Dziewczyna z baru - ebook
Dziewczyna z baru - ebook
Luke Morelli i Abby Laurence poznali się w barze. Oboje mieli ochotę na romans, lecz wtedy niespodziewanie pojawił się mąż Abby. Rozczarowany Luke szybko kończy znajomość. Spotykają się ponownie po pięciu latach. Abby – już rozwiedziona – mieszka pod Londynem, gdzie prowadzi kawiarnię, a Luke kupił dom, w którym mieści się mieszkanie Abby. Mają szansę wyjaśnić dawne nieporozumienia i zacząć od nowa…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-3400-9 |
Rozmiar pliku: | 712 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Luke spostrzegł ją zaraz po wejściu do winiarni.
Siedziała przy barze, z drinkiem z papierową parasolką wbitą w plasterek limonki. Nie wypiła dużo, bo szklanka była prawie pełna i wyglądała tak, jakby w ogóle nie słyszała wibrującego wokół niej gwaru głosów i muzyki.
‒ O, chłopie, to niezła laska!
Ray Carpenter, który wszedł za Lukiem do baru, od razu podążył spojrzeniem za wzrokiem przyjaciela.
‒ Myślisz, że jest sama? – zagadnął. – Nie, co ja gadam, jest za ładna, nie z tych, co to muszą same kupować sobie drinki.
‒ Tak sądzisz?
Luke wcale nie miał ochoty na tę rozmowę. Właśnie zaczął żałować, że zdecydował się spędzić ten wieczór w towarzystwie Raya, tego dnia kończyli jednak plany najnowszego projektu i nieprzyjęcie zaproszenia na drinka wydawało mu się co najmniej nieuprzejme.
Wybór baru należał do Raya, rzecz jasna. Luke wolałby pójść do pubu naprzeciwko siedziby ich firmy w Covent Garden, lecz Ray uparł się, że powinni uczcić zakończenie tego etapu pracy w jakimś lepszym lokalu.
Dziewczyna odwróciła głowę i zauważyła ich. Na krótką chwilę utkwiła wzrok w twarzy Luke’a, który jednym ruchem zrzucił z ramion rękę Raya i ruszył w jej stronę.
Była naprawdę ładna – wysoka, sądząc po imponującej długości smukłych nóg, o owalnej twarzy, w której uwagę przykuwały przede wszystkim wargi, takie, o jakich większość dziewczyn może tylko pomarzyć, i bardzo atrakcyjny nosek. Włosy miała niezwykle jasne, w platynowym odcieniu. Ubrana była w krótką czerwoną spódniczkę, czarną podkoszulkę z przejrzystą narzutką, czarne rajstopy i czółenka na wysokim obcasie.
Luke stanął tuż obok niej.
‒ Dobry wieczór – odezwał się cicho. – Mogę postawić ci drinka?
Dziewczyna, która przed chwilą znowu zajęła się obserwacją sali, podniosła szklankę.
‒ Mam już drinka.
‒ W porządku.
Niestety, barowe stołki po obu jej stronach były zajęte, więc Luke nie mógł się przysiąść.
‒ Jesteś sama?
Nie było to najbardziej oryginalne pytanie i dziewczyna skrzywiła się lekko.
‒ Nie – odparła chłodno. – Jestem z nimi.
Wskazała grupę kobiet wyginających się w rytm muzyki na niewielkim parkiecie.
‒ Świętujemy wieczór panieński – wyjaśniła z lekkim wzruszeniem ramion.
‒ Nie masz ochoty tańczyć?
‒ Nie. – Odsunęła papierową parasolkę i pociągnęła łyk drinka. – Nie tańczę.
‒ W ogóle czy akurat teraz?
Prychnęła lekceważąco.
‒ Nie jestem w nastroju – rzuciła enigmatycznie. – Słuchaj, nie mógłbyś poszukać sobie bardziej interesującego rozmówcy? Ja nie jestem dziś najlepszym towarzystwem. Jeśli chcesz, zapytaj przyszłą pannę młodą. Powie ci, że występuję tu w roli przysłowiowego szkieletu w szafie.
‒ Skoro tak mówisz…
Luke krótkim gestem przywołał barmana i zamówił piwo dla siebie oraz mojito dla Raya.
‒ To tamten facet. – Wskazał przyjaciela, który znalazł już sobie chętną towarzyszkę.
Kiedy barman podał mu pokrytą lodowatą rosą butelkę, podniósł ją do ust i długą chwilę pił chciwie.
‒ Tego potrzebowałem – uśmiechnął się lekko.
