- W empik go
Dziewczyna ze słonecznikiem - ebook
Dziewczyna ze słonecznikiem - ebook
Łucja ma 25 lat i prowadzi warsztaty artystyczne w domu kultury. Poznaje tam Kacpra, który jest malarzem i jego przyjaciela - Bonia, muzyka. Zauroczony Łucją Bonio proponuje jej, by pozowała do okładki jego pierwszej płyty. Prosi Kacpra o namalowanie portretu dziewczyny. Praca nad obrazem zbliża do siebie Łucję i młodego malarza. Dziewczyna spotyka się z Boniem, jednak po pewnym czasie odkrywa, że to właśnie Kacper zajmuje coraz częściej jej myśli.
Młody artysta nie ma łatwego życia. Jego ojciec, znany malarz, jest w stosunku do syna apodyktyczny i zawsze krytykuje jego prace. To sprawia, że wrażliwy chłopak całkowicie traci wiarę w siebie i zamyka się w sobie. Jednak Łucji udaje się w jakiś sposób do niego dotrzeć. Nadchodzi moment, kiedy dziewczyna musi podjąć decyzję, z którym z przyjaciół chce się związać…
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8172-963-5 |
Rozmiar pliku: | 2,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Joachim podniósł wzrok na przyszłą synową, jakby nie dowierzał temu, co właśnie usłyszał. Zmarszczył lekko czoło, wyciągnął z ust ulubione, ciemne cygaro i zastygł w bezruchu w wymownym oczekiwaniu. Kobieta była wyraźnie speszona, stojąc tak przed nim z zaplecionymi na brzuchu dłońmi. Przypominała mu „małą damę” z kobiecych powieścideł, gdzie dziewczynki chowano z największą dbałością o odpowiednie wychowanie. Aż się powstrzymał, by kąśliwie nie skomentować postawy przyszłej synowej, zwłaszcza że w jego oczach nie wyglądała jak śliczna panienka z dobrego domu.
Sabina przestąpiła z nogi na nogę i zdecydowała się podejść bliżej solidnego biurka mężczyzny. Jej krótko ścięte włosy, wycieniowane do podbródka, nigdy mu się nie podobały. Uważał, że kobieta powinna czesać się subtelnie. Kok, prosty warkocz, ewentualnie podpięcie wsuwką. Była jednak wybranką jego syna, w dodatku jej ojciec finansował sporo miejscowych wystaw. Joachim nie zamierzał wykłócać się o zbyt odważną – w jego opinii – fryzurę. Uważał Sabinę za osobę, która liczyła się mocno z jego zdaniem, i nie chciał jej do siebie zrazić.
– Możesz powtórzyć? – poprosił surowym tonem, gdy uchwyciła ramę ozdobnego krzesła, jakby chciała na nim usiąść.
– Mój ojciec zatrudnił Kacpra – odparła i cofnęła rękę, kiedy nie dostała przyzwolenia na zajęcie miejsca.
Mimochodem rozejrzała się po gabinecie, który urządzono w wyjątkowo chłodnym i minimalistycznym stylu.
– Nie wiedziałem, że Kacper szukał pracy. – Joachim przytknął cygaro do ust i z wolna się zaciągnął. Sabina odnalazła w tym geście nutę dominacji, jakby to od niego zależało, kiedy będzie mogła mówić. – I czym się będzie zajmował? Projektami? Wizualizacjami?
– Nie jestem pewna. – Skrzyżowała ramiona na piersi, jakby chciała się w ten sposób odgrodzić od Joachima.
– Usiądź… – Niechętnie wskazał jej krzesło.
Nie lubił, gdy przeszkadzano mu w pracy, zwłaszcza tej akademickiej. Przygotowywał się właśnie do jednego z trudniejszych wykładów, gdy Sabina zjawiła się w progu jego gabinetu. Nie ukrywał swojego niezadowolenia z tej niespodziewanej wizyty i nawet nie miał ochoty zaprosić jej do środka, ale gdy wspomniała o Kacprze, poczuł się kompletnie wytrącony z równowagi.
– Przechodziłam obok, gdy podawali sobie ręce. Umówili się, że zacznie od poniedziałku. – Sabina zgodnie z oczekiwaniem usiadła na krześle, zakładając przy tym nogę na nogę. Dłonie ułożyła równo na kolanach.
Joachim miał ochotę przewrócić oczami. Nienawidził takiej sztucznej wytworności. Zupełnie jakby jego przyszła synowa siłą próbowała się dopasować do eleganckich wnętrz tego domu.
– Nie spodziewałem się, przyznam szczerze – odchrząknął.
– Uważam, że to dobra decyzja – odpowiedziała niespodziewanie kobieta, uciekając wzrokiem w stronę obrazów na ścianie.
Joachim powiódł za nią wzrokiem. Jego największe dzieła wciąż budziły zainteresowanie. Uwielbiał grafiki miasta. Doszukiwał się najdrobniejszych szczegółów, które pozwoliłyby mu oddać ducha przedstawianego miejsca. Cień człowieka wychylający się zza budynku. Obdrapane kamienice z maszkaronami. Stary Mikołowski kościół leniwie wychylający się zza bezlistnych koron drzew. Surowe, nostalgiczne, a zarazem piękne i tajemnicze.
– W końcu po ślubie musimy stanąć na własnych nogach – kontynuowała, nie zwracając uwagi na jego zamyślenie.
– A co z doktoratem?! – podniósł głos i agresywnym gestem zgasił cygaro w popielniczce. Wstał zza biurka, a krzesło zgrzytnęło złowieszczo na wypolerowanym parkiecie. – Przecież wyraźnie ustaliliśmy, że ma go skończyć.
Sabina nie odpowiedziała, co go nie zdziwiło, bo była chwiejna jak chorągiewka na wietrze. Wystarczyło nią pokierować, zmienić tok myślenia, a ona działała jak marionetka. Odpowiednio pociągnięty sznurek prowadził do zamierzonego efektu. Był pewien, że stworzą z Kacprem idealne, a zarazem żałosne małżeństwo, którym on, ojciec będzie mógł kierować tak, by osiągnąć zamierzone cele.
– Nie powinien tego zaniedbywać. Porozmawiam z nim i przemówię mu do rozsądku. Ten chłopak nigdy nie wiedział, jak pokierować swoim życiem. Od zawsze podejmował nieracjonalne decyzje. – Joachim zaczął nerwowo spacerować po gabinecie, raz po raz ocierając chusteczką zbyt wilgotne usta.
Sabina wstała, obciągając w dół spódnicę.
– Pan wie lepiej, co będzie dla niego dobre. Dlatego uznałam, że… powinieneś wiedzieć – powiedziała cicho, zwracając się do mężczyzny w tak bezpośredni sposób, że aż się wzdrygnął.
– Przed chwilą twierdziłaś, że to dobra decyzja – zdziwił się, zaciskając mimowolnie pięść, która spoczywała na biurku.
– Może udałoby się to pogodzić? – zasugerowała.
– Wy nic nie wiecie o życiu – westchnął, teatralnie przymykając oczy. – Myślicie, że znalezienie dobrej pracy jest takie proste? Pomówię z Kacprem. Dowiem się, czy to na pewno dobra droga. – Podszedł do drzwi i wymownie je otworzył, czym dał kobiecie znak, że powinna już wyjść. – Dobrze, że mi o tym powiedziałaś – dodał, gdy minęła go w progu.
Uśmiechnęła się delikatnie z lekkim zawstydzeniem i kierując się holem wzdłuż biblioteczki, dotarła do schodów.
Joachim zamknął drzwi i wrócił za biurko. Nie zastanawiał się zbyt długo nad tym, co powinien zrobić. Sięgnął po komórkę, którą skrył w szufladzie biurka. Używanie tych nowoczesnych technologii wytrącało jego artystyczną duszę z równowagi. Musiał jednak z tego korzystać, w końcu cały świat funkcjonował w ten sposób. Tak twierdziła Beata.
– Dom kultury w Mikołowie. W czym mogę pomóc? – Usłyszał przemiły kobiecy głos po drugiej stronie telefonu i aż sam się uśmiechnął.
– Witam panią. Z tej strony Joachim Blendowski. Chciałbym pomówić z osobą odpowiedzialną za październikowe warsztaty artystyczne w państwa placówce. Dostałem zaproszenie, by pojawić się na kilku spotkaniach.
– Oczywiście, już łączę…
Świetnie – pomyślał. – Kacper powinien zrozumieć, że pewne rzeczy należy najpierw uzgadniać z ojcem, a dopiero później z obcymi, którzy nie mają zielonego pojęcia o tym, jak nim pokierować.