Dziwne przypadki czarnoksiężnika Zenona - ebook
Dziwne przypadki czarnoksiężnika Zenona - ebook
Zapraszamy do Gulandii, krainy pełnej absurdu i nieoczekiwanych zwrotów akcji! Poznaj Zenona, ostatniego czarnoksiężnika, którego magiczne umiejętności pozostawiają wiele do życzenia, oraz jego niezdarnego ucznia Józefa. Razem stawią czoła kaprysom króla Gula, komputerowi z humorem oraz inwazji... ziemniaków! Czy uda im się uratować królestwo przed całkowitym chaosem? Przekonaj się sam, czytając tę przezabawną opowieść o świecie, który zdaje się wymykać wszelkim regułom.
Spis treści
Pamiętnik czarnoksiężnika
Każdy medal ma dwie strony
Nie z każdej mąki będzie smok
Pamiętnik czarnoksiężnika
Magiczne panaceum
Fatalne metamorfozy
Sposób na krasnoludki
Pamiętnik czarnoksiężnika
Złoty ząb krawcowej
Pamiętnik czarnoksiężnika
Zaklinacz deszczu
Pamiętnik czarnoksiężnika
Gulotyna
Eliksir złości
Pamiętnik czarnoksiężnika
Fabryka Rowerów
Pamiętnik czarnoksiężnika
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7954-352-6 |
Rozmiar pliku: | 1,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
_Zgroza. Świat się kończy. Nie zostało na nim nic dobrego. W zapomnienie poszły peklowane ozory, a i mądrości też już nikt nie szanuje. Ot, choćby dzisiaj – Józef znów nie przyniósł na czas obiadu. Gdyby mi się chciało, mógłbym go za to przemienić w żabę. Ale mi się nie chce._
_Okulary gdzieś się zapodziały. Może wpadły pod łóżko? A jak wpadły za łóżko, to już po nich, bo kto niby miałby je stamtąd wyciągać? Ja nie. Najwyżej Józef, jeżeli przyjdzie, ale na pewno nie przyjdzie, bo on taki już jest, że nie przychodzi._
_Jajo kurze mi się śniło. Niedobry to sen. Jajo kurze śnić – znaczy kłopot sobie zgotować. Prawda. Z jajem zawsze są zmartwienia. Nigdy nie wiadomo, co w takim jaju siedzi. Nieraz kura, a nieraz kogut. Zdarza się, że zając, ale tylko na Wielkanoc. Z zającem też kłopot bywa, bo zając szybko ucieka, a do tego bardzo jest bojaźliwy._
_Nareszcie przyszedł Józef i przyniósł mi zupę. Zupa jak zupa. Gdyby jej kucharz nie przypalił, wiedziałbym, jaka była. A tak, nie wiem. Józef mówi, że pomidorowa. Może i pomidorowa. Tylko dlaczego zielona?_
_Wróble nie znają się na czarach. Chciałem jednego przemienić w indyka, to uciekł._
_Trudno. Nic mu już teraz nie poradzę, bo zapomniałem zaklęcia. Jak się ma ponad tysiąc lat, można czasem coś zapomnieć._
_Mam zamiar napisać pamiętnik._
_Józef mówi, że to nie jest dobry zamiar, skoro nic nie pamiętam. Józef, jak to Józef, zawsze musi coś powiedzieć. Gawron już jest od niego mądrzejszy. Powiada, że to całe szczęście, że wszystkiego nie pamiętam, bo gdybym pamiętał wszystko, to ten pamiętnik byłby okropnie nudny._
_No tak. Tylko czy ja piszę pamiętnik dla gawrona? W dodatku nie wiem, jak się powinno pisać pamiętniki. Byłem nawet w królewskiej bibliotece. Cały dzień spędziłem na poszukiwaniach jakiegoś pamiętnika, ale znalazłem tylko pamiętnik królewny Gulki, a w nim cały stek bzdur powpisywanych tam przez dworaków. Nawet nie będę ich przytaczał, bo nie warto. Było tam coś o zrazach w cebuli, kawie w nosie i tym podobne._
_Pomyślałem sobie, że skoro i tak nie wiem, jak pisać pamiętnik, to wszystko jedno, od czego zacznę. Skoro wszystko jedno, zacznę od siebie. Otóż jestem ostatnim czarnoksiężnikiem. A moim ostatnim uczniem jest Józef. Szkoda, że nic z niego nie będzie, bo albo jemu nie chce się uczyć, albo mnie się nie chce uczyć jego. I tak nam życie mija._
