Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja
  • Empik Go W empik go

Dziewczyna w lodzie. Tom 1 - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
19 października 2022
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Dziewczyna w lodzie. Tom 1 - ebook

Jej oczy szeroko otwarte. Usta rozchylone, jak gdyby miała przemówić. Ciało zamarznięte w lodzie.
A to dopiero początek.

Kiedy młody chłopak odkrywa w londyńskim parku zamarznięte ciało kobiety, detektyw Erika Foster zostaje wezwana, by poprowadzić śledztwo w sprawie morderstwa.

Ofiara, piękna członkini londyńskiej socjety, wiodła pozornie idealne życie. Jednak kiedy Erika zaczyna drążyć, łączy ze sobą fakty między tym, a innymi zabójstwami – ktoś pozbawił życia trzy prostytutki. Wszystkie trzy uduszono, związano im ręce w przegubach i wrzucono je do wody.

Ostatnie dochodzenie Eriki poszło fatalnie, a w jego rezultacie zginął jej mąż. Kariera pani detektyw wisi na włosku, a ona sama mierzy się nie tylko ze swoimi demonami, ale też z mordercą bardziej przerażającym niż wszystko, z czym do tej pory miała okazję się mierzyć. Czy uda jej się dotrzeć do seryjnego mordercy zanim ten uderzy ponownie?

Jakie sekrety kryje dziewczyna w lodzie?

Detektyw Erika Foster dorwie psychopatycznego mordercę. Nieważne, jak to się dla niej skończy.

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-272-7593-6
Rozmiar pliku: 2,5 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Prolog

Kiedy Andrea Douglas-Brown szła szybko pustą główną ulicą, chodnik połyskiwał w blasku księżyca. Jej obcasy wystukiwały cichy, często przerywany rytm – był to skutek wypitej sporej ilości wódki. W ostrym styczniowym powietrzu gołe nogi piekły ją z zimna. Boże Narodzenie i Nowy Rok minęły, zostawiając po sobie chłodną, jałową pustkę. Kobieta mijała pogrążone w ciemnościach witryny sklepowe, oświetlony był tylko monopolowy znajdujący się pod mrugającą latarnią. W środku siedział zgarbiony przed świecącym laptopem Hindus, który jednak nie zauważył, że przechodziła obok.

Andrea była tak wściekła, tak bardzo chciała zapomnieć już o tym pubie, że zastanowiła się, dokąd idzie, dopiero gdy zamiast witryn sklepowych zaczęła mijać wielkie, oddalone od chodnika domy. Powyżej rozciągał się zarys wiązu, znikający na tle bezgwiezdnego nieba. Zatrzymała się i oparła o mur, by złapać oddech. Krew szalała w jej ciele, lodowate powietrze paliło, gdy wciągała je do płuc. Odwróciła się i zobaczyła, że zaszła całkiem daleko, ponieważ była już w połowie wzgórza. Za nią rozciągała się droga, w pomarańczowym świetle lamp sodowych plama brązu zlewała się ze stacją kolejową, która znikała w ciemnościach. Andrea poczuła, że cisza i zimno ją przytłaczają. Jedynym, co ruszało się w okolicy, była para wodna, powstająca na mrozie, gdy wypuszczała powietrze. Wsadziła pod pachę różową kopertówkę i zadowolona z faktu, że w pobliżu nikogo nie ma, zadarła przód krótkiej sukienki i wyciągnęła zza bielizny iPhone. Kryształki Swarovskiego migotały leniwie w świetle latarni. Na ekranie pokazała się informacja o braku zasięgu. Dziewczyna zaklęła, wsadziła telefon z powrotem za gumkę majtek i otworzyła małą różową kopertówkę. Wyjęła z niej drugi, starszy iPhone, również zdobiony kryształkami Swarovskiego, chociaż kilka z nich już odpadło. Brak zasięgu.

Poczuła narastającą panikę i rozejrzała się dookoła. Oddalone od drogi domy chowały się za wysokimi żywopłotami i stalowymi bramami. Jeśli uda jej się dotrzeć na szczyt wzgórza, pewnie złapie zasięg. Pieprzyć to, pomyślała, zadzwoni do kierowcy ojca. Coś wymyśli i jakoś wytłumaczy, dlaczego znalazła się na południe od rzeki. Zapięła króciutką skórzaną kurtkę, zaplotła ręce na piersi i ruszyła w górę, cały czas trzymając w dłoni stary iPhone niczym talizman.

Ciszę rozdarł ryk silnika. Odwróciła głowę, zmrużyła oczy oślepiona blaskiem reflektorów. Gdy światło padło na jej odsłonięte nogi, poczuła się niemal naga. Jej nadzieje, że to tylko taksówka, rozwiały się, kiedy dojrzała niski dach samochodu i brak napisu WOLNY. Odwróciła się i ruszyła dalej. Ryk silnika narastał, po chwili wóz ją wyprzedził i zaczął rzucać wielki krąg światła na chodnik przed nią. Przez kilka kolejnych sekund nic się nie zmieniło, reflektory cały czas ją oświetlały; niemal czuła ich gorąco. Odwróciła się, zmrużyła oczy. Samochód jechał wolno parę metrów za nią.

Wściekła się, uświadomiwszy sobie, czyj to wóz. Machnęła długimi włosami i ruszyła do przodu. Samochód trochę przyśpieszył i zrównał się z nią. Miał przyciemniane szyby. Sprzęt nagłaśniający dudnił i trzeszczał, hałas nieprzyjemnie łaskotał jej uszy. Nagle przystanęła. Kilka sekund później samochód również przystanął, a potem cofnął się trochę. Muzyka ucichła. Silnik mruczał. Pochyliła się i próbowała coś dojrzeć przez czarną szybę, ale zobaczyła jedynie własne odbicie. Chciała otworzyć drzwi, ale były zablokowane. Walnęła w nie różową kopertówką i ponownie szarpnęła za klamkę.

– Nie mam ochoty na żadne gierki, tam w pubie nie żartowałam! – wrzasnęła. – Albo otworzysz drzwi, albo...

Samochód stał w miejscu, silnik nadal cicho pomrukiwał.

Albo co? – zdawał się odpowiadać.

Wsadziła torebkę pod pachę, wystawiła do szyby środkowy palec i ruszyła w górę, do pokonania miała już ostatni odcinek drogi. Obok chodnika rosło wielkie drzewo, którego gruby pień oddzielał ją od świateł. Ponownie spojrzała na telefon, podniosła go nad głowę, żeby złapać zasięg. Na niebie nie było gwiazd, a brązowopomarańczowe chmury wisiały jakby na wyciągnięcie ręki. Samochód ruszył powoli do przodu i stanął obok drzewa.

Zaczęła się bać. Pozostała w cieniu drzewa i rozejrzała się wokół. Wzdłuż chodnika po obu stronach drogi, prowadzącej w górę i zalanej światłem podmiejskich latarni, ciągnęły się gęste żywopłoty. Nagle Andrea dojrzała coś po przeciwnej stronie: między dwoma dużymi domami znajdował się zaułek. Zauważyła mały znak z napisem: DULWICH 1 1/4.

– Spróbuj mnie złapać – mruknęła. Nabrała powietrza i rzuciła się do przodu, żeby przebiec przez drogę, ale potknęła się o jeden z grubych korzeni. Poczuła ostry ból, gdy skręcała jej się noga w kostce. Straciła równowagę, a kiedy uderzała biodrem o krawężnik, upuściła torebkę i telefon. Z głuchym łomotem walnęła głową o asfalt. Leżała oszołomiona w świetle reflektorów.

Zamrugała, próbując dojrzeć coś w ciemnościach.

Usłyszała, że otwierają się drzwi, spróbowała się podnieść, ale asfalt pod nią zaczął się kołysać i wirować. Zobaczyła nogi, niebieskie dżinsy... Drogie adidasy zrobiły się niewyraźne, a potem zaczęło jej się dwoić w oczach. Wyciągnęła rękę w oczekiwaniu, że znajoma postać pomoże jej wstać, ale zamiast tego ten ktoś gwałtownie się poruszył, a dłoń w skórzanej rękawiczce zacisnęła się na jej ustach i nosie. Druga ręka otoczyła ją na wysokości przedramion, przyciskając jej ręce do tułowia. Skóra rękawiczki była miękka i ciepła, ale siła znajdujących się w środku palców zszokowała dziewczynę. Podniesiono ją, szybko zawleczono do samochodu i wrzucono na tylne siedzenie. Drzwi się zatrzasnęły i nagle przestała odczuwać chłód. Leżała zszokowana, nie pojmując, co się właśnie wydarzyło.

Samochód zakołysał się, gdy kierowca wsiadł z przodu na miejsce pasażera i zatrzasnął drzwi. Rozległ się szczęk zamykającego się zamka centralnego. Otworzono schowek, coś zaszeleściło, zamknięto schowek. Samochód ponownie się zakołysał się, gdy kierowca przeszedł między przednimi fotelami i usiadł na plecach Andrei, pozbawiając ją tchu. Kilka chwil później cienki plastik owijał jej ściągnięte na plecach nadgarstki, wrzynając się boleśnie w skórę. Napastnik szybko i zwinnie przesunął jej ciało, przycisnął umięśnione uda do związanych nadgarstków, następnie zaczął odklejać szeroką taśmę i owijać jej nogi. W tym momencie ból w skręconej kostce się nasilił. Kiedy intensywny zapach sosnowego odświeżacza samochodowego zaczął mieszać się z miedzianym posmakiem, zrozumiała, że leci jej krew z nosa.

Wściekłość wywołała przypływ adrenaliny, Andrea na chwilę odzyskała jasność umysłu.

– Co ty wyprawiasz, do kurwy nędzy? – zaczęła się buntować. – Zacznę krzyczeć. Wiesz, jak głośno potrafię się drzeć!

Ale kierowca odwrócił się, przycisnął kolanami jej plecy i wydusił z niej resztki powietrza. Kątem oka Andrea dojrzała cień, coś twardego i ciężkiego uderzyło ją w tył głowy.

Poczuła straszliwy ból i zobaczyła gwiazdy. Ręka uniosła się jeszcze raz i jeszcze raz, a potem wszystko stało się czarne.

Gdy zaczęły padać pierwsze płatki śniegu, wirując leniwie nad asfaltem, droga wciąż była cicha i pusta. Elegancki samochód o przyciemnianych szybach ruszył niemal bezgłośnie w ciemną noc.Rozdział 1

Lee Kinney wyszedł z niewielkiego domku szeregowego, w którym nadal mieszkał z matką, i spojrzał w kierunku pokrytej białym puchem głównej ulicy. Wyciągnął z kieszeni dresu paczkę papierosów, zapalił jednego. Śnieg padał cały weekend i jeszcze nie przestał, zasypując od nowa ślady butów i opon. Znajdująca się u stóp wzgórza stacja kolejowa Forest Hill była cicha; w poniedziałek rano osoby dojeżdżające do pracy w centrum Londynu pewnie nadal leżały w ciepełku ze swoimi drugimi połówkami, ciesząc się z nieoczekiwanego poranka w łóżku.

Cholerni szczęściarze.

Lee był bezrobotny, odkąd sześć lat temu skończył szkołę, ale dobre czasy życia z zasiłku dla bezrobotnych dobiegły końca. Nowy rząd torysów zaczął czepiać się osób siedzących na zasiłku i teraz Lee musiał sobie na niego zapracować. Dostał spokojną pracę ogrodnika w Horniman Museum, od siebie szedł tam dziesięć minut. Chciał zostać dzisiaj w domu jak wszyscy, ale nie było żadnych wieści z pośredniaka, więc musiał iść do pracy. Podczas porannej awantury matka wykrzyczała, że jeśli nie pójdzie, wstrzymają mu wypłatę zasiłku i będzie musiał wynosić się z domu.

