Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Dziewczyny jego życia — LATO - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 grudnia 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Dziewczyny jego życia — LATO - ebook

Aspekty, lubimy czytać „Asia Czytasia”. Recenzja zbiorcza dla całości: WIOSNA-LATO-JESIEN-ZIMA. „Należy przyznać, ze autor pięknie udźwignął sceny erotyczne, które w jego wydaniu są naprawdę zmysłowe, świeże, pozbawione żenady, wulgarności czy infantylności. Okazuje się, ze można pisać o seksie w sposób piękny, żywy i plastyczny.”. Bohaterem, postacią wiodącą jest Kuba i historia Jego życia, młodośći, lat dojrzalych i czterech malzenstw.

Kategoria: Proza
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8324-889-9
Rozmiar pliku: 2,0 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Recenzja

Asia Czytasia 2021

Oczami mężczyzny.

Gdy odebrałam wiadomość od Wydawnictwa NowoCzesnego z propozycja tzw. współpracy recenzenckiej, poczułam się zaintrygowana. Dlaczego? Powodów było kilka.

Po pierwsze: książka pt. „Dziewczyny jego życia” będąca powieścią obyczajową, była napisana przez mężczyznę. Już ta informacja była pewna nowością dla mnie, gdyż tego rodzaju publikacje zazwyczaj są autorstwa kobiet.

Po drugie: zelektryzowało mnie jedno zdanie z okładki. Brzmiało: „Uwaga. Książka tylko dla dorosłych”. Czyżby publikacja zawierała jakieś erotyczne podteksty? A jeśli tak, to… w jaki sposób zostaną przedstawione przez mężczyznę? Jak zaprezentują się w jego oczach relacje z kobietami? Należy stwierdzić, ze autor pięknie udźwignął sceny erotyczne, które w jego wydaniu są naprawdę zmysłowe, świeże, pozbawione żenady, wulgarności czy infantylności. Okazuje się, ze można pisać o seksie w sposób rozmaicony, piękny, żywy, plastyczny.

Poznawałam kolejno kobiety (czasami bardzo młode dziewczyny) które były ważne dla bohatera. To było całkiem interesujące spojrzenie na tzw. „płeć piękną”. Każda bowiem wspomniana postać miała to słynne „cos”, co przyciągało do niej Kubę. Sprawiało, ze nie potrafił pozostać obojętny na rozwijającą się relacje. A te bywały oczywiście różne. Niekiedy miały wymiar platonicznej miłości, która czeka na spełnienie. Czasami przypominały zwykły romans. Z pewnością każdy ´związek´ kształtował postrzeganie kobiet przez głównego bohatera. Nie obyło się bez zdrad, emocjonalnych zawirowań, fascynacji i refleksji. Z pewnością życie Kuby nie było nudne i ma co wspominać. Ma również nad czym myśleć, gdyż na końcu pierwszej części, Kuba pozostaje niejako w pewnym zawieszeniu. Będzie musiał dokonać pewnych wyborów lub pogodzić się z tymi, które podjęła jego aktualna towarzyszka życia

Jestem na serio ciekawa jak potoczą się jego dalsze losy. Te zostaną zapewnie przedstawione w następnych publikacjach będących kontynuacja tych historii. Osobiście, chętnie ja poznam. Jestem ciekawa, jak będzie wyglądało dalsze życie Kuby, które mija mu poniekąd pod znakiem…”wróżdy” starej cyganki. Czy faktycznie się ona spełni? Czy będzie musiał jej ulec, godząc się z losem? Czy może jednak spróbuje się przeciwstawić tej swoistej przepowiedni? Podejrzewam, ze na te pytania znajdę odpowiedz w następnych publikacjach.

Na koniec jeszcze dodam może, ze spodobało mi się w tej książce kilka rzeczy. Pewien walor edukacyjny — autor całkiem fajnie wplótł w swoją opowieść wątki historyczne oraz krajoznawcze. Swój urok mają również barwne opisy, które podziałały na moją wyobraźnie. Doceniam także aspekt humorystyczny — było kilka fragmentów wywołujących uśmiech na mojej twarzy lub wręcz śmiech. Ciekawą koncepcją jest też moim zdaniem, kwestia cytatów — tzw. ´złotych myśli´ rozpoczynających każdy kolejny rozdział.

Przykładowo taki: „Zycie nie składa się tylko z przyjemności”.

Trudno zaprzeczyć.***

Opisane historie i zdarzenia są wymyśloną przez autora fikcją literacką, gdyby jednak Czytelnicy byli przeciwnego zdania, niech pozostanie jak napisał, a bohaterowie sami odszukają się na stronach powieści.

Oddana do rąk czytelnika czterotomowa powieść — WIOSNA — LATO — JESIEŃ — ZIMA jest zbeletryzowaną biografią Kuby mężczyzny czerpiącego z życia wszystko co dobre i złe, żyjącego według przykazań Boskich i ludzkich, który nie był wolnym od ludzkich słabości, przywar oraz narażony na pokusy dnia codziennego.

Drogie CZYTELNICZKI — nie osądzajcie Kuby stereotypem słów piosenki: — „cysorz to miał klawe życie” — gdyż Jego życie nie było ani klawe, ani szczęśliwe. Było takim jakim było, pogmatwanym oraz wbrew pozorom dramatycznym i tragicznie smutnym. Dziewczyny były zarówno Jego szczęściem jak i przekleństwem.

Drodzy CZYTELNICY — powieść nie jest pomyślana jako „powieść — przestroga” dla naiwnych zakochanych mężczyzn którzy w wielkim zauroczeniu, jak tokujący głuszec wpadają w zastawioną pułapkę, lecz dla tych, którym wyłącza się „komputer”, a sterowanie przejmuje penis.

Tak pięknej powieści w której w sugestywny sposób opisano występujących bohaterów borykających się z prozą życia, gdzie ukazano ich niespełnione marzenia, a także realny świat złożony z tęsknoty i lęków, miłości i nienawiści, zdrady i kłamstwa, goryczy i ciepła, życia i śmierci, nikt jeszcze nie napisał. Należy jednak pamiętać, że jak w każdej powieści fikcja miesza się z prawdą, półprawdą i ćwierć prawdą prozy życia, więc należy ją czytać z przymrużeniem oka w myśl: „Czy wszystko musi być prawdą”

Powieść jak bluszcz splatają piękne opisy rodzimej przyrody.

Pisane w Zadupiu i Berlinie

AutorROZDZIAŁ DRUGI
Dwie Gracje

_Nigdy nie odgadniesz duszy kobiety_

Autor

Przedwiośnie jak zwykle w tych stronach nie kwapiło się z nadejściem, lecz gdy nadeszło szybko nadrabiało spóźnienie. Nadciągnęło w pełnej krasie i eksplozji zieleni, klangorze szarych gęsi i bladożółtym słońcu. Na błękitnym niebie spiętym łukiem niewyraźnej tęczy, płynęły kłębuszki chmurek malowanych słońcem, kłębiły chmary szpaków zwiastunów wiosny. Nawilgła topniejącym śniegiem Ziemia budziła się ze snu i dysząc pełną piersią czekała na życie, które budziło ciepłe wiosenne słońce. W ostępach i mrokach lasów leżał jeszcze topniejący śnieg odkrywając codziennie nowe połacie delikatnej trawy przeplatanej zawilcami i białymi kwiatami przebiśniegów. W gębi lasu słychać niecierpliwe kucie szarego dzięcioła i nieśmiały głos zięby. Na ziemię zeszło przedwiośnie, zatętniło życiem, zawoniało kwieciem, ziemia przystroiła się w kwiaty, soczystą zieleń, delikatny fiolet i szkarłat. Delikatne skłonione nad wodą iwy wypuściły kosmate kocanki. Tam, gdzie jeszcze wczoraj leżała pożółkła zgniła ściółka, dzisiaj płożyła się soczysta zieleń i kolorowe dywany wiosennych kwiatów. Słońce pięło się codziennie wyżej i wyżej rozpinając nad ziemią ciepły płaszcz nizany złotem promieni dziergających na łąkach dywany kwiatów. Wczesnym rankiem przeszedł nad krajem pierwszy ciepły wiosenny deszcz otwierając białe, lepkie oczy zawilców. Z łęgów zmył bagienny smród, porozklejał delikatne, seledynowe listki leszczyny wyczarowując kosmate kocanki. Dni po deszczu coraz cieplejsze, ziemia coraz strojniejsza, barwna, wonna, lasy ożyły głosami ptaków. W opuszczonych jesienią gniazdach znowu zasiedliły się monogamiczne pary sympatycznych bocianów. Miękkim liściem zieleniły białe brzózki. Całe w złotych pąkach barwiły fioletowe przylaszczki, pysznił różowy szczawik i kolczasta tarnina obsypana białym okwiatem.

*

W jeden ze słonecznych dni otrzymał dwa listy, jeden z zaproszeniem od doktor Ewy na urodziny, drugi kolorowy i pachnący od Tesi zapowiadający przyjazd na kilkanaście dni. Znał takie zapowiedzi wiedząc co oznaczają. Na dwóch stronach zapisanych drobnym maczkiem przelała swoją tęsknotę, smutek z rozstania, pustkę samotnych nocy i radość z bliskiego spotkania. List kończył się prośbą o odebranie z dworca.

— Musiałabym czekać. Najbliższy autobus odjeżdża co trzy godziny’ — ponadto byłoby jej miło, gdyby po przeszło roku rozstania, czekał… Nawet bez kwiatów.

— A, to mała czarownica. Jak mnie tutaj znalazła? Od kogo ma adres? Domniemał udział Tadeusza, bo któż inny? — Mruczał czytając ‘post scriptum’.

*

Idąc na urodziny kupił kwiaty i stosowny prezent. Spodziewając się obecności tak zwanego towarzystwa, wbił z trudnością — cholerny świat wyglądam jak salceson — w jedyny jaki miał stalowoszary garnitur i stanął z butelką zielonego Johna Walkera 15Yars Pure Malt pod drzwiami ‘solenizantki’. Pani Ewa nie była sama, lecz żadnego męskiego towarzystwa, właściwie nie było żadnego towarzystwa nie licząc znanej mu doktor internisty i medycyny sportowej, opiekującej się kiedyś jego chłopcami. Pacjenci ośrodka zdrowia nie zaliczali jej do lubianych z uwagi na apodyktyczne i zbyt surowe traktowanie, lecz jego chłopców traktowała jak miła ciocia, ostukując ortopedycznym młoteczkiem spuchnięte stawy albo pakując zastrzyk kortyzonu natychmiast stawiający delikwenta na nogi. Z uwagi na zależność nie tyle służbową, co sportową — zatwierdzała książeczki zdrowia zawodnika — był z panią doktor w wyważonej i poprawnej komitywie zamieniając w czasie przypadkowego spotkania kilka miłych stereotypowych słów. Kłaniał z daleka.

— Miło z pana strony, Kuba. Przyznaję miałam obiekcje — powitała go w progu mieszkania ubrana w kolorową seksowną sukienkę odkrywającą zgrabne nogi, których nie było mu nigdy dane zobaczyć i ocenić pod długim lekarskim kitlem.

— Ależ, pani Ewo, byłbym niewdzięcznikiem i gburem — wręczył kwiaty i flachę szkockiej

— Dużo zdrowia, chociaż nie jest trudno zauważyć… Wygląda pani kwitnąco. Okaz zdrowia — zawsze jak zachodziła potrzeba umiał się znaleźć i był nawet miły.

— Dziękuję za prezent… Nie trzeba było. Mojej serdecznej przyjaciółki nie muszę przedstawiać. Prawda?

— Znamy się służbowo… — chciał wyjaśnić.

— Nic nie stoi na przeszkodzie poznać się bliżej. Prawda Klementynko? — stwierdziła nie tyle z miłym, lecz tajemniczym uśmiechem. Wieczór rozpoczął się miło od serwowania kawy i kruchych ciasteczek.

— Z mleczkiem? My także bez mleczka.

— Dziękuję. Także bez cukru — odsunął pojemniczek ze słodkimi kostkami.

— Ciasteczko — proszę się częstować.

Usługiwały z obydwu stron, jedna milsza od drugiej pochylały się nad zastawionym stołem sięgając po ciacho, keksy prezentując obfite biusty wychylające się zza dekoltu sukienki. Mają czym oddychać i jest miło oprzeć wzrok na tak ponętnych parapetach — stwierdził — penetrując bez żenady rozkoszne wzgórki. Na stole nakrytym koronkowym obrusem stara porcelanowa zastawa — taki sam mieliśmy w domu — i puste koniakówki o grubym dnie.

— Posiada pani piękny zabytkowy garnitur miśnieńskiej porcelany — pochwalił na chybił trafił nie mając pojęcia, że strzał był w dziesiątkę rozświetlając twarz Ewy uroczym różowym uśmiechem.

— Piękny prawda? Jest pan koneserem w temacie — stwierdziła — Moi znajomi nie mają pojęcia, że serwuję na zastawie z dwustuletnią historią.

— Ewka! Opowiedz nam… — wtrąciła Kle zaniepokojona brakiem zainteresowania jej osobą — jak twoi rodzice przewieźli go z Litwy.

— Proponowałbym skosztować Walkera. Jest wyśmienity, chociaż daleko mu do Miśni o której z przyjemnością posłucham. Historia to mój konik. — z miłym rozbrajającym uśmiechem wystąpił z propozycją — Panie pozwolą. Pani Ewo proszę o kilka kostek lodu.

Nie bez trudności odkręcił nakrętkę. Pokój wypełnił się ostrym, podmalowanym wanilią zapachem Johna. Rozlewał złotawy płyn — pomimo nieśmiałych protestów uroczych dziewczyn — po brzeg grubego szkła wypełnionego kostkami lodu.

— Nie tak szczodrze, proszę.

— Pan Kuba chce nas upić, Klementynko. Przecież to wódka.

— Whisky nie jest wódką — musiał wyjaśnić — Johnny jest whisky wbrew zawartym procentom, a to duża różnica. Oczywiście musi przejść proces destylacji, ale nie jest wódką. Nie pani Kle… Johnny to whisky i tylko whisky bez podtekstów. Proszę się delektować miłe panie. Jest znakomity — zachwalał, chociaż nigdy Walkera nie pił.

— Klementynko, korzystając z przywileju gospodyni domu. Proponuję bruderszaft z naszym miłym gościem. To nic zdrożnego prawda?

Zbyt mocno stuknęła szkłem, kilka kropel spadło wsiąkając w materiał sukienki — To na szczęście. Mów mi Ewa.

Klementyna poszła w ślady przyjaciółki i przyciskając Kubę do ciepłego biustu pachnącego mocnymi perfumami zamknęła mu usta długim pocałunkiem smakującym jakimś nieznanym owocem — mógłby trwać dłużej — stwierdził smakując kilka kropel złotego płynu z jej języka. Dziewczyny opróżniły zawartość szklanki jednym haustem. Zagrzechotało kostkami lodu ukazując dno. Odstawiając pojemne pucharki wstrząsnęły się jak pudelki po kąpieli.

— Trzeba polać — stwierdził sięgając po butelkę.

— Ewuniu masz płyty? Możemy posłuchać i potańczyć.

— Pozwól ja się tym zajmę — wybierał jego zdaniem płyty do słuchania i tańca — Masz ładny zbiór. Kle, co wybierasz? Walce czy boogie?

— Klementynka tańczy tylko przytulanki. Ja także — wtrąciła Ewa — Czy jeszcze kawy? Już zaparzam. Możesz w tym czasie rozlać po jednym, Kuba. Lód zaczyna się topić.

— Ciepła whisky jest niesmaczna — stwierdziła Kle podstawiając szkło i przytulając biodrem do Kuby — Prawda? Nie jest tobie gorąco? Zdejmuj marynarkę. Daj! Powieszę.

Z kuchni doszło krzątanie i dyszenie parowozu oznaczając, że woda wrze. W tym czasie Kle podłączała adapter; — Podaj tamtą… Tak, tę z czerwoną plakietką — To argentyńskie tanga. Nawet nie spytałyśmy czy tańczysz? Ale byłaby plama. Musiałybyśmy tańczyć same.

— Wydedukowałaś poprawnie. Nie tańczę — skłamał w pięknym stylu chcąc je zobaczyć w babskim tangu z przytulankami — Jestem zupełnie pozbawiony muzycznego słuchu. Oczywiście nie jest tak źle, słyszę gdy orkiestra rozpoczyna i kończy grać.

Na stole pojawił się pokrojony w kliny tort, miseczka bitej śmietany, pachnąca kawa Mokka, którą tylko w PEWEX-ie, kolorowe cukierkopodobne żelki i kasetka z kartami do brydża.

— Grasz? Możemy zagrać z dziadkiem_,_ albo zagramy w bambuko. Nie znasz? To typowo męska gra.

— Nie słyszałem, chyba nie jestem mężczyzną — zaśmiał się chociaż nie było do śmiechu — To po jednym dziewczyny. Mamy muzykę, jest whisky, co jeszcze potrzebne do pełni szczęścia.

— Taniec, kobiety i śpiew. Wiesz Ewuniu, on nie umie tańczyć.

— Musimy go nauczyć.

— Kuba… Nie śpij! Polej po jednym. Kle przynieś lód.

Narzuciły umiarkowane tempo i po kilku kwadransach na dnie kwadratowej butelki pozostało zaledwie kilka kropel. Kuba nalewał sobie centymetr mniej, czego nie spostrzegły i długo nie trwało — Kle była bardziej odporna — były na wesołym rauszu. Odsunęły stylowe rzeźbione krzesełka, pomógł przesunąć ciężki dębowy stół — także zabytek — i miejsce do tańca przygotowane.

— I co teraz kochani?

— Nie mamy nic do picia?

— Tylko bez paniki. W panicznej sytuacji mam jeszcze kilka butelek w rezerwie — zanuciła melodię z płyty — Zatańczymy? Przytul i uważaj na moje kroki. To bardzo łatwe. Dwa, raz dwa. Lewa. Dostaw. Dostaw! Boże, co za kalectwo.

— Jesteś kłamczuch. Tańczysz jak Crosby.– zaśmiała się Kle obserwując jego śmiałe

poczynania — Oooo? Koniec płyty. Wypijmy po jednym.

— Co to jest?

— Koniak?

— Czterogwiazdkowy Martini — stwierdził Kuba.

— Prezent od któregoś z wdzięcznych pacjentów?

— Czasami wdzięcznych. Otwórz i polej — podała Kubie butelkę — Pijemy bez lodu czy poczekamy na nowe kostki

— Kostki się zamrażają. Pijemy pur?

— Polej kochany.

Po osuszeniu butelki i rozpoczęciu kolejnego Martini, miłe przyjęcie zaczęło nabierać kolorytu. Dziewczyny wyzbywały się resztek pruderii. Po każdym kolejnym łyku koniaku były bardziej rozluźnione i otwarte ukazując prawdziwą, pierwotną dziką naturę. Z każdym koleinie wypitym łykiem stawały się krotochwilnie wulgarne i po chwili miał przed sobą dwie rozgrzane, rozbrykane czterdziestoletnie dziewczyny mające ochotę nie tylko się zabawić ale pobawić. Nie wątpił, że miły wieczór zakończy się mocnym akcentem. Z prowadzonej początkowo na wysokim poziomie — sama kultura — miłej konwersacji zeszły do bardziej roznegliżowanego poziomu, co jeszcze bardziej wpłynęło na miłą atmosferę. Nareszcie są sobą stwierdził przyciśnięty na szerokiej kanapie przez dwie nienasycone strzygi. Ewunia włączyła radio — wymiana płyt zbyt kłopotliwa — Kle przytulonej do Kuby zebrało się na zwierzenia oraz niewygodne pytania na które nie miał ochoty odpowiadać

— Masz żonę? — nie oczekując odpowiedzi kontynuowała popijając małymi łyczkami piekący gardło płyn — Ja jestem po rozwodzie mąż odszedł z inną i od kilku lat jestem sama, Ewa także po przeżyciach. Miała smutne życie ze Stefanem, mężem alkoholikiem i damskim bokserem. Wiesz? Każda kobieta potrzebuje faceta, a to, że kobiety potrafią żyć same bez chłopa jest obiegowym kłamstwem… Co mówisz? Jestem tego samego zdania. Gdy przekroczą pewien pułap wieku szukają ideału mężczyzny, który będzie w stanie je zaspokoić. Wybrzydzają, a po latach popadają w staropanieństwo i rozgoryczone stwierdzają, że nie znalazły prawdziwej miłości.

— Pleciesz androny moja droga — wtrąciła Ewa napierając na Kubę prężnym biustem szukającym drogi wyjścia z dekoltu sukienki — A te dwie lesbijki? Krysia odeszła od męża, który ponoć nie potrafił jej zaspokoić, a teraz żyje z Wandą. To nie sprawa wieku, moja droga… Ty, lekarz pytasz, czego? Dolej mi. Proszę.

— A ciebie żadna nie usidliła? Dlaczego? Także wybrzydzasz, czy jesteś na etapie poszukiwań — inwigilowała Kle — Już dawno nie powinieneś być sam. Dlaczego?

— Słyszysz Kuba? Ona pyta, dlaczego taki facet jak ty nie może być sam.

Rozmowa na plotkarskie tematy zaczęła go wciągać. No proszę. Nawet na waszym intelektualnym poziomie kochamy plotki moje panie. Kochamy pod warunkiem, że tyczą innych a nie was. W przeciągu dwóch godzin dowiedział się wielu utajnionych, intymnych spraw o których nie posiadał najmniejszego pojęcia i nie chciał wiedzieć. Kle zmusiła Kubę do tańca — Zatańczymy? Lubię bolero — Tylko trzymaj mnie mocno… Kręci mi się w głowie. Spiłeś nas kochany, co było twoim niecnym zamiarem — szeptała sterując w stronę drugiego pokoju — Masz na nas ochotę? Ty duży zbereźniku. Nie zaprzeczaj. Nie tylko po tobie widać, ale… — przycisnęła udo do jego nabrzmiałego łobuza, który zamiast być spokojny i grzeczny zaczął nagle brykać — I, co powiesz?

— Kle…

— Żadna Kle — szepnęła zamykając go w uścisku — Dzisiaj się bawimy. Rozepnij mi zamek przy sukience… Co mówisz? Stanik? Dzisiaj bez stanika… Hihihi.

— Kle! Nie jesteśmy u siebie — bronił się przed padnięciem na szerokie łóżko, różową koronkową pościel i górę poduszek. Popchnięty zapadł po uszy — Nie możemy Kle.

— Możemy, możemy, mój duży chłopaku… Ewa zaraz do nas dołączy — szeptała pozbywając się reszty fatałaszków — Na co czekasz. Mamy ciebie rozebrać?

— Kochani wchodzę bez pukania,. Wypijemy? Przyniosłam kolejną butelkę. Zostaw kieliszki są niepraktyczne łóżku. Prawda?

— Zobacz, jak wspaniale zbudowany. Same mięśnie — Kle przesuwała smukłymi, mocny- mi palcami wzdłuż mięśni piersiowych, płaskiego brzucha i mocnych ud — No, no. Kawał chłopa. Musi być silny jak bysio. Prawda?

— Dziewczyny! Mam wrażenie jakbyście prowadziły aukcję? — starał zachować odrobinę godności — Przecież nie jestem bysiem na pokaz moje miłe.

— Masz rację. Nie na pokaz… Hihi — zaniosła się piskliwym śmiechem — Kuba, ale mnie rozśmieszyłeś.

— Masz! Łyknij sobie, co tak oszczędnie. Kle! Trzymaj.

Kuba wyczuł inny smak koniaku. To nie ten sam Martini. Czyżby? Zignorował przypuszczenia okazujące się jednak prawdziwym. Ewa dodała koniakowi subtelnego smaczku. Kle trzymając w jednej ręce butelkę upiła solidny łyk, drugą pieściła jego pierś, wodziła językiem po szyi i konchach uszu. Ewę dla odmiany zafascynował sztywny przedmiot rozpychający spodenki i po chwili leżał goły jak święty turecki pomiędzy dwoma wspaniałymi, pachnącymi koniakiem dorosłymi dziewczynami odkrywającymi przed nim każdy zakamarek swego ciała. Ewa, niewiele wyższa od Kle, chwaliła swoje krągłe biodra, foremną pupę i ładną twarz, Kle nie miała ładnej twarzy jak przyjaciółka, lecz była niesamowicie proporcjonalnie zgrabna, o smukłych nogach, ciemnej karnacji ciała — zimą wyglądała jakby dopiero wróciła z wczasów w górach — oraz niezdeformowanym przez macierzyństwo kształtnym biuście.

— Kle… Daj rękę i trzymaj mocno — szeptała tuląc Kubę — Czy nie jest wspaniały? Leż spokojnie maleńki. Twoje nowe dupencje wszystkim się zajmą.

— Obydwaj są wspaniali — potwierdziła Kle — Tak dawno nie miałam chłopa.

— A ja kobiety — zachrypiał gdy Kle zamknęła go w silnym uścisku bioder.

— Na co czekacie, kochani? — zaśmiała się Ewa zapadając w poduchy — Łyczek?

To, co przeżył tej wiosennej nocy pełnej westchnień, słów wyznań bez pokrycia, udawanych i prawdziwych spazmów rozkoszy, bełkotu pijanych i rozwydrzonych do granic nieprzyzwoitości dziewczyn nie dało się z niczym poprzednim porównać. Pozwalały mu tylko na krótką chwilę odpoczynku aby doprowadzić do stanu używalności i nadal maltretować zmęczonego towarzysza niedoli. Nad ranem gdy w okna zaczęła zaglądać jutrzenka zasnęły zmęczone, zamroczone trunkami i splecione w objęciach jak kochanki. Kubę bolała głowa, suszył kac, czemu się dziwił ale nie dochodził przyczyn. Był obolały we wszystkich miejscach jakby przejechał go drogowy walec, lecz jeszcze funkcjonował na tyle normalnie, ażeby zadać sobie pytanie na które nie znalazł odpowiedzi. Czyżby chciały się zabawić jego kosztem zapraszając na zmyślone urodziny, ponieważ były pewne, że je przyjmie. Czyżby Kle miała poważne zamiary? Dlaczego w tajemnicy przed Ewą zapraszała go w przyszłą sobotę do siebie?. Nie ukrywał, mogła się podobać, ponadto była niezależną atrakcyjną kobietą bez obciążeń i zobowiązań. Mogła mieć każdego na zawołanie.

Czyżby wszystko było ukartowane? Nic z tego nie rozumiał, ażeby wszystko przemyśleć powinien najpierw wytrzeźwieć. A dziewczyny? Czyżby były lesbijkami? Nie! To niemożliwe. O ile wierzyć znawcom tematu lesbijki nigdy nie dzieliłyby się tym samym mężczyzną, ponadto gardziły nimi i nienawidziły jak morowego powietrza widząc w nich samo zło. A jednak bawiły z sobą, co nawet jego, chociaż nie był pruderyjnym świętoszkiem, wprowadzało w zażenowanie i podniecało do granic erekcji. Z trudem i na tyle delikatnie, ażeby nie zbudzić, wysupłał się z plątaniny kończyn wychodząc ze zmiętoszonej pościeli. Na podłodze leżały skopane poduchy, zwiewne różowe koszulki i cała gama uwodzicielskiego dessous i jego zielone spodenki w które wskoczył jak kangur. W łazience, której wyposażenie mogło niejednego przyprowadzić o zawrót głowy, wszedł pod prysznic. Zimny bicz przyjemnie masował ciało i chłodził gorący łeb, aż parowało. Odruchowo spojrzał w duże kryształowe lustro i zamarł z otwartymi ustami przerażony tym, co zobaczył. To nie była jego twarz. W miejscu zawsze wesołych jasnoniebieskich oczu, zobaczył dwie smętne bezbarwne plamy pod którymi obwisłe wory i szara, zmięta jak stara twarz z wykrojonym plackiem pogryzionych warg i rozmierzwione włosy natychmiast potrzebujące grzebienia. Ohyda!

— O, krwa! Jak ty wyglądasz? — spoglądając w lustro przyrzekł sobie solennie, że już nigdy więcej nie ruszy koniaku — Chyba tylko dla kurażu — dodał.

Przygładził włosy. Wrócił do sypialni aby spojrzeć na dwie golaski z którymi spędził wspaniały wieczór i upojną noc. W szufladzie sekretarzyka znalazł pisak. Trzymając pióro sztywnymi paluchami nabazgrał kilka słów przeprosin — „Nie miałem sumienia Was budzić moje gracje” — oraz grzecznościowo — zapraszam na rewizytę. Jego angielskie pożegnanie nie znalazło jednak zrozumienia u Ewy; — Jak mógł odejść bez śniadania.ROZDZIAŁ TRZECI
Tesia

_Nie zazdrość młodym młodości, oni też_

_będą starzy pod warunkiem, że dożyją_

Autor

Wracając wieczorem z pracy zajrzał, jak czynił codziennie do skrzynki na listy nie spodziewając żadnej ważnej korespondencji. Ostatni list od Ciapka pisany w imieniu Dwojaczków otrzymał przed kilku miesiącami, więc był zdziwiony leżącymi w schowku dwoma kopertami, niebieską i szarą w której domyślił urzędowego pisma. Oglądał je z zainteresowaniem, szczególnie niebieską bez adresu nadawcy zastanawiając, kto miał potrzebę do niego napisać. Nie lubił urzędowych listów przynoszących niepokój, lecz ten był ofrankowany mając nadzwyczaj wiarygodnego nadawcę, którego wezwania nie można było lekceważyć.

— Co mogą ode mnie chcieć? — mruczał rozrywając kopertę i wchodząc stopień po stopniu na trzecie piętro dokończył czytania stając przed drzwiami mieszkania — O, kwa!

Wchodząc rzucił drugi z listów na biurko. Może poczekać. Obiadokolację, cztery smażone jajka na boczku z chlebem popijał zbożową kawą siedząc przed telewizorem i zastanawiał nad załączonym do listu zaproszeniem. Nic, co mogłoby zainteresować. Żadnych konkretów, same bzdety typowe dla urzędowego pisma, jednak zaproszenia na partyjne salony nie można lekceważyć. O, matko, gdzie drugi list?

Przez chwilę trzymał pachnącą konwaliami kopertę z dużym kolorowym znaczkiem z niewyraźnie odciśniętym stemplem. Tesia! W kopercie znajdowała tylko jedna kartka zapisana drobnym maczkiem: — Kochanie, to ja, Twoja Tesia. Zdziwiony? Jak Ciebie znalazłam? Kto szuka ten znajdzie. Twoje słowa. Odwiedziłam moje Dwojaczki, spotkałam Tadeusza i wybłagałam Twój adres. Gniewasz się? Wiem, że nie ale dlaczego nie odpisałeś do swojej Tesi? Tęskniłam i śniłam ale to niedługo się zmieni i nie będę już więcej tęsknić; — Co to ma znaczyć nie będę tęsknić? — Niedługo Ciebie odwiedzę; — Tutaj ciebie mam, ty mała diablico. Czekam — Znalazłam najlepsze połączenie. Przyjadę za dwa tygodnie w piątek o trzynastej. Obawiam się tylko, że możesz na mnie nie czekać. Może kogoś masz? Całuję Twoje szelmowskie oczy. Twoja Tesia — Krótko, zwięźle i zrozumiale. Dwa tygodnie to dużo czasu — pomyślał — zdążę pozałatwiać wiele spraw, oporządzić mieszkanie, zanieść pościel do pralni i załatwić kilka dni urlopu.

Kuba nie był zdziwiony stanowiskiem kolegi. Andrzej wymigał się niezbyt elegancko od prośby o zastępstwo. Musiał skorzystać z wyjścia awaryjnego mając w nosie uczynnego typa. W jedynej w miasteczku kwiaciarni kupił bukiecik frezji, wpakował się do małego autka obierając kierunek dworzec. Przyjechał jak miał w zwyczaju z dużym naddatkiem. Do przyjazdu pociągu pozostało kilkanaście minut. Wykorzystał je na spacer wzdłuż peronu czytając tablice informujące o przyjazdach i odjazdach… czterech pociągów w ciągu dnia. Odwiedził małą poczekalnię z dwoma ławkami i mini barem obleganym przez nielicznych pasażerów, wśród których nikogo znajomego. Do dworca prowadziły cztery nitki błyszczących w słońcu szyn zataczających wielki łuk i ginących w leśnej przecince skąd po chwili doszedł gwizd nadjeżdżającego zestawu czterech wagonów II klasy. Na tej trasie już od dawna nikt nie jeździł I klasą, więc wagon wycofano dając nieco odsapnąć starej, dwuosiowej lokomotywie, pamiętającej bardzo odległe czasy swojej świetności. Po chwili zza gęstwiny drzew błysnęło cyklopowe oko reflektora, ukazały się dwa wielkie czerwone zderzaki, buchnęło kłębami pary i czarnym dymem zwiewanym wiatrem w stronę niedalekich pól. W otwartych na przestrzał oknach wagonów kilka wychylonych głów w których pomimo odległości rozpoznał rozwichrzone włosy Tesi. Z piskiem blokowanych hamulców na peron wtoczył się zestaw czterech wagonów. Trzaskały otwierane drzwi przedziałów, niecierpliwy tłumek odjeżdżających tłoczył przy drzwiach przeszkadzając wysiadającym. Nic dziwnego; na tej stacyjce pociąg zatrzymywał się tylko dwie minuty, więc należało spieszyć. Tesia rzuciła torbę na peron zeskakując z ostatniego stopnia wagonu wprost w jego rozwarte ramiona.

— Jestem kochanie — objęła Kubę całując usta i oczy — Tak bardzo tęskniłam. Dlaczego kazałeś mi czekać? Jakie ładne kwiatki… Dla mnie — spytała kokieteryjnie odbierając bukiecik kolorowych frezji.

— Tesiu, jesteś coraz ładniejsza i wyglądasz jak mała Afrodyta. Nawet ładniej. Musisz być zmęczona? — paplał uszczęśliwiony i wskazując na podróżną torbę i małą osobistą torebkę, jego prezent imieninowy — To twój bagaż? — spytał zdziwiony — To wszystko?

— Pozostałe rzeczy w domu. Pojedziemy je odebrać. Poznasz moich rodziców i rodzeństwo. Dobrze? W torbie mam wszystko co niezbędne. Jedźmy! Nie mogę się doczekać.

W czasie jazdy trzymała Kubę za rękę przytulając do policzka, czuł wilgoć spływających łez i delikatne pocałunki.

— Znowu jestem z tobą — szeptała połykając łzy — Nie chcę już nigdy czekać i być daleko od ciebie. Kochanie, zawsze muszę być obok. Zawsze.

Szosa uciekała do tyłu jakby ją ktoś gonił, migały betonowe słupki z kocim oczkiem, przelecieli nie zatrzymując przez niestrzeżony przejazd, chroniony krzyżem św. Andrzeja i znakiem STOP. Autko podskoczyło na garbach torów i popędziło drogą połataną szarymi łatami asfaltu poznaczonego dwoma liniami wytłoczonych w asfalcie kolein. Tesia paplała w czasie trwania jazdy i trzymając Kube za rękę rozglądała ciekawie podziwiając nowe dla niej otoczenie.

— Czy tutaj tylko same lasy?

— Ależ nie. Niedługo wjedziemy na teren kombinatu i zobaczysz olbrzymie pola, jakich nie widziałaś w swoim życiu. W niedalekich Rzepichach mamy ponad dziesięć tysięcy hektarów, a to tylko jedno z trzynastu gospodarstw. Zobaczysz sama. Za kilka minut będziemy na miejscu. Jesteś głodna? Ja także. Wpadniemy do zajazdu, ale najpierw chcę ciebie powitać u mnie.

Asfaltowa droga przecinała stary wysokopienny las wąską wstęgą pełną ostrych zakrętów i wzniesień, pędziła z górki na pazurki mijając niewielkie wodne oczka i polany, aby wpaść na otwarte ze wszystkich stron pola złotej pszenicy. Po obydwu stronach szosy jak okiem sięgnąć kołyszące łany niedojrzałych jeszcze kłosów przeciętych pełną wybojów i zapadlin polną drogą ciągnącą w stronę odległych lasów i budynków kombinatu.

— Widać wieżę kościoła. Za chwilę będziemy na miejscu — poinformował jadąc plątaniną uliczek prowadzących w stronę osiedla ogrodzonego niewysokim parkanem oplecionym rzędami rokitnika wjeżdżając na parking — Jesteśmy w domu.

Niewielkie zadbane osiedle kombinatu otoczone wysokimi topolami i kwitnącymi szpalerami złotokrzewu odgrodziło się od wiejskich czworaków soczystym pasmem zieleni, szeroką szutrową drogą i metalowym ogrodzeniem.

— Niech zgadnę kto w nich mieszka.

— Nie musisz zgadywać. W czworakach mieszkają szeregowi robotnicy kombinatu.

— Ty w tym ładnym jasnym trzypiętrowym bloku, gdzie centralne ogrzewanie, gaz i jasna łazienka. Prawda?

— Tesiu… Porozmawiamy jak będziemy w mieszkaniu. Dobrze? — zaproponował biorąc torby i zatrzaskując bagażnik — Potrzymaj. Muszę sięgnąć do kieszeni po klucz.

Po kilku minutach byli przed drzwiami mieszkania oznaczonego mosiężną cyfrą dziewięć. Wcisnął klucz w zamek przekręcając rygle. Drzwi stanęły otworem ukazując mały przedpokój do którego wrzucił torby.

— Zostaw głuptasie — pisnęła gdy wziął ją na ręce i przeniósł przez próg — Nie teraz… — szeptała całując w oczy. Kuba nie pozostał dłużny.

— Jesteś u siebie, kochanie — zatrzasnął drzwi — Rozgość się, a ja przygotuję kąpiel. Później pójdziemy na obiad. Proszę? Wolisz zjeść w domu. Dobrze ale lodówka prawie pusta, musiałbym zamówić.

— Nie będę jadła. Nie jestem głodna. Wejdę tylko pod prysznic, a później pomyślimy, co zrobimy z miłym wieczorem. Dobrze? Pozwolisz, że zadzwonię do domu?

— Wieczorem? Dopiero po trzynastej? — spojrzał na zegar z kukułką.

— Ładnie u ciebie — stwierdziła zaglądając w każdy kąt mieszkania zatrzymując na dłużej w sypialni przed wiszącym obrazem M’gły — Mało kwiatów, a przecież wiosna. Dobrze, że zabrałeś obrazy i pamiątki. Kogo przedstawia ten portret? Ładna delikatna twarz o brzoskwiniowym kolorycie. To twoje dzieło? Mnie także namalujesz? Nie widziałam go w poprzednim mieszkaniu. Musiał być w piwnicy? Nie pomyślałeś, aby wyeksponować go w gościnnym? Pytasz dlaczego? Nooo. W sypialni jest schowany przed gośćmi — wybrnęła dosyć koślawo — nie mają możliwości go podziwiać. Nie uważasz, że to dobra propozycja?

Nie widział powodu ażeby odpowiedzieć i tłumaczyć smarkuli kogo przedstawia, przecież sama się domyśla kto zacz, kłamać nie wypada, więc najlepszym wyjściem jest dyplomatyczna cisza, czyli zignorowanie pytania jakby w ogóle go nie było. Kubie wiadomo w czym rzecz, obraz miał zniknąć, gdyż Tesia nie chciała być podglądana w czasie miłosnych figli. Wcale się nie dziwił. Bycie podglądanym w łóżku nie należało do przyjemnych.

— Kochanie, pozwolisz, że na chwilę zajmę się sobą. Dobrze?

— Wskakuj pod prysznic, ale uważaj na dozowanie gorącej wody — ostrzegł — Czasami płynie wrzątek.

— Będę uważać.

Po chwili zza drzwi doszły słowa popularnej piosenki; ‘Cicha woda brzegi rwie’ zagłuszanej szumem tryskającej wody. Kuba wyszedł do pokoju nazywanego salonem z uwagi na oferowany metraż otwierając szeroko balkonowe drzwi. Do mieszkania wpadły wszystkie zapachy pól, łąk i lasów. Zawoniało rozkwitłą wiosną, zaszumiało ciepłym, południowym wiatrem przynoszącym delikatny, gorzki zapach mieszanych w młynach zbóż. Wyszedł na balkon opierając dłonie na metalowej barierce z wiszącą skrzynką na kwiaty w której rosło jakieś zielsko bez nazwy. Nie miał czasu zajmować się hodowlą kwiatów jak jego sąsiedzi, których balkony stanowiły małe botaniczne ogrody dosłownie tonące w kolorach i zapachach. Widok z trzeciego piętra nie zapierał tchu w piersiach, lecz był na tyle fascynujący, że mógł godzinami siedzieć w wiklinowym fotelu przyglądać chmurkom przeganianym lekkim wiatrem albo podziwiać bociany szybujące pod wysklepionymi po stratosferę cumulusami, wieczorem słuchał kumkanie żab dochodzące z niedalekiego stawu zarośniętego sitem.

Od czasu do czasu, szczególnie na przełomie lata i jesieni gdy bezchmurne niebo odsłaniało niebiańską łąkę z miriadami pasących się stad błyszczących gwiazd, stawiał na balkonie statyw teleskopu oglądając przemieszczające gwiazdy i spadające okruchy Perseidów w sierpniu, leonidów w listopadzie i lirydów w kwietniu. Pewnej sierpniowej nocy znalazł _Markeb_ swoją szczęśliwą gwiazdę patronującą dniu swoich urodzin.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: