Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

  • nowość
  • promocja

Ekscelencja jest szalony! - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
Data wydania:
11 listopada 2025
2939 pkt
punktów Virtualo

Ekscelencja jest szalony! - ebook

Ewa Polak-Pałkiewicz, znana z odważnego podejmowania tematów nielubianych przez salon i z ostrego pióra, przedstawia sylwetkę francuskiego hierarchy, stosując oryginalne połączenie szkicu biograficznego, reportażu i eseju historycznego. Pomaga zrozumieć fenomen „Żelaznego biskupa”, przywołując wątki polskie i analogie historyczne. Książka imponuje bogatą faktografią i precyzją wywodu. Zaciera białe plamy w najnowszej historii Kościoła. Pisana z pasją i swadą – może zaboleć, ale i głęboko poruszyć.

Bractwo św. Piusa X, założone przed 50 laty w Szwajcarii za zgodą miejscowego biskupa oraz Watykanu, znalazło się w konflikcie ze Stolicą Apostolską za krytykę oświadczeń Soboru Watykańskiego II. W 1988 r. wyświęcenie przez abp. Lefebvre’a czterech biskupów bez zgody Rzymu doprowadziło do ekskomuniki samego Arcybiskupa, jego biskupów i bp. de Castro Mayera, który był obecny podczas konsekracji. Benedykt XVI podjął bardzo ważny krok w celu normalizacji sytuacji. W 2007 r. wydał motu proprioSummorum Pontificum, dając księżom wolność odprawiania Mszy św. w tradycyjnym rycie. Za pontyfikatu papieża Franciszka zostało udzielone kapłanom FSSPX prawo do słuchania spowiedzi na całym świecie, a biskupi i proboszczowie zostali upoważnieni do udzielenia tym kapłanom uprawnień do kanonicznej asystencji przy ślubach. Sytuacja jest zatem coraz bliższa normalizacji i może niebawem zostać rozwiązana, zaś dzieło i myśl abp. Marcela Lefebvre’a może okazać się tym, co służy dobru Kościoła i jego duchowej odnowie. – ks. prof. Robert Skrzypczak

EWA POLAK-PAŁKIEWICZ Pisarka, publicystka. Autorka książek, m.in.Patrząc na kobiety,Rycerze wielkiej sprawy,Powrót pańskiej Polski,Czego chcą od nas biedni Niemcy,Bitwa o Gietrzwałd,Café Katedra.

Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.

Kategoria: Biografie
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8079-374-3
Rozmiar pliku: 5,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PRZEDMOWA.
CZYTAJĄC _EKSCELENCJA JEST SZALONY!_

Potrzeba odważnej i pokornej refleksji

Książka Ewy Polak-Pałkiewicz stawia nas wobec opowieści, z której wyłania się wiele frapujących postaci i zdarzeń, lecz najważniejszym jej bohaterem jest francuski arcybiskup Marcel Lefebvre. Podzielam wraz z Autorką przekonanie, że nadszedł czas, by spojrzeć w sposób dojrzały na to, co na przestrzeni ostatnich sześćdziesięciu lat, w epoce posoborowej, wydarzyło się w Kościele. Od uważnej i mądrej analizy faktów i wiedzy na temat ich okoliczności zależy także mądre przeżywanie wiary w Chrystusa w ramach jego katolickiej owczarni. Mógłbym powtórzyć za brytyjskim historykiem Henrym J.A. Sire’em, nieco parafrazując jego słowa, iż „niegdyś uważałem, że arcybiskup Lefebvre się mylił, dziś jednakże, po trzydziestu latach od jego śmierci, uważam, że jego postać i dorobek zasługują na uwagę”.

Niedawno amerykańska dziennikarka Maike Hickson zacytowała ówczesnego prefekta Kongregacji Nauki Wiary, kardynała Josepha Ratzingera, który w 2003 roku w gronie kapłanów miał powiedzieć: „Trudno jest nie dostrzec, co Kościół zawdzięcza arcybiskupowi Lefebvre’owi – nie tylko w «okresie afrykańskim», lecz także później”. I dodał: „Gdyby ówczesny episkopat francuski okazał arcybiskupowi Lefebvre’owi choć trochę więcej miłosierdzia i chrześcijańskiego braterstwa, sprawy mogłyby się potoczyć inaczej”1.

Możemy tylko dywagować, dlaczego nie doszło do porozumienia między francuskim liderem tradycjonalistów katolickich a polskim papieżem Janem Pawłem II pochodzącym z kraju, w którym z racji komunistycznych prześladowań i rozsądku pasterzy przemiany soborowe nie podryfowały w stronę zeświecczonego progresizmu jak na Zachodzie. Zresztą Polacy zawsze czuli się przywiązani do ciągłości Tradycji w myśli i w modlitwie.

Spotkanie, do którego doszło w listopadzie 1978 roku, okazało się trudne i zaskakujące dla siedemdziesięciotrzyletniego francuskiego duchownego. Towarzyszącym mu dwóm kardynałom – Giuseppe Siriemu i Silvio Oddiemu – abp Lefebvre wcześniej zakomunikował, że nie przybył do Pałacu Apostolskiego, by „wysłuchiwać reprymend” i „godzić się na ustępstwa”. Tymczasem usłyszał od życzliwego, aczkolwiek zdeterminowanego polskiego papieża, że to nie tradycyjna msza stanowi problem, lecz raczej to, co w ciągu tych trzynastu lat od soboru wypowiedział i zrobił. Ojciec Święty nie życzył sobie więcej słyszeć wypowiedzi na temat pomylonej reformy Kościoła i tonu debaty w stylu _J’accuse_2, a także wygłaszanych komentarzy purpurata o „bękarcich obrzędach, bękarcich sakramentach i bękarcich kapłanach” posoborowego Kościoła.

Dziś, z perspektywy czasu i duchowych owoców pracy Marcela Lefebvre’a, Autorka usiłuje wyjaśnić powody napięć i poczynionych błędów, wydobywając na jaw wiele słusznych i ważnych obserwacji oraz zasług arcybiskupa. Czytelnik nie ze wszystkim musi się zgodzić, niemniej wysiłek pani Ewy Polak-Pałkiewicz w zaprezentowaniu jak najbogatszego wizerunku założyciela Bractwa Kapłańskiego Świętego Piusa X zasługuje na szacunek.

Bractwo, powołane przed pięćdziesięciu laty w Szwajcarii za zgodą miejscowego biskupa i Watykanu, później znalazło się w konflikcie ze Stolicą Apostolską za krytykę oświadczeń Soboru Watykańskiego II. Problemem stała się także tradycyjna msza łacińska, którą odprawiano w Bractwie, nie uznając tzw. nowej mszy.

Nieufność narastała. Wyświęcenie przez Marcela Lefebvre’a w 1988 roku czterech biskupów bez zgody Rzymu doprowadziło do ekskomuniki samego arcybiskupa, jego czterech biskupów i biskupa de Castro Mayera, który był obecny podczas aktu konsekracji.

Za pontyfikatu papieża Benedykta XVI podjęto dwa bardzo ważne kroki w celu normalizacji sytuacji. W 2007 roku papież wydał _motu proprio Summorum Pontificum_, dając księżom wolność odprawiania mszy w rycie trydenckim. Dwa lata później Ojciec Święty zdjął ekskomunikę z konsekrowanych przez abp. Lefebvre’a biskupów. Pozostawały jednak nierozwiązane problemy kanoniczne. Za pontyfikatu papieża Franciszka podjęto dwa kolejne ważne kroki. Otóż papież udzielił kapłanom FSSPX prawa do słuchania spowiedzi na całym świecie, a potem upoważnił biskupów i proboszczów do udzielenia tym kapłanom uprawnień do kanonicznej asystencji przy ślubach. Sytuacja jest zatem coraz bliższa normalizacji, problemy mogą niebawem zostać rozwiązane, zaś dzieło i myśl abp. Marcela Lefebvre’a może okazać się elementem sprzyjającym przyszłemu dobru Kościoła i jego duchowej odnowie. O ile nie zabraknie prawdziwego ducha nawrócenia i zmysłu inteligencji wiary wszystkim zamieszkującym owczarnię Chrystusową.

_ks. Robert Skrzypczak_

sierpień 2025WSTĘP

Gilbert K. Chesterton mawiał, że w historii Francji ujawnia się szczególny typ człowieka – wyjątkowo walecznego w sprawach wiary. Wręcz zaciekle upartego i wytrwałego w jej obronie. Nigdy nie rezygnuje wobec przeciwności, są dla niego niczym ostrogi dla konia. Gdy postanowiłam polskim czytelnikom przedstawić sylwetkę abp. Marcela Lefebvre’a, założyciela Bractwa Kapłańskiego Świętego Piusa X, ta myśl angielskiego pisarza, konwertyty na katolicyzm, dźwięczała mi w uszach niczym refren.

Arcybiskup Lefebvre pozostaje dla szerokich kręgów katolików w Polsce postacią enigmatyczną, a tak naprawdę zupełnie nieznaną, co z uwagi na jego zasługi dla Kościoła jest czymś nieco żenującym. W opinii niejednego z tych, którzy coś niecoś o nim słyszeli, uchodzi za postać złowrogą. To sekciarz, schizmatyk – mówią ludzie przekonani, że bronią Kościoła. Czarna legenda obrońcy Mszy św., katolickiego kapłaństwa i społecznego panowania Jezusa Chrystusa jest mocno ugruntowana. Pora, by te nieprawdy sprostować. A białych plam w historii arcybiskupa Marcela Lefebvre’a jest naprawdę dużo. Zasadniczą część książki poświęciłam zatem jego życiu i okolicznościom, w jakich musiał toczyć swoją walkę.

Ale jak doszło do tego, że ją napisałam? Jest w postaci francuskiego biskupa coś wyjątkowo pociągającego dla Polaka. Prawdziwy – nie z broszur i legend podszytych antykatolicką propagandą – arcybiskup Lefebvre to ktoś nie tylko fascynujący, lecz także bliski nam, polskim katolikom. Warto zobaczyć go w szerszej perspektywie, na tle związków kulturowych Polski i Francji. Istnieje niezliczona ilość wątków, historii oraz postaci potwierdzających unikalną więź intelektualną i duchową między naszymi narodami. W pierwszej części książki przypominam niektóre z nich – mało znane, a w moim przekonaniu doniosłe: francuskie lata króla Stanisława Leszczyńskiego i jego córki Marii, królowej Francji (żony Ludwika XV); okres paryski Adama Mickiewicza (w tym fatalne zauroczenie towiańszczyzną); związek z naszym krajem poety i dramaturga Paula Claudela; historię francuskiego oficera, który – na przekór rozpowszechnionemu mitowi – oddał życie właśnie „za Gdańsk”3; powstanie w Wandei; dzieje nawróconego we Francji polskiego malarza Jana Henryka Rosena oraz inne znamienne epizody i postacie.

Wyjątkiem jest rozdział o księdzu Piotrze Skardze TJ. Opowiadam o tym kapłanie i zakonniku, także wpływowej osobistości w świecie polityki, jako o kimś, kto zajmował w XVI wieku poniekąd podobną postawę jak abp Marcel Lefebvre cztery wieki później. Walczył z protestantyzmem na ziemiach polskich świadom – jak niewielu jego współczesnych, także władców – spustoszenia, jakie wywołuje ten nurt religijny w ludzkich umysłach, jak fałszuje prawdy wiary, szydzi z Kościoła, przyczynia się do zamętu w społecznościach cywilizacji chrześcijańskiej.

Abp Lefebvre niejednokrotnie dowodził, że zasady liberalne, które wkradły się do Kościoła i uderzyły w wiarę, wywodzą się z protestantyzmu. Protestantyzm jest ze swej istoty liberalny – co rzadko się dziś dostrzega – i to jego duch zrodził filozofów XVIII wieku: Woltera, Rousseau, Diderota i innych, którzy stali się tubami liberalnej filozofii. _Liberałem jest bowiem człowiek, który pragnie uwolnić się od wszelkich ograniczeń nakładanych przez prawdę. Prawda nakłada na nasz intelekt obowiązek akceptacji prawdziwej natury rzeczy. Liberał jednak (…) chce sam tworzyć własną prawdę. Pragnie wyzwolić się od dogmatów i nie chce zaakceptować prawdy narzucanej mu z zewnątrz przez wiarę, Objawienie czy Kościół, w imię nauki odrzuca wszelkie dogmaty. W imię intelektu i swego ludzkiego rozumu odrzuca wiarę_, mówił Arcybiskup4. Taki ktoś pragnie zarazem uwolnić się od prawa, co dziś jest tak dobrze widoczne w Polsce. Uważa, że jego własne sumienie całkowicie mu wystarcza – w konsekwencji odrzuca wszelkie prawo moralne. Tak bohater mojej książki nakreślił fundamenty liberalizmu (w wykładzie wygłoszonym w 1975 roku w Barcelonie).

Mówi się, że Polska – w przeciwieństwie do innych krajów znaczących w kulturze europejskiej – nie wydała w swoich dziejach żadnego wielkiego mistyka, filozofa i heretyka. Brzmi to bardziej jak przytyk niż komplement. Jest jednak w istocie, jak wskazał jeden z księży Bractwa św. Piusa X, świadectwem pewnej rzadkiej, niezbyt dziś docenianej, a przecież godnej podziwu cechy, która zwie się _romanitas_ (rzymskość); połączenie umiaru, wytrwałości, stałości, konsekwencji, wierności Kościołowi, lojalności wobec Stolicy Apostolskiej oraz odwagi. Oparcia się w praktycznym życiu na fundamencie myśli greckiej, etyki chrześcijańskiej i prawa zakorzenionego w kulturze starożytnego Rzymu, które stanowią podstawę kultury europejskiej. Pomimo braku owych „trzech wielkich” w naszych dziejach, którzy zapisaliby się w historii świata geniuszem lub szaleństwem, mamy prawo chlubić się naszym przywiązaniem do Matki Najświętszej, której zawdzięczamy ten szczególny rys polskiego charakteru. Kapłani Bractwa św. Piusa X, którzy przybywają do Polski z różnych krajów, zauważają i doceniają, jak bardzo wyróżnia nas polska _romanitas._

W ciągu kilkudziesięciu lat, które poprzedzały dzisiejszy rozpad chrześcijańskich społeczeństw i uporczywe próby podejmowane przez międzynarodową klasę polityczną budowania świata bez Boga, nie brakowało ludzi Kościoła, którzy byli świadomi nadciągającej katastrofy. Mimo że tuszowano stan rzeczy, posługując się mniej czy bardziej zręcznymi sylogizmami i zakrzykując hasłami wielkiego otwarcia, niemała grupa duchowieństwa zdawała sobie sprawę z upadku autorytetu Kościoła i gwałtownie słabnącej wiary. Bardzo nieliczni jednak potrafili nie tylko o tym mówić, przestrzegać, bić na alarm, ale wskazywać przyczyny, wyciągać wnioski. A nawet – jak w przypadku abp. Marcela Lefebvre’a – czynnie przeciwstawiać się kościelnym liberałom, odważnie działać, ryzykując utratę własnej pozycji i wreszcie, najwyższą karę kościelną, ekskomunikę. Bohater mojej książki jest bez wątpienia postacią najwybitniejszą wśród grona obrońców Kościoła XX wieku. Jednak lata płynęły, ubywało bezpośrednich świadków jego walki i dziś traktowany bywa jak osobistość niemal egzotyczna, którą nie wiadomo, do czego przypiąć, zamknięta w hermetycznym kręgu teologicznych czy eklezjalnych sporów.

Ukazanie najważniejszych wydarzeń, a także – bez retuszu – osobowości człowieka przejętego głęboko losem nie tylko kapłanów, lecz także świeckich katolików, którym odmówiono dostępu do największych skarbów Kościoła – tradycyjnej liturgii Mszy św., sakramentów sprawowanych w niezmienionym rycie, nauczania tego, co Kościół głosił zawsze (tak wyglądała rzeczywistość po 1965 roku, zwłaszcza na Zachodzie) – wobec ogromu materiału, mnogości historycznych faktów, relacji, pism, dokumentów wydawało się wyzwaniem ponad siły. Dlaczego jednak je podjęłam?

Cóż, wypada stwierdzić, że zawdzięczam to Arcybiskupowi. Abp Marcel Lefebvre znany był z tego, że nie popadał w zniechęcenie – i nie kierował się urazami wobec ludzi. Ten dobrze wykształcony duchowny (od 1930 roku posiadacz dwóch doktoratów zdobytych na Gregorianum) o wybitnie intelektualnym zacięciu z pewnością nie był też zimnym, kostycznym akademikiem, który za wszelką cenę chce przyszpilić przeciwnika, wykazując mu błąd. Ci, którzy znali go blisko, podkreślali łagodność arcybiskupa Dakaru5 pośród druzgocącej nieraz jego wysiłki nawałnicy przeciwności.

Jego seminarzyści wspominają go jako człowieka bardzo prostego, a jednocześnie niezwykle uduchowionego. Wiedzieli, że powołaniem abp. Lefebvre’a była walka toczona na najwyższych szczeblach hierarchii. Najbardziej zapadły im jednak w serca jego wykłady z duchowości. „Duchowość to zjednoczenie z Bogiem”, wspomina jego słowa jeden ze studentów, późniejszy biskup. Zapamiętał, w jaki sposób mówił o mszy: „Msza św. była celem Wcielenia. A wy, księża, będziecie ją odprawiać jako ofiarę każdego dnia”. Uderzająca była jego osobista kultura, nigdy nie mówił o papieżach „Montini” czy „Wojtyła”. A przecież wszyscy wiedzieli, że gdy chodziło o napiętnowanie błędów, był „hardy, stanowczy i bardzo cięty” także wobec rozmówców z najwyższych pięter hierarchii.

Wstępne rozdziały książki to preludium do właściwej opowieści, a zarazem ukazanie szerokiego kontekstu historycznego i politycznego owej epoki wielkiego posoborowego zamętu, w którym Arcybiskup toczył swoją wielką batalię o prawdę Kościoła; walkę z błędami liberalizmu na gruncie filozofii i modernizmu na płaszczyźnie teologicznej. Jednocześnie od podstaw musiał zbudować pewną niewielką początkowo kościelną strukturę, która szybko okazała się mocnym oparciem dla powołanych do kapłaństwa – i dla katolików pragnących ustrzec tradycyjną wiarę – zyskała siłę i międzynarodową sławę. Wszystko to niebywale drażniło jego antagonistów. _„Ekscelencja powinien podporządkować się Kościołowi żywemu, dzisiejszemu Kościołowi”, pisano do mnie z Rzymu około 1976 roku_ – wspominał – _jakby dzisiejszy Kościół mógł nie być tożsamy z Kościołem z wczoraj. „W takim razie to, co mówicie dzisiaj, jutro nie będzie już prawdziwe!”_, odpowiadał.

Wiedział, że posoborowe zmiany nie dotyczą tylko tego, co dzieje się w kościołach, seminariach i kuriach biskupich. Zwykli katolicy gubią się dziś także dlatego, że oddychają liberalizmem, w ich umysłach pojawiają się sprzeczności nie do pogodzenia, muszą walczyć z nacierającym chaosem. _Liberalizm jest stanem umysłu codziennie wdychanym w naszych społeczeństwach_, brzmiała jego diagnoza. Nie uważał, że jest to czymś normalnym, nieuniknionym i trzeba się z tym pogodzić. To skutek rewolucji. _W mniejszym lub większym stopniu jesteśmy nim skażeni i zatruci, ponieważ nie potrafimy wyobrazić sobie katolickiego społeczeństwa_, pisał_. Nigdy go nie widzieliśmy, gdyż trzeba by było powrócić do okresu sprzed rewolucji… Dzisiaj żyje się w klimacie ateistycznym lub w najlepszym wypadku teistycznym, ale już nie w atmosferze chrześcijańskiej._ Najbardziej dobitnym tego przejawem jest odejście od prawdy o społecznym panowaniu Jezusa Chrystusa – _ponieważ narzuca nam On swe dogmaty i swój sposób myślenia. (… ) rozum ludzki nie może dziś przyjąć tego, czego nie pojmuje, to znaczy prawdy narzuconej z zewnątrz. Dlatego nawet w nauce człowiek powinien trzymać się poglądów, które rozumie i które sam sobie kształtuje… to zupełna rewolucja. Przeciwnie, Pan Jezus mówi wyraźnie: «Idźcie i nauczajcie wszystkie narody, chrzcząc je w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Ten, kto uwierzy, będzie zbawiony, ten, kto nie uwierzy, będzie potępiony…». Oto co charakteryzuje Kościół katolicki._

Opowieść o człowieku nazywanym „Żelazną ręką w aksamitnej rękawiczce” zamyka w mojej książce garść tekstów publicystycznych odnoszących się do jego duchowego i intelektualnego dziedzictwa w naszych polskich realiach (także do dziedzictwa myśli ludzi podobnych do niego) zamieszczonych w części trzeciej.

Musimy jako katolicy zmierzyć się dziś nie tylko z kryzysem instytucji Kościoła o niespotykanym zasięgu, lecz także z nachalną obecnością antykatolickiej ideologii we wszystkich obszarach życia, ze skutkami nihilistycznego światopoglądu w wychowaniu dzieci, życiu rodzin, sztuce religijnej i świeckiej, o polityce, kulturze, nauce i oświacie nawet nie wspominając.

Marcel Lefebvre nie miał problemu, by mówić o tym jasno i mocno pięćdziesiąt i sześćdziesiąt lat temu, nie tłumacząc się i nie usprawiedliwiając, nie zastrzegając się przy każdym słowie, że on tylko dopowiada, cichutko radzi, sugeruje, „obawia się”, bo przecież jest na drodze dialogu z „tym” światem. Czynił to, pamiętając, do czego zobowiązują go wiara, kapłaństwo i sakra biskupia. Zapewne także jego narodowa tożsamość, historia jego kraju. Jak bowiem pointuje łowca i wielbiciel paradoksów Gilbert K. Chesterton: _Francuz może być dumny, że jest śmiały i logiczny – i dalej zostać śmiały i logiczny_.

Arcybiskup Lefebvre mógłby powiedzieć za Chestertonem, przyjacielem Polaków i Francuzów: żeby te tendencje odwrócić i skutki tych dramatów zniwelować, „trzeba nam religii i filozofii, a nie żadnej zmiany w zwyczajach czy społecznej rutynie”.

Żył wystarczająco długo, by oglądać na własne oczy efekty tego, że Kościół na soborze postanowił pogodzić się ze światem. Przewidywał je na długo przedtem. Nie szczędził okazji do nazywania rzeczy po imieniu. Niczego nie łagodził, z nikim się nie układał. Nie gryzł się w język i nie cedził słówek. Zapłacił za to wysoką cenę, ale pozostawił wspaniałe dzieło – Bractwo Kapłańskie Świętego Piusa X, które jest jego chlubą. Warto przyjrzeć się mu z bliska i wysłuchać go uważnie.

_Ewa Polak-Pałkiewicz_

wrzesień 2025PODZIĘKOWANIA

Słowa wielkiej wdzięczności należą się kapłanom Bractwa św. Piusa X, którzy pielęgnują pamięć o Założycielu i zawsze służą pomocą przy przypominaniu faktów i szczegółów biograficznych. Dziękuję w tym miejscu za pomoc Księdzu Karolowi Stehlinowi FSSPX, Przełożonemu dystryktu Polski Bractwa św. Piusa X.

Szczególnie wiele autorka zawdzięcza biskupowi Bernardowi Tissier de Mallerais FSSPX – zmarłemu w październiku 2024 roku – autora monumentalnej publikacji dokumentującej z ogromną starannością koleje życia i dokonania Arcybiskupa: _Marcel Lefebvre. Życie_, z 2009 roku. Jest to pierwsza książka historyczna poświęcona Arcybiskupowi, która – jak sam autor podkreślał – została napisana także po to, by uprzedzić prace niektórych historyków, chętnych przedstawić swoje wersje jego biografii z gotową tezą.

Księdzu Robertowi Skrzypczakowi, znawcy najnowszej historii Kościoła i pisarzowi, autorka pragnie podziękować za uważną lekturę całości oraz pełne życzliwości uwagi.

Autorka dziękuje wydawnictwu Te Deum za możliwość skorzystania ze zbioru fotografii Arcybiskupa.

Pani Katarzynie Litwinczuk należą się słowa wdzięczności za wykraczającą poza zwykły profesjonalizm współpracę przy redagowaniu książki.Rozdział 2.
Wandea, siostra Polski

We wspomnieniach François-René Chateaubrianda znaleźć można wzmiankę o jego spotkaniu z wandejskim chłopem w czasie, gdy w Wandei trwało krwawe powstanie przeciw rewolucji francuskiej. Sam Chateaubriand był uciekinierem przed masakrą, jaka stała się udziałem jego najbliższej rodziny; spotkanie miało miejsce w Londynie. Przybysz zza kanału La Manche, skromny człowiek, rojalista, miał za zadanie odebrać ładunek w londyńskiej nieformalnej ambasadzie powstańców. (Tak nazywa pisarz ośrodek pomocy Wandejczykom – prowadził go francuski szlachcic14, organizowano tu zaopatrzenie armii wandejskiej w proch). Uderzony niepozornym wyglądem owego przybyłego rodaka pisarz zaczął rozpytywać o niego i ktoś z londyńskich sąsiadów, emigrant z arystokracji, stwierdził z pobłażliwym uśmiechem: „Ach, to nikt, zero, wandejski wieśniak, dostarczyciel listu od swoich przywódców”. Chateaubriand nie omieszkał uzupełnić po latach tej charakterystyki:

_Ten człowiek, ten „nikt”, uczestniczył w dwustu walkach o wsie, miasta i bronione posterunki, w siedmiuset potyczkach i w siedemnastu regularnych bitwach; walczył z trzystutysięczną regularną armią, sześcioma czy siedmioma tysiącami rekwirentów i narodowych gwardzistów; pomagał w transporcie pięciuset armat i stu pięćdziesięciu tysięcy strzelb: przedzierał się przez „piekielne kolumny”… był w samym środku oceanu ognia, który trzy razy przetaczał swe fale nad lasami Wandei; widział wreszcie, jak ginęło trzysta tysięcy tych Herkulesów pługa, towarzyszy jego trudów, i jak zmienia się w spopielałą pustynię sto mil kwadratowych żyznego kraju… Dwie Francje spotkały się na tej ziemi, którą zrujnowały do szczętu…_15

Najwięksi przeciwnicy rewolucji

Gdy europejscy rolnicy zmuszeni są dziś demonstrować przeciwko decyzjom Brukseli, zapominamy często, że ludzie, którzy uprawiają własną ziemię, są zawsze (oprócz Kościoła!) największym wrogiem rewolucji. Ich protesty bierze się często za czysto partykularną obronę własnych interesów. Andrzej M. Cisek w książce _Kłamstwo Bastylii_ poświęconej rewolucji francuskiej przypomina, że tym, którzy znają wieś tylko z filmów, łatwo jest przypisywać jej mieszkańcom naiwność. _Chłop, w odróżnieniu od tego, co myślą o nim tak zwani ludzie z miasta, jest wielkim indywidualistą i wie dokładnie, czego chce. A chce bardzo niewiele, bo tylko żyć życiem swych przodków. Z własnego doświadczenia wie, że każda interwencja z zewnątrz, każda nowa idea może zagrozić jego istnieniu, odrzuca ją. Nie pozwala sobie dyktować, co ma robić i jak się zachowywać_16.

Jeśli utożsamia się inteligencję z gotowością do przyjmowanie nowinek, łatwo oskarżać chłopów o głupotę, ograniczoność i zatwardziałość. Nazywać tępym uporem trwanie przy swoich przekonaniach. Nie przyjmować do wiadomości, że jest to obrona człowieka myślącego, który nie czuje się nigdy częścią stada, przed wykorzenieniem i narzucaniem statusu niewolnika. Wolą uchodzić za kulturowy relikt, którego nikt z „ludzi nowoczesnych” nie rozumie i traktuje jak skamienielinę. _Ten tępy upór_ – dodaje A.M. Cisek – _w odrzucaniu nowego pozwolił przechować tradycje narodowe. Gdyby nie on, to być może zniknęłyby na zawsze takie języki jak czeski, ukraiński czy litewski…_ Upór oznacza u chłopów zawsze to, że nie dają się nikomu na nic nabrać. Potrafią walczyć o swoje.

Wandea wyparta z pamięci

Pierwsze ludobójstwo w czasach nowożytnych dokonane zostało w trakcie rewolucji francuskiej przez jakobinów na chłopach z prowincji Wandea. Jego celem było ostateczne rozwiązanie kwestii obecności na tej ziemi tysięcy ludzi niepoddających się rewolucyjnej indoktrynacji. Powstanie wandejskie, które ogarnęło także dużą część tutejszego mieszczaństwa i które popierała szlachta, było inspirowane przez lud. Chłopi oczekiwali od panów w zasadzie tylko przywództwa militarnego. _Była to insurekcja ludowa, a nie „polityczna” ani nawet „społeczna”_, podkreśla Vittorio Messori, _przeciw próbom dechrystianizacji, którą wprowadzała drapieżna mniejszość w stolicy_17. Kilkadziesiąt lat wcześniej prowadził tu swoje słynne misje św. Ludwik Maria Grignion de Montfort (od niego zapożyczył Jan Paweł II zawołanie „Totus Tuus”).

Historia wandejskiego zrywu nie cieszy się dziś ani szczególnym zainteresowaniem, ani uznaniem oficjalnych historyków, także ludzi posoborowego Kościoła. Jest czymś niewygodnym, nie bardzo wiadomo, co z nią zrobić w epoce, gdy ideologiczne zasady rewolucji przeniknęły nawet do nauczania Kościoła. Uważa się, że to, o co walczyli wandejscy chłopi, to anachronizm, skazana na przegraną obrona starego porządku przed światłą awangardą postępu. Całe szczęście, że obalone zostały wreszcie bastiony przedrewolucyjnego państwa, które było tak mocno związane z Kościołem, w myśl przestarzałej koncepcji świata – tak stawia się dziś sprawę Wandei w kręgach uniwersyteckich, artystycznych, wśród postępowego duchowieństwa.

Tematyką powstania bardziej wnikliwie zajmowali się we Francji głównie utalentowani historycy amatorzy, których nie zaliczano do poważnych autorów. Najbardziej ceniony w tym kraju dziewiętnastowieczny historyk Jules Michelet nie poświęcał mu większej uwagi, ale pozwalał sobie na wygłaszanie bezceremonialnych opinii typu: masowe topienie przez republikanów wandejskich kobiet i dzieci w Loarze to nic innego jak „filantropijna eutanazja”.

Dziś „oficjalne traktowanie Wandei jest bardziej skuteczne i podstępne”, zaznacza Pierre Chaunu, jeden z nielicznych naukowców francuskich z Sorbony na poważnie zajmujących się historią powstania. _Po tym, jak jej mieszkańców potopiono, okaleczono i rozszarpano (sadystyczna pomysłowość kolumn karnych Turreau równa jest pomysłowości SS, gułagów i Czerwonych Khmerów), zapomniano o nich..._18

Vittorio Messori przypomina, że podczas uroczystego świętowania dwusetletniej rocznicy rewolucji francuskiej wielu katolików, a nawet niektórzy biskupi zachowali _krępujące milczenie na temat trzech tysięcy zamordowanych księży, wielu zgwałconych zakonnic i setek chłopów poćwiartowanych w tych prowincjach, w których wzniecili powstanie, gdyż nie chcieli zrezygnować ze swojej religii_19.

Moja znajoma, Polka, doktor historii, która odwiedziła przed kilkoma laty lokalny uniwersytet w La Rochelle, nie spotkała tam nikogo, kto by chciał zamienić choćby parę zdań na temat Wandei; wszyscy udawali głuchych.

Powstanie wandejskie w obronie chrześcijaństwa było pierwszym przypadkiem radykalnego odrzucenia przez prostych ludzi jednej ze współczesnych ideologii. Chłopi tak samo odrzucili potem marksizm i faszyzm. Bez szemrania natomiast, jak podkreśla Messori, naród francuski „zgodził się na autorytaryzm napoleoński, który zdławił «nieśmiertelne» zasady 1789 roku”.

Zacieranie śladów zbrodni

W 1986 roku ukazała się książka młodego historyka i politologa Reynalda Sechera pt. _Ludobójstwo francusko-francuskie. Wandea_ – _departament zemsty_, która wywołała we Francji konsternację, a wkrótce gwałtowne spory i polemiki (poprzedziło ją wydanie niewielkiego tomu Jeana Dumonta _Dlaczego nie świętujemy 1789_, autor prostował w nim niektóre mity na temat rewolucji). Secher usiłował dotrzeć do dokumentacji wydarzeń z lat 1792-1799 i szybko zorientował się, że publiczne archiwa nie zawierają żadnych dokumentów potwierdzających masakrę dokonaną przez wojska rewolucyjne na ludności Wandei oraz bilansu zniszczeń materialnych, które były częścią zaplanowanej zbrodni. W archiwach prywatnych, w urzędach miasteczek, na plebaniach znalazł jednak cenne dla wnikliwego badacza materiały, m.in. mapy rządowych geodetów, listy, raporty i szereg innych dokumentów. Wynika z nich, że z pięćdziesięciu tysięcy domów w Wandei dziesięć tysięcy zrównano z ziemią (20 proc.). Zagładzie uległo całe bydło, uprawy rolne zdewastowano; program eksterminacji opracowany w Paryżu skazywał na śmierć głodową mieszkańców Wandei, którzy przeżyli, ukrywając się w lasach i niedostępnych jarach.

_Niech nam nie mówią o humanitaryzmie wobec tych bestii z Wandei, wszyscy zostaną wykończeni!_, wołał generał Carrier do żołnierzy, którym rozkazano mordować wieśniaków. W Paryżu zapadła decyzja, by zamienić Wandeę – tę do niedawna kwitnącą prowincję, jedną z najbogatszych w kraju, słynącą z uprawy pszenicy i hodowli bydła szlachetnych ras – w „narodowy cmentarz Francji”20. Nie wahano się używać broni chemicznej, zatruwać wiejskie studnie; były próby wysyłania konwojów z wódką z dodatkiem arszeniku. Wodzowie rewolucji apelowali o bezwzględność w „oczyszczaniu ziemi ze złej rasy”; groźnej, bo nie zamierzała zaakceptować _Deklaracji praw człowieka_.

Źle uzbrojeni, ale niezwykle zaciekli Wandejczycy walczyli pod białymi sztandarami Najświętszego Serca Jezusa oraz chorągwiami, na których wyhaftowano burbońskie lilie.

Opisy bezwzględności i okrucieństwa, także wobec kobiet, dzieci i starców, mogą dziś rywalizować z utrwalonymi zapisami najbardziej makabrycznych masowych zbrodni największych w historii morderców, w rodzaju Stalina i Hitlera. Reynald Secher użył jako pierwszy słowa „ludobójstwo” wobec metod rozprawienia się z Wandejczykami, którzy chcieli tylko jednego: by nie zmuszano ich do przyjmowania praw rewolucji. (Po publikacji _Ludobójstwa francusko-francuskiego_ droga do kariery akademickiej tego zdolnego naukowca, autora kilku książek, współautora pięciu filmów dokumentalnych została zamknięta).

„Uznajemy tylko jeden honor”

„Honor Naszego Pana/ Uznajemy tylko jedną chwałę/ Chwałę Naszego Pana”, brzmiały słowa hymnu powstańców. Wandejczycy domagali się przywrócenia swobód Kościołowi, powrotu do parafii ich księży – tych, którzy nie złożyli przysięgi na wierność Republice i zostali wygnani z parafii; nierzadko wymuszano na nich wyjazd z kraju, a ci, którzy zostali, wkrótce stali się zwierzyną łowną rewolucyjnych szwadronów. Hasłem Wandejczyków była wierność Chrystusowi Królowi i obalonemu monarsze. Królewska władza w ich przekonaniu pochodziła od Boga i nie zamierzali z tym dyskutować, władza rewolucyjna – wręcz przeciwnie…

Sceptyczny wobec głównie religijnych motywów wandejskich chłopów profesor Jean Meyer, autor _Przedmowy_ do książki Sechera, przyznaje, że _wierność religijna pozostaje istotą problemu wandejskiego_, choć zaznacza, że _nie należy przesadzać z tą głębią żarliwości religijnej Wandejczyków_ s_przed 1789 roku_. Dodaje, że kult Najświętszego Serca Jezusa – niechętnie przyjmowany przez cały religijny XVIII wiek wśród znaczącej części duchowieństwa francuskiego – stał się najważniejszym symbolem, wokół którego zgromadzili się powstańcy. Na to nałożyło się głębokie rozczarowanie skutkami rewolucji – choć początkowo we wszystkich warstwach niższych niosącej pewne nadzieje i wyobrażenia o bardziej sprawiedliwym ustroju społecznym – _poczucie, że zostało się oszukanym, wyszydzonym, zniesławionym zarówno przez miejscowe kadry społeczne, jak i przez państwo będące na drodze bezładnych przemian_21.

Jednym z czynników wybuchu społecznego była ustawa o rozwodach, a także dopuszczanie małżeństw księży. _Obiecano wam wolność, a narzucono księdza bluźniercę. Obiecano wam równość, a narzucono cenzus_, to fragment z wystąpienia jednego z niezaprzysiężonych księży do swoich parafian. W wielu podobnych dokumentach, do których dotarł Secher, cytowana jest nawet _Deklaracja praw człowieka i obywatela_, wykazane jest łamanie konstytucji i unicestwienie prac Zgromadzenia Narodowego. To wszystko okazywało się tylko zasłoną dymną, a księża, którzy nie zdecydowali się wysługiwać władzom rewolucji, stali się wkrótce ich ofiarami traktowanymi z największym okrucieństwem. W kantonie Paimboeuf władza administracyjna powołała własne – obok oddziałów Gwardii Narodowej, które były nieliczne i nie miały tu szans w starciu z ludnością – brygady „z obywateli od dziewięciu do piętnastu lat” lub kompanie żandarmerii, których zadaniem było okazywać bezwzględność „wobec złoczyńców, opornych księży i innych włóczęgów”. Do tych oddziałów wcielało się ludzi siłą. Za schwytanie księdza ustanowiono nagrodę – od 50 do 100 liwrów.

W odpowiedzi zawiązują się lokalne wspólnoty solidarności z kapłanami – wielu wygnanych proboszczów wraca do parafian i sprawuje swą posługę w ukryciu – które utrwalają, jak podkreśla Secher, przywiązanie do praktyk i doktryny chrześcijańskiej. _Współcześni historycy_ – dodaje – _pod wpływem modnych doktryn systematycznie pomniejszali ów czynnik czysto ideologiczny w postawie wieśniaków zachodniej Francji. Animator represji jakobińskich, generał Turreau, pierwszy podkreślał wielki autorytet tych księży, wynikający z integralności ich obyczajów, wysokiej jakości ich formacji doktrynalnej i szczegółowej znajomości środowiska. Większość niezaprzysiężonego duchowieństwa mogłaby pójść na wygnanie, oczekując na lepsze dni. Zmusili się jednak do życia w heroicznych warunkach nie tylko ze względu na posłuszeństwo władzom kościelnym, ale także dlatego, że byli pewni poparcia miejscowej ludności. Ta ze swej strony była gotowa uczynić wszystko dla księży ryzykujących życie, by trwać na swoim posterunku_22.

Jednym z pierwszych aktów terroru wobec Wandei był atak na nieuzbrojonych parafian w miasteczku Bressuire w sierpniu 1792 roku, którzy _nie chcieli dopuścić do eksmisji sióstr z pobliskiego klasztoru. Na miejscu zginęło około stu osób, a potem Gwardia Narodowa w bestialski sposób wymordowała większość z pięciuset wziętych do niewoli. Gwardia Narodowa (....) nie wahała się przed masakrą cywilnej ludności. Składała się z najgorszych elementów, głównie młodych opryszków z dużych miast (...), nawet regularne oddziały wojskowe miały ją w głębokiej pogardzie_23.

Bilans tej wojny to 120 tysięcy ofiar; ludzie ci zginęli w ciągu niecałych dwóch lat powstania, a właściwie zostali z premedytacją wymordowani. Ci, którzy chwytając za broń przeciw monarchii, zapowiadali „rozpoczęcie świata na nowo”, zajmowali się pozbawianiem życia głównie przedstawicieli ludu francuskiego, w imię którego „praw” wywołali rewolucję. Chłopi z Wandei stanowią większość ofiar rewolucji.

Tutaj wiatraki zawsze stawiano na wzgórzach

Powstańcy – zorganizowani w oddziały według przynależności do parafii – wykazywali wyjątkową pomysłowość, refleks i talenty organizacyjne. W Wandei wiatraki stawiane były na wzgórzach nie tylko po to, by zapewnić ich największą wydajność. To _pozwala czuwać nad okolicą i ostrzegać ludność przed niebezpieczeństwem. Od dawna posługiwano się skrzydłami wiatraków, by obwieszczać śmierć młynarza lub któregoś z jego rodziny. W przypadku ciężkiej choroby skrzydła wiatraka zatrzymywano w pozycji wiatyku, później obracano ku domowi zmarłego. (…) Oddziały porozumiewały się pomiędzy sobą za pomocą skrzydeł wiatraków ustawionych według przyjętego kodu_24.

Pod bronią – często własnej produkcji – stanęli mężczyźni, począwszy już od trzynastoletnich chłopców. Kobiety zostawały sanitariuszkami – wiele z nich okazywało męstwo na polu bitew – i zajmowały się zaopatrzeniem; mali chłopcy pełnili funkcję posłańców i doboszów. Dobrze wyposażone parafialne manufaktury pracowały na rzecz powstańców, wytwarzając odzież, akcesoria wojskowe etc. Chłopskiej armii nie brakowało niczego pod względem wyżywienia – żyzne pola, uprawy i winnice zapewniały obfite posiłki. Wsie położone nad Loarą utworzyły prawdziwy obóz warowny, miały własne armaty, niewielką flotyllę: lekkie barki rzeczne, na których „chłopcy z Loroux” prowadzili akcje dywersyjne, zapuszczając się na teren wroga. Ludność z brzegów Loary była zaprawiona w posługiwaniu się bronią, strzelbami i procami. Mieszkało tu wielu wytrawnych myśliwych, polowania stanowiły jedno ze źródeł zamożności tych wiosek. Co więcej, powstańcy mieli swoją służbę medyczną. Armii towarzyszyli chirurdzy. Ranni – zarówno rojaliści, jak i republikanie – byli przewożeni do klasztoru sióstr służebniczek w Saint-Laurent-sur-Sèvre, gdzie znajdowali troskliwą opiekę.

Secher i inni autorzy podkreślają dobrą organizację i wielką dyscyplinę armii powstańczej. _Od narodzin powstania w marcu 1793 r. obserwuje się… z jednej strony tworzenie prawdziwych oddziałów wojskowych przez mężczyzn zaprawionych już w żołnierce, z drugiej strony – obowiązkowe szkolenie dla wszystkich pozostałych. Odbywa się to w specjalnie przygotowanych do tego celu obozach, jak obóz w Louée, w Haute-Goulaine_. Szlachta wspiera powstańców, oddając im swoją broń, czasem przymykając oczy na wykradanie jej z ich zamków. Wojskowe wyrobienie, podkreśla Secher, wyróżnia zryw Wandei na tle wszystkich innych powstań ludowych. Jeden z dowódców republikańskich musi przyznać: _Ci bandyci, z którymi mieliśmy do czynienia, biją się według pewnej metody, mają wielu pieszych i konnych strzelców oraz silną grupę piechoty, która maszeruje w porządnym szyku, z bębnami na czele. Kawalerzyści są prawie wszyscy bardzo eleganccy i dobrze się biją_25.

F.-R. Chateaubriand w _Pamiętnikach zza grobu_ cytuje słowa Turreau, generała republikańskiego, który nie wahał się przyznać, że _Wandejczycy zajmą miejsce w historii w pierwszym rzędzie walecznych ludów. Inny generał napisał do Merlina de Thionville’a: oddziały, które pobiły takich Francuzów, mogą równie dobrze pokusić się o pobicie wszystkich innych ludów_26.

Młody domokrążca z gminy Pin (region Mauges), ojciec sześciorga dzieci, Jacques Cathelineau (1759-1793), zwany „świętym z Anjou”, który cieszył się popularnością i uznaniem wśród chłopów jako człowiek głębokiej wiary, prawy, a zarazem rzutki, energiczny i przedsiębiorczy, został wybrany na przywódcę powstania i ogłoszony „generałem Armii Katolickiej i Królewskiej”. Ten syn prostego murarza i handlarz z zawodu okazał się genialnym wodzem. Miał naturalny dar przywódczy, co w połączeniu z inteligencją i talentem do prowadzenia działań bojowych sprawiło, że stał się legendarnym bohaterem Wandei. Powstańcy ufali mu i kochali go. Ranny na polu bitwy zmarł w wieku trzydziestu czterech lat. _Ten (Jacques Cathelineau) otrzymał w darze od natury pierwszą cechę człowieka wojny, natchnienie, by nigdy nie pozwolić odpocząć ani zwycięzcom, ani pokonanym_, napisał we wspomnieniach Napoleon, wyraźnie zafascynowany tym człowiekiem spontanicznie obwołanym wodzem. (Zamówił także jego portret). W okresie restauracji członkowie rodziny Cathelineau uzyskali tytuł szlachecki. W sensie politycznym i administracyjnym najważniejszą instancją władzy powstańczej była Wielka Rada Wandei, która wydawała zarządzenia w imieniu małoletniego króla Ludwika XVII (syn zgilotynowanego króla Ludwika XVI przebywał w więzieniu Temple w Paryżu, gdzie zmarł w 1795 roku w wieku dziesięciu lat). W jej gestii leżało również mianowanie głównodowodzącego wojsk powstańczych. Pierwszym został właśnie charyzmatyczny Jacques Cathelineau, chłop z Pin-en-Mauges. Po jego śmierci w lipcu 1793 roku (z ran odniesionych po nieudanym szturmie na Nantes) na jego następcę obrano Maurice’a d’Elbée. Gdy ten zginął, dowodzenie przejął hr. Henri de La Rochejaquelein.

Dowódcy wojskowi Henri de La Rochejaquelein i François-Athanase de Charette de La Contrie oraz kilku innych oficerów arystokratów (m.in. d’Elbée, którego ojciec był oficerem gwardyjskim przy boku polskiego króla Augusta Sasa) męstwem i brawurą dodawali sił walczącym. Istniał jednak także pewien przymus. Odczuła go pewna grupa wandejskiej szlachty, na której powstańcy wręcz wymusili objęcie dowództwa nad poszczególnymi oddziałami Armii Katolickiej i Królewskiej. Legendarnego dowódcę wojsk powstańczych François de Charette’a trzeba było dosłownie wyciągać spod łóżka. Nie tak drastycznie, ale jednak z pewnym przymuszeniem skłoniono do udziału w powstaniu także innych wybitnych dowódców wandejskiego zrywu – markiza Charles’a de Bonchampsa i hrabiego Henriego de La Rochejaqueleina (prof. Grzegorz Kucharczyk). _Jeśli będę szedł naprzód – idźcie za mną, jeśli się cofnę – zabijcie, jeśli umrę – pomścijcie_ – te słowa Henriego de La Rochejaqueleina stały się jednym z najbardziej znanych haseł Wandei.

Wandejczycy stoczyli siedemnaście wielkich bitew i siedemset utarczek. Walczyli na otwartym polu z regularnymi armiami republikańskimi, które liczyły od 25 do 40 tysięcy żołnierzy. Niestety – mimo bohaterstwa powstańców i ich przywódców, wyobraźni, niezliczonych forteli, przemyślnego systemu błyskawicznego komunikowania się, niezwykłego poświęcenia i solidarności z walczącymi całych wiosek – przewaga armii republikańskiej, a zwłaszcza decyzje z Paryża, by wobec tak spektakularnych sukcesów chłopskiej armii jak najszybciej dokonać systematycznego wyniszczenia całej cywilnej ludności, skazała Wandeę na klęskę.

Uroczyście i radośnie, w rytm _Marsylianki_!

Niewyobrażalne okrucieństwo, z jakim armia i kolumny piekielne obchodziły się z jeńcami, rannymi, kobietami w tej krwawej wojnie francusko-francuskiej, powinno trafić do wszystkich uczciwych podręczników historii, w których nadal pokutuje mit o podburzanych przez księży „ciemnych masach”, które śmiały porwać się przeciwko niosącej światły humanizm Republice, jutrzence nowego świata. _Taki scenariusz stale powtarzano w ostatnich dwóch stuleciach z okazji innych rewolucji... Według marksistowskich historyków motłoch, który atakował Wersal, Tuileries i Pałac Zimowy, to były „masy ludowe”. Naród, który stanął w obronie swej tożsamości, wiary i dziedzictwa przeciw terrorowi jakobinów czy przeciw zbirom w rewolucji meksykańskiej, to „_ciemne _masy”_27, przypomina autor _Kłamstwa Bastylii_.

Gdy w 1989 roku z wielką pompą obchodzono w Paryżu dwusetną rocznicę „matki wszystkich rewolucji”, wśród fajerwerków, pochodów i zabaw pod gołym niebem przedstawiciele arystokracji nałożyli czarne opaski, a _potomkowie wandejskich chłopów pikietowali ulice w proteście przeciwko przesadnej wesołości świętujących tłumów_” – pisze A.M. Cisek.

Napoleon Bonaparte jako pierwszy oddał sprawiedliwość Wandei. Zrozumiał jej historyczną doniosłość. Nie miał wątpliwości, że _Wandejczycy swymi strzelbami umocnili francuski katolicyzm; są oni u zarania konkordatu, gdyż uczynili go niezbędnym… Bez wątpienia Napoleon lepiej zrozumiał Wandeę niż Burbonowie. Ci nigdy nie dowierzali Wandei_, pisał prof. Jean Meyer28.

„Siostra Polski”

Tożsamość Wandei w kilku zdaniach podsumował pisarz i polityk (senator i mer miasta Vendrennes), Jean Yole, rodowity Wandejczyk:

_Podczas, gdy wszystkie prowincje stały się departamentami, Wandea jest jedynym departamentem, który został prowincją. Jednym energicznym ruchem strząsnęła z siebie oficjalny kataster, jaki jej narzucono. Przekroczyła Loarę, owładnęła zakątkiem Deux-Sèvres, który spodobał jej się, zaoferowała swe przymioty pewnej części Anjou, a wszystko to bez wyjątku, w ciągu kilku dni i na zawsze. Dla całego świata była siostrą Polski i Irlandii... Jej bolesne narodziny odbyły się przy biciu parafialnych dzwonów i warkocie werbli, przy śpiewie nabożnych pieśni na północy... I tak, od samych narodzin, zachowała sławę prowincji walecznej i bohaterskiej. Waleczna i bohaterska była z pewnością, ale była także całkiem zwyczajna, i nawet pod bronią pozostała wieśniacza_29.

Powstańcy traktowali swych dowódców jak braci, siadali z nimi przy stole, nie czuli się skrępowani, potrafili spontanicznie udzielać im rad. Przypominało to tradycyjne więzi między właścicielami ziemi i dzierżawcami. W Wandei zawsze „właściciele przyjmowali dzierżawców, sadzali ich przy stole i sami obsługiwali”. Gdy Wandejczyk czuje się wolny, „jest szczery i nie skrywa ani przed sobą, ani przed innymi prawdy”, pisał Crétineau-Joly w książce _Wojna wandejska_, cytowanej przez Sechera. Ten duch swobody przenikał także pieśni powstańcze, wśród których nie brakowało pamfletów na Gwardię Narodową, księży zdrajców, administrację rewolucyjną.

Prof. Meyer przypomina, że sama Wandea i prawda historyczna o niej ucierpiały z powodu klęski powstania. _Przede wszystkim dlatego, że powstanie nie udaremniło zwycięstwa rewolucji, a zwycięstwo łatwo przekreśla własne błędy. (…) Niewątpliwie miał rację Péguy, twierdząc, że cała mistyka degeneruje się polityką_30. A wtedy moralność historyczna blednie. I brakuje tych, którzy chcieliby zadać sobie trud dotarcia do istoty wydarzeń.

Odpowiedzialność za swoich

A jednak wymowa wydarzeń sprzed dwustu trzydziestu lat może być pomocą w zrozumieniu mechanizmów napędzających rewolucję i zarazem remedium na zagrożenie z jej strony – w czasie, gdy historia staje się terenem coraz dalej idących manipulacji, pisana jest wciąż na nowo, zwłaszcza w podręcznikach najnowszej generacji. Wtedy staną się jasne źródło i sens manifestacji rolników z całej Europy – także tak wielkiej liczby naszych rodaków – którym „zjednoczona Europa” zamierza odebrać podstawy egzystencji i sprowadzić do poziomu niewolników zależnych od kaprysów różnych oszustów, rzekomych speców od klimatu. Polscy rolnicy czują odpowiedzialność nie tylko za ziemię przodków, za rodziny, ale także za rodaków, za swoich.

Hasło „Żywią i bronią” nie jest pustym sloganem; ujawnione dziś plany dotyczące przyszłości Europy i Polski przywracają mu aktualność. Rolnicy, organicznie niezdolni do przyjmowania fałszu, udowadniają, że Platforma z jej szefem rozumie politykę jako bezwzględną walkę z wrogiem, a wroga widzi w Polakach. Tak jak kiedyś przywódcy rewolucji francuskiej i podburzany przez nich motłoch widzieli go w Wandejczykach.

Rolnicy są naturalnym wrogiem każdej rewolucji. Trzeba być sprawiedliwym wobec własnej przeszłości, zdają się mówić chłopskie rodziny, w których domach wiszą święte obrazy, gdzie szanuje się kapłanów – również ludzi starszych otacza się należytą czcią – aborcja jest czymś nie do pomyślenia, a uprawianie ziemi spełnianiem obowiązku wobec Boga i ludzi.PRZYPISY

1 Cytat za amerykańskim konserwatywnym portalem LifeSiteNews: „_It is hard to see what the Church owes to Archbishop Lefebvre, not just for his ‘African period’, but also later for the Church as a whole_”. _„Had the French episcopate at that time shown even a little more Christian charity and fraternity towards Archbishop Lefebvre, things might have taken a different course”_. Spotkanie kard. Ratzingera z księżmi miało miejsce w Palazzo di Sant’Uffizio (red.).

2 _J’accuse le Concile!_ (_Oskarżam sobór_) to tytuł książki abp. Marcela Lefebvre’a (red.).

3 Przed wybuchem II wojny światowej nagłaśniane przez propagandę hasło jednego z marginalnych francuskich publicystów bliskich nazizmowi brzmiało: „Francuzi nie będą umierać za Gdańsk” (piszę o tym w rozdz. 1).

4 W odniesieniu do Marcela Lefebvre’a autorka – oprócz imienia i nazwiska – stosuje także samo słowo „arcybiskup”, zapisując je wówczas wielką literą.

5 Kolejno także wikariusza, potem delegata apostolskiego na całą Afrykę Zachodnią, Asystenta Tronu Papieskiego, doradcy Świętej Kongregacji Rozkrzewiania Wiary, Przełożonego generalnego Zgromadzenia Ducha Świętego, członka Komisji Przygotowawczej Soboru Watykańskiego II i jednego z ojców soborowych.

6 Refren piosenki Pierre’a-Jeana de Bérangera o księciu Józefie Poniatowskim śpiewanej w Paryżu w czasie, gdy w Polsce trwało powstanie listopadowe.

7 A. Wolnicka, _Król dobroczyńca. Dlaczego Lotaryńczycy pokochali Stanisława Leszczyńskiego?_, HrabiaTytus.pl/2018/08/19/krol-dobroczynca-dlaczego-lotarynczycy-pokochali-stanislawa-leszczynskiego/

8 _Tamże_.

9 H.J.A. Sire, _Jak Feniks z popiołów. Historia kryzysów w Kościele_, tłum. T. Maszczyk, Warszawa 2021.

10 _Tamże_.

11 _Król-filozof, darzony w Nancy i okolicach prawdziwym kultem, ujawnił w pełni swój wizjonerski talent, inspirując nowatorskie rozwiązania ogrodowe, architektoniczne i urbanistyczne. Niejednokrotnie sam rysował plany, które potem realizował jego nadworny architekt Léopold Emmanuel Héré de Corny. Najwspanialszym owocem tej przyjacielskiej współpracy był zespół architektoniczny, który tworzą Place Stanislas oraz Place de la Carrière – jedno z największych osiągnięć urbanistyki okresu oświecenia_ (wykład prof. Andrzeja Pieńkosa, _Stanisław Leszczyński. Przygody króla-filozofa_, Łazienki Królewskie w Warszawie, październik 2015 r.).

12 M. Wenklar, _Déat nie chciał umierać za Gdańsk_, PrzystanekHistoria.pl/pa2/teksty/85819,Dat-nie-chcial-umierac-za-Gdansk.html

13 Wszystkie cytaty dotyczące hr. de Plélo i oblężenia Gdańska: za tekstem Adama Koperkiewicza, popularyzatora historii Gdańska, wieloletniego dyrektora Narodowego Muzeum Morskiego i Muzeum Gdańska, a w 2023 roku doradcy dyrektora Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku. Jego artykuł _Hrabia de Plélo, francuski obrońca króla Stanisława Leszczyńskiego_ ukazał się na łamach dwumiesięcznika „Morze, Statki i Okręty” (maj–czerwiec 2018 r.).

14 Był nim zawodowy chemik nazwiskiem Le Bouvier des Mortiers.

15 F.-R. Chateaubriand, _Pamiętniki zza grobu_, tłum. J. Guze, Warszawa 1991.

16 A.M. Cisek, _Kłamstwo Bastylii. Szkice o wydarzeniach i ludziach Wielkiej Rewolucji Francuskiej_, Gdańsk 2006.

17 V. Messori, _Czarne karty Kościoła_, tłum. ks. A. Kajzerek, Katowice 1998.

18 P. Chaunu, _Słowo wstępne_ do książki R. Sechera, _Ludobójstwo francusko-francuskie. Wandea – departament zemsty_, tłum. M. Miszalski, Warszawa 1986.

19 V. Messori, _op. cit._

20 R. Secher, _Ludobójstwo francusko-francuskie. Wandea – departament zemsty_, tłum. M. Miszalski, Warszawa 1986.

21 J. Meyer, _Przedmowa_ do książki R. Sechera, _Ludobójstwo francusko-francuskie. Wandea – departament zemsty_, tłum. M. Miszalski, Warszawa 1986.

22 R. Secher, _op. cit._

23 A.M. Cisek, _op. cit._

24 R. Secher, _op. cit._

25 _Tamże_.

26 F.-R. Chateaubriand, _op. cit_.

27 A.M. Cisek, _op. cit_.

28 J. Meyer, _op. cit_.

29 J. Yole, esej _La Vendée_, 1936, tłum. M. Miszalski, za wprowadzeniem do książki R. Sechera _Ludobójstwo francusko-francuskie. Wandea – departament zemsty_.

30 J. Meyer, _op. cit_.

31 K. Koehler, _Piotr Skarga i Stanisław Orzechowski_, „Teologia Polityczna” 9/2016-2017.

32 K. Koehler, _Dopytywanie Piotra Skargi, czyli próba opisania strategii postępowania wobec protestantów proponowanej przez jezuitę,_ „Litteraria Copernicana” 1(15), Toruń 2015.

33 _Tamże_.

34 _Tamże_.

35 _Tamże_.

36 _Tamże_.

37 _Tamże_.

38 _Tamże_.

39 _Tamże_.

40 _Tamże_.

41 _Tamże_.

42 _Tamże_.

43 _Tamże_.

44 D. Bourmaud, _Sto lat modernizmu. Źródła II Soboru Watykańskiego_, tłum. M. Beściak, Warszawa 2021.

45 _Tamże_.

46 H. Hauser za: A. Sabatier, „Journal de Genève”, 5.05.1896. Por. F. Mourret_, Histoire de l’Église_ D. Bourmaud, _op. cit_.

47 D. Bourmaud, _op. cit_.

48 _Tamże_.

49 _Tamże_.

50 Spośród polskich jezuitów na ołtarze wyniesieni zostali: św. Andrzej Bobola (1591–1657), św. Stanisław Kostka (1550–1568), św. Melchior Grodziecki (1582–1619) – męczennik, który poniósł śmierć z rąk protestantów, i bł. Jan Beyzym (1850–1912). Sługa Boży Wojciech Męciński (1598–1643) – męczennik Dalekiego Wschodu – jest dziś zapomniany i jego proces beatyfikacyjny nie został wznowiony.
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij