- promocja
Echo przyszłych wypadków - ebook
Echo przyszłych wypadków - ebook
Mniejsze zło i większe dobro. Dwie najbardziej niebezpiecznie rzeczy na świecie.
Bitwy o Ilin Illan i Tol Shen uświadomiły ludziom, że Bariera nieuchronnie słabnie. Jeśli padnie, nastanie świat "bez" - bez radości, bez życia, bez światła i nadziei a istnienie tych, którzy przetrwają stanie się pasmem nieskończonych cierpień. Przeciwnik wciąż kryje się w Talan Gol i czeka na właściwy moment, by uderzyć z całą mocą. Zamiast działać, Rady Starszych prowadzą wewnętrze rozgrywki. Davian musi stawić czoła ich krótkowzroczności, co samo w sobie jest już zadaniem trudnym. Jeszcze trudniejsze wydaje się stawienie czoła własnej przeszłości - pełnej krwi, śmierci i kłamstw. Na ołtarzu tej powinności złożył już przyjaciół, teraz przyjdzie mu, być może, złożyć własne szaleństwo. Nie jest to jednak cena, której nie zapłaci w chwili ostatecznej próby. Gdy powstaną Cienie i przebudzi się Ciemność.
Kategoria: | Fantasy |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7964-693-7 |
Rozmiar pliku: | 6,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Przeszłość
Dwa tysiące lat temu została wzniesiona BARIERA, energetyczna zapora, odgradzająca terytorium królestwa ANDARRY od położonego na północy pustkowia TALAN GOL. Wiele dotyczących tego wydarzenia szczegółów zaginęło w pomroce dziejów, lecz według religijnych podań i mitów Bariera powstała jako więzienny mur, powstrzymujący AARKEINA DEVAEDA, przerażającego najeźdźcę, który na czele dowodzonej przez siebie armii potworów dążył do zniszczenia całego świata. W tym samym burzliwym okresie doszło do tajemniczego zniknięcia z kart historii DARECJAN, potężnej rasy władającej Andarrą w momencie inwazji Devaeda.
Powstałą po Darecjanach lukę zajęli jakiś czas potem augurowie – grupa ludzi posiadających zdolność korzystania z energii zwanej kan, pozwalającej między innymi oglądać przyszłość. Do pomocy w rządzeniu Andarrą augurowie wybrali OBDARZONYCH, ludzi zdolnych posługiwać się energią życiową własnych ciał, nazywaną powszechnie ESENCJĄ, pozwalającą fizycznie oddziaływać na rzeczywistość materialną. Tak ustalona hierarchia władzy pozostała praktycznie niezachwiana przez setki lat.
Ów stan rzeczy uległ zmianie pokolenie temu.
Po serii kilku błędnych przepowiedni stało się jasne, że wizje augurów przestały się spełniać. Augurowie nie przyznali się jednak do utraty mocy, zamiast tego wycofali się z jawnego życia publicznego z postanowieniem odkrycia źródła problemu, a zadanie panowania nad coraz bardziej wzburzonymi rzeszami poddanych pozostawili w rękach Obdarzonych. Ci z kolei dość szybko zaczęli przekraczać swe nowe uprawnienia, nierzadko dopuszczając się aktów przemocy, co sprawiło, iż społeczny niepokój przerodził się w otwarte wybuchy gniewu i zamieszki. Wśród Andarczyków doszło do powstania głębokiego podziału na dwa obozy.
Kulminacją narastających napięć stała się wstrząsająco krwawa rebelia – bunt wymierzony przeciwko augurom i Obdarzonym, wzniecony przez księcia Elociena Andrasa, członka rodu królewskiego, sprawującego dotychczas zaledwie symboliczną władzę. Powstańcy mogli się pokusić o jawne wystąpienie przeciwko władzy między innymi dzięki broni zagadkowego pochodzenia, zaprojektowanej specjalnie z myślą o walce przeciwko ludziom obdarzonym wszelkiego rodzaju mocami. Augurowie zostali błyskawicznie zgładzeni, a z pięciu twierdz Obdarzonych (nazywanych TOL) pierwszy atak buntowników przetrwały jedynie dwie: TOL ATHIAN i TOL SHEN.
Po pięciu latach oblężenia, spędzonych za wzmocnionymi Esencją fortyfikacjami, Obdarzeni ostatecznie zdecydowali się podpisać z księciem Andrasem i pozostałymi członkami królewskiego rodu PAKT, oficjalnie kończący targającą Andarrą wojnę domową. Zapłacili za to jednak wysoką cenę. Na mocy traktatu stworzono bowiem NAKAZY: cztery magicznie egzekwowane, niemożliwe do ominięcia prawa, poważnie ograniczające możliwość korzystania z Daru. Obowiązek pilnowania nowego porządku powierzono rekrutowanym z pospólstwa nadzorcom Paktu, którzy zyskali znaczy stopień prawnej i praktycznej kontroli nad wszystkimi ludźmi zdolnymi do posługiwania się Esencją.
Co więcej, każdy Obdarzony, który złamałby choć jeden z punktów Paktu nieobjęty działaniem Nakazów, przemieniany był pod przymusem w CIEŃ, co oznaczało dożywotnią utratę możliwości korzystania z Daru, a także trwałe oszpecenie twarzy. Los ten najczęściej stawał się udziałem uczniów szkół dla Obdarzonych, którzy nie przeszli pomyślnie wieńczących edukację PRÓB, ponieważ za ich panowanie nad mocami władze Tol nie były w stanie ręczyć.
Tak więc chociaż Obdarzeni teoretycznie odzyskali po wojnie wolność, poddani byli stałej i ścisłej kontroli, a większość Andarczyków darzyła ich w najlepszym razie pogardą. Moce augurów zostały z kolei na mocy Paktu potępione, a korzystania z nich surowo zakazano. Każdego człowieka wykazującego augurskie talenty czekała wymierzana przez nadzór kara śmierci.
„Cień utraconego świata”
Szesnastoletni DAVIAN jest inteligentnym i pilnym uczniem działającej w CALADEL szkoły dla Obdarzonych. Niestety, choć dzień Prób zbliża się wielkimi krokami, chłopak nadal nie potrafi korzystać z Daru, mimo że widniejące na jego przedramieniu ZNAMIĘ nie tylko zmusza go do posłuszeństwa Nakazom, lecz także świadczy o tym, iż w przeszłości skutecznie posłużył się Esencją. Co gorsza, Davian jest w stanie ze stuprocentową pewnością stwierdzić, kiedy jego rozmówcy kłamią – a taką zdolność posiadali jedynie dawni augurowie. Jedynymi osobami, którym chłopak przyznał się do niecodziennego talentu, są jego najbliżsi przyjaciele: WIRR i ASHA.
Pewnego dnia do Caladel przybywają z Tol Athian starsi, których zadaniem jest przeprowadzenie Prób. Z Davianem nawiązuje potajemnie kontakt jeden z nich, ILSETH TENVAR. Człowiek ten twierdzi, że należał do sig’narich, grupy Obdarzonych, którzy w okresie bezpośrednio poprzedzającym wybuch rebelii służyli bezpośrednio pod rozkazami augurów. Tenvar oświadcza, że wie, iż Davian jest augurem, i namawia chłopaka, by opuścił szkołę, zanim obleje Próby i zostanie przemieniony w Cień. Przybysz przekazuje także Davianowi tajemniczy, odlany z brązu sześcian, który – jak twierdzi – ma doprowadzić chłopaka do miejsca, gdzie ten przejdzie pełne augurskie szkolenie.