Rozległ się trzask i w oknie ukazała się wychudzona twarz matki. Pokazał jej środkowy palec i zaczął wchodzić na wzgórze.

Naprzeciwko szły cztery ładne nastolatki w czerwonych marynarkach, krótkich spódniczkach i podkolanówkach z emblematem szkoły dla dziewcząt w Dulwich. Wymachiwały iPhone’ami i gadały jedna przez drugą z tym swoim pretensjonalnym akcentem, jak to nie wpuszczono ich dzisiaj do szkoły. Z kieszeni ich marynarek zwisały charakterystyczne białe słuchawki. Szły całą szerokością chodnika i nie zrobiły miejsca dla Lee, musiał więc zejść z krawężnika w ciemną breję zostawioną przez piaskarkę. Poczuł, jak lodowata woda wlewa się do jego nowych adidasów, i spojrzał wściekle na dziewczyny, te jednak były zbyt zajęte plotkami, żeby zwrócić na niego uwagę, i aż piszczały z radości.

Walcie się, bogate zdziry, pomyślał. Gdy dotarł na szczyt wzgórza, pomiędzy gołymi gałęziami wiązów dostrzegł wieżę zegarową Horniman Museum. Gdzieniegdzie na gładkich piaskowych ścianach budynku pozostawały resztki śniegu, przypominającego grudki mokrego papieru toaletowego.

Lee skręcił w prawo w ulicę, która biegła równolegle do żelaznego ogrodzenia muzeum. Droga pięła się ostro w górę, domy stawały się coraz okazalsze. Gdy dotarł na szczyt, zatrzymał się na chwilę, żeby złapać oddech. Zimny śnieg padał mu na powieki. W pogodny dzień widać stąd było cały Londyn, rozciągający się przez wiele kilometrów aż do London Eye przy Tamizie, dzisiaj jednak wszystko skrywała biała chmura, Lee dostrzegał jedynie ogromne budynki osiedla Overhill po przeciwległej stronie wzgórza.

Furtka w żelaznym parkanie była zamknięta. Wiatr wiał teraz poziomo i ubrany tylko w dres Lee zaczął się trząść. Ekipą ogrodników zarządzał żałosny stary głupek. Lee miał na niego poczekać, żeby ten wpuścił go do środka, ale na ulicy było pusto. Rozejrzał się wokół dla pewności, a potem sforsował niewielką furtkę prowadzącą na teren muzeum i poszedł wąską ścieżką między wysokimi zielonymi żywopłotami.

Osłonięty teraz przed ostrym wiatrem świat wydawał się upiornie cichy. Śnieg szybko zasypywał ślady butów, gdy Lee szedł wzdłuż rzędów krzaków. Teren Horniman Museum zajmował prawie siedem hektarów, szopa dla ogrodników i konserwatorów znajdowała się z tyłu, przy wysokiej ścianie z zakrzywionym szczytem. Wszędzie widać było rozmazaną biel, Lee stracił orientację i wszedł w ogrody głębiej, niż się spodziewał, aż znalazł się przy Oranżerii. Spojrzał z zaskoczeniem na zdobiony kutym żelazem i szkłem budynek. Cofnął się, ale po kilku minutach znowu stanął na nieznanym sobie terenie, przy rozwidleniu ścieżek.

Ile razy chodziłem już po tych cholernych ogrodach? – pomyślał. Skręcił w prawo, w drogę prowadzącą do ogrodu na niższym poziomie. Na śnieżnobiałych plintach stały białe marmurowe cherubiny. Wiatr wiał wokół nich z rykiem, a gdy Lee je mijał, odniósł wrażenie, że małe puste oczka rzeźb za nim spoglądają. Przystanął i dłonią osłonił twarz przed śniegiem, próbując ustalić najkrótszą drogę do Centrum dla Odwiedzających. Z reguły ogrodników nie wpuszczano do muzeum, ale było koszmarnie zimno i pewnie mieli otwartą kawiarnię, a on chciał rozgrzać się jak każdy normalny człowiek.

Telefon zawibrował mu w kieszeni, wyjął go. Dostał esemesa z pośredniaka, że „z uwagi na niekorzystne warunki pogodowe nie będzie dzisiaj musiał przychodzić do pracy”. Schował komórkę. Miał wrażenie, że wszystkie cherubiny odwróciły głowy w jego stronę. Czy wcześniej też tak było? Wyobraził sobie, że powoli poruszają głowami i patrzą, jak chodzi po ogrodzie. Odsunął od siebie tę myśl, szybko przeszedł obok owych kamiennych oczu, wpatrując się w zasypaną śniegiem ziemię, i znalazł się na cichym terenie wokół opuszczonego jeziora.

Zatrzymał się i zmrużył oczy, próbując dostrzec coś wśród gęsto padającego śniegu. Wypłowiała niebieska łódka osiadła na nieskazitelnie białym owalu usypanym ze śniegu na zamarzniętym jeziorze. Na drugim brzegu jeziora stał mały rozpadający się hangar dla łodzi, Lee z trudem dojrzał pod dachem pokrowiec jednej z nich.

Do przemoczonych adidasów wpadał śnieg, mimo kurtki chłopak czuł, jak chłód ogarnia jego klatkę piersiową. Ze wstydem uświadomił sobie, że tak właściwie to się boi. Musiał się stąd wydostać. Jeśli zawróci do dolnego ogrodu, znajdzie drogę do parkanu i wyjdzie na London Road. Stacja benzynowa na pewno jest otwarta, kupi sobie fajki i czekoladę.

Już miał się odwrócić, gdy ciszę rozdarł jakiś hałas – metaliczny i zniekształcony, dochodzący od strony łodzi.

– Ej! Kto tam?! – wrzasnął cienkim, pełnym paniki głosem. Dopiero gdy dźwięk ustał, a po kilku sekundach znowu się rozległ, Lee doszedł do wniosku, że pewnie ktoś dzwoni do któregoś z jego współpracowników.

Przez padający gęsto śnieg nie umiał powiedzieć, w którym miejscu ścieżka się kończy, a w którym zaczyna, tak więc zdecydował się iść jak najbliżej drzew rosnących wokół jeziora, cały czas zbliżając się do źródła dźwięku. Dzwonek był bardzo cichy, ale gdy Lee znalazł się bliżej, zrozumiał, że dobiega z łodzi.

Doszedł do niskiego dachu, schylił się i zobaczył poświatę rozświetlającą ciemności za małą łodzią. Telefon przestał dzwonić, kilka sekund później światło zgasło. Lee poczuł ogromną ulgę – to tylko telefon. Nocą narkomani i bezdomni często przełazili przez płot, a ogrodnicy nieraz znajdowali puste portfele – porzucone, gdy już wyjęto z nich wszystkie pieniądze i karty płatnicze – zużyte prezerwatywy i igły. Ktoś pewnie zostawił telefon. Ale po co zostawiać telefon... To chyba musi być naprawdę gówniany sprzęt? – pomyślał Lee.

Obszedł małą łódź. Ze śniegu wystawały pale niewielkiego pomostu, który prowadził do wnętrza małego hangaru dla łodzi. Tam gdzie śnieg nie napadał, było widać zgniłe deski. Lee szedł powoli, schylając się pod okapem niskiego dachu. Drewno nad jego głową było przegniłe i pełne drzazg, wisiały pod nim płachty pajęczyn. Chłopak stanął obok łodzi i na wąskiej belce po drugiej stronie hangaru dojrzał iPhone.

Poczuł ekscytację. Taki telefon mógł bez problemu sprzedać w pubie. Szturchnął nogą łódź, ta jednak ani drgnęła; woda wokół niej była zupełnie zamarznięta. Obszedł dziób i zatrzymał się po drugiej stronie pomostu. Uklęknął i pochylił się, rękawem kurtki zmiótł śnieg, odsłaniając grubą warstwę lodu. Woda pod spodem była czysta, w głębi dojrzał dwie pływające leniwie ryby w czerwone i czarne cętki. Każda z nich wydychała serie małych bąbelków, które docierały do warstwy lodu i uciekały w przeciwnych kierunkach.

Telefon zaczął dzwonić i Lee skoczył na równe nogi tak gwałtownie, że niemal spadł z pomostu. Pod zadaszeniem rozległ się tandetny dzwonek. Chłopak widział, jak ekran telefonu oświetla teraz przeciwległą ścianę hangaru, aparat leżał na krawędzi belki tuż nad zamarzniętą powierzchnią wody. Był w wysadzanym kryształkami etui. Lee podszedł do łodzi i postawił stopę na drewnianym siedzisku, potem, cały czas stojąc drugą nogą na pomoście, sprawdził, czy łódź wytrzyma jego ciężar. Nie zachwiała się.

Wszedł do niej, ale nawet stąd telefon wciąż znajdował się poza zasięgiem jego rąk. Zmotywowany myślą o pliku banknotów, tworzących wybrzuszenie w kieszeni dresu, postawił nogę po drugiej stronie łodzi, złapał się jej krawędzi i delikatnie nadepnął na lód, ryzykując przemoczenie butów do końca. Lód okazał się wytrzymały. Wyszedł z łodzi, postawił na lodzie drugą nogę, nasłuchując ostrzegawczych trzasków czy skrzypnięć. Cisza. Zrobił mały krok, potem kolejny. Miał wrażenie, że idzie po betonie.

Okap drewnianego dachu wisiał krzywo. Aby dotrzeć do iPhone’a, będzie musiał usiąść. Gdy przykucnął, blask ekranu ponownie oświetlił wnętrze hangaru. Chłopak zauważył kilka wystających z lodu starych plastikowych butelek i śmieci, i nagle coś przykuło jego uwagę... to wyglądało jak koniuszek palca.

Serce zaczęło mu bić jak oszalałe. Wyciągnął rękę i ścisnął to. Zimne i gumowate. Pomalowany na purpurowo paznokieć pokrywał szron. Lee oczyścił rękawem kurtki lód wokół. Światło z iPhone’a zalało zamarzniętą powierzchnię mętnym zielonym blaskiem. Chłopak dojrzał dłoń, zakończoną wystającym z lodu palcem. Reszta ręki znajdowała się dużo głębiej.

Telefon przestał dzwonić, nastąpiła ogłuszająca cisza. I wtedy Lee to zobaczył. Dokładnie pod nim znajdowała się twarz dziewczyny. Jej jasnobrązowe oczy patrzyły na niego obojętnie. Obok unosiło się pasmo ciemnych włosów. Tuż przy twarzy przepłynęła ryba, która lekko dotknęła ogonem ust, rozchylonych, jakby dziewczyna chciała coś powiedzieć.

Lee cofnął się z krzykiem, odskoczył i uderzył głową w niski dach hangaru. Odbił się od niego, nogi mu się rozjechały i walnął plecami w lód.

Przez chwilę leżał ogłuszony. Potem usłyszał cichy trzask. Spanikował, zaczął kopać i drapać lód, żeby wstać, żeby jak najszybciej uciec od tej martwej dziewczyny, ale nogi znowu odmówiły mu posłuszeństwa i rozjechały się. Tym razem wpadł do lodowatej wody. Poczuł dotyk wiotkich rąk dziewczyny, jej śliska skóra zetknęła się z jego skórą. Im bardziej walczył, tym ciaśniej ich kończyny się ze sobą splatały. Chłód był ostry i dojmujący. Lee niechcący napił się brudnej wody, zaczął energiczniej kopać i młócić rękami. Jakimś cudem udało mu się dźwignąć i wspiąć na brzeg łodzi. Zwymiotował, żałując, że nie udało mu się dosięgnąć tamtego telefonu, jednak nie myślał już o sprzedawaniu go w pubie.

Teraz pragnął jedynie zadzwonić po pomoc.

------------------------------------------------------------------------

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: