- W empik go
Echo - ebook
Echo - ebook
Świat Sary nagle zatrzymał się w miejscu. Porzuciła wszystko co dawało jej radość: grę na skrzypcach, studia, przyjaciół… W ciszy i samotności chciała znaleźć ukojenie, zapomnieć o niespodziewanie utraconej miłości. Oddała pierścionek zaręczynowy, przekonana, że nie ma już nadziei i niczego do uratowania.
Przypadkowe spotkanie daje jej szansę na odzyskanie wszystkiego. Sara odkrywa, jak wiele jest w stanie poświęcić i zrobić, aby odzyskać ukochanego.
Spróbuj razem z nią uchwycić się rozbudzonej nadziei. Wsłuchaj się w delikatną melodię jej skrzypiec! Uwierz, że nawet najsłabsze echo dobrych wspomnień ma potężną moc zmiany.
Ta książka to idealna melodia, jakiej chce się słuchać, by uspokoić myśli.
Pozwala czuć rytm, w którym biją serca bohaterów.
Mnie kupiła w całości i wiem, że Wy także ją pokochacie.
Małgorzata Falkowska, autorka powieści Spełniacze oraz Na lodzie
“Echo” to ten rodzaj powieści, która zapada głęboko w sercu już po przeczytaniu pierwszych stron, a my doskonale wiemy, że ta historia będzie niepowtarzalna.
Grażyna Wróbel, Czytaninka
Daj się ponieść nadziei, która niczym najpiękniejsza melodia wskaże ci drogę w ciszy.
Marta Daft, Marta wśród książek
Zapadająca w serce, jak najbardziej wzruszająca melodia. „Echo” to powieść, którą koniecznie musicie przeczytać!
Ewelina Nawara, My fairy book world
„Echo” to powieść, która przywraca wiarę w to, że jeszcze wszystko może wrócić na dobry tor. Momentami mrozi krew w żyłach po to, by otulić jak ciepły koc. Emocje czytelnik dostaje w gratisie.
Magdalena Szymczyk, Czytam w pociągu
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7995-472-8 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Wrzesień 2018 roku
Krople jesiennego deszczu spływały wolno po szybach kawiarenki, pogarszając tylko nastroje ludzi, którzy schronili się w niewielkim budynku, aby przeczekać kolejne oberwanie chmury. Wrześniowe popołudnia były szare i bure, nostalgiczne i przygnębiające, zupełnie nie zachęcały do spędzenia wolnego popołudnia przy kawie w centrum miasta. Ludzie pomrukiwali nerwowo, klnąc na złośliwą pogodę. Zerkali na zegarki, liczyli minuty, wzdychali głęboko, wierząc, że to może przyspieszy ciągnące się w nieskończoność oczekiwanie na przerwę w deszczu.
Żaden z nerwowo depczących w miejscu gości kawiarenki nie zwrócił uwagi na ostatni, usytuowany w samym rogu sali stolik. Być może zbytnio skupiali się na własnych problemach, a może woleli nie wtrącać się w nie swoje sprawy, stali się jednak, wbrew swojej woli, niemymi świadkami rozmowy dwojga młodych ludzi.
Oboje milczeli od dłuższego czasu, trawiąc temat, który został poruszony. Każde z nich zamówiło wcześniej po aromatycznej kawie, ale ani on, ani ona nie tknęli jej. Sara podniosła wzrok ze splecionych na telefonie dłoni chłopaka. Tomek nie patrzył na nią, a gdzieś w dal, przez zalaną deszczem szybę. Nie widział, że z zawsze roześmianych oczu dziewczyny znikają roztańczone iskierki.
Milczał, spodziewając się krzyków, płaczu, może nawet wyzwisk, ale nic takiego nie nastąpiło. Odwrócił wzrok od szyby i spotkał się ze spojrzeniem dziewczyny.
– To wszystko? – zapytała cicho i powoli położyła na stoliku swoje dłonie. Palce do połowy zakrywał ściągacz bluzy, którą narzuciła na siebie w biegu. Była raczej drobną dziewczyną, a teraz, gdy kuliła się bezwiednie, wydawała się jeszcze mniejsza.
– Tak – odparł równie cicho.
Sara kiwnęła głową. Zrozumiała, że rozmowa jest już zakończona. Odsunęła rękaw bluzy z prawej ręki, ukazując złoty pierścionek. Zsunęła go z łatwością i podsunęła Tomkowi.
– Proszę...
– Zatrzymaj go. – Zaskoczony cofnął dłonie.
– Nie. – Pokręciła głową i wstała od stolika. Świat zawirował jej przed oczami, ale nie pozwoliła, żeby nogi się pod nią ugięły. Wzięła głęboki wdech i narzuciła na głowę kaptur, przysłaniając tym samym związane w kitkę jasne włosy.
– Sara... – mruknął na wydechu, chciał jeszcze wstać i coś dodać, ale zatrzymała go gestem dłoni i cofnęła się o kilka kroków.
– Powodzenia… – szepnęła, siłą powstrzymując drżenie swojego głosu.
Przeszła obok zebranych przy drzwiach ludzi i wyszła, co obwieścił staroświecki, trącony przez drzwi dzwoneczek. Nikt jej nie zatrzymał, nikt nie zaproponował, żeby zaczekała, aż przestanie padać. Sara nie odwróciła się za siebie, sprawdzając, czy Tomek za nią biegnie. Wiedziała, że tego nie zrobi. Zatrzymała się przy światłach, przy przejściu dla pieszych i poczuła ciepłe łzy na policzkach.
Październik 2018 roku
Sara podniosła z ziemi kilka średniej grubości tomów i wcisnęła je na półkę, na której już od dawna brakowało miejsca. Nie mogła się jednak powstrzymać przed kupowaniem kolejnych egzemplarzy. Książki były dla niej jedynym światem w którym zawsze wszystko się wszystkim udawało. Wściekała się, czytając o bajkowej miłości, mężczyznach o urodzie Brada Pitta i przygodach, które nie miały nic wspólnego z jej nudnym życiem, ale czytała wciąż i wciąż, jakby szukała oderwania od świata, który nagle zaczął się jej walić.
Zerknęła przelotnie na grzbiety książek. Zapewne zwykle poświęciłaby im więcej uwagi. Ułożyłaby je kolorystycznie lub chociaż od najwyższej, ale nie tego dnia. Tego dnia nic nie było w stanie sprawić, że życie stanie się bardziej uporządkowane. Odwróciła zrezygnowany wzrok w stronę kanapy, która chwilowo służyła jej za łóżko. Mogłaby znów udawać, że jest zmęczona i po prostu odpłynąć... ale musiałaby łyknąć większą dawkę proszków nasennych, bo po tylu godzinach pod kocem na pewno była jedną z bardziej wyspanych osób w mieście.
Objęła się ramionami, jakby chciała samą siebie poklepać po plecach, ale i to niewiele pomogło. Choć bardzo się starała, nie mogła znaleźć niczego więcej, co wymagałoby uporządkowania. Maleńkie mieszkanie, dwa nieduże pokoje z aneksem kuchennym, nie stanowiło przestrzeni sprzyjającej wyładowywaniu emocji.
