Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

  • Empik Go W empik go

Eclipse: Droga do ciebie. Tom 1 - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
Data wydania:
8 kwietnia 2025
29,00
2900 pkt
punktów Virtualo

Eclipse: Droga do ciebie. Tom 1 - ebook

Czasem, aby odnaleźć światło, trzeba przejść przez największy mrok.

Natalie to pełna marzeń romantyczka i świeżo upieczona studentka medycyny. Rafael to młody architekt, który po trudnych doświadczeniach z młodości stracił wiarę w miłość i ludzi. Ich pierwsze spotkanie tworzy między nimi sieć niechęci i nieporozumień, by z czasem przerodzić się w pełną emocji, burzliwą i trudną do określenia relację. Para, próbując się dotrzeć, powoli odkrywa siebie nawzajem i… kolejne tajemnice. Czy znajdzie w sobie tyle siły, by przetrwać te próby? Czy mroczna przeszłość i teraźniejszość Rafaela nie przerazi Natalie? Ostatecznie oboje będą musieli odpowiedzieć sobie na pytanie, czy miłość ma moc, by uleczyć nawet najbardziej złamane serca…

To opowieść o miłości, ale też stracie i walce o drugą osobę. O odnajdywaniu siebie i umiejętności zdefiniowania własnych potrzeb i oczekiwań. Ale także o przyjaźni i studenckim życiu toczącym się w skąpanym w słońcu, gorącym Los Angeles.

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-68432-10-7
Rozmiar pliku: 674 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Spis treści

Rozdział 1. Natalie

Rozdział 2. Natalie

Rozdział 3. Natalie

Rozdział 4. Rafael

Rozdział 5. Natalie

Rozdział 6. Natalie

Rozdział 7. Rafael

Rozdział 8. Natalie

Rozdział 9. Natalie

Rozdział 10. Natalie

Rozdział 11. Natalie

Rozdział 12. Jasper

Rozdział 13. Rafael

Rozdział 14. Natalie

Rozdział 15. Natalie

Rozdział 16. Natalie

Rozdział 17. Natalie

Rozdział 18. Natalie

Rozdział 19. Jasper

Rozdział 20. Natalie

Rozdział 21. Rafael

Rozdział 22. Natalie

Rozdział 23. Natalie

Rozdział 24. Natalie

Rozdział 25. Rafael

Rozdział 26. Natalie

Rozdział 27. Natalie

Rozdział 28. Rafael

Rozdział 29. Natalie

Rozdział 30. Jasper

Rozdział 31. Rafael

Rozdział 32. Ethan

Rozdział 33. NatalieRozdział 2

Natalie

Następnego dnia obudziły mnie promienie słońca, które wkradały się przez okno, oraz zapach świeżo zaparzonej kawy unoszący się w powietrzu. Ciche dźwięki krzątania dochodziły z kuchni, co oznaczało tylko jedno – mama była już na nogach. Przeciągnęłam się leniwie, ziewając i próbując zebrać myśli. Ostatnie dni wakacji… Ten moment, kiedy lato powoli dobiegało końca, zawsze miał w sobie coś nostalgicznego. Zeszłam na dół, kierując się za intensywną wonią kawy. W kuchni przy kuchence stała mama. Miała na nosie swoje czarne okulary, a jej ruchy były płynne, niemal mechaniczne – jakby przygotowywanie śniadania było dla niej codziennym rytuałem, który wykonywała bez zastanowienia.

– Cześć, śpiochu – powiedziała, rzucając mi krótkie spojrzenie znad okularów.

– Cześć, mamo – mruknęłam, opadając na jedno z krzeseł przy stole.

– Usiądź, zjedz coś, bo zaraz znikniesz. – W jej głosie było charakterystyczne matczyne ciepło, zmieszane z lekką nutą zmartwienia.

– Wiesz dobrze, że nie jadam śniadań. – Przewróciłam oczami, sięgając po kubek. – Ale kawę poproszę.

Mama spojrzała na mnie z dezaprobatą, ale bez słowa postawiła przede mną filiżankę.

– Jakie masz plany na ostatnie dni wakacji? – zapytała, wciąż przyrządzając śniadanie. – Październik zbliża się wielkimi krokami, nowy rok akademicki tuż-tuż. Mam nadzieję, że jesteś przygotowana? – Jej słowa zawisły w powietrzu jak niewidzialna granica, której żadna z nas nie chciała przekroczyć.

Cisza.

Podniosłam kubek do ust, pozwalając gorącemu płynowi lekko mnie rozbudzić. Mama czekała. Czułam na sobie jej spojrzenie, czułam troskę ukrytą pod pozorną neutralnością jej tonu. Wiedziałam, że pyta nie tylko o studia, ale o wszystko. O to, jak się tu odnajduję, czy czuję się dobrze, czy to miasto naprawdę jest dla mnie domem. Ale ja sama nie znałam jeszcze odpowiedzi.

Zacisnęłam palce na kubku, czując ciepło przenikające przez porcelanę. Nadopiekuńczość mamy zawsze mnie irytowała. Odkąd pamiętam, chciała mieć wszystko pod kontrolą – każdą decyzję i każdy krok, który stawiałam. Jako jedynaczka byłam do tego przyzwyczajona. To, że cała jej uwaga skupiała się na mnie, było normą. Ale z czasem zaczęło mi to przeszkadzać. Nie miałam już pięciu lat, tylko dziewiętnaście. Potrzebowałam przestrzeni, oddechu, własnych decyzji, nawet jeśli miały być błędne. Dlatego tak trudno było mi zaakceptować fakt, że kiedy dostałam się na studia na Uniwersytet Kalifornijski, mama postanowiła, że przeprowadzimy się razem. Sprzedała dom w Chicago, zostawiła za sobą całe nasze dotychczasowe życie i przeniosła nas do Los Angeles, jakby to było coś zupełnie naturalnego. Mój bunt na nic się nie zdał, bo kiedy Sophia Harris coś postanowi, tak właśnie się dzieje.

Napiłam się kawy, próbując zignorować spojrzenie mamy, które wciąż czułam na sobie. Wiedziałam, że oczekuje odpowiedzi, jakiegoś zapewnienia, że mam wszystko pod kontrolą. Ale czy naprawdę miałam?

– Mamo, jeszcze nie zaczęły się zajęcia, nie mam grafiku, a ty już się martwisz – westchnęłam, starając się brzmieć spokojnie. Wiedziałam, że jeśli pokażę chociaż cień irytacji, ta rozmowa nigdy się nie skończy. – Wrzuć na luz. Jeśli będzie taka potrzeba, zrezygnuję z baletu. Naprawdę nie masz co przeżywać.

Mama zmrużyła oczy, jakby próbowała ocenić, w jakim stopniu moje słowa są prawdziwe.

– Mam nadzieję! – powiedziała w końcu, ale jej ton był daleki od przekonania. – Wierzę ci na słowo. Liczę też, że nie będziesz imprezować tyle, co przed przeprowadzką.

