- W empik go
EEL II. Exodus. Nemezis. Katharsis - ebook
EEL II. Exodus. Nemezis. Katharsis - ebook
EEL II – Exodus – Nemezis – Katharsis – to następna odsłona trylogii o hybrydach, gdzie tym razem na scenę wkraczają dharmiczne aktywności.
„A gdy się skończy tysiąc lat,
z więzienia swego Szatan zostanie zwolniony.
I wyjdzie, by omamić narody,
z czterech narożników ziemi”.
– Tak, minęło tysiąc lat i bestia zerwała się z łańcucha, ale okazało się, że tę bestię miał w sobie każdy z nas…
Kategoria: | Fantasy |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7859-874-9 |
Rozmiar pliku: | 2,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
PROLOG
„A gdy się skończy tysiąc lat,
z więzienia swego Szatan zostanie zwolniony.
I wyjdzie, by omamić narody,
z czterech narożników ziemi”1.
– Tak, minęło tysiąc lat i bestia zerwała się z łańcucha, ale okazało się, że tę bestię miał w sobie każdy z nas…
*
– Przepuście mnie, zróbcie mu miejsce! Z drogi! On nie może umrzeć! Nie! – krzyczę, a serce dławi mi rozdzierający ból. Poziom adrenaliny, wyrzut hormonów stymulujących, ciśnienie krwi i tętno już dawno przekroczyły u mnie dopuszczalne granice. Jednak moje zmodyfikowane ciało jest w stanie znieść niewyobrażalnie wiele. Lecz ile jest w stanie znieść ludzka dusza?
Kładę Izaaka na stole i z najgłębszą nadzieją spoglądam na ekrany. Oczy zalewają mi łzy, choć obraz i tak jest dla mnie widoczny. Moje oczy nie są zwyczajne, ale widzą coś czemu umysł nie może dać wiary. Pozioma linia oznacza zatrzymanie akcji serca. Wszystkimi zmysłami próbuję przeniknąć przeklętą, bezduszną aparaturę, aby wskrzesiła Izaaka, mojego męża. Jestem taka bezsilna…
Taka bezsilna!
– Usunął z siebie większość niebiańskiej substancji, a obrażenia są zbyt duże, przykro mi… – słyszę grobowy głos mego ojca i wciąż nie wierzę, nie wierzę.
Nie!
Nadzieja każe mi walczyć.
Więc walczę…
Walczę do końca!
Składam ręce na piersi Izaaka i ze środka dłoni przesyłam impuls elektryczny. Jeden, drugi… dziesiąty.
Bezskutecznie.
– Nie! – krzyczę ponownie i wściekle atakuję aparaturę medyczną. Pośród morza iskier i zniszczonego sprzętu wydobywam z siebie absolutną rozpacz i artykułuję ją, wzywając w amoku na pomoc same niebiosa i wszystkie siły wszechświata. Wszystkich bogów i demony.
Wszystkich!
Odpowiada mi jedynie głos Maxa będący zwiastunem śmierci i cierpienia:
– Eel, przykro mi, to koniec…
– Koniec… – powtarzam zdruzgotana. I naraz wszystko staje się takie puste… Tak bardzo puste, zupełnie jakby od zawsze takie właśnie było. I wiem, że już nic nie będzie takie, jak dawniej, nic i nigdy…
Nie bez Izaaka…
Żegnaj najdroższy…
Żegnaj na zawsze…
Żegnaj…
*
Narodziłam się w odrodzonym świecie, Nowym Edenie, jako Eel, córka Maxa i Alli. Był to wspaniały świat i wspaniali ludzie oraz istoty wokół. Wiara, nadzieja oraz miłość przyświecały nam we wszystkich naszych działaniach. Wzajemne zrozumienie i poszanowanie sprawiało, że pomimo różnicy zdań nie istniały konflikty.
Każdy z nas rozwijał się według własnych skłonności, potrzeb i każdorazowo otrzymywał wsparcie. A największe od naszych opiekunów Lue oraz Roe, którzy ujawnili się i po nowym świecie kroczyli pomiędzy nami, zupełnie jak jedni z nas. I byli jednymi z nas. Wszyscy zostaliśmy jedną, wielką rodziną, prawdziwą rodziną, naprawdę.
Byliśmy trochę jak duże dzieci, które stale dostawały nowe, najlepsze zabawki.
Mój ojciec skoncentrował się na rozwijaniu zaawansowanej medycyny, choć niebiańska substancja sprawiała, że myśleliśmy, iż jesteśmy praktycznie nieśmiertelni.
Moja matka oraz Rode stworzyły gwiezdną flotę i nieustannie trenowały manewry wojskowe, prowadząc ze sobą potyczki, do tego wiecznie przeklinając siebie nawzajem. Uwielbiały to i w tym czuły się spełnione. I nie, nie przeszkadzało im to, że nasza galaktyka była jałowa oraz nie posiadaliśmy żadnych wrogów.
Z kolei mój wuj, Chrzciciel i jego partnerka, Maria Magdalena brylowali w ulepszaniu swych ciał i ich rozlicznych modyfikacjach.
Urzekło to i mnie, tak – sama temu uległam. Od zawsze pragnęłam niezwykłości, przekraczania granic przede wszystkim własnych: swojego ciała oraz umysłu.
Niektórzy natomiast zajęli się sztuką, inni nauką czy eksploracją kosmosu. Każdy z nieśmiertelnych się w coś zaangażował w czym odnajdywał własną realizację. Każdy prócz Izaaka.