_Józef jest gruby i leniwy. Ja jestem chudy i roztargniony. Józef ma splątaną strzechę włosów, ja jestem łysy. Józef robi pyszną jajecznicę, ja tę jajecznicę bardzo lubię. Myślę więc, że w gruncie rzeczy stanowimy udaną parę przyjaciół, choć Józef niewiele na ten temat wie, bo stale śpi._
_Przyszedł król ze straszną awanturą i przerwał mi wątek. Co to jest, że król nigdy nie może przyjść ot tak sobie, tylko zawsze z wielkim wrzaskiem? Może myśli, że gdyby nie krzyczał, nie byłby królem? Cała awantura była o smoka. Nakrzyczał na mnie, że to zupełnie niepojęte, w jaki sposób taka trąba jak ja została czarnoksiężnikiem._
_Swoją drogą miał trochę racji, bo sam do dzisiaj nie wiem, jak to się właściwie stało. Pamiętam tylko, że powodem była krowa, która stała w poprzek ścieżki i udawała, że mnie nie widzi. Powiedziałem jej: ,,A obyś się, ty zarazo, w zająca obróciła!”. I krowa zniknęła w krzakach. Dała susa, aż się jej nagle wyrośnięte zajęcze uszy wydęły._
_Po chwili ja też uciekałem, bo krowa należała do ojca i ojciec gonił mnie z krzykiem przez pole, obiecując różne nieprzyjemne rzeczy, na które wolałem nie czekać._
_Napracowałem się potem wiele nad różnymi zającami, usiłując je przemienić w krowy, ale mi to nie wychodziło. Za to krowy w zające – proszę bardzo. Hyc! I już całe stada kicały do lasu._
_Spodobało mi się to zajęcie i jeszcze trochę, a żadna krowa nie chodziłaby po ziemi, ale mnie złapali i zamknęli w lochu._
_Wyciągnął mnie stamtąd praprapraprapradziad króla Gula i posłał na nauki do zagranicznych czarnoksiężników. Tam się dowiedziałem, dlaczego mi się zające nie chciały zmieniać w krowy._
_Niestety, nie pamiętam już dlaczego..._
_Dzisiaj jest piątek. Piątek_ – _zły początek, ale ja lubię piątki, bo w piątki są na obiad naleśniki z serem. To już chyba ostatnia dobra rzecz, jaka została w tym królestwie._KAŻDY MEDAL MA DWIE STRONY
Pewnego dnia, późnym popołudniem, przed obfite acz dobrotliwe oblicze króla Gula I, nie wiadomo jakim cudem dostał się wędrowny handlarz. Ubrany nad podziw cudacznie, uśmiechnięty od ucha do ucha, zaczął wychwalać przed osłupiałym królem zawartość swojego wozu, który właśnie wtoczył się na dziedziniec.
Od razu zebrał się hałaśliwy tłum dworzan, wyłaniających się jakby spod ziemi, swarliwych i ciekawskich. Nawet pałacowy kucharz zostawił rondle na pastwę wiecznie głodnej czeladzi i pojawił się na dziedzińcu, wlokąc za sobą zapach kotletów.
Tymczasem handlarz porozstawiał dookoła puzderka, słoje, słoiczki, szkatułki i flakoniki. Nie zdążył nawet powiedzieć, cóż takiego one zawierają, a już poginęły wszystkie w przepastnych kieszeniach dworaków.
Krzyk się więc podniósł i lament. Dopiero królewski skarbnik zaradził awanturze, sypiąc do sakiewki handlarza pewną ilość złotych monet. Króla Gula trochę to wszystko rozzłościło, więc dworacy zmyli się równie niepostrzeżenie, jak nadeszli.
– I bardzo dobrze – powiedział na to handlarz – mam tu bowiem coś całkiem specjalnego, co może ucieszyć tylko królewskie oczy.
Król jednak miał już wszystkiego po dziurki w nosie, więc powiedział tylko:
– Łeeee...
I odwrócił swoją królewską osobę tyłem do handlarza.
– Zastanów się, królu – powiedział na to handlarz. – To coś umie mówić.
– Pewnie papuga – ziewnął król i machnął ręką.
– Umie też liczyć.
– Mam już księgowego. Nie zawracaj mi koronowanej głowy, chłopcze, bo swoją możesz stracić.
– Umie też przyszłość wróżyć, horoskopy stawiać, wyciągać wnioski, czynić sądy, opowiadać dowcipy.
– Przykro mi bardzo – ponownie ziewnął król – ale jednego niewydarzonego czarnoksiężnika już mam na utrzymaniu.
– Ale to jest maszyna! – przekonywał handlarz. – Wszystkie królestwa dookoła już takie mają. Tylko w Gulandii nie ma ani jednej.
Trochę to króla zaniepokoiło.
– Wszyscy, powiadasz? – zapytał podejrzliwie.
– Wszyscy.
– Ci z lewej też?
– Też.
– A ci z góry?
– Także.
– W takim razie pokaż! – zdecydował i obrócił się łaskawym obliczem do handlarza.
Handlarz kiwnął głową i wytaszczył z wozu coś na kształt małej komody. Tylko światełek, brzęczydełek i guziczków miało to okropnie dużo.
– Dziwne jakieś – wyraził swoje zdanie władca.
– Zadaj jej, królu, jakiekolwiek pytanie – doradził handlarz.
– Ile to będzie dwa i dwa? – spytał władca i sam zamyślił się głęboko nad odpowiedzią. Zdążył już policzyć na palcach, a maszyna wciąż milczała.
– Pospiesz się! – pogonił ją handlarz.
– Na głupie pytania nie odpowiadam! – warknęła maszyna i zgasiła wszystkie światła.
– Każę jej ściąć głowę za obrazę majestatu – oznajmił król. – Albo zamknę ją w lochu.
– W tym celu musisz ją najpierw kupić – ośmielił się zauważyć handlarz.
– Nie muszę! – zaśmiał się król. – Bo mogę ją zamknąć w lochu razem z tobą.
– Wiesz co, królu? – handlarz podrapał się po głowie. – Ja ci ją dam w prezencie. Ostatecznie nie wypada, abym brał pieniądze od swojego króla.
– Tak też myślałem – powiedział król – a ponieważ jesteś dobrym poddanym, poczekaj tutaj, każę wypisać dla ciebie dyplom uznania. Powiesisz go sobie na ścianie i będziesz mógł codziennie mówić z dumą: proszę, jakim jestem wspaniałym obywatelem!
– Właśnie! – mruknął handlarz. Po czym zabrał dyplom i bardzo szybko odjechał. Maszyna też odjechała. Na taczce, do lochu.
Pół godziny później cały pałac aż drżał w posadach. Salwy śmiechu dobywające się z brzuchów strażników ściągnęły do podziemia wszystkich dworaków. To maszyna opowiadała dowcipy.
– Co tam się dzieje? – zastanowił się król i rozkazał przywołać maszynę do siebie.
– No? – burknął. – Co ty właściwie robisz?
– Wszystko – powiedziała maszyna. – I chciałam zauważyć, że jestem komputerem. Dostojnym. I tak proszę się do mnie zwracać.
– Co? – wybałuszył oczy król. – Coś ty powiedziała?! Do lochu! – krzyknął. – Albo do ogrodu! – zmienił zdanie. – A jak będziesz taka bezczelna, każę cię wstawić pod prysznic. O ile wiem, żadna maszyna tego nie lubi…
– Coś takiego – z podziwem mruknął komputer, zanim został wystawiony na werandę. A na werandzie natychmiast otoczyły go: żabka Uchatka, tchórz Plum, Pani Heksa oraz Ogrodowe Żyjątka. Spędzili z nim całą noc na opowieściach, z których komputer dowiedział się, że...
*
Ogrodowe Żyjątka były owocem magicznych działań Zenona. Stworzył kiedyś parę sztuk w niedzielne, deszczowe popołudnie, po czym jak zwykle natychmiast o nich zapomniał.
Puszczone samopas Żyjątka rozlazły się z piskiem po całym pałacu, ku ogromnej uciesze dworaków. Trzeba przyznać, że były nadzwyczaj udane. Różowe i niebieskie, seledynowe i fioletowe, wszystkie miały wilgotne noski, puszyste futerka, długie uszy i biegały na dwóch łapkach. Nawet król na ich widok uśmiechał się pod wąsem, a Gulka wiązała im na uszach złote kokardki. Pałacowy kucharz podkarmiał je landrynkami i pozwalał wylizywać rondle, a fryzjer kąpał w najlepszych szamponach. Spały na puchowych poduszeczkach, mleko piły z kryształowych miseczek i wszyscy je lubili.
Żyjątka jednak okazały się stworzeniami niewdzięcznymi. Ledwie schrupały ostatnie landrynki, już pędziły na skargę do króla i donosiły:
– Kucharz sprzedaje mąkę i wynosi jaja.
– Krawcowa chowa w torbie materiały i nici.
– Koniuszy podbiera koniom owies.
– Golibroda ma nielegalny stragan na rynku.
– Gulka wyrzuca przez okno świeże pączki.
Król głaskał Żyjątka po uszach, po czym wszystkim oplotkowanym robił potworne awantury. A Zenonowi za stworzenie Żyjątek przyznał nawet medal. Taki był z nich zadowolony.
Niezbyt długo trwała jednak ta sielanka, okazało się bowiem, że Żyjątka donoszą również na króla. Przychwycił je na tym szambelan, gdy niespodziewanie wszedł do gabinetu, w którym zagraniczni ambasadorowie czekali na audiencję. Żyjątka siedziały im na ramionach i opowiadały z przejęciem, co król naprawdę myśli o wszystkich tu zebranych. Skandal się zrobił na skalę międzynarodową, gdy trzech ambasadorów zaprzyjaźnionych państw dowiedziało się, że król nie mówi o nich inaczej niż Tępak, Głuptak i Dreptak.
Nie warto opisywać, co się działo dalej. W każdym razie Zenonowi odebrano medal. Odbyło się to z wielkim krzykiem, przy całym dworze i z groźnym wymachiwaniem berłem.
– Przykro mi, królu – rzekł Zenon – ale tak już jest, że każdy medal ma dwie strony.
Nie został jednak zrozumiany.
W ten sposób kariera Żyjątek została zakończona. Skazano je na wygnanie.
– Do ogrodu! – mruknął król.
Tak więc – oprócz wielu innych ciekawych rzeczy – komputer dowiedział się, że główną karą stosowaną przez króla jest wygnanie do ogrodu.
– No tak – powiedział. – Nie jest to wcale głupia kara, bo w ten sposób ma się wszystkich na oku. – Po czym zamilkł, bo królewska osoba przydepnęła mu kable. Przez przypadek zresztą, jako że zaspany król, który się właśnie wybrał na poranną przechadzkę, wcale komputera nie zauważył.
– Aaaa... – popukał go w obudowę. – Racja, przecież kazałem cię tu postawić. No, to jak się dzisiaj nazywasz?
– A jak sobie życzysz, królu?
– Będziesz się nazywać Przemądrzała Maszyna.
– Proszę bardzo – mruknął komputer. – A może przyniesiesz mi, królu, wszystkie rachunki z ostatnich miesięcy?
– I co mi potem powiesz, Przemądrzała Maszyno? – zainteresował się król.
– Powiem ci, dlaczego ciągle nie masz pieniędzy i nie stać cię było nawet na to, żeby zapłacić za mnie handlarzowi.
Król poczerwieniał jak burak, a potem odwrócił się na pięcie i odszedł. Ale za pół godziny przyczłapał księgowy z kwaśną miną i stertą rachunków pod pachą.
Pod wieczór ciekawość przygnała króla do ogrodu.
– I co? – zapytał.
– Z moich obliczeń wynika, że każdy twój dworak zjada dziennie dwie świnie i dziesięć kur oraz zużywa jedno ubranie i trzy pary butów na tydzień. Zastanów się nad tym, królu – powiedział komputer.
Król zastanawiał się przez całą noc, po czym rano była wielka awantura i porządki w pałacu. A w południe odbyła się uroczystość, podczas której mianowano maszynę Dostojnym Komputerem i przybito jej medal.
Upłynął miesiąc w ciszy i spokoju, aż przyszedł rachunek za zużyty prąd. Był wyższy niż wszystkie wydatki króla przez ostatnie pół roku. Odebrano więc komputerowi medal, pozbawiono go tytułu i skazano na wygnanie do ogrodu.
– Zastanów się nad tym, królu – zaprotestowała maszyna. – Wiedza, którą dzięki mnie posiadłeś, zaprocentuje w przyszłości. A że moje obliczenia kosztują? No cóż, każdy medal ma dwie strony.
Nie została jednak zrozumiana.
Zapiski komputera I
Istnienie prawdopodobieństwa warunkowego w Gulandii:
Z uwagi na to, że:
#P Y = 010/S-000) = 1-Pb)Pb 1-Pb) = Pb 1-Pb)2
Zatem:
A dalej nie zgadza się, nie zgadza się... nie... zgadza się.