Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Dziwnowiecze - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 lutego 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Dziwnowiecze - ebook

Książka idealnie nadająca się dla miłośników fantasy, przygód i świata magii. Marcelina zabiera czytelnika w podróż po czarodziejskich ścieżkach, na których główne bohaterki poznają własne moce oraz stają twarzą w twarz z siłami zła.

Kategoria: Proza
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8273-972-5
Rozmiar pliku: 2,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

_TĘ KSIĄŻKĘ DEDYKUJĘ:_

Przede wszystkim mojemu dziadkowi Sławomirowi Pawłowskiemu, któremu zawdzięczam dzieciństwo pełne baśni i niesamowitą przygodę po ścieżce mojej wyobraźni. To ty, Dziadku, pomagałeś mi, gdy nie mogłam poradzić sobie z nauką czytania. To ty powiedziałeś kiedyś: „Tak myślałem, że zostaniesz pisarką”. I jak zwykle — nie myliłeś się.

Mojej najlepszej przyjaciółce Marcelinie Frączek, która była inspiracją do napisania tej powieści i siłą napędową, dzięki której chwyciłam w końcu za pióro. Marcela, jesteś światłem mojej duszy.

I oczywiście mojemu chłopakowi Jakubowi Pączkowskiemu, dzielnie wspierającemu mnie w najlepszych i najgorszych momentach tworzenia tego dzieła. Bez ciebie nie skończyłabym książki.

Powieść dedykuję również każdej osobie, która ją przeczyta. Mam nadzieję, że te strony i zapisana na nich historia pomogą Wam uwierzyć w siebie i wniosą trochę dobrej energii do waszego życia.

Dziękuję

Marcelina Langowska

Wstęp

Arior było niezwykłą planetą. Dobro, jakim emanowało, potrafiło rozświetlić najciemniejsze serca okrutników. Nie dało się oprzeć takiej magii. Magii miłości…

Raz dziennie, około szóstej rano, padał tu promień gefezu znad Sabriny. Sabrina to najmniejsza i najjaśniejsza ze wszystkich gwiazd. Jej promienne spojrzenie zwiastowało szczęście i pomyślność.

Prócz słodko-słonych wód na Ariorze znajdowało się jezioro kawy z mlekiem. Ziarna kawy, rosnące na dnie, zaparzały się w cieple sadzawki. Tuż przy brzegu można było dostrzec mlecznorusy, czyli białe kwiaty, z których pąków do jeziora skapywało mleko. Legenda głosiła, że gdy się weszło do tego zbiornika, uczucie ulgi i spokoju ogarniało kąpiącą się istotę.

Arior zamieszkiwały przeróżne stworzenia od syren, cyklopów, minotaurów, wszelkiego rodzaju hybryd aż po elfy i jednorożce. Jednak sporą część mieszkańców stanowiły owce. Wełna tych istot miała perłoworóżową barwę, a ich nienaturalnie duże oczy oplatały długie i gęste rzęsy, czarne jak smoła. Owce poruszały się w pozycji wyprostowanej. Wszystkie istoty z Arioru tworzyły rodzinę. Ta planeta stanowiła ich królestwo oraz dom. Mieszkańcy tego nadzwyczajnego miejsca mieli swoją królową — Celine. Była naprawdę piękna i nieco inna od pozostałych owiec. Jako jedyna posiadała krystalicznie białą wełnę i turkusowe oczy (tęczówki pozostałych cechowały jedynie różne odcienie brązu). U Celine dało się dostrzec brak lewego ucha. Jednak jej odmienność nie wynikała wyłącznie z wyglądu, ale także z jej wyjątkowego serca. Nikt się nigdy na niej nie zawiódł. Zawsze emanowała dobrą energią, ale przede wszystkim kochała tak, jak żadna inna istota kochać nie potrafiła. Nazywano ją często Angeliną, z połączenia imienia Celine i słowa angel.

Angelina została założycielką szkoły licealnej i policealnej o nazwie Lavender House. Oprócz stworzeń Arioru uczyli się w niej również ludzie. Do tej pory przybyła ich tu zaledwie garstka. Trafiali na nią samodzielnie, lecz nie wszystkim się to udawało. Na Arior docierali tylko ci, w których duszach pozostało jeszcze choć trochę dobra, empatii oraz wiary. Jednak przybywali. I… tak, to trochę dziwne i zwariowane, że ktoś mógłby ot tak przenieść się do innego świata. Ale dokładnie w ten sposób to działało. Podczas pobytu na Ziemi czy na jakiejś innej planecie wzywane istoty zaczynały odczuwać coś w rodzaju końca i równocześnie nowego początku. Miewały też niecodzienne objawy, jak np. wybuchanie niekontrolowanym śmiechem albo przewracanie się, mimo że tak naprawdę o nic się nie potknęły. Po jakimś czasie wiedziały, że już czas…Rozdział I
Apsik!

— Jeszcze ciemno — pomyślała Klara, po czym dodała: — Och, jakby tak mogło być zawsze!

— A psik! — kichnęła Stella. — Ała!

Przyjaciółka rzuciła w nią poduszką.

— Kiedyś Ci za to oddam. Zobaczysz.

Gdyby nie to, że dziewczyny znały się praktycznie od zawsze, Klara po gniewnym spojrzeniu Stelli mogłaby uznać to za groźbę. Wiedziała jednak, że to żart.

— Ej, która godzina? — mina kichaczki stała się już bardziej łagodna.

— Dochodzi piąta.

— To niech nie dochodzi. Jest idealnie.

— Wiem. W ogóle to od kilku dni budzę się o tej samej godzinie i… cholera, znowu! — krzyknęła Klara.

— Co jest?

— Ciarki! Na całym ciele. Nie rozumiem — zastanawiała się.

— A psik! A psik! A psik! Kurde!

— Pierdziele, my jesteśmy jakieś inne. Ja mam ciarki, a ty kichasz.

— Ale dokucza mi to dopiero od niedawna. Chora nie będę, bo czuję się okej — stwierdziła Stella.

— Hm, to nie wiem, co z nami jest nie tak, ale w takiej sytuacji możemy zrobić tylko jedno! — rzekła entuzjastycznie Klara.

— Masz na myśli kawę, prawda?

— Pewnie, że tak! No, rusz tyłek! Szybko! Idziemy!

— O rany, nie chce mi się — westchnęła Stella, ale widząc nakręcone spojrzenie przyjaciółki, po chwili dodała: — Dobra, chodź.

Dziewczyny wyszły z pokoju Klary i skierowały się do kuchni, znajdującej się na parterze, tak samo jak pokój dziewczyny. Klara zrobiła kawę w dwóch wyjątkowych kubkach. Jeden z nich był ciemnozielony, w kształcie Yody, a drugi czarno-biały z wizerunkiem poszukiwaczki przygód Lary Croft. Stella ją po prostu ubóstwiała. A Klara kochała wygląd zielonego stwora z „Gwiezdnych wojen”, jego sposób bycia i mówienia. Podobało jej się, jak przestawiał kolejność wyrazów.

— A cukier?!?! I gdzie mleko?!?!

— Nie drzyj się tak, bo ci usta wybuchną! — odburknęła Klara, stawiając na blacie karton mleka i słodzik, bo cukru nie było.

— Kiedy wracają twoi rodzice? — spytała Stella, biorąc od przyjaciółki ciepły napój.

— Ugm… — Klara przełknęła łyk tego niebiańsko pysznego napoju. — A kto to wie? Nie no, pewnie jakoś wieczorem. Znaczy, tak myślę.

— Często zostawiają cię samą, nie?

— No, ale mi to pasuje.

Rodzice Klary nazywali się Łucja i Lucjan. Nie należeli do przeciętnych rodziców. Byli raczej szaleni, chaotyczni, czasem wybuchowi, sporo przeklinali i lubili poimprezować. Mama zdawała się nieco spokojniejsza od taty, ale też potrafiła się nieźle zabawić. Często robili sobie wypady poza miasto. Chcieli, by córka jeździła z nimi, ale Klara miała swoje powody, by jednak zostawać w domu.

— Jezu, podziwiam cię. Serio. Ja bym oszalała w tak ogromnym domu. Jeszcze te duże okna, zawsze odsłonięte.

Dom dziewczyny był naprawdę spory. Liczył pięć pokoi, dwie łazienki, dużą kuchnię, a nawet salę kinową. Na zewnątrz znajdował się basen. Jak na takie małe miasteczko, w którym mieszkali, robił on spore wrażenie. Rodzice Klary byli po prostu przy kasie, a właściwie to Lucjan był przy kasie jako szef firmy budowlanej. Zajmował się głównie budową mostów i dróg. Mama dziewczyny od wielu lat pracowała w opiece społecznej.

Klara jakoś nie czuła z tego powodu zadowolenia… W sensie cieszyła się, że ma materialnie wszystko zapewnione, ale nigdy nie czuła się przez to lepsza. Po pierwsze, to przecież nie ona zarabiała te pieniądze, a jej rodzice. Po drugie, pieniądze nie są wyznacznikiem wartości człowieka, tylko jego serce. Tak uważała.

— Ha, ha, weź! Jestem przyzwyczajona. Poza tym lubię swoje towarzystwo, a na zewnątrz jest Tango.

Tango to przepiękny, krótkowłosy owczarek niemiecki. Wcześniej był szkolony na psa policyjnego, ale zaczęło mu opadać uszko, więc właściciele postanowili znaleźć dla niego nowy, dobry dom. Rodzice Klary akurat szukali dużego psa na podwórko. Tango szybko się u nich zadomowił, a teraz jest częścią rodziny.

— Aaa! Szlak! Widziałaś to?!

— Yyy, no. Czemu eksplodował Ci kubek? — odezwała się trochę osłupiała Stella, trzymająca w ręku słodzik, z którego nagle zaczęły wylatywać białe pastylki. Unosiły się aż do sufitu i jakby… tańczyły?

— Przywal mi z paczki najtwardszych krówek świata, jeśli to, co widzę, jest prawdą — wydusiła z siebie właścicielka już nieistniejącego kubka o kształcie mistrza jedi.

— Hm, a mogę z tego krzesła? — zapytała niemo dziewczyna, wskazując na siedzenie obok.

Przyjaciółki wpatrywały się w rozbrykane kapsułki, które zaczęły uciekać na zewnątrz przez uchylone okno. Chwilę potem zauważyły, że zbliża się do nich ogromna, jasna kula. Robiła się coraz większa i większa.

— Uciekajmy! — krzyknęły obie, po czym wybiegły z domu. Skręciły w przeciwną stronę dziwnego zjawiska i gdy obejrzały się za siebie… to coś już zniknęło.

— Co to, do cholery, było?!

— Goniło nas! — stwierdziła Klara.

— Wracajmy.

Dziewczyny znalazły się z powrotem w domu. Stella zabrała się za dopijanie swojej i tak już zimnej kawy, a Klara nalała sobie wody do szklanki.

— Myślisz, że ktoś oprócz nas zdążył to jeszcze zobaczyć? — zastanawiała się dziewczyna siedząca na krześle obok swojej przyjaciółki.

— No… jeśli tak, to jutro będzie o tym głośno.

— A co, jeśli tylko my to widziałyśmy? Ej? — Stella szturchnęła nieco zamyśloną Klarę w ramię.

— To mamy przesrane w tym gównianym świecie — odparła miłośniczka kawy.Rozdział II
Uderzenie o podłogę i Ariana Grande

Kolejne dni mijały przyjaciółkom dość nudno, bez żadnych niespodzianek. W piątkowe popołudnie wracały razem ze szkoły. Zresztą jak zawsze, ponieważ ich domy znajdowały się na tej samej ulicy. Stella mieszkała gdzieś w połowie ciągu budynków pnących się w górę, a Klara — na samym końcu. Śmieszne było też to, że dodatkowo mieszkali tutaj zarówno dziadkowie jednej, jak i drugiej z dziewczyn. Dom Stelli był podzielony. Miała oddzielne wejście, gdyż dolną część budynku zajmowali jej dziadkowie. Natomiast babcia i dziadek Klary mieszkali tuż za Stellą. Bywało, że gdy Klara ich odwiedzała, widziała zza płotu swoją przyjaciółkę i darła się wtedy do niej jak oszalała.

W drodze dziewczyny zaczęły rozmawiać o ostatnim dziwnym i niewyjaśnionym zjawisku.

— Nikt niczego nie zauważył. Jak to możliwe?! — burzyła się Stella. — Przecież nie dało się tego nie dostrzec!

— Spoko, tylko my jesteśmy jakieś inne i uciekamy przed wielką żarówką spadającą z nieba — droczyła się z nią Klara.

— Wkurzasz mnie, wiesz?! Ale chyba masz trochę racji w tym wszystkim. Oby to się więcej nie powtórzyło. Chociaż myślę, że będzie odwrotnie.

— Też mi się tak wydaje. Ej, co dziś robisz?

— Na pewno nie odrabiam lekcji i nie podejmuję żadnego wysiłku umysłowego. Mam dość tej szkoły.

— Ale co rodzisz dzisiaj?

— Jeszcze nie wiem. Chyba jedziemy z mamą na zakupy. Muszę zadzwonić do Chochlika. A ty?

Chochlik był bratem Stelli, młodszym o trzy lata. Nazywała go tak, ponieważ zawsze ją denerwował i śmieszyło ją to słowo.

— Będę śpiewała, a potem wskakuję do basenu. Te upały mnie wykończą.

— No jasne!

— Ty pewnie jeszcze pograsz przed wyjazdem — podejrzewała Klara.

Stella popołudniami jeździła do szkoły muzycznej, a dziś wyjątkowo miała wolne. Dużo ćwiczyła, by rozwijać swój talent. Zresztą, jak jej prawie cała rodzina. Jej mama śpiewała, starszy brat grał na fortepianie oraz posiadał słuch absolutny. Chochlik z kolei grał na perkusji i był geniuszem z harmonii. Instrumentem Stelli okazał się natomiast klarnet. Kochała grać. Naprawdę, bardzo to kochała. A Klara podziwiała jej zdolności od zawsze.

— Nie, to dopiero później. Po zakupach — wyjaśniła.

— Aha, no dobra. To pa! — krzyknęła Klara, gdy obie przyjaciółki znalazły się przed furtką domu Stelli. Bramka jak zwykle cała porośnięta była bluszczem i trudno się ją otwierało. Miało to natomiast swój urok.

— Paaa! — Nastolatka zaczęła skakać i szalenie wymachiwać jedną ręką, tak jak to miała w zwyczaju. Klara oczywiście odpowiedziała jej tym samym. Tak się po prostu żegnały.

A po chwili…

— A psik! A psik! A psik! Kurdę, no! Głupie, zrąbane kichanie! — krzyczała Stella, wchodząc do salonu. Od razu rzuciła jej się w oko kanapa. Silne przyciąganie ze strony sofy wygrało. Jednak odpoczynek dziewczyny nie potrwał zbyt długo, ponieważ ni stąd, ni zowąd…

Białe światło, krzywe linie i dźwięk tłuczonego szkła.

Bum!

Stella spadła z łóżka i uderzyła głową o podłogę.

— Pieprzony sen! — wypaliła, próbując się podnieść.

***

Klara wlokła się jeszcze kawałek w górę ulicy. Mieszkała na samym szczycie wzniesienia. Wkrótce znalazła się przed domem i po długim poszukiwaniu kluczy w plecaku otworzyła drzwi. Jednak przechodząc przez próg, znów poczuła dreszcz.

— Nie zwracaj uwagi — powiedziała do siebie, a raczej sama siebie chciała do tego przekonać.

Skierowała się do swojego fioletowego pokoju, który bardzo lubiła. Na suficie wisiały lampy w kształcie kwiatów. Ich kryształowe płatki i metaliczne łodygi dawały zachwycający efekt, gdy włączyło się światło. Na ścianach pomieszczenia wisiało pełno plakatów Ariany Grande. Dziewczyna ją uwielbiała, wręcz — kochała. Wokalistka była jej największą inspiracją i wzorem. Ubóstwiała jej głos. Znała na pamięć każdą piosenkę artystki. Wiedziała o niej tak wiele i chyba przejrzała już wszystkie możliwe strony w internecie, z których mogła zebrać na temat gwiazdki jakieś dodatkowe informacje. Dziewczyna wyszperała nawet to, że Ari ma uczulenie na banany.

Zawsze pragnęła ją poznać. Podziwiała sposób, w jaki posługiwała się swoim głosem, wysoka skala jaką osiągała i to, jak genialnie prezentowała się w utworach Whitney Houston, to coś niesamowitego. Może Klara tak bardzo polubiła Arianę, bo podobnie do niej też kochała śpiewać?

***

Dryyyyyyn!

— Nie, błagam nie… nie szkoła. Nienawidzę tego gówna — bełkotała Stella pod swoją ciepłą kołdrą, gdy tylko usłyszała budzik. Ostatni tydzień zleciał jej tak szybko, że nawet nie była w stanie stwierdzić, kiedy dokładnie to minęło. Po południu głównie jeździła do muzycznej, a jeżeli nie, to zabierała się za ćwiczenie na klarnecie. I tak w kółko. Ten natłok zajęć sprawił, że dopadło ją już dość duże zmęczenie i gdy tylko usłyszała budzik, miała ochotę rozwalić go o ścianę.

Nie cierpiała wstawać tak wcześnie, a sen uważała za świętość! Zawsze czuła, jakby ktoś robił jej na złość tą powaloną edukacją. Jako jedyna ze swojej rodziny miała pokój na górze. Oprócz niego na drugim piętrze znajdował się jeszcze strych. Klara zawsze się śmiała, że w nim zamieszka.

Stella zeszła w końcu na dół, umyła głowę i włożyła na siebie swoje nowe jeansy i ulubioną, biało-czerwoną koszulę. Jej ciemnobrązowe włosy, sięgające do obojczyków, były nieco roztrzepane, ale nie miało to dla niej większego znaczenia. Ruszyła więc w stronę kuchni, by zrobić sobie jakieś szybkie śniadanie. Padło na tosty z dżemem truskawkowym.

— Dżem jest zarąbisty — pomyślała i skierowała się do salonu, gdzie zwykle zostawiała plecak. Spakowała do niego parę przypadkowych podręczników, które walały się gdzieś po podłodze. Umyła jeszcze w pośpiechu zęby, wysuszyła głowę, po czym wskoczyła w trampki i wybiegła przed dom, gdzie miała wyczekiwać swojej przyjaciółki.

— Siódma czterdzieści siedem! Znowu się spóźnia! — krzyczała do siebie Stella, wybierając w komórce numer Klary.

— Idę! Idę! Idę!

— Gdzie ty jesteś?! Mamy historię na pierwszej lekcji!

— Pędzę, ty świstlu! Minuta! — odpowiedziała Klara.

— Dawaj…

Chwilę później obie szły już do szkoły. Było tak wcześnie, a już o wiele za gorąco. Nie przepadały być w budzie, gdy na zewnątrz słońce nie dawało o sobie zapomnieć.

— Jezu, niech ten dzień się już skończy — wyrzuciła z siebie Stella. Po szkole jechała jeszcze do muzycznej, więc na samą myśl, że musi przetrwać siedem godzin w tej, aż ją mdliło. — Czemu nie mogę chodzić tylko do muzycznej? — pomyślała.

— Dzisiaj znowu nasz ukochany piątek. Szybko zleci. Zobaczysz — pocieszyła ją Klara.

Po dwudziestu minutach dziewczyny wbiegły do klasy, tłumacząc się długą kolejką w piekarni. Pominęły rzecz jasna fakt, iż wcale w niej nie były ani też nie wzięły ze sobą drugiego śniadania. Nauczyciel spojrzał na nie krzywo i — czego obie były pewne — wpisał im kolejne spóźnienie. Nic dziwnego. Dziewczynom zdarzało się to jakoś codziennie.

— To twoja wina! — syknęła Stella, siadając z brzegu przedostatniej ławki przy oknie.

— Zamknij się — odparła szeptem Klara.

— Nie, bo nie wzięłam piórnika i musisz mi dać długopis, ty debilu.

— Nie, spieprzaj — odmówiła stanowczo.

Stella dotknęła więc przyjaciółkę w jej czuły punkt, znajdujący się w zgięciu prawej ręki. Ta podskoczyła tak mocno, że prawie spadła z krzesła. Kilka osób odwróciło się w ich stronę, posyłając przy tym niezadowolone spojrzenia. Klara od razu wygrzebała jakiś cienkopis z piórnika i podała go Stelli. Musiała też sięgnąć po plecak, w którym zawsze miała coś dodatkowego do pisania. Z bocznej kieszeni wyjęła piękne, różowe pióro. Podkradła je mamie kilka dni temu.

Dziewczyny uśmiechnęły się do siebie. Szeroko. Wiedziały, że ciężko zrozumieć ich specyficzne poczucie humoru i nietuzinkowy sposób bycia.

Nauczyciel zabrał się wreszcie za rozdawanie próbnych arkuszy maturalnych, a ani Stella, ani Klara nie miały zielonego pojęcia, jak je wypełnić. Historia to zdecydowanie nie ich bajka.

***

— Jak ci poszło? — odezwała się Klara po lekcji.

— Źle! Prawie niczego nie wiedziałam! Ech, a tobie? — zapytała z rezygnacją w głosie.

— Też. Jak nie gorzej. Uczyłaś się w ogóle?

— No coś tam czytałam.

— Ja nie.

— A to czemu? — chciała wiedzieć Stella.

— Nie miałam czasu… — ciągnęła wymijająco Klara.

— A co robiłaś? — dopytywała, doskonale wiedząc, że jej przyjaciółka coś kręci.

— Och, dobra! Oglądałam tv.

— Ha! Świstl! — krzyknęła rozbawiona Stella.

— Hej! Leciał „Harry Potter”!

— A, już kumam. Jasne, bo jak leci Hogwart, to już cię nie ma — nabijała się.

Klara była bardzo wierną fanką Harrego Pottera. Kochała serię tych książek oraz filmów. Jej ulubiona postać to Luna Lovegood. Ale bardzo dużą sympatię żywiła też do Hagrida czy Zgredka. Dziewczyna zawsze była przekonana, że pasuje do Gryffindoru, ale gdy na stronie pottermore.com zrobiła test, który został stworzony z udziałem samej J. K. Rowling, wyszło jej, że jest w Slytherinie. I, o dziwo, ucieszyła się. Pociągał ją mroczny klimat ich domu — wąż i ta piękna zieleń.

— A ty co robiłaś? — odbiła piłeczkę miłośniczka telewizji.

— Yyy… no, trochę spałam po szkole. Obudziłam się dopiero po dziewiątej wieczorem. Ale byłam zmęczona!

— Haha! Okej, zresztą, nie ważne. Przeżyjmy po prostu te pieprzone lekcje i już. O której mam dziś wpaść?

— Hm, jakoś wieczorem. Jak wrócę z muzycznej — odparła Stella.

Po paru godzinach, kiedy przyjaciółki wyszły ze szkoły, były totalnie wyczerpane. Wróciły do swoich domów w milczeniu. Obie czuły się jakoś tak… niepewnie.Rozdział III
Stary świerk i parę niezwykłych dźwięków

_Miesiąc później, koniec kwietnia_

Klara i Stella stały na dziedzińcu szkolnym i udawały, że słuchają przemówienia dyrektora. Mówił i mówił bez końca. Wreszcie, po prawie czterdziestu minutach monologu, postanowił pożyczyć uczniom bezpiecznych wakacji i wspomnieć oczywiście o tym, jak ważna jest edukacja.

— Tsa… akurat — pomyślały obie dziewczyny. Nauczyciele zawsze to powtarzają, aż na samą myśl o tym tekście chciało im się wymiotować.

I nagle zrobiło się zimno. Tak po prostu.

— Stella? — szepnęła dyskretnie Klara i spojrzała pytająco. Ta w odpowiedzi tylko kiwnęła głową i zamknęła oczy, a przyjaciółka poszła w jej ślady, robiąc dokładnie to samo. Chłód, który ogarnął ich ciała, był nie do zniesienia. Dziewczyny chciały krzyczeć, ale nie miały na to sił.

— Niech to się już skończy. Proszę… — błagała w myślach Klara. Zerknęła na Stellę, która zrobiła się już cała sina. Trzeba coś zrobić. Pustka. Jakby zmroziło jej mózg. — Myśl, ciemnoto! — skarciła się w duchu. Widok przyjaciółki zmieniającej barwy na twarzy nie pomagał jej wcale w skupieniu. Przemówienie potrwa jeszcze jakiś dobry kwadrans. Potem wszyscy opuszczą teren szkoły i ruszą oblewać najdłuższe wakacje życia, no pomijając fakt, że przed nimi były jeszcze do napisania matury. — Dawaj — ponaglała się.

Zaczęła już dygotać, ale Stella… z nią było dużo gorzej. Cała zesztywniała. Na szczęście obie stały na tyłach grona ludzi ze swojej klasy i z brzegu boiska szkolnego, więc nikt nie widział, co się z nimi dzieje. Obok boiska znajdował się mały park, gdzie uczniowie mogli sobie pospacerować w czasie przerwy między lekcjami. Klara, której siły już się kończyły, po cichu zaciągnęła swoją przyjaciółkę za stary świerk, rosnący przy wejściu na skwer. Był on na tyle duży, że spokojnie zasłonił obie dziewczyny. Gdy tylko się za nim ukryły, Stella padła na kolana i zaczęła ciężko oddychać. Klarze też się pogorszyło. Po chwili obie leżały już na suchej i trochę wypalonej od słońca trawie. Nie wiedziały, ile tkwiły za drzewem. Zimno przejmowało całe ich ciała.

Coś mignęło Klarze przed oczami. Coś białego. I ten śpiew. To śpiewało. Tak inaczej i wyjątkowo. Jeszcze nigdy nie słyszała takich dźwięków. Niezwykłe. Po prostu nie do opisania. Jakby melodia wydobywająca się z tego niezwykłego zjawiska wysysała chłód z ciał dziewczyn. Obie równocześnie otworzyły oczy i się podniosły. Nie było teraz czasu na myślenie o tym ani na rozmowę.

— Dyrektor już się chyba zamknął — odezwała się Stella, bardziej świadoma tego, co się wokół niej dzieje.

— Szybko — syknęła Klara, chwytając przyjaciółkę za rękę i pomagając jej wstać.

Obie wróciły więc ze swojej kryjówki tak samo, jak się oddaliły — niezauważone. Powoli podeszły do swojej grupy, jakby nigdy nic się nie stało. I chyba nikt nie zauważył w ich zachowaniu niczego dziwnego. Były nieco spięte, ale dobrze ukrywały przerażenie niedawno zaistniałą sytuacją.

Wszyscy z klasy żegnali już wychowawczynię. Dziewczyny wymieniły z nią kilka zdań i mocno ją przytuliły. To bardzo miła i ciepła kobieta. Niestety, tak jak kończy się każdy rozdział książki, tak i tutaj — nadszedł koniec ich nauki w liceum.

Powoli ludzie z ich grupy, a także inni uczniowie i nauczyciele zaczynali się rozchodzić. Przyjaciółki zrobiły podobnie. Skierowały się w stronę tłumu nastolatków zmierzających ku wyjściu poza teren szkoły.

Dziewczyny odwróciły się jeszcze do wychowawczyni i pomachały jej na pożegnanie. Klara odniosła wrażenie, że Pani Róża się wzruszyła. Mimo że dzieliła je już spora odległość, dziewczyna czuła, jakby kobiecie popłynęły łzy.

— Dziwne — pomyślała.

— Jeśli nadal tak będzie, to skończymy w wariatkowie! — Rozgniewana Stella wytrąciła ją z zadumy.

— Zamkną nas i będą traktować jak króliki doświadczalne, testując leki przeczyszczające? — wyrzuciła Klara, nie zastanawiając się do końca nad tym, co za słowa wyszły z jej ust.

Stella tylko uderzyła się teatralnie w głowę. I zaśmiała.

— Nie, to chyba tak nie działa — dodała po chwili z utrzymującym się bananem na twarzy.

— Może to dziwnie zabrzmi, ale mam dobre przeczucia. Wiesz, jeśli chodzi o to, co ostatnio się z nami dzieje… — wyznała wreszcie przyjaciółce, na co ta…

— Ała! — wrzasnęła.

Stella rzuciła szyszką (którą wytrzasnęła nie wiadomo skąd) w nogę Klary.

— No dzięki! — oburzyła się.

— Posłuchaj, ja się po prostu boję. Rozumiesz? Wcześniej zdarzały się już dziwne rzeczy. Pamiętasz? Jeszcze w drugiej klasie. Ale potem to ucichło. No więc… żyłyśmy normalnie, chodziłyśmy do szkoły. A teraz, za niedługo czekają nas matury– ciągnęła zrezygnowana, gdy nagle Klara wtrąciła się w jej wypowiedź:

— Wiem. Miałaś nadzieję, że to nie wróci. Ale jest trochę inaczej. Ja też się boję, Stell, jednak wiem, bo naprawdę… Mam w środku taką dziwną pewność, że poradzimy sobie z tym. Nie martw się — mówiła, starając się, by jej słowa brzmiały przekonująco. — A teraz muszę ci oddać za tą pieprzoną szyszkę! — krzyknęła, po czym odwróciła się do Stelli i wyjęła zza ucha maleńką tubkę brokatu, którą zawsze przy sobie nosiła, właśnie w tym miejscu. Wysypała całą jej zawartość na dłoń i dmuchnęła ślicznym pyłkiem prosto w zbrodniarkę szyszkową.

— No kurde! Dzięki! — darła się, jednocześnie próbując strzepnąć z siebie to coś, na punkcie czego Klara miała niestety obsesję. — Teraz będę musiała umyć głowę! Co za debil! Świstl! — Wściekła Stella jeszcze przez co najmniej dziesięć najbliższych minut drążyła temat swoich włosów. — Super odwet! Naprawdę!

Dziewczyny zaczęły się śmiać. To wszystko, co się im niedawno przytrafiło, wydawało się w tej krótkiej chwili tak odległe, gdy żartowały i dokuczały sobie. Jak to one miały w zwyczaju.Rozdział IV
Dwa nietypowe charaktery

Czas matur minął dziewczynom, jak z bicza strzelił i nic niepokojącego się nie wydarzyło. Czerwiec również okazał się spokojnym okresem. O dziwo.

Klara spojrzała w górę.

— Słońce to bezlitosna suka — pomyślała. Na zewnątrz grzało ono tak mocno, że wyjście z domu bez jakiegokolwiek nakrycia na głowę byłoby czystym samobójstwem.

— Zaaa cooo — odezwała się Stella głosem pełnym żalu. Leżała niczym płaszczka na bladozielonym, wiklinowym fotelu znajdującym się na jej balkonie.

Natomiast Klara zajęła się podpatrywaniem dwóch osób pracujących na sąsiedniej działce. Z ganku obserwowała, co takiego robią jej dziadkowie. Co chwila zmieniali wizję ogrodu, więc przesadzanie u nich kwiatów, krzewów i drzew stanowiło normę. Nie raz, nie dwa zdarzało się, że gdy wpadała do nich na kawę, w miejscu, gdzie udało jej się wcześniej zapamiętać jakąś roślinę, rosło coś innego.

— Za to, że po prostu jesteś. Człowiek ma przecież mózg! Potrafi myśleć, a i tak krzywdzi innych. Jesteśmy przereklamowaną, samolubną i niezasługującą na nic rasą potworów — odparła Klara ze złośliwym uśmieszkiem na twarzy, poprawiając zalotnie swoje długie, gęste i falowane włosy w kolorze jasnego brązu.

Przyjaciółka zerknęła tylko w jej stronę ze znużoną miną, po czym stwierdziła:

— Jesteś porąbana, ale to, co mówisz, ma sens. — Stella poprawiła się nieco na fotelu i założyła ręce za głowę, biorąc przy tym głęboki wdech.

Klara się zaśmiała, patrząc jeszcze przez chwilę na Stellę. Bardzo ją kochała. Była dla niej jak siostra, której nigdy nie miała. Zresztą, nie miała żadnego rodzeństwa. A jej równie dziwna towarzyszka doskonale wypełniała tę pustkę. Klara mogła powiedzieć przyjaciółce wszystko — dziewczyny łączyła naprawdę wyjątkowa więź. Ta przyjaźń przeżywała wzloty i upadki, jednak przetrwała. Obie wciąż uczyły się wzajemnie akceptować, co nie było wcale takie łatwe, bo miały dość nietypowe charaktery.

Stella na przykład to nietypowa osobowość. Nie brała do siebie tego, co myślą na jej temat inni ludzie. Miała to gdzieś. Jej podstawowa zasada brzmiała: „Walić to”. Co nie oznaczało jednak, że nic się dla niej nie liczyło. Wręcz przeciwnie. Zależało jej na wielu rzeczach. Była też nieco gorliwą katoliczką. W każdą niedzielę i święta chodziła do kościoła. I nie rozumiała, gdy ktoś postępował inaczej, a robiła tak właśnie Klara. Ona nigdy nie przepadała za kościołem. Odwiedzała to miejsce, gdy musiała, np. kiedy nadeszła pora bierzmowania i dziewczyna potrzebowała wyrobić w parafii normę wizyt, za co Stella często gęsto ją opieprzała.

Raczej dystansowała sie do ludzi. Ciężko przełamywała pierwsze lody. Jeśli kogoś zbyt dobrze nie znała, to traktowała go z sympatią, ale na dystans. Jednak gdy kogoś polubiła, to okazywała to żartami — rozśmieszała tę osobę, by poczuła ona szczęście. Stella miała naprawdę ogromne serce, tylko na pierwszy rzut oka nie było tego po niej widać. Prawie zawsze wyglądała na zmęczoną, ale to dlatego, że ciągle ćwiczyła grę na klarnecie i nie tryskałą niepotrzebnie energią. Z tego względu też rzadko wychodziła z domu. Ale wracając do jej psot, to nie wszyscy niestety je rozumieli. Jednak Klara rozumiała. Najbardziej.

Kiedyś podczas lekcji Klara rysowała babeczki w swoim zeszycie od chemii. Boże, jaką ona miała wtedy na nie ogromną ochotę! W tym samym czasie Stella podkradała jej kredki i wkładała w dziurki piórnika przyjaciółki, do czasu aż wyglądał on jak wściekły jeż. Jak wyciągnęła go z pod ławki… Klara, nie mogąc się wtedy powstrzymać, parsknęła głośnym śmiechem na całą klasę, a Stella poszła w jej ślady. Nauczycielka wtedy tak się poirytowała, że chyba ją zatkało i nawet nie zwróciła dziewczynom uwagi. I tak wyglądały właśnie psikusy tej mającej fioła, niesamowitej istoty. Ale jak każdy — posiadała tez wady. Gdy Klara ją do siebie zapraszała, ta mówiła: „Nie, bo mi się nie chce”. Klarze trochę zajęło zaakceptowanie tego, że Stella często jej odmawiała, i zrozumienie, że przyjaciółka jej nie olewa. Ona po prostu taka była i zamiast szukać głupich wymówek, waliła prosto z mostu. Jednak mimo szkoły muzycznej i długich ćwiczeń znajdywała czas dla najbliższych.

Natomiast Klara… to kompletny chaos. Miała swój świat. Czasem myślała, że jej mózg funkcjonuje na opak. Była zagubiona i sama siebie nie rozumiała. Kochała przebywać w lesie, nad morzem czy po prostu w ogrodzie. Wolała towarzystwo zwierząt, roślin czy magicznych kryształów dużo bardziej niż ludzi. Wyjątkiem stała się tutaj właśnie Stella. Jedyna osoba, z którą potrafiła spędzić tak długi czas i nadal nie chcieć uciekać od niej na drugi koniec świata.

Klara nienawidziła wywyższania się. Gardziła nietolerancją. Uważała, że każdy ma prawo do własnych poglądów, o ile nie robi tym krzywdy drugiemu człowiekowi. Nie lubiła też nachalności. Od razu ulatniała się z towarzystwa takich osób.

Była indywidualistką i potrzebowała dużo przestrzeni, wręcz wolności. Robiła wszystko po swojemu, np. kiedy pisała test i znała poprawną odpowiedź, powiedzmy z internetu, a nie zgadzała się z nią, to dawała własną lub całkowicie omijała pytanie.

Jeżeli kogoś polubiła, to podobnie jak Stella okazywała to w dość nietypowy sposób, np. wrzucając tej osobie własnoręcznie wykonany rysunek do plecaka.

Ludzie zazwyczaj myśleli, że ich nie słucha. Często zdarzało jej się wyłączać podczas rozmowy z kimś. Po prostu myślała wtedy o tym, jakiej piosenki się dziś nauczy bądź czy wieczorem będzie ciepło i czy zdąży popływać. Kochała muzykę, ale równie mocno, a może nawet i mocniej, kochała świat natury i wodę. Bo odgłosy przyrody i dźwięk fal uderzających o brzeg stanowiły melodie jej serca.

Stella od czasu do czasu wkurzała się na Klarę, ponieważ gdy ta druga się nudziła, uważała, że inni też się nudzą i mają dla niej czas. Oczywiście pretensje dotyczyły głównie Stelli, bo była jej jedyną przyjaciółką. Ta z kolei nie miała takich problemów, tylko czasami wolała sobie pospać w dzień, na przykład w weekend, żeby trochę odespać szkołę muzyczną. Stella musiała być stale w gotowości, bo czasami Klara wpadała niespodziewanie do jej domu i wyjadała wszystkie orzechy z szafki. Chyba że znalazła tam masło orzechowe i marchewki w lodówce. Te produkty szybko znikały z kuchni Stelli po wizycie przyjaciółki, która była nieco nieokrzesana i zbyt nakręcona na niektóre rzeczy.

Jednak mimo swoich wad dziewczyny bardzo się lubiły, a czasu, jaki spędzały razem, nie dało się zastąpić. Obie stanowiły jakby rodzeństwo małych i ciągle gryzących się, lecz mocno kochających lwiątek.Rozdział V
Balkon i gorące herbaty

Klara i Stella nie umiały już dłużej udawać, że nic się nie dzieję. Ciągłe drgawki i kichnięcia stały się nie do zniesienia. Wiedziały, że to bardzo dziwne i powinny coś z tym zrobić, ale równocześnie czuły, że powinny zachować to w tajemnicy. Więc milczały.

Lipiec był dla nich wyjątkowo niepokojącym miesiącem, nie mówiąc już nic o sierpniu. Przyjaciółki prawie nie spały. Klara po nocach rysowała albo słuchała Ariany Grande czy Miley Cyrus. Miała tak podkrążone oczy, jakby dostała od kogoś w twarz. Z łokcia. W prawe i lewe oko.

Stella nieco lepiej znosiła nękającą je obie bezsenność. Również słuchała muzyki, głównie swojej królowej — Lady Gagi. A gdy potrzebowała większego kopa, zakładała słuchawki i włączała playlistę niemieckiego zespołu Rammstein. Oprócz tego sporo grała, mimo skarg braci i mamy na późną porę, w jakiej to robiła. A jak serio nie miała już na nic siły, to po prostu leżała w łóżku z kołdrą na głowie, mając wszystko gdzieś. Ale i tak nie mogła zasnąć.

***

— Halo?

— Cześć.

— Coś nie tak? — zapytała zaniepokojona Klara.

— Czemu od razu myślisz, że coś się stało?

— Hmm, pomyślmy… Bo rzadko dzwonisz do mnie sama z siebie. A właściwie to prawie nigdy nie dzwonisz.

— Ej no, kurde! Czyli nie chcesz przyjść do mnie na noc? Będę sama w domu, mama ma służbowy wyjazd do Warszawy, a tata jak zwykle siedzi za granicą. No a chłopaki to tam wiesz.

Mama Stelli też wyjeżdżała od czasu do czasu z domu, jednak nie tak często, jak Łucja i Lucjan. Pani Gabriela (bo tak miała na imię mama Stelli) to prawdziwa kobieta do wszystkiego! Była prezesem dużej firmy kosmetycznej, znajdującej się w Trójmieście, więc dużo pracowała. Dodatkowo doskonale ogarniała dom i dzieci. Nie były co prawda już takie małe, ale liczył się sam fakt!

— Masz na myśli niespaną noc? Czy raczej aktywnonoc? A może chodzi ci o…

— Boże, Klara, cicho! Bądź u mnie o dwudziestej i nie spóźnij się, bo nie mam zamiaru znowu na ciebie czekać.

Dziewczyna niestety często przychodziła „po punktualnie”, a jej zachowanie już powoli zaczynało wyprowadzać Stellę z równowagi. Bo zawsze musiała na nią czekać!

— Dobra, to przyjdę. Żegnaj! — Klara teatralnie wypowiedziała ostatnie słowo.

— Co za debil — skomentowała Stella, po czym odłożyła słuchawkę.

Klara spojrzała w stronę okna i westchnęła. Deszcz. Prawie końcówka wakacji, a tu już pada! Super. W sumie to lubiła taką pogodę. Było wtedy ciemniej i piękniej. Zerknęła na zegarek stojący na szafce nocnej, pokazujący od niedawna wciąż tę samą godzinę.

— Ta, nieważne — Klara sięgnęła po swój telefon. Dochodziła czternasta. Nie spała do piątej rano. Całą noc miała dreszcze. Na chwilę zasnęła dopiero po okryciu się wszystkimi kocami, jakie tylko znalazła w domu. Dzisiaj znów była sama. Rodzice pojechali na jakieś wesele i wrócą… pewnie jakoś pojutrze? Tak przynajmniej podejrzewała.

— Mogliby chociaż zadzwonić — powiedziała do siebie. Chociaż z drugiej strony czasami tak bardzo ją wkurzali, że może lepiej, że nie dzwonią. Głównie to denerwowała ją mama, która posiadała jakiś dziwny i zupełnie niepotrzebny dar czepiania się o wszystko. — Ale dobra tam, kawa sama się nie wypije! Kawa! Kawa! Kaaaawaaaa! — krzyknęła i zerwała się z łóżka. To już tradycja jej porannego (w wakacje trochę jednak późniejszego) doładowywania się.

Dziewczyna wypiła więc kubek swojego świętego napoju, po czym zjadła pyszną owsiankę na mleku roślinnym z orzechami i jagodami goji.

— Mniaaaaam! — pomyślała, przeżuwając swoją nieziemsko dobrą papkę.

Po zjedzeniu ubrała się i zabrała za ćwiczenie jogi. Później wypiła trzy szklanki wody i obejrzała dwie pierwsze części Harrego Pottera: „Kamień filozoficzny” i „Komnatę tajemnic”. Ale i tak jej ulubioną była część piąta pt. „Zakon Feniksa”, a to dlatego, że pojawiła się w niej Luna, którą Klara uwielbiała. Dziewczyna zdawała sobie sprawę z banalności swojej obsesji na punkcie książek i filmów z serii o Harrym Potterze. Ale naprawdę je kochała. Coś w sobie miały i jej zdaniem J.K. Rowling doskonale pokazała, co to znaczy dobra książka i niesamowita wyobraźnia!

Po obejrzeniu swoich perełek Klara splotła włosy w warkocz. Założyła nieco już stare i lekko przetarte jeansy, ciemnofioletową bluzę i czarne trampki Converse za kostkę. Już w sumie szare, bo wyblakły od słońca. Zawsze zostawiała je na tarasie, gdzie promienie nie znały litości. Ale jej to nie przeszkadzało. Uznała, że takie też są całkiem okej.

***

Klara nacisnęła na klamkę i pchnęła drzwi domu Stelli. Do jej uszu dotarły wspaniałe dźwięki klarnetu. Stella grała u siebie w pokoju, na górze. Przyjaciółka nie chciała jej przeszkadzać, więc usiadła na schodach prowadzących do lokum Stelli i oczywiście… zasnęła.

***

— No świstl śpi na moich schodach! — wydarła się roześmiana Stella.

— Mm… ym, co? Omg — wybełkotała niewyraźnie Klara z na wpół zamkniętymi oczami.

— Czemu po prostu nie weszłaś?

— Wiem, jak to jest, gdy ktoś przerywa ci ćwiczenia. Uwierz mi, codzienne praktyki u boku mojej mamy nieźle mnie wyszkoliły!

— No dobra, ale spałaś! To dobry znak! — powiedziała entuzjastycznie.

— Hm, czy ja wiem…

— Jak to?

Klara opowiedziała o dreszczach, jakich dostała dzisiejszej nocy. Okazało się, że Stelli przytrafiło się to samo.

— Która godzina? — Klara zmieniła temat.

— Jest kwadrans po dwudziestej pierwszej.

— Okej. Co robimy?

— Tak myślałam, że może pójdziemy sobie na balkon? Chochlik zamówił…

— Ej! Nie mów tak na mnie, dobra?! — odezwał się z innego pomieszczenia nieco wściekły brat Stelli. Nie lubił, jak siostra go tak nazywała. Uważał, że to dziecinne, a sam przecież już nie był dzieckiem. A przynajmniej tak twierdził.

— Ech, więc! — Stella wzięła głośny oddech i uśmiechnęła się sztucznie, udając, że brat wcale jej nie wkurzył. — Stefan zamówił teleskop — poprawiła się. Zaakcentowała imię chłopaka.

— Dziękuję! — krzyknął z innego pomieszczenia, zadowolony. Chyba robił coś w kuchni.

— Więc!!! Stef zamówił teleskop, do jasnej cholery!!! — Klara pękała ze śmiechu. Uwielbiała, jak Stella i jej bracia toczyli te małe bitewki słowne. — Aleee… go nie używa. Weźmiemy poduszki, herbatę i coś do jedzenia, co? — dokończyła przedstawiać swój pomysł, już spokojniejsza.

— Będziemy oglądać gwiazdy! — Klara już zaczęła się nakręcać.

— A psik! A psik! A psik!

— Na zdrowie.

— Dzięki. Po raz setny chyba w tym tygodniu — oburzyła się Stella.

Minęło może pół godziny, a dziewczyny już kończyły składać teleskop na balkonie.

— Ja sprawdzę, czy działa, a ty idź po prowiant i pićku!

— Dobłaaaaa! — zgodziła się żartobliwie Klara i po chwili niosła już herbatę i miskę suszonych owoców.

— A gdzie moja herbata?! — spytała Stella tonem mogącym wystraszyć nawet wściekłego nosorożca, na co jej przyjaciółka zaśmiała się i pobiegła po drugi kubek gorącego napoju.

— Klara! Szybko! Chodź tu! Rusz się! — darła się wniebogłosy.

— Co?! Prawie bym się przez ciebie oparzyła! — burknęła.

— Zobacz, jak to super wygląda.

— Serio? I po to mnie wołałaś? Pokaż. — Klara spojrzała przez teleskop. — Łooo, ej, rzeczywiście ten księżyc… Jaki on piękny!

— Saturn jest najlepszy — stwierdziła Stella, wyciągając gumkę z kieszeni spodni. Związała w kitka swoje rozczochrane włosy, po czym spojrzała na Klarę swoimi pięknymi, niebiesko-szarymi oczami, i podała jej kubek z herbatą.

— Czemu? — zapytała zaciekawiona, biorąc od przyjaciółki ciepły napój.

— Bo ma piękny pierścień. W sumie to ma ich dziewięć i składają się one głównie z cząsteczek lodu.

— Brzmi super — podsumowała Klara, zagryzając przy tym suszone mango.

— Ciekawe, jak to by było… wiesz, polecieć w kosmos.

— Chciałabyś?

— No pewnie. Skakałybyśmy po gwiazdach, pijąc czekoladowe mleko, do góry nogami! — zaśmiała się.

— Ha, ha! Ej, dobry żart. Podoba mi się! To by było coś! — zawtórowała jej Klara, po czym dodała: — A myślisz, że mleko by nie sfermentowało?

— Nie mam pojęcia, ale bałabym się wtedy, bo musiałabym szybko znaleźć toi toia! — odpowiedziała.

Świst!

Coś nagle przeleciało w górze z niezwykłą prędkością.

— Widziałaś?! — Stella była przerażona. Milczała jeszcze przez chwilę. Jej przyjaciółka podobnie. W końcu postanowiła znów zabrać głos: — To chyba znowu tu jest. Ta bańka, kula, to coś. Co teraz?! — spojrzała pytająco na Klarę.

Na twarzy dziewczyny malowały się lekkie napięcie i zmieszanie. Po chwili się jednak odezwała:

— Myślę, że powinnyśmy to sprawdzić. Ucieczka nie ma sensu, skoro to i tak wraca.

— Ech, nie wiem, Klar… Nie wiem, czy to dobry pomysł — Stella zbladła. Denerwowała się i głęboko nad czymś myślała. Pewnie próbowała znaleźć nieco inne, łatwiejsze rozwiązanie ich problemu, ale niestety nie znalazła. Przetarła tylko ręką czoło.

— Dobra — zgodziła się.

Teraz wystarczyło tylko chwilę zaczekać…Rozdział VI
Jeden krok

Przyjaciółki stały na balkonie. Ich wzrok utkwiony był w bańce, która powoli się do nich zbliżała. Klara wzięła Stellę za rękę i mocno ścisnęła.

Bały się, a strach w tej sytuacji wcale im nie pomagał.

— A psik! A psik! — kichała dziewczyna.

— Ssss… — Klara wzdrygnęła się, gdy dreszcz ponownie postanowił zaskoczyć ją swoją obecnością. Znów poczuła dobrze jej znany chłód.

Dziewczyny nieco lepiej przyjrzały się tajemniczej kuli, która sprawiała wrażenie, została wykonana jakby ze szkła, ale wcześniej stłuczonego, a potem — na nowo posklejanego. Przedtem przyjaciółki tego nie dostrzegły, jednak z takiej niewielkiej odległości mogły dostrzec więcej szczegółów. Teraz dziwne zjawisko znajdowało się zaledwie sto metrów od nich.

— Dlaczego nikt tego nie widzi?! Dlaczego nikt nie reaguje?! — zaczęła krzyczeć Stella, najwyraźniej wyrwana z wcześniejszego osłupienia. Nie otrzymała niestety żadnej odpowiedzi.

Z balkonu — oprócz dziadków Klary, którzy już pewnie spali i śnili o przesadzaniu drzew w swoim ogrodzie — dostrzec można było zarysy jeszcze kilku postaci. Sąsiedzi z naprzeciwka rozpalili grilla, a ich goście bawili się w najlepsze. Nikogo nie obchodziła tajemnicza kula, unosząca się w powietrzu, która powoli zbliżała się w stronę dziewczyn. Zupełnie jakby nie istniała.

Jednak w pewnym momencie zatrzymała się, a powietrze wokół przyjaciółek zgęstniało. Nastała grobowa cisza.

Słychać było tylko, jak Stella głośno przełknęła ślinę. Nawet Klara zaczęła się bać.

— Spieprzajmy stąd — zasugerowała szeptem nastolatka, na której twarzy wyraźnie malowało się napięcie.

— Ani mi się waż. Sprawdzimy to — sprzeciwiła się Klara, też nieco przerażona.

Trzask. Coś pękło. Okropny dźwięk.

A Stella doskonale go rozpoznała.

Czy to nie było to samo, co usłyszałam, spadając jakiś czas temu z kanapy? — zastanawiała się. Ale nie mogła pogłówkować nad tym dłużej, ponieważ…

Nagle kula zaczęła rozsypywać się na kawałki, które zdawały się fruwać po całej ich ulicy. Dziewczyny nie były w stanie stwierdzić, ile dokładnie to trwało. Po jakimś czasie zauważyły jednak, że kryształki łączą się i formują w przeogromne schody, mieniące się w blasku księżyca, wiszącego wysoko na niebie.

Klara znów usłyszała tajemniczą melodię, która niedawno uratowała ją i Stellę z totalnego wyziębienia na szkolnym boisku.

— To ona! Słyszysz?!

Przyjaciółka kiwnęła tylko potwierdzająco głową. Melodii nie musiały się bać, miała ona bardzo dobrą energię. Nawet Stella to czuła.

Obie wpatrywały się w stopnie, które piętrzyły się aż do gwiazd i które znajdowały się zaledwie kila kroków od nich.

Tego się nie da wyjaśnić, ale w tej samej chwili obie spojrzały sobie w oczy.

I wiedziały, co powinny zrobić.

A mianowicie… wejść po schodach.

Teraz.

— Raz pokręconym „mam wszystko gdzieś” dziewczynom śmierć, co? — odezwała się na zachętę Klara, chcąc tym samym trochę rozśmieszyć swoją przyjaciółkę.

— No, zrobimy to teraz albo nigdy nie napiję się w kosmosie tego czekoladowego mleka. To… razem.

Wdrapały się na poręcz balkonu i ponownie chwyciły za ręce. Miały wątpliwości co do tego, co właściwie robiły, ale jednocześnie czuły, że to jedyne rozwiązanie.

— Nie wahaj się — przekonywała samą siebie Klara, mająca niestety lęk wysokości.

— Po prosu to zróbmy. Jak mówiłaś. Na trzy, dobra? Raz…

Klara ni stąd, ni zowąd nagle pociągnęła za sobą Stellę, nie czekając nawet, aż ta skończy odliczać do trzech. Zrobiła to, ponieważ wiedziała, że jak będzie się za długo zastanawiać, to stchórzy. Zadziałała więc po swojemu.

***

Dziewczyny stały na pierwszym stopniu, znajdującym się zaledwie metr od poręczy balkonu, wciąż trzymając się za ręce i przysłuchując cudownie brzmiącej melodii. Coś ciągnęło je w górę. Jakaś dziwna siła, o której nie miały zielonego pojęcia.

Ruszyły.

Wspinały się po kryształowych schodach, zmierzając ku nieznanemu. Pod ich stopami widoczne były światła samochodów i sąsiadujące ze sobą małe budynki. Ale one nie patrzyły w dół. Ich oczy skierowane były ku górze, ku czemuś, czego nawet nie potrafiły sobie wyobrazić…Rozdział VIII
Żyletka

Klara otworzyła oczy. Przespała chyba parę dobrych godzin. Przeciągnęła się leniwie i po chwili spojrzała na swoją przyjaciółkę, którą też powoli opuszczał sen.

Wreszcie odpoczęły.

Od dawna, a właściwie to nigdy nie widziały piękniejszego miejsca niż to, w którym się obecnie znajdowały. Atmosfera w kosmosie była niesamowita, zupełnie inna niż na Ziemi. W końcu dreszcze i innego typu dolegliwości przestały męczyć przyjaciółki.

Teraz czuły się już dobrze i były gotowe wyruszyć w dalszą drogę.

Brakowało im tylko jedzenia i wody. W ustach miały już totalnie sucho.

Nie wiedziały, jakim cudem jeszcze żyją i jak wytrzymały tak długo bez picia. Ale tutaj wszystko okazywało się dziwne.

— Lecimy dalej? — spytała nieco ochryple Klara, na co Stella przytaknęła i podniosła się z kryształowego stopnia.

Nagle wzrok dziewczyn utknął w miejscu, gdzie wcześniej znajdowała się czarna bryłka. Teraz leżała tam duża żyletka tego samego koloru.

— Czyżby jakaś pieprzona aluzja do tego, że mamy się pociąć? — zażartowała Klara, którą i tak już chyba nic nie mogło zaskoczyć.

— Nie wiem — zaśmiała się Stella, po czym szybko spoważniała. — Dobra, weźmy to ogarnijmy, bo serio zaczynam mieć dosyć — stwierdziła, po czym schyliła się i sięgnęła ręką po żyletę. Zauważyła przypiętą do niej małą karteczkę. Wcześniej jej nie widziała, ponieważ podobnie jak ostre narzędzie, była czarna. Rozwinęła ją.

— To wskazówka — odezwała się ponownie.

— Czytaj, no! — pospieszała ją gepardzica.

— Zamknij się i słuchaj! — krzyknęła i już normalnym tonem głosu odczytała słowa zapisane na ciemnym świstku. — „Przetniecie, co się kończy, i wejdziecie do Świata, który Was wyczekuje. Wtedy odmienicie WSZYSTKO”.

— Wielbiciele?

— Klara, kurde!

— Żartuję.

Stella ukucnęła.

— Nie teraz! Ogarnij się, to nie jest śmieszne — zirytowała się. — Co to w ogóle znaczy? — myślała, na darmo próbując rozwikłać tę zagadkę.

— Słowa są proste. Mają głęboki sens, ale myślę, że mówią bez ogródek.

— Ech, nie wiem. Może masz rację. Ale co przeciąć? Jaki świat? Odmienić wszystko? Jakie wszystko? Przecież to nie ma najmniejszego sensu.

— Więc teraz musimy tylko dojść do końca i… wyciąć drzwi? Tak mi się wydaje.

— Jezu, dobra. Ja i tak już nic nie wiem. Ale jak się mylisz, to obetnę ci tym czymś ogon — zagroziła Stella.

— Ha! Tsa, jak mnie złapiesz! Powodzenia! — Klara błyskawicznie się odwróciła i zaczęła uciekać. Skąd miała jeszcze siły na taki bieg? Na to pytanie nie znała niestety odpowiedzi.

— Ej! Nie wygłupiaj się! Debil! — Stella biegła co sił, jednak w gonitwie z gepardem nie miała żadnych szans. Poza tym była osłabiona.

Klara znajdowała się już bardzo daleko. Na szczęście złotawa sierść zwierzęcia zdradzała Stelli jego położenie.

— Chyba się zatrzymała. No, wreszcie — powiedziała do siebie, ledwie dysząc. Po paru minutach zmęczona dziewczyna znalazła się w końcu obok drapieżnika.

— To tu — stwierdziła Klara.

— Yyy. Skąd wiesz?

— Czuję.

— Czujesz? AAAAA! — sarkastycznie droczyła się Stella. — Ale droga się nie kończy! Halo!

— Ja wiem, ale to tutaj.

Tak dużej pewności w głosie Klary Stella nie słyszała naprawdę długo. Poza tym była na maksa wyczerpana i nie chciało jej się tracić resztek energii oraz czasu na kolejną sprzeczkę. Wyciągnęła więc żyletkę z prawej kieszeni spodni.

Usiadła, a jej przyjaciółka zrobiła to samo. Obie patrzyły na siebie. Stella podała Klarze kawałek ostrego narzędzia, a ta złapała je na tyle, na ile mogła swoją kocią łapką. Nie musiały nawet szukać miejsca, w którym wytną drzwi. Wiedziały już, gdzie się znajdowało. Tak po prostu. I nawet Stella to poczuła. Dokładnie w momencie, gdy swoją dłonią musnęła niechcący sierść Klary. Poczuła tę niezachwianą pewność, bezpieczeństwo i… przyciąganie.

Dziewczyny przecięły więc kawałek wszechświata znajdujący się między nimi. Chwilę po tym fioletowy dym zaczął wydobywać się z kawałka przeciętej przestrzeni i pochłonął dwie postacie, będące połączone niewidzialną nicią przyjaźni, której poza nimi nikt nie pojmował.

Nie można jednak powiedzieć, że przyjaciółki się nie bały. Były wręcz przerażone. Ale czy miały inne wyjście niż poddanie się temu szaleństwu? Poza tym czuły coś dziwnego w związku z tym, co im się ostatnio przydarzyło. Zupełnie, jakby tak właśnie miało być.

Powoli obie stawały się magicznym pyłem. Ciała dziewczyn zmieniły stan skupienia. Teraz materia zmieniała się w gaz…

Leciały i leciały. Przed siebie. Aż w końcu straciły poczucie czasu. Bo tak właściwie, to znajdowały się już poza czasem. Najbardziej niesamowitym uczuciem była ogarniająca je w tym całym szaleństwie błogość. I ciekawość. Ciekawość, która dotyczyła tego, gdzie dolecą, a także tego… co to wszystko dokładnie oznacza.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: