bycia nicością dla osiągnięcia Wszystkiego, stałe przeciwstawianie się naturze, ciemne noce mające na celu oczyszczenie się od sposobu ludzkiego dla osiągnięcia Bożego sposobu poznania i miłości w uczestniczeniu w życiu trynitarnym. Korzystną stroną Dziennika św. Weroniki jest przedstawienie tego doświadczenia w porządku chronologicznym, gdy tymczasem św. Jan od Krzyża teologicznemu opisowi własnego doświadczenia nadał formę traktatu.
5 Pierwsza Relacja, Dziennik, wydanie Pizzicaria, t. 1, s. 25. Polecenie pisania go Weronika otrzymała w roku 1693 od ojca Ubaldo Antonio Cappellettiego, filipina, który w tamtym roku był zwyczajnym spowiednikiem klasztoru sióstr kapucynek.
6 Ponieważ nasza Święta urodziła się 27 grudnia 1660, było to więc w roku 1663.
7 „Coccio” – ogrzewacz; tak również dzisiaj w Umbrii lud pospolicie nazywa takie gliniane naczynie, częściej zwane grzejnikiem („scaldino”).
8 Ból spowodowany poparzeniem.
9 Pierwsza Relacja. Dziennik I, s. 26–27.
10 Święta popełnia tu błąd; miała wtedy trochę więcej niż 6 lat, bo jej matka zmarła 26 kwietnia 1667.
11 Pierwsza Relacja, Dziennik I, s. 30–31.
12 Druga Relacja. Dziennik I, s. 79–82.
13 Pierwsza Relacja. Dziennik I, s. 31.
14 Pierwsza Relacja. Dziennik I, s. 33–34.
15 Druga Relacja. Dziennik I, s. 88–91.
16 Pierwsza Relacja. Dziennik I, s. 35–37.
17 To znaczy: żywą, rzeczywistą, jak w widzeniu.
18 Druga Relacja. Dziennik I, s. 102–104.
19 Pierwsza Recenzja. Dziennik I, s. 48–49.
20 Druga Relacja. Dziennik I, s. 109–111.
21 Jest to już oznaka czystej miłości: szukanie dobra nie własnego, lecz Ukochanego.
22 Pierwsza Relacja. Dziennik I, s. 51–54.
23 Pierwsza Relacja. Dziennik I, s. 57–58.
24 Widać, że przy wszystkich swoich dobrych nadprzyrodzonych aspiracjach Urszula nie narodziła się świętą; była takim samym dzieckiem jak wszystkie inne, ze wszystkimi jego przyrodzonymi skłonnościami do egoizmu, własnej woli, złości i próżności. Tylko „płynąc pod prąd”, osiągnie zwycięstwo i triumf łaski nad naturą.
25 Pierwsza Relacja. Dziennik I, s. 59–69.
26 Druga Relacja. Dziennik I, s. 111–113.