- W empik go
Dziś i lat temu trzysta: studjum obyczajowe: (charakterystyka Reja z Nagłowic) - ebook
Dziś i lat temu trzysta: studjum obyczajowe: (charakterystyka Reja z Nagłowic) - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 332 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
przez
J. I. Kraszewskiego.
Wilno.
Nakład Maurycego Orgelbranda.
1863.
Wolno drukować, pod warunkiem złożenia w Komitecie Cenzury po wydrukowaniu prawem przepisanej liczby exemplarzy.
Warszawa dnia 10 (22) Sierpnia 1862 r.
Starszy Cenzor, Antoni Funkenstein.
w Drukarni K. Kowalewskiego.
…..Inszy narodowie o nas Pola-
koch (sie) piszą, iż trudno ma być
który tak z przyrodzenia do każdego
obaczenia przykłonny, jako
jest naród polski – na którąkol-
wiek stronę staranie a ćwiczenie
swe będzie obrócić chciał.
M. Rej. Proemium do Zwierciadła. 1567.I.
Lat temu dochodzi trzysta, jak na ziemi naszej żył sobie stary szlachcic, za młodu szaławiła i gorącej krwi, ale też i umysłu nie zastygłego, który wyszumiawszy się dobrze a na zagonie ojczystym zasiadłszy dni swych dokonać, po wielu różnych, napisał ostateczną księgę żywota poczciwego człowieka. W niej on chcąc dać radę posilną jak życie za młodu i na starość urządzić było potrzeba, aby Bogu być miłym a ludziom użytecznym i sobie nie przykrym w sumieniu, zarazem skreślił i swoje i wieku swojego pojęcia o życiu, obowiązkach, o powinnościach człowieka, a przedziwnie odmalował, jak się to u nas za jego czasów dziewało.
Za prawdę księga dziś ciekawa byleś ją miał cierpliwość, długie gawędy przebrnąwszy i różne dykteryjki oklepane odczytawszy, całą przejść od deski do deski.
Jest tu wiele i takiego z czego się, krom jednego języka, nic nie nauczysz, ale dużo też tak żywych wizerunków przeszłości zaginionej dzisiaj, że zdajesz się na nią patrzeć gdy z nim obcujesz.
Domyśleć się łatwo, że mówię o Mikołaju Reju z Nagłowic, którego znamy pono dotąd więcej z nazwiska, niżeli z dzieł niedostępnych i rzadkich, a pisanych nie po naszej myśli dzisiejszej.
Otóż ciekawem mi się zdało, obraz ten przeszłości pokumać z teraźniejszością, i postawić co było na naszej ziemi z tem co jest, po trosze przymierzając gdzie się dało, a zresztą zachowując staremu Rejowi, przed – stawienie nam pierwszej połowy szesnastego wieku.
Ale nim ku temu przejdziemy, zda się nie zbytecznemi powiedzieć coś o Reju samym, bo zaraz ex ungue leonem, z wybryków nawet młodości poznacie łacno z kim do czynienia macie.
W ludzi takich ziemia nasza nie skąpa, i niepotrzeba hussyckiej krwi czeskiej, która pono w żyłach Rejów płynęła spadkiem po Werszowcach, by sobie charakter ten pana Mikołaja wytłumaczyć. Chodzą, i dziś po ziemi Rejowie tacy u nas, acz nie z jego jenjuszem i stawą to przecie z jego zawadjactwem, rubasznością i serdecznością. Szczęściem dla Reja, choćby się go przez pół z pism domyśleć można, przyjaciel jego a dobry towarzysz (jak się sam zowie) pan Andrzej Trzecieski opisał nam żywot i sprawy naszego znakomitego moralisty. Nie będziemy go co do słowa powtarzać, choć to biografia, jakiej u nas w dawnej literaturze drugiej podobnej nie pytać, ale z niej musimy garścią brać, bo więcej nie ma zkąd chyba po szczypcie.
Rodzina Rejów herbu Oksza, naprzód widać z Czech przeniosła się na Szląsk, a niejaki Nankier w poselstwie tu do Polski przybyły, zasiadł, i pierwszym być miał rodu swego rozkrzewicielem. Za nim bowiem, gdy biskupem krakowskim został (około 1320 roku) naszło siła Okszyców do Polski, a główny szczep Rejów w majętności Nagłowiec w Krakowskiem siadłszy, począł się z tej wsi pisać. Nagłowiec leżał w ziemi krakowskiej, powiecie księżskim, niedaleko Nidy, pisze Trzecieski.
Pod owe czasy zwyczajem było, w każdym rodzie szlacheckim krwią pieniące się przymioty i wady określać. Paprocki nie uchybił też żadnemu, żeby nie wyliczył czem się odznaczył, a za nim idąc nasz biograf, przyznaje narodowi Okszyców, że byli zawżdy cisi, skromni, poczciwi, nie bawiący się między żadnemi świeckiem sprawami (to jest nie napierający się dostojeństw i godności), a że pobożnego i poczciwego żywota swego szlacheckiego używali – mało też o którym z poprzedników Mikołaja zapisały co dzieje: jeden Jan Rej potykał się mężnie w Grunwaldzkiej potrzebie, drugi był proboszczem Śgo Michała, na zamku krakowskim, inny sędzią sandomierskim, a za wyjątek przywodzą Stogniewa Reja, który się starostwa na Rawie (później Barze) dosłużył, i w potyczce jakiejś przez Tatarów został pojmany.
Już bliżej pana Mikołaja sięgając, żyli dwaj bracia rodzeni z Nagłowic Rejowie, Stanisław i Piotr. Ostatni bezżennie żył i zmarł bezpotomnie, a majętność po nim wziął Stanisław ojciec, naszego pisarza; grób jego był w Nagłowicach.
Okszycowie, jak to podówczas bywało, od różnych majętności imiona przybrawszy, lub na gałęzie nazwiska różne biorąc, wszyscy przecież i jednego herbu i protoplasty potomkowie za krewnych się liczyli. W ten sposób, choć różny imieniem Jan Wątróbka Strzelecki, liczył się stryjem Stanisławowi Rejowi, i jako krewniaka go forytował. Był to człowiek zrazu rycerskiego rzemiosła, i mąż dzielny, bo pod Warną, stawał za młodu, gdzie się w niewolę razem z innemi dostał, ale znać ślub uczyniwszy w pętach, gdy cudownie z nich uwolniony został, wziął potem suknię duchowną i tak dobrze poszedł, że go uczyniono arcybiskupem Lwowskim. Atoli nie było to w smak kapitule, która go dekretem w Rzymie otrzymanym wyparła i biedny Wątróbka do serca to wziąwszy, z melancholii zmarł w Krakowie.
Znać wielkich związków i wpływu na Rusi arcybiskup, wziął do siebie krewniaka Stanisława wówczas jakoś gdy starszy jego brat Piotr, któremu działem wypadły Nagłowice, tam zamieszkiwał. Otóż się tu porobiły w Rusi nowe stosunki i stryj synowca ożenił się z Buczacką herbu Abdank, która wprędce bezdzietnie mu umarła. Potem wyswatali mu drugą, już po staremu, jako wdowcowi wdowę, po znakomitym żołnierzu Żórawińskim, wziętym za Alexandra na Bukowinie przez Turków, i po kilku latach ciężkiej niewoli zmarłym. Zórawińska nie mniejszego była rodu od Buczackiej, bo Herburtówna z Fulsztyna, siostra rodzona Herburta Odnowskiego Kasztelana Bieckiego, starosty Sądeckiego.
Z tej strony Stanisław Rej, doczekał się przecie potomstwa, mieszkając na Rusi w Żórawnie, kędy mu się nasz właśnie Mikołaj, około 1507 roku, lecz z pewna nie wiemy kiedy, narodził. Trzecieski może myłką kładzie rok 1515 za późny, ale wie dobrze o tym niepospolitym wypadku, że Mikołaj, który na świecie wielka część swojego wieku miał zapustować, narodził się w sam mięsopustny wtorek, na Bachusa……
Już nie mógł sobie lepszego dnia obrać do przyjścia na świat.
"A że był człowiek pobożny, poczciwy, pisze o ojcu Trzecieski, a spokojny, a nie parał się żadnemi sprawami ziemskiemi (co znaczy, że zardzewiały na wsi u komina siedział) "także też i o wychowanie tego syna dbał, bo jednegoż miał i przy sobie go chował, aż do niemałych lat. Ledwie go potem namówili, że go był dał do Skarmierza do szkół, iż to było niedaleko wsi jego Topoli.
Ale pono po niewczasie siadł na szkolnej ławce już sporym chłopcem nasz Rej, a że nauka była jak dla małych pacholąt, nie zasmakował w niej tak, że i później ciągle na szkolne regułki i formułki, hałasował i cierpieć ich nie mógł.
Tak lat dwa w onej szkółce parafialnej nad łaciną się wymęczywszy próżno, Mikołaj powrócił nazad do domu nieukiem. Ojcu nie chciało się jedynaka puszczać z domu, może i matce, synaczkowi nie smakowały grammatyki, ale przyjaciele znać namówili, aby go jeszcze wyprawiono do Lwowa, gdzie znowu lat dwa mieszkał. Ale tu już chłop pod wąsem, dobrawszy sobie towarzystwa stosownego, więcej bawił się i czasu używał, niż do książki zaglądał. Zapóźno się wcale opatrzono, że mu nic w głowę nie idzie, zmieniono Lwów na Kraków, i tu w bursie Jeruzalem pod pilniejszym dozorem trzymano przez rok panicza, – "ale to, mówi biograf, albo mało, albo nic mu nie pomogło, bo jużrozumiał co to jest dobre towarzystwo."
Dobrze w tym wieku znaczyło toż co wesołe. Ojciec przecie gdy go lat pięć dał cudze kąty wycierać między uczonemi, był już pewien, że go nauczyli co jeno było potrzeba (choć Mikołajek jako żywo nic nie umiał) i zabrał go już do siebie do Żórawna. Rachując potroszę, zdaje się, że w dwunastym roku dzieciakiem, do Skarmierza oddany został, a w siedmnastym nad Dniestr powrócił. Tu z rusznicą i z wędką, swobodny biegając po skałach naddniestrzańskich, ćwiczył się, bąki strzelając, – mówi Trzecieski.
"A gdy przyniósł – dodaje – pełne zanadra płocie, laskowych i wodnych orzechów, a kaczora albo gołębia, albo wiewiórkę za pasem, to go z onej koszuli z płoskonek rostrząsali rozpasawszy – a no wszystkiego dobrego dosyć."
Znać go tam i pani matka i ojciec poczciwy kochali bardzo, a mimo braku ogłady poznawali się sercem na niepospolitym urny – śle, żywego chłopięcia, bo powtarzali zawsze, gdy inni uganianie się jego za wiatry surowiej sądzili:
– Nic! nic! nasz Mikołaj! nic, ba! nie zależyć on też na starość gruszek w popiele?
– A no, dodaje dowcipnie nasz biogral… prawdę mówili, bo było z wszystkiego nic.
Żył tedy jeszcze stryj Piotr z Nagłowca do którego, tezżennemu znać chcąc synowca pokazać, posłali rodzice Mikołajka, na drogę opatrzywszy kitajką na kabat czerwoną, żeby miał sobie z czego przystojną odzież uszyć, gdyby go pan stryj gdzie dał na dwór pański na służbę, jak to naówczas bywało i samiż rodzice życzyli. Ale przyjechawszy do Topoli z ową kitajką, podobno innej przystojnej sukni nie mając, pan Mikołaj naprzód jako to był niepospolity myśliwiec i gospodarz, postrzegł że u stryja Piotra wrony i kawki wielką w gumnach szkodę robiły. Pilno mu wżdy było, pozbyć się tego krzyku i ptastwa, nuż wrony brogiem łowić, i niewiele myśląc ową kitajkę czerwoną na proporczyki i chorągiewki krajać, bo sobie wyrachował, że uwiązawszy je wronom do szyi i do ogonów a pod skrzydła, i puściwszy je żywo z temi szmatami, wygoni niemi resztę natrętnego stada, co się po stodołach gnieździło.
Tak się to i stało, ale owe przemyślne wyganianie ptastwa ze stryjowskich gumien, nie zarobiło u pana Piotra nawet na kabat inny. Stryj mu nie sprawił odzieniu, a że nie było się w czem przystojnie pokazać, i o służbie też dlań nie myślał, a zostawił go do przyjazdu ojcowskiego przy urzędniku, to jest na folwarku u włódarza. Jak tam ten rok cały pokuty za chorągiewki czerwone upłynął, nie wiemy; podobno z rusznicą i na myśliwstwie. Dopiero gdy pan ojciec sam przybył, a suknię nową uszyć kazał, już dwudziestoletni Rej pojechał z nim na dwór Andrzeja Tęczyńskiego, podówczas wojewody sandomierskiego.
Choć późno ale dobrze mu wybrał ojciec pańską opiekę, bo o nim Trzecieski powiada, że choć mały wzrostem, ale głowę wielką miał.
Jaki to był dwór, i co za rodzina, a jak przeważnego wpływu w kraju i wielkiego poloni, mówić nie potrzeba. Lepszą, tu szkołę znalazł Rej, niżeli w Skarmierzu i Lwowie, ba od Krakowskiej skuteczniejszą. Szlacheckich dzieci pierwszych familji, było tu dosyć i kształcili się w kancellaryi, pod okiem wojewody sandomierskiego, ci co sami później krzesła w senacie zasiadać mieli, i największe dostojeństwa piastować. Sprawy całej rzeczypospolitej niemal przechodziły przez ręce możnej rodziny, a nic się nie działo, czegoby ona nie dotknęła, o czemby nie wiedziała. Wykształceniem Tęczyńscy stali na równi z całą ówczesną arystokracją, europejską, i dwór ich mógł się za szkołę poloru, i obyczajów uważać.
Niemało też tu z życia otaczającego skorzystał Rej, który i później twierdził zawsze, że więcej uczy słowo żywe, niż martwa litera, co po swojemu dobitnie wyraził: "że lepszy jest zawsze żywy głos, niż zdechła skóra" (pargamin).
"Tam będąc" pisze Trzecieski "począł go pan w listy polskie wprawować, bo łacińskiego języka bardzo mało albo nic nie umiał. Tamże potem z listów, z rozmów między pisarzami, a z czytania, znać więcej z natury, jął się już był przegryzować po trosze i łacińskiego pisma czytać, a czego nie rozumiał tedy się pytał. Także potem z onego zwyczaju począł po trosze rozumieć co czytał, a Bóg a natura ostatka dodała, iż był przyszedł potem ad judicium, iż wżdy już rozumiał co czarno, a co biało.
Tłumaczy też pan Trzecieski, dla czego to rozwinięcie tak leniwo jakoś szło, bo była natura bujna a ochocza, do życia więcej niż książki; przedewszystkiem towarzystwo lubił wesołe i muzykę, do której miał nadzwyczajny pociąg, tak, że mało jakiej pieśni nie umiał. A byle nuta, to już pod nią wierszami rozmaitemi sypał nie rozmyślając się, jak z rękawa. Przytem gorączka, nie mógł długo na jednem miejscu trwać, a myśliwstwo któremu był nawykł, przeszkadzało mu wiele, że fałdów przysiedzieć nie umiał.
Jak długo tam na dworze Tęczyńskiego mieszkał, nie wiadomo, ale widać po śmierci ojca, który w Żórawnie na Rusi zmarł, przeniósł się na Ruś. Tu znowu zabawiał się z przyjaciółmi…..nie wchodząc w żadną, służbę, a mając widać pragnienie skosztowania rycerskiego chleba, dla czego pilnował Mikołaja Sieniawskiego, wojewody bełzkiego, potem ruskiego i hetmana, bo mu się śmiała wojenka; ale tak był szczęśliwy czy niefortunny, jak sam o sobie powiadał, że mu się nigdy nie zdarzyło korda dobyć z pochew, chyba rozwadzając drugich. Napróżno więc przy hetmanie upatrując pory na nieprzyjaciela wisiał, a potem znowu na wieś powrócił. Nareszcie sprzykrzyło się tak samopas chodzić, i z przyjacioły weselić, i jakoś z Rusi zawędrowawszy w Krakowskie, poznał w Sędziszowie pannę Koznównę, siostrzenicę Boryszowskiego, herbu Róża, arcybiskupa gnieźnieńskiego, i z nią się ożenił. Tu wziąwszy po niej Kobylskie majętności, i Siennicę w Chełmskiem, począł gospodarzyć na szerokich dobrach, rozrzuconych w Krakowskiem, na Rusi u Dniestru, i Chełmszczy – znie. Upodobały mu się kraje Chełmskie, które rozprzestrzenił kupnem i dzierżawą, przez króla postąpioną Pliskowa i Stojnego, i te szczególniej zamieszkiwać lubił. Jego to zakładu jest niedaleko Chełma miasteczko od nazwiska rodziny Rejowcem nazwane.
Już też widać z opisu życia przyjacielską skreślonego ręką, jak sobie teraz urządził żywot, przejeżdżając w Chełmskie, a potem tęskniąc za Krakowem i dworem, a mieysca nigdzie zagrzać nie mogąc. "Żadnego sejmu, zjazdu, żadnej koronnej sprawy nie zamieszkał. "Król Zygmunt Stary, i królowa Bona byli nań bardzo łaskawi, dali mu jurgielt i stacja Skarmierską, i wici (ów Plisków i Stojne), a wszyscy też panowie bardzo mu byli radzi, i obdarzali go hojnie, powiada Trzecieski. Także też potem od arcybiskupa Gamrata, trzymał Kuszelów i Biskupice.
Tu łatwo nam spostrzedz, jak życie i pojęcia o godności człowieka, cale różne wówczas były, niż są dzisiaj. Słyszymy, że od króla i królowej dary przyjmował nasz Rej, który sam z siebie był wcale majętny, to jeszcze nic, ale Trzecieski powiada, że inni panowie łaskawie nań patrząc, i ceniąc go, obficie darzyli. Jakże to tam było przyjmować? dziś to rzecz dla nas niepojęta. Niechże ubogiemu, ale Rej miał Nagłowiec, Topolę, stację Skarmierską, Kuszelów i Biskupice w Krakowskiem, dalej Kobylskie dobra i Siennicę z Pliskowem i Stojnem w Chełmskiem, Dziewiąciele, Popkowice, Skorczyce,
Żórawno….. zakładał miasteczka, Rejowiec i Okszę, a panom się kłaniał i dary od nich przyjmował, gębą się wysługując? Było li to w charakterze człowieka, czy w obyczaju czasu?
Trochę jedno i drugie. Nieco później gdy pierwiastkowa rzeczpospolita, na nową fazę przerabiać się zaczęła, gdy braterstwo panów i szlachty a całego kraju i narodu szlacheckiego zatarło się, jużby pan Rej miał sobie za ubliżenie przyjąć coś od możniejszego; za Zygmunta Igo, panował jeszcze obyczaj stary, i tradycyjne pojęcie stosunku osób, i praw posiadłości.
Tak ja to sobie przynajmniej tłumacze, boć inaczej trudno. W owe czasy wszystko co kto miał trzymał z łaski rzeczypospolitej i jej daru, wszyscy byli dziećmi jednej matki i brat bratu uboższemu mógł świadczyć bez ubliżenia, z wspólnego ojczystego mienia.
Własność inny miała charakter, życie więcej było rodzinne patryarchalne, nie brało się to od obcego ale od swojego i swoje; to co kto miał składało wspólne mienie kraju, który dawał, odbierał i szafował. Dzisiaj rzeczy się mają wcale inaczej, już co kto trzyma to swoje wyłącznie, a dar wyglądałby na jałmużnę, gdy naówczas był miłościwego pana a brata starszego udziałem, uczynionym chudszemu.
Na wyścigi też wszyscy ubiegali się by tego poczciwego Reja, który się tak umiał wszystkim podobać, że i u Starego Zygmunta był w łaskach, i Zygmunt August go miłował; wzbogacić a obdarzyć. Przynosił z sobą wieść wesołą, radę zdrową, i trafny żart, i przypowiastkę śmieszną, a choć pochlebiać nie umiał, przymilić się samym charakterem potrafił każdemu. Znać to z pism i stylu, jaka być musiała z nim rozmowa, jaki w niej dowcip i rzeźwiąca swoboda.
Po panu Mikołaju Odnowskim, kasztelanie przemyślskim i staroście lwowskim, wieś Dziewiąciele przypaść miała na króla jure donatario, którą, za życia powinowaty odstąpił panu Mikołajowi, a król zrzekł się na nią praw swoich. Pan Paweł Bystram także krewniak, bezdzietnym będąc zapisał mu w Lubelskiem Popkowice i Skorzyce i za życia jeszcze oddał je. To też nie dziw że i w Chełmskiem i nad Nidą Rej znaczne jeszcze majętności przykupił, i miasteczka zakładał.
Była to właśnie chwila gdy tak zwane nowinki religijne zajrzały do Polski, a długo katolicki kraj nasz, zrazu olśniony pozorem błyskotliwym nauki, która się czysto Chrystusową mieniła, żywo się jął reformy.
Przyczyna tego nierozważnego ale ze szlachetnego źródła pochodzącego błędu, zda mi się bardzo jasna. W szczerości i dobrej wierze Polaków szukać jej potrzeba. Strona piękna i jasna, jaką przybrała reforma uderzyła serca poczciwe i umysły pragnące prawdy. Kościół niewątpliwie pod owe czasy długim pokojem w swych członkach dottknięty zdrętwiałością, potrzebował odnowicieli i bodźca do życia nowego. Nie zastanawiano się nad następstwami nauki, nad tem do czego zmierzała, brano słowa jej za dobre, i błąd nawet był dowodem gorącej wiary.