Podskoczyła gwałtownie, słysząc dzwonek do drzwi. Przeklęła w myślach swojego brata, który mieszkał tutaj przed nią, przed wyjazdem za granicę. Założył wyjątkowo idiotyczny i denerwujący dzwonek, być może nawet najgorszy, jaki udało mu się znaleźć w sklepie, tylko po to, żeby słyszeć go przez słuchawki, gdy grywał w gry na konsoli. Teraz Krzysiek wyjechał, ale dzwonek z wyjątkowo irytującym dźwiękiem, niczym alarm na starych halach produkcyjnych, pozostał. Sara zmusiła się do otworzenia drzwi.
– Sara, do jasnej cholery... – jęknęła Koral na widok swojej przyjaciółki. – Dlaczego nic nie powiedziałaś?
– A jest się czym chwalić? – Wzruszyła ramionami i uchyliła szerzej drzwi, zdając sobie sprawę, że nie będzie w stanie dłużej odwlekać tej rozmowy. – Wejdź... – Machnęła niedbale dłonią, dając przyjaciółce znać, by zrobiła kilka kroków do przodu.
Koral zagryzła wargi, zacisnęła dłoń na limonkowej, przewieszonej przez ramię torebce i weszła do środka. Właściwie nazywała się Karolina, ale od kiedy zaczęła farbować włosy na ognistą czerwień, znajomi w liceum zaczęli ją nazywać Koral i tak już zostało. Teraz zwracano się tak do niej i w pracy, właściwie przestała reagować na swoje prawdziwe imię, którym, jak twierdziła, rodzice mocno ją skrzywdzili.
Koral odwróciła się, gdy tylko Sara zamknęła drzwi. Dziewczyna wyglądała jak cień, nie było teraz śladu po dawnej Sarze. Blond włosy spięła w bezładną kitkę. Pojedyncze pasma wysuwały się spod zbyt luźnej gumki. Sara na co dzień ograniczała ilość używanych kosmetyków do minimum, ale teraz nie można było odnaleźć ani grama tuszu na rzęsach, a jedyny makijaż stanowiły podpuchnięte, zaczerwienione policzki. Totalne przeciwieństwo zadbanej Koral.
– To jest jakaś abstrakcja!
– Napijesz się czegoś?
Odezwały się równocześnie, przełamując niezręczną ciszę. Naciągnięta bluza, którą miała na sobie Sara, zasłaniała dłonie. Jedyna pozostałość po jej bracie, poza dzwonkiem, którego szczerze nienawidziła.
– Kurwa... – Koral przeklęła siarczyście i szybkim ruchem ujęła dłoń przyjaciółki. Nie pytając o pozwolenie, podwinęła rękaw na prawej ręce i wymownie spojrzała na palce. Na serdecznym wyraźnie czegoś brakowało. – Kurwa – powtórzyła ciszej i spojrzała Sarze w oczy. – Dlaczego, do cholery, nic nie powiedziałaś?!
Sara przez moment milczała, nie spuszczając wzroku z przyjaciółki. Sama była zdziwiona, że jeszcze nie wybuchnęła płaczem, ale przez ostatnie dni wypłakała już chyba wszystkie pokłady łez, jakie w sobie miała.
– Rozstaliśmy się – powiedziała w końcu całkowicie obojętnym tonem.
– Rozstaliście się? – powtórzyła, niedowierzając. – Miesiąc temu byliście na wakacjach, a dzisiaj się rozstaliście?
– Kilka dni temu – poprawiła ją.
– Kurwa, Sara! – znów przeklęła. – Nie daty są teraz istotne... Gdzie jest ten cholerny pierścionek?
– Oddałam mu go.
– Sara, dlaczego? – Koral nagle zmieniła ton głosu, zupełnie tak, jakby miała się zaraz rozpłakać.
– Dlaczego? – Sara spuściła wzrok na swoje palce, które Koral ściskała boleśnie. Odpowiedź była prosta, przecież ją znała. Tomek wszystko jej wytłumaczył, wszystko. – Nie kocha mnie – odparła cicho i poczuła, jak dwie wielkie łzy wypłynęły z jej oczu. Czyli jednak wciąż mogła płakać. I nagle, gdy to sobie uświadomiła, poczuła, jak całe jej ciało zaczyna drżeć z bezsilności. Szloch był nie do opanowania. Spojrzała gwałtownie na zmartwioną Koral. – Powiedział, że mnie nie kocha – powtórzyła, choć brakowało jej tchu.
Koral przytuliła ją mocno do siebie, jakby chciała uchronić przyjaciółkę przed całym światem. Wiedziała jednak, że nie może. Żadna siła nie mogła.Rozdział I
Sierpień 2019 roku
Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Żadna siła nie sprawi, że będzie się znów nadawało do picia. Nie można go pozbierać i wlać z powrotem do butelki czy kartonu. Najrozsądniejszym krokiem jest posprzątanie po sobie przy pomocy kilku papierowych ręczników i sięgnięcie do lodówki po nowe mleko lub zrobienie sobie herbaty.
Trudniej przychodzi pogodzenie się z rozbitą pamiątką, ramką czy figurką. Z zaciśniętymi zębami można próbować posklejać ją w całość, ale sukcesu nikt nie gwarantuje, ryzykujemy jedynie utratą dobrego humoru na resztę dnia. Rozbita pamiątka ląduje w koszu i po krótkim czasie udaje się o niej zapomnieć.
Sara zaklęła pod nosem i zamknęła oczy, gdy smyczek znów omsknął się na strunie. Trzy głębsze wdechy.
Jak poskładać rozwalony na kawałki świat?
– Sara! – Ostry ton głosu przebił się przez burzę myśli w głowie dziewczyny i przywrócił ją do rzeczywistości. Dziewczyna otworzyła oczy i niepewnie spojrzała za siebie, na siedzącego przy oknie mężczyznę. – Jeśli tak chcesz wykorzystać swoją szansę, to proponuję w ogóle nie próbować wychodzić na scenę.
Dziewczyna nie zbyła go milczeniem. Powinna sobie najpierw odpowiedzieć na pytanie, czy w ogóle chce brać udział w tym teatrzyku. Mężczyzna wstał z trzeszczącego krzesełka i podszedł bliżej dziewczyny.
– Spójrz... W piątym takcie przyspieszasz. – Wystukał rytm. – Gdzieś się spieszysz?
– Nie grałam tego od roku – przypomniała mu z wyrzutem.
– Wiem. – Uśmiechnął się delikatnie, a okulary z czarnymi, grubymi oprawkami zabawnie uniosły się ku górze. – Ale byłaś w tym świetna. Wrócisz do pełnej sprawności, to kwestia czasu.
Czasu – prychnęła w myślach. Niekiedy nawet czas nie zmieni tego, że pewne sprawy utknęły w czarnej dupie. Sara przestąpiła z nogi na nogę i parokrotnie uderzyła smyczkiem w swoje udo.
– Weź głęboki wdech. – Mężczyzna wymownie ułożył swoje dłonie w okolicy płuc i wciągnął powietrze. – Rozluźnij ramiona. Musisz być płynna. Znasz ten utwór na pamięć. – Zamknął kajet z nutami. – Zamknij oczy i po prostu graj – poinstruował ją.
Zrobiła, jak kazał, choć nie wierzyła w efekty tych zabiegów. Smyczek sunął po strunach gładko, a ona zaciskała powieki coraz mocniej i mocniej, aż poczuła, jak melodia dociera do każdego najdrobniejszego kawałka jej ciała. Porusza to, o czym czas skutecznie pomógł zapomnieć.
Jakub z uśmiechem przyglądał się temu, jak dziewczyna daje się ponieść muzyce. Jak sztywne do tej pory nogi zaczęły delikatnie poruszać się w takt, a ramiona – płynnie unosić i opadać w spokojnym, miarowym oddechu.