Davian, dzięki swemu talentowi pewien, iż starszy mówi prawdę, ucieka z Caladel jeszcze tej samej nocy. Towarzyszy mu Wirr, który w ostatniej chwili odkrył plan przyjaciela i za żadną cenę nie chciał go puścić samego.
Nieświadoma nocnych wypadków Asha budzi się następnego ranka i odkrywa, że wszyscy uczniowie i starsi ze szkoły padli ofiarą masakry. Wstrząśnięta dziewczyna nie rozumie, dlaczego akurat ona uniknęła śmierci, i stwierdza, że wśród ciał pomordowanych nie ma zwłok Wirra i Daviana. Niemniej, kiedy Ilseth Tenvar znajduje w budynku szkoły ocalałą Ashę, przyznaje się do udziału w ataku. Mężczyzna uznaje, że dziewczyna została z premedytacją oszczędzona przez jego mocodawców (z którego to powodu nie chce również zabić jej sam), i postanawia przemienić ją w Cień, tym samym wymazując jej wspomnienia z makabrycznych wydarzeń całego poranka, w tym świadomość, że Davian i Wirr mogli ujść z rzezi Caladel cało.
Davian i Wirr wędrują na północ. Udaje im się unikać kłopotów, do momentu gdy wpadają w ręce dwóch łowców, jak Andarczycy nazywają ludzi tropiących i zabijających Obdarzonych dla zysku. Z opresji ratuje jednak młodzieńców inna łowczyni, dziewczyna imieniem BRESHADA, która z niewyjaśnionych powodów zwraca im wolność, twierdząc, że powinni za to dziękować człowiekowi zwanemu TAL’KAMAREM.
Chłopcy, wciąż posłuszni wskazówkom Ilsetha Tenvara, przekraczają granicę Desriel, kraju rządzonego przez religijną organizację Gil’shar, której członkowie wierzą, iż jakakolwiek manipulacja Esencją jest czynem sprzecznym z boskimi prawami. W Desriel karane śmiercią jest nawet samo przyjście na świat z Darem.
Po paśmie kolejnych perypetii brązowy sześcian Tenvara doprowadza Wirra i Daviana do uwięzionego przez żołnierzy Gil’shar chłopaka imieniem CAEDEN. Uwalniają go, po czym niemal natychmiast zostają napadnięci przez istotę znaną jako sha’teth. Przed niechybną śmiercią ratuje przyjaciół Caeden, mimo fizycznego osłabienia demonstrując przy tym niebywale potężną moc.
Tymczasem Ilseth przywozi Ashę do ILIN ILLAN, stolicy Andarry, cały czas udając, że nie ma nic wspólnego z rzezią w Caladel. RADA ATHIAN – grupa starszych kierujących Tol Athian – dochodzi do przekonania, że Asha może być osobą kluczową w ustaleniu tożsamości sprawców mordu, lecz nie dzieli się tą informacją z prowadzącym równoległe dochodzenie nadzorem. Starsi postanawiają ukryć tożsamość dziewczyny przed całym światem.
Po traumatycznym spotkaniu z sha’teth, który z sobie tylko znanych powodów nie atakuje Ashy, dziewczyna poznaje Scynera, przywódcę tajnego, podziemnego osiedla Cieni, zwanego AZYLEM. Scyner namawia Ashę, by dowiedziała się, dlaczego książę Elocien Andras – naczelnik nadzoru i zaprzysięgły wróg mieszkańców Azylu – wykazuje tak wielkie zainteresowanie atakiem na szkołę Obdarzonych. Kiedy Elocien dowiaduje się, że Asha jest osobą ocalałą z rzezi, wykorzystuje fakt, że władze Tol Athian zamierzają obsadzić pozycję swojego przedstawiciela w rządzącym ciele zwanym Zgromadzeniem, i sprawia, że dziewczyna trafia do pałacu.
Mieszkając na dworze, Asha dowiaduje się, że Wirr jest synem Elociena i co więcej, nie tylko pozostaje przy życiu, lecz dzięki płynącej w jego żyłach krwi może pewnego dnia zmienić treść Nakazów. Dziewczyna odkrywa także, że Elocien – wbrew swojej opinii przywódcy powstania sprzed dwudziestu lat – od kilku lat współpracuje potajemnie z trójką młodych augurów: KOLEM, FESSI i ERRANEM. Asha uświadamia sobie zatem, że mimo zawartej umowy nie może zdradzić zaufania Elociena i donosić o jego poczynaniach Scynerowi.
Tymczasem w Desriel Davian, Wirr i Caeden spotykają Taerisa Sarra, ukrywającego się Obdarzonego, który jest przekonany, iż Caeden jest w jakiś sposób powiązany z niepokojącym i przyspieszającym w ostatnich latach słabnięciem Bariery. Taeris wyjawia również Davianowi, że Ilseth Tenvar okłamał go w szkole, w związku z czym nadal nie jest jasne, dlaczego chłopak został wysłany na spotkanie z Caedenem. Pełen obaw, że motywy Tenvara mogły być nieczyste, a brązowy sześcian może w kontakcie z Caedenem zadziałać w nieprzewidziany sposób, Taeris zaleca, by trzymać kostkę z dala od chłopaka, przynajmniej do wyjaśnienia sytuacji.
Niedługo potem Davian i Wirr dowiadują się, że Caeden został przez Gil’shar oskarżony o morderstwo, aczkolwiek sam chłopak cierpi na utratę pamięci i nie ma pojęcia, czy rzeczywiście jest winien.
Taeris decyduje, że wszyscy powinni wrócić do Andarry, a ściślej rzecz biorąc, do znajdującego się w Ilin Illan Tol Athian. Tamtejsi starsi posiadają bowiem NACZYNIE (stworzony przez augurów przedmiot umożliwiający wykorzystywanie Esencji w określonym z góry celu) zdolne przywrócić Caedenowi wspomnienia. Ponieważ jednak granice Desriel są pilnie strzeżone, towarzysze postanawiają, że najlepiej będzie wrócić do Andarry z pomocą kuzynki Wirra, KARALIENE ANDRAS. Gdy wreszcie udaje im się doprowadzić do spotkania z księżniczką, Karaliene rozpoznaje w Caedenie poszukiwanego za morderstwo zbiega i mimo nalegań Wirra odmawia udziału w przemyceniu chłopaka przez granicę z obawy o wywołanie poważnego incydentu dyplomatycznego. Kiedy ta szansa zawodzi, Taeris dochodzi do wniosku, że jedyną pozostającą do dyspozycji przyjaciół drogą powrotną jest szlak wiodący przez położone na granicy starożytne, opuszczone w niewyjaśnionych okolicznościach miasto DEILANNIS.
Jednocześnie w Ilin Illan Asha zaprzyjaźnia się z augurami i odkrywa, że całą trójkę nawiedzały niepokojące wizje potężnego, zagrażającego stolicy najazdu. Niedługo potem w mieście zaczynają krążyć pogłoski o inwazji Armii ŚLEPCÓW – nazywanych tak ze względu na stosowane przez nich dziwne, zasłaniające oczy hełmy – która wkroczyła na ziemie Andarry od strony Bariery.
Kiedy dziewczyna wraz z Elocienem stara się zaplanować możliwie najbardziej skuteczną obronę miasta i nie wyjawić przy tym istnienia augurów, dokonuje zaskakującego odkrycia, że Cienie są w stanie korzystać z Esencji, o ile robią to z wykorzystaniem Naczyń. Asha uświadamia sobie, że oznacza to, iż moc Cieni jest jedynie uśpiona, a nie – jak sądzono wcześniej – usunięta na dobre.
Wskutek otrzymania niespodziewanej i dziwnej wiadomości od Daviana, sprawiającego wrażenie starszego, dziewczyna nabiera podejrzeń co do przedstawionej jej przez Ilsetha Tenvara wersji wypadków z dnia rzezi w Caladel i prosi jednego z augurów, by przywrócił jej utracone wspomnienia. Gdy dowiaduje się, że Tenvar rzeczywiście brał udział w mordzie, nakłania go podstępem do ujawnienia kłamstw przed obliczem Rady Tol Athian, która decyduje się osadzić go w lochu.
W trakcie przeprawy przez niesamowite, wiecznie zamglone Deilannis Wirr i Davian zostają zaatakowani, wskutek czego Davian odłącza się od towarzyszy. Następnie trafia do dziwnej rozpadliny, cudem tylko przeżywa podróż przez czasoprzestrzenną pustkę, a kiedy trafia z powrotem do Deilannis, spotyka tam MALSHASHA, augura, który informuje chłopaka, że cofnął się w czasie o bez mała stulecie.
Mimo początkowego niedowierzania Davian ostatecznie daje wiarę augurowi i spędza wiele czasu w WIELKIEJ BIBLIOTECE Deilannis – archiwum, w którym zgromadzono olbrzymią część wiedzy starożytnych. Pod czujnym okiem Malshasha chłopak uczy się panować nad kan i wykorzystywać augurskie moce. Choć wciąż nie do końca rozumie, dlaczego Malshash mu pomaga, odkrywa, iż jego nauczyciel bada rozpadlinę z nadzieją, że dzięki niej zdoła zmienić coś, co wydarzyło się w przeszłości.
Tymczasem w teraźniejszości przygnębiony Wirr, przeświadczony o śmierci przyjaciela, rusza dalej do Ilin Illan w towarzystwie Taerisa i Caedena. W trakcie podróży natykają się na koszmarne świadectwa ataków najeźdźców spoza Bariery, co jedynie potwierdza przekonanie przyjaciół o konieczności wzmocnienia północnej zapory. Gnani nadzieją, że stracone wspomnienia Caedena pozwolą im odkryć sposób na naprawę Bariery, docierają do stolicy jeszcze przed nacierającymi kolumnami Ślepców. Na miejscu Taeris prosi o pomoc Radę Tol Athian, lecz starsi – do których dotarła już wiadomość o wysuwanych wobec Caedena oskarżeniach, a także niedarzący Taerisa zaufaniem z powodu dawnych zadrażnień – odmawiają.
Taeris i Caeden, niemający się do kogo zwrócić, ukrywają się w pałacu, gdzie Wirr zdołał przekonać Karaliene, iż Caeden jest kluczową postacią rozgrywających się właśnie wydarzeń.
W Deilannis podczas jednego z treningów dochodzi do wypadku, wskutek którego Davian poznaje najbardziej traumatyczne wspomnienie Malshasha: ogląda śmierć jego żony, Elliavii, do której doszło w dniu ślubu. Malshash przyznaje, że jest to główny powód, dla którego pragnie zmienić przeszłość, i odsyła chłopaka z powrotem do jego czasów.
Davian udaje się do Ilin Illan, lecz po drodze poznaje augurkę ISHELLE oraz DRISCINA THROLLA, starszego z Tol Shen. Oboje wspólnie starają się przekonać chłopaka, by wstąpił do Tol Shen, lecz Davian, który słyszał już o inwazji Ślepców, zamierza dotrzeć do stolicy na czas i pomóc w obronie.
I rzeczywiście, Davian stawia się w Ilin Illan tuż przed atakiem najeźdźców. Caeden i Taeris tymczasem, świadomi, że Rada Tol Athian nie pomoże w odzyskaniu wspomnień Caedena, potajemnie zakradają się do siedziby starszych. Niemniej tuż zanim udaje im się skorzystać z Naczynia, Caeden aktywuje tajemniczy brązowy sześcian Ilsetha Tenvara i wiedziony przebłyskiem pamięci, przechodzi przez otwarty przez kostkę portal.
Gdy Wirr z Davianem dołączają do obrońców miasta, Asha przekonuje Elociena, by przechowywane w magazynach nadzoru Naczynia wydał Cieniom, którzy – ponieważ nie są związani Nakazami – mogą je wykorzystać przeciwko najeźdźcom. Dziewczyna wraz z Cieniami stają do walki i udaje się im odeprzeć pierwsze natarcie Armii Ślepców. Niemniej wrogowie nie rezygnują i już wkrótce wdzierają się do miasta. Elocien ginie, a wojska Andarry cofają się przed naporem przeciwnika. Asha odkrywa, że zabity książę pozostawał od dawna pod Kontrolą jednego z augurów. Nie mówi o tym jednak pogrążonemu w żałobie Wirrowi, który wraz z Davianem udaje się do Tol Athian i zmienia treść Nakazów, umożliwiając Obdarzonym udział w walce. Niestety, wiele wskazuje, iż doszło do tego zbyt późno.
Portal przenosi Caedena do miejsca o nazwie RES KARTHA, gdzie człowiek o ciele z ognia – należący do rasy LYTH GARADIS ru DAGEN – wyjawia chłopakowi, iż wspomnienia usunął sobie sam, uruchamiając tym samym łańcuch wydarzeń mających doprowadzić do wypełnienia umowy zawartej pomiędzy Lyth a mężczyzną imieniem Andrael. Umowa ta pozwala Caedenowi na zabranie LICANIUSA, miecza będącego potężnym Naczyniem, i jednocześnie stanowi, że miecz pozostanie w jego posiadaniu jedynie rok i jeden dzień, o ile nie zdoła znaleźć sposobu na uwolnienie Lyth z Res Karthy.
Zaniepokojony treścią umowy, lecz jeszcze bardziej przejęty losem przyjaciół Caeden wraca do Ilin Illan, gdzie wykorzystuje niesamowitą moc Licaniusa i w ostatniej chwili niszczy armię najeźdźców.
Davian – po bitwie, w trakcie której ujawnił, że jest augurem – decyduje się skorzystać z propozycji Ishelle i udaje się na południe do Tol Shen, sądząc, iż tam będzie mógł poszukiwać metody na wzmocnienie Bariery. Asha pozostaje w stolicy jako przedstawicielka Tol Athian, a Wirr dziedziczy po ojcu stanowisko strażnika północy, czyli naczelnego nadzorcy królestwa.
Caeden, wciąż poszukujący prawdy o swojej przeszłości i chcący wspomóc przyjaciół w walce przeciwko tajemniczym wrogom spoza Bariery, ponownie korzysta z SZEŚCIANU PORTALI. Tym razem trafia do STUDNI MOR ARUIL, gdzie spotyka augura nazwiskiem ASAR SHENELAC – człowieka, który rozpoznaje go z dawnych czasów.
Ku przerażeniu Caedena Asar zwraca mu wspomnienie wskazujące na to, iż chłopak nie tylko jest osobiście odpowiedzialny za morderstwa w Desriel, ale że jest w rzeczywistości samym Aarkeinem Devaedem.Caeden delikatnie przeciągnął kciukiem po ostrzu topora. Na opuszce niemal natychmiast pojawiła się cienka szkarłatna smuga. Skinął z zadowoleniem głową. Przez chwilę wpatrywał się w nabiegającą do ranki krew. Przelotne pieczenie palca było niczym w porównaniu z bólem, jaki przyniosła wywołana przez ten widok wzburzona fala wspomnień. Czas – minął już bez mała rok – nie stępił ostrza wyrzutów sumienia, nie zdołał przygasić grozy ani dotkliwego żalu.
Czy tym razem się uda? Z pewnością. Musi się udać. Caeden bezwiednie sięgnął do szyi i dotknął napuchniętego otarcia, które pozostawiła po sobie gwałtownie zaciskająca się i skręcająca szorstka lina. Przypomniał sobie ten odgłos, dziwny suchy trzask, i szarpnięcie, z jakim wyhamował.
Pamiętał też łzy, które spłynęły mu po twarzy, gdy otworzył oczy. Niezdolny zaczerpnąć tchu, kołysał się łagodnie w powietrzu, lecz jego ciało uparcie trzymało się życia. Pamiętał, z jak bezmiernym niedowierzaniem poruszył na próbę rękami i nogami. Posłuchały go jakby nigdy nic.
Wisiał tak w otępieniu całymi godzinami. Wisiał, czekając na koniec, który nie chciał nadejść.
Odetchnął głęboko nieruchomym powietrzem poranka, otrząsnął się ze wspomnień, po czym wręczył topór stojącemu przed nim siwowłosemu kapitanowi. Żołnierz chwycił rękojeść z wyraźną niechęcią, w jego oczach malowało się głębokie wahanie.
– Naprawdę jesteś pewien, lordzie Deshrel? – spytał półgłosem.
Caeden skinął głową i uklęknął. Powolnym ruchem złożył głowę na pieńku.
– Pamiętaj, Sadien, cięcie ma być dokładne i pewne. I tylko jedno. Jeżeli omsknie ci się ręka... – Urwał, przełknął ślinę i odwrócił się nieznacznie, by spojrzeć ku górze. – Cięcie ma być dokładne – powtórzył ostrzejszym tonem.
Sadien z ponurą miną zważył katowskie narzędzie w dłoni i potwierdził skinieniem.
Caeden ponownie utkwił wzrok w ziemi. Zamknął oczy.
– Przepraszam cię, Ell – szepnął, gdy świsnęło spadające ostrze.
Caeden zerwał się z posłania i zachłysnął. Dłonie chłopaka mimowolnie uniosły się do szyi w poszukiwaniu rany. Topór musiał przecież zostawić ślad. Na palcach nie została jednak nawet kropla krwi. Mimo to senny majak uwolnił go na dobre dopiero po kilku sekundach.
Rozkołatane serce z wolna się uspokoiło. Caeden ułożył się z powrotem na plecach i oddychał, wpatrzony pustym wzrokiem w czarny, kamienny sufit. Po wygładzonej powierzchni przemykały pulsujące łagodnie, ostro kontrastujące z ciemnym tłem wyładowania Esencji. Przypominały chaotycznie pląsające, mieniące się wszystkimi kolorami tęczy żyły; nieustanna, rytmiczna, hipnotyzująca kaskada ruchu. Zieleń tu, intensywny błękit tam. Miękki odcień żółci, który niemal niezauważalnie przechodził w niepokojącą czerwień. Barwy pajęczej sieci pokrywających strop linii bez końca przepływały jedna w drugą, mieszały się. Chociaż nie przyćmiewały blasku stojącej przy łóżku zasilanej Esencją lampy, raz po raz przyciągały spojrzenie chłopaka.
Zatem wciąż tu był – nadal tkwił w skromnie umeblowanej, okrągłej sali. Głęboko pod ziemią, w miejscu, do którego po bitwie o Ilin Illan przeniósł go Sześcian Portali.
– Coś sobie przypomniałeś.
Caeden drgnął, po czym odwrócił się na bok i wstał z wysiłkiem z łóżka. Gdy spojrzał na stojącego w progu łysiejącego, obdarzonego siwą brodą mężczyznę, cofnął się niepewnie pod ścianę.
– Zostaw mnie. Daj mi spokój – rzucił ochrypłym, ledwie słyszalnym szeptem.
Asar pochylił się i ostrożnie ustawił na podłodze talerz z jedzeniem oraz kubek. Za każdym razem robił to z większym wdziękiem, nabierał wprawy. Wyprostował się i kiedy Caeden pomyślał, że Strażnik zaraz wyjdzie, ten musnął rękojeść przypasanego do boku miecza. Niedwuznaczna przestroga.
– Rok i jeden dzień, Tal’kamarze – przypomniał cicho Asar. Barwna poświata tańczących na ścianach wiązek Esencji zagrała mu w oczach. – Upłynęły już dwa tygodnie. Zostały ci dwa tygodnie mniej, by powstrzymać koniec znanego nam świata. Spędziłeś tu dwa tygodnie i przez cały ten czas ledwie jesz, mało pijesz, a z tego, co widzę, niewiele też sypiasz. – Starzec umilkł i zmierzył Caedena przeciągłym spojrzeniem. Wreszcie pokręcił głową. – Dlaczego wciąż się opierasz? – podjął zadziwionym tonem. – Spodziewałem się, że prawda głęboko cię poruszy, ale żeby do tego stopnia...? Czy naprawdę zmieniłeś się tak bardzo?
– Tak. – Caeden chciał groźnie warknąć, lecz słowo zabrzmiało żałośnie. – Ja nie jestem... nim.
– Skąd możesz to wiedzieć? – spytał półgłosem Strażnik. – Nie wiesz przecież, jaki on jest.
– Wiem tyle, ile trzeba.
– Szczerze wątpię. Usłyszałeś zaledwie parę historyjek, zobaczyłeś kilka ziarenek piasku z nieprzebranego mrowia, jakie przesypuje się w klepsydrze twojego życia. W dodatku opowieści, które znasz, zostały wyrwane z kontekstu. – Przez oblicze Strażnika przemknął cień troski. – Nie mogę cię do tego zmusić, Tal’kamarze. Uda się jedynie, jeśli uczynisz to dobrowolnie. Lecz ty wiesz, że mówię prawdę. Masz przecież Sześcian Portali. Mógłbyś uciec bez trudu. Już teraz mógłbyś być pół świata stąd. A jednak stoimy w tej sali i rozmawiamy.
Caeden skrzywił się, lecz nie podjął dyskusji. Odlaną z brązu, pokrytą zagadkowymi symbolami kostkę – Naczynie, które go tutaj przywiodło – rzeczywiście wciąż miał przy sobie, czuł jego ciężar w kieszeni. Zamknął na dłuższą chwilę oczy, próbując uporać się z gniewem, strachem, rozpaczą. Odruch serca namawiał do ucieczki, do zignorowania wszystkiego, co mogło mieć związek z tym, co zobaczył. I z tym, co uczynił. W głębi ducha rozumiał jednak, że uciekając, nie zmieni niczego. Nie mógł wiecznie umykać przed własną przeszłością. Przeczuwał też, że im dłużej będzie zwlekał, tym trudniej będzie mu pogodzić się z rzeczywistością.
Najbardziej na świecie chciał w tej chwili kazać Asarowi się wynieść, zakończyć tę wizytę Strażnika dokładnie tak, jak wszystkie poprzednie.
Tym razem postąpił jednak inaczej.
Powoli podszedł na środek pokoju. Sięgnął po czekający na podłodze kubek i upił kilka łyków, pozwalając, by chłodny płyn zwilżył wyschnięte gardło.
– Przypomniałem sobie moment własnej śmierci – podjął półgłosem i zadrżał. – Pamiętam spadający topór i... – Umilkł.
– Domyślam się, że odczuwasz z tego powodu niemałą konfuzję. – Na twarzy Asara nie zaszła najmniejsza nawet zmiana, lecz Caedenowi wydało się, że oczy mężczyzny zabłysły współczuciem.
– Jakbyś zgadł. – Rudowłosy chłopak zaśmiał się niewesoło i rozmasował kark.
Zastanowił się. Z jednej strony korciło go, by zapytać – dowiedzieć się, jak to możliwe, że wciąż żyje, a pamięta coś takiego. Z drugiej jednak wcale nie chciał tej prawdy poznawać.
Asar przyglądał mu się jeszcze przez moment, po czym westchnął i usiadł na krześle.
– Tal’kamarze, nie mamy czasu na tego ro...
– Z początku po prostu nie chciałem uwierzyć. – Caeden zdołał wytrzymać spojrzenie Strażnika, lecz nie udało mu się opanować głosu, w którym dała się słyszeć zbolała nuta. – Kiedy... kiedy mi to pokazałeś... pomyślałem, że to zwykły podstęp, że chcesz mnie w jakimś nieznanym celu oszukać. I tak, zastanawiałem się, czy nie lepiej byłoby skorzystać z Sześcianu Portali i uciec. Myślałem też, żeby cię znaleźć i wyciągnąć z ciebie prawdę choćby siłą.
Asar mierzył go nieodgadnionym spojrzeniem. Milczał.
Caeden zaczerpnął głęboko tchu, lecz drżenie głosu nie zniknęło.
– Mimo wszystko od początku wiedziałem, że pokazałeś mi moje własne wspomnienie. Po prostu wiedziałem. Tak samo jak teraz wiem, że naprawdę przypomniałem sobie chwilę swojej śmierci. To nie był zwykły sen. Pamiętam własną śmierć. – Caeden opuścił wzrok, przeniósł go na rozdygotane dłonie. W duszy poczuł burzę emocji, z jakimi zmagał się bez przerwy już od dwóch tygodni. Budziły się właśnie na powrót. Wstyd. Lęk. Groza. Wściekłość. Druzgocące, palące poczucie winy. Oraz nieustannie obecna w tle przytłaczająca rozpacz. – Zatem tak, masz rację. Wiem, co jest prawdą.
– Ale? – dopytał szeptem starzec.
Caeden parsknął ochrypłym śmiechem i rozłożył ręce. Nie było go już stać na kłamstwa czy subtelne owijanie w bawełnę. Musiał być szczery.
– Ale nadal się boję. – Podniósł wzrok i ponownie spojrzał prosto na Asara. – Przyjaciel powiedział mi kiedyś, że gdy odzyskam wspomnienia, będę mógł wybrać. Że bez względu na to, czego dopuściłem się w przeszłości, kim byłem... będę mógł zdecydować, jaką drogę obrać na przyszłość. Że człowiek, którym jestem, odkąd ocknąłem się w tamtym lesie, osoba, jaką chcę być, wcale nie musi i nie powinna zostać wymazana przez odzyskane wspomnienia. – Caeden wciąż patrzył Strażnikowi w oczy, lecz czuł, że ręce nie przestają mu drżeć. W głowie nadal słyszał nieproszone echa pamięci. – No ale... zabiłem przecież tak wielu ludzi. Mordowałem z zimną krwią. Na Prządki, byłem Aarkeinem Devaedem!
Starzec długą chwilę przyglądał się chłopakowi bez słowa. W końcu skinął głową.
– Zrobiłeś to. Byłeś nim. Oczekujesz ode mnie pokrzepienia, lecz... – Wzruszył lekko ramionami, jakby chciał w ten sposób przeprosić. – W pewnym sensie wszyscy pozostajemy niewolnikami własnej pamięci. To, co sobie przypomniałeś, zmieni cię nieodwołalnie. Podobnie jak zmieni cię wiedza, jaką zyskasz w przyszłości. Zmieni cię również świadomość stawki, o jaką toczy się walka. Łatwiej będzie ci dokonywać wyborów, o jakich obecnie nie byłbyś nawet w stanie pomyśleć. Trudniej za to będzie przedkładać dobro nad doraźną korzyść, ponieważ będziesz pamiętać, jak często kończyło się to porażką i jak ważne jest za wszelką cenę zwyciężać. – Nachylił się nieco i dodał z powagą na twarzy: – Niemniej, Tal’kamarze, z tym samym problemem zmagają się wszyscy ludzie, którzy mają za sobą odpowiednio długie życie. Czasami dobro nie prowadzi do sukcesów. Także słuszna decyzja może niekiedy doprowadzić do zguby. Lecz wybór będziesz mieć zawsze.
Caeden przełknął głośno ślinę i zacisnął pięści. Skinął głową. Nadszedł czas poruszyć najtrudniejszą kwestię, tę, która spalała go od wewnątrz od chwili, gdy Asar pokazał mu prawdę.
– Pamiętam... pamiętam, że wyparłem się nazwiska Aarkein Devaed – odezwał się cicho, wyraźnie słysząc w uszach kołatanie serca. – Pamiętam radość, jaką poczułem na myśl, że nie będę musiał żyć ze świadomością czynów, które jako on popełniłem. – Jedynie ze względu na to wspomnienie zdecydował się tu pozostać.
Strażnik odchylił się w krześle i z wolna pokiwał głową w odpowiedzi na niezadane pytanie.
– Owszem, Tal’kamarze. Tak było. Zaparłeś się tamtego nazwiska. Wybrałeś wąską ścieżkę. Przeszedłeś na drugą stronę – powiedział łagodnym tonem, w którym zabrzmiała zaskakująca nuta dumy. – Jeśli to ci pomoże, wiedz, że przestałeś być Aarkeinem Devaedem, na długo zanim straciłeś pamięć. Obecnie walczymy przeciwko wszystkiemu, co on sobą reprezentował.
Caeden wypuścił wstrzymywane powietrze, zwiotczał na całym ciele. Odczekał kilka sekund, po czym, czując zalewającą go falę emocji, pozwolił sobie na duży łyk wody.
Ostatecznie podniósł wzrok na starca, wraz z ulgą do jego serca powracała determinacja.
– Moje wspomnienia... – podjął półgłosem. – Czy pomogą nam zatrzymać najeźdźców?
Asar nie odpowiedział od razu. Caeden zrozumiał, co oznacza wahanie.
– W tej grze chodzi o znacznie więcej niż inwazja – stwierdził po dobrej chwili Strażnik. – To dobrze, że chcesz ocalić Andarrę, Tal’kamarze, lecz uratować należy cały świat. Możemy położyć kres konfliktowi, który trwa od wielu pokoleń, i niekiedy trzeba mieć na uwadze większe dobro. Musimy...
– Musimy zrobić jedno i drugie. Nie porzucę przyjaciół na pastwę losu. Nie po to tutaj przybyłem. – Caeden pochylił głowę na bok, ujrzał w duchu przebłysk wspomnienia. – Mniejsze zło i większe dobro. Dwie najbardziej niebezpieczne rzeczy na świecie.
– Niemniej – Strażnik wbił w chłopaka spojrzenie, w którym znać było więcej zdziwienia niż irytacji – bywa i tak, że ofiar nie da się uniknąć. Jeśli tylko pozwolisz, bym przywrócił ci wspomnienia, wszystkie bez wyjątku, zrozumiesz i to. – Wbrew słowom w głosie Asara pojawiła się niepewność.
– Sam powiedziałeś, że chciałem się zmienić. – Caeden nachylił się ku starcowi. – Być może to właśnie jeden z powodów.
– Możliwe – mruknął Asar, choć widać było, że nie jest zachwycony. – To jednak rozmowa na inny dzień. – Pokręcił głową. – W tej chwili musimy przywrócić ci przynajmniej te wspomnienia, które chcesz odzyskać. Trzeba, byś zrozumiał, do czego i po co dążymy. Chodźmy. – Wstał z krzesła i skinął ręką.
Chłopak po chwili wahania ruszył za nim. Szedł chwiejnie, potykając się co chwila. Odzwyczajone od wysiłku mięśnie nie zdążyły się rozgrzać.
Gładkie, czarne ściany tunelu również przecinane były miejscami przez dziwne wiązki pulsującego światła. Wyglądało na to, że tutaj, na dolnym poziomie podziemi, żyły Esencji jaśniały wszędzie, aczkolwiek Caeden nie miał bladego pojęcia, co mogło być przyczyną tego zjawiska.
– Gdzie my właściwie jesteśmy? – spytał po drodze. Jego słowa odbiły się w korytarzu głuchym echem.
– Powiedziałem ci, gdy tylko się tu pojawiłeś. To Studnie Mor Aruil – odparł Asar i zawiesił głos. Dopiero po chwili zerknął w bok i uświadomił sobie, że nazwa nic chłopakowi nie mówi. – Mor Aruil założyli jeszcze Darecjanie. To maleńka wysepka, położona nieopodal wybrzeży Straconej Krainy. Darecjanie, o czym przez długi czas nie mieliśmy pojęcia, odkryli tu przebogate źródło Esencji. Tutejsze tunele były niegdyś przewodzącymi ją kanałami, stanowiły element systemu wyprowadzającego Esencję na powierzchnię. – Starzec zauważył wyraz twarzy Caedena i prychnął pod nosem. – Nie bój się, Studnie wyschły tysiące lat temu. Potem przez jakiś czas Darecjanie wykorzystywali te podziemia w charakterze magazynów, lecz wyspa straciła dla nich znaczenie i ostatecznie ją porzucili. A wszystkie tunele prowadzące do miejsca, w którym się znajdujemy, zostały odcięte za pomocą specjalnych barier, których nie sposób złamać. Wejść i wyjść można jedynie przez Bramę.
Caeden, który został nieco z tyłu, podbiegł i zrównał się z Asarem.
– Bramę? – powtórzył pytająco. Ton, jakim Strażnik wypowiedział to słowo, sugerował coś istotnego.
– Rodzaj portalu. Powiedzmy, mniej... płomienną wersję tego, który otwiera twoja brązowa kostka – wyjaśnił cierpko Asar. – Niewielu ludzi potrafi tworzyć Bramy, więc nawet jeśli ktoś jakimś cudem wiedziałby, gdzie jesteśmy, nie mógłby się tu dostać. – Wzruszył ramionami. – Zresztą nawet gdyby się to udało... Cóż, jestem najpotężniejszym z pozostałych przy życiu Czcigodnych. A oni pokonać mogliby mnie jedynie wtedy, gdyby połączyli siły. Nic nam tutaj nie grozi. – W jego głosie nie było próżności. Caeden słyszał wyłącznie cichą, spokojną pewność siebie. Spięte ramiona chłopaka nieco się rozluźniły.
Korytarz dobiegł wreszcie końca i znaleźli się w przestronnym pomieszczeniu. Podobnie jak na górnym poziomie Mor Aruil – na który dwa tygodnie wcześniej przeniósł go Sześcian Portali – nie było tu na ścianach mieniących się wiązek Esencji. Światło zapewniały bezdymne pochodnie, których żółty, niezbyt jaskrawy blask padał na stojące pod ścianami regały. Półki uginały się pod ciężarem ksiąg i luźnych kart. W kącie stało starannie zaścielone wąskie łóżko.
Asar wskazał Caedenowi krzesło.
– Mieszkasz tu? – zapytał chłopak, siadając.
– Owszem.
Uwagę Caedena przykuła specyficzna nuta w głosie starca. Rozejrzał się dokoła. Niepozorne łóżko, bogaty księgozbiór.
– Powiedziałeś, że bez Bramy nie można tu wejść ani stąd wyjść... – Rzucił Strażnikowi pytające spojrzenie.
– Wszyscy dokonujemy poświęceń. – Asar pochylił głowę i zajął miejsce na drugim krześle.
Caeden przełknął ślinę. Zapadła cisza.
– Czekający cię proces... – podjął starzec po chwili – przywracania pamięci... nie będzie najłatwiejszy. Można wręcz powiedzieć, że będzie wyczerpujący – dodał z grymasem. – Widzisz, Tal’kamarze, nie mogliśmy twoich wspomnień po prostu stłumić. Gdyby Lyth mogli zyskać do nich dostęp, nie uznaliby umowy za wypełnioną. Dlatego też musiałeś przejść przez Eryth Mmorg, które niektórzy nazywają Wodą Odnowy. – Z widocznym niesmakiem machnął ręką. – W rezultacie pozostały ci jedynie kruche skrawki wspomnień.
– Wcześniej mówiłeś chyba, że moje wspomnienia zostały po prostu ukryte.
– Bo zostały. Z tym że nie w twojej głowie. – Strażnik zajrzał chłopakowi głęboko w oczy. – Jesteś augurem, Tal’kamarze. Możesz do tych punktów w czasie wrócić, ponownie przeżyć dawne wypadki. To, co ci pokazałem, kiedy się pojawiłeś... Nie wiedziałem, co konkretnie zobaczysz. Nie miałem pewności. Po prostu cofnąłem cię w przeszłość.
Caeden zadrżał na samo wspomnienie, lecz zebrał się w sobie i skinął głową.
– Patrzenie poprzez czas z wykorzystaniem kan – podjął Asar z westchnieniem – nawet w przeszłość, jest bardzo męczące. W miarę możliwości będę się starał cię prowadzić, do pewnego stopnia nabierzesz też wprawy, lecz każdą sesję odzyskiwania wspomnień będziesz musiał odespać. Myślę, że spędzisz w łóżku sporo czasu.
– Nie byłoby prościej – zapytał chłopak niepewnie – gdybyś mi po prostu wszystko... wytłumaczył? Opowiedział?
Lekko zniecierpliwiony starzec ponownie machnął ręką.
– Niektóre rzeczy z pewnością ci wyjaśnię. Inne są jednak zbyt złożone, rozmowa o nich zajęłaby zbyt wiele czasu, a są i takie, które... – Westchnął. – Powiedzmy, że nie przypadną ci do gustu. Aby zrozumieć, naprawdę zrozumieć, co się dzieje, musisz poznać kontekst, jaki zapewnią ci wyłącznie wspomnienia. Poza tym nie zamierzam z tobą dyskutować. To strata czasu. Nie zachowuj się jak przemądrzały wyrostek.
– No dobrze. – Caeden skrzywił się i poprawił lekko na krześle. – Skoro nie jestem wrogiem, za którego uważa mnie co najmniej pół Andarry, to zacznijmy może od tego, przeciw komu właściwie walczymy. – Nachylił się. – Powiedz przynajmniej, co czeka po drugiej stronie Bariery.
Asar nie odpowiedział od razu.
– Shammaeloth, Tal’kamarze – powiedział z wyraźną niechęcią. – Na upadek Bariery czeka Shammaeloth.
– Shammaeloth – powtórzył zbity z tropu chłopak. – Ten, o którym mówiły teksty Starej Religii?
– Bardzo możliwe. – Asar zmierzył go intensywnym spojrzeniem, jakby chciał pomóc mu zrozumieć. – Tak go w każdym razie nazywamy. Imię stosowne do jego natury. – Wzruszył lekko ramionami. – W sumie nie zdziwiłbym się, gdyby rzeczywiście był tym Shammaelothem. Jest istnym wirtuozem w sztuce wykorzystywania prawdy do wzmacniania siły swych kłamstw, a za pomocą tej religii oszukiwał nas od samego początku.
Caeden przez moment spoglądał bez słowa, próbując przetrawić słowa augura. Na jego twarz wypłynął wyraz niedowierzania.
– To kim on właściwie jest? Człowiekiem? Zwierzęciem? Czymś jeszcze innym? – Zachichotał nerwowo. – I co się stanie, jeżeli to źródło wszelkiego zła wydostanie się na wolność? – dodał z lekkim przekąsem.
Asar westchnął, lecz nie skomentował. Po chwili pokręcił głową.
– Wiem, że masz wiele do przemyślenia. Rozumiem też twoje wątpliwości, Tal’kamarze. Naprawdę wszystko rozumiem – powiedział cicho. – Nie mamy jednak czasu. Najlepiej chyba będzie, jeżeli ci po prostu pokażę.
Pochylił się i wyciągnął rękę. Zanim Caeden zdążył choćby mrugnąć, palce starca dotknęły jego skroni.
Caeden wrzasnął, lecz okazało się, że stracił głos. Przeszył go przeraźliwy ból, kiedy jednak chciał się poruszyć, skulić i cofnąć, wyszło na jaw, iż nie posiada już ciała. Spróbował się skupić, lecz w tym miejscu jasność myśli nie istniała, był jedynie nieustannie pękający, rozpadający się strumień świadomości. Całe jestestwo chłopaka rozpaczliwie pragnęło wyrwać się z tego lodowatego, brutalnego cierpienia. Daremnie.
Szamotał się konwulsyjnie, targany koszmarnym bólem, długo, nieznośnie długo. A potem jeszcze dłużej. Kilka dni? Całe lata? Słyszał kakofonię pisku i wycia, a kiedy stała się nie do wytrzymania, zastąpiła ją pusta, wirująca cisza, w której rozkwitła panika. Tak strasznie bolało. Czuł się nieszczęśliwy. Wylękniony i bezdennie zagubiony.
A nadziei na ulgę nie było.
Caedena obudziły wrzaski.
Dopiero po chwili zrozumiał, że to on krzyczy. Twarz miał całą we łzach, gardło stało w ogniu, a mięśnie paliły. Leżał zwinięty w kłębek, szarpany niepowstrzymanymi drgawkami. Czas płynął; w pewnym momencie chłopak zdołał wziąć kilka niepewnych, głębszych oddechów i zmusił ciało do ruchu. Wciąż dygocąc, przekręcił się na bok i podniósł wzrok na Asara.
– Co... co to było? – wydyszał.
– Krainy Mroku – odpowiedział starzec ściszonym głosem. Pochylił się i podał mu rękę. – Uważamy, że właśnie stamtąd pochodzi nieprzyjaciel. To jego królestwo, jego dziedzina. Jeżeli zwycięży, tak właśnie może wyglądać nasz świat.
Caeden zawahał się, po czym przyjął wyciągniętą dłoń i pozwolił siwobrodemu Strażnikowi podnieść się i usadzić na powrót w krześle.
– To było... – Urwał, przeszył go dreszcz. Umysł instynktownie wzdragał się przed wspomnieniem. – Nie potrafię nawet opisać.
– Nikt nie potrafi – zauważył Asar łagodnie. – Najlepszym przybliżeniem, jakie słyszałem, jest „brak”. Tak wyglądałby świat bez radości, bez życia, bez światła i nadziei. Takie byłoby życie, gdyby zniknęło wszystko, co dobre. Gdyby zniknęło nieodwołalnie, po wsze czasy. – Spojrzał na chłopaka ze współczuciem.
– Jak długo tam byłem? – jęknął Caeden.
– Nie byłeś tam, Tal’kamarze. Nie sądzę, by nawet tacy jak my mieli szansę tam przeżyć. Zobaczyłeś jedynie wspomnienie człowieka imieniem Alchesh. Wspomnienie, które przypłacił obłędem. – Starzec na moment zawiesił głos. – A przecież to tylko krótka chwila. Pokazałem ci, jak w tamtym świecie smakuje ułamek sekundy. Mgnienie, nie dłużej.
Rudowłosy chłopak odruchowo wbił się w oparcie.
– Właśnie przeciw temu walczymy, Tal’kamarze – ciągnął szeptem Strażnik. – To właśnie nas czeka, jeżeli Bariera upadnie. Podejrzewamy, że celem Shammaelotha jest Deilannis. Chce odnaleźć rozpadlinę i poszerzyć ją, by uciec poza ograniczenia tego świata. Poza okowy samego czasu. Kiedy to osiągnie, Krainy Mroku pochłoną wymiar, który opuści. – Nachylił się. – Teraz już wiesz, dlaczego nie mamy czasu, by walczyć z niedowierzaniem i zwątpieniem, przez które już raz przeszedłeś. Dlatego musimy przywrócić ci wspomnienia.
Caeden przymknął oczy, wciąż nie w pełni doszedł do siebie.
– Jak to możliwe, że walczyłem po jego stronie? – zapytał półgłosem. – Jak ktokolwiek mógł...
– Zdołał nas zwieść – odparł Asar chłodno, lecz łagodnie. – Przez długi czas byliśmy przeświadczeni, że postępujemy słusznie.
– Słusznie? – powtórzył Caeden ze wzgardą. Jego głos zaczął odzyskiwać dawną siłę. – Jak ktokolwiek mógł mu uwierzyć?
– Tłumaczyłem ci, Shammaeloth jest wybornym łgarzem – skwitował ostro Asar. Caeden domyślił się, że dotknął niezabliźnionej rany. – Nie myśl sobie, że jego intencje były od początku oczywiste. Nie byliśmy po prostu naiwnymi głupcami. Shammaeloth przedstawił nam nie tylko przekonujący fałsz, lecz także przekonujący system moralny. Coś, co zarazem nadawało życiu cel i wskazywało drogę do jego osiągnięcia. Nie zapominaj, że on jest niewyobrażalnie stary. Na umocnienie swej wiarygodności poświęcił setki lat, przez wieki budował nasze zaufanie, kładł podwaliny pod swoją opowieść. To nadawało naszemu życiu sens. Shammaeloth zna wszystkie nasze słabości, a potrafi je wykorzystywać niesamowicie subtelnie. Jest od nas nieskończenie bardziej inteligentny, przebiegły i przekonujący, a przede wszystkim bardziej cierpliwy. Dlatego też większość pozostałych nadal walczy po jego stronie. Oni wciąż w niego wierzą. Całym sercem.
Oburzenie Caedena przygasło. Nie wiedząc, co odpowiedzieć, poprawił się jedynie na siedzeniu.
– Rozumiem. – Skinął głową po chwili namysłu. Niełatwo było słowa Strażnika przyswoić i zrozumieć, a jeszcze trudniej się z nimi pogodzić, lecz przynajmniej na razie nie miał większego wyboru. Czując, że serce nareszcie zwolniło i bije zwyczajnym rytmem, wyprostował się i spojrzał staremu mężczyźnie w oczy. – Kim są ci pozostali, o których tak często wspominasz?
Asar raz jeszcze westchnął, tym razem nie próbował nawet ukryć zniecierpliwienia.
– Początkowo była nas jedenastka. Darecjanie nazywali nas Czcigodnymi; była to z ich strony drwina. Kpili zarówno ze ślepej czci, jaką nas darzono, jak i z tej, którą my darzyliśmy Ela. Niemniej nazwa się przyjęła. – Wziął głębszy oddech. – Ty i ja. Gassandrid. Alaris. Cyr. Isiliar. Andrael. Diara. Meldier. Wereth. Tysis. Trzy i pół tysiąca lat temu zebrał nas Shammaeloth. Nieśmiertelni byliśmy, zanim jeszcze go poznaliśmy, lecz to Shammaeloth nauczył nas posługiwać się kan.
– Czyli... – Caeden otworzył usta, lecz zaraz zamknął je z powrotem. – Czyli wszyscy pozostali też są w tej chwili naszymi wrogami? – spytał, przypomniawszy sobie swoje spotkanie z Alarisem.
Strażnik jęknął, w jego głosie słychać było czystą frustrację.
– W pewnym momencie prawdziwa natura Shammaelotha zaczęła wychodzić na jaw. Niektórzy z nas to dostrzegli, inni nie. W efekcie, co jak sądzę, było nieuchronne, poróżniliśmy się. – Wzruszył ramionami, był wyraźnie zmęczony. – Posłuchaj, moglibyśmy tę rozmowę ciągnąć całymi dniami. Sama opowieść o naszej przeszłości, wspominanie wydarzeń, które raz już przeżyłeś, zajęłoby długie godziny. Mógłbym spróbować wyszkolić cię na nowo. Ale to wszystko musi się odbyć w ciągu godzin, nie stuleci. – Rozmasował czoło. – Czas działa na naszą niekorzyść, a nie będzie to proces łatwy. Czeka nas sporo pracy. W związku z tym każda chwila, którą poświęcam na ogólne opowieści o tym, co i tak musisz sobie przypomnieć sam, jest chwilą straconą.
Caeden poruszył się na krześle. Ogarnął go niepokój.
– Przecież już teraz wiem znacznie więcej niż przed godziną. A jeśli nie zdołam sobie przypomnieć niczego? Albo jeśli wszystko zajmie zbyt wiele czasu i tak czy inaczej będziesz mi musiał opowiedzieć?
– Wiem, że boisz się wspomnień, lecz nie pozwól, by strach podejmował decyzje za ciebie – warknął Asar, dając do zrozumienia, że nawet nie myśli dyskutować. – Daj mi miesiąc. Miesiąc, w ciągu którego spróbuję zaspokoić twoją ciekawość, nie ucząc cię niczego od nowa, lecz przywracając ci wspomnienia. A potem, jeżeli rzeczywiście nie pojmiesz wszystkiego, co konieczne? Wtedy zacznę mówić i nie przestanę, dopóki nie zedrę sobie gardła, a twoje uszy nie zaczną krwawić. Przekażę ci wszystko, co wiem. – Nachylił się i chwycił chłopaka za ramię. – Zrozum jednak, Tal’kamarze, że jeśli do tego dojdzie, będzie to oznaczało, że już przegraliśmy. Moje słowa po prostu nie zdołają zastąpić twoich własnych przeżyć. Prawda wygląda tak, że mógłbym tłumaczyć i opisywać przez sto lat, a i tak nie byłbyś gotów. Innego sposobu niż mój po prostu nie ma.
Caeden poczuł w piersi dziwny ucisk, lecz przełknął tylko ślinę i skinął głową.
– Zaczynajmy więc – szepnął.
Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.PODZIĘKOWANIA
Na pierwszym miejscu, jak zwykle, dziękuję swojej cudownej i niezmiennie wspierającej żonie Sonji. Jej niegasnąca gotowość do czytania (raz za razem i znowu) kolejnych wersji rękopisów i udzielania konstruktywnych rad jest czymś w mej pracy niezastąpionym. To po prostu dar, za który nigdy nie przestanę być wdzięczny.
Ogromne dzięki należą się także moim redaktorom, Willowi Hintonowi z Orbit i Jamesowi Longowi z Little, Brown. Z oboma pracowało mi się znakomicie i szalenie się ucieszyłem, że ich wizja tej opowieści była tak bliska mojej własnej. Rady, jakie od nich otrzymałem, nie tylko sprawiły, że książki te stały się znacznie lepsze, lecz pozwoliły mi dopracować warsztat na przyszłość.
Podziękować muszę też naturalnie Paulowi Lucasowi, agentowi z Janklow & Nesbit, którego niezastąpione rady i ciężka praca pozwoliły mi znaleźć się w tym niesamowitym punkcie życia, w jakim jestem obecnie.
Ogromną pomocą byli także wszyscy, którzy czytali „Echo...” w początkowych wersjach – wszyscy ludzie zaangażowani w proces, poświęcający swój czas i energię (często pod presją terminów), którzy wpłynęli na swój sposób na ostateczny kształt tej książki. W szczególności dziękuję Nicki, Chiarze, Aidenowi, Jeremy’emu i Deanowi. Naturalnie za nic nie mógłbym też pominąć nieustraszonego Balthazara – świetna robota, Thaz.
Na koniec dziękuję wszystkim czytelnikom, którzy zaryzykowali i kupili w 2014 roku opublikowaną własnym sumptem autora książkę „Cień utraconego świata”. Zaskakujący dla mnie sukces powieści, narodziny pierwszego dziecka i wejście do świata wydawnictw tradycyjnych sprawiły, że wydanie niniejszej książki zajęło mi niemal trzy lata – bardzo długo, nawet jak na światek fantasy. Dziękuję wam wszystkim za entuzjazm, wsparcie i – przede wszystkim – cierpliwość w oczekiwaniu na ciąg dalszy.