- W empik go
Dziewczyna do towarzystwa - ebook
Dziewczyna do towarzystwa - ebook
Alice miała gotowy plan na życie, ale nie wzięła pod uwagę, że życie pisze własne scenariusze. Nagła utrata pracy i pogarszająca się sytuacja finansowa sprawiają, że postanawia zatrudnić się jako dziewczyna, która ma zapewniać dobrą zabawę i towarzystwo. Ale to dopiero początek niespodziewanych zdarzeń, bowiem na jej drodze pojawia się wyjątkowy mężczyzna.
Spencer, młody aktor przytłoczony życiem w cieniu ojca, wciąga Alice do światka show-biznesu i… swojej poplątanej przeszłości. Ustawiane randki, seks na telefon, narkotykowe imprezy i nieustanna presja nie sprzyjają rodzącemu się powoli między nimi zaufaniu. Ile będą musieli poświęcić, aby wyrwać się z gęstej sieci kłamstw i zacząć żyć w zgodzie ze swoimi uczuciami?
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8313-226-6 |
Rozmiar pliku: | 741 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Szkoda, że nie mogę z tobą dłużej zostać – mówiła dość niewyraźnie, szczotkując zęby jedną dłonią, a drugą wpychając nie do końca wyprasowaną bluzkę w spódnicę.
– Łóżko jeszcze ciepłe, możesz wrócić. – Matt poklepał dłonią miejsce obok siebie.
Odwróciła się, oparła się o zlew i patrząc przez uchylone drzwi do sypialni, spojrzała na niego. Spod miękkiej kołdry można było dostrzec tylko głowę i bujne, brązowe włosy, które mimo braku wiatru wyglądały, jakby przeszło przez nie tornado. Każdy włos stał w inną stronę, ale uznała, że ta fryzura na swój sposób bardzo do niego pasuje. Z chęcią położyłaby się obok i zapomniała na chwilę o otaczającej ją rzeczywistości, ale nie dziś. Dziś nie może się spóźnić.
– Kusisz, i to bardzo. – Uśmiechnęła się i schyliła, by upiąć swoje czarne włosy w niezdarnego koka. Ponownie wróciła do mycia zębów. Kiedy odkładała szczoteczkę do odpowiedniego kubeczka w łazience, zauważyła w niej nową.
– Już mnie zdradzasz? – Uniosła brew.
– Słucham? – Matt wydał się trochę spięty i momentalnie oparł się o zagłówek łóżka.
– Mówię o nowej szczoteczce do zębów. Wy, mężczyźni, nie potraficie wyrzucać swoich starych rzeczy do kosza.
– A, to… – Przewrócił oczami. – Możesz wyrzucić.
– Gdyby była różowa, tobym się zaniepokoiła. – Puściła mu oczko i pozbyła się czarnej szczoteczki.
– Stresujesz się? – Matt zmienił temat. – Może kawy?
Postanowił wyprostować kończyny i w samych bokserkach pomknął do kuchni nastawić wodę. Czując chłód na skórze, splątał dłonie na klatce piersiowej i nieco się kulił, czekając aż woda w czajniku zacznie wrzeć.
– Czy się stresuję? Dobre pytanie. Przedłużenie umowy powinno odbyć się bez żadnych niespodzianek. Przez ostatni czas doceniali moją pracę i nikt nie mówił, żeby coś było nie tak. Liczę, że dzisiejsza rozmowa przyniesie mi nowe stanowisko i zakończę proces parzenia oraz noszenia kawy.
Spojrzała na swoje odbicie w lustrze, upewniając się, że wygląda w miarę wyjściowo, a jej ubiór sugeruje dyskretną, ale luźną elegancję z dodatkiem niedbałości w postaci niestarannie upiętego koka na głowie.
– Jak zawsze seksownie. – Podał jej kubek z gorącą kawą i pocałował w czoło.
– Jej, naprawdę marzę, by tu z tobą zostać i pozwolić ci dalej mnie rozpieszczać. – Upiła łyk. – Od razu lepiej.
– Nie ma tak dobrze, ale kiedy wrócisz, ja tu będę czekać na ciebie w samej bieliźnie albo i bez niej. – Na jego twarzy rysował się ten zadziorny uśmieszek, który pokochała od pierwszego spotkania.
– Mężczyzna marzenie. – Przewróciła oczami, a w jej głosie można było wyczuć sarkazm.
– Będziesz o standardowej porze? – mówiąc to, skierował się w stronę łóżka i w ciągu kilku sekund leżał już komfortowo przykryty kołdrą pod sam nos. – No co? Jest zimno i zdecydowanie za wcześnie.
– Tak, będę o tej samej porze. – Spojrzała na wyświetlacz telefonu. – Cholera, jak zawsze nie zdążę na metro. – W pośpiechu założyła czarne botki, porwała torebkę z fotela i udała się w stronę wyjścia. – Pa! – krzyknęła, zatrzaskując za sobą drzwi.
Kliknęła przycisk przywołujący windę, ale widząc, że jest dopiero na pierwszym piętrze, postanowiła zbiec po schodach ewakuacyjnych. Przebiegła przed rozsuwane drzwi w holu, potrącając matkę prowadzącą dziecko, i wybiegła na ulicę, kierując się wprost do linii metra.
– Przepraszam! – krzyknęła do matki, biegnąc już przez ulicę.
***
Kiedy dotarła do pracy, skierowała się w stronę swojego biurka i od razu zauważyła napiętą atmosferę panującą w sali konferencyjnej. Jej szef wyglądał na zdenerwowanego, krzycząc jakieś frazesy, mocno gestykulował. Cała reszta siedziała raczej przestraszona i skupiona na blacie stołu lub na ekranie komputera, nie patrząc w ogóle w stronę swojego przełożonego. Przez chwilę cieszyła się w duchu, że jest tylko zwykłą stażystką obarczaną zadaniami, które raczej trudno zepsuć, ale w końcu kserowanie, donoszenie kawy, wycinanie etykietek z imionami ważnych ludzi oraz odbieranie telefonów miały zmienić się na pisanie maili i całą resztę, którą wykonują ludzie na stanowisku juniorskim.
– Cześć. – Włączyła swój komputer. – Co się dzieje w konferencyjnej? – zapytała koleżanki, zajmując miejsce obok jej biurka.
– Nie wiem, Alice, ale nie zapowiada się ciekawie. Chyba straciliśmy jakiegoś ważnego klienta. Zresztą, kto tam wie; nam, stażystom, nie jest dane dojść do głosu, co nie? – Annie tylko spojrzała na nią porozumiewawczo znad czarnych okularów.
– Może dzisiaj coś się wyklaruje w sprawie naszej dalszej kariery w C&C? – Usiadła na krześle i zaczęła przeglądać maile, a raczej zadania do wykonania od asystentki szefa. – Drukarka na drugim piętrze znów nie działa. HR zdecydowanie za dużo drukują. – Roześmiała się. – Idziesz ze mną sprawdzić?
– W sumie nie mam nic lepszego obecnie do zrobienia, więc ci potowarzyszę.
Skierowały się do windy, specjalnie obierając trasę obok sali konferencyjnej. Czekając, dyskretnie zerkały, co dzieje się za szklanymi drzwiami od pomieszczenia, gdzie aktualnie trwało zebranie. Dostrzegły jedynie przełożonego, który podtrzymywał głowę dłońmi, nerwowo się po niej drapiąc.
– Ciekawe, czy ta plotka z utratą klienta to prawda – odezwała się Annie, ponownie naciskając przycisk windy. – Cokolwiek by się nie stało, mam nadzieję, że sytuacja ta nie wpłynie na nasze przyszłe umowy – stwierdziła, patrząc, jak drzwi windy powoli się rozsuwają.
– O której masz rozmowę?
– O dwunastej. – Annie poprawiła okulary na czubku nosa. – A ty?
– Też. Może dobre nowiny chodzą parami?
– Zazdroszczę takiego optymistycznego myślenia.
Wydawało się jej, że do godziny dwunastej czas płynął bardzo powoli. Na dodatek zapomniała podładować wcześniej baterię telefonu, więc jej smartfon w trakcie pracy się rozładował. Musiała czekać, aż podłączy go do ładowania w domu. Zaczęła odczuwać niepokój, bo dziś w biurze panowała nerwowa atmosfera. Wszyscy wyglądali na zabieganych i roztargnionych. Nikt nic nie mówił. Słychać za to było uderzanie czubków palców o klawiatury i nieustanne klikanie myszki.
Zaczęła się zastanawiać, co będzie, jeśli jej umowa tak po prostu wygaśnie. Jak opłaci swoje studia? Przecież od października powinna wprowadzić się na stałe do Matta, a nie tylko krążyć między akademikiem a jego mieszkaniem, jak dotychczas. Już i tak nadużywała jego gościnności, zostając u niego na noc częściej, niż powinna, zwłaszcza w okresie letnim. Właściwie, to praktycznie już tam mieszkała, została tylko kwestia przeniesienia rzeczy z akademika. Ta niepewność związana z umową budziła w niej stres. Stres, którego wolałaby w tej chwili nie czuć. Dlatego tę negatywną myśl, że coś może pójść nie tak, odpychała daleko na drugi plan. Tak daleko, że dopiero po chwili zorientowała się, jak mocno zacisnęła swoją dłoń. W jej wnętrzu powstały ślady wbijanych paznokci.
– Alice, Annie. – Z zamyślenia wyrwał ją męski głos. – Proszę za mną.
Odsunęły się od biurka niczym poparzone i skierowały się za młodym mężczyzną. Zaprosił je do małej salki, gdzie zazwyczaj przeprowadzane są rozmowy rekrutacyjne.
– Usiądźcie, proszę. Nie zajmę wam dużo czasu. Jestem Chris, wysłannik z HR-ów – zażartował drobnej postawy mężczyzna. – Wyznaczono wam na dziś rozmowę z naszym uroczym szefem, ale niestety, jak mogłyście zauważyć, sytuacja w biurze jest dynamiczna i wiele się dzieje. Przechodząc do konkretów… Wynikła niekorzystna sytuacja dla naszego pracodawcy, w związku z czym zostaną obcięte pewne etaty. Na tę chwilę nasza firma nie może zagwarantować wam dalszego zatrudnienia ani przedłużenia stażu.
– Co!? – Alice nie potrafiła ugryźć się w język, a raczej słowo to uciekło jej z ust, zanim zdążyła je przeprocesować.
– Jest mi naprawdę przykro. – Nie, nie było mu przykro, to tylko tekst, który musiał zostać przez niego wypowiedziany. – Jesteście bystre i gdyby nie aktualny stan rzeczy, na pewno zostałybyście w C&C. Na pocieszenie mogę wam powiedzieć, że dziś rano wasze umowy jeszcze były u mnie na stole.
– I to ma być pocieszenie? Nasze umowy były, ale w ciągu dnia zdążyliście się rozmyślić – kontynuowała Alice.
– Jeśli macie jakieś zażalenia, możemy porozmawiać z kierownikiem HR-ów. Niestety z doświadczenia wiem, że nie powie wam nic innego niż to, co ja już wam przedstawiłem. Przykro mi, ale nie jesteście dziś jedynymi osobami, które odbędą taką rozmowę. Potraktujcie to jak świeży start. Niektórzy tutaj mają już rodzinę, wy możecie zacząć zupełnie od nowa.
– Daj spokój, Chris, ta twoja produkcja nic nieznaczących słów jest zbędna – wtrąciła się Annie wyraźnie poirytowana, po czym wstała z fotela. – Może nie mamy rodzin, ale za coś też musimy żyć. Nie jemy przecież powietrza. Na pewno nie polecę nikomu tej firmy. Strata kilku miesięcy.
– Możemy napisać list polecający – stwierdził Chris, tak jakby ten list miał naprawić całą sytuację.
– Nie, dzięki – odparła tym razem Alice.
– Skoro już skończyliśmy, jesteście wolne. Zabierzcie swoje rzeczy i zostawcie puste półki.
– Jak profesjonalnie! – zakpiła Annie, wychodząc ze szklanego pomieszczenia i nawet nie patrząc w stronę Chrisa.
Alice za to poczuła uderzenie ciepła. Jeszcze nie do końca zdawała sobie sprawę ze stanu rzeczy. Mknęła jak cień ze spuszczoną głową za Annie, zastanawiając się, co powinna zrobić.
– Annie, i co teraz? – zapytała.
– Pakujemy swoje notesy, długopisy, zdajemy kartę wstępu i, jak to określił nasz kolega, zaczynamy na świeżo.
– Jak spłacimy studia? Jak opłacimy mieszkanie? Nie mam do kogo zwrócić się o pożyczkę. – Alice nie rozumiała, jak Annie może być taka spokojna w obecnej sytuacji. Zachowywała się tak, jakby strata pracy jej nie dotyczyła.
– Znajdziesz inną pracę – odparła bez wzruszenia Annie, pakując do swojej torebki kilka firmowych długopisów.
– Inną pracę? Pójdę na kasę do marketu? Tam nie szanują grafiku studenta. Poza tym pensja jest znacznie niższa. – Alice poczuła, jak łzy napływają jej do oczu, chociaż tak bardzo pragnęła je zatrzymać. Lubiła kreować swój wizerunek twardej kobiety, dlatego łzy w miejscu pracy były w jej odczuciu niedopuszczalne.
Annie spojrzała na nią przez okulary, a właściwie zmierzyła ją wzrokiem od góry do dołu.
– Słuchaj, Alice, jeśli jest faktycznie tak źle, jak mówisz, napisz do mnie wieczorem, a ogarnę nam jakieś dodatkowe zlecenie. Tylko zachowaj to dla siebie.
W drodze powrotnej do mieszkania Matta czuła się mocno przygnębiona. Ten dzień poszedł zupełnie nie tak, jak powinien. Nie mogła pozbierać myśli ani ułożyć ich w jakąś logiczną całość. Praca w C&C miała być trampoliną do jej przyszłego sukcesu, a okazała się totalnym niewypałem i stratą czasu. Najgorszy był fakt, że z dnia na dzień dopływ gotówki się skończył, a kolejna rata na studia musiała zostać wkrótce wpłacona. W ograniczeniu kosztów na życie miała jej pomóc przeprowadzka do Matta. Dzięki temu mogłaby skończyć z koszmarem mieszkania w akademiku z jedną łazienką na pięć osób, nie wspominając już o braku prywatności. Kolejną z możliwych opcji byłby powrót do domu, co przez chwilę nawet rozważała. Jednak tak szybko, jak pomyślała o ponownym zamieszkaniu w małym miasteczku, w którym nie ma żadnych perspektyw związanych z karierą w korporacji, tak samo szybko odsunęła tę myśl daleko w ciemny kąt umysłu.
Gdy dotarła do mieszkania Matta, zegarek wskazywał kilka minut przed godziną drugą. Totalnie załamana pchnęła drzwi do środka, które jak zawsze były otwarte. Torebkę, z której wystawały zeszyty z logiem C&C i kilka długopisów, rzuciła na półkę i kiedy już miała się rzucić w ramiona ukochanego i poczuć ulgę po trudnym dniu, z jej ust wyrwały się następujące słowa:
– CO, DO CHOLERY!? – Kompletnie osłupiała.
– Alice? Co ty tutaj… – Matt, zaskoczony obecnością dziewczyny, próbował nałożyć na siebie bieliznę.
– JAJA SOBIE ROBISZ!? – wrzasnęła, choć zrozumiała, że dobór słów wypadł mocno niekorzystnie, biorąc pod uwagę fakt, że obok Matta w łóżku był równie zszokowany mężczyzna.
– Chciałem ci powiedzieć, ale czas wydawał się nieodpowiedni.
– Czas nieodpowiedni!? Miałam się do ciebie wprowadzić! Wiesz co? Daruj sobie! Czemu nie zerwałeś ze mną, skoro ewidentnie pociąga cię ktoś inny?
– To nie do końca tak! – krzyczał Matt, a ona nie potrafiła opisać jego miny, która wyrażała coś pomiędzy zażenowaniem a wstydem.
– O mój Boże! Wychodzę.
Zaczęła iść w stronę wyjścia, gdy przypomniała sobie, że potrzebuje ładowarki do telefonu. Wróciła po nią, nie patrząc ani na Matta, ani na jego kolegę. Wyciągnęła ją z półki i wyszła, zatrzaskując za sobą drzwi tak mocno, jak tylko mogła. Skierowała się w stronę schodów przeciwpożarowych i gdzieś między drugim a pierwszym piętrem zatrzymała się, by usiąść i uwolnić z siebie emocje. Łzy lały się jak rzeka, a ona nie miała sił, by je zatrzymać. Schowała głowę w nogach i modliła się, by nikt teraz nie przechodził, aby mogła się pozbierać. Tak dużo rzeczy się dziś wydarzyło, że nie mogła uwierzyć, że to jej życie, które zazwyczaj było dość starannie zaplanowane.
Po kilkunastu minutach przetarła rękawem nos i oczy. Zapewne miała rozmazany makijaż na całej twarzy, ale to nie było teraz istotne. Zdała sobie sprawę, że płakanie na schodach w tym momencie nie pomoże jej ruszyć z miejsca. Zauważyła gniazdko, więc postanowiła podładować telefon i wtedy przypomniała sobie o Annie. Niezależnie od tego, jaką pracę dodatkową może jej zaoferować, chyba nie może być już gorzej.
Hej, tu Alice. Chętnie załapię się na tę dodatkową fuchę.
Wcisnęła „Wyślij”.SPENCER
Dźwięk przewracanej szklanej butelki obudził Spencera. Najwidoczniej zasnął w pozycji siedzącej, za co właśnie pokutował jego kark. Nie mówiąc już o bólu głowy, który natychmiast przeszył jego skronie. Rozmasował je lekko palcami, próbując przyswoić informację o miejscu, w którym się znajdował. Zasłony w pokoju były prawie zasłonięte, a przez drobną lukę wpadało światło dzienne. Na podłodze pokrytej czerwoną wykładziną trudno było dostrzec skrawek, który wyglądałby na czysty. Wszędzie dało się zauważyć plamy po winie czy papierosach albo puste butelki po piwie. Kiedy spojrzał przed siebie, dojrzał wielki rozprysk czerwonego wina na pięknej śnieżnobiałej ścianie. Sztuka nowoczesna – pomyślał. Na stole przed nim leżała równo usypana biała linia z proszku, a tuż obok jego karta kredytowa. Pokręcił głową, chcąc przywrócić swojemu karkowi czucie, aż kości zatrzeszczały. Spojrzał na siebie, najwidoczniej usnął w samych spodniach, nie mając pojęcia, co zrobił z koszulą, którą miał na sobie tego dnia.
– Dzięki za imprezkę, Spenc – powiedziała nieznajoma dziewczyna, która aktualnie nie miała na sobie nic poza bielizną i szukała czegoś do okrycia.
– Ktoś ty? – rzucił w odpowiedzi, a ona tylko przewróciła oczami i ruszyła w stronę wyjścia.
Kiedy próbował wstać, poczuł ból po prawej stronie tuż w okolicy żeber.
– Cholera, tylko nie kolejny tatuaż! Kurwa – powiedział na głos, po czym w myślach podziękował sobie, że tym razem zdecydował się na małą rzymską liczbę.
Leniwym krokiem udał się do łazienki i odkręcił wodę pod prysznicem. Doskonale zdawał sobie sprawę z konsekwencji, jakie na pewno go czekają. Jednak niech konsekwencje zaczekają do momentu, aż zimna woda spod prysznica pozwoli mu się obudzić. Zrzucił z siebie garniturowe spodnie i pozwolił lodowatej wodzie sprawić, aby każdy mięsień na jego ciele poczuł, że jest żywy. Po kilku minutach czuł się już lepiej na tyle, na ile mógł mu pozwolić gigantyczny kac. Spojrzał w lustro, wycierając jeszcze mokre włosy, a następnie z luźno przewiązanym ręcznikiem na biodrach pomaszerował w stronę łóżka i niemal rzucił się na nie. Przed dalszym odpoczynkiem poinformował tylko recepcję, że zamierza przedłużyć dobę hotelową. Kiedy był już gotowy, żeby zapomnieć o swoich problemach i udać się na zasłużoną drzemkę, jego telefon zadzwonił.
– Rozumiem, że dzwonisz mi pogratulować udanej premiery filmu? – odebrał połączenie, mówiąc z pewnością siebie.
– Spencer, ty sobie żartujesz!? – Ton głosu Jeremiego nie brzmiał najprzyjaźniej.
– Czyli przekładamy tę rozmowę na później. – I gdy już chciał wcisnąć przycisk „Rozłącz”, usłyszał coś, co go przed tym powstrzymało.
– Twoje zdjęcia z imprezy wyciekły, są na MZT – oznajmił chłodno. – Mówiłem ci coś o dobieraniu przyjaciół w tej branży. Spencer, nie umiem ci pomóc, bo tej pomocy nie chcesz przyjąć. Chcesz trafić kolejny raz na odwyk? Myślę, że gdy tylko te zdjęcia dotrą do twojego ojca, jest wielka szansa, że tak się to skończy.
– Nic wczoraj nie brałem! – Wierzył, że tak było.– Jako mój agent spraw, żeby te zdjęcia znikły! Przecież od tego cię mam!
– Jestem agentem, nie magikiem. W sieci nic nie ginie. Powinieneś już coś o tym wiedzieć. – Z każdym wypowiadanym przez Jeremiego słowem Spencer czuł zawód, który tak bardzo chciał odsunąć od siebie. – Wydawało się, że w końcu wychodzisz na prostą. Smutne jest to, że zamiast mówić o twojej przełomowej roli, ludzie zobaczyli to, co zobaczyli. Sam sprawdź.
Spencer zamilkł, jego agent miał rację. Znowu dał popis i to nie w pozytywnym tego słowa znaczeniu.
– Słuchaj, Spenc, za dwie godziny przyjedzie limuzyna. Zawiezie cię na lotnisko. Wrócisz do domu, gdzie porozmawiamy o dalszych krokach.
– Zgaduję, że widzimy się na miejscu – rzucił, po czym natychmiast się rozłączył.
Trzymał telefon w ręku i zastanawiał się, czy powinien spojrzeć, co o nim piszą w sieci, czy po prostu dać sobie spokój. W końcu wpisał w wyszukiwarce „Spencer Tremblay MZT”. Otworzył link, który jako pierwszy pojawił się na jego telefonie. Oczywiście tytuł nie mógł nie nawiązywać do jego ojca:
_Syn Williama Tremblaya znowu w swoim żywiole._
Następnie przeczytał:
Wydawałoby się, że Spencer w końcu wychodził na prostą, a rola w filmie znanego reżysera miała dać początek jego pięknej karierze, niczym kariera samego Williama. Syn zdobywcy Oscara po premierze widziany był w Hotelu Pride w Vegas, gdzie w towarzystwie prostytutek i znajomych postanowił świętować swój sukces. Pytanie brzmi: Czy aż taki sukces? Odpowiedź pozostawimy krytykom filmowym. My za to pozwolimy sobie ocenić zachowanie Spencera, zamieszczając poniższe zdjęcie. Tuż pod nim możecie zagłosować, czy Spencer znów ma problem z używkami. Piszcie w komentarzach!
Zdjęcie przedstawiało półprzytomnego Spencera trzymającego w jednej dłoni papierosa, a w drugiej półpełną butelkę whisky. Na nosie osuwały mu się czarne przeciwsłoneczne okulary, a jego koszula była rozpięta, ukazując nagi tors. Siedział w szerokim rozkroku, a towarzystwa dotrzymywały mu dwie dziewczyny, które najwidoczniej medycynę estetyczną traktowały jak hobby. Stół przed nim zawalony był pudełkami po pizzy, pełnymi papierosów popielniczkami, a także kilkoma drobnymi saszetkami z białym proszkiem. Znalazła się tam również maszynka do tatuaży.
Spencer czuł zażenowanie, patrząc na to zdjęcie. Wyglądał jak wrak człowieka, jednak nie zamierzał rozczulać się nad sobą. Postanowił wyłączyć emocje i zabrał butelkę whisky stojącą na półce nocnej.
– Twoje zdrowie, tato! Jakbyś nigdy nie zrobił niczego głupiego. – Odkręcił i przechylił butelkę, pozwalając płynowi koloru herbacianego rozgrzać gardło i ukoić duszę.
***
– Proszę potrącić z karty również za zniszczenie pokoju. Będę wdzięczny, jeśli to po prostu zrobicie – powiedział w stronę recepcjonistki, po czym rzucił kartę wstępu od swojego wynajętego pokoju.
Nasunął czarne okulary na twarz i podszedł do wyjścia, szukając wzrokiem swojej limuzyny. Oczywiście kilku paparazzi kręciło się koło hotelu, chcąc zarobić na jego nędznym wyglądzie i stanie psychicznym. Samochód podjechał pod wejście, więc postanowił w końcu wyjść szybkim i zdecydowanym krokiem.
– Spencer! Jak noc? Udała się? – krzyczał jeden fotograf z tłumu. Spencer wiedział, że nie pytał o dobrą zabawę, ale o dwie dziewczyny, które zapewniły mu towarzystwo, a za upublicznienie zdjęcia z jego wizerunkiem na pewno otrzymały sowity czek.
– Szykuje się odwyk? – dogryzał mu kolejny.
Przyzwyczajony był do tego typu komentarzy; zdarzały się niemal codziennie. Nagle poczuł, jak coś zimnego uderzyło w jego tors, po czym jogurt spłynął po jego ubraniu prosto na buty.
– Wstydź się, młody człowieku! Niszczyć dorobek ojca!
Zaskoczony obrotem spraw spojrzał na dojrzałą kobietę i przez chwilę cisnęły mu się na język same przekleństwa, lecz się powstrzymał. Strzepnął dłonią jogurt z ubrania i bez słowa wsiadł do samochodu.
– Ja pierdolę, co za nawiedzona baba – rzucił na przywitanie do kierowcy.
Ten tylko się uśmiechnął i przywitał go, przy okazji oznajmiając, że kierują się w stronę lotniska.
***
Nerwowo kręcił się w skórzanym fotelu, próbując znaleźć dogodne dla siebie miejsce. Ostatnie, na co miał ochotę, to konfrontacja z ojcem i Jeremim. Głuchą ciszę przerwały drzwi otwarte z taką siłą, że aż odbiły się od ściany pokoju.
– Spencer! – krzyczał jego ojciec, wchodząc do pokoju, a tuż za nim jak cień podążał jego agent.
– Jakże miło cię widzieć, ojcze – przywitał go jak zawsze prześmiewczo, osuwając się na fotel i próbując grać osobę, której ta rozmowa wcale nie poruszy.
Spencer pomyślał, że William naprawdę wczuł się w rolę, kiedy wszedł tutaj jak co najmniej niejedna grana przez niego postać w horrorze. Jego sześćdziesięcioparoletnia twarz była mocno napięta, ale na pewno nie w takim stopniu jak twarz, której nie pomagała medycyna estetyczna. Za to figurą i opalenizną mógł się poszczycić niczym aktor ze _Słonecznego patrolu_. Spencera zawsze bawiły te porównania w Internecie, ale z takim dorobkiem jak jego ojciec nic dziwnego, że trzy czwarte każdego roku spędza na odpoczynku w miejscach, gdzie nie ma zim, przez co wygląda jak dobrze wypieczona śliwka w boczku. Ojciec zatrzymał się tuż przed nim z głową mocno uniesioną do góry, spojrzał na niego, po czym rzucił w niego małym pudełkiem.
– Test na obecność substancji obcych!? – przeczytał Spencer na opakowaniu. – Wiesz, że jestem czysty.
– O, tak? Zobaczymy. Masz trzy minuty, w innym przypadku jeszcze dziś osobiście zawiozę cię do kliniki.
Spencer wypuścił powietrze z ust, po czym stanął na równe nogi, patrząc prosto w zielone oczy ojca.
– Dobrze, chcę zobaczyć tę twoją głupią minę, jak tu wrócę. – Przechodząc obok niego, specjalnie zahaczył o niego barkiem. Spojrzał na Jeremiego i tylko pokręcił głową. Nawet w swoim agencie stracił już sojusznika.
– Musimy coś zrobić, to przecież PR-owy koszmar. – Słysząc słowa ojca, skierowane w stronę Jeremiego, ponownie poczuł się jak najgorsza osoba na świecie. Tak, to wszystko, o co martwił się jego ojciec – wizerunek. Nie obchodziły go zwykłe relacje ani to, co tak naprawdę się wydarzyło. Najważniejsze dla niego było to, żeby prasa nie mówiła źle ani o nim, ani o jego synu.