Cichym krokiem odszedł od swojego krzesełka. Przystanął obok niego i zwrócił się do okna, które wychodziło wprost na pobliską kawiarenkę. Stał tak, póki Sara nie dokończyła utworu. Gdy wybrzmiała ostatnia nuta, dziewczyna otworzyła gwałtownie oczy, czując, że brakuje jej tchu. Drżącymi rękami odłożyła skrzypce na pobliski stolik i wsparła się ramionami po obu ich stronach, żeby nie upaść.
Po raz pierwszy od roku udało jej się zagrać coś do końca.
– Co powiesz na ciepłą latte z likierem czekoladowym? – Jakub nie odwrócił się w jej stronę, jakby przeczuwał, że potrzebowała chwili oddechu.
– Może być – mruknęła. Najchętniej wróciłaby do domu, ale wiedziała, że Koral by jej tego nie wybaczyła.
Zaczęła się pakować. Smyczek, kalafonia, nuty i najważniejsze... skrzypce. Ostrożnie włożyła je do wysłużonego futerału. Zdecydowanie nadawały się do renowacji. Nosiły na sobie znamiona użytkowania chyba niejednej osoby. Sara, sięgając pamięcią do ich pierwszej właścicielki, przypominała sobie babcię. Ojciec podobno próbował grywać, ale szybko to porzucił. Sara odziedziczyła talent i instrument, ale zdecydowanie brakowało jej teraz pewności siebie.
Sara pogładziła ostrożnie ślimaka, następnie zjechała niżej, poprzez gryf, aż do pudła rezonansowego i w końcu zamknęła wieko futerału. Gdy była gotowa do wyjścia, podniosła wzrok na Kubę i zauważyła, że mężczyzna odwrócił się od okna i przyglądał się jej. Zarzuciła futerał na ramię, a drugą ręką zaczesała niedbale pukle włosów do tyłu. Chciała, by wyglądało to naturalnie, ale wiedziała, że Jakub miał niesamowitą zdolność do wyczuwania jej prawdziwych emocji. Nigdy jednak nie zapytał o nie wprost. I tym razem uśmiechnął się tylko i wskazał gestem drzwi.
Gdy opuścili uczelnię, Sarę uderzył podmuch świeżego powietrza. Wzięła głęboki oddech, mając nadzieję, że przyjemnie chłodny wietrzyk pomoże pozbyć się rumieńca na policzkach. Czuła, jak ją paliły. Wróciła do gry za namową Koral i to już dwa miesiące temu, ale wciąż coś było nie tak, wciąż gdzieś robiła błąd. Gubiła się, denerwowała. Znała powód, ale świat nie mógł go poznać. Sara świetnie radziła sobie z jego ukrywaniem.
Jakub doktoryzował się. Właściwie kończył już swoją pracę i powoli szykował się do egzaminu, a ona? Zmarnowała rok, przerwała doktorat, nim jeszcze na dobre go zaczęła, przerwała wszystko.
– Chłodny ten sierpień. – Jakub otrząsnął się, gdy czekali na zmianę światła.
– Przynajmniej studzi emocje. – Próbowała się uśmiechnąć. Nie wyszło.
Kawiarenka przy uczelni była zawsze pełna gości. W czasie roku akademickiego nie brakowało tam studentów, którzy w oczekiwaniu na kolejne zajęcia przychodzili kupić ciepłą kawę. Wpadali również wykładowcy, często poza godzinami pracy, przyprowadzając ze sobą współmałżonków i przyjaciół. W sezonie letnim najwięcej przychodziło dzieci, bo kawiarenka serwowała również kilka smaków przepysznych lodów domowej produkcji. Można tam było również kupić wyśmienite ciasta, które wychodziły spod ręki samej właścicielki.
Koral początkowo pracowała tam, bo chciała zarobić na własny samochód. Rodzice uznali, że powinna sama postarać się przynajmniej o połowę pieniędzy, a ponieważ kawiarenka należała do nich, dziewczyna skorzystała z tej okazji i wolny czas pomiędzy zajęciami spędzała przy ladzie. Potem skończyła studia, znalazła pracę w laboratorium i kupiła wymarzone auto. Nie przestała jednak pomagać rodzicom, bo po prostu to polubiła. Była świadkiem kłótni przyjaciół, gwałtownych rozstań i wzruszających powrotów. Serwowała kawę na poprawę nastroju, dla podniesienia na duchu i po prostu... dla chwili przyjemności.
Jakub nonszalancko otworzył przed Sarą drzwi i wpuścił ją do środka. Dziewczyna nieśmiało skinęła głową w podzięce i podbiegła do Koral, która już zdążyła wychylić się zza lady.
– Ile można na ciebie czekać! – pisnęła jej przyjaciółka. – Z tego, co wiem, powinnaś skończyć już pół godziny temu. – Wskazała na zegarek
– Kuba mi nie odpuszczał. – Odetchnęła głęboko, ale poczuła ulgę, że wreszcie ma Koral obok siebie.
– I bardzo dobrze. – Uśmiechnęła się szeroko do mężczyzny.
– Zagrała pięknie, oczywiście. Nikt nie będzie miał oporów przed wydaniem zgody na doktoryzowanie. Jeszcze po drodze wygrasz ten konkurs i… nagrasz płytę.
– Tak, jasne. – Skrzywiła się. – Jakby to było takie banalne.
– Oczywiście, że zagrała pięknie. Zawsze grała... żadna przerwa tego nie zmieni. Musisz tylko odszukać w sobie ten ogień, to, co sprawiało, że melodia wypływała z ciebie... a skrzypce już same to przekażą. – Znów zaczął gwałtownie gestykulować. Sara z lekkim niepokojem spojrzała na Koral, ale dziewczyna wydawała się być pod delikatnym wrażeniem jej znajomego.
– Ogień... – powtórzyła za nim Koral i rzuciła Sarze krótkie spojrzenie, które przekazało zdecydowanie więcej niż tysiąc przekleństw, które dziewczyna mogłaby z siebie w tej chwili wyrzucić, a Koral słynęła z tego, że nie przebierała w słowach. – Może lepiej maleńką iskrę na początek, bo się nam dziewczyna spali. Dwie kawy, rozumiem? – Szybko zmieniła temat. – Sara mówiła, że się doktoryzujesz? Też bym chciała – dodała, nim zdążył cokolwiek odpowiedzieć. – Nawet myślałam, żeby przystąpić do egzaminów w tym roku, ale zdecydowanie brakuje mi czasu na przygotowania. Teraz człowiek ma tyle na głowie – wzruszyła ramionami i ustawiła ekspres do kawy. – A co robisz? Oprócz skrzypiec oczywiście...
– Altówka. Głównie – odparł krótko, był wyraźnie rozbawiony. – Ale obecnie kończę instrumentalistykę.
– Ooo. – Wydęła usta w dziubek – Brzmi groźnie.
Sara przysłuchiwała się ich rozmowie. Gdy Koral podała jej kawę, zaczęła w niej beznamiętnie mieszać łyżeczką. Nie wypłynęła na wierzch żadna mądrość życiowa, to nie ciasteczko z wróżbą, a szkoda. Zerknęła na duży telewizor powieszony na ścianie, chcąc chociaż na chwilę wyłączyć myśli. Prezenterka mówiła właśnie o kolejnym wypadku na krajowej drodze.
Szlag – pomyślała. Gorzej być nie może.
– Koncert? Poważnie?! To jest genialny pomysł! Jasne, że wpadniemy! – Usłyszała głos Koral jakby z oddali i zmusiła się, by odwrócić ciało w ich stronę. – Sara na pewno nie ma nic lepszego do roboty.
A jednak może... – znów pomyślała, ale uśmiechnęła się niemrawo do Koral.
– To muzyka poważna? – Koral udawała, że nie zauważa jej panicznego spojrzenia, które wołało o ratunek.
– Nie... staraliśmy się, aby było – zamyślił się na moment – bardziej nowocześnie. Będzie kilka znanych osób. Naprawdę świetna impreza... a później poczęstunek.
– Nie no. Będziemy. – Spoważniała. – Trzeba rozruszać tę naszą Sarę. – Spojrzała przyjaciółce prosto w oczy i Sara już wiedziała, że nie będzie mogła się wykręcić.
– Ja będę leciał. – Kuba uśmiechnął się do niej pokrzepiająco i dopił swoją kawę. – Pamiętaj, że jutro masz pierwszą grupę licealistów na egzaminie wstępnym.
– Pamiętam – przytaknęła, choć najchętniej uciekłaby w siną dal.
– To tylko zajęcia przygotowujące, poradzisz sobie. – Poklepał ją po ramieniu i zwrócił się do Koral. – Widzimy się na występie.
– Będziemy punktualnie. – Uśmiechnęła się zalotnie.Rozdział II
Licealiści okazali się zdecydowanie bardziej przerażeni niż Sara. Wpatrywali się w nią oczami wystraszonych myszek, które nie do końca wiedzą, co robią. Zadała im proste pytanie, na które właściwie nie powinni mieć problemu z odpowiedzią, ale jakoś nikt nie kwapił się do jej udzielenia.
Sara odepchnęła się od biurka, o które się wspierała, i z wciąż skrzyżowanymi na piersi ramionami podeszła bliżej, do wycofanej młodzieży. O ironio... była od nich tylko kilka lat starsza. Tylko kilka lat...
– No dalej. – Zmusiła się do uśmiechu. – Przecież musicie wiedzieć, co chcecie zagrać na egzaminie. – Zrozumiałaby, że boją się teorii, ale przecież to nie miało z nią nic wspólnego.
– A co pani zagrała?
– Ja? – Zdziwiona odwróciła się w kierunku chłopaka z pierwszego rzędu. – Sonatę Księżycową.
– To utwór fortepianowy – zauważył z lekkim rozbawieniem.
– Tu nie chodzi o perfekcyjnie wykonany utwór. – Pokręciła głową. – Macie pokazać w nim siebie. Coś, co pomoże wam siebie wyrazić. – Wolnym krokiem zawróciła do biurka. – Możecie zagrać cokolwiek. Bylebyście to poczuli...
Dziwnie się czuła, tłumacząc im taką oczywistość, choć gdy sięgnęła pamięcią wstecz, to jakieś dwa miesiące sama miała podobny problem po tym, jak Kuba poprosił ją o wykonanie utworu, który wybrała na swój egzamin wstępny.
Spędziła z licealistami pełne trzy godziny, próbując wydobyć z nich to, co głęboko skrywali. O ironio – powtarzała za każdym razem, gdy kolejna osoba dukała o wybranym utworze – jak im pomóc, skoro nie potrafiła pomóc sobie?
Wyszła z zajęć psychicznie wyczerpana. Gorzej poczuła się, uświadamiając sobie, że na kolejnych będzie musiała z nimi zagrać. Zacisnęła dłoń na swoim futerale. Zdecydowanie wolała zajęcia z dziećmi, ale do tych wróci dopiero od września, jeśli dom kultury wyrazi na to zgodę.
– Koral? – W biegu odebrała telefon, mijając się na schodach z wykładowcami.
– Sara, za pół godziny jestem po ciebie i nie próbuj się wymigać. Jedziemy i będziemy dobrze się bawić.
– Ale... – Wybiegła z budynku, nerwowo rozglądając się dokoła. Szukała ratunku, niestety nigdzie go nie było. – To nie ma sensu...
– Co nie ma sensu?! Sara, nie denerwuj mnie. Minął, kurwa, rok. Jebany rok, a ty wciąż nie pozbierałaś się do kupy.
– Koral... – jęknęła, uśmiechając się przepraszająco do starszego mężczyzny, obok którego stała, czekając, aż czerwone światło zlituje się i ustąpi miejsca zielonemu. – Nie poskładasz życia na nowo w jeden dzień.
– W jeden nie, ale w trzysta sześćdziesiąt pięć już tak – mruknęła dziewczyna po drugiej stronie słuchawki. – Dwadzieścia pięć minut... – Rozłączyła się.
Sara przyspieszyła kroku. Wiedziała, że kłótnia z Koral nie miała najmniejszego sensu. Jej przyjaciółka wyciągnęłaby ją z domu w piżamie, jeśli byłaby taka potrzeba. Szczęście w nieszczęściu, że mieszkała niedaleko uczelni.
Niewielkie mieszkanie, które było jej jedynym miejscem ucieczki, przejęła po swoim bracie, gdy ten wyjechał za granicę, by tam dalej studiować. Nie wrócił... zakochał się, ożenił i został na stałe. Ojciec mieszkał tam już od dawna, pracował za granicą, od kiedy Sara skończyła sześć lat, a gdy zaczęła studia, matka wyjechała do ojca.
Sara wbiegła po schodkach na piętro. Nie wiedziała, od czego powinna zacząć. Prysznic? Jakieś ubrania... Działała jak automat, choć wewnętrznie w ogóle nie miała na to ochoty.
Szklanka wody, kawałek niedokończonej bułki ze śniadania i w końcu ten denerwujący dzwonek do drzwi. Sara wpuściła do środka Koral z miną męczennicy.
– Wybierasz się na pogrzeb? – Koral uważnie zmierzyła przyjaciółkę wzrokiem.
– Jesteś za wcześnie. – Zerknęła z dezaprobatą na zegarek.
– Z tego, co widzę, jestem w samą porę. – Skrzyżowała ramiona na piersi. – No błagam cię! Serio chcesz iść w spodniach?
– Serio zamierzasz się czepiać?
– Sara, opamiętaj się – prychnęła. – Tam będzie mnóstwo boskich muzyków, którzy tylko czekają, żeby wziąć cię w ramiona...
– Co ty... – Sara pokręciła z niedowierzaniem głową.
– Rozpuść włosy. – Sięgnęła do kitki na głowie dziewczyny i jednym ruchem ręki zsunęła z włosów gumkę. – I chociaż buty na obcasie...
Sara odpuściła. Wyciągnęła z szafy ukryte głęboko czarne szpilki. Może kiedyś lubiła w nich chodzić, ale teraz nie była pewna, czy wytrzyma w nich cały wieczór. Mizernie prezentowała się w towarzystwie Koral, ale nie mogła nic więcej na to poradzić, a – co gorsza – nawet nie chciała.
Gdy dotarły z powrotem na uczelnię, gdzie w auli miał odbywać się koncert, z trudem udało im się znaleźć miejsca siedzące. W oczekiwaniu na rozpoczęcie Sara denerwowała się coraz bardziej.
– Uspokój się. – Koral zmarszczyła brwi. Noga ci lata tak, że zaraz wykopiesz swoją sąsiadkę z przodu.
– To był błąd, Koral. – Pokręciła głową.
– Błąd? – prychnęła. – Startujesz w konkursie, który odbędzie się w tej auli, więc oswój się z tym miejscem.
Pojawienie się na scenie Jakuba przerwało ich rozmowę. Aulę wypełniła cisza, na którą mężczyzna cierpliwie czekał. Sara wcisnęła się w fotel. Właściwie nie wiedziała, dlaczego tak bardzo się denerwuje, występowała na tej samej scenie setki razy i nigdy nie towarzyszyły jej takie emocje.
Powinna dodać: setki razy, zanim jej świat rozsypał się w gruz.
– Cieszę się, że udało się wam wszystkim dotrzeć. – Jakub rozejrzał się z uśmiechem po auli. – Niektórych zaprosiłem na ostatnią chwilę – zaśmiał się. Sara wiedziała, że nie jest w stanie ich zauważyć. Skierowane wprost na niego światła powodowały, że z ledwością widział pierwsze rzędy widowni, a one siedziały praktycznie na samym końcu, dość wysoko. – Mam nadzieję że te osoby również tutaj z nami są – dodał, co tylko potwierdziło jej przypuszczenia. – Dziś, z różnych powodów, jest ważny dzień dla wielu osób. – Jakub zaczął przechadzać się po scenie. – Ale dla nas tu i teraz pojawia się nadzieja, że to, nad czym bardzo ciężko pracowaliśmy przez ostatni rok – znów się uśmiechnął – ma sens. Chciałbym, żeby każdy z was to poczuł... – Sara drgnęła, słysząc te słowa. Miała wrażenie, że kieruje je wprost do niej, choć było to niemożliwe. – Planowaliśmy wystąpić już pół roku temu, ale... – cmoknął – kilka rzeczy się posypało. Tam ktoś zawalił, tu coś nie wypaliło... Pamiętajcie, że... wszystko ma sens. – Zatrzymał się i spojrzał na widownię. – Życzymy wam przyjemnie spędzonego z nami czasu. – Skłonił się lekko. Oklaski wypełniły aulę.
Sara zerknęła na Koral. Jej przyjaciółka uśmiechnęła się pokrzepiająco, a potem, gdy w auli zgasły wszystkie światła, zniknęła. Kilka sekund w całkowitych ciemnościach pozwoliło Sarze na krótki rachunek z własnym sumieniem. Powinna być wdzięczna Koral za to, co robi. Starała się, jak mogła, żeby postawić ją na nogi. Rozluźniła mięśnie, czując, jak skostniałe palce puszczają ściskane kurczowo podłokietniki fotela, i przeniosła spojrzenie na scenę, gdzie pojawili się już muzycy.
Kuba założył zespół jeszcze przed magisterką, ale z wielu różnych powodów mogli dopiero teraz wystąpić z albumem, który skrupulatnie przygotowywali przez ostatnie lata. Była perkusja, gitara akustyczna, altówka i bas. Niby niewiele, ale dla nich wszystko.
Sara znała większość z utworów, ale musiała przyznać, że naprawdę je dopracowali. Nie usłyszała żadnej fałszywej nuty. Nie wychwyciła niechcianego dźwięku, wszystko brzmiało idealnie.
Po godzinie wyraźnie rozemocjonowany Kuba znów przejął mikrofon.
– Musimy zrobić krótką przerwę. – Wziął głęboki oddech. – Nie opuszczajcie nas, ponieważ mamy małą niespodziankę. Możecie włączyć światło? – zwrócił się w kierunku obsługi. – O, dzięki. Jak widzicie, zrobimy tylko małe przemeblowanie i będziemy gotowi.
Wskazał za siebie, gdzie kilku chłopców zaczęło przenosić instrumenty.
– Co oni robią? – Koral usadowiła się wygodniej w fotelu.
– Chyba wniosą fortepian – mruknęła, widząc, ile miejsca zrobiono. – Może kogoś zaprosili.
– Sami jesteśmy zaskoczeni tym, co się za chwilę wydarzy, ale... myślę, że zrozumiecie nasze lekkie zdenerwowanie. Oczywiście pozytywne – dodał pospiesznie. – Znacie ich zapewne z Youtube’a. Kto nie zna. – Zaśmiał się pod nosem. – Więc...
– Świetnie. – Koral uśmiechnęła się szeroko. – Gwiazdy! To im dopiero zrobi reklamę, zaraz będą na Youtubie...
Sara chciała jej coś odpowiedzieć, ale na scenę wjechał fortepian, a zaraz za nim wniesiono saksofon.
– Pewnie znacie również sławne rodzeństwo, które ukończyło tę szkołę i rozpoczęło karierę właśnie od Youtube’a. Dziś planują swoją trasę koncertową, ale zgodzili się zagrać z nami kilka naszych kawałków. – Kuba uśmiechnął się radośnie, a Sara gwałtownie złapała Koral za rękę, która spoczywała swobodnie na podłokietniku. Serce zaczęło bić z taką szybkością, że nie mogła go uspokoić.
– Kurwa – syknęła Koral. – To jakiś żart?
– Jezu... – jęknęła – to się nie dzieje. Powiedz, że to się nie dzieje. – Poczuła, że jest bliska płaczu i że jeśli zaraz stąd nie wyjdzie, to ucierpi kilka osób wokół. – Nie możemy wyjść, Kuba...
– Kuba nawet nie wie, gdzie siedzimy. – Koral ścisnęła mocno jej rękę. – Zaraz otworzą drzwi, wyjdziemy na przerwę i spierdzielamy stąd. Nie będziesz tu siedzieć i się katować.
– Może to nie on...
– Sławne rodzeństwo, wnieśli saksofon... Sara. – Spojrzała przyjaciółce głęboko w oczy. – Wychodzimy.
Dziewczyna kiwnęła głową. To będzie najlepsze wyjście. Uciec i udawać, że nic się nie stało. Gdy ludzie z ich rzędu skierowali się do bocznego wyjścia, Koral, trzymając przyjaciółkę za rękę, pociągnęła ją za sobą. Chciała mieć pewność, że Sara nie zawróci.
Przepchanie się przez wąski korytarz prowadzący do auli trwało całą wieczność, ale w końcu udało im się.
– Spadamy – syknęła Koral, dostrzegając w oddali zbliżającego się Kubę.
– Sara! – Mężczyzna zdążył je niestety zauważyć. – Sara, zaczekaj!
Dziewczyna spojrzała panicznym wzrokiem na przyjaciółkę, ale nim Koral zdołała coś wymyślić, Jakub przepchnął się przez gratulujący mu tłumek. Odetchnął głęboko, stając przed dziewczynami.
– Świetny występ! – Koral natychmiast przejęła pałeczkę. – Naprawdę ciekawe kawałki. Będziecie to gdzieś wydawać?
– Mamy takie plany – potwierdził, ale szybko zmienił temat. – Sara, chcę cię komuś przedstawić...
– Och – jęknęła, czując narastającą panikę. – To nie jest najlepszy pomysł.
– Dlaczego? – Zmarszczył brwi. – To ten zespół z konkursu. Ten, który szuka skrzypaczki...
– Kurw... – Koral zaniechała kolejnego przekleństwa i skrzywiła się gwałtownie. – Wiesz, Kuba, musimy lecieć, bo ja się cholernie źle poczułam. Naprawdę, może innym razem ich poznasz... – Zrobiła krok w stronę wyjścia, ale Kuba zdążył złapać Sarę za rękę.
– Oj, tylko trzy minuty. – Posłał Koral przepraszające spojrzenie i pociągnął przerażoną Sarę za sobą. Dziewczyna spojrzała błagalnie na przyjaciółkę, ale nim ta zdążyła zareagować, Sara zniknęła w tłumie ludzi. – To są te przesłuchania, o których ci mówiłem... teraz mam okazję wstawić się za tobą.
– Szkoda, że nie wspomniałeś, co to za zespół – jęknęła, próbując wykręcić rękę.
– Znasz ich? – Zerknął na nią przelotnie i skierował się za kulisy sceny. – Chodź, chodź...
– Kuba, powinnam iść z Koral, ona naprawdę źle się czuje. – Złapała się ostatniej deski ratunku.
– A nie wyglądała. Nie martw się... oni są naprawdę spoko. O... Tomek! – zawołał do stojącego niedaleko chłopaka, który rozmawiał z dźwiękowcem.
Wywołany Tomek odwrócił się, a Sara miała ochotę zapaść się pod ziemię. Niestety. To był TEN Tomek. Trzeba było szybciej wybiec z uczelni – warknęła sama do siebie. Nie wiedziała, co powinna teraz zrobić ani jak się zachować. Stanęła za Kubą, czując na sobie równie zdruzgotane spojrzenie chłopaka.
– Tomek, poznaj. – Kuba cofnął się. – To dziewczyna, o której mówiłem ci przez telefon, Sara. Sara? – Zerknął za siebie rozbawiony. – No przestań. – Pociągnął ją za dłoń i dygoczącą ustawił przed chłopakiem.
Trudno. Stało się. Skoro już się spotkali, to powinna się z nim zmierzyć. Tylko jak pokazać mu siłę, jeśli wewnętrznie wrzeszczy się z rozpaczy? Dziewczyna podniosła wzrok.
– Znamy się... – Tomek zmusił się do uśmiechu. Poczuła się jeszcze gorzej.
– Poważnie? – Kuba roześmiał się – Dlaczego nic nie mówiłaś? Świetna sprawa... pewnie słyszałeś jak gra? Jest moją podopieczną.
– Gra wspaniale – przyznał, nie spuszczając z niej wzroku. W ogóle się nie zmienił przez ten rok. Te same roztrzepane blond włosy, ostre spojrzenie i zarysowane kości policzkowe. – Przyjdziesz na przesłuchanie? – zwrócił się wprost do niej i poczuła, jak głos ugrzązł jej w gardle.
– Sara! Jezu... jesteś... – Koral była idealna do wyciągania z tarapatów. Złapała ją za ramiona i potrząsnęła. – Czyś ty oszalała, żeby znikać mi na tak długo? Przecież skręca mnie z bólu... – odetchnęła głęboko i jakby od niechcenia spojrzała na Tomka. – Och... Tomek! Nie zauważyłam cię. – Uśmiechnęła się. – Co tam słychać?
– Wy też się znacie? – Kuba klasnął w dłonie. – Świat jest mały.
– Oj, znamy, znamy – przyznała, ale uśmiech, który przywołała na swoją twarz, wyraźnie jej zrzedł.
– U nas właściwie nic nowego. – Tomek odwzajemnił kwaśny uśmiech, odpowiadając na jej wcześniejsze pytanie, i spojrzał na Sarę. – Przyjedziesz na przesłuchanie? – zapytał ponownie.
– Ja... – zaczęła niepewnie. Splotła ciasno dłonie za plecami, chcąc jakoś opanować ich drżenie. Widziała, jak się w nią wpatruje, intensywnie i przeszywająco. Czego oczekiwał? Potwierdzenia?
– Julia! – krzyknęła Koral na widok dziewczyny, która nagle wychyliła się zza pleców Tomka. – Jak miło cię widzieć!
Brunetka, do której zwróciła się Koral, dając tym samym Sarze wyraźny sygnał do wycofania się, zdziwiona spojrzała w ich stronę. Najpierw dostrzegła Koral i podeszła bliżej, a potem jej wzrok spotkał się z wystraszonym spojrzeniem Sary. Wyraźnie straciła animusz.
– Człowiek nigdzie nie doświadczy spokoju – mruknęła pod nosem i spojrzała z wyrzutem na Tomka. – Co one tu robią?
– Ta dziewczyna, o której wspominał Kuba, to nasza Sara.
„Nasza” zabrzmiało w jego ustach tak brutalnie, że dziewczyna odwróciła wzrok i spuściła głowę. Jasne włosy przysłoniły jej twarz, tak że chłopak nie mógł zauważyć, jak cholernie ją to zabolało. Koral zerknęła na Kubę, który zdziwiony tym, co powiedziała Julia, nie do końca wiedział, co powinien teraz zrobić.
– Sara. – Julia przerwała nagłą ciszę i zaśmiała się pod nosem. – Na pewno znajdzie się ktoś jeszcze lepszy – prychnęła. – Patryk cię woła. – Szturchnęła brata ramieniem.
Tomek kiwnął głową, ale nie ruszył się z miejsca.
– Przyjdziesz?
– Przyjdzie. – Kuba z obawą dotknął jej ramienia. – Sara?
– Przyjdź.
Prośba Tomka przebiła się przez natłok myśli w jej głowie. Podniosła gwałtownie wzrok i spojrzała na niego zaczerwienionymi oczami. Trudno powstrzymać łzy, gdy tak nachalnie cisną się do oczu. Uśmiechnął się do niej.
– Przyjdź... – powtórzył ciszej i, kiwnąwszy Kubie głową na pożegnanie, odwrócił się i odszedł na scenę.
Sara odprowadziła go wzrokiem. Słyszała, że Koral zaczęła coś mówić do Kuby, ale z każdą uciekającą minutą coraz mniej do niej docierało.
– Kuba, strasznie dobry koncert, ale naprawdę musimy już spadać.
– Coś się stało?
– Generalnie naprawdę wszystko jest spoko, po prostu atmosfera trochę się zagęściła, rozumiesz...
Sara przestała rozumieć. Nie wiedziała, jak zmusiła swoje ciało do ruchu, ale nogi wykonywały wolne kroki przed siebie, aż praktycznie znalazła się przy samej scenie.
Wyjrzała zza ciężkich kurtyn. Wszystko było dobrze oświetlone, czuła zapach strachu i niepewności. Ten sam, który towarzyszył jej od roku. Podniosła wzrok, choć bała się tego, co zobaczy. Serce znów przyspieszało bicia, pompowało krew tak szybko, że znów zaczęło kręcić się jej w głowie.
– Sara, nie rób tego. – Koral złapała ją za ramię, chcąc odciągnąć do tyłu, ale było już za późno. Za późno na dobre rady i próby ucieczki. Za późno na szukanie jakichkolwiek rozwiązań. Tomek rozpoczął niebezpieczną grę, a Sara zaraz ustawi na szachownicy swój pionek. – Sara... – Koral chciała jeszcze coś powiedzieć, ale było już za późno.Rozdział III
Sara siedziała na kanapie z dłońmi wplecionymi we włosy i tępo wpatrywała się w swój telefon, który leżał na niskim stoliku tuż przy jej kolanach. Koral znów dzwoniła. Dzwoniła tak od godziny. Jeśli zaraz nie odbierze tego cholernego telefonu, Koral wsiądzie w samochód i przyjedzie.
Może powinna. Powinna nią potrząsnąć raz a porządnie. Sięgnęła po telefon.
– Halo... – mruknęła do słuchawki.
– Jezu... brzmisz, jakbyś wpiła kilka setek.
– Chciałabym. – Sara zacisnęła powieki, spod których kapnęło kilka łez.
– Nie idź tam. Nie katuj się niepotrzebnie. Dziewczyno, zrobisz sobie tylko krzywdę!
– Kuba na mnie liczy.
– Kuba? Poważnie? Martwisz się o niego? Może pomyśl o sobie! Przecież on tam będzie. – Sara wbiła wzrok w swoje stopy. – Ja to, kurwa, wiedziałam... – jęknęła Koral do telefonu. – Ty chcesz tam iść. – Milczenie Sary tylko potwierdziło przypuszczenia dziewczyny. – No jasne.
– Koral, nie zabraniaj mi tego. – Sara przysłoniła dłonią oczy, jakby to miało w czymś pomóc.
– Przecież cię nie zaknebluje i nie zamknę w mieszkaniu – prychnęła. – Tylko powiedz mi, po co chcesz to zrobić? Pójdziesz tam, usiądziesz i...?
– Zagram.
– Zagrasz – powtórzyła. – I...?
– Koral, nie wiem – warknęła z irytacją. – Czy to jest naprawdę takie dziwne, że chcę go znowu zobaczyć?
– W ogóle. – Westchnęła. – Rozumiem cię. Z jednej strony, oczywiście – dodała po krótkiej chwili namysłu. – Ale słyszę, że płaczesz, więc zadaj sobie jedno banalne pytanie i zrób, co uznasz za słuszne... Czy kilka minut obok niego – Sara zagryzła wargi – jest wartych tego bólu?
– Koral... – Westchnęła.
– Jest? – Naciskała.
Odpowiedź była prosta i oczywista dla Koral, ale nie dla Sary. Dziewczyna opadła na oparcie kanapy, nie odsuwając telefonu od ucha. Rok. Rok próbowała poukładać sobie wszystko w głowie. Rok starała się jakoś wrócić do normalnego życia, nie myśląc codziennie o tym, co on mógł robić i gdzie przebywać.
– Jest... – odparła cicho.
– Yhm.
Wiedziała, że Koral tego nie popiera. Nie poparłaby żadnego tak głupiego i skazanego na totalną porażkę pomysłu.
– Zrób dla mnie jedno. – Koral przerwała ciszę spokojnym już głosem. – Nie próbuj z nim o tym rozmawiać.
– To nie będzie trudne. – Uniosła wymownie oczy w górę. – Pewnie nawet nie podejdzie. Stawiam skrzypce, że nie przejdę dalej.
– Uważaj, żebyś ich nie straciła.
– To jest niemożliwe, Koral. – Uśmiechnęła się. – Obie o tym doskonale wiemy.
– To zależy od tego, co zagrasz. Mam rację?
– Nie zamierzam... – urwała gwałtownie, zdając sobie sprawę, że Koral ją przejrzała. Otrzymała właśnie odpowiedź na pytanie, które zadawała sobie w głowie od kilku dni – ma być jak najbardziej neutralna. – Nie martw się. Gram to tylko w ukryciu.
– I niech tak zostanie. – Zakończyła dobitnie ten temat. – Postaram się wpaść, ale jeśli bym nie zdążyła, to wiesz, gdzie mnie szukać.
– Przyjdę do kawiarenki – przytaknęła, siląc się na spokój, i po krótkim pożegnaniu przerwała połączenie.
Trzy głębsze wdechy wystarczyły, by przywrócić oddechowi normalny rytm. Spojrzała na zegarek, miała jeszcze trzydzieści minut do rozpoczęcia przesłuchań. Może usiąść na widowni i po prostu nie wystąpić. Na pewno będzie więcej takich osób, zwykłych słuchaczy, którzy przyjdą tam dla samego „Trio” – zespół szukał solistki na skrzypce. Mieli nowy pomysł i zamierzali go zrealizować, a ponieważ wszyscy troje skończyli tę akademię, właśnie tutaj rozpoczęli poszukiwania kolejnego członka zespołu.
Tak. To będzie lepszy pomysł, pójdzie i wmiesza się w tłum. Gorzej, jeśli Kuba zapyta ją, dlaczego nie przystąpiła do przesłuchań, skoro ćwiczyła z nim przez ostatnich kilka tygodni właśnie po to, by spróbować wygrać.
Sara zerknęła na swoje skrzypce, które leżały w futerale. Może zabrać je ze sobą i udawać, że nie mogła dłużej czekać na swoją kolej i po prostu uciec z auli.
To była jedyna i być może ostatnia szansa, żeby spojrzeć mu w oczy. W te same, które śniły jej się w nocy, w te same, których nie potrafiła pozbyć się z pamięci. Ciemne, brązowe, zamyślone, w te, w których przepadła raz na zawsze.
Wstała z kanapy. Rozczesała włosy i zerknęła na swoje odbicie. Choćby miała płakać przez kolejny miesiąc, to będzie to tego warte.
Spodziewała się kilkunastu, może kilkudziesięciu osób, ale aula była wypełniona po brzegi. Rozejrzała się bezradnie w poszukiwaniu wolnego miejsca, niestety pozostało jej usiąść na schodach.
– Sara. – Kuba, który stał pod sceną, przywołał ją do siebie gestem dłoni. – Przecież wszyscy uczestnicy są za kulisami.
– Nie wiem, czy powinnam brać w tym udział. – Skrzywiła się. Uznała, że powinien znać choć odrobinę prawdy, by spróbować ją zrozumieć. – Widziałeś... jaką sympatią do siebie pałamy.
– Wiesz. – Potarmosił się gwałtownie po włosach. – Nie chcę wnikać w to, co jest między wami – uśmiechnął się ciepło – ale to... – wskazał na scenę – wielka szansa. Niezależnie od tego, co się wydarzyło. Przeszłości nie wymażesz, ciągnie się jak smród za dupą. – Znów się uśmiechnął.
– Moja jest dość... – zamyśliła się, szukając słowa.
– Sara, idź, zagraj... Zobaczysz, co będzie. – Uspokoił ją.
Kiwnęła głową. Wiedziała, co będzie – jedna wielka kompromitacja.
– A gdzie oni są? – Rozejrzała się.
– Za kulisami. Chodź... – Ujął jej dłoń. – Cokolwiek by to nie było, trzeba się z tym zmierzyć.
Zacisnęła mocniej palce na futerale i pozwoliła, by poprowadził ją za kulisy. Było tam kilka przygotowujących się do przesłuchania osób. Kuba szedł pierwszy, zupełnie nie zwracając na nich uwagi, aż w końcu zatrzymał się przy fortepianie.
– Nastrój się tutaj, a potem...
– Jednak przyszłaś. – Znajomy głos za plecami przyprawił Sarę o ciarki na plecach. Posłała Kubie krótkie spojrzenie i zerknęła za siebie. Julia stała niedaleko ze skrzyżowanymi na piersiach ramionami. – Nie uważasz, że to jednak bez sensu?
– Sara jest... – zaczął Kuba, ale Sara pokręciła tylko głową, dając mu tym samym znak, że sobie poradzi. Mężczyzna skinął głową i odszedł w dalszą część kulis.
Sara ostrożnie wyciągnęła swoje skrzypce i usiadła za fortepianem. Odnalazła stopą pierwszy od prawej pedał i wcisnąwszy odpowiedni klawisz, przytrzymała go nogą, by przedłużyć brzmienie dźwięku.
– Po co przyszłaś? – warknęła Julia, gdy Kuba był już na tyle daleko, że nie mógł tego usłyszeć.
– Na przesłuchanie – odparła, przeciągając smyczek po pierwszej strunie.
– Myślisz, że jestem głupia? – Wsparła się o fortepian.
Sara podniosła na nią wzrok i nie patrząc na skrzypce, zagrała pierwszą gamę. Perfekcyjnie nastrojone struny wydały czyste dźwięki.
– Myślę, że niepotrzebnie robisz aferę – odparła w końcu.
– Uważaj, co robisz i mówisz.
– Bo? – Uśmiechnęła się. – Słuchaj, nie mam zamiaru odstawiać tutaj rzewnych scenek. – Wstała z krzesełka i choć serce waliło jak oszalałe, zdecydowała, że nie pozwoli się stąd wyrzucić, a już na pewno nie Julii. – Zagram, bo Kuba mnie do tego przygotował. Gdybym wiedziała, że to wy, w życiu nie zgodziłabym się wziąć w tym udziału.
– Czegokolwiek byś nie zrobiła – wzruszyła ramionami rozbawiona – nie przejdziesz. Ja już zdecydowałam.
– Decydują trzy glosy, a nie jeden. – Tomek przysłuchiwał się ich rozmowie od dłuższej chwili i w końcu wyszedł zza bocznej kurtyny z plikiem kartek w dłoni.
– Chyba nie zamierzasz brać jej do zespołu? – prychnęła brunetka.
– Jeśli będzie dobra...? – Rozłożył ramiona.
– Sentymenty – warknęła i odepchnęła się od fortepianu, chcąc odejść, ale chłopak złapał ją za ramię i syknął cicho:
– Uspokój się.
Sara odwróciła wzrok. Chłopak mówił na tyle cicho, ze nie była w stanie tego usłyszeć, dodatkowo zagłuszały ich odgłosy dostrajających się wciąż kandydatów. Zdążyła jednak zauważyć, że Tomek się zdenerwował. Gdy puścił Julię, dziewczyna rzuciła Sarze krótkie spojrzenie i odeszła w kierunku sceny, by ogłosić rozpoczęcie przesłuchań.
Tomek spojrzał na Sarę i uśmiechnął się delikatnie.
– Cieszę się, że przyszłaś.
– Chciałabym móc powiedzieć to samo – mruknęła, zaciskając palce na gryfie.
– Nie przejmuj się nią. – Zerknął na Julię. – Wiesz, że potrafi...
– ...być wredna. – Westchnęła i przełknęła zaciskającą gardło gulę. – Przepraszam za wczoraj... Kuba trochę mnie zaskoczył.
– Tak. – Znów się uśmiechnął. – Nie tylko ciebie.
– Wiem, że nie przejdę. – Spuściła wzrok na swoje skrzypce. – Ale nie robię tego dla siebie.
– Trochę tak. – Zrobił w jej kierunku dwa kroki i wskazał na listę w swoich rękach. – Jesteś prawie na końcu, może cię przesunąć?
– Nie. – Pokręciła gwałtownie głową, może zbyt gwałtownie. – Zaczekam.
– Jesteś pewna? Musisz czekać tutaj za kulisami i...
– Poczekam – powtórzyła i uśmiechnęła się niepewnie.
– Może lepiej...
– O czyj komfort chcesz zadbać? – Spojrzała na niego zirytowana
Ale nim zdążył odpowiedzieć, czterech chłopców z obsługi pojawiło się za kulisami, by wywieźć fortepian. Sara zerknęła na nich i przesunęła się, by uniknąć potrącenia. Nie zauważyła, że bokiem ktoś próbował ją wyminąć, i wpadła prosto na przechodzącego chłopaka.
– Przepraszam – powiedziała bez namysłu, zaciskając dłonie na skrzypcach, by nie upuścić ich na ziemię.
– To ja przepraszam. – Chłopak przytrzymał ją za ramiona.
Sara znów poczuła przyspieszone bicie serca. Powoli spojrzała w górę na swojego wybawcę, ale dobrze wiedziała, kogo tam zobaczy – Patryka, brata Tomka i Julii. Odsunęła się, gdy tylko cofnął ręce, i niepewnie spojrzała na Tomka.
– Za kulisami może być groźnie. – Patryk skrzyżował ramiona na piersi i stanął obok swojego brata.
Nie byli do siebie podobni. Chłopak był szatynem, jego włosy układały się naturalnie, nie potrzebowały żelu czy innych kosmetyków, jak u Tomka. Patryk był trochę niższy i szczuplejszy, miał też delikatniejsze rysy twarzy.
– To Sara, moja... – Tomek wziął głęboki oddech – znajoma.
Sara znów poczuła się niezręcznie. Miała ochotę spakować skrzypce i uciec.
– Startujesz w przesłuchaniu? – Patryk zerknął na listę, którą wciąż trzymał Tomek.
– Kuba o niej wspominał. – Tomek nie spuszczał z niej wzroku. Zupełnie, jakby chciał wychwycić każdą reakcję i emocję, jaką tylko mogłaby z siebie uwolnić.
– Aaa... – Młodszy z braci uśmiechnął się szeroko, a w jego prawym policzku pojawił się mały dołeczek. – Podobno grasz jak anioł.
– Przesadza. – Poczuła że się rumieni.
– To się okaże. – Zaciekawiony podniósł spojrzenie znad kartek i spotkał się z jej zawstydzonym wzrokiem. – Zaczynamy?
– Tak. – Tomek jakby otrząsnął się i z przywołanym na twarzy uśmiechem spojrzał na swojego brata. – Idziesz na widownię? – Kiwnął Sarze głową i odwrócił się z Patrykiem. Odeszli, rozmawiając o przesłuchaniu.
Sara czuła się, jakby wrosła w ziemię. Znów nie mogła ruszyć się z miejsca, a dłonie trzęsły się we własnym rytmie. Dopiero gdy pierwsza osoba zaczęła grać, Sarę ogarnął spokój. Trzymała się z daleka od sceny przez całe przesłuchanie. Docierały do niej różne melodie, weselsze, spokojniejsze i smutne. Tłum za kulisami zmniejszał się, aż w końcu pozostały tylko we cztery. Wtedy też wrócił Kuba. Uśmiechnął się do niej pokrzepiająco.
– Dasz radę – powiedział cicho i uniósł zaciśnięte kciuki.
Akurat – pomyślała. Ale nie było już odwrotu. Julia wywołała ją na scenę i choć Sara naprawdę straciła na to ochotę, zrobiła krok do przodu.
Nie wiedziała, czy Koral dotarła na przesłuchanie, nie widziała, ilu ludzi na widowni pozostało do końca, właściwie już niczego nie była pewna.
Dotarła na środek sceny i spojrzała na widownię, mniej więcej tam, gdzie powinno siedzieć Trio. Nic nie widziała, co było do przewidzenia, ale mogła sobie wyobrazić skwaszoną minę Julii, a ton jej głosu, gdy odezwała się chwilę później, tylko potwierdził przypuszczenia Sary:
– Możesz zaczynać. – Był beznamiętny. To też było do przewidzenia. Julia nigdy jej nie lubiła.
Graj. Graj. Zacznij grać... – usłyszała cichy głosik w swojej głowie. Podniosła skrzypce i usadowiła je wygodnie między brodą a obojczykiem. Pasowały idealnie. Od zawsze. Przyłożyła smyczek do strun. Wdech...