- W empik go
Dziwne dni - ebook
Dziwne dni - ebook
Żyjemy w epoce absurdu, gdzie jednocześnie promowana jest rozwiązłość i wstrzemięźliwość, wolność religijna i odrzucenie religii, wolność słowa i autocenzura, czy wolność światopoglądowa i jednocześnie napiętnowanie różnych ideologii.
To absurd, w którym się gubię, otumaniony wszechobecnym zgrzytem informacyjnym, hałasem, harmiderem – mając dostęp do każdej prawie informacji i jednocześnie czując się jak ślepiec w ciemnościach. To absurd – bo jednocześnie będąc obywatelem wolnym, czuję się zamknięty w kajdany jak nigdy wcześniej.
Absurd.
Paranoja.
Bizarro.
Jeśli jest gdzieś ucieczka od tego szaleństwa, to może nią być tylko szaleństwo właśnie. Takim gatunkiem jest dla mnie Bizarro Fiction. Gatunek ten nie jest przecież traktowany poważnie. Sam siebie poważnie nie traktuje – w Bizarro Fiction chodzi o dziwność, o groteskę i odrealnienie. Samym gatunkiem pasjonuje się naprawdę mała grupka ludzi z całego świata. Jest niemal niezauważalny na tle innych. Malutki. Nieważny. I dobrze, bo dzięki temu jest wolny – ubrane w ramy dziwności można napisać wszystko, tak jak kiedyś, w ramy science-fiction ubierało się coś, co stało w sprzeczności z PRL-em. Tyle, że science-fiction to była (i jest) poważna literatura. Bizarro Fiction nigdy taką nie będzie. A zawierając w swoich tekstach różne tezy nie muszę się z nimi zgadzać. Nie muszę być poważny. Mogę się bawić i być wolnym – tym dla mnie jest Bizarro. Jest wolnością.
Zapraszam Cię w podróż po „Dziwnych Dniach” naszego świata. Po mieszaninie gatunków, wrażeń i światopoglądów. Teksty, które zostały zawarte w tym zbiorze, w ciągu ostatnich kilku lat można było przeczytać w sieci, na stronie Niedobre Literki – inicjatywie będącej polskim centrum Bizarro, a także w antologii tychże, „Bizarro Bazar”, czy (mam wrażenie) trochę już zapomnianej antologii “Zombiefilia”.” Jedno z opowiadań, “Powtórne przyjście” ukazało się właśnie w “Zombiefilii” - to stary, darmowy projekt sprzed paru lat. Opowiadania te są wolne, zwariowane i niepoważne. Ja sam, pisząc je, nie byłem przecież poważny.
Byłem wolny.
Mam szczerą nadzieję, że i Tobie pozwolą być wolnymi w tych czasach wolności i nieskrępowania. Czasach absurdu.
Michał Stonawski
Kategoria: | Science Fiction |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7859-961-6 |
Rozmiar pliku: | 2,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Drogi Czytelniku,
jak wolna jest literatura? To pytanie jest tylko pozornie banalne – literatura wszak powinna być ostoją wolności. Kiedy jednak chcemy odpowiedzi na to pytanie, okazuje się, że ta już nie jest taka oczywista. Że literatura tak naprawdę nigdy nie była wolna. Jest na to zbyt potężna – za duży wpływ wywiera na umysł czytającego.
Czytania książek zakazywano. Książki cenzurowano. Książki też palono na stosach. „451 stopni Fahrenheita” Ray’a Bradbury’ego, powieść sama w sobie traktująca o cenzurze książek, w 1998 roku została usunięta z listy lektur stanu Missisipi za bluźnierstwo. Przez 13 lat była ona sprzedawana w wersji ocenzurowanej przez wydawcę. W III Rzeszy zakazano czytania Biblii, którą miał zastąpić „Mein Kampf” – książka, której już po wojnie zakazywano czytać w wielu krajach i do dziś nie jest udostępniona w wolnej sprzedaży. Więcej? „Lolita” Nabokova (pornografia), „Przeminęło z wiatrem” Margaret Mitchell (rasizm), „Rok 1984” Orwella (za propagowanie komunizmu oraz za antykomunistyczny wydźwięk), „Przygody Tomka Sawyera” Marka Twaina (ponownie rasizm), „Ulisses” James Joyce (treści seksualne), nawet „Bastion” Stephena Kinga nie umknął cenzurze – tutaj w jednej ze szkół w Oregonie zakazano go za propagowanie seksu i przemocy. Zresztą, również King ocenzurował sam siebie, po masakrze uczniów w 1999 roku w Columbine High School w Jefferson Count, w której oprawcy mieli się sugerować jego powieścią, podjął decyzję o braku wznowień dla swojej książki „Rage” – w Polsce można ją kupić okazjonalnie, w wydaniu „spod lady”.
Nasuwa się więc pytanie – co autor może, a czego nie może napisać? I czy to, co zostało napisane, ma być poddane cenzurze? Czy może być cenzurowane i odcenzurowywane w zależności od aktualnie panującej mody czy ideologii? Nie tak dawno statuetka „Word Fantasy Award” przedstawiająca popiersie Lovecrafta została wycofana z uwagi na (domniemanie) rasistowskie poglądy autora. Sam Lovecraft, co oczywiste, bronić się nie mógł – a protesty jego fanów nic nie dały. Nacisk ideologiczny był zbyt duży. Z drugiej strony, autor pochwalający komunizm, czy też nazizm narażony jest na represję – i słusznie, powiedzą niektórzy. Możliwe, że będą mieli rację, ale znów należałoby sprecyzować, czym „propagowanie” takich ideologii jest. Przykład trochę z innej działki – w świecie gier komputerowych, niektóre produkcje są ocenzurowane (głównie w Niemczech) za propagowanie ideologii nazistowskich tylko ze względu na to, że akcja opowieści rozgrywa się w trakcie II wojny światowej.
Posunąłbym się do stwierdzenia, że nie tylko literatura, ale ogólnie szeroko pojęte teksty kultury, są dziś (nie tylko, ale zwłaszcza) spięte ramami, które stoją w sprzeczności z wolnością słowa. Można dyskutować, czy słusznie czy nie – ale nawet same granice słuszności są płynne, niejednoznaczne. Najłatwiej jest pisać więc rzeczy łatwe i bezpieczne. Najłatwiej jest też takie rzeczy czytać. Takie książki sprzedają się zresztą najlepiej. Z różnych powodów – jednym z nich jest rzecz jasna dzisiejszy przesyt informacyjny – chaos – inną jest jednak pozorna swoboda głoszenia światopoglądów i ideologii, skutkująca dużą społeczną cenzurą i antagonizowaniem się skrajności. I kiedy nad tym myślę głębiej, pojawia mi się w głowie głos, że to wszystko absurd. Żyjemy w epoce absurdu, gdzie jednocześnie promowana jest rozwiązłość i wstrzemięźliwość, wolność religijna i odrzucenie religii, wolność słowa i autocenzura, czy wolność światopoglądowa i jednocześnie napiętnowanie różnych ideologii.
To absurd, w którym się gubię, otumaniony wszechobecnym zgrzytem informacyjnym, hałasem, harmiderem – mając dostęp do każdej prawie informacji i jednocześnie czując się jak ślepiec w ciemnościach. To absurd – bo jednocześnie będąc obywatelem wolnym, czuję się zamknięty w kajdany jak nigdy wcześniej.
Absurd.
Paranoja.
Bizarro.
Jeśli jest gdzieś ucieczka od tego szaleństwa, to może nią być tylko szaleństwo właśnie. Takim gatunkiem jest dla mnie Bizarro Fiction. Gatunek ten nie jest przecież traktowany poważnie. Sam siebie poważnie nie traktuje – w Bizarro Fiction chodzi o dziwność, o groteskę i odrealnienie. Samym gatunkiem pasjonuje się naprawdę mała grupka ludzi z całego świata. Jest niemal niezauważalny na tle innych. Malutki. Nieważny. I dobrze, bo dzięki temu jest wolny – ubrane w ramy dziwności można napisać wszystko, tak jak kiedyś, w ramy science-fiction ubierało się coś, co stało w sprzeczności z PRL-em. Tyle, że science-fiction to była (i jest) poważna literatura. Bizarro Fiction nigdy taką nie będzie. A zawierając w swoich tekstach różne tezy nie muszę się z nimi zgadzać. Nie muszę być poważny. Mogę się bawić i być wolnym – tym dla mnie jest Bizarro. Jest wolnością.
Zapraszam Cię w podróż po „Dziwnych Dniach” naszego świata. Po mieszaninie gatunków, wrażeń i światopoglądów. Teksty, które zostały zawarte w tym zbiorze, w ciągu ostatnich kilku lat można było przeczytać w sieci, na stronie Niedobre Literki1 – inicjatywie będącej polskim centrum Bizarro, a także w antologii tychże, „Bizarro Bazar”, czy (mam wrażenie) trochę już zapomnianej antologii “Zombiefilia”.” Jedno z opowiadań, “Powtórne przyjście” ukazało się właśnie w “Zombiefilii” - to stary, darmowy projekt sprzed paru lat. Opowiadania te są wolne, zwariowane i niepoważne. Ja sam, pisząc je, nie byłem przecież poważny.
Byłem wolny.
Mam szczerą nadzieję, że i Tobie pozwolą być wolnymi w tych czasach wolności i nieskrępowania. Czasach absurdu.
Michał Stonawski,
11 lipca 2018
1 https://niedobreliterki.wordpress.com/Skóra
Adamowi,
Bo wtedy, w tramwaju, zapytał co mam na twarzy.
– Atopowe zapalenie skóry – powiedział pan Andrzej cicho. Klepnął mnie po nagim ramieniu. Tak po męsku, z całej siły. Skrzywiłem się, ale nie chciałem płakać. Nie przy mamie, stojącej z zatroskaną miną przy kozetce.
Pan Andrzej był lekarzem, dobrym znajomym z jej czasów szkolnych. Na początku badania powiedział, że przeżyli razem niejedną przygodę. Nie zdążył sprecyzować o jaką chodziło, bo mama się wtrąciła i kazała „nie mówić o tym przy dziecku”.
– Możesz się już ubrać.
Z chęcią zeskoczyłem na podłogę. Mama cały czas patrzyła na mnie z tym samym bladym, nieudolnie próbującym mi dodać otuchy, uśmieszkiem. Patrzyła się tak nawet wtedy, kiedy pan doktor w trakcie badania zaczął macać mnie po kroczu. Nie poczułem się przez to lepiej.
Włożyłem ubranie w milczeniu. Doktor usiadł przy biurku, mama po przeciwnej stronie, czekali na mnie. Szybko zająłem miejsce na stołku.
– Atopowe zapalenie skóry – powtórzył, tym razem już głośniej. – Nie sądzę, by w tym przypadku było to uczulenie, ale dla pewności zaleciłbym testy. Dobrze, że przychodzicie teraz, będzie można to jakoś ułagodzić.
– A wyleczyć? – zapytała mama.Owoce wiosny
Basi,
dziękując za iskrzenie w mózgu.
Były wspaniałe. Podskakiwały w zabawnym tańcu, w rytm podmuchów wiatru, śmiejąc się przy tym radośnie. Wiek dojrzewania miały jeszcze przed sobą, ale już sprawiały, że czuł się dumny.
Stał na werandzie, oparty o drewniany słup podtrzymujący rozlatujący się daszek. Myśląc o tym, że tej wiosny wypadałoby go zreperować, jak zawsze przed pracą, ćmił fajkę. Coraz silniejszy wiatr porywał ze sobą kłęby aromatycznego dymu, unosząc je w stronę niedalekich zabudowań miasta. Niby nowe przepisy społeczności ogródków działkowych zabraniały palenia na ich terenie, ale miał to gdzieś. Nikt nie będzie mu mówił, co ma robić na własnym kawałku ziemi. Zresztą, nikt prawie już nie zaglądał do tego kąta. Wszystkie okoliczne działki zarosły krzakami.
Fajka dopaliła się, a on – starym zwyczajem – stuknął parę razy jej kominem o obcas buta i splunął na trawę. Poprawił krawat i przyjrzał się krytycznie małemu, ale wyraźnie rosnącemu brzuchowi pod koszulą. Z nim też trzeba będzie coś zrobić na wiosnę. Zdrowa dieta i ćwiczenia.
Spojrzał na zegarek. Było dziesięć po siódmej rano.
– No, muszę już iść do pracy! – zawołał. – Bawcie się dobrze i nie narozrabiajcie!Druga strona medalu
Nie tak miało być, nie wytrzymam dłużej – powtarzam sobie przynajmniej od czterech kilometrów, a mimo to biegnę dalej. Ogień w łydkach już dawno zgasł, teraz mięśnie są omdlałe, nogi plączą się, żyją własnym życiem. Duszę się napływającą do płuc flegmą, charczę. Obok mnie charczy także Maciek, a z drugiej strony ciężko dyszy Ela. Nie wygląda dobrze, jej blada zazwyczaj twarz nabrała odcieni szarości. Co jakiś czas się krztusi, a to, co spływa z kącika jej ust, jest chyba krwią. Przez chwilę mam uczucie déjà vu – wtedy dyszała bardzo podobnie, a krew ściekała jej z przygryzionych warg. To było inne życie, inny czas. Cała różnica polega na tym, że wtedy dyszała pode mną, na poduszkach, a nie podczas nocnego biegu przez las. Jej twarz też była inna, zarumieniona, pełna, nie wychudła i zszarzała.
Inne życie, inny czas. Tak strasznie niedawno.Ono
Ono obudził się pozytywny i pełen energii. Jeszcze wieczorem był całkowicie wypruty i smutny, jednak ustawa stanowczo określała, co znaczy być szczęśliwym obywatelem Unii Europejsko-Afrykańskiej. Jeden z paragrafów jasno proponował, że dobry obywatel to szczęśliwy obywatel. Tylko szczęśliwi mogli liczyć na specjalne zasiłki wypłacane od poziomu endorfin we krwi.
Pierwszym więc, co Ono zrobił po obudzeniu było uruchomienie chipa, który przesłał do Stacji Kontroli Endorfin informacje o poziomie zadowolenia swojego nosiciela. Ono stał się jeszcze szczęśliwszy, kiedy na soczewce pojawiło się saldo konta. Śniadanie, na jakie było go teraz stać, prawie dobiegało do Średniej Obywatelskiej. A to z kolei oznaczało, że prawie nie będzie dziś głodny. Mógł więc z góry uznać dzień za udany. Zwłaszcza że dziś miał wykonywać kolejne zlecenie.
Ono zjadł dwie (i pół) pigułki odżywcze, które wypadły z podajnika, ubrał się w jednorazowe, biodegradowalne ciuchy i podszedł do drzwi. Na framudze zapalił się kontrolny ekran.
– Jak się dzisiaj określisz? – zapytał bezpłciowy głos. Jednocześnie na monitorze wyświetliła się długa (zawierająca około dziesięciu tysięcy pozycji) lista określeń płciowych. Ono zastanowił się przez chwilę – do dzisiejszej pracy najlepiej nadawał się profil, podchodzący pod płeć jego mózgu, jednak nagminne jego używanie kończyło się zwykle wizytą Feministycznej Policji, która miała obowiązek sprawdzić, czy dany obywatel nie identyfikuje się tylko i wyłączenie z jedną płcią. Ono w ostatnich tygodniach zdecydowanie zbyt często korzystał z motywów podpadających pod „męskie”. Nie miał jednak wyboru. Wybrał opcję na samym końcu listy – „Nieokreślony seksualnie osobnik jednopłciowy XY”.Fabryka
Pan Heniu nienawidził, kiedy ktoś mówił do niego per „Pan”. Jego znajomi o tym wiedzieli, kiedy wracał (zmęczony jak diabli) po pracy do domu i szedł pod „Pszczółkę”, zawsze witali go gromkimi okrzykami:
– Heniek! Chłopie!
– Heniu, jak tam w Fabryce?!
– Heniosławie, pijemy, pijemy!
Pili. „Pszczółka” oprócz smacznych, ale drogich miodów oferowała szeroki wybór wszystkich możliwych alkoholi. Tutaj, między dwudziestą a godziną duchów, Heniu mógł odpocząć od bycia Panem. A potem już nie musiał o tym pamiętać. Przynajmniej do rana.
Teraz, siedząc w pracy, czuł już na języku posmak czystej i co chwilę nerwowo spoglądał na zegarek, wyczekując upragnionego końca zmiany. Ten jednak ciągle był daleko, o czym mówiły nieubłagane wskazówki.
Heniu wcale nie chciał narzekać, wręcz przeciwnie. Jako Naczelny Serwisant nie miał za wiele do roboty, w Fabryce przez większą część czasu wszystko działało wyśmienicie. Mniejszymi naprawami zajmowali się jego podwładni. Żyć, nie umierać, można powiedzieć. Była jednak druga strona medalu. To właśnie Pan Heniu był odpowiedzialny za naprawy większego kalibru, te mniej przyjemne, bardzo nieprzyjemne i te, których wolałby uniknąć. Do ostatnich wliczały się tylko awaria głównego kondensatora (czerwony alarm, ewakuacja i samotny Pan Heniu pozostawiony na śmierć, próbujący zmniejszyć rychłe straty i energetyczne kataklizmy) oraz Żółty Telefon. Żółty Telefon dzwonił tylko wtedy, kiedy Pan Heniu był wzywany na sam dół głębokiej sztolni, w której kryła się znaczna część fabryki. A tam kryli się ONI. Pan Heniu bał się ONYCH oraz nienawidził ich bardziej, niż mówienia do niego per „Pan”.Dzieciomarket
– Dziecko nam się zepsuło!
Paweł nie wiedział, czemu odebrał ten telefon. W momencie, kiedy zobaczył, że dzwoni Ania, powinien był po prostu anulować połączenie, niestety w ich związku różnica pomiędzy tym, co powinien był zrobić, a co robił, była kolosalna. Zaczynała się przy „powinienem był pozostać przy luźnej znajomości”, a kończyła na „powinienem gdzieś uciec”. Zarówno jedno, jak i drugie pozostawało w sferze marzeń snutych w czasie małżeńskich kryzysów – a te bywały coraz częstsze, jakby na złość wizytom, jakie z jej inicjatywy składali raz w tygodniu w ich osiedlowej poradni psychologicznej.
Raz jeszcze popatrzył na nadgarstek. Na giętkim ekranie Centrum wyświetlał się wesoły awatar jego żony – szeroko uśmiechnięta mrówka. Pomysł psychologa, by „wprowadzić trochę dobrych emocji w ich związek”. Nie udało się. Za każdym razem, kiedy Paweł widział mrówkę, miał ochotę zmiażdżyć ją butem. Poprzestał na grymasie.
– Paweł! Jesteś tam? Słyszałeś, co powiedziałam?
Westchnął.
– Słyszałem. Czemu zepsułaś dziecko?
– Ono samo.
Jasne.Michał Stonawski (ur. 1991 r. w Krakowie) – w pierwszej kolejności bibliofil, w drugiej autor beletrystyki, publicysta, krytyk literacki. Debiutował w 2010 roku opowiadaniem „Wyrok” w antologii „Horyzonty Wyobraźni 2010”. Od tego czasu opublikował blisko trzydzieści opowiadań – tak w sieci ( „Niedobre Literki”, Szortal.com), jak w czasopismach („Horror Masakra”, „Nowa Fantastyka”) czy antologiach takich jak DZIEDZICTWO MANITOU (wyd. Replika 2013), CITY2 (wyd. Forma 2011), czy OBLICZA GROZY (wyd. Replika 2014). Tłumaczony na niemiecki i czeski. W roku 2008 podjął współpracę z portalem EnklawaNetwork.pl. Od tego czasu współpracował z wieloma serwisami związanymi popkulturą, takimi jak EFANTASTYKA (jako redaktor serwisu), QFANT (zastępca redaktora naczelnego pisma i portalu), INTERIA, czy DZIKABANDA. W latach 2012-2013 współorganizował konwent KRAKON. Między 2013 a 2014 wraz z Wojewódzką Biblioteką Publiczną w Krakowie współorganizował wiele eventów literackich. W latach 2013-2016 organizator i pomysłodawca Nagrody Polskiej Literatury im. Stefana Grabińskiego oraz redaktor naczelny polskagroza.pl. Razem z Krzysztofem Bilińskim prowadził audycję radiową „Misterium Grozy” poświęconą popkulturze z ukierunkowaniem na kulturę grozy, prócz tego poświęca się tworzeniu gier jako story writer w Alrauna Studio. Pomysłodawca i współautor książki „Mapa Cieni”. Redaktor naczelny lubiegroze.pl.