Dzik Dzikus - ebook
Dzik Dzikus - ebook
„Wypróbowany myk pana La Fontaine’a z przebieraniem ludzkich problemów w zwierzęce futra i piórka świetnie działa w tej bajce o karmieniu trolla, czyli o niszczycielskiej sile plotki i fake newsa, które z impetem lawiny burzą przyjaźnie, zaufanie, cudzą reputację. To także historia o tym, że kto nie zaznał miłości w dzieciństwie, nie umie mówić w obcym języku empatii. No i niedzielny spacer po Lesie Kabackim już nigdy nie będzie taki sam – odtąd będziemy szukali śladów raciczek i bosych stóp trolla!” – Joanna Olech
„Czy nie jest pomówieniem godnym trolla znany wierszyk zaczynający się od nieprawdziwego stwierdzenia, że «dzik jest dziki, dzik jest zły»? Czytajcie znakomitego «Dzika Dzikusa»!” – Adam Wajrak
Krzysztof Łapiński – filozof, tłumacz, dziennikarz naukowy, tata. Autor kultowego tłumaczenia „Rozmyślań (do samego siebie)” Marka Aureliusza. Interesuje się stoicyzmem i terapeutyczną rolą filozofii. Mieszka w Warszawie pod Lasem Kabackim, jest więc sąsiadem Dzika Dzikusa.
Ilustracje do książki stworzyła MARTA KURCZEWSKA, której charakterystyczną kreskę dzieci znają m.in. z „Mirabelki”, „Dusi” czy „Tappiego”.
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-268-3403-5 |
Rozmiar pliku: | 6,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
W KTÓRYM POZNAJEMY DZIKA DZIKUSA, ZAJĄCA I DZIWNE LEŚNE STWORZENIE
Nad brzegiem stawu, na skraju Wielkiego Miasta, rośnie stary Las Kabacki. Nie jest to zwyczajny las. Mnóstwo w nim pięknych, srebrzystych buków, wiekowych brzóz i rozłożystych dębów. Z nastaniem zmierzchu zaczyna szeleścić i szeptać tajemniczo. Drzewa skrzypią i szumią do siebie nawzajem, zwierzęta przemykają w poszukiwaniu pożywienia. Ich oczy świecą w ciemnościach jak ogniki. A może to nie zwierzęta, lecz duchy lub jakieś fantastyczne stworzenia?
W dzień las wydaje się za to cichy i senny. Ale to pozory. Tak myślą tylko ci, którzy nie potrafią patrzeć, słuchać i węszyć. Uważny obserwator szybko się zorientuje, że mieszka tu dużo zwierząt, które są nieustannie zajęte załatwianiem przeróżnych spraw.
Las często odwiedzają ludzie z pobliskiego Wielkiego Miasta. Niektórzy idą spokojnie, inni biegną, ciężko dysząc. W Lesie Kabackim licznie pojawia się też odmiana ludzi, którzy zamiast iść na nogach, pędzą na dwóch kółkach. A może to osobny gatunek? Wśród nich, podobnie jak wśród tych dwunożnych, rozpoznać można osobniki dorosłe i młode. Tak przynajmniej widzą to zwierzęta, które uważnie śledzą ludzi zza krzaków i z koron drzew. Przyzwyczaiły się już do tego, że ludzie lubią wydawać odgłosy. Większość zwierząt woli jednak ciszę i dyskrecję. Dotyczy to również tych, które wcale nie są strachliwe, takich jak dziki.
Życie dzika Dzikusa płynęło spokojnie i szczęśliwie. Przez całe lato, które chyliło się już ku końcowi, wędrował ze stadkiem dorosłych i prosiąt. A ponieważ był prawie dorosły, trzymał tylną straż po to, żeby jakiś malec, który zamarudzi, nie zgubił się w lesie. Najczęściej zdarzało się to Drobince, najmniejszemu i najsłabszemu z całej zgrai maluchów. Zostawał z tyłu, bo lubił przyglądać się mrówkom, motylom, przeróżnym kwiatom i grzybom, nawet tym wysuszonym i zdeptanym, lub dopingował pełznące ślimaki. Drobinka zastygał wówczas nieruchomo, zachwycony tym, co oglądał, i stał tak dłuższą chwilę, wytrzeszczając oczy. Dzik Dzikus nie miał pojęcia, co Drobinka sobie wtedy myśli, ale pamiętał, że sam robił podobnie, kiedy był w jego wieku. Czasami tylko, gdy stadko było już zbyt daleko, mówił:
– No chodź już, mały.
I Drobinka zrywał się wtedy do biegu. Dzikus mógł wówczas wrócić do swoich rozmyślań o tym, jak to dobrze być dzikiem, który wędruje sobie przez las pełen malin, żołędzi i orzeszków bukowych. Czasem te rozmyślania zamieniały się w radosne mruczenie, podśpiewywanie, a nawet w nową piosenkę.
Stado prowadziła ciotka Leokadia. Była to doświadczona i mądra locha, która wiele w życiu widziała. Pod jej czujnym okiem maluchy dorastały, tracąc powoli swoje pasiaste umaszczenie. Dzikus nie miał wątpliwości, że z Leokadią dziki mogą czuć się bezpiecznie. Nigdy jeszcze nie przydarzyło im się nic złego.
Nigdy – aż do dzisiaj. Dzisiejszy dzień miał bowiem przynieść nieoczekiwane kłopoty. Tak zaskakujące, że nikt nie mógłby ich przewidzieć, nawet Leokadia. Na razie jednak nie zanosiło się na to. Wręcz przeciwnie, dzień był piękny i słoneczny. Część liści już pożółkła. Zaczynała się jesień, chociaż lato wciąż nie miało zamiaru odejść. Dzik Dzikus pomyślał, że w takie dni jak dzisiaj lato po prostu spotyka się z jesienią. W tym roku z dębów spadało całe mnóstwo smacznych żołędzi, wystarczyło schylić ryjek i nos błyskawicznie odnajdywał jedzenie. Dziki wędrowały więc sobie niespiesznie to tu, to tam. A kiedy się najadły, kładły się pod młodymi świerkami, żeby uciąć sobie drzemkę.
I właśnie wtedy, kiedy dziki spały, a wszędzie panowała cisza, w lesie rozległ się donośny dźwięk. Było to przeraźliwie głośne kichnięcie. Odbiło się echem od drzew i ucichło. Zwierzęta, które to słyszały, na chwilę zamarły, nie był to bowiem odgłos człowieka. Ludzie, którzy zjawiali się w lesie, byli zazwyczaj oswojeni i poza hałasowaniem, którego nie lubią żadne kulturalne stworzenia, raczej nie sprawiali kłopotu. (No, może z wyjątkiem tych, którzy zostawiali śmieci. To rzeczywiście było okropne). Ponieważ poza donośnym kichnięciem nie wydarzyło się nic więcej, wszyscy wrócili do swoich zajęć. Niebawem mieli się jednak przekonać, że była to zapowiedź serii nieszczęśliwych wypadków.
I tylko kruk, który latał nad lasem, wypatrzył na dróżce dziwną istotę. Niewielkie stworzenie, trochę większe od zająca, o ciemnobrązowej sierści i kudłatych włosach sięgających do pasa, człapało na dużych stopach i rozglądało się na boki. Miało wielki nos, pomarszczoną twarz i małe, rozbiegane oczy. Kruk nie miał pojęcia, co to za jeden.
Ale ja wam pierwszym zdradzę, kim był ten wędrowiec, choć może niektórzy już się domyślają. To był troll!
Gdyby ktoś szedł obok niego, usłyszałby, że troll ciągle mamrocze coś pod nosem.
– O, ile żołędzi! Oj, niedobrze.
– Ech, to słońce tak świeci i świeci. Niedobrze, całkiem źle!
– Znowu te kwiatki tak obrzydliwie pachną.
I kichnął po raz drugi.
Musicie wiedzieć, że trolle nie lubią słońca, kwiatów i wielu innych miłych rzeczy. Ciągle są z czegoś niezadowolone. Lubią za to, kiedy ktoś z ich powodu kłóci się i płacze. Wtedy czują się trochę mniej nieszczęśliwe niż zwykle. Na dodatek trolle są podstępne. Świetnie udają niewiniątka, potrafią się nawet uśmiechać, żeby kogoś oszukać. Taki właśnie był troll, który zawitał do Lasu Kabackiego.
Nadeszło popołudnie, gdy dziki skończyły drzemkę w świerkowym młodniku i ruszyły w dalszą drogę. Dzisiejszej nocy czekała je wyprawa. Jak wiele zwierząt, także one uwielbiają żerować nocą. Tym razem postanowiły, że należy pokazać młodym prastary Szlak Dębów. Jego znajomość przyda im się, kiedy dorosną. Dziki od zawsze przychodziły do dębów z prośbą o żołędzie, a dęby nie miały nic przeciwko, ponieważ uważały, że dziki są bardzo pożyteczne dla całego lasu: oczyszczają go, spulchniają ziemię i rozsiewają nasiona.
Ścieżka, którą wędrowało stado, prowadziła obok leśnej szkółki zajęcy. Jak zwykle dobiegał z niej hałas. Dzik Dzikus uśmiechnął się. Młode zajączki miały tyle energii, że nie potrafiły usiedzieć na miejscu.
– Cisza, cisza! – co jakiś czas powtarzał zając Uchowski, który prowadził lekcje.
Uchowski też się uśmiechał, patrząc na zajączki. Wiedza, którą miał im do przekazania, to rzecz ważna, ale radość z biegania to również nie byle co.
Dziki, nie odrywając głów od ścieżki, grzecznie zakwiczały na powitanie i machnęły ogonami jak na komendę. Zające na chwilę znieruchomiały, kiwnęły uszami i wróciły do zabawy.
– Co za piękny dzionek – powiedział, przechodząc, dzik Dzikus. Bardzo się z zającem lubili.
– O, tak! – odpowiedział radośnie nauczyciel. – Ale ktoś w lesie kichał – dodał po chwili nieco bojaźliwie.
Dzik Dzikus nie usłyszał już słów Uchowskiego. Podśpiewywał sobie pod nosem piosenkę, która dziś sama przyszła mu do głowy.
Kiedy widzisz żołędzie,
które leżą niemal wszędzie,
ciesz się, że masz ogonek...
Piosenka przyszła, ale nie w całości. Dzik Dzikus nie mógł doczekać się ostatniego wersu. Jaki rym pasuje do ogonek? Cały dzień go to martwiło. I nagle, nie wiadomo skąd, zjawiło się rozwiązanie:
Kiedy widzisz żołędzie,
które leżą niemal wszędzie,
ciesz się, że masz ogonek,
bo dziś piękny nastał dzionek!
Dziki oddaliły się, w ich ślad ruszył dzik Dzikus, a za nim jego wierny ogonek.
I wtedy na skraju leśnej szkółki pojawiło się dziwne stworzenie. Stało nieruchomo i patrzyło spod oka.
Uchowski próbował właśnie przekrzyczeć zające:
– W obliczu zagrożenia główna zasada zajęcy brzmi: W nogi! Powtarzam... – i w tym momencie jego wzrok padł na dziwną istotę:
– W nooogiii! – krzyknął tak głośno i przekonująco, że wszystkie zające zerwały się do biegu i zniknęły w trawie.
Uchowski również dał dyla, ale nie uciekł daleko. Trudno powiedzieć, czy był bardziej ostrożny, czy ciekawski. Zza kępy trawy obserwował nieznaną mu istotę.
A stworzonko spuściło głowę i zaczęło głośno płakać:
– Wszyscy ode mnie uciekają! – głośno zawodziło. – Dlaczego?! Dlaczego?! Bo jestem brzydki?!
Jego szloch niósł się po polanie.
Uchowski patrzył i słuchał, i żal mu się w końcu zrobiło płaczącego nieboraka. Wychynął z trawy i zawołał:
– Hej!
– Hej! – odpowiedział przybysz.
– Hej! – raz jeszcze zawołał zając.
– Hej! – raz jeszcze odpowiedział ten drugi.
– Kim jesteś? – zapytał Uchowski.
– Jestem zagubionym leśnym zwierzątkiem – odparł nieznajomy i spojrzał na nauczyciela.
– Czy to ty dziś kichnąłeś dwa razy?
– Nie – skłamał troll. (Bo oczywiście był to znany już wam troll we własnej osobie). – Ale wiem, kto kichał – dodał po chwili.
– Kto? – zapytał zając.
– To był twój dobry znajomy...
– Dzik Dzikus?
– Tak, właśnie jego miałem na myśli – troll skłamał ponownie.
– To dlaczego nic mi nie powiedział? – zając był coraz bardziej zdziwiony. – Znalazłbym mu jakieś lecznicze ziółka.
– Bo on boi się o tym mówić. Robi z tego tajemnicę – powiedział troll. Ostatnie zdanie wymówił prawie szeptem, jakby wyjawiał jakiś sekret, tak że zając musiał dobrze nadstawiać uszu. Po czym dodał ostrzegawczo:
– To groźna choroba. Bardzo zarazkowa. Jak usłyszą o niej ludzie, to mogą zamknąć las.
– Zamknąć las?! – zając wytrzeszczył oczy. Nigdy nie słyszał o zamykaniu lasu.
– Tak, tak – odparł z poważną miną troll. – Albo nawet gorzej. Dużo gorzej – westchnął i spojrzał badawczo na zająca. Zauważył, że Uchowski już się nieźle przeraził.
– A ty skąd o tym wiesz, skoro to tajemnica? – zając znów zrobił się czujny.
– Podsłuchałem dziś rozmowę kaczek w stawie. A one przecież wiedzą takie rzeczy – odparł bez wahania troll.
Chyba nie muszę wam tłumaczyć, że było to kolejne kłamstwo.
– No tak, skoro kaczki mówiły o tym, to musi to być prawda – westchnął zając. – Biedny dzik Dzikus – dodał.
– Wcale nie biedny! – krzyknął troll. – Przecież to kłamczuch! Chciałby nakichać na wszystkich i zarazić cały las! Chyba słyszałeś, jak rano kichał?
– Ojej! No nie wiem, nie wiem... – powtarzał zając. Widać było, że gorączkowo myśli o tym, co właśnie usłyszał. – Co robić? – mamrotał półgłosem i podskakiwał w miejscu. – Pójdę, poszukam Dzikusa, trzeba mu jakoś pomóc.
– Nie możesz! Ty przecież masz pod opieką małe zajączki! Mogłyby się zarazić tą straszną chorobą. Lepiej ja pójdę. Ja też znam różne ziółka. Trudno, narażę się na chorobę, narażę się potwornie, ale pomogę wam – powiedział troll, śmiejąc się złośliwie w duchu.
– Jesteś wspaniały! Dziękuję ci! – zawołał prostoduszny zając. Patrzył za oddalającym się trollem, który dreptał, kiwając się z boku na bok.
Tymczasem troll poszedł w kierunku stawu i stanął nad brzegiem. Nieopodal pływało kilka kaczek krzyżówek, a w trzcinach po drugiej stronie stawu widać było resztę stada. Poza tym wokół nie było nikogo. Z kosza na śmieci, który znajdował się w pobliżu, troll wygrzebał kawałek chleba i rzucił go do wody tuż obok brzegu. Natychmiast przypłynęła otyła, hałaśliwa kaczka i łapczywie chwyciła w dziób pływający kawałek. Troll nachylił się w jej kierunku i szepnął:
– Powiedzieć ci coś w tajemnicy?
Kaczka łypnęła na niego i wyciągnęła szyję.
– Tylko obiecaj, nikomu ani słowa! – dodał.
– Jasne, nawijaj – cicho odpowiedziała kaczka. Widać było, że nie może się doczekać, żeby usłyszeć wieści i zaraz, rzecz jasna, przekazać je dalej.
– Dzik Dzikus jest poważnie chory i zaraża cały las. Ciągle kicha. Cały las będzie do likwidacji – troll zawiesił głos. – Słyszałem od zająca. On chyba wie, co mówi, przecież świetnie zna Dzikusa.
Kaczka aż podskoczyła w wodzie:
– Tak, tak, to musi być prawda – przytaknęła i natychmiast ruszyła w kierunku swoich sióstr i braci, żeby podzielić się nowiną. Za chwilę staw rozbrzmiewał niespokojnymi kaczymi głosami.
A troll odwrócił się i poszedł w kierunku lasu, mrucząc przy tym pod nosem:
Trolle niszczą, trolle psują,
trolle wszystkich źle traktują.
Trolle pragną czynić szkodę,
uwielbiają siać niezgodę.
Zatrzymał się na chwilę na skraju lasu tylko po to, żeby zdeptać rosnące tam rumianki. Po czym ruszył między drzewa.