Zacisnęłam zęby. Oczywiście. Musiała to powiedzieć.

– Och, weź już przestań drążyć! – wyrzuciłam, podrywając się od stołu. Nie czekając na jej reakcję, chwyciłam torbę i ruszyłam do wyjścia. Trzasnęłam drzwiami.

Czułam, jak buzują we mnie emocje – irytacja, złość, ale też to dobrze znane poczucie duszenia się w jej kontroli. Nie zamierzałam zmarnować kolejnego dnia na tę samą rozmowę. Potrzebowałam oddechu. Trening brzmiał jak idealna ucieczka.

* * *

Wrześniowa pogoda była przepiękna. Ciepłe promienie słońca wciąż ogrzewały miasto, a delikatny wiatr sprawiał, że spacer wydawał się najlepszą opcją. Potrzebowałam tego – chwili dla siebie, oddechu, oczyszczenia myśli po irytującej rozmowie z mamą. Włożyłam słuchawki, włączyłam ulubioną playlistę i ruszyłam spokojnym krokiem. Muzyka wypełniła moją głowę, zagłuszając wszystko inne. Do momentu aż niemal dostałam zawału.

Kiedy przechodziłam przez pasy, z ogromną prędkością przejechał obok mnie czarny SUV, mijając moje ciało dosłownie o centymetry. Gwałtownie odskoczyłam, serce waliło mi jak oszalałe, a adrenalina uderzyła w żyły. Co do cholery?! Zatrzymałam się na środku przejścia, oddychając ciężko. Ręce mi się trzęsły, co było mieszanką szoku i narastającej wściekłości. Samochód zatrzymał się kilkanaście metrów dalej, a przyciemniana szyba zaczęła powoli się opuszczać. I wtedy go zobaczyłam. Chłopak z treningu. Brunet o irytująco pewnym siebie spojrzeniu.

Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, odezwał się pierwszy:

– Uważaj, jak łazisz! – rzucił, jakby to była moja wina.

Że co?! Cała moja złość eksplodowała.

– To ty, kretynie, uważaj, jak jeździsz! Takie głupki jak ty nie powinny mieć prawa jazdy! – wypaliłam, nie kryjąc wściekłości. Gdyby spojrzenie mogło zabijać, jego SUV właśnie stanąłby w płomieniach.

Brunet spojrzał na mnie, przesuwając wzrokiem od góry do dołu, jakby dokładnie analizował, z kim ma do czynienia. W jego oczach błysnęła irytacja, ale także coś jeszcze – może iskra rozbawienia?

– Jaka pyskata! – rzucił, opierając łokieć o szybę. – Uważaj, jak będziesz wchodzić do budynku, żebyś na mnie nie trafiła, bo za te odzywki masz u mnie przejebane.

Zacisnęłam pięści. Co za zarozumialec! Moje nerwy były na skraju, nie mogłam się powstrzymać. Nie po tym, co właśnie powiedział. Nie po tym, jak patrzył na mnie z tą swoją bezczelną pewnością siebie. Jeśli chciał zagrać w tę grę, dobrze trafił.

– Chyba ci ten twój, pożal się Boże, sport wybił mózg z głowy! – warknęłam, celując prosto w jego ego. Widziałam, jak napina szczękę, a jego usta zaciskają się w wąską linię. Jego brwi zmarszczyły się lekko, jakby miał zamiar coś powiedzieć, ale zamiast tego jego spojrzenie stało się jeszcze bardziej intensywne.

– Lepiej uważaj na słowa. – Jego głos był chłodny, ostry jak nóż.

Och, proszę cię – pomyślałam.

– Pf, i co? Myślisz, że będę się bała takiego pseudoboksera jak ty?

Odwróciłam się na pięcie, specjalnie rzucając mu ostatnie, wyzywające spojrzenie. Jego wzrok palił mi plecy, ale nie zamierzałam dać mu satysfakcji. Jeśli myślał, że mnie przestraszy, to miał się jeszcze mocno zdziwić.

Chłopak zamilkł. Patrzył na mnie przez chwilę, jakby zastanawiał się, co odpowiedzieć, ale najwyraźniej zabrakło mu słów. Jego twarz wykrzywiła się w grymasie złości, pojawiło się lekkie napięcie w szczęce i drgnięcie mięśni wokół ust. Widziałam, że coś w nim się gotuje, ale zamiast kolejnej kąśliwej uwagi zrobił coś zupełnie innego – nic. Bez słowa zamknął szybę w samochodzie i ruszył dalej, nie oglądając się za siebie.

No proszę. Stałam tam jeszcze przez moment, patrząc na oddalającego się SUV-a z satysfakcją. Być może zamknął się tylko na chwilę, ale to mi wystarczyło. Nie chodziło nawet o słowa, ale o coś więcej – o pewność siebie, której nie dałam sobie odebrać. Może myślał, że mnie speszy, że odwrócę wzrok, że się zawaham. Nie tym razem. Uśmiechnęłam się pod nosem i wzruszyłam ramionami, ruszyłam dalej. To dopiero początek, kolego.

Dzięki Bogu pod szkołą go nie spotkałam. Trochę obawiałam się, co by się stało, gdyby rzeczywiście tam czekał. W głowie natychmiast pojawił się obraz – on, oparty nonszalancko o maskę swojego samochodu, z tym swoim aroganckim spojrzeniem i ironicznym uśmieszkiem, gotowy do kolejnej rundy słownych przepychanek. Na samą myśl przewróciłam oczami. Ale nie zauważyłam ani jego auta, ani jego samego. Widocznie nie miał zamiaru mnie śledzić. Albo po prostu nie był tak odważny, jak próbował wyglądać. Odetchnęłam z ulgą, choć gdzieś z tyłu głowy wciąż brzmiało echo jego słów. Z jakiegoś powodu działał mi na nerwy.

Wzięłam łyk wody z butelki i spojrzałam na swoje odbicie w dużych lustrach sali tanecznej. Może to i lepiej, że go tutaj nie było? Nie miałam dziś ochoty na kolejne spięcia, zwłaszcza po takim początku. Wciąż czułam w sobie napięcie, ale wiedziałam, że taniec będzie najlepszym lekarstwem.

– Natalie, wszystko w porządku? – zapytała instruktorka, uśmiechając się do mnie z drugiego końca sali.

Szybko skinęłam głową, przywołując na twarz spokojny wyraz.

– Tak, jestem gotowa – odpowiedziałam, podchodząc do reszty dziewczyn, które już ustawiały się przy barierkach.

Chwila rozgrzewki i pierwsze kroki tańca wystarczyły, by całkowicie zapomnieć o wydarzeniach sprzed kilku minut. Muzyka, ruch, harmonia ciała – to wszystko działało jak terapia, która wymazywała z pamięci cały chaos. W tym momencie liczyłam się tylko ja, dźwięki pianina i taniec. Z każdym ruchem czułam, jak napięcie opuszcza moje ciało. Każde płynne przejście, każde napięcie mięśni, każda chwila skupienia były jak ucieczka od rzeczywistości, której dzisiaj wyjątkowo potrzebowałam.

Po zajęciach wzięłam szybki prysznic, pozwalając, by ciepła woda zmyła nie tylko pot i zmęczenie, ale też resztki irytacji po intensywnym dniu. Jutro był nowy dzień i miałam zamiar zacząć go bez zbędnych nerwów. Schodząc po schodach w stronę wyjścia, zobaczyłam jego. Stał oparty o ścianę budynku z jedną nogą nonszalancko opartą o mur. W dłoni trzymał papierosa, którego dym unosił się leniwie w powietrzu. Przez ułamek sekundy miałam ochotę się wycofać, ale szybko odrzuciłam ten pomysł. Podniosłam głowę, zacisnęłam pasek torby w dłoni i udając, że go nie widzę, otworzyłam szklane drzwi. Nie zdążyłam przejść kilku kroków, kiedy jego ironiczny śmiech wypełnił powietrze.

– Teraz już brakuje ci odwagi? – rzucił, a w jego głosie pobrzmiewała drwina.

Zatrzymałam się, z trudem powstrzymując się od przewrócenia oczami. Zaczerpnęłam głęboki oddech i powoli odwróciłam się w jego stronę. Patrzył na mnie z wyrazem rozbawienia, jakby tylko czekał na okazję, żeby mnie sprowokować.

– Odwagi? – zapytałam, krzyżując ręce na piersi i unosząc podbródek. – Mam jej wystarczająco dużo, żeby ignorować takich narcyzów jak ty.

Jego uśmiech tylko się poszerzył. Zaciągnął się papierosem, a potem wypuścił dym w moim kierunku, jakby celowo próbował mnie zirytować.

– Oj, zadziorna – powiedział powoli. Jego głos brzmiał, jakby naprawdę go to bawiło. – Ciekawe, czy poza ciętym językiem masz jakieś inne talenty.

– Na pewno więcej niż ty – odparłam szybko, mierząc go wzrokiem. – No chyba że irytowanie ludzi można uznać za sport olimpijski.

Obserwowałam, jak jego brew lekko się unosi, jakby był zaskoczony moją odpowiedzią. Ale zamiast odpowiedzieć, zaciągnął się papierosem jeszcze raz, po czym zgasił go butem, patrząc na mnie z tym swoim nieznośnym uśmiechem.

– Wiesz co? – dodałam, zanim zdążył się odezwać. – Jeśli chcesz cokolwiek osiągnąć w tym swoim pseudosporcie, to może zacznij od rzucenia palenia. Może to ci pomoże w oddychaniu, kiedy ktoś wreszcie porządnie cię znokautuje.

Jego oczy lekko zwęziły się, a na twarzy pojawił się cień rozbawienia. Jakby analizował każde moje słowo, szukając ukrytego znaczenia.

– No proszę – mruknął, opierając się mocniej o ścianę. – Masz więcej ognia, niż myślałem.

– Miło, że zauważyłeś – odparłam z sarkazmem, po czym odwróciłam się na pięcie. – A teraz, jeśli pozwolisz, chciałabym wrócić do domu. Mam ciekawsze rzeczy do robienia niż prowadzenie tej dziecinnej przepychanki. – Minęłam go, nie oglądając się za siebie, choć czułam na plecach jego spojrzenie.

Dopiero po kilku przecznicach odważyłam się uśmiechnąć. Może i był nie do zniesienia, ale satysfakcja z tego, że udało mi się go zatkać, była bezcenna.

Gdy dotarłam do domu, zamknęłam drzwi i oparłam się o nie plecami. Mój oddech wciąż był nierówny, a w głowie wybrzmiewały jego słowa. Co on w ogóle sobie myślał? Czy naprawdę musiał aż tak mnie prowokować? Wzięłam wodę do pokoju i rzuciłam się na łóżko. Odtwarzałam w głowie to spotkanie, analizując każde słowo. Był arogancki, sarkastyczny i kompletnie nie do wytrzymania, ale… było w nim coś intrygującego. Niech tylko spróbuje jeszcze raz – pomyślałam z uśmiechem, wyobrażając sobie, jak znowu wygrywam z nim w tej dziwnej grze, którą zdawaliśmy się prowadzić.Rozdział 3

Natalie

Piątek dobiegał końca, a ja w końcu mogłam odetchnąć. Po zajęciach pojechałyśmy z Mią do centrum miasta. Wychodząc ze szkoły tańca, udałyśmy się w stronę parkingu, gdzie zaparkowała samochód.

– No to co, mała czarna, a potem coś mocniejszego? – rzuciła z uśmiechem, otwierając drzwi.

– Brzmi jak idealny plan. – Wsiadłam i zapięłam pas.

Nie miałam własnego auta. Musiałam sprzedać swoje audi, by pomóc mamie wyremontować dom. Co prawda nie żałowałam tej decyzji, ale czasem brakowało mi tej niezależności. Jazda przez miasto w piątkowy wieczór była jak slalom między światłami i klaksonami. Mia włączyła muzykę, a ja wystawiłam rękę za okno, czując ciepłe powietrze.

– Dobra, a teraz kluczowe pytanie: gdzie idziemy? – zapytałam, zerkając na nią.

Mia uśmiechnęła się tajemniczo.

– Znam jedno miejsce. Świetne drinki, dobra muzyka i zero nadęcia.

Nie dopytywałam. Wiedziałam, że ma dobry gust, a poza tym w moim nastroju każde miejsce z alkoholem wydawało się dobrą opcją.

Siedząc w aucie Mii, patrzyłam przez okno na tętniące życiem ulice Los Angeles. Światła neonów odbijały się od szyb. Miasto wyglądało inaczej nocą – bardziej tajemniczo, intensywnie.

– No dobra, Harris, powiedz mi, jak ci się podoba Los Angeles? – zapytała Mia, zerknąwszy na mnie z uśmiechem.

Zastanowiłam się przez chwilę.

– Jest inne. Szybsze. Bardziej chaotyczne niż Chicago. Ale chyba zaczynam się przyzwyczajać… – westchnęłam. – Jeszcze nie czuję się tu jak w domu.

Mia pokiwała głową, jakby doskonale mnie rozumiała.

– Masz rodzeństwo? – zapytała nagle, zmieniając temat.

– Nie, jestem jedynaczką. A ty?

– Mam starszego brata. – Uśmiechnęła się pod nosem.

– Serio? – Spojrzałam na nią zaciekawiona. – I co, dogadujecie się?

– Wiesz co? Raczej tak. Może czasem działa mi na nerwy, ale ogólnie jest spoko.

– I czym się zajmuje? – zapytałam, ale Mia tylko machnęła ręką.

– Studiuje architekturę. Ale ze studentem ma niewiele wspólnego… Ostrzegam cię przed nim.

Zmarszczyłam brwi, nie rozumiejąc, do czego zmierza.

– Dlaczego?

– Bo jest cholernie przystojny i dziewczyny na niego lecą. – Jej usta wykrzywił rozbawiony uśmiech. – Więc lepiej uważaj, żebyś się przypadkiem nie zakochała. To łamacz serc.

Parsknęłam śmiechem.

– Spokojnie, nie szukam przygód.

– Mówisz tak teraz. Poczekaj, aż go poznasz. – Mrugnęła do mnie porozumiewawczo.

Pokręciłam głową, rozbawiona jej tonem, ale nie dopytywałam więcej.

– Więc, Natalie, czym się zajmujesz, gdy nie tańczysz? – zapytała, rzucając mi krótkie spojrzenie.

– Od października zaczynam studia. Medycynę – powiedziałam dumnie.

– Ekstra! Bardzo ciekawy kierunek. – Mia uniosła brew, a w jej głosie zabrzmiało szczere zainteresowanie. – Mieszkasz w akademiku?

Prychnęłam, kręcąc głową.

– Nie, niestety nie. Przeprowadziłam się tutaj z mamą. Rodzice się rozwiedli, mama kupiła dom niedaleko mojej cioci i jej rodziny, z którymi jesteśmy blisko. Postanowiłyśmy zacząć tutaj od nowa.

Mia skinęła głową, nie dopytując więcej. Widać było, że przyjęła tę informację bez zbędnego współczucia, co mi się podobało.

– A ty? Czym się zajmujesz? – zapytałam, odwracając się do niej.

Jej twarz rozjaśnił szeroki uśmiech.

– Pracuję w teatrze. Jestem tancerką, występuję w różnych musicalach.

– Wow, to brzmi niesamowicie! – powiedziałam szczerze.

– Jest! Kocham to. Taniec współczesny to całe moje życie. A dodatkowo maluję obrazy i to właściwie główne źródło moich dochodów.

– Tancerka i malarka? Jesteś chodzącą artystką! – zaśmiałam się.

– Można tak powiedzieć. – Mia puściła mi oczko. – A ty? Poza medycyną i baletem masz jakieś inne pasje?

Zastanowiłam się chwilę.

– Zdecydowanie taniec. Poza tym uwielbiam modę, chociaż to bardziej hobby niż coś, co traktuję poważnie.

– No to koniecznie musimy wybrać się na zakupy. – Mia klasnęła w dłonie, a potem nagle się wyprostowała. – Ale to nie teraz. Teraz idziemy na drinki!

Samochód właśnie wjechał na parking przed klubem. Neony odbijały się w lakierze, a z wnętrza dobiegały przytłumione basy muzyki. Nagle rozległ się dźwięk telefonu. Mia westchnęła, podniosła go z deski rozdzielczej, spojrzała na ekran i przewróciła oczami.

– Halo – odebrała z wyraźnym zniecierpliwieniem. – Czego chcesz?!

Zaciekawiona spojrzałam na nią kątem oka. W tle słyszałam niski, męski głos, ale nie mogłam rozróżnić słów.

– Akurat jesteśmy w Downtown, w pubie Death Rabbit, więc sorry, ale radź sobie sam. Chyba że tu przyjedziesz i sam je sobie ode mnie weźmiesz.

Zerknęła na ekran, jakby chciała upewnić się, że rozmowa nie trwa dłużej, niż powinna.

– Dobra, przyjeżdżaj, byle szybko, bo chcę mieć cię z głowy. – Rozłączyła się z westchnieniem i odłożyła telefon między fotelami.

– Przepraszam, to właśnie był mój brat. Zgubił swoje klucze od domu. Przyjedzie na chwilę, żeby wziąć moje. – Uśmiechnęła się lekko, jakby sytuacja wcale nie była niczym niezwykłym. – Będziesz miała okazję go poznać.

Uniosłam brew, przypominając sobie naszą wcześniejszą rozmowę.

– A nie mówiłaś, że mam się przed nim strzec?

Mia zaśmiała się, odpierając moją zaczepkę ruchem ręki.

– Ostrzegam cię z czystej przyzwoitości! Ale spokojnie, to będzie szybka akcja. Wpadnie, weźmie klucze i zniknie.

– No dobrze, zobaczymy, czy rzeczywiście jest taki przystojny, jak go reklamujesz.

– Oj, zobaczysz.

Nie wiedziałam, czy bardziej mnie to bawiło, czy intrygowało, ale jedno było pewne – ten wieczór właśnie zrobił się jeszcze ciekawszy.

Wysiadłyśmy z auta przed pubem Death Rabbit. Z zewnątrz wyglądał na dość ponure miejsce – przyciemniane szyby i ciemnozielona elewacja z subtelną sztukaterią okienną. Miało to jednak w sobie coś intrygującego. Nie było tu neonowych świateł, głośnych grup ludzi czy typowej klubowej atmosfery. To nie było miejsce dla każdego.

– Zaufaj mi, jest lepszy, niż wygląda. – Mia puściła mi oczko, jakby czytała mi w myślach. Weszłyśmy do środka.

Ciepłe światło rzucało złote refleksy na drewniane stoły i skórzane loże. W tle płynęła niska, jazzowa muzyka, a w powietrzu unosił się zapach świeżo mielonej kawy, przypraw i nuty czegoś mocniejszego – whiskey?

Mia miała rację. Miejsce było przytulne, ale z charakterem. Nieprzypadkowe, dla ludzi, którzy lubili pewien klimat. Nie zdążyłam rozejrzeć się dokładnie, gdy podszedł do nas kelner – wysoki, z zawadiackim uśmiechem i luźnym podejściem.

– Mia! – Przybił z nią piątkę, jakby znali się od lat.

– Dawno mnie nie było, ale wiesz, że zawsze wracam.

Kelner odwrócił się w moją stronę i zmierzył mnie uważnym spojrzeniem, jakby próbował ocenić, czy pasuję do tego miejsca.

– Nowa?

– Coś w tym stylu – uśmiechnęłam się, unosząc brew.

– To dobrze. Mamy najlepsze drinki w mieście.

– Nie przekonałeś mnie jeszcze.

Zaśmiał się cicho, wskazując nam miejsce, a Mia spojrzała na mnie rozbawiona.

– Natalie, poznaj Petera. Peter jest naszym sąsiadem, mieszkamy na tej samej ulicy. – Mia uśmiechnęła się, jakby mówiła coś zupełnie niezobowiązującego, ale w jej oczach błysnęła nutka rozbawienia.

Chłopak patrzył na mnie z uśmiechem, lustrując mnie od góry do dołu. Okej, no to się zaczyna. Czułam, że jego wzrok jest pełen zainteresowania. Nie był nachalny, ale uważny, jakby analizował każdy detal mojego wyglądu. Musiałam przyznać, że chyba mu wpadłam w oko.

– Jestem Peter, miło cię poznać. – Uśmiechnął się szeroko, po czym chwycił moją dłoń i lekko ścisnął. Jego uścisk był pewny, ale nie za mocny.

– Natalie, mi również miło – odparłam uprzejmie, starając się zachować spokój, mimo że czułam lekkie napięcie. Zerknęłam na Mię, która obserwowała nas z ukrytym uśmiechem, jakby czekała, co się wydarzy. Cudownie. Czyżby właśnie próbowała mnie zeswatać?

Peter był dosyć wysoki, miał ciemne, kręcone włosy, które lekko opadały na czoło. Jego oczy były delikatnie skośne, o intensywnym, ciemnym kolorze, który sprawiał, że trudno było od nich oderwać wzrok. Było w nim coś ciekawego. Nie wyglądał na typowego barmana czy kelnera – raczej na kogoś, kto zna swoje atuty, ale nie obnosi się z nimi. Miał w sobie coś egzotycznego, jego rysy sugerowały, że mogły w nim krążyć tajskie lub japońskie korzenie, co nadawało mu wyjątkowego uroku. Jego postawa zdradzała pewność siebie, ale jednocześnie wydawał się nieco zarozumiały – jakby wiedział, że jego obecność nie pozostaje niezauważona. I doskonale to wykorzystywał.

Chłopak poprowadził nas pewnym krokiem w głąb sali do niewielkiego stolika w rogu. Subtelne światło lamp, nadających wnętrzu ciepłą, przytulną atmosferę, odbijało się od mahoniowych blatów i butelek za barem. Gdy usiadłyśmy naprzeciw siebie, kelner podał nam karty, a potem pochylił się, aby zapalić świecę stojącą na środku stolika. Płomień zatańczył w blasku jego ciemnych oczu, a ja przez chwilę przyglądałam mu się ukradkiem.

Zorientował się. Nasze spojrzenia spotkały się na ułamek sekundy, a kąciki jego ust uniosły się w delikatnym, niemal nieśmiałym uśmiechu. Poczułam, jak na mojej twarzy pojawiają się rumieńce, więc szybko spuściłam wzrok, chwytając kartę dań. Udawałam, że studiuję ją z wielkim zainteresowaniem, choć litery zdawały się rozmywać.

– Zostawię was na chwilę, żebyście mogły wybrać coś do jedzenia. Czy mogę podać coś do picia na początek? – zapytał wesołym tonem, przerywając ciszę.

– Poproszę lampkę białego wytrawnego wina – odpowiedziałam, wciąż wpatrzona w kartę, starając się brzmieć swobodnie.

– Dla mnie to samo. – Mia odchyliła się na krześle, uśmiechając się lekko.

Peter skinął głową i odszedł, pozostawiając za sobą delikatny zapach perfum, który unosił się przez chwilę w powietrzu. Oparłam menu na stole, zauważając, że moje dłonie wciąż są lekko spięte. Serio, Natalie? To tylko kelner. Mia natychmiast to zauważyła.

– Chyba wpadłaś mu w oko – rzuciła z szelmowskim uśmiechem, który mówił mi, że bacznie obserwowała całą sytuację.

Pokręciłam głową, próbując udawać niewzruszoną.

– Hm, może i jest uroczy… – przyznałam z wahaniem, wzruszając ramionami. – Nie powiem, że nie zwraca na siebie uwagi.

Mia uniosła brew i zaśmiała się cicho.

– Coś czuję, że wyjdziesz stąd z propozycją randki. – Mrugnęła do mnie porozumiewawczo, a ja przewróciłam oczami, jednak nie mogłam powstrzymać lekkiego uśmiechu.

Zanim zdążyłam odpowiedzieć na jej zaczepkę, zauważyłam, że zaczęła machać ręką do kogoś, kto zbliżał się w naszym kierunku. Ciepła atmosfera pubu nagle wydała mi się ciężka i gęsta, jakbym czuła nadciągającą burzę. Dreszcz przebiegł przez moje ciało, kiedy za plecami usłyszałam czyjeś kroki – spokojne, ale zdecydowane. Był coraz bliżej, a ja nie miałam odwagi się odwrócić.

I wtedy usłyszałam ten głos – niski, męski, o chropowatej barwie, który utkwił mi w pamięci. Ten sam, który rozbrzmiał na przejściu dla pieszych, kiedy ledwo uniknęłam wypadku, i ten, który usłyszałam po raz pierwszy, gdy przez pomyłkę weszłam na zajęcia z kickboxingu.

– Cześć, dziewczyny – rzucił ponad naszymi głowami.

Podniosłam wzrok i nasze spojrzenia się spotkały. W jego ciemnych oczach widziałam coś dziwnego, przeszywającego, jakby próbował mnie prześwietlić na wylot. Na jego twarzy pojawiło się delikatne zdziwienie, które szybko ustąpiło miejsca kpinie. Serce zaczęło mi walić jak oszalałe, a ręce lekko drżały. Zrobiło mi się słabo. To był on. Chłopak, który niemal mnie potrącił. A teraz, jak na ironię losu, okazał się bratem nowo poznanej koleżanki. Co za absurd!

– Cześć, Rafael – odpowiedziała Mia, która zdawała się zupełnie nie dostrzegać napięcia w powietrzu. Zajęta szperaniem w torebce w poszukiwaniu kluczy nawet nie spojrzała na brata. On jednak nie spuszczał ze mnie wzroku ani na moment. Jego spojrzenie było natarczywe, pewne siebie, jakby z góry wiedział, że wyprowadzi mnie z równowagi. Czułam, jak się zapadam. Odwróciłam wzrok w stronę Mii, która wreszcie wyciągnęła klucze i podała je Rafaelowi.

– Masz i błagam, nie zgub moich, bo będziemy musieli wchodzić do domu przez komin – rzuciła z rezygnacją.

Rafael wziął klucze, ledwie zwracając uwagę na słowa siostry, i zamiast odejść, usiadł obok niej, tak że znalazł się naprzeciwko mnie. Przechylił się lekko w moją stronę, wciąż patrząc na mnie z tym irytującym, diabelskim uśmiechem.

– Może zapoznasz mnie ze swoją nową koleżanką? – zapytał, a w jego głosie słychać było wyraźną nutę kpiny.

– Ach, tak, przepraszam. – Mia wydawała się kompletnie nie zauważać jego tonu. – Rafael, to jest Natalie, moja nowa koleżanka z zajęć baletowych.

Zmusiłam się do bladego uśmiechu i skinęłam głową w kierunku chłopaka.

– Nowa baletnica? – rzucił, unosząc brwi i wyraźnie mnie prowokując. – Jakaś małomówna ta twoja koleżanka.

– Zamknij się! Gdzie się podziały twoje maniery?! – Mia spojrzała na niego z irytacją, krzyżując ręce na piersi.

On tylko uśmiechnął się szerzej, jakby bawiło go to, jak łatwo wyprowadza ludzi z równowagi. Był niemożliwy.

– Moje maniery? No tak, chyba ten mój, pożal się Boże, sport wybił mi mózg z głowy – rzucił z udawaną skruchą, patrząc mi prosto w oczy.

W tej chwili wszystko stało się jasne. To były moje słowa, które wykrzyczałam mu w twarz, gdy niemal potrącił mnie na pasach. Bezczelnie mnie cytował, wyraźnie chciał mi dopiec. Ze złości aż paliły mi policzki. Co za kretyn. Mimo wszystko ugryzłam się w język i powstrzymałam od skomentowania jego docinki, głównie ze względu na Mię, która wyglądała na naprawdę zażenowaną zachowaniem brata. Kątem oka zauważyłam, jak szturcha go łokciem w bok, wyraźnie próbując przywołać do porządku.

W tym momencie zadzwonił jego telefon. Spojrzał na ekran, skrzywił się lekko, po czym z westchnieniem schował urządzenie z powrotem do kieszeni. Wstał nagle, jakby coś ważnego przypomniało mu o sobie. Odwracając się do siostry, rzucił z obojętnością:

– No cóż, czas na mnie. Dzięki za klucze, siostra. – Jednak zanim zdążył odejść, pochylił się w moją stronę. Jego głos, ledwie słyszalny dla Mii, przeszył mnie lodowatą ironią: – Nie do zobaczenia – wyszeptał z kpiącym uśmiechem, celowo przeciągając słowa.

Patrzyłam, jak odchodzi pewnym krokiem i zostawia aurę irytującej pewności siebie. Moje dłonie ścisnęły krawędź stołu, aby powstrzymać wzbierającą złość. Co za nieznośny typ! Mia zaś siedziała naprzeciwko z wymuszonym uśmiechem na twarzy, jakby próbowała nie zauważać napięcia, które zawisło między nami. Moje rozmyślania przerwał Peter, który pojawił się przy stoliku z niewinnym uśmiechem.

– Dziewczyny, zdecydowałyście się już na coś? – zapytał, spoglądając to na mnie, to na Mię.

Wszystko stało mi w gardle. Nie miałam najmniejszej ochoty na jedzenie, ale nie chciałam dać po sobie poznać, jak bardzo Rafael wyprowadził mnie z równowagi.

– Pieczonego łososia poproszę – odpowiedziałam, starając się brzmieć naturalnie.

Peter zapisał zamówienie w notesie, a zanim odszedł, puścił do mnie przelotnie oczko. Mia odprowadziła go wzrokiem, ale ja ledwo zauważyłam ten gest. Byłam zbyt zajęta tłumieniem emocji, które buzowały w mojej głowie. Przez chwilę panowała cisza, aż Mia westchnęła i spojrzała na mnie z przepraszającym uśmiechem.

– Przepraszam cię za mojego brata. Nie wiem, co go ugryzło. Czasem jest oschły i wygląda groźnie, ale jak go bliżej poznasz, to zobaczysz, że ma wielkie serce. Na pewno się polubicie.

Gdy usłyszałam słowa: „Jak go bliżej poznasz”, omal nie zakrztusiłam się własną śliną. Po moim trupie – pomyślałam z determinacją. Prędzej wyjadę z Los Angeles, niż pozwolę sobie na bliższe poznanie tego człowieka. Z trudem powstrzymałam się przed komentarzem. Zamiast tego przywołałam na twarz sztuczny uśmiech i skinęłam głowąna znak, że jej słowa mnie przekonują. Mia była dla mnie naprawdę miła, więc nie chciałam jej urazić, ale w duchu wiedziałam jedno: ja i Rafael? Nigdy w życiu.

Reszta wieczoru minęła w wyjątkowo miłej atmosferze. Pyszne dania szybko poprawiły mi humor, a rozmowy z Mią były lekkie i zabawne. Około 22:00 zgodnie uznałyśmy, że czas wracać do domu. Poprosiłam Petera o rachunek, a kiedy przyniósł go do stolika, poczułam, jak krew odpływa mi z twarzy. Wraz z rachunkiem położył przede mną niewielką karteczkę. Widniał na niej jego numer telefonu i jedno krótkie słowo: Zadzwoń.

Spojrzałam na niego zdziwiona, a on jedynie uśmiechnął się lekko i wrócił do swoich obowiązków, jakby to, co właśnie zrobił, było czymś zupełnie normalnym. Mia wychyliła się przez stół, żeby zajrzeć mi przez ramię.

– Co tam masz? – zapytała zaintrygowana.

– Nic takiego – mruknęłam i szybko schowałam kartkę do torebki, zanim zdążyła ją przeczytać.

Moje policzki delikatnie płonęły, ale Mia tylko uśmiechnęła się pod nosem, jakby coś podejrzewała.

Wychodząc z restauracji, nie mogłam przestać myśleć o tym drobnym geście. Peter wydawał się naprawdę miły, ale czy to nie było trochę… dziwne? Sama nie wiedziałam, co o tym myśleć, ale jedno było pewne – ten wieczór dostarczył mi więcej emocji, niż się spodziewałam.Rozdział 5

Natalie

Otworzyłam oczy i od razu poczułam ekscytację buzującą w całym ciele. Ten dzień miał być wyjątkowy. Po raz pierwszy od miesięcy zobaczę się z Rachel – moją kuzynką, moją przyjaciółką, moją bratnią duszą. Od zawsze trzymałyśmy się razem, nawet jeśli dzieliły nas setki kilometrów. Wakacje spędzałyśmy na zmianę: albo u mnie w Chicago, albo u niej w Los Angeles. Zawsze byłyśmy nierozłączne i tak zostało do teraz. Po przeprowadzce do Kalifornii jeszcze nie miałyśmy okazji się spotkać. Rachel spędziła ostatnie tygodnie z rodzicami na Florydzie, więc to spotkanie było naszym pierwszym od dawna. Nie mogłam się doczekać.

Wstałam z łóżka i rozejrzałam się po pokoju, mrużąc oczy od światła wpadającego przez okno. Syf, totalny syf. Kartony wciąż stały tam, gdzie zostawiłam je po przeprowadzce. Moje łóżko – ogromne i wygodne, z pościelą w kolorze delikatnego różu – było epicentrum bałaganu. Stosy ubrań walające się na podłodze, kilka kosmetyków na biurku i niezamknięta paczka po chipsach – normalka. Pokój utrzymany był w spokojnych, beżowych odcieniach. Uwielbiałam jego klimat. Przy oknie stało białe biurko i regał na książki, na którym piętrzyły się nie tylko lektury, ale i różne bibeloty. Przed łóżkiem wisiał telewizor, a po prawej stronie znajdowały się szklane drzwi prowadzące do garderoby – mojej małej świątyni. Nie była duża, ale za to idealnie zorganizowana. Moim oczkiem w głowie była biała toaletka z ogromnym lustrem otoczonym żarówkami, zupełnie jak w hollywoodzkich garderobach. Zawsze marzyłam o czymś takim.

Wstając, potknęłam się o nierozpakowany karton.

– Cholera! – mruknęłam, łapiąc równowagę. Miałam wyrzuty sumienia z powodu tych kartonów, bo odkąd tu mieszkam, jakoś nie miałam czasu się z nimi rozprawić. Czas wziąć się za sprzątanie – pomyślałam, przecierając oczy. Nie ma opcji, żebym zaprosiła Rachel do takiego bajzlu. Ale najpierw prysznic.

Weszłam do łazienki, odkręciłam wodę i poczułam, jak ciepły strumień przyjemnie ogrzewa moje ciało. Po dziesięciu minutach byłam jak nowa. Umyłam zęby, związałam włosy w luźny koczek i wciągnęłam na siebie stare znoszone dresy oraz biały dopasowany T-shirt. Wyglądałam jak dziewczyna z sąsiedztwa, ale przecież nie zamierzałam jeszcze błyszczeć.

Zeszłam na dół, żeby zaparzyć kawę. W kuchni panowała cisza, której nie lubiłam. Mamy nie było – pewnie jeszcze nie wróciła z nocnego dyżuru. Pracowała jako pielęgniarka w szpitalu i zawsze wracała późno. Czasami miałam wyrzuty sumienia, że nie spędzamy razem więcej czasu, ale wiedziałam, że robi to dla nas obu. Na górze poczułam, że wraca mi energia. Odstawiłam kubek z kawą na biurko, włączyłam muzykę na pełny regulator i zaczęłam sprzątać. Z głośników popłynęły pierwsze dźwięki Believer od Imagine Dragons. Moje ciało automatycznie podrygiwało w rytm muzyki.

– First things first… – zaśpiewałam na całe gardło, wirując po pokoju z poduszką w rękach jak z mikrofonem. Tańczyłam, śpiewałam i wygłupiałam się, odkładając rzeczy na swoje miejsce. Kartony powoli znikały, a pokój zaczął przypominać coś, czym mogłabym się pochwalić. Kiedy skończyłam, padłam na łóżko z szerokim uśmiechem na twarzy.

– Jestem gotowa na ten dzień – mruknęłam sama do siebie. Zamknęłam oczy, ale zanim odpłynęłam w krótką drzemkę, usłyszałam dzwoniący telefon. Zerknęłam na ekran. To była Mia. – Hej! – Odebrałam z uśmiechem na twarzy.

– Cześć! Wyspana po wczorajszym spotkaniu? – zapytała z lekkim rozbawieniem.

– W miarę – zaśmiałam się. – Ale nie wiem, czy wiesz, że twój brat to najbardziej irytujący typ, jakiego spotkałam.

Mia parsknęła śmiechem.

– Ooo, coś czuję, że Rafael znowu popisał się swoim urokiem osobistym.

– Jeśli przez „urok” masz na myśli arogancję i irytujące teksty, to tak, popisał się koncertowo.

– Brzmi jak on – zaśmiała się. – Ale nie przejmuj się, po jakimś czasie przestaniesz zwracać na to uwagę.

– Na szczęście nie planuję mieć go w swoim otoczeniu na tyle długo, żeby to sprawdzać.

Mia tego nie skomentowała, ale wyczułam, że uśmiecha się po drugiej stronie słuchawki.

– Dobra, zmieniając temat. Masz jakieś plany na wieczór? – zapytałam, leniwie poprawiając poduszkę za plecami.

– W sumie nie… – zawahała się. – Dzisiaj wraca mój chłopak, Nick, z Nowego Jorku. Prawdopodobnie pojadę odebrać go z lotniska.

– Chwila, chwila. – Poderwałam się do pozycji siedzącej. – Ty masz chłopaka?! I dopiero teraz mi to mówisz?!

– Oj, przestań, nie było okazji – westchnęła teatralnie. – Poza tym nie widzieliśmy się całe wakacje, więc nie chciałam się rozklejać i marudzić, jak bardzo za nim tęsknię.

– Aaa, rozumiem. – Uśmiechnęłam się. – Czyli będziesz dziś grzeczną dziewczynką, odbierzesz swojego ukochanego i zostaniesz w domku, zamiast iść z nami na imprezę?

– Hmm… – Mia zamyśliła się przez chwilę. – A gdyby tak połączyć jedno z drugim?

– Ooo, podoba mi się twój tok myślenia! – zaśmiałam się.

– To gdzie się wybieracie?

– Rachel przyjeżdża wieczorem i planujemy wyskoczyć na imprezę. Może do The Highlight Room?

– Brzmi kusząco – przyznała Mia z ożywieniem.

– Tak! Rachel jest zabawna, od razu się polubicie.

– Dobra, pomyślę. Jeśli Nick nie będzie bardzo zmęczony, to może wpadniemy.

– Super, a jak nie, to i tak masz mi go przedstawić!

– Obiecuję! – powiedziała wesoło. – Dobra, muszę kończyć, bo idę z mamą na zakupy. Do zobaczenia!

– Do usłyszenia!

Rozłączyłam się i położyłam telefon na szafkę nocną.

Z Rachel umówiłam się na 18:00 u mnie w domu. Od zawsze uwielbiałyśmy wspólne przygotowania przed wyjściem. To był nasz mały rytuał – ona wybierała dla mnie idealne stylizacje, a ja odwdzięczałam się makijażem, który mógłby konkurować z pracą profesjonalistów. Zamyślona przeglądałam swoją kosmetyczkę, gdy nagle dźwięk dzwonka do drzwi wyrwał mnie z zamyślenia. Serce zabiło mi szybciej z ekscytacji. Otworzyłam drzwi, a na progu stała ona – Rachel, w całej swojej oszałamiającej okazałości.

– Rachel! Ty wariatko! – rzuciłam, zanim jeszcze zdążyła cokolwiek powiedzieć.

– Natalie, darling! – wykrzyknęła, rzucając mi się na szyję.

Obie wybuchnęłyśmy śmiechem, kiedy niemal mnie przewróciła.

Rachel wyglądała jak milion dolarów. Błękitna sukienka podkreślała jej złotą opaleniznę, długie blond loki falowały na ramionach, a szpilki Chanel w kolorze nude sprawiały, jakby wyszła prosto z wybiegu.

– Boże, kobieto, wyglądasz jak chodząca reklama perfum – powiedziałami wciąg­nęłam ją do środka.

– Wiem, kochana – rzuciła, przewracając oczami i dramatycznie machając włosami.

Ledwo zamknęłam drzwi, a moją uwagę przykuła ogromna walizka, którą Rachel ciągnęła za sobą.

– Ty się przeprowadzasz czy serio zabrałaś całą szafę?! – Uniosłam brwi.

– Ej, nie przesadzaj. – Rachel wzruszyła ramionami. – Myślisz, że pójdziemy na pierwszą imprezę po wakacjach w byle czym?!

– No nie wiem, ja tam planowałam jakąś klasyczną małą czarną…

– Nat, Natalie, Nat – westchnęła teatralnie, łapiąc mnie za ramiona. – Mamy wyglądać jak boginie! Każdy facet będzie nasz!

Parsknęłam śmiechem.

– Nie chcę każdego, ale nie obraziłabym się, gdyby wpadł mi w oko jakiś przystojniak.

– Ooo, czyli otwieramy sezon łowiecki? – Rachel poruszyła brwiami w sugestywny sposób.

– Ja bym to raczej nazwała selekcją naturalną. – Przewróciłam oczami. – Facet, który spełni nasze wymagania, zasłuży na drinka z nami.

– Brzmi uczciwie – rzuciła, ciągnąc walizkę do salonu.

– Chodź, pomogę ci wciągnąć tę szafę na kółkach na górę.

– Dzięki, ale bądź ostrożna, tam są skarby.

– Jeśli zaraz wszystko mi tu wywalisz na podłogę, to sama będziesz sprzątać.

– Pf, jeszcze mi podziękujesz za taki artystyczny chaos. – Rachel mrugnęła do mnie zawadiacko.

Ze śmiechem wciągnęłyśmy walizkę po schodach. Przy dźwiękach głośnej muzyki rozpoczęłyśmy nasze szykowanie na imprezę. W pokoju unosiła się mieszanka śmiechu, plotek i wspomnień o najgłupszych, a zarazem najbardziej epickich przygodach z przeszłości. Rachel, jak to Rachel, opowiadała historie w taki sposób, że dosłownie kulałyśmy się ze śmiechu.

Po kilku kieliszkach wódki z colą byłyśmy już lekko wstawione. Rachel w pewnym momencie zaczęła odstawiać jakieś dziwne układy taneczne, których nawet TikTok by nie zaakceptował.

– Rachel, błagam, co ty odpierdzielasz?

– Nowa choreografia na dzisiejszy wieczór. Nazwałam to „Ostatni drink przed katastrofą” – powiedziała, robiąc coś na kształt breakdance połączonego z utratą równowagi.

– Idealne. Powinnyśmy to opatentować.

Skręciłyśmy włosy w duże, sprężyste loki, które opadały na ramiona, a ja przeszłam do swojego żywiołu – makijażu.

– Rachel, spójrz na mnie, tylko nie ruszaj brwiami.

– Ale ja czuję, że to życie na nich tańczy – zażartowała, ale siedziała grzecznie.

– Właśnie dlatego się tak ruszają, ty dramatyczna królowo.

Makijaże wyszły obłędnie. Mocne konturowanie, smokey eyes i rozświetlacz, który łapał promień światła tak, jak Rachel łapie spojrzenia facetów. Gdy skończyłam, Rachel wyglądała jak gwiazda z czerwonego dywanu.

– Teraz ciuchy! – zawołała, klaszcząc w dłonie.

– Boję się, co mi wybierzesz – mruknęłam pod nosem, ale i tak dałam jej wolną rękę.

Kilka minut później stałam przed lustrem w stylizacji, którą Rachel uznała za idealną – czarnej, skórzanej minispódniczce i czarnej braletce z odkrytymi ramionami. Stylizacja była… odważna. A właściwie na granicy legalności. Spojrzałam na siebie w lustrze i poczułam, jak policzki oblewają mi się rumieńcem.

– Rachel, wyglądam w tym jak luksusowa dziewczyna do wynajęcia! – krzyknęłam, rzucając jej oskarżycielskie spojrzenie.

Rachel parsknęła śmiechem, aż musiała się podeprzeć na komodzie.

– Błagam, nie przesadzaj!

– Nie? Zaraz ktoś podejdzie i wręczy mi plik banknotów.

– Ej, nie byłoby najgorzej – mruknęła.

– Rachel!

– Dobra, dobra. – Przewróciła oczami. – Ale serio, wyglądasz jak milion dolarów. W dobrym znaczeniu.

Zrobiłam jeszcze jedno podejście do lustra. No dobra. Nie wyglądałam źle. Wyglądałam jak ktoś, kto ma zamiar się dobrze bawić.

– Dobra, tylko bez dziwnych pomysłów.

– Ja? Dziwne pomysły? Skąd ten pomysł?!

– Rachel… przysięgnij.

Rachel uniosła rękę.

– Przysięgam, że będę aniołkiem.

Jej mina mówiła wszystko. Nie wierzyłam jej ani przez sekundę. Ale co tam. Była sobota. Był klub. Była noc. Co mogło pójść nie tak? Rachel szeroko się uśmiechnęła i uniosła butelkę wódki w geście triumfu.

– Za co pijemy tym razem? – zapytałam, biorąc swój kieliszek do ręki.

Rachel zastanowiła się przez chwilę, po czym uniosła brew w swoim klasycznym stylu.

– Za dziką noc, niezapomniane przygody i… żebyśmy nie obudziły się jutro w Vegas z obrączkami na palcach!

– Albo w areszcie.

– Oj, to by dopiero była historia do opowiadania!

Parsknęłam śmiechem i stuknęłyśmy się kieliszkami. Alkohol rozlał się przyjemnym ciepłem po moim ciele, a ja poczułam, jak stres całego tygodnia ulatnia się gdzieś w powietrzu. Rachel podeszła do lustra, jeszcze raz poprawiając włosy i oblizując usta.

– Dobra, kochana, czy ja wyglądam jak bogini?

– Tak, ale bardziej jak grecka bogini imprez, alkoholu i złych decyzji.

– Idealnie. – Mrugnęła. – No to czas na podbój miasta.

Wtedy na ekranie wyświetliła się wiadomość od Mii: Czy zaproszenie nadal aktualne?

Uśmiechnęłam się pod nosem i szybko odpisałam: Oczywiście, że tak! Wpadaj, szykuj się z nami. Rachel ma ze sobą pół garderoby, więc coś ci dobierzemy.

Rachel zerknęła na mnie znad kosmetyczki, gdzie kończyła poprawiać usta błyszczykiem.

– Kto pisze? – zapytała z zainteresowaniem.

– Mia. Chyba jednak do nas dołączy.

Rachel rozpromieniła się.

– Super! Jedna dziewczyna więcej z nami, jedna konkurentka mniej – rzuciła z przekornym uśmiechem i mrugnęła łobuzersko.

Parsknęłam śmiechem.

– Ty to masz tupet, Rachel.

– No co? Mówię, jak jest.

Gdy Mia przyjechała, zauważyłam, że nie jest sama. Szła w towarzystwie jakiegoś chłopaka, co nieco mnie zaskoczyło – przecież nic nie wspominała, że kogoś przywiezie, a tym bardziej że pojawi się z jakimś facetem. Czyżby to był Nick? Pobiegłam do drzwi, zanim zdążyli zadzwonić. Z uśmiechem na twarzy spojrzałam na zbliżającą się dwójkę. Rachel, która stała tuż za mną, wysunęła głowę zza moich pleców, a jej ciężki oddech i zapach wódki nie pozostawiały wątpliwości, że obie już rozpoczęłyśmy imprezę.

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
_Ciąg dalszy dostępny w pełnej wersji książki._
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij