- W empik go
Eliksir miłości - ebook
Eliksir miłości - ebook
Luiza to marzycielka i wielka fanka Harr’ego Pottera. Marzy o miłości, zapierającej dech w piersiach. Po rozstaniu z chłopakiem, którego przyłapała na zdradzie, postanawia opuścić rodzinny Kraków i przenieść się do kuzynki. Koprzywnica wita ją nieoczekiwanym zatrzymaniem przez policjanta Michała, któremu dziewczyna od razu wpadła w oko. Czy Michał okaże się księciem z bajki? Czy Luiza odważy się otworzyć swoje poranione serce?
Kategoria: | Proza |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8351-060-6 |
Rozmiar pliku: | 2,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
_Zobaczyłam krew._
_Chłód przenikał moje ciało._
_Z każdą sekundą moje serce biło coraz szybciej._
_Ktoś do mnie krzyczał, ale słowa docierały do mnie_
_jak przez bardzo gęstą mgłę. Słyszałam,_
_ale nie rozumiałam wyrazów._
_Dotykał mnie._
_Mówił do mnie._
_A ja oddychałam. Jeszcze._
_Żyłam. Jeszcze._
_Chciałam coś powiedzieć, ale przyłożył mi palec do ust_
_i kazał milczeć._
_W jego czekoladowych oczach widziałam tylko strach._
_Włosy opadły mu na czoło, a ja bardzo chciałam je_
_odgarnąć, lecz nie mogłam podnieść ręki._
_Moje dwudziestopięcioletnie życie przeleciało mi przed_
_oczami._
_Rozbłysły światła._
_A potem była już tylko ciemność._Rozdział 1
Mknęłam swoją dziesięcioletnią hondą city w kolorze kawy z mlekiem, wyciskając z niej tyle, ile mogłam. Silnik ryczał na pełnych obrotach, a ja sunęłam do przodu, by jak najszybciej dotrzeć do celu. Moje auto było stare, ale jare, jak to powiadają. Wnętrze tego małego cudeńka nie powalało. Skórzana kierownica, manualna skrzynia biegów, welurowa tapicerka. Szału nie było, ale i tak uwielbiałam to auto. Pierwsze, kupione za własne pieniądze.
Pamiętam dzień, kiedy brat pojechał ze mną do komisu i powiedział, że z tego, co sobie upatrzyłam, ten rzęch jest w najlepszym stanie. Wcale mnie tym nie zraził. Daniel pomógł mi wynegocjować dobrą cenę i — jak przystało na mechanika — doprowadził mój pojazd do stanu używalności. Potem wręczył mi kluczyki z nowym breloczkiem i dopiero wtedy pozwolił nim jeździć.
Teraz cieszyłam się, że mogę sama deptać w pedał gazu i mknąć po drodze.
Mój telefon pokazywał, że do celu podróży zostało mi dwadzieścia minut. Całe szczęście, bo potwornie chciało mi się siku. Minęłam właśnie znak „Koprzywnica wita” i…
— O kurwa! — wrzasnęłam na całe gardło, kiedy rozbłysły za mną niebieskie światła.
W tym samym momencie mój telefon zaczął dzwonić, a na ekranie pojawiła się uśmiechnięta twarz Darii. — Kurwa! — powtórzyłam i szybko odebrałam.
— Cześć, kuzynka, kiedy będziesz? — zapytała na wstępie.
— Za jakieś dwadzieścia minut, ale mam…
— Co u ciebie tak głośno? — dopytywała.
— Policja mnie goni.
— No to się zatrzymaj! — wydarła się na mnie.
— Ale ja się boję i nie wiem gdzie — odpowiedziałam spanikowana.
— Obojętnie. Stań, bo zaczną do ciebie strzelać i nie rozłączaj się, dobrze? Może pomogę.
Użyłam prawego kierunkowskazu i zjechałam na pas zieleni na poboczu, włączyłam światła awaryjne i czekałam na ciąg dalszy wydarzeń.
— Trzymaj ręce na kierownicy, żeby się nie doczepili — poradziła kuzynka przez telefon.
— Racja. — Szybko ułożyłam ręce tak, jak na egzaminie na prawo jazdy i patrzyłam przed siebie, myśląc, że jeśli nie spojrzę w tę samą stronę co policjant, to jakimś magicznym sposobem zniknę.
_Harry Potterze, gdzie jesteś? _— zawyłam w myślach. — _I, kurczę, peleryna niewidka została w domu, ech —_ zaśmiałam się do siebie.
Delikatnie stuknięcie w bok pojazdu wyrwało mnie z letargu i momentalnie przyprawiło o zawrót głowy. Pospiesznie opuściłam szybę, która po jednym kliknięciu samoczynnie zjechała na dół. Nieśmiało uśmiechnęłam się, próbując robić dobrą minę do złej gry. Wiem, że nie jestem brzydka. Mam jakieś metr sześćdziesiąt pięć wzrostu, czyli nie za dużo, nie za mało. Rozjaśnione włosy, które dzisiaj związałam w luźnego koka, do tego seledynowe oczy, odziedziczone po ciotce. Moja skóra, lekko opalona przez czerwcowe promienie słoneczne, idealnie kontrastowała z białą sukienką na szerokich ramiączkach z koronkową górą, a na nogach miałam czerwone sandałki, których szanowny policjant raczej nie mógł dostrzec.
— Długo musieliśmy za panią jechać. — Na dźwięk jego głosu po moim ciele przebiegł dreszcz. — Michał Wenarski, aspirant policji w Koprzywnicy. Proszę o pani prawo jazdy.
_Szlag!_
Torebkę zostawiłam na tylnym siedzeniu. Gdzieś między tymi wszystkimi walizkami, torbami i reklamówkami.
— Coś nie tak? — zapytał, zdejmując okulary przeciwsłoneczne i przyglądając mi się uważnie, a ja próbowałam, naprawdę próbowałam, nie patrzeć w nie. Ale to było niemożliwe. Były tak mocno czekoladowe… jak gorzka, pyszna i aromatyczna czekoladka. Do tego jego głos, jakby wydobywający się z wnętrza studni, sprawiał, że od razu zrobiło mi się gorąco i wcale nie było to wynikiem ciepłego powietrza z zewnątrz.
— Yyy…
_No inteligentnie, dziewczyno._
— Michał, to ty?
No jeszcze tej mi tu brakowało.
_Zamknij się, Daria. _— Próbowałam wysłać jej wiadomość siłą umysłu, ale wątpiłam, że to się uda.
— Rozmawia pani teraz przez telefon? — dopytywał, zerkając na mnie i na mój smartfon umieszczony w uchwycie na szybie.
— Yyy…
— To ja, Daria Mazur. Michał, odpuść Luizie. Jest tutaj nowa. Dopiero co przyjechała. Co ona mogła nawyrabiać w tak krótkim czasie?
_Noo, właśnie, co ja takiego zrobiłam_?
— Wie pani, jaka prędkość obowiązuje na terenie zabudowanym?
_Czy on mnie brał za idiotkę? Może mam blond włosy, ale z moim IQ jest wszystko w porządku_.
— Wiem — odpowiedziałam, nie bawiąc się w wielkie tłumaczenie.
— A ile miała pani na liczniku?
— Yyy… — Znów mnie zagiął. — Nieszczególnie patrzyłam na prędkościomierz. Skupiłam się na krajobrazach. Koprzywnica to bardzo malownicze miasto. Już zapomniałam, jakie ono jest piękne.
Daria, oczywiście, musiała prychnąć. Policjant, Michał jakiś tam, spojrzał na mnie tak, że miałam ochotę spłonąć i czułam, że się pocę. Dobra, niech już da mi te punkty, mandat i spadam stąd. Oparłam się wygodniej o fotel mojej hondy i czekałam na werdykt.
— Daria, to jakaś twoja znajoma? — powiedział policjant na tyle głośno, by usłyszała.
— Najbliższa rodzina. Prawie siostra.
— Pani Luizo, w takim razie daję pani pouczenie. I proszę je wziąć sobie do serca. Następnym razem siostra pani nie wybroni.
Chciałam sprostować, że to moja kuzynka, ale olać to.
— W sensie, że… nie dostanę mandatu? — Spojrzałam na niego szeroko otwartymi oczami. Zapewne usta również otworzyłam i przypominałam _Zgredka._
— W sensie, że nie dostanie pani mandatu. A przynajmniej nie dziś. — Uśmiechnął się do mnie i odszedł, po czym założył na nos okulary.
— Och, w mordę jeża! — powiedziałam na głos.
— Niezłe ciacho, co?
— Co? Kto? — Zmarszczyłam brwi.
— Tylko nie mów, że nie zauważyłaś.
Szybko zerknęłam w tylne lusterko. Mężczyzna pakował się do radiowozu od strony pasażera. Jakoś nie miałam odwagi, by go sobie obejrzeć. Zapamiętałam tylko, że miał ciemne oczy, od których mój mózg zmieniał się w papkę. Biła od niego pewność siebie i miał męski, mocny i ciepły głos, od którego po moim ciele przeszły przyjemne ciarki.
— Wiesz, nie przyjrzałam się — odpowiedziałam od niechcenia i włączyłam się do ruchu, choć wciąż drżały mi ręce. — Daria, oni jadą za mną. — Nerwowo spoglądałam we wsteczne lusterko i czułam, że panikuję.
— To się pilnuj.
— Zaraz dostanę zawału — oznajmiłam, wciąż zerkając na licznik.
— Wdech, wydech. — Śmiała się do słuchawki.
Co za żmija.
— Wjeżdżam na Cichą.
— To już kawałek. Tylko nie zapomnij skręcić przy sklepie motoryzacyjnym.
— Wiem, wiem.
Do domu Mazurów trafiłam bez większych problemów. Co prawda pierwszy raz jechałam sama, osobiście prowadząc auto, ale trasę znałam dość dobrze. Miałam wrodzony talent topograficzny, a przynajmniej tak to sobie tłumaczyłam.
Gdy zaparkowałam, tuż przy krawężniku, przed szarym domem z brązową dachówką, mignął mi radiowóz policyjny.
_Ach tak, czyli grzecznie odstawili mnie na miejsce. Dobrze wiedzieć._
Postanowiłam to olać. Przyjechałam do Koprzywnicy, by rozpocząć nowy rozdział w życiu, by pozbyć się smutków i… zacząć nową pracę.
Wyciągnęłam tylko czarną sportową torbę i ruszyłam do wejścia. Nim zdążyłam wejść na pierwszy stopień betonowych schodów, drzwi się otworzyły i stanęła w nich Daria w pięknej, długiej, kwiecistej sukience. Moja kuzynka jest moim całkowitym przeciwieństwem. Jest wysoka, ma prawie metr osiemdziesiąt wzrostu, do tego jest szczupła, z wyraźnie zarysowanym biustem, przy którym mój wygląda jak niewyrośnięte mandarynki. Jej ciemne, jak atrament, włosy opadały falami na plecy, dodając jej uroku.
Daria kusiła mężczyzn swoim szerokim uśmiechem i ciemnymi oczami jak u Hinduski, okolonymi długimi, gęstymi rzęsami. Naprawdę śliczna z niej dziewczyna i nic dziwnego, że niejeden facet zwracał na nią uwagę.
— No w końcu. Myślałam, że z Krakowa uwiniesz się w dwie godziny, a nie trzy z haczykiem — oznajmiła i wciągnęła mnie do środka, gdzie było przyjemnie chłodno. Upał na zewnątrz nie pozwalał oddychać. W powietrzu można było wyczuć kurz i suchość.
— To Luiza? — Usłyszałam głos wujka Jurka i od razu pobiegłam do kuchni.
— Cześć, wujku.
— Witaj. — Uściskał mnie mocno i wrócił do robienia kanapek.
Ja wykorzystałam okazję i skoczyłam do łazienki. Musiałam się szybko odświeżyć. Trzy godziny w upalny dzień w aucie, nawet z klimatyzacją, sprawiły, że topiłam się jak lody na
patyku.
— Przyjechałaś z jedną torbą? — spytał wujek, pakując kanapki do plecaka i wkładając mokasyny na nogi.
— Nie. — Zaśmiałam się. — To tylko bagaż podręczny. Jakaś bluzka, sukienka, szorty, kosmetyki. Tak dla odświeżenia. Resztę mam w aucie, ale walizki wypakuję wieczorem, gdy zrobi się znacznie chłodniej.
— Dobrze. Wybacz, że wychodzę, ale praca…
— Spokojnie, wujku. Mamy cały weekend dla siebie.
— Do zobaczenia, dziewczyny.
Wujek pracował od lat w pobliskiej cegielni. To jedyna, większa firma w tym mieście. I jak nieraz mówił, ma szczęście, że jeszcze go nie zwolnili jako pięćdziesięcioparolatka. Trzymałam kciuki, by do emerytury nie musiał już szukać nowej pracy. Dużo przeszedł. Ponad dwa lata temu pożegnał swoją największą miłość, ciocię Hanię. Po długiej batalii przegrała walkę z rakiem piersi. Była cudowną kobietą. Zawsze służyła mi dobrym słowem i poradą. Czasem przyjeżdżałam pociągiem tylko po to, by móc z nią porozmawiać. Była wspaniała. Jako pielęgniarka emanowała wielką empatią do człowieka. Pacjenci ja uwielbiali.
Cała rodzina bardzo odczuła jej śmierć. Pamiętam, jak mama płakała godzinami, nie mogąc pogodzić się z wczesnym odejściem młodszej siostry.
— Pokażę ci twój pokój — oznajmiła Daria i zabrała mnie na górę.
Były tutaj dwie sypialnie i mała łazienka z prysznicem. Pierwszy pokój należał do Darii. Drugi, jak się domyślałam, miałam zająć ja. Weszłyśmy razem do pokoju, w którym nieraz sypiałam, kiedy wpadałam do Koprzywnicy na wakacje. Niewiele się tutaj zmieniło. Lawendowe ściany, biały sufit. Centralną część pokoju zajmowało łóżko zaścielone granatową narzutą w białe gwiazdki. Co prawda łóżko nie było w rozmiarze king size, ale mój tyłek z pewnością się tam zmieści. Miałam również dwudrzwiową szafę i komodę w mahoniowym kolorze. Obok łóżka stał niewielki stoliczek, a na nim nocna lampka.
— Roleta się zacięła. Lepiej jej nie szarp, bo spadnie ci na głowę. W najbliższym czasie pojadę do sklepu i kupię nową.
— Dobra. Zresztą za dnia będę pracowała, a wieczorem kładła się spać, więc jakoś mnie to nie rusza — powiedziałam i rzuciłam się na łóżko. Daria po chwili do mnie dołączyła i tak leżałyśmy wpatrzone w sufit, w całkowitej ciszy.
— Nie mogłaś go wcześniej zostawić?
Dobre pytanie. Gdybym wiedziała, że Kacper okaże się takim gnojem, zostawiłabym go dużo wcześniej, ale niczego nie przeczuwałam.
— Byłam debilką. Myślałam, że jakoś się ułoży, że tylko ja mam jakieś paranoje.
No cóż, Kacper nie należał do osób, którym się odmawia.
I sama się o tym przekonałam. Jeszcze dwa miesiące temu pracowałam jako spedytorka zagraniczna w dobrze prosperującej firmie. Kacper był tam dyrektorem.
Tego dnia miałam mieć wolne, ale moja wizyta u dentysty została odwołana, więc przyszłam do pracy. Zdziwiło mnie, że mojej koleżanki nie było przy jej stanowisku, a z gabinetu dyrektora dobiegały dziwne śmiechy. Cicho zapukałam, ale przez oszklone drzwi widziałam wyraźnie, że Kaśka siedziała na jego biurku z rozstawionymi nogami, a on dobrze się z nią bawił.
Zrobiło mi się niedobrze. Chciałam wybiec i więcej tam nie wracać, ale stwierdziłam, że czas zakończyć tę naszą dziwną relację. Wparowałam do biura i nawrzeszczałam na niego. Oczywiście poleciałam ostrymi epitetami, a na koniec trzasnęłam drzwiami i wyszłam z nadzieją, że więcej go nie spotkam. Ależ ja byłam głupia.
Mimo, iż Kacper okazał się draniem, płakałam całą noc. Wiedziałam, że między nami zaczęły się dziać dziwne rzeczy. Kacper miał dla mnie mniej czasu, a kiedy gdzieś wychodziliśmy, był chorobliwie zazdrosny. Chciał nawet pobić Daniela, a to przecież mój brat, gdy powiedział, że ślicznie wyglądam w obcisłej sukience.
Po tym nieszczęsnym wydarzeniu, w sobotni wieczór, przyjechał do mojego domu z kwiatami, czekoladkami i dobrą whisky. Mama zrobiła kawę i zawołała mnie. Miałam ochotę rzucić się na niego z pazurami, ale postanowiłam się opanować. Wiedziałam, że matka zacznie lamentować, ojciec wyciągnie piwo z lodówki, a Daniel… Daniel mu ostro przywali. A mój brat nie potrzebował kłopotów.
Sytuacja nabrała tempa, gdy Kacper, tuż po zjedzeniu sernika mojej mamy, klęknął przede mną i mi się oświadczył…
— Ty jesteś pojebany — powiedziałam całkiem opanowana.
— Luiza! — zgromiła mnie matka.
— Kochanie… — Złapał mnie za rękę, ale od razu mu ją wyszarpnęłam. — Kocham cię.
Zaczęłam się śmiać na całe gardło. Moja rodzina patrzyła na mnie jak na wariatkę.
— Dobre sobie. Jej też to mówisz? — spytałam spoglądając w jego spłoszone, błękitne oczy.
— O czym ty mówisz? — dopytywał Daniel.
— Kochanie, to… — Przeczesał dłonią jasnobrązowe, idealnie ułożone włosy. — To była chwila słabości. Ja taki nie jestem.
— Ach, tak. Czyli podsumowując: po prostu miałeś chwilę słabości i pieprzyłeś się z moją koleżanką, a twoją pracownicą, na swoim biurku w gabinecie. Tak mam to rozumieć?
Nie odpowiedział. Nie musiał. Zresztą w pomieszczeniu panowała taka cisza, że słyszałam rytmiczne uderzanie własnego serca.
— Zabieraj ten pierścionek, kwiaty, alkohol i wypierdalaj z mojego życia! — Wstałam, próbując wcisnąć mu to wszystko
w ręce, ale nie udało mi się.
Kacper złapał mnie za nadgarstki i mocno przyciągnął do siebie, całując prosto w usta. Nie czekałam na ciąg dalszy. Uderzyłam go otwartą ręką w twarz i kopnęłam w krocze. Aż zaklął.
— Ty suko! Ty dziwko…
— Hamuj się, bo ci poprawię! — Daniel stał już obok mnie. — Nic ci nie jest, siostra?
— Nie, dzięki.
— Zobaczysz, jesteś skończona. Zobaczysz…
Chciał coś jeszcze wybełkotać, ale zawinął się szybciej niż błyskawica, jak tylko Daniel ruszył w jego stronę.
W poniedziałkowy ranek Daniel pojechał ze mną do firmy. Zabrałam swoje rzeczy. Położyłam na biurku Kacpra wypowiedzenie, które on podarł i zaczął się śmiać. Miałam to gdzieś. Kopia została już wysłana do prezesa i księgowej, więc miałam podkładkę. Tylko co z tego, skoro ten dupek postarał się, żebym nigdzie nie dostała pracy. W spedycji byłam spalona. Nie wiem, co on gadał, kiedy dopytywano o moje referencje, ale kiedy tylko miałam możliwość rozpoczęcia pracy, dzwonili do mnie i odmawiali współpracy.
I w ten sposób znalazłam się tutaj, w Koprzywnicy. Daria, w moim imieniu i za moimi plecami, załatwiła mi pracę na stanowisku specjalistki do spraw obsługi klienta. Nie mam pojęcia, czym dokładnie będę się zajmować, ale mam to gdzieś.
Firma proponowała dobre pieniądze. Warunkiem koniecznym była znajomość angielskiego, więc spełniałam te wymagania.
Daria wspominała również, że w pobliskiej szkole potrzebują nauczyciela angielskiego na pół etatu, ale raczej się nie skuszę. Wiedziałam, że to nie moja bajka.
— Opowiesz mi coś o pracy, którą zaczynam w poniedziałek?
— A co mam ci opowiadać? Masz odbierać telefony, odpisywać na e-maile i być miła. Tyle. I za to płacą ci trzy i pół tysiąca za miesiąc.
— A czym zajmuje się firma? Jak ona w ogóle się nazywa?
— To mała firma. Zatrudniają ponad sto osób i robią bajeczne słodycze. Od niedawna szukają kogoś kompetentnego na stanowisko zagranicznego specjalisty do spraw obsługi klienta. Poleciłam ciebie.
— I ot tak dostałam tę pracę? Przecież ja nawet nie byłam na rozmowie kwalifikacyjnej — oburzyłam się.
— A czy to ważne?
Wzruszyłam tylko ramionami. Faktycznie, czy to ważne?
— Dzięki za ratunek przed policją — dodałam.
— Nie ma sprawy. Jutro zabieram cię na drinka.
— Coś czuję, że ten twój drink sprawi, że w poniedziałek będę miała kaca.Rozdział 2
— Laska, nie gadaj, że idziesz w tym habicie! — Daria spiorunowała mnie wzrokiem i dokładnie przyjrzała się mojej czarnej sukience do samych kostek.
— A co ci się nie podoba? Ma wstawki z koronki, jest zwiewna i…
— I nikt cię nie przeleci. O to ci chodziło? Dziewczyno, idziemy na imprezę, nie do kościoła!
Kuzynka zaciągnęła mnie z powrotem do pokoju i zaczęła grzebać w szafie. Przyniosłam i w pełni rozpakowałam tylko dwie z sześciu walizek. Na resztę nie miałam siły. A może podświadomie marzyłam, by jakaś firma zadzwoniła i powiedziała, że potrzebują mnie w Krakowie. Bardzo mi brakowało uroków miasta. No i brata, i mamy, i jej orzechowych ciasteczek.
— Bez sensu, że tu przyjechałam. — Klapnęłam głośno na łóżko i włożyłam głowę między dłonie.
— Masz tylko to? — Daria widocznie mnie nie słuchała.
— Nie, reszta jest w aucie.
— Dobra, twoimi ciuchami zajmiemy się jutro, a teraz… — Usiadła obok mnie i mocno mnie przytuliła. — Ej, przecież nikt nie każe ci tu zostać na zawsze. Kacper w końcu odpuści albo go wywalą na zbity pysk i wtedy ty wskoczysz na jego miejsce niczym gepard.
Musiałam się zaśmiać. Daria i te jej porównania.
— A teraz pozwól, że się tobą zajmę. W takim stanie nie wyjdziesz z domu.
— To może pojadę po wino i zostaniemy…?
— Dziewczyno! — Potrząsnęła mną jak szmacianą lalką. — Nie po to zamykałam salon kosmetyczny wcześniej i namówiłam Anitę, by z nami wyszła, żebyś mi teraz wymyślała. Najpierw zrobimy makijaż, szybką fryzurę, a potem wbijesz się w jedną z moich kiecek.
— Ale…
— Cicho!
****
Godzinę później wyglądałam… ładnie, ale całkiem jak nie ja. Daria skręciła mi włosy na prawdziwego barana. Przewiązała je granatową opaską w białe grochy w stylu pin up. W tym samym deseniu miałam sukienkę wiązaną na szyi, z dekoltem w serce i sterczącą spódnicą. I choć dziewczyna w lustrze patrzyła na mnie promiennym wzrokiem, podkreślonym grubą, czarną kreską, i wcale nie przypominała mnie, to jednak podobała mi się. Do całości dobrałam czarne szpilki i czerwoną szminkę, bez której się nie ruszałam. Uwielbiam ją. Ma idealnie wyważony odcień, pasujący do mojej karnacji i jasnych oczu.
— Jesteś śliczna. — Daria podeszła do mnie i teraz mogłam przyjrzeć się też jej odbiciu w lustrze.
Ona wyglądała znakomicie w czarno-czerwonej sukience z czerwoną, koronkową górą, mocnym dekoltem, który uwypuklał jej jędrny biust. Spódnica sukienki była czarna, z trzema falbanami, i sprawiała, że jej pupa wyglądała na wyrazistszą. Długie, opalone nogi ubrane w czerwone szpileczki, włosy związane w luźny kok. Daria nawet nie musiała się specjalnie starać, by świetnie wyglądać.
— Jesteśmy gotowe — oznajmiłam.
Wsiadłyśmy do mojej hondy. Postanowiłyśmy, że na dyskotekę jedziemy autem, a z powrotem się zobaczy. Najwyżej wrócimy na piechotę.
Anita czekała na nas przed klubem ubrana w małą czarną na cieniutkich ramiączkach, mocno przylegającą do jej ciała. Dziewczyna była klasycznym przykładem piękna: zielone oczy, drobna buzia, zgrabna pupa i krótka fryzura z pazurem. Platynowy blond plus fioletowe pasemka przyciągały wzrok mężczyzn.
Ze środka słychać było już dudnienie muzyki, na zewnątrz stali ludzie z piwem i palili papierosy, wyginając się ze śmiechu. Niewiele się to różniło od krakowskich klubów, do których chętnie chodziłam.
Obie musiały znać dwóch napakowanych ochroniarzy ubranych na czarno, bo tylko puściły im oko i weszłyśmy do środka bez okazywania dowodów_._ Po przekroczeniu bramki kupiłyśmy wejściówki, a mnie od razu poraziły jasne światła w kolorach tęczy. Było parno, duszno, a w powietrzu unosił się dym z maszyny.
Na parkiecie kilku mężczyzn pokazywało swoje akrobacje. Z pewnością byli już wstawieni, bo dawno nie widziałam takiego czyszczenia parkietu koszulą. Nie wiem, co to miało być, ale do tańca nie było to podobne.
— Shoty?! — krzyknęła mi do ucha Daria. Potaknęłam głową.
— Tęczowe — dodała Anita.
Daria nie musiała mi jej przedstawiać. Poznałyśmy się jakiś czas temu. Razem z Darią prowadzą salon piękności. Anita zajmuje się włosami, Daria paznokciami i makijażem. W swoim fachu są naprawdę dobre. Wiem, bo właśnie mam na sobie próbkę talentu Darii, która dopiero co przepchnęła się przez tłum i widziałam, jak nachylała się do barmana, by wykrzyczeć mu nasze zamówienie. Po chwili machnęła w naszym kierunku. Tęczowe shoty wyglądały uroczo, ale nie byłam pewna, czy mam ochotę je wypić. Anita i Daria skończyły już dwa kieliszki, a ja zastygłam z tym jednym przy ustach.
— Lu-i-za, Lu-i-za! — dopingowała mnie Daria. Po chwili dołączyła Anita i tak właśnie skończyłam swoją pierwszą rundę.
Umówiłyśmy się, że każdą kolejkę stawia następna osoba. Teraz przyszła moja tura, ale już po pierwszej czułam się weselsza. Bałam się, co wydarzy się po trzeciej kolejce.
— Dziewczyny, nie za szybko? — dopytywałam.
— Nie! — odpowiedziały zgodnie.
Zamówiłam kolejne shoty, a barman puścił do mnie oczko. Byłam na tyle głupia, że obejrzałam się za siebie, szukając tej łani, do której mrugał. Dopiero po kilku sekundach dotarło do mnie, że tylko ja stałam w zasięgu jego wzroku.
— Co robisz jutro? — zagadał do mnie.
— Eee…
_No super_.
— Mój numer, zadzwoń. — Wcisnął mi karteczkę w dłoń, gdy wydawał mi resztę.
Ożeż ty w mordę, właśnie koleś z baru próbował się ze mną umówić na randkę?! Nim dziewczyny dorwały się do swoich kieliszków, ja kończyłam drugi.
— To rozumiem, dziewczyno — zapiszczała Anita.
— Idziemy tańczyć? — spytałam po chwili, czując, że alkohol dotarł już do nóg.
— Najpierw drinki.
— Laski, ja zaraz zrobię wam obciach i padnę przy barze. Zatańczmy, a potem się napijemy.
— Daria, ona ma rację. Zaraz nas zetnie i koniec imprezy.
Dobrze, że Anita mnie poparła, bo sama nie mogłabym przemówić Darii do rozumu. Ona uwielbia alkohol i świetną zabawę.
— Dobra. — Kuzynka zrobiła naburmuszoną minę, wypiła ostatni kieliszek i pierwsza ruszyła na parkiet.
Muzyka była taka sobie, ale co zrobić. Jeden DJ nie zagra tak, by pasowało każdemu. Grunt, że mogłyśmy poskakać i wypocić większą część alkoholu, tym bardziej, że na parkiecie było sporo miejsca. Nawet zapytałam o to Darię, bo w Krakowie często nie szło palca wcisnąć, nie mówiąc już o zamaszystym tańcu. Daria odpowiedziała, że jesteśmy o dość wczesnej porze. Nim zbierze się cała hołota, my zdążymy świetnie się zabawić. I to mi się bardzo podobało, bo nie chciałam, by jakiś natarczywy kogucik dzisiaj się do mnie lepił. Przy _Savannah_ trochę się pobujałyśmy, poskakałyśmy i do tego całkiem nieźle mi się śpiewało. Znałam cały tekst. Zresztą nie był zbyt trudny. Na nasze nieszczęście zaraz po tej całkiem udanej nucie włączyła się jakaś wolna, przytulana melodia. Och… Nie miałam zamiaru obściskiwać się z dziewczynami. Zresztą one również zrobiły zniesmaczone miny i to był dobry pretekst, by Anita postawiła kolejkę.
Nim zeszłyśmy z parkietu, dokleił się do mnie jakiś misiowaty gość, złapał za tyłek, jakbym była jego i tylko jego, obrócił mnie do siebie i chuchnął alkoholowym oddechem wprost w moje usta. _Ohyda!_
— Mógłbyś mnie puścić? — spytałam grzecznie, ale ten tylko przylgnął do mnie niczym druga skóra i macał mnie po ciele, próbując bujać się ze mną w rytm muzyki.
— Ej, puść ją! — Daria szybko zareagowała, ale koleś zupełnie nic sobie z tego nie robił.
— Ej, dupku, mówi się! — warknęła Anita.
Potem już nie bardzo nadążałam za tym, co się dzieje. Odepchnęłam kolesia, ale wrócił do mnie niczym bumerang. Daria uderzyła go w twarz, a przynajmniej próbowała, bo jej cios przeleciał tuż obok mojej twarzy, a moja kuzynka wpadła na jakąś tańczącą parę. Misiowaty gość tylko głupio się uśmiechnął, Anita coś krzyknęła, a potem ja złapałam za pustą butelkę po piwie i łup… facet leżał z zakrwawioną głową, a my… stałyśmy jak trzy sieroty.
Muzyka od razu ucichła. Usłyszałam jakieś piski kobiet, szybkie _O Boże._ I naprawdę chciałam już sobie stąd iść, ale bałam się zrobić chociażby krok, patrząc na pokerowe twarze ochroniarzy. Gdy usłyszałam, że ktoś dzwoni na policję, próbowałam złapać Darię i uciekać gdzie pieprz rośnie, ale dwóch goryli w czarnych garniakach, którzy wcześniej kręcili się po lokalu, zagrodziło nam drogę.
_Teraz to ochroniarze się znaleźli, ale trzy minuty wcześniej, to niby gdzie byli, co?_
Przysunęłam do siebie Darię, z drugiej strony stanęła Anita. Miałam wrażenie, że to będzie bardzo nieprzyjemna noc.
— Może uciekniemy? — szepnęła mi na ucho Anita.
— Ja w tych szpilkach nie dotrę nawet do pierwszego kibla! — odburknęłam.
— Dajcie spokój, broniłyśmy się — dodała Daria, a ja miałam ochotę walnąć ją w łeb, by się uciszyła.
_Zamkną nas jak nic._
— Chyba… zabiłyśmy tego… — Czułam, że robi mi się niedobrze, gdy wypowiedziałam te słowa.
— Auć.
— Uff, żyje. — Odetchnęłyśmy z ulgą.
Nie zmniejszyło to jednak mojego zdenerwowania, które wraz z dźwiękiem nadjeżdżającego radiowozu policyjnego natychmiast się spotęgowało. Jako pierwszy wszedł niski blondyn, może w moim wzroście, w służbowym uniformie. Mimo że gość nie grzeszył wzrostem, to jego mięśnie wypełniały sporą część ciała. _Hmm, miał całkiem fajne ciałko._
Odetchnęłam z ulgą, że ten policjant to nie Michał. Pewnie się doigrałam i dostanę mandat, karę czy coś podobnego. Widocznie wczorajszy wybryk na drodze nie mógł obejść się bez echa. Czekałam po prostu na ciąg dalszy, rozluźniłam ramiona i uniosłam wyżej głowę. Nie chciałam dać po sobie poznać, że jestem jakąś ofiarą. Jakby nie patrzeć, faktycznie się broniłyśmy. Facet przykleił się do mnie i moje stanowcze NIE nie robiło na nim wrażenia. Teraz siedział na podłodze, stękał i trzymał się za głowę, na której rozbiłam butelkę.
Policjant patrzył na nas, na faceta i na ochroniarzy. Zrobił zniesmaczoną minę i wyjął notes z kieszeni.
— Ktoś mi opowie, co tutaj się wydarzyło?
— Ten facet mnie obmacywał! — krzyknęłam.
— Nie chciał jej puścić, szarpał ją i…
— I ta idiotka przywaliła mi butelką. Krwawię! — skarżył się poszkodowany.
— Jak chcesz, to ci poprawię! — syknęła Anita gotowa do boju.
— Okej… — sapnął policjant, całkiem niewzruszony poszkodowanym.
— Co tutaj mamy?
_No nie. Czy ja jestem jakaś pechowa?! Kurwa!_
Nie miałam pojęcia, czy mam omamy słuchowe, czy faktycznie to ten sam gość, dopóki nie wszedł do środka. Szedł wolnym, majestatycznym krokiem jakby panował na tych włościach. Barman szepnął mu coś na ucho. _Kabel._ Miałam chwilę, by mu się przyjrzeć. I musiałam przyznać, że Daria miała rację. Całkiem niezłe z niego ciacho. Wysoki, opalony, z ciemnymi kędziorkami na głowie, z idealnie przystrzyżoną brodą i te oczy, które właśnie na mnie patrzą.
_Ja pierdolę! Luizka, weź się nie gap!_
— Mamy przesrane — powiedziałam cicho, ale wiedziałam, że dziewczyny i tak to usłyszały.
— To Michał, damy radę — dodała Daria, a ja miałam ochotę parsknąć śmiechem.
— Patryk, co się dzieje? — Podszedł do niskiego, muskularnego policjanta.
— Mała bitka. Facet dostawiał się do tej pani. — Wskazał na mnie. — A te panie poszły w obronę. Tylko… trochę za bardzo zaszalały. — Podrapał się po brodzie. — Musimy je zgarnąć, a tego tam zabrać na pogotowie.
No super. Pierwszy weekend w tej dziurze spędzę na posterunku. Po prostu zajebiście!
Widziałam, jak cień uśmiechu przeszedł przez twarz umięśnionego ciacha. Co za arogancki dupek.
_Dobra, Luiza, ogarnij się. Nie jesteś ofiarą! Masz dyplom z angielskiego i francuskiego, wykształcenie wyższe i boskie ciało. Jesteś zajebista!_
Tylko czemu czuję się zupełnie odwrotnie?
— Michał, weź przestań. My na dołek? — zaskomlała moja kuzynka.
_Daria, zamknij się._ — Gdyby wzrok mógł zamrażać i zamykać gęby. — _Czy ja znam jakieś skuteczne zaklęcie?_
— Daria… — Upomniałam ją, ale niewiele to dało.
— Pani Luizo, widzę panią już drugi raz w tym tygodniu i znów pani narozrabiała.
Słucham?!
— Och, daj spokój, może nas trochę poniosło… — powiedziała Daria.
— Trochę? — krzyknął, a my podskoczyłyśmy na dźwięk jego głosu. — Facet ma rozbitą głowę. — Wskazał na skomlącego mężczyznę.
— Ale że się do mnie dostawiał, to już nie problem?! — wrzasnęłam, czując, że przez długi czas nie przekonam się do facetów. Albo zakłamane dupki, albo aroganccy palanci, albo obmacujący debile.
— Halo, ja tu krwawię — odezwał się poszkodowany, a policjant zmierzył go szybkim, nerwowym wzrokiem i wrócił do nas.
— Taa, widzę, ale nie pierwszy raz dotyka pan kobiet w niewłaściwy sposób — oznajmił Michał takim tonem, że tamten od razu się zamknął. — Patryk, opatrz pana i zawieź do szpitala. Niech zrobią mu prześwietlenie głowy.
— A ty?
— Poradzę sobie. Zresztą… — Michał zerknął na zegarek. — Właśnie skończyłem pracę.
— Szczęściarz — odburknął niski i zabrał poszkodowanego z klubu.
— A nas pan zaaresztuje. Mam przygotować nadgarstki
— powiedziałam pewnie, czując, że to alkohol przejął nade mną kontrolę.
Policjant zmierzył mnie wzorkiem od stóp do głów i to dwukrotnie, czym zbił mnie z pantałyku, po czym szeroko się uśmiechnął.
_Co, gacie mi widać? _— Jakoś nie miałam zamiaru tego sprawdzać. Zresztą nie mam się czego wstydzić. Ładna, zgrabna, okrągła pupa, trochę w stylu J. Lo.
— Przyjechałyście autem? — Skierował pytanie do Darii, ale to na mnie się gapił.
— Tak — odpowiedziała szybko moja kuzynka.
— Daj kluczyki, odwiozę was. — Wyciągnął w jej stronę dłoń.
— Kluczyki mam ja i nie zamierzam oddawać panu własnego auta.
— Chce pani nim jechać w takim stanie?
_Tak._
— Nie. Wrócimy na piechotę.
Zrobiłam krok. Aż jeden. I wpadłam na jego ciepłe, umięśnione ciało, a miałam wrażenie, jakbym właśnie zderzyła się ze ścianą.
— Nalegam — powiedział to tak blisko mojego ucha, że aż się wzdrygnęłam, ale nie podniosłam oczu.
_Nie, nie patrz, bo zginiesz…_
— Dobra, Luizka, daj te kluczyki, stopy mnie bolą w tych szpilkach — Daria sapnęła z rezygnacją.
— Ale ślicznie wyglądają na twoich nogach — powiedział policjant.
Serio? Aż przewróciłam oczami z zażenowania, ale najgorsze jest to, że Darii ten komplement się spodobał. Wyraźnie zachichotała i stała się malutką dziewczynką, która właśnie dostała ulubionego lizaka. Poważnie, to na nią działało?
— Okej. — Wyciągnęłam kluczyki, które złapała moja kuzynka, i tyle miałam do powiedzenia w tym temacie.
— Świetnie — skomentował Michał, a dziewczyny aż zapiszczały. Co za debilki. Może i jest przystojny, ale bez przesady… facet jak facet.
Daria z Anitą poszły przodem, trajkocąc po drodze. Złapały się pod ręce i nawet nie zauważyły, że nie ma mnie obok nich.
— Idzie pani?
Założyłam dłonie na biodra i odsunęłam się od policjanta na cały, duży krok.
— Tak.
Wyszliśmy z klubu i… Co za żmije! Obie już siedziały na tylnych siedzeniach i chichotały jak licealistki. Michał wyprzedził mnie o kilka kroków i otworzył dla mnie drzwi pasażera. Uniosłam lekko brwi ze zdziwienia.
— Nie jestem kaleką, wiem, jak się otwiera drzwi.
— Chciałem być miły. — Błysnął szerokim uśmiechem, a ja miałam ochotę walnąć go torebką, by ten uśmieszek zszedł z jego twarzy.
— Spoko. — Wgramoliłam się do środka. Myślałam, że wyjdzie mi to zgrabniej, ale nie w tej sukience i nie w tych szpilkach.
_Matko, co za żenada. Chcę do domu._
Gdy tylko Michał wyjechał z parkingu, zacisnęłam mocniej palce na torebce i wciskałam nieistniejący hamulec. Rzadko siedziałam na innym miejscu niż kierowcy i nie czułam się z tym komfortowo.
— Delikatnie, to bardzo wrażliwe auto — powiedziałam stanowczo.
— To tylko samochód. — Wzruszył ramionami.
— Może dla ciebie, koleś!
— Oj, widzę, że pani szybko przechodzi na ty.
— Okej, ujmę to inaczej. Może dla pana, panie Michale. Lepiej? — spytałam wkurzona.
— Sorry, ale zrobiłem coś pani?
_Spłoń, zgiń, przepadnij. Dlaczego, kiedy w myślach krzyczę „incendio”, nic nie płonie? Czy ja nie mam talentu Hermiony?!_
— Nie!
— Nie lubi pani mężczyzn?
Zmrużyłam tylko oczy i patrzyłam na niego przez szparki w oczach.
— Skąd ten pomysł?
— Tylko to przyszło mi na myśl albo…
Czekałam aż dokończy zdanie, ale jakoś się nie fatygował. Spoglądał przed siebie, ja siedziałam bokiem i mogłam bez przeszkód na niego patrzeć. Czarny zegarek na nadgarstku wyglądał na sportowy i dość drogi. Granatowa koszula zapięta pod samą szyję mocno opinała jego umięśnione ramiona. Ciekawe, czy ma jakieś tatuaże na bickach.
— Może pani tak na mnie nie patrzeć? — spytał, kierując wzrok na przednią szybę.
— Niby jak? — skomentowałam naburmuszona.
— Jakby chciała mnie pani zjeść.
_Słucham?!_
Miałam zamiar coś odpowiedzieć, ale wtedy policjant spojrzał na mnie tak, że mogłam jedynie pilnować, czy oddycham.
A i z tym miałam pewne trudności. Zmierzył mnie czekoladowym wzrokiem i… czułam, że jestem mokra tam, gdzie bardzo bym nie chciała.
— Dobra, weźcie z tym paniowaniem — powiedziała Daria, zapierając się o przednie zagłówki, a ja czułam, że właśnie płonę purpurą. Zupełnie zapomniałam, że moja kuzynka i Anita siedzą na tylnych siedzeniach i wszystko słyszą.
— Co? — zapytałam, nie rozumiejąc jej słów.
— Michał, to Luiza. Luiza to Michał. Proszę, oficjalna prezentacja. Nie musicie dziękować.
Nie zamierzałam.
Więcej się nie odezwałam. Gdy tylko podjechaliśmy pod dom przy ulicy Sportowej, wyskoczyłam z auta jak oparzona, trzasnęłam drzwiami pojazdu i wróciłam do swojego pokoju. Po chwili usłyszałam pukanie do drzwi. Daria wślizgnęła się do środka ze zmartwioną miną.
— Wszystko okej?
— Mogłyśmy zabić tego gościa i trafić za kratki — fuknęłam.
— Przesadzasz… — Zmierzyłam ją wzrokiem. — No dobra, trochę nam odwaliło. Ale wyszło w porządku.
Usiadła obok i mocno mnie przytuliła.
— Hej, o co chodzi?
Gdybym ja to wiedziała. Nie odpowiedziałam jej na pytanie, po prostu się w nią wtuliłam. Może to nerwy, może adrenalina w końcu puściła, a może ten ociekający seksem policjant, od którego wariuję, tak mnie rozstroił. Może to przez Kacpra, bo chociaż nie uważałam go za miłość swojego życia, to mógł to lepiej rozegrać. Przecież wiedziałam, że między nami nie kleiło się od… chyba od samego początku, ale jakoś mnie do siebie przekonał. Był przystojny, ale nie tak jak Michał. Był miły, zabierał mnie na kolacje, odwoził do domu, całował, przytulał, ale… Gdzie ta magiczna iskra, od której miałabym ciarki na całym ciele? Gdzie to przyspieszone bicie serca, urywany oddech, chęć ciągłej bliskości.
No właśnie, gdzie się to podziało?
— Wiesz, że nie każdy facet to Kacper?
Z głośnym sapnięciem położyłam się na łóżku.
— Wiem.
Tylko co z tego, że wiem, skoro inaczej czuję?Rozdział 4
Po całym tygodniu pracy miałam ochotę na kalorycznego pączka, dobre wino i jakąś komedię romantyczną.
Kamila nie była zadowolona, że musi wprowadzić mnie w sprawy firmy. Tłumaczyła mi wszystko takim tempem, że musiałam mocno się skupić, by przyswoić nową wiedzę. Do tego przychodziła i wychodziła o takiej porze, jaka jej pasowała. Tłumaczyłam to hormonami ciążowymi i dość pokaźnym już brzuszkiem, jak na szósty miesiąc. Przez cały tydzień było potwornie ciepło, a Kamila narzekała na puchnące nogi, chętnie chodziła na boso albo wkładała klapki, które wydawały irytujący dźwięk przy każdym jej kroku.
W piątkowe popołudnie omówiłam z dyrektorem plan na następny tydzień oraz jego spotkania, a on na pożegnanie wręczył mi segregator, bym zapoznała się z produktami jakie są wytwarzane w firmie, uśmiechnął się i życzył mi udanego weekendu.
Będzie po prostu bombowy. Z wkuwaniem cukierkowej listy do głowy, _rewelacja_. Wrzuciłam segregator do torby i wsiadłam do auta. Nim odpaliłam pojazd, usłyszałam dźwięk SMS’a. Wygrzebałam telefon z torebki i od razu zerknęłam na wyświetlacz. Gdy ostatnim razem olałam przychodzącą wiadomość, okazało się, że nie ma świeżego pieczywa w domu i musiałyśmy z Darią zasuwać na miasto, objechać połowę marketów, by znaleźć przestarzałe bułki, zapewne robione rankiem, więc postanowiłam zmarnować kilka sekund na odczytanie wiadomości.
Szybko odblokowałam telefon i… wkurzona rzuciłam urządzenie na fotel.
_I TAK CIĘ ZNAJDĘ! _— Tak brzmiała wiadomość od Kacpra.
Nawet nie pofatygował się, by zmienić numer telefonu.
O co mu chodzi? Przecież zerwaliśmy, a raczej rozstaliśmy się z głośnym hukiem. Czy faceci naprawdę muszą być tacy skomplikowani?
Na podwórko wjechałam z piskiem opon. Zabrałam swoje rzeczy i wpadłam, do środka, jak burza, głośno trzaskając drzwiami.
— Wilki cię gonią? — Z kuchni wyjrzała Daria. W różowym fartuszku wyglądała naprawdę uroczo.
— Nie. Patrz, co mi Kacper przystał. — Odblokowałam telefon i pokazałam kuzynce wiadomość.
— A to sukinsyn! — krzyknęła wymachując drewnianą łopatką — Wie, że tutaj jesteś?
— Wątpię. Ciebie nigdy nie poznał, nigdy mu nie mówiłam
o tym miejscu. A przynajmniej nie przypominam sobie.
— To znaczy tylko tyle, że byłaś niepewna względem niego. Żeby własnej kuzynce nie przedstawić chłopaka. — Udawała urażoną.
Przewróciłam oczami. Ale faktycznie coś musiało w tym być. Poprzednich facetów jej przedstawiłam, a Kacper… Może trochę się wstydziłam, że sypiam z dyrektorem. Sama nie wiem. A może już na początku założyłam, że to co jest między nami to nie miłość, tylko chwilowa zabawa.
— Pomożesz mi? — spytała, po chwili odrywając mnie od rozmyślania.
— A co robisz?
— Spaghetti. Makaron leży tam. — Wskazała palcem szafkę obok lodówki. — Woda powinna być już gorąca.
— Masz dla mnie fartuszek? Nie chce pochlapać mojej sukienki. — Daria zmierzyła wzrokiem mój strój i rzuciła mi czerwony fartuszek w białe serduszka.
— Nie musisz stroić się do pracy. Jak włożysz dżinsy, to nikt ci nic nie powie.
— Jakoś tam nie umiem. Jak idę do biura, to chcę wyglądać dobrze, ale… — sama zaśmiałam się pod nosem — męczą mnie te szpilki.
— To załóż baleriny, trampki albo płaskie sandały. Znajdziesz w swojej szafie? Chyba że wolisz zakupy?
— Nie, nie! — Zlękłam się. Zakupy z moją kuzynką to horror. Ona musi wejść do każdego sklepu i to czasem dwukrotnie, by jednak zdecydować, że dana rzecz totalnie do niej nie pasuje. — Daria jest potwornie gorąco, nie mam zamiaru biegać po sklepach. Mam ochotę na zimną lemoniadę albo wino, komedię i ewentualnie kawałek mocno kalorycznego ciasta. A właśnie… — klasnęłam dłońmi — może upieczemy pączki. Mam na nie wielką ochotę…
— Nie lepiej kupić?
— Ale ja na jednym nie skończę. Myślę, że zjem co najmniej cztery.
— Oj, dziewczyno i jakim cudem ty masz taki świetny tyłek?
— Chyba chcesz powiedzieć, że przypomina pączka. — Zaśmiałam się — Ale dzisiaj mam to gdzieś, będę martwić się tym później. Mam nadzieję, że macie tutaj jakiś klub fitness, siłownię czy coś podobnego.
— Coś się znajdzie. A teraz zobacz, czy mamy wszystkie składniki w lodówce. Powidła i inne dżemy znajdziesz w spiżarce.
W tej spiżarce można było odkryć naprawdę wielkie skarby. Jak byłyśmy małe to miałyśmy wrażenie, że to kraina cudów. Ciocia zawsze miała pełno zapasów w słoikach. Ogórki, dżemy, powidła, sałatki, zupki, śledziki, grzybki… Ach, czego tam nie było.
Do piwniczki schodziło się z kuchni, po kilku schodkach, gdzie panował przyjemny chłód. Znalazłam to, czego potrzebowałam, po czym wróciłam do Darii, wyłożyłam składniki na blat, w między czasie sprawdzając gotujący się makaron. Obie nie lubiłyśmy rozgotowanej papki makaronowej.
Nim Daria skończyła spaghetti, ja zdążyłam już zagnieść ciasto na pączki. Przykryłam je ściereczką i teraz pozostało czekać aż dobrze wyrośnie.
— Mam nadzieję, że nie miewasz często takich zachcianek. — Daria uśmiechnęła się do mnie zza talerza ze swoją porcją makaronu.
— Nie miewam. — Wciągnęłam kawałek makaronu, który zatańczył przy moim nosie i z pewnością go ubrudził. — A wujka nie ma?
Daria pokręciła głową. Zanim mi odpowiedziała, przeżuła i przełknęła dużą porcję.
— Jest jakiś mecz i siedzi z panem Stasiem w pubie. Wiesz piwo, chipsy i faceci w krótkich gaciach biegający za piłką.
— Jasne.
Gdy pączkowy aromat unosił się w całym domu, przeniosłyśmy się na taras, gdzie promienie słońca przyjemnie ogrzewały nasze ciała. Pączka popijałam świeżą lemoniadą z miętą, czując się w pełni odprężona. Nawet udało mi się zapomnieć o Kacprze i jego głupiej wiadomości. Postanowiłam jednak zadzwonić do Daniela i powiedzieć, by uważali na tego kretyna. Nigdy nie wiadomo, co strzeli mu do głowy.
— Masz jakiś strój kąpielowy? — Wypaliła Daria.
— Niejeden — odpowiedziałam. — Dlaczego pytasz? –dociekałam.
— A co chcesz robić w sobotni dzień? — wzruszyłam
ramionami.
— Spać — odpowiedziałam całkiem szczerze.
— No jasne, już ci pozwolę. Mam jutro trzy klientki, więc do dwunastej będę z powrotem w domu, a potem pojedziemy na plażę. Zrobisz kanapki, możesz też kupić napoje, przekąski i wszystko spakować do koszyka. Ja zajmę się leżakami.
— A coś z nimi nie tak? — spytałam wystawiając twarz ku słońcu.
— W tym roku jeszcze ich nie wyciągałam. Trzeba je odświeżyć i będą nadawały się do użytku.
— W takim razie, mam nadzieję, że jutro będzie padać. — Zrobiłam krzywy uśmiech, a Daria zaśmiała się na głos.
— Gdzie się podziała ta dziewczyna, która dzwoniła do mnie w piątkowy wieczór, czy pojadę z nią do Warszawy na targi książki w sobotni ranek.
— Hej, jeśli chodzi o książki to zawsze jestem chętna i gotowa. — Od zawsze uwielbiałam powieści. Najbardziej ciekawiły mnie te z gatunku fantasy, a od niedawna zaczęłam czytać romanse i obyczajówki.
— No i dobrze. Weźmiesz sobie tego Harr’ego Pottera, którego żeś przytachała ze sobą i pojedziemy jutro plażę.
— Idę na plaże, na plaże, na plaże. — Zaśpiewałam w nutę
Video i zaciągnęłam się swoją lemoniadą.
Zapowiada się kolejny, ciekawy weekend.Rozdział 7
Zaspałam.
No, nie do końca.
Miałam całe trzydzieści minut, by zdążyć do pracy. O śniadaniu mogłam zapomnieć. Szybki makijaż, włosy wygładziłam szczotką, wcisnęłam się w kremową sukienkę i już byłam gotowa.
Odpaliłam auto, zjechałam powoli z krawężnika.
— Co jest? — Auto zaczęło dziwnie drżeć, podskakiwać, a ja naprawdę nie miałam czasu na takie rzeczy.
Zatrzymałam się, wysiadłam pospiesznie, ale niewiele mogłam zrobić. Złapałam kapcia i to w dwóch oponach. Szlag by to!
Obeszłam auto, sprawdzając czy może wszystkie moje opony są sflaczałe, ale tylko te dwie okazały się moją zmorą. Z jedną bym sobie poradziła. W warsztacie Daniela nie raz wymieniałam koło. Zapewne trochę by mi to zajęło, ale w końcu dałabym radę. Ale z dwiema, co miałam niby zrobić?
Pospiesznie rozejrzałam się, ale auta Darii nigdzie nie było. Wujek znów miał poranną zmianę. Daria mi tłumaczyła, że w okresie letnim, gdy każdy chce skorzystać z urlopu, wujek pracuje zwykle na jedną zmianę, czasem na nocną. Byłam
w totalnej dupie.
Złapałam za telefon i nim dobrze to przemyślałam, zadzwoniłam do jedynej osoby, która wiele razy ofiarowywała mi pomoc.
— Halo? — powiedział to tak słabym głosem, że sprawdziłam jeszcze raz czy wybrałam odpowiedni numer. — Halo?
— Luiza Skowrońska, dodzwoniłam się do Michała Wenarskiego?
— Tak. Stało coś?
_Stało się. Katastrofa roku._
— Yyy… Wiesz, chyba źle zrobiłam, że zadzwoniłam, chyba cię obudziłam i…
— Nie szkodzi. — A jednak spał. _Fuck_! _Rozłącz się, idiotko._
— Dobra, nieważne. Cześć. — Już miałam się rozłączyć, ale Michał zabrał głos.
— Luiza, skoro i tak mnie obudziłaś, to mów co się dzieje.
Czułam się potwornie zażenowana. W planach miałam go unikać, a nie dzwonić z rana i prosić o pomoc.
— Złapałam kapcia.
— Nie wiesz, jak zmienić koło? — W jego ustach te słowa brzmiały _Kobiece problemy z autem._ I naprawdę chciałam się już rozłączyć.
— Umiem zmienić koło! — warknęłam. — Ale mam dwie przebite opony, jedną zapasówkę. Ale wiesz, co? Nieważne, wybacz, że cię obudziłam. Poradzę sobie.
— Zaczekaj!
— Po co?
— Przyjadę po ciebie. Gdzie jesteś?
— Pod domem.
— Daj mi dziesięć minut. Czekaj na mnie.
I się rozłączył.
****
— Dziękuję ci bardzo za pomoc. Nie wiem jak ci się odwdzięczę — powiedziałam mocując się z pasem bezpieczeństwa w jego aucie, gdy Michał zatrzymał się na parkingu pracowniczym.
— A ja wiem jak. — Uniosłam pospiesznie oczy i wpatrzyłam się w jego twarz. Błysk w oku i figlarny uśmieszek od razu zbił mnie z tropu.
— To znaczy? — Przekręciłam głowę w lewą stronę i czekałam aż dokończy zdanie. I tak byłam spóźniona do pracy, więc dwie minuty w tą czy w tamtą nie robiły mi dużej różnicy.
Przysunął się do mnie i mimo, że serce zaczęło mi mocniej walić, próbowałam pokazać jaka jestem niezainteresowana.
Michał głupio się uśmiechnął i stuknął się kilka razy w policzek. Wiedziałam, że czeka na moją reakcję. Zresztą od jednego całusa w policzek nie umrę. Chciałam zrobić to szybko i wyskoczyć z auta, nim ktoś nas zauważy. Przybliżyłam usta. Skubany, odwrócił się i trafiłam wprost w jego wargi. Chciałam od razu się odsunąć, ale nie potrafiłam. Miałam usta przyciśnięte do jego warg. To był słodki, trzysekundowy pocałunek na miarę licealistów, a mimo to, czułam, że czerwienieją mi policzki.
Odsunęłam się urażona. Nie tak miało to się skończyć. Złapałam za klamkę, ale jego ciepłe palce mnie zatrzymały.
— Daj kluczyki, to zajmę się twoim autem.
— Nie trzeba! — warknęłam i wyrwałam mu swoją dłoń.
— Kończysz o szesnastej? — przytaknęłam. — Przyjadę po
ciebie.
— Nie, dziękuję. Cześć.
Mimo tego, że przez cały dzień czułam ten całus na własnych ustach i uśmiechałam się sama do siebie, to wolałam by się nie zdarzył. Nie potrzebowałam romansu z tutejszym policjantem. Zresztą z żadnym innym facetem również nie. Przyjechałam do Koprzywnicy za pracą i by uciec od faceta, a nie szukać nowego.
Ale…
No właśnie, tutaj wkrada się małe _ale_, które burzy mój normalny tok myślenia, a mój mózg zamienia się w papkę, z której niewiele można zrobić. Mój analityczny umysł włącza STOP i nie ma opcji, by ruszył PLAY. A to dziwne, bo jeszcze nigdy się tak nie czułam.
****
Wychodząc z pracy miałam jednak nadzieję natknąć się na jego czarne, terenowe auto. Wiem, byłam pełna sprzeczności.
Z jednej strony Michał bardzo mi się podobał. Miał ciekawy głos, wyglądał jak współczesny gladiator, a do tego był miły. Ale czasem wychodził z niego arogancki dupek, z którym nie chciałam mieć nic do czynienia. Z drugiej strony bałam się angażować. Nie chciałam koprzywnickiej przygody, a nie byłam pewna, czy jestem gotowa na nowy związek.
Wróciłam do domu na piechotę, moje auto stało już w pełni gotowe do jazdy. Zadzwoniłam w porze lunchu do wujka i opowiedziałam, co mi się przytrafiło. Kluczyki zapasowe trzymałam w komodzie, w białej kopercie, więc wujek mógł zdjąć opony i zawieźć je do wulkanizatora, a potem założyć je ponownie. A ja cieszyłam się, że nie musiałam ponownie prosić o pomoc Michała.