Dziewczynka z walizki - ebook
Dziewczynka z walizki - ebook
Giza, półtoraroczne żydowskie dziecko, zostaje wyniesiona z warszawskiego getta w pielęgniarskiej walizce i trafia do rodziny Danuty Gałkowej (z domu Ślązak), gdzie przez kilka lat uchodzi za jej starszą siostrę. Rodzice Gizy giną w Treblince i Oświęcimiu. Po wojnie dziewczynka zostaje oddana dalszym krewnym, z którymi ucieka do Urugwaju. Kontakt między Gizą a Danutą ulega zerwaniu. Giza pozostaje nieświadoma swojej przeszłości i tego, że Danuta próbuje ją odnaleźć. Po 65 latach wreszcie udaje im się ponownie spotkać.
Giza narodziła się dwa razy. Pierwszy raz wydała ją na świat matka. Drugi raz przyszła na świat, gdy wynoszono ją w walizce. Choć miała tylko półtora roku, nie wydała z siebie głosu, gdy mijali strażnika przy bramie getta.
Giza mieszka w Urugwaju, prowadzi własną firmę, ma męża i dwie córki (starszą koniecznie chciała nazwać Stefania). Danuta, starsza o 16 lat, mieszka w Polsce. Ma jedno życzenie: odnaleźć „siostrzyczkę”, z którą rozdzieliła ją wojna.
Kategoria: | Historia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-11-15417-9 |
Rozmiar pliku: | 3,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Czytałeś Patricka Modiano? – spytał z roztargnieniem José.
Siedzieliśmy, wygodnie rozparci, na pokrytych jasną skórą kanapach w jego przestronnym i pełnym światła mieszkaniu w Punta del Este, z fantastycznym widokiem na plażę Mansa. Przyleciałem do Urugwaju czterdzieści osiem godzin wcześniej. Pierwszą dobę poświęciłem reżyserowaniu dźwięku do mojego drugiego filmu dokumentalnego, Menażka. Czy to z powodu jet lag, czy też wspaniałej panoramy i cudownego letniego dnia – pierwszego, jaki widziałem w Urugwaju od dziewięciu lat, odkąd odwiedzałem ten kraj – nie mogłem wydobyć głosu.
– Musisz go przeczytać, Davidzie! Na pewno ci się przyda. Zajmujesz się przecież badaniem zachowania pamięci i tożsamości. Przeczytaj koniecznie! – namawiała z przekonaniem Charlotte.
Milczałem, bo słyszałem wprawdzie o tym pisarzu i wiedziałem co nieco o jego twórczości, ale go nie czytałem, a już dawno się nauczyłem, że w podobnych sprawach lepiej nie kłamać. Wcześniej czy później bowiem kłamstwo zmieni się w bumerang, który uderzy znacznie boleśniej, niż gdyby człowiek ujawnił własne ograniczenia. Czytam książki, których lektura jest konieczna w związku z moimi badaniami i obsesjami, jak choćby utwory Johna Fante czy Stefana Zweiga, ale nie mogę przecież znać wszystkiego.
José, ubrany w nieskazitelnie białą koszulkę bez rękawów, krótkie beżowe spodnie i biało-niebieskie tenisówki, ze swobodnym uśmiechem entuzjastycznie opowiadał o utworach Modiano, które podsumowywał w kilku trafnych słowach. Gesty wyrażały to, co chciał przekazać; każde jego określenie było celne, często okraszone ironicznym angielskim humorem.
– Najlepiej chyba zacząć od Dory Bruder. Modiano porusza tam kwestie, które dobrze rozumiesz – zasugerował.
– Jego książki trzeba znać. Czytamy je teraz, w wakacje, zwłaszcza że pogoda jest zmienna, dużo pada i nie wychodzimy zbyt często – łagodnym, modulowanym głosem dodała Charlotte. Ma przenikliwe spojrzenie, jest filigranowa, ale obdarzona silnym charakterem i przywykła do walki na różnych frontach.
– Zabiorę się do lektury przy najbliższej okazji – obiecałem.
Nie rzucam podobnych zapewnień, aby udawać, że interesuje mnie to, o czym ktoś opowiada. Powiedziałem „przy najbliższej okazji” z dwóch powodów. Po pierwsze, udzielił mi się zapał, z jakim José mówił o książkach. Po drugie, z wiekiem człowiek uczy się rozpoznawać ludzi, których rekomendacja jest godna uwagi i zapowiada satysfakcję. Tym samym uczy się od razu zapominać o rzeczach polecanych przez inne osoby, choćby czyniły to z przekonaniem i naciskały.
Charlotte de Grunberg, dyrektor generalną urugwajskiego Uniwersytetu ORT, i jej męża José, wybitnego pediatrę, teraz już na emeryturze, poznałem rok wcześniej. Niepokoją nas te same sprawy.
------------------------------------------------------------------------
1 Zmęczenie spowodowane różnicą czasu po przekroczeniu stref czasowych (przyp. red.).
2 Największa prywatna uczelnia w Urugwaju, założona w 1880 r. przez żydowską społeczność Petersburga, w której na pięciu wydziałach uczy się ponad 100 tysięcy studentów. Jest częścią światowej sieci instytucji kształcących 250 tysięcy osób (przyp. tłum.).POCIĄG Z BUDAPESZTU
Niedzielę i poniedziałkowy poranek miałem wypełnione obowiązkami, wizytami u przyjaciół i oficjalnymi wywiadami. Bo w czasie corocznej wizyty w kraju odległym o 13 tysięcy kilometrów trzeba wykorzystać każdą chwilę.
Czekało mnie też oficjalne spotkanie z udziałem nowego konsula Hiszpanii. Bardzo chciałem go poznać, bo jego poprzednik, Eduardo de Quesada, z całym zaangażowaniem wspierał promocję mojej przedostatniej książki wydanej w Urugwaju oraz inne moje projekty. Uczestniczył nawet w Festiwalu Punta del Este, na którym pokazywałem swój pierwszy film dokumentalny, mimo iż wypadł mu dysk, a jest to bardzo bolesne.
Po początkowej wymianie zdań z nowym konsulem, kiedy to starałem się zorientować, czy jest między nami chemia, i badałem orientację polityczną nowej władzy, sprawa się wyjaśniła.
– Opowiada pan o nowym projekcie… Nie wiem, czy zna pan nazwisko Ángel Sanz Briz…?
To było pytanie retoryczne. Miał na sobie białą koszulę w błękitną kratkę ze starannie rozchylonym kołnierzykiem i stosowną szarą marynarkę. Wygodnie rozparł się w lekko wytartym granatowym fotelu.
– Ależ oczywiście, że znam!
– Naprawdę? – zdziwił się konsul. – Był moim wujem!
– Jakże miałbym go nie znać! Przecież jednym z żydowskich dzieci, które znalazły się w pociągu, był Jaime Vandor! Choć pewnie pan o nim nie słyszał… – zażartowałem, aby odpłacić mu pięknym za nadobne.
– Poznałem go jako konsul w Buenos Aires. Reprezentował parlamentarzystów na uroczystości ku czci mojego wuja.
– Co pan powie… – rzuciłem, widząc, że mamy remis. – Dzięki niemu napisałem doktorat, wprowadził mnie w literacki krąg świadectw Zagłady, twórczości dotyczącej Holokaustu, przedstawił Imremu Kertészowi, rozmawialiśmy…
Jaime Vandor to pierwszy ocalony z Holokaustu, którego poznałem osobiście. Było to przed 20 laty u niego w domu, wśród tomów poezji. Jaime szybko tracił słuch, szwankowało mu zaniedbywane przez lata zdrowie. A teraz oto miałem przed sobą potomka człowieka, który uratował mu życie.
Sanz Briz, zwany „Aniołem z Budapesztu”, zdaniem bratanka „nigdy nie przechwalał się swoimi bohaterskimi dokonaniami. Mówił, że po prostu robił to, co wynikało z poczucia odpowiedzialności”. W okresie dyktatury frankistowskiej był dyplomatą, przedstawicielem Hiszpanii w Budapeszcie. W czasie masowych deportacji do Polski Żydów – kierowanych zwłaszcza do obozu Auschwitz, choć tego akurat dyplomata mógł nie wiedzieć – od 14 listopada 1944 roku zdołał ocalić 5200 osób, w tym wiele dzieci. Wykorzystując swoje stanowisko, umożliwił im opuszczenie Węgier na hiszpańskich paszportach. Dowodził, że są sefardyjskiego pochodzenia i obejmuje ich dekret królewski z 1924 roku, wydany przez ówczesnego dyktatora Prima de Riverę.
Pociągi, które ich wiozły, pokonywały wśród trudności i niebezpieczeństw okupowaną przez Trzecią Rzeszę Europę i docierały do Hiszpanii. Wśród uratowanych znajdowali się Jaime Vandor i jego brat.
Sanz Briz ratował Żydów podobnie jak Raoul Wallenberg, sekretarz ambasady Szwecji, czy Carl Lutz z ambasady Szwajcarii.
Jaime opowiadał mi, że Sanz Briz umieszczał ocalonych w jedenastu wynajętych domach z drzwiami opatrzonymi informacją: „Własność poselstwa Hiszpanii”, zapewniał im wyżywienie i opiekę lekarską. Pamięć o tym jest żywa do dziś.
Dzięki opłaconym przez niego przepustkom z Węgier wyjechały tysiące Żydów, wśród których jedynie dwustu było naprawdę Sefardyjczykami. Chociaż rząd hiszpański wzywał go, aby natychmiast wracał do kraju, San Briz, świadom zbliżającego się końca wojny, postanowił zostać jeszcze na Węgrzech i zadbać o kontynuację swojego dzieła.
Vandor mówił mi, że wśród współpracowników Briza byli Zoltan Farkas, Javier Barrueta i przede wszystkim Giorgio Perlasca, który zastąpił konsula, gdy ten nie mógł już dłużej narażać się ministerstwu i zwlekać z powrotem do kraju. Jego dalszy pobyt na Węgrzech mógłby zwrócić uwagę na prowadzoną przezeń działalność i na domy, które dawały schronienie Żydom. Teraz jego dzieło udzielania pomocy prześladowanym przejął Perlasca. Nie tylko wysyłał następne pociągi, ale też – dzięki upoważnieniu z ambasady przygotowanemu wcześniej przez Sanz Briza – zdołał wyciągnąć z transportów tych Żydów, którzy mieli być wysłani do obozów na Wschodzie.
Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.
------------------------------------------------------------------------
3 Tak nazywano także Raoula Wallenberga, szwedzkiego dyplomatę wybitnie zasłużonego w ratowaniu Żydów (przyp. red.).
4 Dekret króla Hiszpanii Alfonsa XIII z 1924 r. umożliwiający nadawanie hiszpańskiego obywatelstwa tym Żydom sefardyjskim, którzy mieli hiszpańskie korzenie (przyp. tłum.).