Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Dziennk geniusza - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
26 stycznia 2022
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
27,92

Dziennk geniusza - ebook

"Wokół Dalego wszystko jest prawdziwe z wyjątkiem mnie"

Był człowiekiem pełnym sprzeczności i namiętności, z niebywałą skłonnością do mistyfikacji i prowokacji. Wymyślał fakty, w które głęboko potem wierzył, budując wizerunek ekscentrycznego artysty i otaczając się legendą.

Dziennik jednego z najciekawszych artystów XX wieku, książka ekscentryczna jak sam autor.

Dali po raz kolejny (po "Moim sekretnym życiu" i "Namiętnościach według Dalego") ujawnia swój talent literacki i niezwykłą osobowość, w błyskotliwy sposób łącząc motywy autobiograficzne z mistyfikacją.

Ten osobliwy dziennik pełen jest perwersyjnego humoru, prowokacyjnych tez i ekshibicjonizmu, a tematy wzniosłe przeplatają się w nim z przyziemnymi. Obdarzony zadziwiającą wyobraźnią i inteligencją "wybawiciel sztuki współczesnej" komentuje własne obrazy i dzieła innych artystów, przybliżając swoje poglądy na sztukę. Plastyczność opisów zachwyci wszystkich wielbicieli jego malarstwa.

AUTOR

Salvador Dali (1904-1989) - malarz, twórca sztuki przedmiotowej, pisarz, scenograf, filmowiec... Należał do pierwszych, którzy do malarstwa przenieśli odkrycia Freuda i psychoanalizy, po czym z wielką fantazją i wyczuciem badał ukryte warstwy świadomości. Potrafił też posługiwać się słowem, o czym świadczy jego spuścizna literacka, w kórej poczesne miejsce zajmują Moje sekretne życie i Dziennik geniusza. Przez z górą pół wieku budził irytację albo uwielbienie - nikt wszakże nie pozostawał obojętny na to, co mówił bądź robił.

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-271-6232-8
Rozmiar pliku: 1,7 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Prolog

Większa jest różnica między jednym człowiekiem a drugim niż między dwojgiem zwierząt odmiennego gatunku.

MICHEL DE MONTAIGNE

Od czasów Rewolucji Francuskiej rozpowszechnia się błędna, bzdurna i podzielana przez wszystkich opinia, że geniusze (pomijając ich dorobek twórczy) są istotami ludzkimi pod każdym względem przypominającymi (w większym lub mniejszym stopniu) zwykłych śmiertelników. Jest to opinia fałszywa. Jeżeli zaś jest fałszywa w odniesieniu do mnie, geniusza o najbogatszym w dzisiejszych czasach życiu duchowym, najprawdziwszego geniusza współczesności, jest ona tym bardziej fałszywa w odniesieniu do geniuszy, którzy ucieleśniali szczytowe osiągnięcia Renesansu, jak na przykład Rafael – geniusz otoczony niemal aureolą boskości.

Ta oto książka udowodni, że życie codzienne geniusza, jego sen, trawienie, ekstazy, paznokcie, przeziębienia, krew, jego życie i śmierć zasadniczo różnią go od całej reszty ludzkości. Ta jedyna w swoim rodzaju książka jest zatem pierwszym dziennikiem napisanym przez geniusza. Co więcej – przez jedynego geniusza, który miał niepowtarzalną szansę poślubić genialną Galę, jedyną mitologiczną niewiastę naszych czasów.

Oczywiście nie wszystko zostanie dziś powiedziane. W dzienniku tym, obejmującym jedenaście lat (od 52 do 63 r.) mojego resekretnego życia, będą widniały niezapisane stronice. Na moją prośbę i za zgodą wydawcy niektóre lata i dni muszą na razie pozostać nieznane. Rządy demokratyczne nie są w stanie publikować wiadomości o rewelacyjnych odkryciach, jakie dla mnie są chlebem powszednim. Niewydane materiały ukażą się później w ośmiu kolejnych tomach pierwszej serii Dziennika geniusza, jeśli zaistnieją ku temu sprzyjające okoliczności; jeżeli nie – w drugiej serii, kiedy Europa powróci do swego tradycyjnego ustroju monarchicznego. Wyglądając z utęsknieniem tej chwili, pragnę, aby także czytelnik oczekiwał jej w napięciu, a zarazem poznawał na temat atomu Dalego wszystko to, czego może się już teraz dowiedzieć.

Oto wyjątkowe a niezwykłe przyczyny, niemniej całkowicie wiarygodne, dla których wszystko, co teraz nastąpi (wliczając w to moją osobę), od początku do końca okaże się genialne – nieodwołalnie i niezaprzeczalnie – albowiem chodzi tu jedynie o wierny Dziennik waszego wiernego i pokornego sługi.

Maj

Port Lligat, 1 V

Bohaterem jest ten, kto buntuje się przeciw

autorytetowi ojcowskiemu i przezwycięża go

ZYGMUNT FREUD

Aby napisać to, co następuje, używam po raz pierwszy lakierków, w których nigdy nie mogłem zbyt długo chodzić, ponieważ są okropnie ciasne. Wkładam je zazwyczaj tuż przed rozpoczęciem prelekcji. Bolesny ucisk, jaki wywierają na stopy, potęguje do granic możliwości moje zdolności oratorskie. Ten wyszukany a przenikliwy ból sprawia, że śpiewam jak słowik albo któryś z pieśniarzy neapolitańskich, co to również noszą przyciasne trzewiki. Nieokiełznana fizyczna żądza tudzież straszliwe tortury, jakie zadają mi lakierki, zmuszają mnie do tego, bym w skondensowanej formie ujawniał boskie prawdy, głosząc je wszem wobec, nękany ogromem cierpienia swych udręczonych stóp. Wkładam zatem trzewiki i zaczynam opisywać, masochistycznie, bez pośpiechu, całą prawdę na temat wykluczenia mojej osoby z grupy surrealistycznej. Niewiele mnie obchodzą oszczerstwa, do jakich może się posunąć André Breton, który nie potrafi mi wybaczyć, że jestem ostatnim i jedynym surrealistą. Ważne jest jednak, aby pewnego dnia wszyscy się dowiedzieli, kiedy już opublikuję te stronice, jak właściwie rzecz się miała. W tym celu muszę cofnąć się do okresu dzieciństwa. Nigdy nie potrafiłem być przeciętnym uczniem. Czasem sprawiałem wrażenie, że nie jestem zdolny czegokolwiek się nauczyć, popisując się skrajną tępotą umysłową, czasem zaś chłonąłem wiedzę z takim fanatyzmem, z tak wielką namiętnością i cierpliwością, że wprawiało to wszystkich w osłupienie. Aby zapał ten umiejętnie podsycać, należało skierować moją uwagę na rzecz, która by mnie zainteresowała. Wystarczało, że coś mnie zaintrygowało, bym przejawiał nieposkromiony głód wiedzy.

Pierwszy z moich nauczycieli, Don Esteban Trayter, powtarzał mi przez cały rok, że Bóg nie istnieje, niezmordowanie dodając przy tym, iż religia to „sprawa kobiet”. I chociaż byłem jeszcze młody, pogląd ten wprawił mnie w zachwyt. Wydawał mi się nieodparcie prawdziwy. O jego słuszności mogłem przekonać się codziennie w rodzinnym domu, gdzie jedynie kobiety chodziły do kościoła. Ojciec trzymał się z dala od tych spraw, uznając się za wolnomyśliciela. Aby tym dobitniej podkreślić niezależność własnych przekonań, nawet najkrótsze wypowiedzi okraszał strasznymi i oryginalnymi bluźnierstwami. Jeśli ktoś był tym zgorszony, ojciec z lubością powtarzał aforyzm swego przyjaciela, Gabriela Alamara: „Bluźnierstwo to najpiękniejsza ozdoba języka katalońskiego”.

Postanowiłem zresztą opowiedzieć o tragicznym życiu ojca. Zaiste, godne jest ono Sofoklesa. Ojciec mój rzeczywiście był człowiekiem, którego nie tylko najbardziej podziwiałem, ale także najczęściej naśladowałem, sprawiając, że bardzo cierpiał z tego powodu. Proszę Boga, by miał go w swej najświętszej opiece, co jak sądzę, już nastąpiło, albowiem przez trzy ostatnie lata życia przechodził głęboki kryzys wiary, czego błogosławionym skutkiem okazało się pocieszenie i odpuszczenie grzechów, gdy udzielano mu ostatnich sakramentów.

Niemniej w okresie dzieciństwa, kiedy umysł mój spragniony był wiedzy, w bibliotece ojca znajdowałem wyłącznie książki o treści ateistycznej. Przeglądając je, skwapliwie przyjąłem do wiadomości (i nie było to wcale dziełem przypadku), że Bóg nie istnieje. Z nieprawdopodobną cierpliwością czytałem encyklopedystów, którzy wydają mi się dzisiaj okropnie nudni. Słownik filozoficzny Woltera na każdej stronie dostarczał mi argumentów natury prawnej (podobnie jak w wypadku ojca, który był notariuszem) na nieistnienie Boga.

Kiedy po raz pierwszy otworzyłem Nietzschego, doznałem głębokiego wstrząsu. Bez ogródek potrafił powiedzieć: „Bóg umarł!”. Jakże to! Właśnie dowiedziałem się, że Bóg nie istnieje, a teraz ktoś powiadamia mnie o jego zgonie! I tak zrodziły się pierwsze wątpliwości. Zaratustra wydał mi się nie lada bohaterem; podziwiałem jego wielkość ducha, lecz jednocześnie przejawiał taką dziecinadę, z której ja, Dali, już dawno wyrosłem. Kiedyś będę większy od niego! Nazajutrz po pierwszej lekturze książki Tako rzecze Zaratustra wyrobiłem sobie zdanie na temat Nietzschego. Był to człowiek słaby. Jego słabość polegała na tym, że stał się szaleńcem, podczas gdy w tej dziedzinie najważniejsze to starać się nim nie być! Refleksje te stanowiły podstawę mojej pierwszej dewizy życiowej, którą miałem się kierować: „Jedyna różnica między wariatem a mną polega na tym, że ja nim nie jestem”. W trzy dni przyswoiłem sobie i przetrawiłem Nietzschego. Po tej uczcie drapieżnika pozostał mi jeszcze jeden szczegół osobowości filozofa, ostatnia kość do obgryzienia: jego wąsy! Federico Garcia Lorca, zafascynowany wąsami Hitlera, oświadczy później, że „wąsy są stałym elementem tragicznym ludzkiej twarzy”. Nawet pod tym względem miałem przewyższyć Nietzschego! Moje wąsy nie będą przygnębiające, katastroficzne, przytłoczone muzyką wagnerowską i mgłami. Nie! Będą wysmukłe, imperialistyczne, ultraracjonalistyczne, strzelające ku niebu niczym mistycyzm wertykalny, niczym struktury pionowe hiszpańskich związków zawodowych.

Nietzsche, miast utwierdzić mnie w ateizmie, po raz pierwszy zasiał w mym umyśle wątpliwości i pytania natury pre-mistycznej, czego ukoronowaniem miał okazać się rok 1951, kiedy to zredagowałem swój Manifest. Natomiast jego osobowość, owłosienie oraz nieprzejednane stanowisko względem łzawych i wyjałowionych cnót chrystianizmu przyczyniły się w sensie psychologicznym do rozwoju mych cech antyspołecznych i antyrodzinnych, na zewnątrz zaś – do określenia mej sylwetki. Po lekturze Zaratustry zapuściłem gęste bokobrody, które pokryły mi policzki aż do kącików ust, a hebanowe włosy stały się długie jak u niewiasty. Za sprawą Nietzschego zrodziła się we mnie idea Boga. Równocześnie jednak, jako wzór do podziwiania i naśladowania, sprawił, że wykluczono mnie z własnej rodziny. Wypędzono mnie za to, że zbyt wnikliwie studiowałem i dosłownie interpretowałem ateistyczne i anarchizujące nauki z książek ojca, który również nie mógł ścierpieć tego, że prześcigałem go we wszystkim, zwłaszcza zaś tego, że moje bluźnierstwa były jeszcze bardziej soczyste niż jego własne.

Cztery lata poprzedzające wykluczenie mnie z rodziny okazały się nieustannym i radykalnym „przewrotem duchowym”. Były to dla mnie cztery prawdziwie nietzscheańskie lata. Moja ówczesna egzystencja byłaby niezrozumiała, gdyby nie rozpatrywać jej pod tym właśnie kątem. Był to okres, kiedy aresztowano mnie w Geronie, kiedy Salon Jesienny w Barcelonie odrzucił jeden z moich obrazów za treści obsceniczne, kiedy wspólnie z Buñuelem redagowałem obelżywe listy adresowane do lekarzy humanistów i wszystkich najważniejszych osobistości w Hiszpanii, łącznie z laureatem Nagrody Nobla, Juanem Ramonem Jimenezem. Najczęściej cała ta działalność była absolutnie nieuzasadniona, pragnąłem jednak wyrazić w ten sposób swoją „wolę mocy” i udowodnić sobie samemu, że nie jestem jeszcze czuły na wyrzuty sumienia. Moim nadczłowiekiem miała stać się ni mniej, ni więcej tylko kobieta – nadkobieta Gala.

Gdy w domu ojca w Cadaqués surrealiści zauważyli obraz, który niedawno namalowałem, a który Paul Eluard nazwał: Żałobna gra, zgorszeni byli elementami skatologicznymi i analnymi tego malowidła. Zwłaszcza Gala odniosła się krytycznie do mego dzieła. Reakcja jej była tak gwałtowna, że wywołała wówczas mój sprzeciw. Później jednak taka jej postawa sprawiała, że żywiłem dla niej uwielbienie. Nosiłem się z zamiarem dołączenia do grupy surrealistycznej, której hasła i poglądy skrupulatnie studiowałem, nie zaniedbując najdrobniejszego szczególiku. Sądziłem, że chodzi tu o spontaniczny zapis myśli bez jakiejkolwiek kontroli, czy to z racjonalnego, czy też estetycznego lub psychologicznego punktu widzenia. I co się okazało? Kiedy pełen jak najlepszych chęci miałem ostatecznie dołączyć do grupy, zaczęto przede mną piętrzyć przeszkody, podobnie jak w mojej własnej rodzinie. Gala pierwsza mnie ostrzegła, że wśród surrealistów spotkam się z równie nieprzychylnym nastawieniem jak gdzie indziej i że w gruncie rzeczy – wszyscy oni mają mentalność mieszczańską. Moją siłą – przewidywała – będzie trzymanie się na dystans, jeśli chodzi o wszelkie prądy artystyczne i literackie. Dodawała przy tym proroczo (jej intuicja przewyższała wówczas moją), iż moja metoda paranoiczno-krytyczna jest tak niepowtarzalna, że pozwoliłoby to pierwszemu lepszemu członkowi grupy na stworzenie odrębnej szkoły. Moja nietzscheańska energia nie była jednak Gali posłuszna. Absolutnie nie miałem zamiaru utożsamiać surrealistów z jeszcze jedną grupą artystyczno-literacką. Uważałem, że są w stanie wyzwolić człowieka spod tyranii „świata praktycznego rozumu”. Miałem stać się Nietzschem irracjonalności. Ja, zaciekły racjonalista, byłem jedyną osobą, która wie, czego chce: nie poddam się irracjonalności dla samej irracjonalności, irracjonalności narcystycznej i receptywnej, jak czynią to inni – wręcz przeciwnie. Wydam bitwę, której celem będzie „zdobycie irracjonalności”. W tym okresie moi przyjaciele pozwolą się usidlić irracjonalności, ulegając jak wiele innych osób, nie wyłączając Nietzschego, tej romantycznej słabości.

Przesiąknięty wszystkimi możliwymi ideami surrealistycznymi i czyniąc ukłon w stronę Lautréamonta i markiza de Sade, dołączyłem wreszcie do grupy, pełen wiary, wiary jakże jezuickiej, pragnąc w głębi duszy stać się rychło jej przywódcą. Z jakiego powodu miałbym odczuwać chrześcijańskie skrupuły względem mojego nowego ojca, Andrégo Bretona, skoro nie miałem ich w stosunku do tego, któremu zawdzięczam swe istnienie?

Pojmowałem więc surrealizm dosłownie, nie zapominając ani o krwi, ani o ekskrementach, które stanowiły pożywkę dla jego obrońców piszących swoje diatryby. Podobnie jak pragnąłem zostać absolutnym ateistą, czytając książki ojca, tak teraz studiowałem „nauki surrealistyczne” z taką sumiennością, że wkrótce stałem się jedynym „surrealistą integralnym”. Konsekwencją tego było wykluczenie mnie z grupy, gdyż okazałem się zbyt surrealistyczny. Argumenty, jakie mi przedstawiono, przypominały mi powody, dla których wykluczono mnie z rodziny. Gala-Gradiva, „Krocząca naprzód”, „Niepokalana intuicja”, jeszcze raz miała rację. Dziś już mogę powiedzieć, że spośród wszystkich prawd, których nie jestem w stanie zakwestionować, jedynie dwie nie dadzą się wyjaśnić dzięki mojej woli mocy: jedną jest Wiara, którą odzyskałem w 1949 roku, drugą zaś to, że Gala będzie miała zawsze rację, co się tyczy mojej przyszłości.

Kiedy Breton odkrył moje malarstwo, zaszokowany był szpecącymi je elementami skatologicznymi. Zaskoczyło mnie to. Zaczynałem od g..., co z psychoanalitycznego punktu widzenia mogło być uznane za pomyślną wróżbę, że zasypany zostanę (na szczęście!) złotym kruszcem! Chytrze przekonywałem surrealistów, że elementy skatologiczne mogą jedynie przynieść ruchowi powodzenie. Na próżno powoływałem się na ikonografię trawienną ze wszystkich epok i cywilizacji: kura o złotych jajach, jelitowe delirium Danae, osioł o złotych ekskrementach... Nie dawano mi wiary. Toteż rychło podjąłem odpowiednią decyzję. Skoro wzgardzili g..., które tak wspaniałomyślnie im ofiarowałem, zachowam te skarby i to złoto dla siebie. Słynny anagram, stworzony z tak wielkim mozołem dwadzieścia lat później przez Bretona: Avida Dollars, już wówczas można było proroczo lansować.

Wystarczył mi tydzień działalności w grupie surrealistycznej, by dojść do wniosku, że Gala miała rację. Moje elementy skatologiczne w pewnym stopniu tolerowano, natomiast szereg innych rzeczy zakwalifikowano jako „tabu”. Napotykałem tu na te same trudności co w domu rodzinnym. Krew mogłem prezentować. Mogłem do niej dorzucić odrobinę gówienka. Ale już nie miałem prawa eksponować samego gówienka. Zezwolono mi na przedstawianie genitaliów, ale fantazje analne były już zabronione. Na odbyt spoglądano bardzo niechętnym okiem! Lesbijki nawet im się podobały, ale pederaści już nie. Z marzeń sennych można było do woli czerpać elementy sadystyczne, posługiwać się parasolami i maszynami do szycia, ale jakiekolwiek treści religijne, nawet zabarwione mistycyzmem, były niedozwolone (chyba że na użytek laików). Nawet jeśli śniła mi się Madonna Rafaela bez widocznych bluźnierczych treści, nie można było tego prezentować...

Jak już wspomniałem, stawałem się stuprocentowym surrealistą. Pełen najlepszych chęci, postanowiłem doprowadzić swój eksperyment aż do ekstremalnych granic, do niemalże absurdalnych rozmiarów. Czułem, że jestem gotów do działania, pełen owej śródziemnomorskiej i paranoicznej obłudy, do czego – jak sądzę – tylko ja jestem zdolny w swej perwersyjności. W tamtych czasach liczyło się dla mnie popełnianie jak największej liczby grzechów, mimo że zdążyła już mnie oczarować poezja świętego Jana od Krzyża. Znałem ją wówczas jedynie ze słyszenia dzięki egzaltowanej interpretacji Garcii Lorki. Już wtedy miałem przeczucie, że problemy religijne będą dla mnie czymś ważnym. Tak jak święty Augustyn, który oddając się rozpuście i orgiastycznym hulankom prosił Boga, by zesłał nań Wiarę, wzywałem niebiosa, dodając: „Tak, ale nie od razu. Dopiero za jakiś czas...”. Zanim moje życie stanie się tym, czym jest dzisiaj, a mianowicie przykładem ascetyzmu i cnoty, pragnąłem kurczowo trzymać się swego iluzorycznego surrealizmu polimorficznego zboczeńca, choćby o trzy minuty dłużej, tak jak śpiący, który usiłuje przedłużyć ostatnie chwile dionizyjskiego snu. Wszędzie towarzyszył mi nietzscheański Dionizos, niczym cierpliwa piastunka, i wkrótce nie omieszkałem zauważyć, że rośnie jej kok i że jej rękaw zdobi opaska ze swastyką. Zdaje się, że zacząłem wtedy faszyzować – o, przepraszam! – faszerować zidiociałe umysły niestrawną dla nich papką.

Moja płodna i jakże elastyczna wyobraźnia zawsze miała dostęp do najdoskonalszych technik badawczych, które jedynie spotęgowały me wrodzone wariactwo. Tak więc otoczony ze wszystkich stron surrealistami, każdego ranka zachodziłem w głowę, co by tu zrobić, aby zaakceptowano ideę lub obraz mimo ich całkowitej sprzeczności z „surrealistycznym gustem”. Wszystko co wnosiłem, kłóciło się z ich oczekiwaniami. Nie podobały im się skojarzenia analne! Chytrze podsuwałem im tedy całe masy odbytów, inteligentnie zakamuflowanych, najchętniej zaś odbyty makiaweliczne. Jeżeli tworzyłem przedmiot surrealistyczny, w którym nie pojawiło się żadne tego typu skojarzenie, symbolika tego przedmiotu odpowiadała dokładnie funkcji odbytu. Tak więc czystemu i biernemu automatyzmowi przeciwstawiałem dynamiczne koncepcje swojej słynnej metody paranoiczno-krytycznej. Entuzjazmowi dla Matisse’a i tendencji abstrakcyjnych przeciwstawiałem ponadto ultrareakcyjną i wywrotową technikę Meissoniera. Aby pognębić sztukę prymitywną, lansowałem ultracywilizowane przedmioty secesji, które kolekcjonowałem wspólnie z Diorem, a które miały kiedyś stać się znów modne wraz z pojawieniem się tendencji new-look.

------------------------------------------------------------------------

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: