Dziesięć rzeczy, które warto wiedzieć na temat zdrowia psychicznego dzieci - ebook
Dziesięć rzeczy, które warto wiedzieć na temat zdrowia psychicznego dzieci - ebook
Praktyczny i przystępny przewodnik dla rodziców, oparty na ponad 20 latach doświadczenia klinicznego. Pomaga zrozumieć zachowanie dzieci i skutecznie wspierać ich zdrowie psychiczne w każdym wieku.
Współczesne dzieci i młodzież coraz częściej zmagają się z problemami, takimi jak lęk, depresja, nadpobudliwość, wybuchy złości i agresji. Miewają niskie poczucie własnej wartości, kłopoty z koncentracją i trudności z rozpoznawaniem emocji. Dostęp do specjalistycznej pomocy bywa ograniczony, a oczekiwanie na konsultację może trwać latami.
Dr Billy Garvey, pediatra rozwojowy z jednego z największych szpitali pediatrycznych na świecie, stworzył to praktyczne kompendium i dzieli się wiedzą i doświadczeniem, by pomóc rodzicom w zrozumieniu i wspieraniu zdrowia psychicznego ich dzieci.
Autor podkreśla, że każde zachowanie ma swoje przyczyny i kontekst. W książce przedstawia dziesięć kluczowych zasad, które pomagają zrozumieć podstawy zdrowia psychicznego u dzieci.
Dlaczego warto sięgnąć po tę książkę?
- Praktyczne wskazówki: Dr Garvey oferuje konkretne strategie, które można zastosować w codziennym życiu, aby wspierać zdrowie psychiczne dziecka.
- Empatyczne podejście: Książka jest napisana z dużą empatią i zrozumieniem dla wyzwań, przed którymi stoją zarówno dzieci, jak i ich rodzice.
- Prawdziwe historie: Autor dzieli się opowieściami z własnej praktyki klinicznej, przybliżając najczęstsze problemy ze zdrowiem psychicznym.
„Ta książka pomogła mi lepiej zrozumieć, jak wspierać emocjonalny rozwój mojego dziecka i skłoniła mnie do poszukiwania profesjonalnego wsparcia dla własnego zdrowia psychicznego. Napisana z empatią i zrozumieniem”. – Frances Lyngcoln
„Prosty, łatwy do zrozumienia przewodnik, pełen praktycznych wskazówek popartych badaniami i anegdotami”. – Ebony
Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.
| Kategoria: | Poradniki |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-68227-90-1 |
| Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Uniwersalna prawda o dzieciństwie brzmi: zawsze jest nadzieja. Jako pediatra rozwojowy z dwudziestoletnim doświadczeniem w pracy z rodzinami widziałem, jak najbardziej niespokojne niemowlęta uczą się wyciszać, jak najbardziej żywiołowe maluchy potrafią zmienić swoje zachowanie na lepsze, najwrażliwsze dzieci rozkwitają emocjonalnie, a „najgorsi” nastolatkowie odnajdują siebie.
W moim gabinecie pomagam zarówno noworodkom, które w pierwszych tygodniach życia próbują oswoić zimny i głodny świat poza brzuchem mamy, jak i nastolatkom stojącym u progu dorosłości, zmagającym się z zaburzeniami psychicznymi, które przytłaczają ich i ich bliskich. Ta książka ma pomóc ci wspierać dzieci na każdym etapie tej drogi. Jest dla ciebie, jeśli opiekujesz się małym dzieckiem, i jest dla ciebie, jeśli wychowujesz nastolatka. Wyjaśniając kluczowe etapy rozwoju dziecka i ich związek ze zdrowiem psychicznym, chcę cię wyposażyć w narzędzia potrzebne do wspierania dzieci i młodzieży na każdym etapie ich życia. Zbyt często zakładamy, że z czasem dzieci same nauczą się wszystkiego, co ważne. Ale czas niczego nie uczy. To, że dziecko potrafi samo zasnąć, nie znaczy, że nauczyło się uspokajać. Uczeń szkoły podstawowej może wciąż wpadać w histerię, a nastolatek nadal może mieć zaburzenia więzi. Dorośli często widzą wiek dziecka, a nie to, w czym potrzebuje ono wsparcia. Utożsamiając zrozumienie z wiekiem, często skazujemy dzieci na porażkę. To, co możemy zrobić, to obniżyć własne oczekiwania, spotkać dzieci tam, gdzie faktycznie są, i krok po kroku wspierać je w rozwijaniu umiejętności w obszarze, który jest dla nich wyzwaniem.
Na kolejnych stronach podzielę się z tobą tym, czego nauczyłem się o budowaniu dobrostanu dzieci, aby dać im szansę na uniknięcie problemów psychicznych w przyszłości. Czternaście lat studiów wyposażyło mnie w naukowe spojrzenie i narzędzia, ale to szczerość i zaufanie ludzi, których spotykałem w gabinecie, pozwoliły mi zobaczyć od środka największe trudności, lęki i żale, z jakimi zmagają się dzieci i młodzież. Od każdego nauczyłem się czegoś ważnego i za to im ogromnie dziękuję. Oczywiście badania naukowe były dla mnie drogowskazem, ale to dzieci pokazały mi, co tak naprawdę działa. I choć w tej książce, w celu ochrony ich prywatności, zmieniłem imiona i szczegóły historii pacjentów, to wszystkie opowieści są prawdziwe.
Wielu z nas – jako rodzice – czuje się zagubionych i marzy o przewodniku, który pokazałby, jak wychować szczęśliwe i zdrowe dzieci. Ta książka ma pomóc rozwinąć umiejętności, które przydadzą się nam – rodzicom i opiekunom – w mierzeniu się z napotykanymi po drodze wyzwaniami. Pokaże, jak reagować na emocje naszych dzieci, także wtedy, gdy te wymykają się spod kontroli i przeradzają w problemy psychiczne. Choć nie mogę spotkać się z każdym czytelnikiem osobiście, to chcę pokazać, czego moglibyście się spodziewać po wizycie u kogoś takiego jak ja. Dostęp do fachowej pomocy jest coraz trudniejszy. Na całym świecie kolejki do specjalistów rosną, bo dzieci mają coraz więcej trudności, a systemy wsparcia są przeciążone i niedofinansowane. Ta brutalna rzeczywistość tylko pogłębia trudności i zwiększa wyzwania, z którymi mierzą się dzieci. Szybsze rozpoznanie trudności psychicznych to szybsza pomoc i większa szansa na poprawę, tymczasem czas oczekiwania na wizytę u specjalisty się wydłuża. Większość osób nigdy się jej nie doczeka. Ale jest też dobra wiadomość. Jestem tu, by ci powiedzieć, że za zamkniętymi drzwiami gabinetu nie dzieje się żadna magia. Prawdziwe życie dzieje się tam, gdzie jesteś ty i twoje dziecko. Nawet jeśli teraz nie możesz liczyć na profesjonalne wsparcie, nie trać nadziei. W pojedynkę możesz zrobić naprawdę wiele, żeby podać swemu dziecku pomocną dłoń i być dla niego oparciem w trudnych życiowych momentach.
Mam nadzieję, że ta książka podsunie ci sporo pomysłów i natchnie pewnością, że da się je zrealizować. Niezależnie od tego, ile lat ma twoje dziecko, zachęcam do przeczytania jej od początku do końca tak, by zrozumieć każdy etap rozwoju. Jeśli wychowujesz malucha, dasz mu świetny start na przyszłość. Jeśli masz w domu nastolatka – nic straconego. Wciąż możesz cofnąć się do fundamentów i zadbać o najważniejsze potrzeby związane z rozwojem i dobrostanem.
Nasze społeczeństwo tonie w cierpieniu psychicznym¹. Zbyt często przyjmujemy to jako coś nieuniknionego, jak wyrok. Samobójstwo to dziś jedna z głównych przyczyn śmierci u nastolatków i dorosłych. Niszczy rodziny i całe społeczności jak mało która choroba. Wierzę jednak, że ten dramat można powstrzymać, a świadomość, że jest to możliwe, czyni tę stratę jeszcze bardziej nieznośną.
Na całym świecie usługi zdrowotne związane ze zdrowiem psychicznym dorosłych są albo zarezerwowane dla osób z zasobami finansowymi, albo z ciężkimi i przewlekłymi chorobami, tymczasem większość zaburzeń psychicznych u dorosłych zaczyna się w dzieciństwie, jeszcze przed okresem nastoletnim². Bez odpowiedniego wsparcia trudności na wczesnym etapie mogą mieć konsekwencje na całe życie: wpływają na poczucie własnej wartości, relacje i codzienne funkcjonowanie³. Jednak żadne dziecko, bez względu na swoje otoczenie czy temperament, nie jest z góry skazane na zaburzenie psychiczne.
Kiedy spotykam dziecko w gabinecie, zawsze żałuję, że nie mogłem pomóc mu wcześniej, zanim zaczęły się jego trudności. Jeśli masz poczucie, że dzieci, którymi się opiekujesz, zmagają się z czymś, co cię przerasta, proszę, poszukaj pomocy. Przy pierwszych oznakach jakichkolwiek problemów zachęcam do umówienia wizyty u lekarza rodzinnego, a w przypadku młodszych dzieci, które jeszcze nie chodzą do szkoły, u pielęgniarki lub położnej środowiskowej. Czekając na wizytę u specjalisty, możesz zrobić naprawdę wiele, żeby pomóc dziecku, tak żeby w dniu wizyty sytuacja była już lepsza, a nie gorsza, albo żeby ta wizyta w ogóle nie była już potrzebna.
Warto, żebyśmy wszyscy dobrze rozumieli, jak wyglądają wczesne oznaki dziecięcych trudności, abyśmy byli na nie uważni i odpowiednio wcześnie reagowali, zapobiegając nadmiernemu obciążeniu dziecka. Przy współczesnych długich kolejkach do specjalistów jest to szczególnie ważne. System publiczny jest tak przeciążony, że wiele rodzin czeka całymi latami na pierwszą wizytę, co oznacza, że kiedy dziecko z problemami psychicznymi trafia do specjalisty takiego jak ja, jego stan jest na tyle zły, że ono samo, jego rodzina i inne osoby w jakiejś mierze odpowiedzialne za jego dobrostan są wyczerpane i zagubione. U moich kolegów z praktyką prywatną wcale nie jest lepiej – zapotrzebowanie jest tak ogromne, że po raz pierwszy w karierze wielu z nich odmawia przyjmowania nowych pacjentów⁴.
W kolejnych rozdziałach przyjrzymy się temu, jak najlepiej wyposażyć nasze dzieci w umiejętności potrzebne do dbania o zdrowie psychiczne i jaka jest nasza rola, kiedy pojawiają się trudności. Nasze społeczności będą silniejsze, jeśli znajdziemy sposób, by każdy z nas czuł się bezpieczny, ceniony i miał poczucie własnej wartości. Dziesiątki lat badań pokazują nam drogę. Cała sztuka polega na tym, żeby znaleźć złoty środek między teorią z podręczników a życiem codziennym.
W 2019 roku złożyłem wniosek o przyznanie mi stypendium Churchill Fellowship. Chciałem pozyskać wsparcie finansowe na badania dotyczące tego, jak lepiej wspierać rodziców w zadbaniu o zrównoważony rozwój i zdrowie psychiczne dzieci. Do dziś pamiętam końcową rozmowę kwalifikacyjną. Czekając nerwowo na swoją kolej na ostatnim etapie długiego procesu, zacząłem się zastanawiać, czy w ogóle mam prawo być w tym eleganckim budynku, w garniturze, w którym zawsze czułem się obco. Gdy usiadłem naprzeciwko panelu dwunastu osób, musiałem naprawdę zebrać się w sobie, by zachować spokój. Elegancko ubrany mężczyzna, siedzący w środku grupy, zadał pierwsze pytanie: „Przeczytaliśmy pański wniosek i szczerze mówiąc, nie wierzę, że sposób wychowania dzieci ma jakikolwiek wpływ na ich zdrowie psychiczne. Proszę się wytłumaczyć”. Ta książka jest rozszerzoną odpowiedzią na tamto pytanie. Ponieważ dostałem to stypendium, to zakładam, że moja ówczesna odpowiedź ich usatysfakcjonowała. Mam nadzieję, że podobnie będzie w twoim przypadku.Rozdział 1
Przywiązanie
Doświadczenia związane z pierwszą nocą spędzoną przez moją nowo narodzoną córkę Yvette w domu były niezapomnianą lekcją pokory. Tuż po narodzinach miałem okazję trzymać ją na rękach, a przez kilka kolejnych dni spędzałem z nią sporo czasu. To było cudowne, ale nie mogłem się doczekać, aż wszyscy razem znajdziemy się w domu i rozpoczniemy wspólną podróż z tym małym człowiekiem. Moja partnerka Annaliese była wyczerpana. Jako ginekolożka opiekowała się innymi pacjentkami, aktywnie pracowała aż do samego porodu i właściwie nie miała okazji wypocząć przed narodzinami Yvette. W końcu nadszedł czas na mój popis – przecież byłem ekspertem od dzieci. Nadzorowałem pracę kliniki dla „Niespokojnych dzieci” w największym szpitalu dziecięcym w kraju, publikowałem badania w tym zakresie, byłem współautorem wytycznych dotyczących pracy z niespokojnymi dziećmi, z których korzystali inni eksperci na całym świecie. Tamtego wieczoru, zachęcając Annaliese do odpoczynku i snu, byłem niezwykle pewny siebie. Powiedziałem jej: „Nie martw się. Poradzę sobie”.
Jednak sobie nie poradziłem. Wypróbowałem wszystkie znane sobie sposoby – których notabene przez ostatnie dziesięć lat uczyłem innych – by ukoić Yvette i przy okazji nie obudzić Annaliese z jej pierwszego porządnego snu od długiego czasu. Po mniej więcej dwóch godzinach płaczu Yvette Annaliese wstała z łóżka, wzięła małą na ręce, zawinęła w swój szlafrok i uśmiechnęła się do mnie. Yvette natychmiast się uspokoiła. Z perspektywy czasu myślę sobie, że to piękne wspomnienie, ale wtedy po prostu zrozumiałem różnicę pomiędzy nauczaną przez siebie teorią i prawdziwym życiem.
Początki teorii przywiązania sięgają lat sześćdziesiątych XX wieku¹. Wcześniej niektórzy „eksperci” uważali noworodki za czyste karty, niekiedy nawet twierdząc, że pewna doza płaczu jest swoistym ćwiczeniem płuc². Dziś już wiemy, że dzieci rodzą się gotowe do tworzenia więzi³. Z punktu widzenia ewolucji tworzenie więzi z głównym opiekunem jest warunkiem przetrwania bezbronnego i bezradnego noworodka, który w ten sposób zapewnia sobie wszelkie potrzebne zasoby. Jednakże przetrwanie nie jest jedynym powodem występowania biologicznego popędu tworzenia więzi. Już wtedy, tuż po narodzinach, dziecko rozpoczyna życiową podróż, jaką jest rozwój emocjonalny i społeczny. Zdecydowaną większość tego, co wiemy o świecie, dowiadujemy się z interakcji z innymi. Od pierwszych dni życia małe dzieci wolą patrzeć na twarze niż inne przedmioty⁴ i bardziej skupiają się na znanych niż nieznanych głosach⁵. Relacje tworzone przez dziecko z głównymi opiekunami są pierwszymi z wielu kolejnych, dlatego powstające wtedy fundamenty więzi będą służyć mu przez całe życie, długo po tym, jak odejdziemy.
Przez kilka pierwszych miesięcy po narodzinach córki naprawdę trudno było mi budować z nią bliską relację. Popularne hasła dotyczące miłości od pierwszego wejrzenia do własnego dziecka wcale mi nie pomagały. Według mediów społecznościowych chwila, gdy noworodek po raz pierwszy patrzy w oczy opiekuna, jest doświadczeniem zmieniającym życie. Pełno w nich rodziców, dla których dzieci stały się życiowym celem, a rodzicielstwo przyszło z łatwością. Nie tego doświadczyłem. W swojej karierze trzymałem na rękach setki noworodków i trzymanie własnej córki wcale nie było niczym wyjątkowym. Ogarnąłem praktyczną stronę życia. Wiedziałem, jak trzymać córkę i jak zmienić jej pieluszkę, ale na tym właściwie się kończyło. Nie miałem pojęcia, jak zbudować z nią relację ani jak ją ukoić. Na szczęście, w przeciwieństwie do innych osób w podobnej sytuacji, wiedziałem, że nie jestem w tym doświadczeniu osamotniony, bo pomimo tego, co mówią nam media społecznościowe, wielu młodych rodziców ma poczucie zagubienia, a około dwudziestu procent matek doświadcza przedporodowej lub poporodowej depresji, co tylko pogłębia stan dezorientacji⁶.
Każdego tygodnia do kliniki „Niespokojnych dzieci” przychodzą rodzice, którzy martwią się o stan własnego dziecka. Najczęściej pojawiają się, ponieważ ich dziecko naprawdę jest niespokojne – stąd nazwa kliniki! – albo jego sposób wchodzenia z nimi w interakcje mija się z ich oczekiwaniami. Rodzice często doszukują się głębszych powodów tych symptomów: problemów ze słuchem lub autyzmu. Często towarzyszy im głęboko ukryty lęk. Boją się mianowicie, że wszystko wyjdzie na jaw, a oni okażą się złymi rodzicami. Wizyty rodziców w klinice traktuję jako zaproszenie do ich życia i czuję się nim zaszczycony. Regularnie myślę o wielu poznanych w ten sposób rodzinach: o ich strachu i desperacji na pierwszym spotkaniu i dumie oraz pewności na ostatnim.
Sześciotygodniowa Amelia była jednym z dzieci, które poznałem w klinice. Jej mama Samantha oraz tata Michael mieli jeszcze dwuletnią córkę Lilly. Często uważa się, że wyzwaniem dla rodziców jest tylko pierwsze dziecko. Owszem, jest ono zawsze eksperymentem, który pozwala rodzicom nabywać umiejętności wychowawczych i poczuć się pewniej, ale różnice temperamentne pomiędzy potomstwem ujawniające się w pierwszych kilku miesiącach życia mogą zaskoczyć opiekunów również przy drugim i kolejnym dziecku.
Dziecięcy temperament jest wskaźnikiem tego, jak reaguje ono na swoje otoczenie. Badania pokazują, że choć jest on cechą wrodzoną, to jego lepsze zrozumienie może pomóc nam wspierać dzieci w bardzo indywidualny sposób⁷.
Według badań większość dzieci cechuje dość łagodny temperament⁸. Szybko dostosowują się do nowego środowiska i doświadczeń, są przewidywalne emocjonalnie i łatwe do ukojenia. Lilly należała właśnie do tej grupy: od zawsze dobrze spała, nie sprawiała problemów podczas karmienia i łatwo było ją ukoić. Mój syn Charlie jest bardzo podobny. W całym swoim życiu nie spotkałem jeszcze bardziej pogodnego i spokojnego dziecka. Niemal zawsze jest zadowolony i uśmiechnięty, a w rzadkich chwilach płaczu potrzeba naprawdę niewiele, by go ukoić. Dzięki niemu Annaliese i ja wydajemy się idealnymi rodzicami, choć w rzeczywistości to jego wrodzona pogoda ducha czyni wszystko tak prostym.
Do drugiej, mniej licznej, grupy dzieci należą te, które do nowych sytuacji i doświadczeń podchodzą z większą rezerwą i potrzebują więcej czasu, by poczuć się bezpiecznie oraz zacząć zachowywać bardziej przewidywalnie. Do tej właśnie grupy należy Yvette. Musi minąć chwila, zanim rozluźni się w zupełnie nowym miejscu lub z nieznaną sobie osobą, ale kiedy już to nastąpi, to każdy kolejny raz jest znacznie łatwiejszy.
Natomiast Amelia należała do trzeciej, najmniej licznej, grupy dzieci, które wykazują stałą dużą wrażliwość na środowisko. Wiele dzieci pojawiających się w klinice charakteryzuje taki właśnie wrażliwy temperament. Szybko i gwałtownie reagują na środowisko, szczególnie wtedy, kiedy następują w nim zmiany. Mają kłopoty z samoregulacją i niską tolerancję na stres. Łatwo poddają się lękowi i szybko złoszczą. Mają też skłonność do przejaskrawionych reakcji emocjonalnych, szczególnie w nieznanym środowisku lub w obliczu nowych doświadczeń, i są mało przewidywalne. Jednakże takie wrażliwe dzieci rozwijają się dobrze, jeśli opiekunowie zrozumieją, jak mogą je wspierać. Temu właśnie poświęcony jest cały czwarty rozdział. Błędem jest myśleć, że źródłem trudności emocjonalnych tych dzieci są popełniający błędy rodzice. Prawda jest taka, że wciąż uczymy się, jak najlepiej wspierać je w trudnych dla nich momentach. Jest to szczególnym wyzwaniem w przypadku niemowląt, ponieważ nie mogą nam powiedzieć słowami o tym, co działa, a co nie!
Już w pierwszym tygodniu życia Amelii Samantha uświadomiła sobie, że z tą córką rzeczy mają się trochę inaczej. Nie czuła z nią tej samej więzi, co z pierwszym dzieckiem. Wkrótce zauważyła, że Amelia często odwraca od niej twarz i nie poddaje się stosowanym przez nią sposobom kojenia. Miała również trudności z jej karmieniem. Choć Amelia była nieustannie głodna, po podaniu pokarmu szybko przestawała jeść – za każdym razem wydawała się rozdrażniona i nie można jej było ukoić. Samantha i Michael nie wiedzieli, co robić. Nie mieli do pomocy nikogo z rodziny. Michael po krótkim urlopie ojcowskim wrócił do pracy, więc dziewczynkami przez cały dzień opiekowała się Samantha. Była wykończona i, jak mi powiedziała, nie miała pojęcia, jak długo jeszcze wytrzyma to napięcie i stres.
Amelia jest jednym z tych dzieci, które nauczyły mnie, czym teoria przywiązania jest w praktyce. Niektóre niemowlęta, tak jak moje, przychodzą na świat nastawione na budowanie więzi i nieomalże od samego początku czynią rodziców ekspertami od wychowania. Kiedy zorientowaliśmy się, że Yvette jest uczulona na nabiał, i odstawiliśmy produkty pochodzenia mlecznego, jej pogodne usposobienie objawiło się w całej okazałości. Nauczyliśmy się, jak lubi się wyciszać – co jej w tym pomaga, a co wręcz przeciwnie. Po tej pierwszej nocy w domu, kiedy nie potrafiłem znaleźć wspólnego z nią języka, jej wdzięczne usposobienie szybko pomogło mi znów poczuć się ekspertem. Jednak nie wszystkie dzieci są tak proste w obsłudze.
Amelia należy do tych trzydziestu procent dzieci, które w ciągu kilku pierwszych miesięcy życia są wyraźnie niespokojne⁹. Być może zastanawiasz się, co właściwie oznacza określenie „wyraźnie niespokojne”. Jeszcze do niedawna mierzyliśmy to ilością płaczu i wsparcie dostawały te dzieci, które płakały dużo, czyli przez więcej niż trzy godziny dziennie, trzy dni w tygodniu i minimum przez trzy miesiące. A jeśli płakały tylko przez dwie i pół godziny i tylko przez jeden z tych trzech dni? Czy to oznaczało: „No cóż, masz pecha. Nie pomożemy ci”? Na szczęście zrezygnowaliśmy z takiej definicji niespokojnego dziecka i teraz kierujemy się poziomem rodzicielskiego niepokoju, bo to on powinien wyznaczać kierunek naszych działań również w wielu innych obszarach życia.
Kompleksowe badania pokazały, że Amelia rozwija się prawidłowo. Wzorcowo przybierała na wadze i osiągała kolejne etapy rozwoju. Nie pojawiły się żadne sygnały ostrzegawcze, które uzasadniałyby dalszą diagnostykę, taką jak badania krwi czy próbne zastosowanie mleka modyfikowanego na receptę. Każde dziecko trafiające do naszej kliniki wymaga dokładnego wywiadu i badania – to podstawowy element opieki, jaką zapewniamy. W przypadku Amelii nie stwierdzono niepokojących objawów, jednak u około pięciu procent niespokojnych niemowląt występuje ukryta patologia, czyli organiczna przyczyna medyczna¹⁰. Takie schorzenia – na przykład nietolerancja białka mleka krowiego – są stosunkowo rzadkie, ale wymagają specyficznego leczenia. Dlatego zawsze na początku musimy wziąć je pod uwagę.
A potem przyszedł czas na eksplorację. Jej rodzice i ja wspólnie uczyliśmy się, jak nawiązać więź z Amelią. W pierwszych trzech latach życia mózg ludzki przechodzi przez okres szybkiego i niezwykłego rozwoju. W tym czasie małe dziecko jest jak wiosenny ogród: nie tylko możemy podziwiać jego rozkwit, ale angażujemy się, brudzimy sobie ręce i stajemy się częścią tego procesu. Rozwijający się mózg małego dziecka tworzy nowe połączenia nerwowe – wyobraź sobie bluszcz wypuszczający korzenie czepne – jest w stanie intensywnej proliferacji. Bodźce, takie jak dźwięki, dotyk, obrazy i zapachy, bezpośrednio wpływają na rozrost sieci neuronowych. To właśnie obecność, lub brak, tych bodźców decyduje o tym, które połączenia zostaną wzmocnione, a które z czasem przycięte. Ta wczesna faza rozwoju jest krytycznym momentem, w którym można wzbogacić środowisko niemowlęcia i w ten sposób zabezpieczyć zdrowy rozwój mózgu. Tak jak w przypadku ogrodnictwa, chodzi o to, by wiedzieć, jak zrobić to dobrze.
Choć Amelia, jak każde dziecko, jest wyjątkowa, to można wobec niej zastosować pewne uniwersalne prawdy. Teoria przywiązania mówi o tym, że budowanie więzi u ludzi składa się z trzech etapów¹¹.
Najpierw dziecko komunikuje pragnienie kontaktu. Do tego celu wykorzystuje głównie płacz. To pierwszy i najpotężniejszy przejaw języka, dlatego tak ważne jest, byśmy go wzmacniali. Obawy, że reagowanie na płacz tylko go utrwali, są zupełnie bezpodstawne, szczególnie w pierwszych sześciu miesiącach życia. Chodzi o to, by dzieci dość szybko nauczyły się, że kiedy zakomunikują dyskomfort, zostaną otoczone opieką i troską. Taka reakcja dorosłego przekłada się na budowanie bezpiecznego przywiązania, które jest podstawą poczucia własnej wartości i pewności siebie koniecznych do odkrywania świata¹².
Do mniej więcej szóstego–dziewiątego miesiąca dzieci nie są świadome, że nawet wtedy, kiedy nie widzą dorosłych, oni nadal istnieją¹³. Możesz przetestować tę teorię, bawiąc się z dzieckiem jego ulubioną zabawką. Pokaż mu ją, niech podąża za nią wzrokiem, a potem wycofaj ją z pola jego widzenia (na przykład upuść za krzesełkiem, na którym siedzi). Większość dzieci młodszych niż sześć miesięcy w ogóle nie będzie rozglądać się za zabawką, ponieważ skoro jej nie widzą, to dla nich nie istnieje. Świadomość, że zabawka lub rodzic istnieją, choć ich nie widać, nazywane jest „stałością przedmiotu”. Nawet w przypadku dzieci, które już rozwinęły tę umiejętność, nasze pojawienie się w celu pocieszenia i przytulenia jest niezwykle ważne. Nieświadome tego zjawiska niemowlęta pozostawione same sobie przeżywają ogromny lęk, tak więc pozwalanie na to, by wypłakiwały się w samotności, nie przynosi niczego dobrego. Nie wiedzą, że jesteśmy w pokoju obok, mogą więc dojść do wniosku, że ich wysiłek włożony w poszukiwanie wsparcia jest bezużyteczny, a co za tym idzie – nie rozwijają zdrowego przywiązania do opiekuna, co bez wątpienia przekłada się na ich przyszłe zdrowie psychiczne.
Od mniej więcej szóstego miesiąca życia dzieci uczą się bardziej złożonych sposobów wzmacniania więzi. Pierwsze prawdziwe uśmiechy dziecka są najbardziej niezwykłymi rodzicielskimi doświadczeniami. Taki uśmiech rozświetla nasze własne ścieżki neuronowe, a to przekłada się na wzmacnianie więzi po naszej stronie¹⁴. Dzięki takim momentom wiemy, że przywiązanie działa w dwie strony. Uczymy się wtedy najlepszych możliwych sposobów interakcji z dzieckiem i adekwatnego odpowiadania na jego potrzeby. Rozwijanie tej kompetencji – tak jak każdej innej w dorosłości – może być powolnym procesem, natomiast wspierać go mogą powtórzenia oraz realistyczne oczekiwania. Wkrótce po pierwszych uśmiechach pojawiają się gaworzenie, śmiech i nawoływanie. To również są ważne umiejętności, które warto wzmacniać poprzez reagowanie i naśladowanie (zobacz ramkę). Jednak płacz pozostaje najważniejszym narzędziem komunikacyjnym w repertuarze dziecka i musimy w pełni zdawać sobie sprawę z jego znaczenia.
Warto też zwracać uwagę na inne wysyłane przez dzieci sygnały. Zwykle, kiedy coś im się podoba, niemowlęta utrzymują z opiekunem kontakt wzrokowy – to świetna okazja, by odwzajemnić ich radość: uśmiechem, śmiechem albo śpiewem. Z drugiej strony, kiedy są przebodźcowane, często odwracają wzrok. Takie sygnały – razem z napinaniem ciała czy wyginaniem pleców – są jednymi z pierwszych wskazówek na temat tego, co im służy, a co nie.
Drugim etapem budowania więzi – tym, którego chcemy uniknąć – jest rezygnacja. Kiedy niemowlę dochodzi do wniosku, że płacz nie przynosi rezultatu, zaniechuje go. To coś zupełnie innego niż uspokojenie się dzięki kojącemu dotykowi czy bliskości. Dlatego tak ważne jest, by pocieszać dziecko nawet wtedy, gdy wciąż płacze, a przecież właśnie wtedy wielu rodziców poddaje się, myśląc, że ich starania są nieskuteczne. Tymczasem, podobnie jak starsze dzieci i dorośli, nawet pomimo naszej obecności niemowlęta mogą mieć trudność z samoregulacją, ale to nie oznacza, że nasze działania są bezwartościowe. Jest wręcz przeciwnie. Nasza obecność w trudnych chwilach uczy dziecko, że szukanie pomocy ma sens i że może na nas liczyć. Zatem nasze działania nie są bezskuteczne. To jedna z najważniejszych lekcji w tym rozdziale. Nie uzależniajmy naszych działań od natychmiastowego efektu.
Trzeci etap – ten, którego naprawdę chcemy uniknąć – to utrata więzi. Po powtarzających się i długotrwałych okresach, w których jego płacz pozostaje bez odpowiedzi, niemowlę uczy się, że nie otrzyma pomocy w trudnych dla siebie chwilach. I chciałbym zostać dobrze zrozumiany: więź nie zniknie tylko dlatego, że rodzic daje sobie chwilę na poradzenie sobie z własnymi emocjami, na przykład wychodzi z pokoju i krzyczy w poduszkę. Każdy rodzic, a szczególnie rodzic wrażliwego dziecka, potrzebuje chwil dla siebie, by przetrwać trudne początki. Zadbanie o bezpieczeństwo fizyczne dziecka, oddalenie się na chwilę i zatroszczenie się o siebie jest ważnym elementem naszej pracy z rodzicami.
Prawdziwa utrata więzi następuje dopiero wtedy, gdy dziecko jest systematycznie i długotrwale pozostawiane samo sobie. To jedno z najtrudniejszych i najniebezpieczniejszych doświadczeń, jakie może spotkać niemowlę. Działo się tak na przykład we wschodnioeuropejskich sierocińcach: dzieci karmiono i zapewniano im odpowiednie warunki bytowe, ale rzadko przytulano i kojono. Pomimo zaspokojenia podstawowych potrzeb liczba poważnych problemów psychicznych, które rozwinęły się u wychowanków tych placówek, była zatrważająca¹⁵.
Amelia komunikowała swoją potrzebę wsparcia, a jej rodzice reagowali na jej przekaz. Była wciąż na pierwszym etapie tworzenia więzi, a naszym zadaniem było odkrycie, jakie reakcje i ruchy pomagają jej się ukoić. Każde dziecko jest inne i szukając tego, co działa, trzeba być cierpliwym i dać sobie czas na testowanie. Zdesperowani opiekunowie często zbyt szybko zmieniają stosowane przez siebie strategie: zaczynają od kołysania, potem przechodzą do poklepywania, karmienia, nucenia itd. A wszystko to dzieje się w ciągu zaledwie kilku minut. Jeśli postawimy się na miejscu takiego dziecka, możemy zacząć wyobrażać sobie, jak mało pomocne może być takie działanie. Szybka zmiana zachowania osoby dorosłej – pomimo jej najlepszych chęci – nie zapewnia dziecku podstawowego poczucia bezpieczeństwa i spokoju.
Podejmując poszukiwania metod kojenia, które zadziałają w przypadku twojego dziecka, przede wszystkim wybierz jedną i daj sobie przynajmniej pięć minut, by sprawdzić jej działanie. Jak wybrać metodę? Większość z nich opiera się na próbie odtworzenia warunków życia w łonie matki. Ciepło i ciasne owinięcie kocykiem lub chustą symulują odczucia znane dziecku z tego wczesnego środowiska. Rytmiczne poklepywanie, chodzenie, kołysanie i wydawanie cichych uspokajających dźwięków przypominają ruch i dźwięki (serca matki i innych narządów), których dziecko doświadczało w brzuchu matki. Łono jest miejscem, gdzie dziecko po raz pierwszy doświadcza poczucia bezpieczeństwa, zatem próba zabrania go tam za pomocą podobnych doświadczeń to bardzo dobry sposób na ukojenie malucha.
Po drugie postaraj się o własny spokój. Sytuacja idealna to taka, w której kojąc dziecko, sami jesteśmy w dobrostanie, ponieważ współregulacja jest niezwykle ważnym elementem apteczki zdrowia psychicznego (więcej na ten temat znajdziesz w rozdziale drugim). W praktyce rodzice często czują, że jest to zupełnie niemożliwe. Warto jednak podjąć próbę zadbania o swój stan. Można głęboko i powoli oddychać, spowolnić ruchy lub uczynić je bardziej rytmicznymi. Dzieci dostroją się do tych naszych prób i poznają pierwsze aspekty samoregulacji. I choć nie zawsze uda się nam osiągnąć spokój natychmiast, nasze dziecko doświadczy ważnego aspektu dbania o swój stan – wspólnoty działań.
„Twarzowe historie”
Źródłem jednej z najbardziej pomocnych technik do budowania więzi i współregulacji z Yvette nie jest żaden podręcznik ani specjalista, ale moja mama. Kiedy w dzieciństwie byłem rozstrojony albo podenerwowany, opowiadała mi „twarzowe historie” i w ten sposób poprawiała samopoczucie mnie i sobie.
Pokazałem Annaliese, jak je opowiadać, i oboje wykorzystujemy je w relacji z Yvette, która – ku mojej radości – często się ich domaga, czasem nawet robi to w chwilach złości. Yvette kładzie się i zamyka oczy, a ja delikatnie dotykam jej twarzy w jakimkolwiek miejscu palcem wskazującym, na przykład za uchem, i zaczynam opowiadać jakąś wymyśloną na poczekaniu historię. Może dotyczyć czegokolwiek: „Pewnego ranka zrzędliwy niedźwiedź obudził się z drzemki. Przeciągnął się, ziewnął i wyruszył na przechadzkę”. I wtedy zaczynam delikatnie przesuwać palec po jej twarzy. „Najpierw napił się wody z pobliskiego stawu, ponieważ był bardzo spragniony” – mówiąc to, dotykam jej zamkniętej powieki. „O, zdecydowanie lepiej się czuję. Myślę, że teraz pójdę do lasu poszukać jagód”. Kontynuuję podróż po jej twarzy, ciągnąc historię przez kolejnych kilka minut. A na koniec łaskoczę ją w nos, by otworzyła oczy.
W takich chwilach Yvette i ja jesteśmy całkowicie połączeni. Zwykle ta przyjemna zabawa następuje po intensywniejszej aktywności albo zastępuje nam książkę na dobranoc, kiedy moim celem jest wyciszenie córki. To pomaga nam budować kompetencje współregulacji i odwoływać się do nich w trudnych chwilach. Mam nadzieję, że Yvette i Charlie któregoś dnia wykorzystają „twarzowe opowieści” w relacjach ze swoimi dziećmi.
Zaangażowanie w relacji z niemowlęciem
Często traktujemy płacz dziecka jako jedyny dostępny mu sposób na zakomunikowanie chęci nawiązania kontaktu, ale zaledwie po kilku tygodniach od narodzin niemowlę posiada już całkiem spory zasób narzędzi, by pokazać, na czym mu zależy, co sprawia mu przyjemność, a co jest dla niego niemiłe. Dzieci wzmacniają więź, utrzymując kontakt wzrokowy, wyciągając w naszym kierunku kończyny, rozluźniając ciało i domagając się dotyku. Natomiast odwracanie wzroku lub odsuwanie się, napinanie ciała lub złoszczenie się mogą być informacją o tym, że nie odpowiada im to, co się dzieje.
Wszystkie te momenty to okazje do adekwatnych reakcji opiekuna, dzięki którym uczy się, w jaki sposób dziecko wyraża swoje emocje i potrzeby. Niemożliwością byłoby reagować na wszystkie dziecięce próby skomunikowania się. Wystarczy, że będziemy reagować często i ćwiczyć się w byciu obecnymi.
Nasze zaangażowanie może przyjąć jedną z dwóch najważniejszych form: możemy albo naśladować, albo koić.
Naśladowanie przyczynia się do powstania zrębów dziecięcych umiejętności społecznych i jest pięknym sposobem na wspieranie dziecka. Odtwarzanie mimiki, ruchów ciała czy dźwięków pomaga dziecku zrozumieć, że jesteśmy do niego podobni – też mamy uczucia i potrafimy je wyrażać. Takie wspólne doświadczenia przynoszą radość i budują silną, bezpieczną więź z dzieckiem. Ten typ interakcji tworzy fundamenty przyszłych relacji dziecka z innymi ludźmi. Jeśli jednak zauważamy, że w tym naśladowaniu coś kuleje, a wymiana nie przebiega płynnie, może to świadczyć o braku dobrej relacji.
Kiedy niemowlę komunikuje się za pomocą płaczu, ważne, byśmy postarali się je ukoić, pokazując w ten sposób, że usłyszeliśmy jego przekaz dotyczący wzrostu poziomu napięcia. W przypadku niektórych dzieci zadziała kojenie czysto fizyczne – mocne owinięcie lub noszenie na ręku – imitujące warunki panujące w matczynym brzuchu. Inne będą podatne na ciche i łagodne powtarzanie dźwięków lub śpiewanie piosenek. Większość z tego, co działa, charakteryzuje się powtarzalnością kojącą układ nerwowy, w tym również nasz. Pamiętajmy, że naszym celem nie jest zatrzymanie płaczu dziecka. Potraktujmy akt kojenia jako okazję do wzmacniania więzi i budowania bezpiecznego stylu przywiązania.
Zaangażowanie ze starszym dzieckiem
Znaczące i długotrwałe trudności emocjonalne, takie jak nadmierne reakcje emocjonalne, wycofywanie się lub kłopoty z przyjęciem wsparcia, mogą wskazywać na to, że starsze dziecko nie zbudowało jeszcze bezpiecznego przywiązania. Jeśli coś takiego ma miejsce, warto przypomnieć sobie główne aspekty procesu tworzenia bezpiecznego przywiązania.
Tak jak w przypadku niemowląt, ze starszymi dziećmi, w tym nastolatkami, więź budujemy przede wszystkim wtedy, kiedy w relacjach panuje spokój. To w takich momentach nasz mózg jest najbardziej otwarty na tworzenie nowych połączeń. Nasza obecność, emocjonalna dostępność, konsekwentne reakcje na sygnały oraz oferowanie wsparcia i ochrony – wszystko to przekłada się na silną więź, która pozwala dziecku mocno i bezpiecznie przywiązać się do opiekuna.
Niestety wiele niemowląt doświadczających trudności w wyciszaniu się jest narażonych na to, że nie rozwiną bezpiecznej więzi z głównym opiekunem, nawet wtedy, gdy rodzic naprawdę się stara! Problem polega na tym, że takie dziecko nie otrzymuje adekwatnej odpowiedzi na swój stres – jego potrzeby nie są skutecznie zaspokajane, co utrudnia budowanie zaufania i poczucia bezpieczeństwa.
W mojej klinice zawsze pytam rodziców, jakie wspomnienia mają z pierwszych dni, tygodni lub miesięcy życia dziecka, nawet jeśli dziecko, którego dotyczy spotkanie, jest już starszym nastolatkiem. W tym okresie bowiem odnajdujemy źródła trudności, z którymi mierzy się dziecko w momencie wizyty. W opowieściach rodziców zwykle pojawiają się trudne ciąże, traumatyczne porody, napięcia w relacjach oraz bezsenne noce – to wszystko nie bardzo wpisuje się w magiczny obraz radosnego rodzicielstwa. Jeśli dziecko ma trudności w kojeniu się w okolicach pierwszego roku życia, jest dziesięciokrotnie bardziej narażone na doświadczanie trudności rozwojowych w momencie rozpoczęcia nauki w szkole¹⁶.
Dlaczego w ogóle wracam do tych doświadczeń u starszych dzieci, skoro okno przywiązania już minęło? Bo ono nie minęło. Dzieci, które nie miały szansy zbudować bezpiecznego przywiązania w niemowlęctwie, nie są skazane na trudne życie, problemy w relacjach czy zaburzenia psychiczne. To mit. Gdy rozpoznamy, co przyczyniło się do braku bezpiecznej więzi, możemy zacząć ją naprawiać, i to opierając się dokładnie na tych samych zasadach, które stosujemy wobec niemowląt.
Starsze dzieci i nastolatki, które nie wytworzyły bezpiecznego stylu przywiązania we wczesnym dzieciństwie, muszą doświadczyć poczucia bezpieczeństwa, które płynie z responsywnej i przewidywalnej opieki. Rodzice często popełniają błąd, oczekując, że cud nastąpi już po jednej rozmowie. Nic podobnego. Podobnie jak w przypadku noworodków, skuteczne podejście polega przede wszystkim na tym, by usłyszeć i zobaczyć niepokój lub napięcie dziecka, towarzyszyć mu w przeżywaniu tego stanu i razem z nim poszukać sposobów, które pomogą mu sobie z tym poradzić. I zwykle nie trwa to kilku minut, tylko znacznie dłużej. Często okazuje się, że to, co koi nas w dzieciństwie, sprawdza się również w starszym wieku. Mało słów, spokojny ton głosu i wsparcie zamiast wyjaśnień pomagają wszystkim, nie tylko niespokojnym niemowlętom.
Przez kilka miesięcy Amelia uczyła Samanthę, Michaela i mnie, jak lubi być kojona. Mniej więcej w okolicach dwunastego tygodnia życia miała miejsce oczekiwana zwyżka w ilości płaczu, ale potem nastąpił przełom i dziewczynka coraz więcej czasu spędzała w stanie spokojnego czuwania. Odkryliśmy, że Amelia nie lubi ciasnego owijania, jest dość wrażliwa na hałaśliwe otoczenie i najbardziej lubi być noszona przez Samanthę – wyraźnie preferowała ramiona matki. Uwielbia kontakt skóra do skóry, śpiewanie i ciężkie, rytmiczne chodzenie po salonie. Zrozumienie tych upodobań pozwoliło Michaelowi – a potem także innym osobom – stopniowo odgrywać większą rolę w uspokajaniu Amelii. Nawet Lilly mogła zacząć bardziej angażować się w relację z młodszą siostrą, między innymi śpiewając jej ulubione rymowanki. Samantha odzyskała pewność siebie w codziennym ogarnianiu ich obu.
Wciąż pamiętam moje ostatnie pożegnanie z Samanthą, Michaelem i Lilly. Z jakiegoś powodu ta rodzina wywarła na mnie ogromne wrażenie. Być może zaważyła na tym autentyczność Samanthy, która była szczera na tyle, by podzielić się ze mną swoimi najgłębszymi lękami. Mianowicie usłyszała kiedyś od swojej matki, że będzie okropnym rodzicem, i niemożność uspokojenia Amelii wzięła za potwierdzenie swojej matczynej nieudolności. A może poruszyła mnie Amelia i to, jak wiele się od niej nauczyłem dzięki historiom opowiadanym przez rodziców o ich domowym życiu i tym chwilom, w których trzymałem ją na rękach w klinice. A być może wpływ na mnie miała jej starsza siostra, która z dumą śpiewała Amelii rymowanki i z zaangażowaniem się nią opiekowała. Tak czy inaczej, Amelia i jej rodzina pokazali mi, jak wspierać niespokojne niemowlęta i jak praca nad więzią potrafi wspomóc rozwój dziecka oraz poprawić funkcjonowanie i samopoczucie pozostałych członków rodziny.
Najważniejsze wnioski z rozdziału 1:
• Niemowlęta rodzą się z potrzebą nawiązania więzi. Relacja z opiekunem jest fundamentem ich późniejszego rozwoju społecznego i emocjonalnego oraz zdrowia psychicznego.
• Przywiązanie ma kierunek dwustronny. W jego tworzeniu ważna jest obecność, uważność, zaangażowanie w codzienne interakcje, kojenie dziecka oraz zapewnianie mu poczucia bezpieczeństwa.
• Nigdy nie jest za późno, by zidentyfikować i przepracować wyzwania połączone z więzią. Choć badania podkreślają znaczenie pierwszego roku życia w tworzeniu się więzi, przecież po pierwszych urodzinach nie przestajemy poszukiwać kontaktu z innymi i aktywnie budować relacji. Możemy naprawiać błędy, tworząc nowe okazje do pozytywnych i znaczących interakcji, których celem samym w sobie jest okazywanie zainteresowania, troski i miłości.
Strategie dla rodziców:
• Zauważaj preferencje oraz reakcje dziecka i ucz się, jak koić dziecko, kiedy pojawia się w nim napięcie. W ten właśnie sposób pomożesz mu wykształcić zdrowy styl przywiązania.
• Każdego dnia przynajmniej przez chwilę bądź maksymalnie uważny na swoje dziecko. Ta inwestycja się opłaci!
• Podczas szukania najskuteczniejszej strategii kojenia dziecka najlepszym doradcą jest cierpliwość. Próbuj nowych sposobów, ale w każdym z nich wytrwaj przynajmniej pięć minut. Dopiero jeśli nie zadziała, spróbuj innego. Dzieci potrzebują czasu, by zauważyć nową sytuację, zareagować na nią albo się do niej przystosować.
• Nie ustawaj w kojeniu dziecka, nawet jeśli masz poczucie, że twoje wysiłki idą na marne, bo nie widzisz natychmiastowych rezultatów. To, co robisz, ma znaczenie i jest ważne.PRZYPISY
Wstęp
¹ Australian Bureau of Statistics, Causes of Death, Australia. ABS, 2022. https://www.abs.gov.au/statistics/health/causes-death/causes-death-australia/latest-release.
² Solmi M., Radua J., Olivola M., Croce E., Soardo L., Salazar de Pablo G., … i P. Fusar-Poli, „Age at onset of mental disorders worldwide: large-scale meta-analysis of 192 epidemiological studies”, Molecular psychiatry, 27(1), 2022, s. 281–295.
³ McGorry P. D. i C. Mei, Early intervention in youth mental health: progress and future directions. BMJ Ment Health, 21(4), 2018, s. 182–184.
⁴ Mulraney M., Lee C., Freed G., Sawyer M., Coghill D., Sciberras E., … i H. Hiscock, „How long and how much? Wait times and costs for initial private child mental health appointments”, Journal of Paediatrics and Child Health, 57(4), 2021, s. 526–532.
Rozdział 1 – Przywiązanie
¹ Bowlby J., Przywiązanie. Tom 1. Przywiązanie i strata, tłum. Kazimierz Dąbrowski, PIW, 1995.
² Watson J. B., Psychological care of infant and child, WW Norton, 1928.
³ Tronick E. Z., Emotions and emotional communication in infants. Parent-infant psychodynamics, 2018, s. 35–53.
⁴ Pascalis O., de Schonen S., Morton J., Deruelle C., i Fabre-Grenet M., „Mother’s face recognition by neonates: A replication and an extension”, Infant behavior and development, 18 (1), 1995, 79–85.
⁵ Fifer W. P., i Moon C. M., „The role of mother’s voice in the organization of brain function in the newborn”, Acta paediatrica, 83, 1994, s 86–93.
⁶ Australian Institute of Health and Welfare, Perinatal depression: data from the 2010 Australian National Infant Feeding Survey, Canberra: AIHW, 2012.
⁷ Center on the Developing Child at Harvard University, From Best Practices to Breakthrough Impacts: A Science-Based Approach to Building a More Promising Future for Young Children and Families, 2016.
⁸ Thomas A., i Chess S., Temperament and development, Brunner/Mazel, 1977.
⁹ Wolke D., Bilgin A. i Samara M., „Systematic review and meta-analysis: fussing and crying durations and prevalence of colic in infants”, The Journal of pediatrics, 185, 2017, s. 55–61.
¹⁰ Freedman S. B., Al-Harthy N. i J. Thull-Freedman, „The crying infant: diagnostic testing and frequency of serious underlying disease”, Pediatrics, 123(3), 2009, s. 841–848.
¹¹ Bowlby J., Przywiązanie. Tom 1. Przywiązanie i strata, tłum. Kazimierz Dąbrowski, PIW, 1995.
¹² Young E. S., Simpson J. A., Griskevicius V., Huelsnitz C. O. i C. Fleck, „Childhood attachment and adult personality: A life history perspective”, Self and Identity, 18(1), 2019, s. 22–38.
¹³ Bremner J. G., Slater A. M. i S. P. Johnson, „Perception of object persistence: The origins of object permanence in infancy”, Child Development Perspectives, 9(1), 2015, s. 7–13.
¹⁴ Strathearn L., Li J., Fonagy P., P. R. Montague, „What’s in a smile? Maternal brain responses to infant facial cues”. Pediatrics, 122(1), 2008, s. 40–51.
¹⁵ Zeanah C. H., Egger H. L., Smyke A. T., Nelson, C. A., Fox N. A., Marshall P. J. i D. Guthrie, „Institutional rearing and psychiatric disorders in Romanian preschool children”, American Journal of Psychiatry, 166(7), 2009, s. 777–785.
¹⁶ Cook F., Giallo R., Hiscock H., Mensah F., Sanchez K. i S. Reilly, „Infant regulation and child mental health concerns: a longitudinal study”, Pediatrics, 143(3) 2019.