- promocja
- W empik go
Egzekucja w dobrej wierze - ebook
Egzekucja w dobrej wierze - ebook
Seria tajemniczych zabójstw, psychologiczna rozgrywka i major Kamieńska w zupełnie nowej odsłonie. Czy jej wieloletnie doświadczenie pozwoli wyprzedzić ruchy przeciwnika i powstrzymać egzekucje niewinnych osób?
Rok 2015. Nastia Kamieńska po przejściu na emeryturę pracuje w agencji detektywistycznej swojego dawnego przyjaciela – Władisława Stasowa. Kolejne zlecenie, które ma wykonać w syberyjskim Wierbicku, z początku wydaje się nieskomplikowane. Na miejscu okazuje się jednak, że rosyjska prowincja postawi przed nią zupełnie inne zadanie.
Kamieńska trafia w sam środek lokalnych zatargów. W Wierbicku zbliżają się wybory na mera miasta. W szczytowym momencie przedwyborczych zmagań eskalację napięcia wywołuje fala zagadkowych zabójstw ekologów. Cień podejrzenia pada na władze miasta, tym bardziej że mer i jego przyjaciele zawzięcie bronią fermy zwierząt ukrytej w głuchej tajdze. Kamieńska rozpoczyna własne śledztwo, a to, co odkrywa, przechodzi jej najśmielsze wyobrażenia.
Aleksandra Marinina w swojej najnowszej powieści mistrzowsko kreśli ponury obraz rosyjskiej prowincji i po raz kolejny udowadnia, że nie bez powodu nazywana jest „carycą rosyjskiego kryminału”
Kategoria: | Kryminał |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7976-434-1 |
Rozmiar pliku: | 5,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Torba z książkami wypożyczonymi z biblioteki była niesłychanie ciężka, ale Nina Laszenko wcale się tym nie przejmowała. Mąż doszedł do siebie po udarze, jutro jedzie do sanatorium, żeby nabrać sił, i poprosił ją, by przyniosła kilka książek. To znaczy, że znowu poczuł chęć do życia. Wszystko, co było w domu, przeczytał już parę razy. Wolną ręką Nina wstukała kod, pchnęła drzwi wejściowe, w myślach przeklęła łobuzów, którzy po raz kolejny rozbili albo wykręcili żarówkę, po omacku włożyła kluczyk do zamka skrzynki pocztowej, po czym ledwie zdążyła złapać gazetki lokalne, ulotki reklamowe i listy, które się z niej wysypały. Wsunęła całą korespondencję pod pachę i ucieszyła się, że nie musi wysoko się wspinać – jedynie na pierwsze piętro. Niegdyś, zaraz po otrzymaniu mieszkania ze spółdzielni, Nina się martwiła. Hałas, wąski chodnik, samochody jeżdżą niemal pod oknami, a oni z mężem przyzwyczajeni byli spać przy otwartym oknie. Natomiast teraz się cieszy. Mąż ma jeszcze kłopoty z chodzeniem, ale zejście z pierwszego piętra to wysiłek, któremu potrafi podołać, podobnie jak powrót do domu. Z drugiego czy trzeciego piętra raczej nie dałby rady. W domu nie ma przecież windy. Z wiekiem coraz trudniej dźwigać również ciężkie siatki. Pierwsze piętro ma jednak pewną przewagę…
W przedpokoju Nina zrzuciła krótkie kozaczki i nie zdejmując płaszcza, udała się do pokoju, żeby sprawdzić, co u męża. Na szczęście wszystko było w porządku, siedział w fotelu i oglądał telewizję. Teraz mogła odetchnąć i się rozebrać. Od udaru minął prawie rok, ale Nina wciąż nie umiała pozbyć się strachu, że po powrocie z pracy znajdzie męża leżącego na podłodze. Jak wtedy…
– Tu masz książki – postawiła torbę koło fotela. – A tu pocztę. Znowu pełno reklam, nie wiadomo, co z nimi począć. Chciałam je wyrzucić na dole, jest tam teraz specjalne pudełko, widziałeś. Ale są też jakieś koperty, pewnie rachunki albo pisma z funduszu emerytalnego… Żarówka znów rozbita, ciemno, nic nie widać. Bałam się, że razem z tą makulaturą wyrzucę przypadkiem coś potrzebnego. Przejrzyj wszystko, dobrze? A ja pójdę przygotować kolację.
– Oczywiście, Ninoczko – mąż skinął głową. – Rachunkami sam się zajmę… Rachunki to poważna sprawa.
Nina uśmiechnęła się z satysfakcją. Co prawda jego lewa ręka i noga są jeszcze bezwładne, ale i tak widać wyraźny postęp. Nie ma porównania z tym, co było. Koperty można otwierać jedną ręką, mąż nieźle się w tym wyćwiczył.
Pół godziny później kolacja była gotowa. Nina weszła do pokoju z tacą i zabrała się do nakrywania stołu.
– No i co tam? – zapytała. – Rachunki? Dużo się nazbierało?
– Jak zwykle. Telefon, rozliczenie za mieszkanie. Myślałem, że podniosą nam czynsz, bo się odgrażali, słyszałem w telewizji. Tymczasem nie, na razie wciąż tyle samo. Tylko pogratulować merowi, że dotrzymuje obietnic. Solidny z niego facet. Jeden list jest w ogóle nie do nas, przez pomyłkę wrzucono go nam do skrzynki. Kto tam pracuje na tej poczcie? Nie rozumiem! Przecież na kopercie jest wyraźnie napisane: „Siewiernaja szesnaście, mieszkanie numer pięć”. A my mieszkamy w bloku numer osiemnaście. Gdzie oni mają oczy? Ninula, jutro po drodze do pracy zanieś list do domu obok, dobrze? Wrzuć do skrzynki. Nie możemy tego tak zostawić, pewnie ktoś na niego czeka…
– Ale jak ja tam wejdę? – zaoponowała. – Drzwi się otwierają na kod cyfrowy, jak u wszystkich, a kodu nie znam. Musiałabym zaczekać na któregoś z mieszkańców albo odnieść na pocztę.
Niespodziewanie mąż się stropił.
– Nie, na pocztę nie trzeba… Mieszkańcom też nie… Nie spojrzałem od razu na adres i rozerwałem kopertę… byle jak…. a później przeczytałem. Niczego nie zrozumiałem, zwątpiłem i dopiero wtedy uważniej zerknąłem na kopertę. Widzę, że ulica ta sama, mieszkanie też numer pięć, jak nasze, ale dom nie nasz, sąsiedni. Tylko ta koperta… Wstyd ją komukolwiek pokazywać, Ninula.
– Ale przecież osoba, do której jest list, i tak zobaczy rozerwaną kopertę i domyśli się, że ktoś go czytał – rozsądnie zauważyła Nina. – Nie ma więc czego się wstydzić… A co jest w środku? Coś bardzo osobistego? Może o miłości?
– Ależ skąd, chodzi o jakąś sprawę… związaną z ekologią. Nic osobistego.
– Z ekologią? – Nina się zaniepokoiła.
Przecież tamten mężczyzna, którego niedawno zabito, mieszkał akurat w sąsiednim bloku. Może list jest do niego? Jakże mu tam było? W zasadzie nikt o nim nic nie wiedział, mówiono, że był odludkiem, nie rozmawiał z sąsiadami, nawet nie wiedzieli, jak się nazywa. Ale w gazecie lokalnej dużo pisano o tym zabójstwie, wymieniono również jego nazwisko. Boże, jakże ono brzmiało…?
Niecierpliwie chwyciła kopertę, wygładziła palcami porozrywane części i przeczytała nazwisko adresata. No proszę, Siomuszkin. Wszystko się zgadza. Właśnie o nim pisano w gazetach. Nina bez wahania wyjęła list i zabrała się do czytania:
„Nie mogę się z Tobą skontaktować. Telefon nie odpowiada, a maile wracają z adnotacją, że Twoja poczta nie działa. Skończyłem swoją część sprawozdania, teraz wyłania się pełny obraz ekologiczny. To sprawa kryminalna, wszyscy zostaną postawieni w stan oskarżenia, możesz mi wierzyć. Jak najszybciej zamelduj się w laboratorium. Czyżbyś gdzieś wyjechał? Drzwi nie otwierasz, telefonu nie odbierasz, więc musiałem wysłać list jak w zamierzchłych czasach. Nie zwlekaj, sprawa jest pilna”.
– A więc to tak – cicho wycedziła Nina, przysiadając na skraju kanapy. – Trzeba iść nie na pocztę, tylko na policję.
– Dlaczego na policję? – mąż się przestraszył. – Przecież ja nieumyślnie… Tak wyszło. Przypadkiem.
– To list do Siomuszkina. Tego, którego zabito. Z listu wynika, że zajmował się ekologią. Rozumiesz, co to znaczy?
– O mój Boże! – jęknął mąż. – No to pięknie… Myślisz, że znowu?Poniedziałek
Z kuchni, oddzielonej od przestronnego salonu rozsuwanymi drzwiami, dobiegł rumor – coś się tam stłukło. Chyba talerz. Anastazja Kamieńska rzuciła szybkie spojrzenie najpierw w stronę brata, a później Korotkowa. Przecież to ich żony są w kuchni i musiały coś rozbić. Korotkow ledwie zauważalnie drgnął, a brat Sasza nawet się nie skrzywił. Wiedział, że tłuczenie naczyń jest specjalnością jego ukochanej żony. Podobnie jak gotowanie. Zdążył się przyzwyczaić.
– Sania, dziewczyny coś tam potłukły – ostrożnie zauważyła Nastia.
– Zgadza się – niewzruszenie odparł Aleksander. – Ale to w żaden sposób nie zmienia sprawy, którą musimy rozważyć. Zebrałem was specjalnie, żeby można było wszystko omówić, podjąć decyzję i nie bawić się w głuchy telefon. Stasow, co masz do powiedzenia?
Władisław Nikołajewicz Stasow, dawny przyjaciel Nasti, a przez ostatnie lata również szef, wzruszył tylko potężnymi ramionami.
– Nie zgłaszam sprzeciwu. Co za różnica, gdzie będzie pracował mój podwładny? Zawrzemy umowę z twoim bankiem, a jeśli chcesz, to z tobą jako osobą prywatną, i zapiszemy w niej, że pokryjesz koszty administracyjne i wypłacisz diety za delegację. To żaden problem. Jako szef uwielbianej przez ciebie siostry nie mam powodu, żeby nie puścić jej do tego twojego, no…
– Wierbicka – podpowiedział Kamieński, powściągając uśmiech.
Nastia posłała szefowi mordercze spojrzenie. No dlaczego Władik tak łatwo ją puszcza?! Można by pomyśleć, że ona nie marzy o niczym innym, tylko o gratisowym pobycie w tym Wierbicku, położonym gdzieś w obwodzie pierowskim, na zachodzie Syberii, tam, gdzie diabeł mówi dobranoc. A najważniejsze, że Nastia nie ma zielonego pojęcia, na czym będzie polegała jej robota. Jurka Korotkow to co innego, i tak pracuje u Saszki Kamieńskiego jako dyrektor pensjonatu pod Moskwą. Kto, jak nie on, ma wiedzieć, jakie warunki są niezbędne do budowy i organizacji podobnej bazy wypoczynkowej. W ciągu ostatnich lat bank Saszki otworzył wiele filii na całej Syberii, więc Kamieński postanowił zbudować jeszcze jeden pensjonat, w którym pracownicy jego filii będą mogli wygodnie i komfortowo spędzać urlopy, święta i wolne dni. Tu wszystko jest oczywiste. Ale co ona, Nastia, ma do tego? Co będzie tam robiła? Samo słowo „komunikacja” przyprawiało ją o dreszcze!
Błagalnie spojrzała na męża. Może chociaż Czistiakow ją obroni? Niechby przynajmniej teraz przestał milczeć i napomknął, że jest przeciwny albo coś w tym stylu… Chociaż dlaczego miałby mieć jakieś „ale”? Po tylu latach wspólnego życia słowa „nie chcę się na długo rozstawać” albo „będę tęsknił” wywołają śmiech. Jeszcze bardziej niedorzecznie zabrzmiałaby jego uwaga, że nie może mieszkać sam i nie poradzi sobie z prowadzeniem domu. Kto jak kto, ale Czistiakow poradzi sobie lepiej niż jakakolwiek kobieta. Można oczywiście wytoczyć działo zwane zazdrością, powołując się na to, że żona udaje się w daleką podróż… w dodatku z obcym facetem… i nie wiadomo, czym się tam będą zajmowali… Nie, to się nie trzyma kupy. Nastia zna Jurkę Korotkowa od trzydziestu lat, tak samo długo i doskonale zna go również Czistiakow. Nikt tego nie kupi… Boże, jak jej się nie chce jechać!
– Dobrze. – Nastia westchnęła z rezygnacją. – I co będę musiała tam robić?
Aleksander już miał odpowiedzieć, ale jego uwagę przyciągnęły nowe odgłosy zza drzwi dzielących salon i kuchnię. Nastia zaniepokoiła się, słysząc czyjś płacz.
– Moje panie! – krzyknął na cały głos gospodarz domu. – Co tam się u was wyprawia?
Skrzydło drzwi się rozsunęło, z kuchni wyjrzała Irina, żona Korotkowa, atrakcyjna ślicznotka o obfitych kształtach.
– Sasza, Daszka stłukła twój ulubiony kubek i rozpacza. Mówi, że sam go wybierałeś podczas podróży, w jakiś pamiętny dla was dzień, że kubek jest dla ciebie czymś w rodzaju talizmanu, że nie możesz bez niego żyć i że po prostu zabijesz Daszkę. Mógłbyś to zrobić? Serio? – Irina mrugnęła porozumiewawczo do Kamieńskiego i podbiegła do męża, żeby cmoknąć go w czoło.
Korotkow nie potrafił się powstrzymać i z widoczną przyjemnością złapał żonę za pośladki. Gest był nieprzystojny i „seksistowski”, ale emanował takim ciepłem, czułością i nieskrywanym męskim zainteresowaniem, że wszyscy mimo woli się uśmiechnęli.
– Sasza, kiedy wyślesz z Moskwy moją drugą połowę? – zapytała Irina. – Bo za dwa tygodnie muszę jechać na zdjęcia do Mińska i musimy załatwić dla Anieczki opiekę.
– Możliwe, że nawet jutro – obiecał Aleksander.
– Na długo? Zdąży wrócić przed moim wyjazdem?
– Nie mam pojęcia. – Bankier rozłożył ręce. – To zależy. Może poradzą sobie w ciągu trzech dni, a może przesiedzą nawet miesiąc na syberyjskim zesłaniu.
– Jasne – Irina westchnęła. – To na wszelki wypadek zacznę wszystko organizować. Na szczęście mamy rozgarniętą nianię. Będziemy tylko musieli więcej zapłacić, żeby u nas zamieszkała.
– O to się nie martw – od razu zareagował Kamieński. – Pokryję wszystkie wydatki. A jeśli chcesz, przywieź nianię z dziewczynką tutaj, niech pobędą na świeżym powietrzu. Miejsca jest dużo, nikt nikomu nie przeszkadza. Oczywiście, rejon podmoskiewski to nie Alpy, ale i tak jest lepszy niż zadymiona Moskwa.
– Dziękuję, Saszeńka, zastanowimy się – Irina skinęła głową i zniknęła w kuchni, skąd nadal dobiegało pochlipywanie Daszy.
Przy dużym owalnym stole znowu zapadło wieloznaczne milczenie. Korotkow milczał z błogim spokojem, Aleksander Kamieński w skupieniu, Stasow z roztargnieniem, a Nastia z niepokojem i niezadowoleniem. Natomiast jej mąż, Aleksiej… Nastia pomyślała, że gdyby musiała opisać milczenie Czistiakowa, powiedziałaby, że milczy kpiąco. Ciekawe, co go tak rozbawiło? Czyżby to, że Jurka Korotkow do tej pory jest zakochany jak młokos w swojej drugiej żonie? Czy może to, że Daszeńka, matka dwójki dzieci, dorosła i samodzielna kobieta, która przekroczyła wiek balzakowski, potrafi rozpaczliwie szlochać, gdy stłucze „tak wiele znaczący dla męża” kubek? To rzeczywiście śmieszne! A może Losza po cichu cieszy się z perspektywy zostania przynajmniej na krótko słomianym wdowcem? Ta myśl z jakiegoś powodu sprawiła jej przykrość.
Niechże sam powie! W końcu przez całe trzydzieści lat Losza był pełnoprawnym członkiem ich zespołu.
– A ty czemu milczysz, Czistiakow? – zapytała gniewnie. – Wiesz, po co Sania wysyła mnie do tego Wierbicka?
– Oczywiście – Aleksiej się uśmiechnął. – Ja, Asieńko, w odróżnieniu od ciebie mam głupi zwyczaj czytania wszystkich wiadomości, więc jako tako się orientuję. Po prostu dałem Sańce możliwość, żeby sam wszystko wyjaśnił.
Pochlipywania w kuchni nie ustawały, więc Aleksander Kamieński z westchnieniem wstał od stołu.
– Losza, bądź tak dobry i powiedz mojej niesfornej siostrze, co i jak. Ja pójdę uspokoić Daszkę.
– No właśnie – Stasow się zapalił. – Powiedz, bo też jestem ciekaw, dla jakich profitów zabiera mi się najlepszego pracownika na bliżej nieokreślony czas.
– Nie podlizuj się – odparowała Nastia. – Zrobiłeś ze mnie niewolnicę za trzy kopiejki… I targowałeś się, nawiasem mówiąc, bardzo sprytnie. Wszyscy słyszeliśmy. Ani razu nie wspomniałeś przy tym o najlepszym pracowniku. Zdrajca z ciebie, Stasow!
W odróżnieniu od Aleksandra, który był świetnym finansistą i wprawnym organizatorem, ale raczej kiepskim mówcą, Aleksiej Czistiakow, mający wieloletnie doświadczenie w wygłaszaniu wykładów dla różnych grup słuchaczy, wyłożył istotę problemu krótko i zrozumiale. Drogi w Rosji były zawsze słabym punktem, to rzecz wiadoma. Dzisiaj magistrala federalna „Syberia” dociera jedynie do obwodu kiemierowskiego, ale federalny program budownictwa drogowego zakłada sfinansowanie przedłużenia magistrali przez sąsiedni, pierowski, obwód. Projekt nie został jeszcze zatwierdzony, rozpatrywane są dwa warianty budowy magistrali, lecz oba przewidują, że droga z pewnością przetnie duże miasto Wierbick. Znajduje się ono w środku tajgi, wokół są gęste lasy i jeziora, więc miejscowość jest wyjątkowo atrakcyjna dla wszelkiego rodzaju przedsięwzięć rekreacyjnych – pensjonatów, domów wypoczynkowych, sanatoriów, klinik rehabilitacyjnych. I oczywiście dla prywatnego budownictwa jednorodzinnego. Ale tylko pod warunkiem istnienia dobrej magistrali, to znaczy szlaku komunikacyjnego. Problem polega na tym, z której strony Wierbicka będzie przebiegać magistrala. Znając odpowiedź na to pytanie, można już teraz kupić po całkiem dogodnej cenie teren pod zabudowę. W chwili oficjalnego zatwierdzenia projektu cena ziemi wzrośnie parokrotnie, a gdy magistrala zostanie ukończona, to nawet dziesiątki razy. Toteż kupować należy teraz.
Sytuację komplikuje to, że mer Wierbicka zamierza kandydować na drugą kadencję, a wybory odbędą się za kilka miesięcy. Wspiera go grupa biznesmenów zainteresowanych tym, żeby magistrala przebiegała po południowej stronie miasta. Natomiast główny rywal mera w wyborach jest protegowanym innej grupy, której interesy finansowe leżą po drugiej stronie, północnej. Każde z tych ugrupowań ma dość znaczne zaplecze administracyjne na poziomie obwodu, pozwalające i jednym, i drugim przeforsować korzystny dla nich projekt budowy magistrali.
W tych okolicznościach przed Korotkowem i Kamieńską stoją dwa zadania: pierwsze – zorientować się, które ugrupowanie ma większe szanse na zwycięstwo i który w związku z tym wariant projektu zostanie przedstawiony do zatwierdzenia komisji rządowej; drugie – na terenie sąsiadującym z potencjalną trasą budowy drogi znaleźć miejsce odpowiadające wszystkim niezbędnym wymogom z punktu widzenia zarówno komunikacji, jak i infrastruktury.
Słysząc znienawidzone słowa „komunikacja” i „infrastruktura”, Nastia się skrzywiła.
– Ale ja się na tym w ogóle nie znam.
– Za to ja się znam – pogodnie odparł Korotkow. – I to doskonale. Nie bój się, Pawłowna, damy radę!
Nastia nie podzielała optymizmu Jurki… Merowie, wybory, finanse, biznes, ugrupowania i w ogóle cała ta polityka… Jakże to wszystko jest jej obojętne! Nastia Kamieńska nigdy nie przepadała za podobnymi zadaniami.
– Bo ja wiem… – wymamrotała przygnębiona. – Wolałabym zwłoki… zabójstwo… to jest mi bliskie. Na zabójstwach przynajmniej trochę się znam. Może niezbyt dobrze, ale przynajmniej trochę. A o waszych wodociągach czy sieciach elektrycznych nie mam najmniejszego pojęcia. O wyborach zresztą też.
– Specjalnie dla ciebie – Czistiakow się roześmiał – zgodnie z zapotrzebowaniem klasy pracującej, by tak rzec, informuję, że elektorat Wierbicka jest poważnie zaniepokojony problemami ekologicznymi…
– Nie! – Nastia z przerażeniem zamachała rękami. – Tylko nie to! Ekologii już nie zniosę!
– Nie zarzekaj się zawczasu, tylko posłuchaj – niewzruszenie ciągnął Aleksiej. – Wierbick to duże miasto, prawie milionowe, w swoim czasie jego rangę podniósł kombinat metalurgiczny, a później dołączyły duże zakłady chemiczne. Następnie wszystko popadło w ruinę, później podzielono to na nowo i wykupiono, a teraz produkcja znowu ruszyła, chociaż już nie na taką skalę jak przedtem. Jednakże sytuacja ekologiczna w mieście zawsze była skomplikowana. Mieszkańcy od dawna przywykli, żeby o niej dyskutować, i rozumieją jej znaczenie. W takich miastach zwykle pojawia się prężna inicjatywa obywatelska w tym zakresie. No i wyobraź sobie, co za pech, w Wierbicku ktoś zaczął mordować ekologów…
Nastia, aż do tej chwili wyraźnie znudzona słowami męża, ożywiła się i utkwiła wzrok w Czistiakowie.
– W Internecie wciąż pojawiają się nowe materiały demaskujące bezczynność lokalnej administracji i samego mera, a także naczelnika miejskiego UWD1 w sprawie wyjaśnienia zabójstw.
– A dużo jest tych zabójstw? – z ciekawością zapytała Nastia.
– Już trzy. I żadne nie zostało wyjaśnione. Wspomniane materiały zupełnie niedwuznacznie sugerują, że mer nie jest zainteresowany znalezieniem sprawcy, ponieważ zabici ekolodzy przeprowadzili jakieś badania i zamierzali ogłosić wyniki, które miały przeszkodzić w przyjęciu projektu popieranego przez mera. Mer zaś cieszył się niekwestionowanym poparciem mieszkańców w ciągu czteroletniej kadencji, bardzo dużo zrobił dla miasta, no i w ogóle miły z niego facet pod każdym względem. Nikt nie wątpił, że bez trudu obejmie urząd na drugą kadencję, a jego rywale są tylko po to, żeby zachować pozory procedury, bo realnych i wiarygodnych kandydatów na stanowisko mera nie było. Jednakże przez tych zabitych ekologów pozycja mera mocno się zachwiała, mieszkańcy przestają mu wierzyć, więc jego zwycięstwo w nadchodzących wyborach stoi pod dużym znakiem zapytania.
W tym momencie Aleksiejowi udało się całkowicie zawładnąć uwagą żony. Nastia nawet nie zauważyła, że brat wrócił i znowu usiadł przy stole. Na jego śnieżnobiałym swetrze widniały ciemne zacieki i plamy. Widocznie Dasza szlochała z twarzą wtuloną w mężowskie ramię i zostawiła na swetrze ślady rozmazanego tuszu.
– Ale ja nie mogę przecież zająć się sprawą zabójstw – niepewnie stwierdziła Nastia. – Nie mam do tego prawa. I w ogóle…
– Nikt cię o to nawet nie prosi – odparł Aleksander. – Po prostu powinnaś mieć to na uwadze, gdy będziesz oceniała prawdopodobieństwo przyjęcia tego czy innego wariantu budowy magistrali. I w ogóle, Aśka, muszę wiedzieć, jak wysoka jest w mieście przestępczość i czy warto prowadzić tam jakiekolwiek inwestycje. Syberia jest duża, a tajga ogromna, więc mogę w zasadzie wybudować się gdziekolwiek. Problem w tym, że tam, gdzie magistrala federalna już istnieje, ziemia jest bardzo droga, a tam, gdzie w najbliższym czasie jej nie będzie, nie ma sensu się budować. Pod tym względem obwód pierowski jest dla mnie optymalny. Magistrala wkrótce się pojawi, a ceny na ziemię, dopóki projektu nie zatwierdzono, są całkiem przyzwoite. Ale przecież obwód pierowski to nie tylko Wierbick, są tam też inne miasta, może nie tak duże i bogate, ale też niezłe. Oczywiście duże i bogate miasto ma dla mnie jako właściciela większą wartość, ponieważ chcę zbudować duży, pięciogwiazdkowy pensjonat. Dla pracowników banku skierowania będą tanie, ale to, co pójdzie drogą komercyjną, będzie o wiele droższe. Mieszkańcy pobliskiego miasta to akurat potencjalna klientela. Jeżeli jednak trzeba będzie budować się w innym miejscu, muszę zweryfikować cały plan biznesowy i zaplanować pensjonat mniej okazały i tańszy. To nie jest sprawa życia i śmierci, tylko kwestia finansowa.
Dasza przestała w końcu opłakiwać przedwczesny zgon „pamiętnego” kubka i dalsza rozmowa przebiegała przy herbacie. Korotkow zadawał dodatkowe pytania, a Sasza udzielał szczegółowych instrukcji. Pod koniec wieczoru Nastia Kamieńska ostatecznie doszła do wniosku, że jej niechęć do wyjazdu do dalekiego Wierbicka na Syberii nie zyskała u nikogo z obecnych ani zrozumienia, ani poparcia. Nawet Irina nie stanęła po jej stronie, chociaż na dobrą sprawę powinna była kategorycznie sprzeciwić się długiej nieobecności Korotkowa. Odkąd Jura wyprocesował od swojego syna alkoholika i jego wykolejonej żony prawo do wychowywania wnuczki, a także doprowadził do pozbawienia ich praw rodzicielskich, Irina stale musiała dopasowywać harmonogram wyjazdów na plan filmowy do zajęć męża. Babcia Anieczki, pierwsza żona Korotkowa, zawsze chętnie zgadzała się wziąć dziewczynkę do siebie, ale podczas procesu sądowego stosunki między dawno rozwiedzionymi małżonkami tak się popsuły, że ani Korotkow, ani tym bardziej Irina nie mieli ochoty na dodatkowe kontakty z Lalą. Zatrudniali oczywiście nianię, co innego jednak, gdy mąż wraca wieczorem, wprawdzie późnym, do domu, a zupełnie co innego, gdy przebywa w delegacji nie wiadomo jak długo. Stasow też jest niezły… Zdrajca! Sania specjalnie zaprosił i jego jako przełożonego i pracodawcę Nasti, i Czistiakowa, i Irinkę, żeby wysłuchać protestów i od razu rozwiązać wszystkie problemy, jeżeli się pojawią, a tymczasem nikt się nawet nie zająknął, nikt nie zaoponował! Można by odnieść wrażenie, że wszyscy oprócz niej wprost marzyli, żeby wyjazd doszedł do skutku. Cały batalion maszeruje dziarskim krokiem, tylko ona gubi rytm… Jak zwykle zresztą.
– Czemuś się tak zasmuciła, kochanie? – zapytał Czistiakow, gdy wracali do Moskwy. – Aż tak bardzo nie chce ci się jechać?
– Owszem – przyznała z westchnieniem.
– Dlaczego? Temat nieciekawy?
– Nie wiem – odparła Nastia z roztargnieniem i w tym momencie zrozumiała, że powiedziała szczerą prawdę.
Naprawdę nie wie, dlaczego nie ma ochoty jechać. Po prostu nie chce jej się i tyle. Nie potrafi tego wyjaśnić. Nie chce siedzieć na lotnisku, lecieć samolotem, mieszkać w hotelu, jeździć nie wiadomo jakim samochodem z nie wiadomo jakim kierowcą… Chce siedzieć w swoim małym, przytulnym mieszkanku, spać na swojej wygodnej kanapie, myć się w swojej łazience i z zamkniętymi oczami znajdować wszystkie wyłączniki.
– No dobrze – Losza kiwnął głową. – Przyjmijmy, że ci się nie chce. Że nawet nie wiesz dlaczego. Ale Sańka jest twoim bratem, kochasz go, zrobił dla ciebie tyle dobrego, więc nie możesz mu odmówić. Będziesz więc musiała jechać. No to jak, kochanie?
– Gdy człowiek nie ma chęci, musi znaleźć motywację – pochmurnie odparła Nastia, po czym poprosiła żałośnie: – Znajdź mi motywację, Losza, dobrze? Bo ja jakoś nie potrafię.
– Żaden problem! – Czistiakow roześmiał się, nie odrywając oczu od drogi. – Nawet dwie, wybierz jedną albo zaakceptuj obydwie. Pierwsza: ciekawość. Nowe miejsce, inna przyroda, inni ludzie, inne zwyczaje, inna architektura, inny akcent, miejscowy żargon. Nigdy przecież tam nie byłaś, niczego nie widziałaś, nie słyszałaś. W ogóle nie jesteś ciekawa?
– W ogóle – Nastia pokręciła głową. – Ani trochę.
– No to wariant drugi. Korotkow nie poradzi sobie bez ciebie. Pracuje dla Sani, Sania mu za to płaci, w dodatku sporo, więc Korotkow powinien być użyteczny. Sam nie podoła zadaniu. Nie dlatego, że Jurka jest głupi, bynajmniej, jest bardzo mądry, nawet mądrzejszy od ciebie – uściślił Aleksiej, powściągając uśmiech. – Ale sama wiesz, kochanie, że każda sprawa wymaga dwóch par oczu, a najlepiej trzech albo i czterech. Gdy człowiek sam patrzy, istnieje duże ryzyko, że coś przeoczy. W każdym razie Jurka potrzebuje wspólnika. Kogo możesz zaproponować do tej roli?
Nastia milczała. Nie potrafiła znaleźć odpowiedzi.
– No właśnie – podjął Losza po chwili. – Jurka potrzebuje osoby o podobnym doświadczeniu i kwalifikacjach, w dodatku takiej, z którą będzie czuł się swojsko, której może zaufać i, najważniejsze, która może tak po prostu, ni z tego, ni z owego spakować się i pojechać nie wiadomo dokąd i nie wiadomo na jak długo. Kto inny prócz ciebie spełnia te kryteria? Pomożesz i swojemu bratu, i staremu przyjacielowi, i koledze. Czy to nie jest wystarczająca motywacja?
– Jesteś nieprzyzwoicie mądry, Loszka – Nastia się uśmiechnęła. – Nie rozwiałeś moich wątpliwości, ale obudziłeś poczucie obowiązku. Przekonałeś mnie. Muszę zadzwonić.
– Do kogo?
– Do kogo, do kogo… Najpierw do ukochanego brata, a później zobaczymy. Jeżeli chce, żebyśmy mu pomagali, niech przedtem sam nam pomoże.
Wyjęła z kieszeni kurtki telefon i z listy kontaktów wybrała jego numer.
– Jutro nie polecimy – oznajmiła Aleksandrowi bez długich wstępów. – Polecimy pojutrze. Jutro musisz uruchomić swoje kontakty i sprawić, żeby do naczelnika UWD w Wierbicku zatelefonował ktoś wyższy od niego rangą z obwodu. A najlepiej z Moskwy. Jak ci się uda. I jeszcze jedno: obejrzę w Internecie hotele w Wierbicku i wybiorę coś dla siebie i Jurki… Nie, Sanieczka, sama wybiorę… Nie, sama. Nikt lepiej od mnie nie wie, czego potrzebuję. Trzeba też wynająć samochód, ale taki, jaki wskażę. Mam w nosie te wasze wypasione mercedesy! Potrzebuję samochodu, którym będę mogła sama jeździć w razie potrzeby. Co z tego, że Korotkow poprowadzi każdy… Ale ja nie dam rady. Korotkow ma ze sto lat stażu jako kierowca, a ja raptem trzy lata ciągłej praktyki. No więc, Sania, jeżeli chcesz, żebyśmy pracowali, bądź tak miły i zrób to, o co proszę.
– Ostro sobie poczynasz z braciszkiem – zauważył Czistiakow, gdy skończyła rozmowę.
– Naprawdę? Moim zdaniem byłam nad wyraz uprzejma.
– Jasne. Mówiłaś takim tonem… Niczym laureat konkursu na najokropniejszego szefa.
– Coś podobnego… – wymamrotała Nastia. – Nawet nie zauważyłam.
Przez chwilę się zastanawiała, po czym znowu chwyciła telefon. Gdy Czistiakow parkował auto przy domu, Nastia Kamieńska już uzyskała obietnice jakichś dziesięciu osób, że poszukają znajomych w Wierbicku albo przynajmniej w stolicy obwodu.
Pierwszy oddzwonił Nazar Zacharowicz albo po prostu wujek Nazar, jak się do niego zwracali wszyscy dawni koledzy i uczniowie, stary doświadczony wywiadowca, pierwszy mentor Nasti w wydziale kryminalnym, który do dziś prowadził zajęcia w katedrze działalności operacyjno-rozpoznawczej. Wujek Nazar spełnił swoją obietnicę najszybciej i przekazał Nasti namiary znajomego wywiadowcy z UWD w Wierbicku.
– Tam jest już środek nocy, więc nie zadzwoniłem, tylko wysłałem SMS z prośbą, żeby się ze mną skontaktował. Myślałem, że może odezwie się jutro, a okazuje się, że ten stary piernik ma całodobowy dyżur. Powiedziałem mu o tobie i Jurce, jest oczywiście gotów udzielić pomocy w miarę możliwości, ale specjalnie na niego nie licz – mówił wujek Nazar. Nastia słuchała dobiegającego ze słuchawki głosu swojego nauczyciela, jedną ręką trzymając telefon, a drugą próbując rozwiązać sznurówki. – Facet często zagląda do kieliszka. Odniosłem nawet wrażenie, że raczej niewiele go teraz obchodzi. Cała jego rodzina zginęła w wypadku samochodowym – żona, dwoje dzieci i teściowa. Okropnie się wtedy rozpił, wyleciał ze stanowiska naczelnika sekcji zabójstw i skończył jako zwyczajny wywiadowca. Ze względu na staż i dawne zasługi ma rangę starszego oficera, ale tak naprawdę… Wybacz, Nastazjo, ale w tamtych stronach nie znam nikogo innego. W obwodzie kiemierowskim są fajni chłopcy, w omskim i w nowosybirskim też, ale akurat w pierowskim nikogo nie mam. Jeżeli to ważne, mogę poszukać znajomych w sąsiednich obwodach, może znają kogoś w Wierbicku. Znają na pewno, bo Sybiracy stanowią zgraną drużynę, nie to co my, moskwianie.
– Dziękuję, wujku Nazarze! Jeżeli zajdzie potrzeba, zadzwonię jeszcze raz. Mogę?
– Jasne. Wyślę ci nazwisko i numer telefonu. Szczęśliwej drogi, dziecko, życzę powodzenia.
Przygotowania do wyjazdu zajęły Anastazji Kamieńskiej cały następny dzień. Najpierw porządnie się wyspała, później pogrzebała w Internecie, znalazła informacje na temat hoteli w Wierbicku, uważnie je przeczytała, obejrzała zdjęcia, przeanalizowała mapę miasta, zadzwoniła w parę miejsc i w końcu dokonała wyboru. Później zaczęła czytać wszystko jak leci. O charakterystyce geograficznej regionu, uprzemysłowieniu i gospodarce, administracji, polityce socjalnej, zbliżających się wyborach mera, przestępczości, życiu kulturalnym. Jednym słowem przeczytała wszystko, co znajdowało się w sieci o Wierbicku.
Pod wieczór zaczęły ją z przemęczenia boleć oczy, ale czuła, że jest gotowa do wyjazdu. Oczywiście niezupełnie, na tyle, na ile było możliwe przygotowanie się do pracy w ciągu jednego dnia.
------------------------------------------------------------------------
1 UWD (Uprawlenije wnutriennich dieł) – Wydział Spraw Wewnętrznych (wszystkie przypisy pochodzą od tłumaczki).