Był inny, stroniący od wszystkich. Nikt nie czynił mu z tego tytułu wyrzutów, a wręcz przeciwnie, dosłownie każdy wyciągał do niego pomocną dłoń. A on przyjął tylko moją.
Dlaczego?
Nie wiem…
Zawsze był taki skryty. Zawsze starał się ukryć to, co naprawdę myślał i czuł. A skoro tak, pozwoliliśmy mu na bycie właśnie takim, jakim chciał.
Okazało się jednak, że on nie chciał być tu i z nami. Gdy minęło tysiąc lat znalazł sposób, aby zakończyć swe życie.
Wstrząs?
Niedowierzanie?
Nie, o nie, wydarzyło się coś o wiele więcej.
Śmierć Izaaka zmieniła wszystko i wszystkich. Zasiała między nami niepewność, niepokój i prawdziwy strach. Nagle zrozumieliśmy, że jednak byliśmy śmiertelni. Naprawdę mogliśmy przestać istnieć i czekało nas to prędzej czy później.
Konsekwencje były przerażające. Niektórzy odwrócili się od innych i zamknęli w sobie. Bali się, tak bardzo bali utracić to wszystko, co uzyskali tak wielkim trudem i nakładem czasu. Inni popadli w zwątpienie. Zakwestionowali zasadność samego istnienia, które posiadało swój kres. I poszli śladem Izaaka…
Z czasem samobójstwa, egoizm i podejrzliwość stały się plagą naszego nowego świata, który powoli zaczynał przypominać ten stary. Spokój umysłu naszej zbiorowości odszedł bezpowrotnie w niepamięć. Brat już nie mógł bezwarunkowo liczyć na siostrę, a siostra na brata. Utraciliśmy odzyskaną niewinność.
W jaki sposób mogliśmy ją odzyskać?
Nie wiedziałam tego, ale wyruszyłam w podróż, aby odnaleźć odpowiedź na to pytanie. A przede wszystkim odnaleźć samą siebie. To opowieść o mnie. O tym, co przeżyłam i co może się stać udziałem każdego z was…
I. TRANSMIGRACJA
Nie, nie żegnam się z najbliższymi, chcieliby wiedzieć co zamierzam, a nie chcę im tego zdradzać. Nie chcę ich martwić swoją osobą. Mają dość pracy z zaprowadzaniem porządku w targanym niepokojami Nowym Edenie.
Tak więc po prostu odlatuję z macierzystej planety i mój statek kosmiczny opuszcza Układ Słoneczny. Jednakże ja pragnę zapuścić się niewyobrażalnie dalej, a mianowicie do równoległego wszechświata.
W tym celu zmierzam w bezpośrednie pobliże masywnej czarnej dziury, gdzie zakrzywieniu ulegają przestrzeń oraz czas. To tam mają znajdować się drzwi w nieznane. Być może tylko w jedną stronę.
Czy czuję strach, niepewność, a może podniecenie? Nie, nic z tych rzeczy, wypełnia mnie absolutny spokój, a także głęboka nadzieja i wiara. Od zawsze są one we mnie niezachwiane.
Mój statek zaś nazwałam Miłość. O niej także muszę pamiętać. Bez niej bowiem zarówno wiara, jak i nadzieja wydają się takie ubogie. Tak, takie ubogie…
Czy jednak trzy siostry wystarczą, abym była naprawdę spełniona?
Czas pokaże…
*
Moim oczom ukazuje się niezmorzone światło. Zaraz potem zostaje otworzony pojemnik do hibernacji i pierwsze, co dostrzegam to wyciągniętą ku mnie pomocną dłoń. Chwytam ją i staram się podźwignąć. Siadam i zaciągam głęboko powietrze do płuc, rozglądając się oszołomiona.
– Witaj Eel – do moich uszu dociera subtelny głos Eele13XV. Tak, tej samej syntetycznej istoty, która pamiętała wydarzenia z dawnej Ziemi, a która jest moją przyjaciółką i jedyną towarzyszką obecnej podróży.
Uśmiecham się do niej, a ona pozostaje niewzruszona. Zawsze jest taka i zawsze była. Stabilność jej charakteru dodaje mi pewności. Tak, odkąd pamiętam mogę na nią liczyć. I zawsze będę mogła. To wspaniałe uczucie mieć kogoś takiego u boku.
Powoli zakładam ubranie, białą tunikę i niebawem zasiadam w kokpicie Miłości, mojego latającego spodka. Spoglądam przez szybę. Jawi się za nią niezmierzona, kosmiczna przestrzeń. Misterna mozaika srebrzystych gwiazd i ta zapierająca dech w piersiach czarna głębia.
Wszechświat jest taki tajemniczy, ale patrzę na niego niczym w lustro. Dlaczego? Czy po przeżytym tysiącu lat ciągle mogę być dla siebie tajemnicą? Czy to aby w ogóle możliwe? Uśmiecham się, bo stwierdzam, że tak. A więc czas odkryć przed sobą swoją prawdziwą naturę. Czas przestać być dla siebie tajemnicą…
Zakładam na twarz specjalne gogle i kieruję statek kosmiczny ku czasoprzestrzennemu zakrzywieniu. Kiedy się tam znajduję, dodatkowo wytwarzam osobliwość, która stabilizuje tunel i pozwala przebyć go nienaruszonemu wzorcowi pierwotnej materii.
Patrzę jeszcze na Eele13XV. Napotykam kojące spojrzenie jej błękitnych oczu i wymowne skinięcie głową. A więc niech się dokona i niech za moją sprawą wiara, nadzieja oraz miłość zawitają do innego wszechświata. Choć kto wie, może napotkają tam swoje siostry? Niebawem się o tym przekonam…