Dziewczyna nie zareagowała, natomiast facet siedzący na stołku po jej prawej stronie z donośnym beknięciem zwolnił miejsce i chwiejnym krokiem podążył w stronę wyjścia.
‒ Nie masz nic przeciwko temu, żebym usiadł obok ciebie? – zapytał Luke.
Wreszcie odwróciła się twarzą do niego i rzuciła mu bardzo staroświeckie spojrzenie.
‒ To wolny kraj – odparła. – Dobrze, że wreszcie sobie poszedł! Myślisz, że nic sobie nie zrobi? Był kompletnie pijany!
‒ Nic mu nie będzie – Luke się uśmiechnął.
Ku jego zdziwieniu dziewczyna odpowiedziała uśmiechem.
‒ Na pewno nie masz ochoty na innego drinka? – spytał.
‒ Może kieliszek białego wina – odparła niepewnie.
Odsunęła szklankę ze swoim koktajlem i wtedy Luke zauważył obrączkę na środkowym palcu jej lewej dłoni.
‒ Liz zamówiła mi tego drinka, ale nie bardzo mi smakuje – dodała.
‒ A Liz to kto?
‒ Przyszła panna młoda. – Dziewczyna ściągnęła brwi. – Ta z białymi króliczymi uszami i w tiulowej spódniczce na dżinsach…
Luke skrzywił się lekko.
‒ Jak mogłem jej nie zauważyć? – Przywołał barmana i zamówił kieliszek chardonnay. – Jestem Luke Morelli, tak przy okazji, a ty?
‒ A… ‒ zająknęła się. – Annabel.
Nie miał cienia wątpliwości, że nie było to jej prawdziwe imię. Barman podszedł z winem, dziewczyna pociągnęła mały łyk i jej oczy zabłysły.
‒ Bardzo dobre – oświadczyła.
Luke pomyślał, że już od wielu miesięcy żadna dziewczyna nie podobała mu się aż tak bardzo. Kobiety, z którymi stykał się w pracy, były zwykle w tym samym stopniu zainteresowane samym mężczyzną, co jego kontem bankowym.
‒ Powiedz mi coś o sobie – poprosił. – Pracujesz w Londynie?
‒ Prowadzę badania na uniwersytecie – odparła. – A ty?
Szybkim spojrzeniem objęła jego szczupłą, atletyczną sylwetkę, granatowy garnitur i ciemnoniebieską koszulę.
‒ Pewnie zajmujesz się czymś na giełdzie – sama spróbowała odpowiedzieć na swoje pytanie. – Tak wyglądasz…
‒ Pracuję w państwowej firmie ‒ rzekł, w myśli usprawiedliwiając kłamstwo faktem, że ich ostatnie zlecenie obejmowało budowę nowej siedziby lokalnego urzędu gminy. – Przykro mi, że muszę cię rozczarować.
‒ Och, wcale mnie nie rozczarowałeś – uśmiechnęła się. – Odetchnęłam z ulgą, bo przecież mnóstwo ludzi uważa teraz giełdę za ziemię obiecaną.
‒ Ja do nich nie należę.
‒ Co lubisz robić po pracy? – zapytała.
Wdali się w rozmowę o zaletach uprawiania sportu oraz wyższości aktywności fizycznej nad chodzeniem do teatru. W gruncie rzeczy Luke lubił oba te zajęcia, ale bardziej bawiło go przedstawianie argumentów za lub przeciw niż zgodne przytakiwanie.
Kiedy uczestniczki panieńskiego wieczoru wypiły już wszystko, co miały wypić, natańczyły się do upadłego i przyszły sprawdzić, co porabia czarna owieczka imprezy, Abby była prawie zawiedziona.
Od dawna nie bawiła się tak dobrze. Ostatnio rzadko wychodziła gdzieś wieczorami, chyba że Harry nie potrzebował szofera, co praktycznie się nie zdarzało. Wolała unikać miejsc, które on uwielbiał.
Harry’ego Laurence’a poznała na ślubie przyjaciółki i kiedy zaczęli się regularnie spotykać, czuła się najszczęśliwszą dziewczyną na świecie. Miała wrażenie, że w towarzystwie Harry’ego przeobraża się w kogoś niezwykłego, bo przecież tylko kogoś takiego obsypuje się kosztownymi prezentami.
Jednak po ślubie wszystko się zmieniło i Abby szybko zdała sobie sprawę, że osobowość, którą Harry prezentował w obecności innych ludzi, zwłaszcza jej matki, nie miała praktycznie nic wspólnego z jego prawdziwym „ja”.
Od samego początku nauczyła się nie pytać go o samotne wypady. Podejrzewała, że spotyka się z innymi kobietami, lecz kiedy ośmieliła się napomknąć coś na ten temat, wpadł w najprawdziwszą furię.
Wiedziała, że powinna się rozwieść. Powtarzała sobie, że jeśli choć raz podniesie na nią rękę, zostawi go bez chwili wahania, jednak kiedy dwa lata temu zaczęła poważnie myśleć o rozwodzie, zachorowała jej matka.
Annabel Lacey podupadła na zdrowiu tak bardzo, że wymagała całodobowej opieki pielęgniarskiej. Potrzebowała profesjonalnych usług dobrego domu opieki, jednego z tych, na których opłacanie stać tylko kogoś takiego jak Harry, z jego astronomicznymi dochodami z giełdy.
Do Abby dotarło wtedy, że dopóki mama nie wydobrzeje, jej życie znajdować się będzie w stanie zawieszenia.
Z zamyślenia wyrwał ją głos Liz Phillips.
‒ Wychodzimy! – Liz obrzuciła towarzysza Abby wzrokiem pełnym szczerego podziwu. – Kto to jest?
‒ Luke – niewyraźnie wymamrotała Abby.
Luke uprzejmie poderwał się z miejsca.
‒ Miło cię poznać – uśmiechnął się.
‒ I nawzajem – Liz odpowiedziała zalotnym uśmieszkiem. – Idziemy do Blue Parrot, macie może ochotę przyłączyć się do nas?
Abby zsunęła się z wysokiego barowego stołka i nerwowo wygładziła krótką spódniczkę.
‒ Ja raczej nie, zrobiło się już bardzo późno.
Oczy Liz spoczęły na twarzy Luke’a.
‒ Nie dziwię ci się – powiedziała powoli. – Taki wspaniały okaz…
‒ Liz! – Abby zaczerwieniła się ze wstydu.
Do Liz podeszła niewysoka, zgrabna brunetka.
‒ Cześć, jestem Amanda. Och, nic dziwnego, że Abs zatrzymała cię dla siebie!
‒ Ja nie… ‒ zająknęła się Abby. – To nie tak, poznaliśmy się dosłownie przed paroma minutami…
‒ Chodzi o to, że nie miała pojęcia, że się tu zjawię – lekkim tonem sprostował Luke. – Jednak w tej sytuacji z pewnością zrozumiecie, że odwiozę teraz Abs do domu…
‒ No, jasne. – Do dwóch rozbawionych dziewcząt dołączyła trzecia. – Szczęściara z tej Abs, bez dwóch zdań, ale gdybyś kiedyś potrzebował się komuś wyżalić…
‒ Zachowam tę ofertę w pamięci ‒ odparł, całkowicie ignorując wyraz twarzy Abby.
Kiedy dziewczyny odeszły, Abby rozejrzała się nerwowo po sali.
‒ Dlaczego dałeś im do zrozumienia, że jesteśmy razem? – Schyliła się po torebkę. – Przecież w ogóle się nie znamy!
‒ Akurat to łatwo naprawić – zauważył Luke, pomagając jej wyciągnąć zaplątany wokół nogi stołka pasek torebki.
Jego dłoń musnęła rękę Abby i po jej skórze przebiegł dziwny dreszcz.
‒ Chodź, podwiozę cię do domu – rzucił. – Przynajmniej tyle mogę zrobić.
‒ Skąd wiesz, że nie mam samochodu? – czuła, że powinna odrzucić jego propozycję, ale jakoś nie mogła się na to zdobyć.
Luke uniósł jedną brew.
‒ A masz?
‒ Nie.
‒ W takim razie o co się spieramy? Daję słowo, że nie jestem złodziejem ani zboczeńcem.
‒ A ja mam ci tak po prostu uwierzyć?
Podniosła wzrok i spojrzała na jego szczupłą, ciemną twarz. Liz miała rację – był cudownie przystojny, wysoki, smukły, choć idealnie umięśniony, ciemnowłosy, o oliwkowej cerze i niezwykłych jasnobrązowych oczach, które w tej chwili wpatrywały się w nią z mieszanką rozbawienia i zainteresowania.
‒ Możesz zasięgnąć opinii u mojego kumpla – rzekł, wskazując mężczyznę, dla którego wcześniej zamówił drinka. – To tamten.
‒ Na pewno zaprzeczy wszystkiemu, co powiedziałeś, co? – mruknęła, lekko wzruszając ramionami. – Co tam, idę po płaszcz…
‒ Daj mi swój żeton do szatni, przyniosę płaszcz – zaproponował.
Abby, która całkiem poważnie zastanawiała się, czy nie wymknąć się tylnym wyjściem, z westchnieniem podała mu żeton.