- W empik go
Dziwna Mynthe - ebook
Dziwna Mynthe - ebook
Jak wskazuje tytuł, Mynthe nie jest zwyczajną trzynastolatką. W noc przed swoimi trzynastymi urodzinami ma sen, w którym widzi siebie w nowym domu i z nową przyjaciółką u boku. We śnie jest też zakochana w nieznajomym chłopaku. Sen staje się początkiem serii sytuacji, w których Mynthe potrafi przewidzieć przyszłe zdarzenia. Wie, na przykład, co dostała na urodziny, jeszcze zanim odpakuje prezent. Początkowo Mynthe jest podekscytowana nowymi umiejętnościami i zdradza swoją tajemnicę najlepszej przyjaciółce Klarze. Z biegiem czasu dochodzi do konfliktu, który spycha Mynthe na margines życia społecznego. Ma to jednak również swoją dobrą stronę. Mynthe udaje się lepiej poznać samą siebie i swoje pochodzenie. Z pomocą babci, obdarzonej takim samym darem, Mynthe oswaja się powoli z rzeczami, które początkowo wydawały się jej przerażające.
Kategoria: | Dla młodzieży |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-87-282-6016-6 |
Rozmiar pliku: | 256 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
_Kuchnia jest wyłożona błyszczącymi płytkami w kolorze niebieskim i zielonym. Znajduje się w niej niewielki składany stolik, przymocowany do ściany i dlatego ma tylko trzy boki. Mynthe siedzi przy jednym z nich, plecami do dużej lodówki. Z kryształowej miseczki je jogurt. Kiedy łyżeczka uderza o szkło, rozlega się delikatny brzęk. Mama zajmuje miejsce u szczytu stolika. Pije kawę z błękitnej filiżanki z białym brzegiem. Naprzeciwko Mynthe siedzi Jokum w swoim wysokim krzesełku. Wyjątkowo ładnie zajada owsiankę. Jedzenie idzie mu coraz lepiej i już tak bardzo nie bałagani. Poza tym jest też przecież starszy._
_Mynthe wstaje._
_– Będę się zbierać._
_Mama spogląda na zegar zawieszony na ścianie nad drzwiami do salonu. Zegar ma ramę z drewna tekowego i jest wykonany w stylu retro, który mama tak uwielbia._
_– My też zaraz ruszamy. Miłego dnia w szkole, Mynthe. Kupisz po lekcjach dwa litry odtłuszczonego mleka?_
_– Okej._
_Wstawia miseczkę do zlewozmywaka, ponieważ w kuchni nie ma zmywarki._
_Drzwi łazienki znajdują się dokładnie naprzeciwko wieszaków w przedpokoju. Mynthe wskakuje szybko do łazienki, żeby sprawdzić, czy dobrze wygląda. Chyba dobrze, choć nie widzi wyraźnie swojego odbicia w lustrze._
_Jej plecak leży pod wieszakami. Podnosi go, wsuwa nogi w wysokie buty, owija szyję długim szalikiem i wychodzi z domu._
_Wieje._
_Przed domem, na plastikowym traktorze Jokuma, siedzi dziewczyna. Kiedy wstaje, widać, że jest trochę wyższa od Mynthe._
_– Myślałam, że już nigdy nie przyjdziesz!_
_Dziewczyna ma ciemne włosy, podobnie jak Mynthe. Lecz w przeciwieństwie do Mynthe ma też loki i oliwkową skórę. Nazywa się Yasmin. Przyjaźnią się._
_Mynthe uśmiecha się do przyjaciółki._
_– Mamy mnóstwo czasu._
_Yasmin też się uśmiecha. Wsuwa rękę pod ramię Mynthe. Śmieją się, stawiając długie, równe_ _kroki na chodniku._
_Mynthe ma ochotę skakać i tańczyć. Cieszy się na myśl, że zobaczy Markusa. Och, jak wielką, wielką, wielką ma nadzieję, że Markus będzie dzisiaj w szkole._
_– Myślisz o Markusie, prawda? – pyta Yasmin żartobliwym tonem. – Nagle bardzo przyspieszyłaś, ha, ha!_
_– Trochę – przyznaje Mynthe, czując motyle w brzuchu._
_Zanim skręcą za róg, odwraca się i spogląda na dom. Mama i Jokum jeszcze nie wyszli. Pewnie pojadą do żłobka rowerem. Mynthe odczuwa lekkie zdziwienie. Przecież Jokum nie chodzi do żłobka, tylko do opiekunki._
_Dziwi ją coś jeszcze. Dom. To dom szeregowy z żółtej cegły. Z przodu ma jedynie malutki ogródek._
_– Zobacz! – szepcze jej do ucha Yasmin. – To on!_
_Mynthe zapomina o domu i spogląda w tamtą stronę. Zgadza się. To Markus. Pedałuje w ich kierunku na wiekowym, zardzewiałym złomie, którym zawsze jeździ. Za jego plecami Mynthe widzi duży, czworokątny budynek szkoły._
_Markus ma ciemne włosy, choć nie tak ciemne jak Yasmin. Włosy Markusa są dłuższe niż włosy Mynthe i sięgają ramion. Oczy Markusa mają tak wyjątkowy niebieski kolor, że ludzie pytają go czasem, czy nosi kolorowe soczewki. To najpiękniejszy, najwspanialszy i najbardziej seksowny chłopak na świecie, a najbardziej fantastyczne jest w nim to, że w ogóle go nie obchodzi, co myślą o nim inni. Nosi szkolne podręczniki w reklamówce z sieci sklepów Netto i prawie codziennie zajmuje się młodszą siostrą. W dodatku robi to naprawdę troskliwie. Mynthe rozmawiała z nim po raz pierwszy na placu zabaw, na który zabrała kiedyś Jokuma, a to zdarzało się jej rzadko. Spotkała tam Markusa z siostrą. Powiedział, że przychodzą tu bardzo często. Markus gra na gitarze. Jest naprawdę wyjątkowy, a jego włosy zawsze tak pięknie pachną. Mynthe to wie, ponieważ się całowali._
_Cztery razy._
_– Cześć, Mynthe – wita się, zatrzymując się przy nich niemal bezgłośnie._
_– Czyżbym stała się niewidzialna? – pyta Yasmin._
_Mynthe uśmiecha się do Markusa. Jest tak zakochana, że prawie nie może oddychać._
_Chce zapytać, dlaczego Markus jedzie w kierunku przeciwnym niż szkoła, nie jest jednak w stanie wydobyć z siebie słowa._
Mynthe obudziła się raptownie z uczuciem, że coś utknęło jej w gardle. Musiała podczas snu naciągnąć kołdrę sobie na głowę. Zrzuciła ją i teraz łapała gwałtownie powietrze. Serce biło jej bardzo szybko.
Co to za dziwny sen? Wydawał się taki rzeczywisty, a przecież nic w nim się nie zgadzało. Nie mieszkają w szeregowcu, tylko w prawdziwym domu z dużym ogrodem, a ich kuchnia też nie przypomina tej ze snu.
Droga też wyglądała zupełnie inaczej, podobnie zresztą jak sama szkoła. Poza tym nigdy nie chodzi do szkoły pieszo. Jeździ rowerem i ma dużo dalej niż w tym zwariowanym śnie.
Mynthe przewróciła się na plecy. Czuła się tak, jakby sen był lepką pajęczyną, która do niej przylgnęła. A teraz panicznie się szamotała, usiłując ją z siebie zrzucić.
Yasmin, tak miała na imię ta czarnowłosa dziewczyna z lokami. A przecież Mynthe przyjaźni się z Klarą. Są najlepszymi przyjaciółkami i przysięgały sobie wieczną przyjaźń.
Ujrzała przed sobą jasną twarz Klary z nosem usianym piegami i poczuła niemal wyrzuty sumienia, chociaż to był przecież tylko sen. Potem Klara zniknęła i Mynthe próbowała sobie przypomnieć, jak dokładnie wyglądał ten cały Markus ze snu. Kompletnie straciła dla niego głowę, co też wydało się jej absurdalne. Przecież była zakochana w Klemencie, starszym bracie Klary, który miał piętnaście lat.
Usłyszała przytłumione głosy z kuchni. Mama i tata cicho rozmawiali.
Wreszcie zupełnie się rozbudziła i poczuła, że jej umysł powrócił do normalnego stanu.
Ma dzisiaj urodziny. Kończy trzynaście lat. Na pewno szykują teraz urodzinową tacę ze śniadaniem, świeczkami, chorągiewkami i prezentami. Wejdą z tacą do pokoju, żeby zrobić jej niespodziankę. Mynthe pospiesznie odwróciła się na bok, naciągnęła na siebie kołdrę i zamknęła oczy. Zepsułaby całą niespodziankę, gdyby odkryli, że już nie śpi.
Teraz usłyszała też Jokuma. Wykrzykiwał jedyne słowo, jakie znał.
– Auto! Auto, auto, auto!
– Ciii, cichutko – prosiła mama przyciszonym głosem. – Dzisiaj jest dzień Mynthe!
– Poranek Mynthe – rozległ się głos taty.
Mama nic nie powiedziała.
Stali już obok jej pokoju. Coś metalowego uderzyło o drzwi.
Mynthe znała ten dźwięk i wiedziała, że pochodzi od jednego z samochodzików Jokuma. A potem drzwi się otworzyły i cała trójka weszła do pokoju.
– Wszystkiego najlepszego z okazji trzynastych urodzin, Mynthe, wszystkiego naj, naj, najlepszego – powiedziała mama radosnym głosem.
– Dzień dobry, w poranek Mynthe – tata przywitał się tymi samymi słowami co zawsze. – Nie, dzisiaj muszę przecież powiedzieć: „dzień dobry, w urodzinowy poranek Mynthe”. Albo „dobrego poranka dla urodzinowej Mynthe”. Albo…
– Przestań, Peterze – przerwała mu mama.
Mynthe udała, że dopiero się obudziła. Przeturlała się na plecy, uśmiechnęła i wyciągnęła ręce nad głowę.
Tata trzymał na rękach Jokuma, a mama niosła tacę. Na tacy stały chorągiewki i świeczki, wszystko przygotowane jak należy, a obok duża szklanka z uwielbianym przez Mynthe sokiem z owoców tropikalnych.
– Sto lat, sto lat, sto lat, teraz jesteś już nastolatką – roześmiała się mama. – Powiedz „sto lat”, Jokumie!
– Auto! – krzyknął Jokum, rzucając samochodzikiem prosto w głowę Mynthe. Dziewczyna zdążyła się uchylić i auto trafiło w ścianę za jej plecami.
– Jokum, natychmiast przestań! – upomniała go mama ze złością w głosie.
Usiadła na brzegu łóżka z tacą na kolanach, a Mynthe uniosła się do pozycji siedzącej i wzięła szklankę z sokiem.
– Prezent czeka w kuchni – powiedziała mama. – Śniadanie też. Może po prostu usiądziemy tam sobie wszyscy razem?
– Twój prezent jest tak duży, że nie zmieściłby się w drzwiach – dodał tata.
– A paczki od babci i dziadka powinny przyjść dzisiaj pocztą – uzupełniła mama. – Przesyłki z Hiszpanii do Danii idą dość długo.
Chwilę później Mynthe wciągnęła przez głowę czarną koszulkę i udała się za resztą rodziny do kuchni. Na podłodze obok jej krzesła stało ogromne pudło owinięte czerwonym papierem w białe kropki. Pod czerwoną wstążkę wsunięto dużą, białą kopertę z napisem „Dla Mynthe” wykaligrafowanym drukowanymi literami pismem mamy. Na stole, za serwetką ułożoną przy miejscu Mynthe, stały chorągiewka i świeczka.
Jokum siedział już w wysokim krzesełku, jedząc śniadanie w typowy dla siebie sposób, co oznaczało, że większość owsianki lądowała albo na podłodze, albo na stole.
Nagle Mynthe ujrzała przed oczami scenę ze swojego snu.
– Śniło mi się dzisiaj coś dziwnego – powiedziała, podsuwając sobie krzesło. – To było takie prawdziwe. To znaczy, pod niektórymi względami, a pod innymi absolutnie inne. Jokum był starszy i w ogóle nie brudził przy jedzeniu, a kuchnia wyglądała zupełnie inaczej.
– Nie otworzysz prezentu? – zapytał podekscytowany tata.
– Może pozwólmy Mynthe samej zdecydować, kiedy chce otworzyć swój prezent? – zaproponowała mama ze śmiechem, który jednak nie zamaskował jej poirytowania.
Tata zachowywał się tak, jakby w ogóle nie słyszał słów mamy.
– Masz pięć minut – ciągnął. – Potem muszę już jechać, a ponieważ jestem okropnie dziecinny, bardzo mi zależy, żebyś otworzyła prezent w mojej obecności, dobrze?
– No dobra.
Mynthe uśmiechnęła się do taty, wstała od stołu i przykucnęła przy prezencie.
Jokumowi znudziło się siedzenie przy stole. Wiercił się w krzesełku i marudził niezadowolony. Mynthe widziała kątem oka, że mama wyjęła brata z fotelika i wzięła na ręce. Chciał, oczywiście, uczestniczyć w zrywaniu papieru z prezentu. Mynthe wyczuła jednak, że rodzice próbują zademonstrować, że dzisiaj to nie młodszy brat rządzi w domu. Na co dzień tak właśnie było, lecz nie dzisiaj, nie w dniu jej urodzin. Popchnęła lekko pudło, sprawdzając jego wagę. Okazało się bardzo ciężkie. Przez głowę przeleciała jej lista życzeń.
Prosiła o rolki podobne do tych, jakie miała Lærke z jej klasy. Rozmiar kartonu może nawet pasuje, ale czy byłyby aż takie ciężkie? Poza tym przypuszczała, że rolki dostanie raczej od babci ze strony taty, ponieważ kosztowały ponad tysiąc koron, a to właśnie ta babcia kupowała zazwyczaj najdroższe prezenty. Co w takim razie mogło tam być? Na liście życzeń nie wymieniła niczego, co byłoby tak ciężkie.
Jokum nie chciał już dłużej siedzieć u mamy na rękach. Beczał i zachowywał się tak, jakby miał zaraz skoczyć na główkę na podłogę. Mama prawie go upuściła i niemal straciła równowagę. Skrzywiła się i musiała posadzić Jokuma na ziemi.
W ułamku sekundy znalazł się przy prezencie i szarpnął za papier.
– Jokum! – krzyknęła mama ostrym tonem, chwytając go za rękę.
– E tam, pozwól mu – powiedziała Mynthe.
Oczywiście, że była podekscytowana prezentem, lecz już nie tak bardzo jak dawniej. W sumie jeszcze całkiem niedawno. Kiedy urodził się Jokum, miała jedenaście i pół roku. Większość osób, które przyszły zobaczyć Jokuma w szpitalu, a później w domu, przynosiła prezenty także dla niej. Na pewno myśleli, że musi czuć się dziwnie, mając młodszego brata w chwili, kiedy była już taka duża i tak długo była jedynaczką. Obawiali się, że będzie o niego zazdrosna. Wtedy, gdyby nie pozwolono jej rozpakować w spokoju tamtych prezentów, na pewno dostałaby ataku histerii.
Teraz już tak nie reagowała, chociaż rodzice myśleli chyba inaczej. Aktualnie była dużo bardziej podekscytowana na myśl o pójściu do szkoły i spotkaniu Klementa. Ciekawe, czy wie o jej urodzinach?
– Zgadniesz, co to może być? – zapytał tata w czasie, kiedy Jokum odrywał płaty papieru do pakowania.
– Karta podarunkowa do galerii handlowej.
Słowa same wyskoczyły z ust Mynthe, zanim ta myśl w ogóle pojawiła się w jej głowie. Zdziwiła się tak samo jak rodzice.
– Co takiego? – w głosie mamy brzmiało rozczarowanie.
– Ale, Mynthe, jak…? – zaczął tata.
Mynthe wstała, udając, że tego nie powiedziała. Zresztą, dlaczego miałaby dostać kartę podarunkową? Przecież rodzice jeszcze nigdy nie zrobili jej takiego prezentu i w ogóle nie lubili dawać w prezencie kart podarunkowych. Zerwała cały papier z wierzchu pudła. Karton był zaklejony ogromną ilością taśmy klejącej.
– A nie, już wiem. To parawan do mojego pokoju. Rety, zmieścił się w tym kartonie? W takim razie będziemy mieli mnóstwo roboty ze składaniem. Mogę prosić o nożyczki?
Mama wyjęła nożyczki z szuflady. Mynthe poprosiła Jokuma, żeby uważał na palce.
Rozcięła taśmę i uniosła klapy kartonu.
W środku znajdowało się mnóstwo gazet i jakiś bardzo ciężki przedmiot zapakowany w ten sam ozdobny papier, co karton. Wyjęła przedmiot z kartonu, uśmiechając się do rodziców w taki sposób, jakby nie mogła się wprost doczekać, co ujrzy. A jednak z jakiegoś powodu, którego sama nie rozumiała, była po prostu pewna, że to karta podarunkowa.
Absolutnie pewna.
– Hmm, co to może być? – odezwał się tata.
– Płyta? – krzyknęła Mynthe, kiedy zrobiła już otwór w papierze. – Płyta chodnikowa?
Zanurzyła się w kartonie i wyjęła z niego dwie kolejne płyty chodnikowe. Jokumowi znudziło się już rozpakowywanie prezentu. Podreptał do salonu i walnął w swój zabawkowy ksylofon, który zabrzmiał, jakby miał się zaraz rozpaść na kawałki.
– Coś tu jeszcze jest na samym dnie – zauważyła Mynthe, wydobywając z pudła białą kopertę. – Ojej… Dziękuję!
W kopercie znajdowała się karta podarunkowa do galerii handlowej.
O wartości siedmiuset pięćdziesięciu koron.
– Bardzo dziękuję, wspaniały prezent – powiedziała Mynthe szczerze.
Naprawdę tak myślała. Możliwość swobodnego wydawania pieniędzy w sklepach w galerii była naprawdę super. Oczywiście weźmie ze sobą Klarę. Spędzą fantastyczny dzień. Może pójdą już nawet w tę sobotę?
– Dziękuję, mamo. Dziękuję, tato!
Szybko uściskała rodziców. Najpierw tatę, ponieważ już dwa razy zerkał na zegarek. Powinien był wyjechać z domu dawno temu. Pracował jako nauczyciel w szkole średniej i dojeżdżał do pracy pół godziny samochodem. Mynthe zauważyła, że tata pachnie jakoś inaczej niż zwykle.
_Nowy dezodorant_ – pomyślała.
To niestety koniec bezpłatnego fragmentu. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki.